|
Życie akademickieLepiej byłoby, gdyby rankingi edukacyjne nie ukazywały się
wcale, Cezary Szczepaniak Przyjmuję, że słowo „ranking” oznacza klasyfikację wg określonych kryteriów, czy pewną kolejność określoną na podstawie osiągniętych wyników. Do tej pory najczęściej dostrzeganymi rankingami były te, które dotyczyły sportowców, czy różnych fragmentów życia sportowego. W tych rankingach listy rankingowe powstawały na podstawie oceny wymiernych, osiąganych wyników sportowych. Obecnie inne dziedziny życia wykazują chęć do tworzenia list rankingowych różnych elementów, które decydują o ogólnym kształcie i formie danej dziedziny. Mówiąc o dziedzinie życia mam na myśli: kulturę, naukę, szkolnictwo itp. W dziedzinie kultury brak jeszcze oficjalnie publikowanych rankingów dotyczących np. teatrów czy innych ośrodków kultury, jakkolwiek mówi się, że ten teatr jest lepszy, a tamten gorszy. W dziedzinie nauki zawsze były nieoficjalne klasyfikacje ośrodków naukowych. W ich wyniku kształtowała się opinia, że w danych obszarach badań naukowych, np. fizyki doświadczalnej, ośrodek „ostrowski” jest najlepszy, a dalej lokują się inne ośrodki i centra zajmujące się tą dziedziną. Tę szczególną klasyfikację, która może być uznana za swoisty ranking, kształtowało samo życie. Dla tak powstającej klasyfikacji określona kolejność jednostek klasyfikowanych, kształtowana przez lata obserwacji, nie wywoływała większych zastrzeżeń w środowisku samych uczonych oraz osób postronnych. Takie klasyfikacje, naturalne w odniesieniu do różnych ośrodków czy choćby tylko zespołów ludzi działających w danych obszarach nauki, miały i mają miejsce w różnych krajach. Także w Polsce mówiło się i mówi do dzisiaj o prymacie i przodującej roli danego ośrodka w zakresie określonych badań. W ostatnich latach pojawiają się w Polsce dosyć liczne rankingi obejmujące
uczelnie akademickie. W roku bieżącym można odnotować trzy publikowane listy
rankingowe wyższych uczelni w tygodnikach „Polityka” i „Wprost” oraz w gazecie
codziennej „Rzeczpospolita”. Wyniki tych rankingów, publikowane w mediach
ogólnopolskich o uznanym autorytecie, w istotny sposób poruszają opinię
publiczną, a szczególnie tych, którzy związani są bezpośrednio ze szkolnictwem
wyższym. Omówienia wyników tych rankingów dokonał prof. Tadeusz Wojciechowski w
„Forum Akademickim” nr 7-8, nie będę więc analizował ani przyjętych kryteriów
oceny poszczególnych uczelni, ani ich ilościowego wyrazu w postaci wskaźników, w
zasadniczy sposób decydujących o ułożeniu listy rankingowej uczelni. Poruszę
jedynie pewne problemy o charakterze ogólnym, które publikacja rankingów może
implikować w odniesieniu do kształtowania opinii u czytelników, będących jedynie
kibicami życia akademickiego i tych, dla których życie akademickie jest ich
życiem. KOMU TO SŁUŻY?Sama zapowiedź publikacji rankingów szkół wyższych w „Rzeczpospolitej” oraz „Wprost” jest znamienna w wyrażaniu sądu, co do jakości uczelni akademickich. „Rzeczpospolita” nazywa ranking uczelni „rankingiem edukacyjnym”, a tygodnik „Wprost” umieszcza takie hasła na okładce dodatku do numeru 20: Akademia Jakości, Liderzy Edukacji, Szkoła Biznesu, Ranking Szkół Wyższych. Oto cytat z „Rzeczpospolitej” z 12 kwietnia 2001: Najlepsze uczelnie w podziale na typy szkół. W „Rzeczpospolitej” z 10 kwietnia opublikowaliśmy listę 75 najlepszych polskich szkół wyższych wraz z zasadami rankingu. Dzisiaj na podstawie danych z tamtej tabeli publikujemy ranking uczelni w podziale na typy szkół wyższych. Najlepsza w danej grupie uczelnia uzyskała 100 punktów. Już te zapowiedzi, a także publikowane listy rankingowe uczelni prowokują do stawiania pytań. Pytanie pierwsze brzmi: Co może oznaczać fakt umieszczenia w danej pozycji listy rankingowej danej uczelni? Czy uczelnia z pozycji 30. jest lepsza od tej z pozycji 40.? Na czym polega ta przewaga? Gdyby okazało się, że uczelnia 30. to uniwersytet, a 40. to akademia wychowania fizycznego, odpowiedź na postawione pytanie traci zupełnie sens. Sformułujmy zatem pytanie ogólne: Co oznacza dla danej uczelni fakt umieszczenia jej na danym miejscu listy rankingowej „75 najlepszych polskich szkół wyższych”, ustalonej w „ramach rankingu edukacyjnego”? Czy umieszczenie na liście rankingowej Uniwersytetu Jagiellońskiego na pierwszym czy drugim miejscu doda mu większego splendoru, czy w ten sposób wzmocniona zostanie pozycja tej znakomitej uczelni pośród innych uczelni kraju? Odpowiedź musi być zdecydowanie negatywna. Takie eksponowanie uniwersytetu jest zupełnie niepotrzebne. A teraz spójrzmy na uczelnie zajmujące ostatnie miejsca w rankingu
„Rzeczpospolitej”. Komu ma służyć ogólnopolska publikacja informująca, że jest
to uczelnia najgorsza? Jak po takiej opinii mogą czuć się studenci? Czy ci
ambitniejsi nie zechcą jej opuścić? A profesorowie i inni nauczyciele
akademiccy, jakie mogą mieć samopoczucie, gdy mówi się, że tworzą najgorsze
miejsce do zdobywania w kraju wykształcenia wyższego? Żadna z wyższych uczelni
na taką ocenę nie zasługuje, szczególnie w okresie, kiedy budżet państwa
przewiduje na naukę zaledwie szczątkową część publicznych pieniędzy, a uczelnie
półlegalnym działaniem swoich władz starają się o zdobycie środków koniecznych
do istnienia. SZKOŁY NAUKOWETe same pytania można formułować także w stosunku do list rankingowych sporządzanych w podziale na typy szkół wyższych. Jak puste w treści są takie rankingi edukacyjne, niech zilustruje przykład bardzo prawdopodobnej sytuacji, zupełnie nie uwzględnianej przez sporządzających ranking. W politechnice, zajmującej miejsce ostatnie na liście uczelni technicznych, jest kierunek studiów prowadzony przez młodych uczonych, którzy już odnotowali w swoim życiu sukcesy naukowe i zawodowe. Studia na tym kierunku prowadzone są w sposób nowoczesny, a grupa dynamicznych profesorów stale prowadzi działania na rzecz jego rozwoju. Natomiast w uczelni technicznej zajmującej pierwsze miejsce w rankingu od kilku lat ten sam kierunek przeżywa kryzys wywołany np. luką pokoleniową. Wyniki rankingu tej sytuacji nie uwzględniają. Rankingi sporządzane w podziale na typy uczelni mogą zachowywać jedynie
pozory tego, że świadczą o jakości danej szkoły na tle innych, jej podobnych.
Kolejny przykład: żaden z rankingów – chociaż w kryteriach np. tygodnika
„Wprost” jest wymieniona ocena zaplecza intelektualnego szkoły – nie uwzględnia
istnienia w danej uczelni szkół naukowych. Szkoły naukowe, stworzone i kierowane
przez indywidualności naukowe, są przede wszystkim wizytówką uczelni. Ich
istnienie potwierdzają fakty naukowe, natomiast nie mają odzwierciedlenia w
administracyjnym formalizmie. O szkołach takich mówi się, że istnieją, że
zostały stworzone i są kierowane przez „tego” profesora. Szkoły naukowe
określają miejsca uczelni na mapie kraju i świata. Rankingi faktu istnienia
szkół naukowych nie uwzględniają, nie ma bowiem dla podkreślenia ich istnienia
żadnych wskaźników. LEPIEJ BEZ NICHPrzedstawiłem pewne wątpliwości, które nasuwają się po lekturze publikowanych
rankingów wyższych uczelni. Dotyczą one celowości przeprowadzania takich działań
oraz podawania ich wyników do wiadomości opinii publicznej. Nasuwają się jeszcze
inne pytania w związku z publikacją edukacyjnych rankingów, np. o kryteria
przyjęte do oceny działalności uczelni, mające decydujący wpływ na ostateczną
postać listy. Działań uczelni akademickiej nie da się przedstawić w zamkniętych ramach wypełnionych determinantami o określonych wartościach. Nasuwa się więc zasadnicze pytanie o celowość sporządzania list rankingowych uczelni akademickich. Moim zdaniem, układanie „edukacyjnych rankingów” nie ma żadnego merytorycznego uzasadnienia i jest bezcelowe. Nie przynosi żadnych korzyści środowisku naukowemu, a kibicom tego środowiska – np. politykom czy urzędnikom wyższej rangi, mającym choćby tylko niewielki wpływ na życie akademickie – dostarcza jedynie inspiracji do działań, które mogą temu środowisku istotnie szkodzić, np. poprzez generowanie różnych niewłaściwych ustaw i zarządzeń, chybione rozdzielnictwo środków finansowych itp. Wymienione przykłady wyciskają negatywne piętno na działalności większości uczelni akademickich oraz innych instytucji i placówek naukowych. Można zatem sformułować zdecydowany wniosek ogólny, że lepiej byłoby, gdyby rankingi edukacyjne nie ukazywały się wcale, a już szczególnie nie wypełniały szpalt dzienników i tygodników o uznanym wśród czytelników autorytecie, choć nie można oczywiście żadnej redakcji zabronić sporządzania i publikowania wyników przemyśleń i pracy dziennikarzy, którzy, jako kibice życia akademickiego, chcą coś do niego wnieść. Niemniej jednak takim publikacjom powinny towarzyszyć rzetelne, krytyczne komentarze. Sporządzenie „rankingu edukacyjnego” oraz jego publikacja powinny być traktowane przez samych twórców raczej jako zabawa dziennikarska, a nie jako wynik badań pewnych zjawisk i obszarów działania uczelni akademickich. Lepiej byłoby jednak dla wszystkich, aby wyniki takiej zabawy nie były rozpowszechniane. Prof. dr hab. inż. Cezary Szczepaniak, konstruktor pojazdów, jest dyrektorem Instytutu Pojazdów Politechniki Łódzkiej i przewodniczącym Rady Naukowej Instytutu Transportu Samochodowego w Warszawie. |
|