Strona główna „Forum Akademickiego”

Archiwum z roku 2003

Spis treści numeru 5/2003

Pierwsze skrzypce

Poprzedni Następny

Sposób bycia

Nasiąkłem przyrodą – wspomina prof. Jara. Obrazy, 
które zapadły mu w pamięć – to odczynianie uroków, obrzędy związane z nadejściem burzy.

Piotr Kieraciński

Fot. Piotr Kieraciński

W biurze promocji Akademii Rolniczej we Wrocławiu, gdzie odwiedziłem znajome, natrafiłem na zbiorek poezji. Odruchowo zajrzałem na ostatnią stronę okładki, spodziewając się tam znaleźć notę o autorze. Był nim Zbigniew Jara, profesor ichtiopatolog. Z zainteresowaniem przejrzałem książkę. Szybki telefon. Wkrótce potem siedzieliśmy w mieszkaniu autora, gawędząc o muzyce, poezji, obrazach wiszących na ścianach.

Lata dzieciństwa, spędzone w podrymanowskiej Milczy, zadecydowały o jego zainteresowaniach. – Nasiąkłem przyrodą. Mieliśmy pole, konia, krowy, pszczoły – wspomina prof. Jara. Obrazy, które zapadły mu w pamięć – to odczynianie uroków, obrzędy związane z nadejściem burzy. – Domy pod strzechami, a odgromników nie było. Pamiętam pożar w sąsiedniej wsi, w którym od uderzenia pioruna spłonęło szesnaście domów. Inne wspomnienie: kurna chata i jej mieszkańcy. – Drewno, z którego była zbudowana, ciągle wędzone w dymie, miało kolor hebanu. Mieszkańców wyczuwało się nosem na znaczne odległości. Najpiękniejsze wspomnienia wiążą się jednak z domem rodzinnym. Matka grająca na skrzypcach, odgłosy lekcji dochodzące zza ściany – mieszkali w szkole, gdyż rodzice byli nauczycielami. – Jest taki czas po zmierzchu, między dniem a nocą, zwany szarą godziną. Zanim zrobiło się zupełnie ciemno i zapłonęły lampy naftowe, siadaliśmy u nóg matki i słuchaliśmy. W ten sposób poznałem Sienkiewiczowskich „Krzyżaków” i „W pustyni i w puszczy” – wspomina.

INTER ARMA

Bardzo wcześnie zaczął grać na skrzypcach. – Większą część mojego uczniowskiego życia zajmowały codzienne ćwiczenia. W gimnazjum, gdy grałem w orkiestrze uczniowskiej, ćwiczyłem nawet po sześć godzin dziennie – mówi. Nie rozstawał się z instrumentem prawie całe życie. Gdy w 1942 r. musiał uciekać z Krosna do Lwowa, zabrał go ze sobą. Pracował jako laborant w uniwersyteckim Zakładzie Chemii. Po pracy zostawał w zakładzie i ćwiczył grę na skrzypcach, gdyż w mieszkaniu było za zimno. W Krakowie, gdzie znalazł się pod koniec wojny, przeżył niezwykłe doświadczenia muzyczne. Jako zakładnik trafił do obozu koncentracyjnego w Płaszowie. Było tam kilku zawodowych muzyków żydowskich, skazanych na śmierć. Nastąpiło zderzenie piękna muzyki z okrucieństwem wojny. – Pamiętam wspaniały koncert, jaki dali w księżycową noc na tle drutów kolczastych i wież ze strażnikami uzbrojonymi w karabiny maszynowe – opowiada profesor. Innym przeżyciem z wojennego Krakowa były koncerty w filharmonii, gdy muzyce towarzyszyły odgłosy alianckiego bombardowania niemieckich fabryk w Oświęcimiu.
Po zakończeniu wojny wyjechał z grupą kulturalno-oświatową do Wrocławia. Pierwszy nocleg wypadł w nieczynnej klinice ginekologicznej. – Tam się narodziłem jako Wrocławianin – śmieje się. Życie w mieście nie było jeszcze zorganizowane. Było sporo czasu na muzykowanie. Stało się to powodem znajomości z Niemcami. Pewnego dnia pojawiła się propozycja nabycia dobrych, XVIII-wiecznych francuskich skrzypiec. Brakującą sumę pieniędzy prof. Jara uzupełnił sprzedając zimowe buty. Na tym znakomitym instrumencie grywał – często publicznie – do końca lat siedemdziesiątych. – Miały wspaniały dźwięk. Był z tymi skrzypcami tylko jeden problem – miały trochę mniejszą menzurę - mówi. Grywał w różnych zespołach i duetach, często z zawodowymi muzykami. – Zawsze grałem pierwsze skrzypce – dodaje. – To zupełnie co innego, niż grać pierwsze skrzypce w życiu.

WIERSZ W PREZENCIE

Pierwszy wiersz napisał w 1940 r. Całe życie pisał tylko dla siebie. – Byłem zawsze człowiekiem bardzo towarzyskim, ale zarazem samotnym ze swoimi myślami – wspomina. Przypadek zrządził, że jednym z niewielu czytelników jego wierszy stał się prof. Jacek Kolbuszewski. Z jego inicjatywy w „Górach i Alpinizmie” ogłoszono drukiem wiersz Niepokonana, poświęcony Wandzie Rutkiewicz. Bardzo chciał poznać tę niezwykłą kobietę. Spotkali się tuż przed jej wyjazdem w Himalaje – tym, z którego nie wróciła. Poświęcił temu spotkaniu opowiadanie. Potem publikował poezje w „Głosie Uczelni” – czasopiśmie Akademii Rolniczej we Wrocławiu. W końcu własnym nakładem wydał tom W świetle nocy, w świetle dni, który stał się bezpośrednim bodźcem do powstania niniejszego artykułu. Napisał sporo dowcipnych wierszy okolicznościowych. – Okazją były najczęściej imieniny kolegów. Gdy w kieszeni było pusto, jako prezent niosłem wiersz – mówi. Kilkakrotnie zdarzyło mu się występować w programach radiowych, zazwyczaj w roli popularyzatora wiedzy przyrodniczej. wziął także udział w programie kabaretu Elita.

Prof. Jara jest autorem wspomnień z lat 1936-39, z okresu studiów we lwowskim Uniwersytecie Medycyny weterynaryjnej, oraz zapisków z września 1939 r. Planuje publikacje tych tekstów. W zeszycie stale notuje „profesorskie mądrości”. Być może złożą się na kolejny tomik.

Prof. dr hab. Zbigniew Jara (ur. 1918) jest emerytowanym pracownikiem Akademii Rolniczej we Wrocławiu i Uniwersytetu Wrocławskiego. Specjalizuje się w weterynarii, a w szczególności – ichtiopatologii.

 

Komentarze