FELIETON REDAKCYJNY
|

Wielu z tych studentów, którzy trafili do naszej szkoły, nie studiowałoby, gdyby nie bezpłatne studia w szkole państwowej. Ci studenci nie tylko nie płacą za studia, ale co trzeci z nich otrzymuje pomoc socjalną. (...) Uczelnie wyższe obawiały się, że szkoły zawodowe pochłoną znaczną część budżetu przeznaczonego na szkolnictwo wyższe. (...) Na dodatek istniały obawy o poziom kształcenia w nowopowstałych szkołach. (...) W rozmowach z rektorami dużych uczelni akademickich widzę, że ich stosunek stopniowo zmienia się na pozytywny, wręcz deklarują współpracę.
Rozmowa z prof. Andrzejem
Bałandą, przewodniczącym Konferencji Rektorów
Państwowych Wyższych Szkół Zawodowych
|

Czytając minima programowe dla kierunku matematyka odnoszę wrażenie, że Polska z kraju wiodącego w matematyce staje się szybko głęboką prowincją. Minima programowe wygotowane przez Radę Główną dla kierunku matematyka i dla kierunków ekonomicznych noszą oznaki działalności - przepraszam za słowo - destrukcyjnej. Powinniśmy więc pomyśleć, czy jest potrzebna Rada Główna i co dobrego może ona dla nauki polskiej zrobić.
Prof. Antoni Smoluk zastanawia się, czy Rada Główna jest kompetentna do uchwalania minimów programowych
|

Czołowy propagator "listy filadelfijskiej (...) skierował do szkół wyższych swój memoriał, w którym dostrzega w metodzie list czasopism i punktacji autorów inicjatywy, mogące spowodować "pojawienie się u nas drugiego Einsteina", gdy te doniosłe poczynania oceniające zostaną wdrożone i dodadzą naszej rzekomo wciąż słabnącej nauce nowego wigoru. Ja jednak obawiam się, (...) że Einstein mógłby ze swoimi wynikami badań nie trafić na "listę filadelfijską" i zostałby negatywnie "wypunktowany", zanim świat by się o nim dowiedział.
O sensowności rankingowania czasopism naukowych wg tzw. listy filadelfijskiej pisze
prof. Zbigniew Żmigrodzki
|

Amerykański system akredytacji jest najstarszy na świecie. Ewoluował długo i niejako w sposób naturalny rozwinęły się procedury i formy działania najlepiej zaspokajające potrzeby zarówno uczelni, jak i ich otoczenia zewnętrznego, tzn. kandydatów na studentów, władze państwowe i samorządowe oraz pracodawców. Nie można, oczywiście, bezpośrednio przenosić wzorców amerykańskich na grunt europejski, inne jest otoczenie zewnętrzne i organizacja toku studiów. Wiele jednak można się z tych doświadczeń nauczyć i opierając się na nich - rozwijać własne systemy akredytacji.
Prof. Maciej
Kozierowski, sekretarz UKA, pisze o amerykańskich wzorcach oceny
jakości kształcenia
|

Po czterech latach kształcenia w AMW, w tym co najmniej 33 tygodniach na morzu, podchorąży jest zdolny do samodzielnego prowadzenia okrętu. Wykształcenie, które otrzymał, jest zgodne z wymogami Międzynarodowej Organizacji Morskiej, a dyplom honorowany na całym świecie. Choć już po studiach uważani są za "morszczaków" - ludzi opływanych - to dopiero po roku praktyki na okręcie Marynarki Wojennej absolwent AMW dostaje dyplom oficera pokładowego III klasy. To mu otwiera drogę do kariery
morskiej.
O systemie kształcenia i badaniach naukowych w Akademii Marynarki Wojennej w Gdyni pisze
Piotr Kieraciński
|

Pomysł, że przemoc władzy naukowe ma źródło, bardzo niedawnego jest chowu. Miewał ów koncept i dawniej swoich zwolenników (...), ale na dobre zawitał do nas dopiero na lufach krasnoarmiejskich tanków. Na Zachód się doczołgał jeszcze nawet później - w ślad za atomówką. Najtrwalszym być może śladem, jaki sowietyzm po sobie zostawi, może się okazać owo sprzężenie między władzą a nauką - na próżno wmawiane ludziom w objęciach Leninostalina, o wiele sprytniej i podstępniej wciskane dziś pod mniej podejrzliwą czaszkę zachodniego chowu.
Witold Kowalski analizuje związki nauki z polityką
|
|