Blisko 200 mln zł trafi do szkół wyższych na walkę z drop-outem, czyli problemem przedwczesnego kończenia nauki przez studentki i studentów. Narodowe Centrum Badań i Rozwoju rozpoczęło nabór wniosków w konkursie.
Aktywna postawa uczelni to jeden z kluczowych czynników, które mają wpływ na zniwelowanie zjawiska kończenia nauki przed uzyskaniem dyplomu. Skala problemu jest poważna: eksperci Ośrodka Przetwarzania Informacji, na podstawie analizy danych z systemu POL-on, stwierdzili, że w naszym kraju w latach 2012–2020 ponad 1,3 mln osób zrezygnowało ze studiów i nie wznowiło nauki w ciągu roku od skreślenia z listy studentów. To aż 40% ogółu studentów w tym okresie.
Celem konkursu „Efektywne zarządzanie uczelnią w celu minimalizowania zjawiska drop-outu”, ogłoszonego przez Narodowe Centrum Badań i Rozwoju, jest wsparcie uczelni w prowadzeniu działań, które znacząco zredukują ryzyko przedwczesnego kończenia kształcenia. Na dofinansowanie projektów uczelni NCBR przeznaczy łącznie 194 mln zł z programu Fundusze Europejskie dla Rozwoju Społecznego.
Studia są jedną z najlepszych inwestycji młodego człowieka we własną przyszłość. To przepustka do wymarzonej pracy, ale też czas osobistego rozwoju i doskonalenia cennych umiejętności pod okiem mistrzów, w grupie osób o podobnych talentach i zainteresowaniach. Duży odsetek osób przerywających kształcenie przed uzyskaniem dyplomu jest powodem do niepokoju nie tylko dla nich samych i ich rodzin akademickiego i całego społeczeństwa. Przecież potrzebujemy dziś ludzi dobrze przygotowanych do podejmowania wyzwań gospodarczych związanych chociażby z zieloną i cyfrową transformacją, ale także dla środowiska – przekonuje prof. Jerzy Małachowski, dyrektor Narodowego Centrum Badań i Rozwoju.
Diagnoza jest kluczem
Eksperci zwracają uwagę, że młodym ludziom często brakuje praktycznego wymiaru kształcenia. Na ogół oczekują, że studia przygotują ich do przyszłej pracy oraz pomogą zdobyć kompetencje przydatne w życiu zawodowym. Po pewnym czasie niektórzy przeżywają jednak rozczarowanie przeładowaniem programu wiedzą teoretyczną, brakiem atrakcyjnych programów stażowych lub innych elementów praktycznych. Zderzenie dużej ilości wiedzy teoretycznej z oczekiwaniem zajęć praktycznych szczególnie sprzyja drop-outowi na studiach pierwszego stopnia i jednolitych magisterskich, a brak przedmiotów specjalistycznych – na studiach drugiego stopnia.
Zjawisko drop-outu uwarunkowane jest także wieloma innymi przyczynami i okolicznościami, takimi jak np. brak zainteresowania przedmiotem kształcenia, zbyt wysoki lub zbyt niski poziom nauczania, podjęcie pracy w pełnym wymiarze. Choć najczęściej pojawia się po pierwszym lub drugim semestrze, może dotykać osoby ledwie rozpoczynające swoją przygodę z uczelnią, a niekiedy ma miejsce dopiero tuż przed dyplomem. Określenie to stosuje się zarówno w kontekście osób, które zrezygnowały ze studiów w ogóle, jak i takich, które przerwały dany tok nauczania i rozpoczęły kształcenie na innym kierunku lub uczelni.
Przyczyny drop-outu mogą się różnić w zależności od uczelni, dlatego kluczowe jest, aby każdy z aplikujących do NCBR podmiotów określił je samodzielnie – i dopiero na tej podstawie zdecydował, jak im skutecznie zaradzić. Opis zadań przewidzianych do realizacji w projekcie musi zatem poprzedzać przeprowadzenie wnikliwej analizy i diagnozy przyczyn zjawiska przedwczesnego kończenia nauki i przerywania kształcenia w danej uczelni. NCBR zachęca do wykorzystania w niej m.in. funkcjonalności i danych ilościowych Ogólnopolskiego systemu monitorowania Ekonomicznych Losów Absolwentów szkół wyższych. Analiza może dotyczyć również czynników defaworyzacji, czyli niekorzystnej sytuacji społecznej, ekonomicznej czy edukacyjnej studentów, które wpływają na zjawisko drop-outu.
Dyplom w zasięgu ręki
Dofinansowanie w konkursie mogą otrzymać projekty, w których wnioskodawca zaplanuje systemowe działania przeciwdziałające zjawisku drop-outu. Działania te mogą mieć charakter horyzontalny dla całej uczelni lub specyficzny dla określonych kierunków lub grup kierunków. W swoich projektach uczelnie mogą się skupić m.in. na: zwiększaniu efektywności procesu rekrutacji, tworzeniu lub wsparciu funkcjonowania struktur, takich jak akademickie biura karier, odpowiedzialnych za aktywizację zawodową studentek i studentów, współpracę ze szkołami średnimi, podmiotami doradztwa zawodowego i pracodawcami w zakresie kształcenia, zmianach w zakresie sposobu realizacji procesu kształcenia (m.in. systemu kształcenia na odległość lub hybrydowego), wdrożeniu zajęć wyrównawczych, pomocy psychologicznej, wsparciu o charakterze materialnym. W projekcie możliwe jest także sfinansowanie stworzenia lub rozwijania istniejącego na uczelni systemu monitorowania zjawiska drop-outu.
Uczelnie mogą aplikować do NCBR samodzielnie, a w uzasadnionych przypadkach także w partnerstwie, np. z inną uczelnią. Maksymalna wartość jednego projektu wynosi 5 mln zł. Wymagany wkład własny uczelni to 3%. Działania projektowe można realizować maksymalnie przez 42 miesiące. Nabór wniosków będzie prowadzony do 31 stycznia 2025 roku. Szczegóły na stronie internetowej Narodowego Centrum Badań i Rozwoju.
AST
Panie ministrze wasza partia obiecała tausena dla studenta. Miałoby to być sfinansowana kosztem zakupów zbrojeniowych. I co? To samo co z organizacją lekcji religii na pierwszej lub ostatniej lekcji. Mam wrażenie że za reformy zabiera się chirurg po podstawówce taki Markiz De Sade. Pozwólcie obecnym doktorom lub magistrom i inżynierom lub licencjatom na podejmowanie ponownie studiów z uprawnieniami stypendialnymi. Wilk syty i owca cała.
Zacznijmy od tego, że jestem osobą niepełnosprawną. Studiuję, chyba niestety, ponieważ misją uczelni na której studiuję, jest uzyskanie jak największej kwoty z warunków. Np. przedmiot analiza matematyczna (który zdałam, jako jedna z pięciu osób, gdzie na roku jest 94), uczony z błędami. Prowadzący wymyśla \"własne prostsze algorytmy rozwiązań, pasujące niestety tylko do jego przykładów. Jednak to jest najmniejszy problem, bo wybrani zdadzą mimo to, bo pewni swoich umiejętności wezmą egzamin komisyjny, a reszta zda za rok na warunki, jak już zapłacą za to żeby zdać. Jednak co się dzieje, jeśli ktoś w wyniku pogorszenia stanu zdrowia(spowodowanego uczelnią), nie będzie mógł zaliczyć kolokwium w terminie. Otóż bardzo prosta sprawa, taka osoba kontaktuje się z opiekunem do spraw osób niepełnosprawnych, dostaje odpowiedź co zrobić, pisze podanie do prodziekan, prodziekan odpisuje, że jeszcze wymagana jest zgoda prowadzącego(regulamin nic na ten temat nie wspomina). Więc taka osoba pisze do prowadzącego, który podważa wszystkie zwolnienia i zaświadczenia lekarskie, każąc dostarczać kolejne. W efekcie wydaje się pieniądze na kolejne prywatne wizyty u ortopedy, bo przecież, na nfz żaden nie przyjmie z dnia na dzień.Finalnie prowadzący zamieszcza na ogólnej grupie wpis tłumaczący wszystko, \"że względu na jego wyjazd każde podanie o przedłużenie sesji będzie zaopiniowane negatywnie\". Sytuacja ciągnie się przez całe wakacje, a życie krąży wokół pisania i czekania na odpowiedź. Finalnie wiadomość, że no przepraszamy ale teraz to już jest za późno żeby coś zrobić, musi Pani wziąć warunki. No cóż jeden warunek 1400zł, razy dwa do już trochę więcej, ale dobra trudno, gorzej z tym że w kolejnym semestrze trzeba będzie zaliczyć te zajęcia, a to oznacza dodatkowe 6h w tygodniu, na które fizycznie nie bardzo mogę sobie pozwolić.
Podsumowując, rok studiowania na państwowej uczelni kosztował mnie 3k w warunkach, całkiem sporo w wizytach u lekarza specjalisty i wizyty u psychiatry oraz antydepresanty. Czy się czegoś nauczyłam? Nie. Wręcz przeciwnie, bo całe życie uczyłam się dodatkowo sama, programuję od wielu lat, jestem stypendystką kilku programów w tym temacie i odbyłam staż w jednej z największych polskich firm z tej branży. Od kiedy zaczęłam studia Informatyczne już nie programuje, nie mam na to czasu i szczerze mówiąc więcej umiałam zrobić idąc na studia niż po skończonym pierwszym roku.
@XYZ
Nie wiem, czy nie zabrzmi to niestosownie, ale bardzo Pani dziekuje za ten komentarz.
Ja pracuje na uczelni za granica i dopiero takie historie, jak ta, ktora Pani opisuje, uswiadamiaja mi jak wielka jest ciagle przepasc pomiedzy uczelniami polskimi, a tymi zagranicznymi (mysle, ze pewnie porownuje "srednie" uczelnie zagraniczne z innymi "srednimi" polskimi).
Co prawda tu gdzie pracuje przegiecie jest w druga strone i studentow traktuje sie nieco jak bobasy, ale to chyba jest ciagle lepsze, niz to, co prezentuje soba uczelnia opisana w Pani komentarzu..
Zycze duzo cierpliwosci. I zdrowia, oczywiscie.
Mnie też depresja dopadła na 2 roku na początku. Rok rehabilitacji w szpitalu. Przeniesienie na inną mniej prestiżową uczelnię na ten sam kierunek. Dyplom zawodowy, magisterski i doktorat. Wszystko by stwierdzić że na prowincji nie ma żadnych perspektyw. Stąd wszyscy uciekają a szczególnie młodzi. Po doktoracie nie chcą cię. Bo miejsca zajęli inni. Gdyby nie pomoc rodziców już bym nie istniał. Obojętnie czy z wykształceniem czy bez tutaj nie ma żadnych szans na życie. Nie dotyczy to ewnej grupy towarzyskiej która rozdaje karty. Oni mają dobrze.
Ja nie uważam, żeby problemem był poziom kandydatów. Po pierwszym semestrze ludzie orientują się czy to jest dla nich czy nie. Zwykle okazuje się, że wejście w dorosłe życie i studia dzienne nie idą w parze ze względów finansowych, a napięta atmosfera na start jest zachętą do rezygnacji. Sami wykładowcy mówi, że muszą się pozbyć 40-60%, więc nie umilają startu.
Ja nie ukończyłem studiów, bo ciągnęły się za mną dwa przedmioty, które były uwalaczami -fizyka kwantowa i fizyka statyczna i termodynamika. Uwalacz, czyli ile byś się nie uczył/ła szansa że nie zdasz jest wysoka. Problemem jest forma egzaminu, bądź zbyt restrykcyjny poziom nauczania. Nie zaliczenie jednego kolokwium nie dopuszczało do egzaminu, a niezaliczenie egzaminu powodowało ponowne robienie ćwiczeń. Czy poziom był wysoki -nie, to że coś jest trudno znać jest trudnozdawalne, a nie ma wysoki poziom. Ostatni przedmiot zdałem półtorej roku po zakończeniu studiów i nie myślałem o pisaniu pracy, wiedząc że nic po niej jak nie zdam ostatniego przedmiotu. Jak już zdałem to nie miałem po co robić pracy dyplomowej, a Dziekan nie za bardzo chciała dać mi zmienić temat pracy. Teraz chciałbym skończyć studia, ale co chwilę w dziekanie jest za dużo osób itd. Muszę brać wolne w pracy, aby się umówić do Pani dziekan, gdzie niewiele załatwię za pierwszym razem, potem kolejne wolne na kolejne spotkanie. Jak urlop wyłożyłam na takie pogawędki, to nie starczy mi go na spotkania z promotorem.
Moim zdaniem uczelnie powinny dostać dotacje p/kasę za każdego studenta który po przerwie wróci. Zmotywowałoby to je do pomocy w powrocie.
Uczelnie nie powinny kontynuować robienia sobie kpiny z oceny pracy uczelni i nauczycieli akademickich. W tej chwili na koniec przedmiotu dostaje się ankietę gdzie zaznacza się kilka krzyżyków. Czy wykładowca był schludny itd. Co to ma do oceny? Powinno być jasne pytanie czy kryteria oceniania są jasne, ktoś powinien je weryfikować, jeżeli student nie może przez nie przejść kilkukrotnie, to może powinny być rewidowane? Często jest tak, że materiał z wykładów nie dochodzi do końca materiału z sylabusa bo wykładowca ma wyjazdy naukowe, a materiał jest wymagany na egzaminie. Czemu nigdy nie ma pytań w ankietach czy zrealizowano sylabus, czy był udostępniony sylabus, czy materiał był omówiony wyczerpująco, czy egzamin korelował z materiałem, itd
Gratuluję szalenie trafnej diagnozy. Bez wnikania w przyczyny takiej sytuacji na polskich uczelniach (uważam, że są systemowo-mentalnościowe) zgadzam się, że z moich doświadczeń większość nauczycieli akademickich po prostu zwyczajnie nie potrafi prawidłowo sprawdzać wiedzy, a jeszcze wcześniej zdefiniować naprawdę istotnych efektów kształcenia (takich na całe życie zawodowe a nie wydumanych na egzamin byle się odbył). W dodatku nikt tego na uczelniach nie kontroluje - studenci dostają jakieś zadania obliczeniowe, wzory do podstawienia i wykazania się bezmyślną sprawnością rachunkową. Króluje zasad 3Z w połączeniu ze ściąganiem z wykorzystaniem zaawasnowanych technik (prawopolskie nie pozwala zagłuszyć elektrpnicznie sali egzaminacyjnej). Jedni zaliczają, drudzy nie (większość przypadkowo) a i tak w następnym sesmestrze brakuje im elementarnych umiejętności z podobno zaliczonego przedmiotu.
Pytanie retoryczne do czytelników FA - ilu z Was najpierw formułuje pytania egzaminacyjne, a dopiero później wypełnia treścią wykłady i przygotowuje materiały dydaktyczne? Jest to elementarz dobrej dydaktyki (i metodyki nauczania).
W moim ostatnim miejscu pracy narastała świadomość władz wydziału, że ewidentnie są zastrzeżenia otoczenia gospodarczego do kompetencji absolwentów, a także rosnąca świadomość kadry, że studenci wykazują się elementarnym brakiem wiedzy z zaliczonych na wcześniejszym etapie przedmiotów. Postanowiono przeglądnąć sylabusy - moja propozycja była by zacząć od przeglądnięcia prac egzaminacyjnych - jakie efekty kształcenia i w jaki sposób są sprawdzane. Dziekanowi spodobał się pomysł, ale z jakiegoś powodu tego nie zrobiono.
Gorzej. Później doczytałam, że taka procedura jest zapisana w ustalonej 10 lat temu procedurze zapewnienia wysokiej jakości kształcenia - procedurze stworzonej w wyniku wygranego konkursu z funduszy europejskich. Tyle, że na codzień nikt tych procedur nie stosuje - pojawiają sie wyłącznie w laurkowej samoocenia dla PKA, która oczywiście tego w ogóle nie sprawdza.
Dokładnie tak samo będzie z konkursem na zmniejszenie drop-out. Jakaś uczelnia wygra konkurs, ktoś weźmie pieniądze za opracowanie mniej lub bardziej sensownych procedur, których potem nie będzie się przestrzegało, bo polskie uczelnie niestety są ostatnim miejscem, w którym młodzież może się nauczyć szacunku do drugiego człowieka oraz przestrzegania procedur i prawa. Niestety
@malgorzata.academicus
Odpowiem na Pani pytanie:
pytania egzaminacyjne przygotowuje sie w pierwszych tygodniach zajec ze studentami, poniewaz musza one byc jeszcze zatwierdzone przez zewnetrznych konsultantow z innych uniwersytetow.
Czasami wiec pytania musimy podac zanim w ogole przeprowadzimy wyklady, na ktorych uczymy studentow tematow pozniej w tych pytaniach sprawdzanych.
:)
W punkt
Studiowanie w dużym mieście (np. Wrocław) wiąże się z dużymi kosztami utrzymania. Studenci zmuszeni są pracować żeby móc tam się utrzymać. Zwykle po nocach w gastronomii. Ci, którzy studiują na uczelni państwowej mają łatwiej bo mieszkają w akademikach ale studenci uczelni prywatnych wynajmują mieszkania. Za pokój 10mkw trzeba zapłacić 1 500 - 1 700 zł miesięcznie Jak te wszystkie koszty ma uporadzić student jednolitych magisterskich, 5 lat mordęgi. Studenci rezygnują bo nie dają rady finansowo. Po co wydawać pieniądze na dziwne badania. Proszę je przeznaczyć na pomoc studentom.
Druga rzecz to ta, że po ukończeniu studiów okazuje się że przy dużym szczęściu jak uda im się znaleźć pracę to króluje pensja minimalna.
To wszystko powoduje, że studenci rezygnują z kontynuowania nauki.
Kolejny element diagnozy to poziom wiedzy, umiejętności i kompetencji kandydatów i studentów zaczynających studia. Dzisiaj studiuje wiele osób które nie tylko nie dostałyby się kiedyś na studia ale nie zdałyby matury. Zderzają się z wymaganiami na poziomie podstawowym na studiach (widać to np. na Pl): fizyka, matma. Chemia i jest dramat.
Zgadzam się. Oszukuje się już uczniów, którzy otrzymali na maturze 30%, że właśnie zdali egzamin dojrzałości...
Przychodzą na studia o tu min. 51% żeby zaliczyć semestr. No i nie dają rady
Faktycznie diagnoza jest postawiona dość trafnie - oczekiwania studentów (zbyt dużo wiedzy, za mało rzeczy "przydatnych") vs. to, co wciąż duża część świata akademickiego uważa za najważniejszy cel uczelni, czyli ukształtowanie samodzielnie myślącej jednostki (w przeciwieństwie do specjalisty na coraz to węższym poletku). Ten program jednak nie rozwiązuje tego dylematu, albo rozwiązuje nie odpowiadając na to pytanie, zakładając, że należy pójść z obecnie dominującym trendem.
Po drugie, istnieje jeszcze jeden absolutnie kluczowy i związany z powyższym czynnik, który tutaj jest wspomniany pobieżnie. Studenci zaczynają pracować coraz wcześniej i coraz więcej. Dobrze zarabiają, niektórzy zaczynają nawet powoli piąć się w szczeblach przedsiębiorstwa, dla którego pracują. Nie mają motywacji do kontynuowania studiów, a tym bardziej przyswajania tej wiedzy, którą, jak sami uważają, przeładowane są programy studiów. Oczekują, ze studia to będzie szybki kurs, który mogą zrobić na boku. Nie wiem, czy warto wychodzić na przeciw takim oczekiwaniom, czy raczej przeciwdziałać.
Nie słyszałem dotychczas o inicjatywach dążących do zapoznania szerszych rzesz społeczeństwa z misją uczelni - przeważnie robi się to już w sali wykładowej, rzucając frustracką uwagę, że "Proszę Państwa, studia to nie kurs (np. językowy). A w społeczeństwie pogląd "studia są po to, żeby przygotować do pracy" funkcjonuje w randze aksjomatu.
Program bez sensu. Zaklinanie rzeczywistości. System jest niedofinansowany i obrośnięty ludźmi zbędnymi. Ukryte bezrobocie na uczelniach jest monstrualne. Identycznie z kandydatami. Kompetencje intelektualne do studiowania ma cp najwyżej kilkanaście procent rocznika. Ładowanie na studia 50% nie ma sensu i dlatego się wykruszają. A z kolei kompetentnych praktyków za te wciąż urągające pensje żadna uczelnia nie przyciągnie. Już pracujący wykładowcy są przygnieceni monstrualną biurokracją z gowinowym rodowodem, ale korzeniami kudryckimi, oraz bezsensownym nieustannym raportowaniem. Uczelnie stały się bieda-korpo ze wszystkimi patologiami, łącznie z psychopatami na stanowiskach rektorów.
Można byłoby zredukować pensum tak żeby nauczyciele przełożyli ilość na jakość. Lepsze kursy to studenci chętniej będą w nich uczestniczyli a jak po 2 latach widzą że nic wartościowego się nie nauczą to rezygnują.
Ten program to porażka i wyrzucenie kolejnych piniędzy w błoto. Pieniędzy, które z powodzeniem mogłyby sfinansować dwa programy typu Sonata w NCN. Zamiast tego finansowane jest zwiększenie administracji i biurokracji na uczelniach.
Jestem kandydatem na studia. JESTEM NIEPELNOSPRAWNY. Podejmuję studia po raz kolejny. Nikt na uczelni nie potrafi mi zinterpretować art. 93 pkt 7 prawo o szkolnictwie wyższym
Być może odpowiedź można znaleźć na blogu www.pomocmaterialna.pl - autor zajmuje się tematyką stypendiów i ograniczenia zawartego w art. 93 PSWiN.
Nic tam nie ma o art 93 pkt 7
Czyli albo odpowiedź jest bardzo prosta, albo nikt nie zadał tego pytania...