Strona główna „Forum Akademickiego”

Archiwum z roku 1998

Spis treści numeru 6/1998

Anatomia dzidy
Poprzedni Następny

Uczenie zasad ogólnych zawsze musi odbywać się na jakimś konkretnym
przykładzie. I tak przecież chodzi o zrozumienie całości.

Cykl życiowy uniwersytetu
Stanisław Czachorowski

Fot. Stefan CiechanCykl życiowy odnosi się do organizmów żywych. Uniwersytet jest instytucją społeczną. Dodatkowo tytuł nawiązuje do wiedzy - bytu jeszcze innego rodzaju. Czy tytułowy zwrot jest bezsensowną zbitką nieprzystawalnych rzeczywistości, czy też płodnym intelektualnie porównaniem? Jest to w gruncie rzeczy pytanie, czy otaczający nas świat jest jednością - universum, czy też sumą niezależnych bytów.

Intensywne prace nad stworzeniem uniwersytetu w Olsztynie i dyskusje toczące się od kilku lat, zasilane impulsami wewnętrznymi i zewnętrzną (pozaolsztyńską) sytuacją w systemie szkolnictwa wyższego, są dogodną sytuacją do zastanawiania się nad sensem uniwersytetu, jego misją i celem funkcjonowania. Co to jest ten uniwersytet?

INSTRUKCJA OBSŁUGI

Gdy kupujemy nową pralkę, telewizor, odkurzacz czy mikser, sięgamy do instrukcji obsługi, aby dowiedzieć się, jak posługiwać się nowym "cackiem". Wszak niewłaściwa obsługa może nasze nowe urządzenie uszkodzić lub trwale zepsuć. Takim urządzeniem - najintensywniej używanym w murach akademickich - jest mózg. To nim posługują się studenci dla zgłębienia wiedzy, zapamiętania mnóstwa różnych informacji. "Urządzenie" to jest bardzo precyzyjne i od jego sprawności decyduje ewentualny sukces studenta. W gruncie rzeczy nie chodzi o sam biologiczny mózg, lecz także właściwe nawyki poznawcze i cały system wiedzy. Tak jak o pracy komputera decyduje nie tylko hardware, lecz w znacznej części oprogramowanie. Posługiwania się programami też trzeba się nauczyć, a czy przekraczającym mury uniwersytetu wręczane są "instrukcje obsługi"? A może dzieje się to na wcześniejszych etapach kształcenia?

Od wielu lat w murach akademickich krąży dowcip o anatomii dzidy bojowej, ironizujący z rozbudowanych i nasyconych szczegółami przedmiotów nauczania (w tym także tych związanych z dawnym Studium Wojskowym). Dowcip ten jest popularny zwłaszcza na kierunkach "ścisłych", na których trzeba dużo "wkuwać". Otóż dzida bojowa składa się z trzech części: przododzidzia, śróddzidzia i zadzidzia. Z kolei przododzidzie dzieli się na: przododzidzie przododzidzia, śróddzidzie przododzidzia, zadzidzie przododzidzia itd. itp. Zgodnie z nowszymi odkryciami okazało się, że śróddzidzie przododzidzia przododzidzia jest jeszcze zróżnicowane wertykalnie i zawiera część górną, środkową i dolną, natomiast zadzidzie śróddzidzia zadzidzia ma część rdzeniową i korową... Dowcip ten jest i tak optymistyczną wersją różnorodnych klasyfikacji, z jakimi spotyka się student. Optymistycznym dlatego, że jest spójny i logiczny (inaczej dowcip byłby niezapamiętywalny). W akademickiej rzeczywistości zachodzą na siebie różnorodne podziały, "niekompatybilne" klasyfikacje, w których kwadratowe sąsiaduje z czerwonym i szorstkim. Zapamiętanie takiego galimatiasu jest rzeczywiście kłopotliwe. Zwłaszcza, gdy nie dysponuje się "instrukcją obsługi" lub innego rodzaju przewodnikiem.

Jeszcze do niedawna na wszystkich etapach edukacji nie zwracano uwagi na to "jak się uczyć". Uczenie się, zapamiętywanie, traktowane było jako cecha wrodzona lub sztuka samouków. W murach akademickich królowała selekcja naturalna: kto posiadł właściwą technikę uczenia się, ten przechodził dalej, kto nie - ten odpadał. Przy upowszechnieniu wykształcenia wyższego taka "naturalna selekcja" jest zbyt kosztowna. Konieczny jest wzrost efektywności kształcenia. Zaczęły się pojawiać różnego rodzaju poradniki, a nawet specjalne kursy.

Przedstawiony wyżej dowcip oddaje sfrustrowanie i zagubienie "nowicjuszy" w gąszczu informacji. Pracowity świat naukowy, liczne laboratoria, kolejni doktoranci, profesorowie systematycznie powiększają rozmiary i szczegółowość owego "gąszczu". A studenci czują się jak właściciele nowego, modnego urządzenia, lecz z instrukcją obsługi w języku obcym. Dowcip ten oddaje także pogłębiającą się specjalizację w nauce, jej ciągłą fragmentację. Nawet naukowcy są już zagubieni, może nawet bardziej niż studenci. Ci ostatni z konieczności muszą studiować wiele różnych przedmiotów. Uczeni ograniczają się do swojej wąskiej specjalności, a ogólna wiedza z czasów studiów częściowo uległa zapomnieniu, po części zaś zdezaktualizowała się w wyniku pracowitości kolegów innych specjalności. W konsekwencji nauczyciele akademiccy boją się wypowiadać na inne tematy, boją się wychylać poza "swoją działkę".

EKOLOGIA KRAJOBRAZU

Specjalizacja i podejście analityczne przyniosło wiele niezaprzeczalnych sukcesów i przyczyniło się w dużym stopniu do rozwoju wiedzy. Jednym z aspektów analitycznego podejścia jest popperowska definicja nauki jako procesu testowania hipotez. Wszystko inne nie jest nauką. Jednakże rozwój nauki i każdej dyscypliny opiera się na obserwacjach (czasem zupełnie bezcelowych, jedynie na zasadzie ciekawości), gromadzeniu wielu danych i informacji. W końcu, na podstawie obserwacji i zebranych danych (lub zupełnie przypadkowo) rodzą się pomysły i hipotezy. Wszystko to jednak nie jest naukowe. Prawdziwa nauka sprowadza się do testowania hipotez. A zatem nauka testuje i weryfikuje "nienaukowo" powstające hipotezy. Zbyt wyrywkowe spojrzenie na działalność naukową (utrata obrazu całości dzidy z cytowanego dowcipu) wyrzuca poza nawias "prawdziwej nauki" jej niezbędne elementy składowe. Utrata obrazu całości przyczynia się do poczucia zagubienia i bezradności wobec nadmiaru informacji.

Nieodłącznym elementem wiedzy jest podejście syntetyczne, próba integracji i całościowego opisania wszystkich faktów. Jest to romantyczne (czy tylko romantyczne?) marzenie fizyków o wymyśleniu jednego wzoru opisującego wszystkie zjawiska. To taka swoista "ściąga" - zapamiętać jeden wzór (schemat) nie jest wcale trudno. A jeśli się umie wyprowadzić z niego wszystkie inne przypadki szczegółowe, to już z każdym egzaminem można sobie poradzić. A zamiast wkuwać można pozwolić sobie na pełnię studenckiego życia. Całościowy obraz świata (ogólne spojrzenie na dzidę) umożliwia także uczonym wychylanie się poza własną działkę.

Nauka rozwija się nie tylko dzięki podejściu analitycznemu. Wiele sukcesów zawdzięcza także podejściu syntetycznemu i dyscyplinom interdyscyplinarnym (jakkolwiek często podejrzewane są one o jakoweś hochsztaplerstwo). Poza powszechnie znaną teorią systemów Bertalanffego można podać przykład modnej ostatnio ekologii krajobrazu. Ta nowa "działka" powstała początkowo na styku geografii i biologii. Chociaż sensowniejszym byłoby mówienie o integracji. Potem ekologia krajobrazu wchłonęła inne dyscypliny: ekonomię, ekologię, psychologię, teorie informacji, termodynamikę a nawet sztuki plastyczne. Czy ekologia krajobrazu jest schronieniem dla "nieuków"?

JEDEN WZÓR

Każde syntetyczne podejście jest swoistą instrukcją obsługi, przewodnikiem, "ogólnym widokiem dzidy". Dysponując takim szkieletem łatwiej zrozumieć i łatwiej poruszać się w labiryncie informacji i niespójnych typologii. Gdyby zacząć omawianie anatomii dzidy bez obrazu ogólnego, to zapamiętanie szczegółów np. na trzecim poziomie "anatomicznym" byłoby niezrozumiałe i bardzo trudne do zapamiętania.

I w końcu dochodzimy do misji uniwersytetu. Czy ma być bardziej wyższą szkołą zawodową, dokładniej uczącą o strukturze i funkcjonowaniu przododzidzia śróddzidzia śróddzidzia? Czy też bardziej szkołą posługiwania się własnym mózgiem jako "narzędziem poznawczym" i wyposażającą w uniwersalną instrukcje obsługi "systemu wiedzy"? Czy uniwersytet ma być miejscem przyswajania aktualnych informacji, czy też miejscem zrozumienia otaczającego nas świata? Czy ma być przygotowaniem do zawodu w konkretnym miejscu pracy, czy też raczej przygotowaniem do recepcji i tworzenia kultury w szerokim sensie tego słowa. A może jednym i drugim? Wobec szybko zmieniającego się świata, dobrym przygotowaniem zawodowym jest... sprawne posługiwanie się mózgiem, szybkie dostosowywanie się do nowych warunków i nowego miejsca pracy. A do specjalizacji potrzebny jest całościowy obraz rzeczywistości i "jeden wzór" opisujący cały świat.

W historii nauki wielokrotnie dostrzeżemy wzajemne przenikanie się różnych dyscyplin. Darwinowska teoria ewolucji rozwinęła się korzystając z modeli i doświadczeń ekonomii. Po burzliwym rozwoju na gruncie biologii, ewolucja przeniknęła do kosmologii, fizyki, sztuki itd. Podobnych przykładów jest znacznie więcej. Mimo specjalizacji nauka rozwija się razem. W różnych dyscyplinach i niezależnie od siebie pojawiają się podobne modele, schematy, koncepcje. Czy wynika to z faktu, iż świat jest jednością, czy tylko dlatego, że poznawany jest przez ten sam podmiot? Tak czy siak, warto czasem zaglądać na "cudze podwórko" w poszukiwaniu inspiracji. Po co odkrywać po raz kolejny Amerykę lub znów wymyślać koło?

RÓŻNORODNOŚĆ GATUNKOWA

Kiedy w 1994 roku, przy okazji jubileuszu WSP w Olsztynie, opracowywałem historię Wydziału Matematyczno-Przyrodniczego, niejako dla zabawy porównałem historię rozwoju wydziału do sukcesji ekologicznej. Lecz może takie porównania to coś więcej niż zabawa?

W typowej sukcesji, np. zbiorowisk leśnych, od poręby do stuletniego lasu, można zaobserwować kilka prawidłowości. Systematycznie wzrasta biomasa lasu. Nieco inaczej kształtuje się różnorodność gatunkowa. W pierwszym okresie różnorodność bardzo szybko rośnie, potem wyraźnie spada. Potem obserwuje się ponowny wzrost różnorodności gatunkowej. Pierwszy wzrost wynika z obecności wielu gatunków przypadkowych. W biocenozie utrzymują się one krótko. Z kolei powtórny wzrost różnorodności można interpretować jako wynik zwiększenia liczby siedlisk: początkowo jednowarstwowy młodnik zmienia się w las z wyraźną strukturą piętrową, w konsekwencji zwiększa się liczba różnych siedlisk. W początkowych etapach sukcesji lasu liczne są gatunki "krótkotrwałe", których obecność w biocenozie jest relatywnie krótka (np. rośliny zielne, gatunki przypadkowe). Potem przeważają gatunki "długotrwałe", czego przykładem są wieloletnie drzewa.

Spójrzmy teraz na zmiany kadrowe i ofertę edukacyjną na Wydziale Matematyczno-Przyrodniczym WSP w Olsztynie. Liczba pracowników ("biomasa") systematycznie wzrastała. W okresie początkowym istniały tylko dwukierunkowe studia zawodowe z biologią, geografią, matematyką fizyką oraz wychowaniem technicznym. W połowie lat 70. różnorodność kształcenia uległa zmniejszeniu: najpierw "odpadła" geografia, potem fizyka. Na początku lat 80. rozpoczęto kształcenie w systemie pięcioletnim magisterskim, lecz wobec rosnących wymagań pojawiły się kłopoty z utrzymaniem wszystkich kierunków magisterskich. Od początku lat 90. obserwuje się powolny wzrost różnorodności oferty kształcenia: wprowadzono trzy specjalizacje na kierunku biologia, "odzyskano" uprawnienia magisterskie na kierunku matematyka i wychowanie techniczne, pojawiły się różnorodne studia podyplomowe. Przy analizowaniu karier można było zauważyć iż w okresie pierwszych 5-10 lat fluktuacja kadr była znaczna, w pozostałych latach wyraźnie mniejsza (tylko w grupie asystentów utrzymała się na wyższym poziomie).

Czy są to tylko podobieństwa powierzchowne? A może podobne są także mechanizmy sukcesji ekologicznej i "sukcesji instytucji społecznych"? To drugie kuszące jest także ze względów dydaktycznych. Wartość absolwenta wynikać będzie nie tylko z racji jego przygotowania zawodowego, lecz może przede wszystkim z jego przygotowania ogólnoteoretycznego. Uczenie zasad ogólnych zawsze musi odbywać się na jakimś konkretnym przykładzie. I tak przecież chodzi o zrozumienie całości. W tym kontekście wydziały rolnicze Akademii Rolniczo-Technicznej w Olsztynie nie są wcale przeszkodą w tworzeniu uniwersytetu, a sam uniwersytet nie zdeprecjonuje "profesorów-rolników".

W chwilach przerwy między odkrywaniem coraz to nowych "cząstek elementarnych" dzidy, warto (choćby tylko dla inspiracji), spojrzeć na dzidę całościowo. "Forum Akademickie" jest chyba dogodnym do tego miejscem. Sam tytuł to sugeruje.

Dr Stanisław Czachorowski, biolog, pracuje w Zakładzie Ekologii i Ochrony Środowiska Instytutu Biologii WSP w Olsztynie.

Uwagi.