Zacznijmy od tego, e w Polsce nie bardzo wiadomo, co to jest nauka. Mwimy „nauka chodzenia”, „nauka pisania”, „nauka jazdy samochodem”, „nauka jzykw obcych”, „nauka obsugi komputera”. Sowo nauka pochodzi od „uczy si”. Nauka to znaczy przyswojenie sobie, opanowanie pewnych umiejtnoci, ktre innym s doskonale znane. Nagminnie mylimy nauk, pewn dziedzin twrcz, z przyswajaniem. Oto telewizja pokazuje, e jaka instytucja zorganizowaa dla swoich pracownikw dwudniowe zajcia, na ktrych maj si oni nauczy operowania nowymi przepisami, formularzami. Telewizja mwi, e to jest „seminarium naukowe”. Rozumienie nauki jako wszelkiego przyswajania jest do powszechne. Pogld taki podziela nie tylko prosty lud, tak nauk rozumiej politycy. Co gorsza, wielu uprawiajcych „nauk” te (bo przy takim rozumieniu rzeczy i pseudonauka te si zmieci). Termin nauka staje si niezmiernie rozcigliwy, moe obejmowa kopiowanie, kompilowanie itp. Zbudowanie gulgotiery nie wyrniajcej si adnym nowatorstwem bardzo chtnie jest zaliczane do nauki i opacane jako koszta uprawiania nauki.
No to moe mwmy „badania”. Ale to te niewiele znaczy. Mona zbada teren, sytuacj, mona zbada chorego. Badanie oznacza czynno protokolarn: co zaobserwowaem, spisaem, stwierdziem stan rzeczy, nawet wycignem wnioski. Nie musi by w tym zawarta nowa myl. Mwi si te „badania naukowe”, ale to ju trci masem malanym.
Nie mamy odpowiednika sowa „science”. Widocznie nie byo nam potrzebne. Gdy powstawaa nauka wspczesna, bawili si ni gentlemani, ktrzy mieli czas. W Anglii, Francji czek dobrze urodzony tym wyrnia si od mieszczanina (ktry te miewa due pienidze), e mia czas i okazywa ten luz uczestnictwem w kulturze. Nauka jest czci kultury. Kto u nas mia si tym zajmowa? Hreczkosieje? Dobrzyscy? Krepsztulowie z Kupciami? Ci naprawd bogaci te nie kwapili si do zaj intelektualnych. Mona przeczyta w naszych gazetach, e „dwory polskie promienioway kultur”. Przepraszam, czym promienioway? Poczytajcie Kitowicza. Na kogo promienioway? Dalibg nie wiem. Nawet w czasach wietnoci Akademii Krakowskiej synowie szlacheccy stanowili tylko sm cz akw. Pisa Sobieski do Marysieki o edukacji syna: „al mi Minionka, e mu si tak preceptorowie naprzykrzaj z nauk. Wolabym, eby si nie uczy, anieli mia straci fantazj”.
Czy nauka jest czci kultury? – te chyba mamy wtpliwoci. Aktor teatrzyku kabaretowego, malarz niedzielny – tak, to s ludzie kultury. Ale wybitny matematyk? Mikrobiolog? Czyby? A kto jest elit spoeczestwa? Przez jaki czas wmawiano, e to s politycy. Ale jeeli dzi w mediach kto mwi „nasze elity”, to najczciej ma na myli sfery do podejrzane.
Nauka, jako wana dziedzina dziaalnoci ludzkiej, a nie zabawa dziwakw, zacza si wtedy, gdy dla nas skoczy si byt pastwowy. Odtd stale walczylimy o niepodlego, co atwo kojarzyo si z przywrceniem jakiego status quo ante, a ante tej nauki nie byo. To ciekawe, e cho utrata niepodlegoci 200 lat temu nie stanowia adnej przeszkody w uprawianiu nauki, bo w owym czasie badania nie byy zbyt drogie i nie wymagay znacznych nakadw, to jednak chtnych do tego zajcia nie byo. Pozytywici niewiele wskrali, coraz ruszaa – hu−ha! – w pole wiara, panie dary szarpie. Nasz najwikszy sukces naukowy z koca XIX wieku – panna Marynia Skodowska. Ale wyjechaa z Polski, nie musiaa si wprawia w darciu szarpi (acz przed wyjazdem wyranie cigno j w t stron).
Od pokole najwaniejsza bya walka. Idolami mogli by tylko zwyciscy wodzowie. Figura szafujca koszarow acin, absolwent zawodwki, raczej nie zotousty. Ale dokonali wielkich rzeczy. Nie piknoduchy, ale ludzie czynu. Wodzowie, ktrzy porwali si na dzieo, jakie innym wydawao si niemoliwe do realizacji. Wielki mir osb nieprzesadnie wyksztaconych u ludu wynika nie tyle z uznania dla ich osigni (kt zna prawdziwe osignicia; histori tworz nie wodzowie, tylko ich propagandyci), ile z atwoci identyfikacji si z nimi. Oto proci ludzie, jak my, nie jakie mdrki, a tyle zdziaali! Ja te mgbym by taki, gdyby historia akurat na mnie palcem wskazaa. „Z takich jak my by Gowacki!” Czy moe zjadacz chleba identyfikowa si z Einsteinem? Bywa, e z Napoleonem.
W takiej sytuacji uczony wydaje si bardziej zawalidrog ni obiektem dumy narodowej. Zajmuje si rzeczami nie pierwszej potrzeby, odciga modzie od spraw waniejszych. Prawda, e w II RP na prezydentw bralimy profesorw, ale jednego ustrzelilimy, drugiego trzeba byo si odsun od wadzy, dopiero trzeci by bardziej posuszny. Jakich plusw mgby uczonemu przysporzy status majtkowy – kto ma pienidze, ten wida spoeczestwu, co na niego oy, jest potrzebny. Argument majtkowy, przytumiony nieco w czasach PRL, powrci ze zdwojon si. Chudopachoek nie moe suy za atut w dyskusji o wanoci ju nawet nie nauki, a po prostu wyksztacenia. Gorszyo nas haso „nie matura, lecz ch szczera...”, ale chodzio tam zaledwie o porucznika czasu wojny, miso armatnie. Dzi bez matury dostpne jest kade stanowisko. Leninowska kucharka doczekaa swoich wielkich dni.
Z biegiem lat, z pokolenia na pokolenie, narastaa obojtno wobec ksztaconych, lekcewaenie, potem zo, bywa e nienawi. Przykad pierwszy: w czasie gonego procesu o zabjstwo maturzysty jeden z oskaronych, zapytany, czemu waciwie wybieg z baru i przyczy si do bijcych, odpowiedzia szczerze: „Bo ja nienawidz studentw” (przed laty sam cudem uszedem z porwania, kiedy mi groono mierci, bo wygldaem na studenta). Przykad drugi: w pocigu mj wsppasaer, stateczny zadbany mieszczuch, perorowa: „Co z tymi studentami! Nic nie robi i jeszcze im pac. Panie, gdzie tu jest logika?!” Przykad trzeci: w roku 1991 uczelnie zmieniay statuty. W statucie jednego z uniwersytetw znalaz si do oczywisty zapis, e gdy w katedrze zabraknie profesora lub doktora habilitowanego, to rektor mianuje kuratora katedry. Lokalna mutacja „Gazety Wyborczej”, organu chyba najbardziej inteligenckiego, zawrzaa oburzeniem, e katedr musi kierowa jaki mdrala. „Doktor Balcerowicz kieruje gospodark pastwa, magister Bielecki jest premierem. [Do autorw statutu] kierujemy dwa pytania: 1. co zdarzyo si w Polsce 4 czerwca 1989 roku?” Przysza kucharka z rekomendacj od Lenina? Balcerowicz musia sprawi duy zawd przenoszc si midzy profesory. Jednolity front: do tych przemdrzaych jajogowych. Prof. Blikle postanowi, zgodnie z tradycj rodzinn, zrobi dyplom mistrzowski cukiernika. Massmedia wpady w sza radoci. Hosanna! No nareszcie! Moe skoczy z jak durn matematyk, zamieni akademi nauk na pczkarni. Telewizja i radio odkryy nawrcenie marnotrawnego. W wyborach prezydenckich roku 1991 nard szybko zdecydowa: kady, tylko nie intelektualista. Niech bdzie jaki sfinks zamorski, byle nie mdrala. Ciekawe, e „precz z mdralami!” krzycz czasem osoby z dyplomem (nawet doktorskim).
Dalekim echem tych pogldw jest spoeczna akceptacja uamka procentu PKB na nauk. Czy nauka jest potrzebna – ludzie nie wiedz. e komrka, e satelita, e Internet („e Stasiek, e ko...”) – nie kojarzy si i ju. Skd si bior te cudowne gadety wok nas? To proste: przychodzi biznesmen, stwarza miejsca pracy i produkuje. I ju. Stwarza si, jak wiadomo, z niczego i adni konstruktorzy, technolodzy, a ju nie daj Boe naukowcy, nie s stwrcy potrzebni. No a jako tak jest na wiecie, e wypada da na nauk (co tak jak z krawatem, ktry ka nosi, cho nie wiadomo, po co). Trudno, niech ju co wezm z sakiewki, bo taki zwyczaj, ale eby by przekonanym...
Trzeba da, tylko na co? Co to jest ta nauka?! Trudne pytanie, przy wieloznacznoci terminu „nauka” w naszym jzyku i przy najniszym w Unii PKB. Trzeba si powanie zastanowi, na co wyda cenne zotwki, eby by i poytek dla kraju, i satysfakcja dla fundatora. Zastanowi si, to przede wszystkim odrni nauk od przyswajania i nauk od pseudonauki.