Aktualności
Badania
24 Stycznia
Źródło: archiwum prywatne
Opublikowano: 2025-01-24

Strażniczki trzeźwości

Badania nad alkoholem uchodzą za bardzo kontrowersyjne. W Anglii nikogo nie dziwi podejmowanie takiej tematyki, natomiast w Polsce zdarza mi się usłyszeć pytanie, czy to, co robimy, nie jest mało poważne. Jeśli skupiamy się, np. na elemencie przyjemności związanej z piciem, to pojawiają się zarzuty, że w ten sposób promujemy alkohol – mówi w wywiadzie dla FA dr Dorota Dias-Lewandowska z Instytutu Archeologii i Etnologii PAN.

Co właściwie oznaczało być trzeźwym w XIX wieku? Jak definiowano pijaństwo i alkoholizm? Co uznawano za alkohol? Jakie wymagania stawiano w tym zakresie wobec kobiet? Kwestie te bada wraz z zespołem dr Dorota Dias-Lewandowska z Ośrodka Historii Kultury Materialnej Instytutu Archeologii i Etnologii PAN, z którą rozmawia Aneta Zawadzka.

Pijaństwo kobiet zawsze postrzegano jako groźniejsze niż mężczyzn, choć to ekscesy tych ostatnich prowadziły do większych domowych tragedii. Naprawdę?

Te słowa francuskiego lekarza i badacza Jeana-Charles’a Sourni znajdują potwierdzenie w XIX-wiecznych źródłach polskich i brytyjskich. W opisach pochodzących z tego okresu regularnie przewija się motyw mówiący o tym, że o ile pijany mężczyzna to z pewnością tragedia, o tyle nietrzeźwa kobieta to już prawdziwa katastrofa. Jej picie przyczynia się do wzrostu śmiertelności dzieci czy prowokowania wszelkich konfliktów rodzinnych. Symptomatyczne w tych wszystkich opisach jest wyraźnie zaznaczone przerzucanie na kobietę odpowiedzialności za trzeźwość, co ważne, nie tylko jej własną, ale wręcz całego narodu.

Skąd się brało to stawianie kobietom takich wymagań?

Kobietom w XIX wieku przydzielono rolę piastunek trzeźwości. Zarówno w Polsce znajdującej się pod zaborami, jak i w wiktoriańskiej Anglii. Jakub Szymkiewicz w swoim dziele dotyczącym pijaństwa umieścił je na trzecim szczeblu w drabinie trzeźwości. Przed nimi były tylko elity państwa i duchowieństwo. Paradoksem jest, że obciążane odpowiedzialnością za utrzymywanie abstynencji przez innych, były jednocześnie nieustannie podejrzewane o to, że same piją więcej. Mieliśmy w tym przypadku wręcz do czynienia ze zjawiskiem moralnej paniki. Tak bardzo obawiano się domniemanych negatywnych skutków pijaństwa kobiet, że niemalże w każdym ich geście czy zachowaniu poszukiwano dowodów wskazujących na chęć napicia się. Posądzano je więc o to, że w fałdach sukni czy mufkach noszą ukryte buteleczki alkoholu albo że krople trunku przechowują w naszyjnikach. Zarzucano im, że kiedy podnoszą chusteczkę w czasie sztuki teatralnej, to nie po to, żeby otrzeć łzy wzruszenia, ale żeby sobie wychylić łyczek jakiegoś likieru.

Strategie czuwania nad trzeźwością chyba nie były za bardzo skuteczne, bo jednak kobiety się upijały?

Kobiety piły i, tak jak mężczyźni, czasami się upijały. Te, które czyniły to nagminnie, były poddawane nie tylko ostracyzmowi społecznemu, ale – jak w przypadku Brytyjek – mogły być izolowane w specjalnych ośrodkach dla nałogowych pijaków. Dzięki zachowanej dokumentacji takich szpitali, jak szkocki Girgenti, możemy dowiedzieć się, z jakiej grupy społecznej pochodziły pacjentki, czy były mężatkami, czym się zajmowały na co dzień. Wiemy też, jaki alkohol piły i jak się upijały – na wesoło, czy na smutno, czy były potem agresywne, czy spokojne.

Wiadomo też, jak zdobywały alkohol?

Przede wszystkim alkohol nadal był składnikiem codziennej diety i stanowił bazę wielu lekarstw, więc jego dostępność nie była mocno ograniczona. Kobiety bywały także klientkami winiarni albo, często w wyniku owdowienia po kupcu winnym, właścicielkami przybytków sprzedających alkohol. Z dokumentów sądowych, które analizowałam, wynika, że zdarzały się także przypadki, kiedy kobiety zastawiały albo sprzedawały swoje ubrania, żeby tylko pozyskać pieniądze na alkohol.

W którym momencie ich picie stawało się problemem?

Ciekawe jest, że głównym problemem nie było picie kobiet jako takie, ale to, że publicznie były widziane w stanie wskazującym. Jeśli nadmierna konsumpcja trunków doprowadzała do tego, że kobieta nie była w stanie podołać swoim codziennym obowiązkom, przepijała swój majątek, to wtedy szukano pomocy albo w szpitalach albo w sądach.

Chodziło więc o to, żeby ich picie było w miarę dyskretne?

Picie kobiet miało ścisły związek z przynależnością do określonej grupy społecznej. Inaczej piły bogate ziemianki, inaczej łódzkie robotnice, a inaczej kobiety mieszkające na wsi, gdzie cała aktywność danej wspólnoty koncentrowała się w karczmie. Tam odbywały się zabawy, tam dziewczyny poznawały swoich przyszłych mężów. Zachowały się relacje, opisujące, jak do karczmy przychodziły matki z dziećmi, by je szczepić przeciw ospie. W czasie, kiedy pociechy poddawane były zabiegom medycznym, kobiety wypijały kieliszek czegoś mocniejszego. Do karczmy kobiety przychodziły także po jarmarku, żeby sobie odpocząć i napić się alkoholu.

Z tego, co pani mówi, wyłania się obraz alkoholu traktowanego jako dobry sposób na relaks.

Nie możemy zapomnieć, że dawniej alkohol towarzyszył ludziom na co dzień. Jeśli spojrzymy z dzisiejszego punktu widzenia na pewne zachowania z przeszłości, to wiele z nich może jawić się nam jako patologiczne. Tymczasem kiedyś były zupełnie normalne. Dawniej nikogo nie dziwiło, że dzieci otrzymywały do picia piwo. Nikt nie był zaskoczony, że kobiety w ciąży piły alkohol, a po ciężkim porodzie podawano im wysokoprocentowe trunki, by się wzmocniły. Alkohol bardzo długo stanowił element diety i był traktowany jako jedzenie. Na jego bazie przygotowywano posiłki dla całych rodzin. Staropolskim standardem śniadaniowym była zupa na bazie piwa, potem wyparta przez poranną kawę.

Ale w końcu przyszedł moment, kiedy to postrzeganie uległo diametralnej zmianie?

Jeśli chodzi o spożycie alkoholu, to zawsze, niezależnie od trunku, zalecano umiar. Natomiast jeszcze do połowy XIX wieku utrzymywało się przekonanie o odżywczych właściwościach wina czy piwa. Z czasem, wraz z rozwojem medycyny i badań nad właściwościami alkoholu, stracił on miano pożywienia na rzecz używki.

A kiedy pojawiło się słowo alkoholizm jako nazwa choroby?

Do połowy XIX wieku należy raczej mówić o pijaństwie czy nałogowym pijaństwie. W połowie dziewiętnastego stulecia ukazała się praca szwedzkiego lekarza Magnusa Hussa Alkoholicus chronicus. Wielu badaczy uważa, że w tym momencie nastąpiła konceptualizacja alkoholizmu jako choroby. Chociaż już wcześniej, w bo w 1808 roku, amerykański lekarz Benjamin Rush twierdził, że nałogowe picie nie jest tylko złym nawykiem, ale chorobą. To nowe podejście wywróciło do góry nogami wszystko, co do tej pory myślano na temat picia. Wprowadzona koncepcja nałogu odrzucała bowiem dotychczasowy styl myślenia, który obciążał ludzi nadmiernie pijących brakiem silnej woli. Od tej pory alkohol zaczął być przedstawiany jako substancja, która uzależnia i sprawia, że człowiek staje się jej niewolnikiem.

Ale, co ciekawe, nadal nie każdy rodzaj alkoholu miał posiadać tak destrukcyjne właściwości.

Pamiętajmy, że w XIX wieku i na początku kolejnego stulecia nadal silnie oddziaływało przekonanie, że piwo i wino to nie jest alkohol, nie w takim stopniu jak gorzałka, gin czy whisky. Walka z pijaństwem w tym czasie polegała więc w istocie na rozprawianiu się z destylatami. Bardzo dużo towarzystw trzeźwościowych, które masowo powstawały w XIX wieku na ziemiach polskich, zajmowało się właśnie zwalczaniem konsumpcji wódki. Zachowały się przysięgi członków tychże towarzystw, którzy obiecują solennie, że nie będą nigdy kosztować wódki, a jedynie – ale tylko umiarkowanie – wina i piwa. To inne podejście do różnych rodzajów alkoholu widać choćby w postawie Francuzów, którzy wino uznawali za naturalny napój, czyli zdrowy. Polacy zaś piwa nie traktowali jako alkoholu. W pewnym sensie te przekonania funkcjonują do dziś. Chcę przez to powiedzieć, że używanie takich słów, jak alkohol, trzeźwość i pijaństwo jest niejednoznaczne i w dużej mierze zależy od kontekstu czasowego, w jakim je rozpatrujemy i miejsca, do którego się odnosimy.

Stąd pomysł, żeby do badań dotyczących relacji kobiet i alkoholu w XIX wieku wykorzystać dyskursy pochodzące z dwóch różnych miejsc, czyli znajdującej się pod zaborami Polski i Anglii?

Przede wszystkim chcieliśmy zbadać, jak te relacje funkcjonują w kompletnie innych środowiskach. Trudno znaleźć w Europie bardziej skrajne przykłady, niż imperium kolonialne u progu industrializacji i kraj znajdujący się pod zaborami, który popada właściwie w ruinę gospodarczo-polityczną i ekonomiczną. Interesowało nas to, jak w tak różnych okolicznościach traktowano kobiety pijące i czy niezależnie od okoliczności można zauważyć pewne uniwersalne schematy.

Są już jakieś pierwsze wyniki?

Z tego, co udało nam się ustalić, zachowania w stosunku do kobiet pijących były bardzo podobne. Nasz ostatni artykuł, który niedługo się ukaże, pokazuje różne modele kontroli pijących kobiet na ziemiach polskich i w Wielkiej Brytanii. Mieliśmy więc do czynienia z izolacją społeczną, która nie obejmowała bezpośredniej interwencji mającej na celu pomoc kobietom i prowadziła ofiary od pierwszego kieliszka do śmierci. Pojawiała się także interwencja prawna, która mogła mieć „trzeźwiący” wpływ na niektóre kobiety lub mogła przynajmniej zminimalizować wpływ nałogu na ich rodziny. Wyróżniłyśmy też bezpośredni nadzór, aresztowanie i uwięzienie, które miały chronić społeczeństwo i pomagać w rehabilitacji, ale zamiast tego wzmacniały przekonanie, że nałogowe pijaczki umieszczone w domach poprawy, więzieniach czy szpitalach są niereformowalne i najlepiej je trzymać z dala od społeczeństwa.

Do zgłębiania podjętej tematyki wykorzystuje pani interdyscyplinarne podejście badawcze z zakresu food and drink studies. To stosunkowy nowy nurt w nauce, postulujący połączenie metod z zakresu między innymi antropologii kulturowej, socjologii czy historii i literaturoznawstwa.

Wszystko zaczęło się od badań food studies, w których zainteresowano się jedzeniem widzianym jako coś więcej niż tylko posiłki posiadające określone wartości odżywcze. Mianem food studies określa się nauki społeczno-humanistyczne koncentrujące się na różnych aspektach jedzenia. Zarówno politycznych, jak i prawnych, ekonomicznych, medycznych czy psychologicznych. W ramach tego nurtu w latach dwutysięcznych zaczęły w Polsce powstawać pierwsze projekty historyczne dotyczące dawnej kuchni, książek czy przepisów kulinarnych. Okazało się, że dawna polska kuchnia niewiele ma wspólnego z tym, co dziś uważamy za tradycyjne. To nowe podejście pokazało, że kuchnia nie tylko się zmienia, ale jest pewnym odbiciem rozwoju społecznego i kulturowego danego społeczeństwa.

Alkohol jednak dopiero po jakimś czasie dołączył do tego nurtu.

Stało się tak z uwagi na fakt, że długo był uznawany za coś, co jest pomiędzy. Traktowany początkowo jako jedzenie, potem został sklasyfikowany jako używka. To wszystko sprawiało, że ciągle wymykał się jednoznacznym kategoriom. Dziś staramy się patrzeć na niego holistyczne. Zarówno jak na element kultury, socjalizacji, jak i pożywienie, lekarstwo oraz oczywiście używkę. Przyglądamy się mu także w kontekście językoznawczym. Patrzymy, jak zmienia się znaczenie pewnych słów, takich jak chociażby pijak i pijaczka. Interesuje nas, kiedy i dlaczego pijaka zaczęto nazywać najpierw nałogowym pijakiem, a potem alkoholikiem. Sprawdzamy, w jakich kontekstach te struktury się pojawiają. Podobnie jest z określeniem tego, który trunek, kiedy, gdzie i dlaczego zaliczamy do alkoholi, używek.

„Nałogowa pijaczka” była synonimem całkowitego upadku kobiety?

W literaturze, zwłaszcza tej moralizującej, często posługiwano się tym sformułowaniem. Nierzadko umieszczając przy tym pijane kobiety w kontekście morderstw, samobójstw, dzieciobójstw czy moralnego upadku, prostytucji. Jednocześnie zachęcano kobiety, aby dążyły do ideału, jakim jest święta panienka z obrazu w kościele. Te zabiegi polegające na zestawieniu dwóch skrajnych wizerunków miały oczywiście na celu zniechęcenie kobiet do picia.

Takie postępowanie wynikało ze szlachetnych pobudek?

Bardziej chodziło o potrzebę sprawowania kontroli nad kobiecymi ciałami i umysłami. Wiadomo, że alkohol jest substancją, która tej kontroli pozbawia. W związku z tym nigdy nie ma pewności, co zrobi kobieta po jego spożyciu i jak się zachowa.

Może puszczą jej hamulce i już nie da się jej opanować?

Albo odda się namiętności picia, która w tamtym czasie stanowiła domenę mężczyzn i nie będzie już mogła albo chciała pełnić funkcji odpowiedzialnej opiekunki domowego ogniska.

Picie alkoholu przez kobiety było wyzwaniem rzuconym patriarchalnemu światu?

Weźmy pod uwagę, że XIX wiek to początek kobiecych ruchów emancypacyjnych. W naszych badaniach skupiłyśmy się na wychwyceniu tego, w jaki sposób alkohol mógł zostać wykorzystany przez kobiety do zamanifestowania własnej niezależności, która czasami polegała właśnie na odwadze publicznego wypicia kieliszka mocniejszego trunku. Ruch emancypacyjny rozwijał się również w opozycji do picia dzięki aktywistkom na rzecz trzeźwości. Jedną z nich była Mary Bayley, która publicznie twierdziła, że „kulminacją zła w kobiecie jest nawyk picia”.

Prowadząc swojej badania rozszerza pani dyskurs dotyczący picia kobiet poza skrajną dychotomię – trzeźwy „anioł domu” versus pijana „matka zniszczenia”.

Nasza główna hipoteza badawcza zakłada, że pomiędzy dyskursami o wyidealizowanej trzeźwej kobiecie odpowiedzialnej za dobro rodziny i społeczności a upadłą kobietą uwięzioną w niemoralności przez nałogowe pijaństwo, istnieje ukryty dyskurs kobiecej emancypacji, wyzwolenia i przyjemności artykułowany poprzez wybory dotyczące picia i abstynencji. Dzięki metodzie polegającej na prześledzeniu idei związanych z piciem kobiet za pomocą trzech głównych kanałów rozprzestrzeniania się informacji, a więc literatury fachowej, prasy oraz literatury popularnej chciałyśmy uzyskać bardziej zniuansowany obraz kobiecego picia. Nie ukrywam jednak, że badania nad alkoholem uchodzą za bardzo kontrowersyjne.

Ma pani na myśli Polskę? W Wielkiej Brytanii nie są niczym szczególnym.

Rzeczywiście w Anglii nikogo nie dziwi podejmowanie takiej tematyki badawczej. Natomiast w Polsce zdarza mi się usłyszeć pytanie, czy to, co robimy nie jest mało poważne. Jeśli skupiamy się, jak w tym projekcie, na elemencie przyjemności związanej z piciem, to pojawiają się zarzuty, że w ten sposób promujemy alkohol.

Czy to nie wynika bardziej z niezrozumienia i przykładania współczesnej miary do dawnych czasów?

Sama jako badaczka wchodzę w temat z pewną, powiedziałabym, carte blanche. Staram się nie nieść ze sobą wiedzy z dzisiejszych czasów i nie oceniam zachowań z przeszłości. Oczywiście, mam świadomość, że niektórzy będą mi wyrzucać, że zajmuję się alkoholem, czyli czymś szkodliwym. Mnie jednak zawsze zależało, aby uświadomić innym, że alkohol towarzyszy nam od tysięcy lat, a jego spożycie dopiero od pewnego momentu zaczęło być traktowane jako zagrożenie dla zdrowia i życia człowieka. To, co mnie interesuje, to przyglądanie się zmianom zachodzącym w społeczeństwie przez jego relację z alkoholem. Dlatego zawsze z dystansem podchodzę do sytuacji, kiedy ktoś pyta, po co właściwie robimy takie badania i jaki z nich będzie konkretny pożytek. Przecież badania podstawowe mają to do siebie, że rozpoczynając je, czasem nie wiemy, do czego one nas doprowadzą. Być może wyniki naszych badań posłużą kiedyś do wypracowania lepszych polityk dotyczących konsumpcji alkoholu w poszczególnych kulturach lub pozwolą lepiej zrozumieć kulturowe uwarunkowania związane z odurzaniem się, uzależnieniem czy przyjemnością.

Rozmawiała Aneta Zawadzka

Dyskusja (0 komentarzy)