Publikacje z tzw. paper mills i czasopism drapieżnych nie powinny być brane pod uwagę w ewaluacji działalności naukowej i artystycznej oraz stanowić osiągnięć uwzględnianych w postępowaniach awansowych nauczycieli akademickich – rekomenduje Konferencja Rektorów Akademickich Szkół Polskich.
Pod koniec stycznia Konferencja Rektorów Akademickich Szkół Polskich przedstawiła stanowisko w sprawie przestrzegania zasad etyki w badaniach naukowych. To reakcja na ujawniane przypadki nieuczciwych praktyk związanych z udziałem w tzw. papierniach (paper mills). Mianem tym określane są w środowisku akademickim doskonale wyspecjalizowane firmy „produkujące” manuskrypty zgłaszane do czasopism naukowych, głównie tych, które indeksowane są w najpopularniejszych naukowych bazach danych. O problemie tym piszemy na naszych łamach od lat. Ostatnio, za sprawą kolejnych ujawnianych przypadków, znów stał się przedmiotem ożywionych dyskusji.
Nic nie zwalnia badaczy i organizacji reprezentujących środowiska naukowe z troski o przestrzeganie fundamentalnych zasad etycznych w prowadzeniu badań i publikowaniu ich efektów. Ostatnio obserwujemy wiele niepokojących zjawisk, które nakazują w sposób zasadniczy przeciwstawić się przypadkom naruszenia norm etycznych w nauce. Coraz częściej pojawiające się artykuły o tzw. papierniach (paper mills), czasopismach drapieżnych, zatrudnianiu zagranicznych pracowników o wysokim rekordzie publikacyjnym bez analizy ich rzeczywistego dorobku, nieetycznych praktykach zapewniania sobie wysokiego poziomu cytowania – budzą nasz autentyczny niepokój. Wspomniane niegodne praktyki wymagają pilnej reakcji ze strony środowiska naukowego – napisała kilkanaście dni temu Konferencja Rektorów Akademickich Szkół Polskich, stanowczo potępiając tego typu praktyki.
Zapowiedziano wówczas opracowanie rekomendacji dotyczących eliminowania takich zachowań. W najnowszym komunikacie KRASP zwraca uwagę, że zjawisko „fabryk artykułów” jest przejawem realnego kryzysu i może prowadzić do poważnych konsekwencji związanych z podważeniem zaufania do wyników badań naukowych, rzetelności aktywności akademickiej i trafności decyzji dotyczących finansowania nauki.
Dlatego w pierwszej kolejności rektorzy rekomendują, aby odpowiednie uczelniane instytucje (np. specjalne komisje, pełnomocnicy lub rzecznicy akademiccy) dokonały niezwłocznie przeglądu aktywności publikacyjnej w uczelniach co najmniej od roku 2022, a w przypadku podejrzeń dotyczących nieetycznych zachowań publikacyjnych, formułowały wnioski o wszczęcie postępowań wyjaśniających. Postulują także, by publikacje z tzw. paper mills i czasopism drapieżnych nie były brane pod uwagę w ewaluacji działalności naukowej i artystycznej oraz nie stanowiły osiągnięć uwzględnianych w postępowaniach awansowych nauczycieli akademickich.
Wśród zaleceń jest także przyjęcie przez uczelnie polityki publikacyjnej, która miałaby dotyczyć wszystkich osób prowadzących tego typu aktywność i byłaby zgodna z zapisami Kodeksu Etyki Pracownika Naukowego. Monitoring przestrzegania zasad i procedur takiej polityki poddawany byłby audytowi upublicznianemu co najmniej raz na cztery lata. KRASP deklaruje też zorganizowanie otwartej debaty poświęconej rzetelnym i nierzetelnym praktykom publikacyjnym.
Wyrażamy gotowość do współpracy z Ministerstwem Nauki i Szkolnictwa Wyższego, a także z instytucjami finansującymi badania w celu zdiagnozowania i wyeliminowania systemowych mechanizmów sprzyjających podejmowaniu nieetycznych zachowań publikacyjnych. Dostrzegamy, że obecny system ewaluacji działalności naukowej oraz model kariery akademickiej, oparte na gromadzeniu i sprawozdawaniu punktacji za dorobek naukowy i artystyczny, sprzyjają nadużyciom, chociaż nigdy nie wykluczają indywidualnej odpowiedzialności badaczy. Zarówno system ewaluacji jakości badań w jednostkach naukowych, jak i ścieżka awansów akademickich wymagają głębokiej analizy i nowych rozwiązań (w tym jakościowych), które zapewnią przejrzystość oceny i uwzględnią ochronę przed nieetycznymi praktykami, prowadzonymi także z wykorzystaniem nowych technologii (np. AI) – podsumowują rektorzy.
MK
To ja rekomenduję KRASP sprawdzenie etyczności rektora Politechniki Wrocławskiej
https://pubpeer.com/publications/2DFF5F45F1D5FA54CC4A1F4C91E31A
Są też inne oczywiście tematy a Pan Profesor znany jest z wypowiedzi na tematy etyczne.
1. Recenzuję dla kilku czasopism MDPI i zdarzyło mi się, że dostałam recenzje do uzupełnienia, ponieważ Redakcja życzyła sobie jeszcze bardziej szczegółowego komentarza;
2. Nigdy nie zdarzyło mi się w MDPI, aby praca przeze mnie uznana za zbyt słabą została mimo mojej negatywnej opinii opublikowana - natomiast w pewnym tzw. "renomowanym" wydawnictwie i owszem - niejednokrotnie natomiast w MDPI odrzucono prace, które ja uznałam za ewentualnie nadające się po "major revision";
3. Widuję w MDPI naprawdę bardzo dobre prace z mojej dziedziny i to sporo, więc nie jest prawdą, jakoby trafiały tam głównie śmieci;
4. Recenzje moich własnych prac w MDPI bywały bardzo szczegółowe i upierdliwe, zdarzyło się, że i redakcja dołożyła swoje 3 grosze i musiałam się porządnie namęczyć, żeby przyjęli - ale w większości były to zmiany na lepsze, więc cały proces działa z grubsza tak, jak powinien;
5. Te grosiki w postaci zniżek na koszt publikacji w MDPI dla recenzentów dostaje się także gdy praca jest odrzucona, nie jest prawdą, jakoby nagradzali tylko za pozytywne recenzje;
6. Mam parę prac w "Chemosphere" (uczciwie zrobione badania i napisane manuskrypty, recenzje z pogranicza znęcania się) i Bogu dziękuję, że ostatnio w 2023 a teraz miałam wysłać, ale się nie wyrobiłam;
7. Teraz już rozumiem, dlaczego wysyłając do MDPI pracę ze współautorami z zagranicy musiałam szczegółowo wyjaśnić, skąd się znamy i jaki był ich a jaki mój udział.
W pełni się z Panią zgadzam. Nie rozumiem tej nagonki na MDPI, wydawnictwo jak każde inne. Też recenzowałem dla nich i na 8 recenzji 3 manuskrypty dostały reject, a 1 withdrawn po moich recenzjach. Recenzuje też dla innych, np. z IEEE z IF'ami 5 i mam nawet outstanding reviewer i powiem tak, różne recenzje widziałem, ja się przykładam, ale na wykonanych 100 recenzji w tamtym roku jak patrzyłem do systemu to naprawdę widziałem przeróżnej jakości. DO MINISTERSTWA i wszystkich "Naukowców" czasopisma drapieżne przyjmują wszystko, a nie robią procesu recenzyjnego i kropka! Zakończmy te analizy i zajmijmy się naprawdę problemem braku etyki wśród naukowców, czyli dopisywanie się, wykupywanie miejsca na liście autorów, sprzedaż artykułów czy plagiaty albo fałszerstwa naukowe. Wystarczy spojrzeć na blog forbetterscience, żeby zobaczyć, jaką niesamowicie ważną pracę wykonuje autor! Tam można zobaczyć czym są zachowania nieetyczne, a nie publikowanie normalnych prac w czasopiśmie A czy B. Popatrzmy na potracone IF'y ze stajni Elseviera, ciekawe dlaczego? To lepiej wysłać do czasopisma, które ma IF, jest sygnatariuszem COPE, czy do takiego, które ma przekupionych edytorów. Ludzie, obudźcie się i nie traćcie energii na takie jakieś mowy chwalebne n-tego ciała doradczego doradcy ministra.
Do ~MM 08.02.2025 21:03. Zdaję sobie sprawę, że odpowiedź jest herbata po obiedzie. Bo dyskusja poszła o 3 kroki go przodu. Gdzie ~MM widział "pomijanie" recenzji? Gdzie widział ich niską jakość? Bo redakcja czasopisma z MDPI nie mogła udostępnić ~MM recenzji, w tym tych niskiej jakości lub pomijanych. Prawdopodobnie, musiał ~MM wysyłać do MDPI swoje artykuły, a tam został skrzywdzony odrzuceniem?
Ja nie jestem MM i na własne oczy będąc recenzentem niejednokrotnie widziałem, jak publikacja mimo wybrania przeze mnie statusu "major revision"" została zaakceptowana bez proponowanych przeze mnie zmian. Ale, żeby być uczciwym przyznam także, że zdarzały się odrzucenia, mimo, że rekomendowałem "major revision"
Panie Macieju. W niedzielę skończyłem rękopis artykułu. Pracowałem nad samym tekstem około 2 miesięcy. Badania były zrobione wcześniej. Wiem dokładnie, po co napisałem każde zdanie. Zdarzały mi się w tak zwanych starych czasopismach powtórne recenzje a nawet (raz) odrzucenie. Ponieważ byłem w stanie dobitnie uzasadnić każdą frazę, moje odpowiedzi na recenzje były brane pod uwagę i artykuły publikowano bez poprawek. Nawet ten odrzucony. I to uważam za normalne. Ja przecież wiem, po co zaplanowałem badania, dokładnie przeanalizowałem ich wyniki i precyzyjnie opisałem wszystko to w artykule. Recenzent, z reguły, nie może tak jak ja, wgłębić się w tematykę artykułu. W związku z tym jego argumenty mogę obalić, korzystając ze swojej wiedzy na dany temat. W ostatnich latach pojawiło się nowe, niekorzystne zjawisko. Ze starych czasopism po pół doby dostajesz informację, że zgłaszany artykuł nie odpowiada tematyce czasopisma i rekomendują wysłać do – i tu lista czasopism. A po pewnym czasie dostaję na recenzję artykuł o tematyce, która, w przypadku mojego artykułu, nie odpowiadała tematyce czasopisma. W szeregu komentarzy pisali, że to dzieło sztucznej inteligencji. Ja uważam, że to robiono celowo. Uwzględniono mój hirsz i przekierowano do słabszych czasopism, żeby ja podbijałem im IF.
Gadanie przez Tuska, że za kilka lat Polska prześcignie inne kraje przy prognozach kurczenia się narodu polskiego nie podoba mi się.
Ewangelia (Mt 7, 1-5:)
Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą....
Tak będzie już w tym tygodniu....
Nadzieja matką głupich, a oszuści mierzą siebie swoją miarą. Jeszcze są w nauce tacy, którzy osiągają wszystko swoją wiedzą i inteligencja, zdobywają środki zewnętrzne na badania na zasadach konkurencyjnych, a nie liczą tylko na protekcję. I mam nadzieję, że działania tych nielicznych odważnych oczyszczą choć trochę patonauke.
@Przemo: "Ponad 90% prac naukowych nikt nie czyta, poza ich autorami i recenzentami."
Z tymi recenzentami to pan przesadził. Autorzy też nie wszyscy.
Szanowni Państwo
Wszyscy zgadzamy się, że problem z 'typowo drapieżnymi' czasopismami, które nie zapewniają procesu recenzji jest bardzo poważny, jednak sytuacja, w której naukowiec może zostać 'ukarany' za publikowanie w czasopiśmie zamieszczonym w oficjalnej liście czasopism, przygotowanej i rekomendowanej przed decydentów od kilku lat jest niedopuszczalna. Co najważniejsze, jest to niezgodne z przepisami aktualnego prawa.
Po zasięgnięciu opinii prawników, również spoza Polski, badacz, którego wniosek awansowy z bardzo dobrymi osiągnięciami naukowymi (doktorat, habilitacja lub profesura) zostanie negatywnie oceniony przez recenzentów tylko dlatego, że publikował w niektórych wydawnictwach (nazwy padły w innych komentarzach), ma bardzo dobre podstawy prawne odwołania od takiej decyzji. To opinia grupy prawników, ekspertów w tej dziedzinie. Ponadto, istnieje również ścieżka odwołania do instytucji Unii Europejskiej, które precyzyjnie zweryfikują wykładnię prawną w kraju.
Blokowanie awansu za aktywność naukową, tj. publikacje w niektórych czasopismach z listy ministerstwa , całkowicie zgodną z zaleceniami (punktacja czasopism) stanowi naruszenie aktualnych przepisów, nie tylko związanych z aktualną Ustawą o Szkolnictwie Wyższym i jej rozporządzeniami.
@Maciej
W pewnym stopniu dobrej jakosci ocena ekspercka moglaby "obejsc" problem tych nierzetelnych publikacji. Otoz niezaleznie kto ile by ich mial na koncie, eksperci - o ile przyjrzeliby sie temu dokladnie - mogliby odsiac te prace, ktore malo lub nic nie wnosza.
I wtedy niezleznie od tego, czy ktos ma tych prac 2 czy 20 rocznie, na takiej "przesianej liscie" ostalyby sie tylko te, ktore rzeczywiscie maja szanse byc wazne w danej dziedzinie.
Ale do tego rzeczywiscie nalezaloby sie przyjrzec dokladnie kazdej liscie publikacyjnej. Nie jestem pewien, czy taki poziom oceny jest mozliwy.
Wynik oceny naukowców tylko na podstawie jakości wyników badań. Dla mnie miejsce publikacji wyników nie ma znaczenia. Albo jest wkład w dyscyplinę naukową albo tego wkładu nie ma. Mam na myśli nowe prawdziwe zdania.
I jak Pan to sobie wyobraża? Kto będzie decydował o tym, czy wkład jest, czy go nie ma? Bo zdanie "albo jest wkład, albo go nie ma" jest z gruntu fałszywe. Czasami dopiero po latach widać, czy wkład jest i na czym polega. W szybkiej ocenie to wkład ma może 0,5% prac, a może 1%. Widzę dwa rozwiązania: (1) oceny wkładu na skalę całej Polski dokonują eksperci wybrani w niejasny sposób do tego zadania np. przez RDN, oczywiście dostając za to wynagrodzenie; to się nie sprawdzi, pożre masę pieniędzy i będzie trwało wieki; (2) w ramach obowiązków każdy z nas dostaje po 10 publikacji do oceny, oczywiście bez wynagrodzenia; wyniki oceny będą rozrzucone w przypadkowy sposób. Ocena jakościowa do ewaluacji to mrzonka, niebezpieczna i nierealna. Przypominam, że za kształt listy czasopism punktowanych też odpowiada szacowne grono ekspertów (pomijam głupie poprawki Czarnka).
Ale to wystarczy żeby osoba, która recenzuje taką habilitację przyłożyła się do roboty i sprawdziła dokładnie te publikacje. Wykazałaby wtedy, że jest to kompletne dno, bez poziomu nowatorskości, z błędami, itd. Zamiast pisać, że ktoś opublikował tutaj i tutaj i to jest szajs, trzeba jednak włożyć trochę pracy i wykazać, że rzeczywiście jest to szajs. To nie powinno być trudne bo w "tych wydawnictwach" publikuje się tylko szajs.
'Te wydawnictwa' powinny podjąc zdecydowane działania prawne, w sytuacji, gdy ktoś bezpodstawnie deprecjonuje ich działalość biznesową.
@WS
Artykuly przegladowe NIE powinny byc brane pod uwage przy ewaluacji badan naukowych.
Te artykuly nie przedstawiaja nowych wynikow badan, tylko zbieraja razem i opisuja juz opublikowane prace.
Artykul przegladowy nie przesuwa granic nieznanego.
Artykuly przegladowe sa niezwykle cenne (dlatego czesto sa tak wysoko cytowane). Organizuja nasza wiedze, pozwajaja krytycznie spojrzec na to, co wiemy, a czego nie. Moga wplywac na kierunki przyszlych badan. Ale w zaden sposob nie odzwierciedlaja potencjalu naukowego oraz nie pokazuja wplywu badan danej osoby czy danej jednostki naukowej na rozwoj wiedzy.
Pełna zgoda. Uważam, że - podobnie jak w przypadku recenzji - pisanie artykułów przeglądowych powinno być traktowane jako działalność pro bono na rzecz społeczności, a nie, jak niestety często bywa, łatwy sposób na zapełnienie „slotów”.
Na całym świecie artykuły Review piszą specjaliści. Napisanie artykułu przeglądowego ale dobrego jest dużo trudniejsze niż oryginalnego. Artykuł przeglądowy zaznaczę dobry wnosi więcej do nauki niż kolejne badania słabych zespołów.
Ile ma Pan artykułów przeglądowych ?
@xxx
Mozna latwo sprawdzic, ile mam artykulow przegladowych. Rowniez, moglbym oczywiscie odpowiedziec na to pytanie wprost, ale co to wnosi do dyskusji?
Informacja o tym, ile mam przegladowek jest tutaj tak samo wazna, jak informacja o rozmiarze Pana/Pani buta. Nie wnosi zupelnie nic nowego.
A jak sprawdzic, ile ma pan artykulow przegladowych? Czy Scopus takie artykuły taguje "Review"? Moje artykuły przeglądowe takiego tagu nie mają, wszystkie oznaczone są jako "Article." W moim środowisku zresztą nie ma opcji wyróżniania artykułów przeglądowych, po prostu wysyła się artykuł do redakcji pisma i drukują lub nie a potem Scopus/WoS po swojemu oznacza. No i w tych artykułach przeglądowych, które znam (wliczając moje własne), też jest zawsze oryginalny wkład, ta granica nie jest ostra. Przyjmuje się, że książka z natury swojej jest przeglądowa ale to też nie do końca jest prawda, znam wiele książek zawierających w większości nowy materiał.
@Profesor PAN
Tak
W Scopusie artykuly przegladowe wystepuja pod nazwa "Reviews".
Wszystkie inne to "Articles".
Tak wiec nie ma tutaj zadnej pomylki.
Naukowcy tacy jak ja to bardzo proste stworzenia.
Publikujemy prace doswiadczalne, metodyczne (tez "Articles") oraz przegladowe.
Tak, czasem w pracach przegladowych zdarza sie jakis element "nowatorski", ale nawet jesli tak, to jest to jakis pomysl, idea czy tez hipoteza, ktora jeszcze eksperymentalnie nie jest potwierdzona.
Zdaje sobie sprawe z tego, ze w innych dziedzinach "przegladowosc" danej publikacji nie musi byc wcale czarno-biala. Ale sadze, ze ciagle da sie to jakos oddzielic od prac oryginalnych.
W brytyjskim systemie REF nie podajemy do oceny artykulow przegladowych, tylko prace eksperymentalne.
Cieszę się, że Pan mnie popiera. Niestety ale ludzie teraz piszą prace przeglądowe na tematy, o których nie mają pojęcia. I za takie prace zdobywają ilość punktów większą niż za faktyczne odkrycia naukowe. Świat stanął na głowie...
Jak w miarę logicznie myślący człowiek może przyjmować, że jakość opublikowanej pracy naukowej jest równa IF czasopisma albo liczbie jego punktów ministerialnych?
Nie wszystkie artykuły opublikowane w Nature mają taką samą wartość i już tu mamy dużą rozpiętość, od prac niezwykle przydatnych, po niepowtarzalne, niedokończone, zawierające dane i wyniki błędnie interpretowane przez autorów.
Ocena dorobku naukowego na zasadzie punktów ministerialnych nie ma zatem najmniejszego sensu. Trzeba by oceniać prace naukowe, a nie czasopisma. Tylko kto to miałby czytać? Ano, właśnie. Ponad 90% prac naukowych nikt nie czyta, poza ich autorami i recenzentami, i to jest ich prawdziwa wartość. IF czasopisma należałoby przynajmniej mnożyć przez liczbę cytowani artykułu, ale i tu łatwo można założyć spółdzielnię badaczy wzajemnie cytujących się i błędnie cytujących swoich przeciwników.
Czy ktoś z Państwa dowiedział się kiedyś ile jego uczelnia płaci za prenumeratę czasopism naukowych? Przypuszczam, że nie. Te umowy od dziesięcioleci są utajniane. Teraz te tajne wydatki przejęło podobno Ministerstwo.
I kto tu jest drapieżny? Tajny Elsevier Roberta Maxwella i jego kumpli czy czasopisma open access?
Proszę poczytać:
https://www.theguardian.com/science/2017/jun/27/profitable-business-scientific-publishing-bad-for-science
Mamy dzisiaj 35 tysięcy czasopism naukowych i 50 tysięcy uniwersytetów na świecie.
Lepiej by było i taniej, gdyby naukowcy z każdego uniwersytetu publikowali wyniki swoich badań na własną odpowiedzialność, na stronach internetowych rodzimego uniwersytetu. Uniwersytety powinny zapewnić możliwość otwartego recenzowania i komentowania zamieszczonych artykułów. Idea nienowa:
The Death of the Scientific Paper:
http://archive.gersteinlab.org/papers/e-print/paperdeath/preprint.pdf
Uczelnie nie muszą wykupować prenumerat. W obecnych czas bardzo łatwo jest dotrzeć do autora i otrzymać od niego darmową kopię artykułu w ciągu nieraz 5 min. Więc ten argument jest totalnie idiotyczny. Miernoty, które nie potrafią opublikować nic poza MDPI, wynajdują sobie różne argumenty, żeby usprawiedliwić swoją miernotę. Dlaczego zanim pojawiło się MDPI, większość "naukowców" miała po kilka prac w renomowanych czasopismach, a teraz nagle dostali olśnienia i potrafią "wyprodukować" po 10 prac rocznie w MDPI. Zmądrzeli ? Wątpie, łatwiej po prostu sprzedać g.... do takiego czegoś. Ostatnio MDPI wprowadziło bardzo ciekawy system. Odrzucają pracę, żeby zwiększyć rejection rate, ale proponują autorom, żeby wysłali jeszcze raz pracę po poprawieniu, ale już jako nowe submition. Patologia MDPI nie zna granic, i znajdą różne sposoby żeby obejść różne blokady.
Nic nowego nie odkryłeś. Reject and resubmit jest popularnym zabiegiem stosowanym również w innych wydawnictwach (np. IEEE), więc to żadna ujma stosować takie rozwiązanie. Praca może zostać poprawiona i trafić do zupełnie innych recenzentów, którzy dostrzegą np. novelty albo uzasadnią w pełni, dlaczego to nie jest novelty.
Nie rozumiem dlaczego nikt nie porusza tematu prac przeglądowych. Są one uwzględniane w ewaluacji i przy rozdzielaniu nagród a nie wnoszą nic do rozwoju nauki. To one są często zalatwiane bo znajomości i z dziwnymi współautorami. Prace przeglądowe powinny zostać wykluczone z nagród awansów itd. Miałoby to pozytywny wpływ na polską naukę i pieniądze niebyłyby wydawane na artykuły często o tym samym.
Pozdrawiam
Odpowiedź dla Starego Zgreda (którego komentarza nie widać). Nie do końca się zgadzam, że uczciwi przegrają DEFINITYWNIE. W ciągu ostatnich czterech tygodni dostałem wiele maili od młodych ludzi, także takich, którzy przebywają na stażach podoktorskich za granicą i zastanawiają się czy wrócić do tego bagienka. Jeśli tam zostaną, to nie przegrają, przynajmniej zawodowo, bo opuszczenie własnego kraju nigdy łatwym doświadczeniem nie jest. Przegra polska nauka, polskie państwo i społeczeństwo, w którym zostaną naukowi oszuści (w dużej części importowani) i ludzie, którzy są już za starzy, by wyjechać, tacy jak ja.
Odpowiedź dla sdf -pełna zgoda, także w przypadku STOTEN. Oczywiście na razie ma IF ubiegłoroczny, przepraszam, za brak precyzji. Swoją drogą nie wiem, jaką wartość mu policzą w tym roku. Ponieważ od września nie indeksują mu już cytowań a nowe IFy ukazują się zazwyczaj w czerwcu, to czy policzą mu te dwa miesiące ubiegłorocznych wakacji, jeśli do tego czasu go całkowicie nie usuną? Nie ma to znaczenia. Jak można poważnie traktować czasopismo, którego redaktor naczelny sprzedał się Saudyjczykom za 70000 EUR rocznie?
https://en.wikipedia.org/wiki/Science_of_the_Total_Environment
Pokazuje to stan przemysłu wydawnictw naukowych podsumowany przez prof. Pronia i prof. Szatyłowicz w artykule, o którym wspominałem poniżej. Najgorsze w tym wszystkim jest to, o czym piszą rektorzy i o czym wspominano już w tych komentarzach - utrata zaufania do tego, co się ukazuje w czasopismach naukowych. To po prostu naruszenie fundamentów nauki.
Niestety środowisko naukowe nie doceniło wybitnego dorobku naukowego Pana Huberta i jako głos przedstawicieli środowisk ścisłych odmówiło nadania tytułu profesora. Głosowanie było nokautem i było niemal jednomyślne.
Szczerze mówiąc, to stanowisko rektorów wskazuje głównie na rozdwojenie jaźni. Z jednej strony, och och, paper mills są złe, czasopisma drapieżne są złe. Ale które są drapieżne? Przecież ci sami rektorzy wymagają od pracowników publikowania zgodnie z listą ministerialną, bo ewaluacja. A zgodnie z listą ministerialną, wiele pism z pewnego wydawnictwa wciąż ma 140-200. Zgodnie z tą listą, publikacja w Chemosphere (IF 0, ale ministerialne to całe 140) się opłaca. Opłaca się publikacja w Science of the Total Environment (IF 8,2 - Panie Hubercie, IF nie został im odebrany; ale są "on hold" i pewnie wkrótce IF stracą; wciąż jednak mają 200 punktów ministerialnych). Opłaca się publikacja w przeciętnym Measurement czy IJMS. Od tego zależą wyniki ewaluacji, oceny pracowniczej, premii, przyznania grantu (wszak NCN też mówi o czasopismach drapieżnych, ale ich nie identyfikuje, bo się obawia pozwów), przyznania stypendium.
I przestańmy mówić, że nikt nie każe publikować zgodnie z punktacją z listy. Owszem, rektorzy każą, dziekani każą, NCN każe. Jeśli będę publikować niezgodnie z tą punktacją, to nie dostanę premii, i moi młodsi współpracownicy też nie. Dostanę gorszą ocenę pracowniczą (mnie na to stać), i moi młodsi współpracownicy też (ich niekoniecznie na to stać). Nie dostanę grantu, więc kolejne badania będą siłą rzeczy bardzo ograniczone, a wtedy to już zostanie poziom 70-100 (bardzo dobre pisma, ale niemodne). Moi młodsi współpracownicy stracą np. szansę na stypendium dla młodych wybitnych, a to jest dla nich czasami być albo nie być. Tak długo, jak tak będzie wyglądać rzeczywistość, to różnorakie konfederacje rektorów uczelni wszelakich nie powinny zabierać głosu. Bo poziom hipokryzji, który udaje im się osiągnąć, sięga Himalajów. Jeśli macie Wasze Wysokości tyle odwagi, to pora wdrożyć te szczytne ideały na poziomie uczelni i zignorować ewaluację. A skoro nie macie cohones, by to zrobić (wszak od wyników ewaluacji zależy finansowanie), to nie macie Wasze Wysokości mandatu moralnego, by zabierać w tej sprawie głos. Bo realnie sami wymuszacie praktyki, które później piętnujecie. A to nie wymaga już żadnego komentarza.
W punkt. Z gry publikacyjnej 2D (IF, renoma czasopisma vs punkty) robi nam się gra publikacyjna 3D (IF, punkty, drapieżność). Co dalej?
Bardzo dobry komentarz.
Głos rozsądku!
Dzięki.
Odpowiedź dla Janusza na pytanie, którego tu nie widać.
Obecne problemy z czasopismami naukowymi zostały rzeczowo i przejrzyście podsumowane w artykule prof. Adama Pronia i prof. Haliny Szatyłowicz "Mandaryni, spółdzielcy i reszta" (FA 10/2024) i w ich komentarzu od artykułem. W zasadzie nie ma potrzeby dodawania niczego.
Trzeba mocno trzymać nerwy na uwięzi czytając rekomendacje KRASP dotyczące eliminowania nierzetelnych praktyk publikacyjnych, jak również treść stanowiska Prezydium PAN z dnia 25.01.2025 w sprawie nagannych strategii publikacyjnych. KRAPS rekomenduje, aby publikacje z tzw. paper mills i czasopism drapieżnych nie były brane pod uwagę w ewaluacji działalności naukowej i artystycznej i by nie były brane pod uwagę w postępowaniach awansowych nauczycieli akademickich. Z kolei Prezydium PAN potępiając praktyki wykorzystywania tzw. drapieżnych kanałów publikacyjnych zwraca się do członów PAN, aby przy ocenie kandydatów w trwających wyborach nowych członków PAN poddać bacznej analizie stosowane strategie publikacyjne. Całkowicie z obydwoma zacnymi gronami bym się zgodziła gdyby nietowarzyszące im tło totalnego zakłamania i obłudy.
Jakże inaczej bowiem nazwać fakt, że paru Rektorów będących członkami KRASPU, czy paru członków PAN jest uwikłanych w fabryki papieru, plagiat, czy autoplagiat. Biblia mówi Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci w nią kamieniem. A profesorowie, czy są „czyści”? Przed rekomendowaniem i ocenianiem innych badaczy byłoby ze wszech miar wskazane samooczyszczenie. Może rektorzy mający na sumieniu takie praktyki zrezygnują z funkcji, bo jakże prowadzić uczciwą uczelnię samemu nie będąc uczciwym?. Może członkowie PAN obarczeni tym publikacyjnym grzechem najpierw sami się sobie przypatrzą i odpowiedzą sobie na pytanie o rzetelność naukowca przed ocenianiem przyszłych kandydatów?
A może trzeba do sytuacji drapieżnych czasopism podejść roztropnie, wszak Ministerstwo nie zmieniło listy czasopism, a NCN dalej daje pieniądze na płatne publikowanie?
A może trzeba zapytać kolegów z uczelni niemieckich, dlaczego ponad 100 niemieckich uniwersytetów i instytucji badawczych zawarło krajowe porozumienie z MDPI (obowiązuje od 1.01.2025) i dlaczego wynegocjowana umowa wydawnicza wzbudza tak duże zainteresowaniem w niemieckim środowisku naukowym? Można bowiem przeczytać, że wynegocjowana współpraca ma na celu uczynienie publikacji naukowych o otwartym dostępie bardziej przystępnymi cenowo i mniej obciążającymi administracyjnie badaczy w Niemczech.
Czy zatem nie warto (jak w każdej sprawie) wykazać się rozsądkiem i umiarem?
A Finlandia właśnie przeniosła ogromną większość czasopism MDPI i Frontiers do "poziomu 0", czyli nie będą się w ogóle liczyć w ich ewaluacji.
Nie wszystkie czasopisma z MDPI trafiły do poziomu 0. Poza tym, ciekawe co w takim wypadku z czasopismami, które utraciły IF, a miały go na poziomie 7/8 ze stajni Springera. Poza tym, MDPI podpisało z uczelniami agreement w UK czy DE. Poza tym systemy ewaluacji są różne w różnych krajach, wie Pan jakie są na przykład w Niemczech? Czy Państwo naprawdę nie widzicie, że to nie chodzi o wydawnictwa, a o jakość samej pracy i o niej powinniśmy mówić. Inna kwestia, że konferencje, np. znaczące z naszych dziedzin powinny być dowartościowane, bo właśnie tam przedstawia się nasze wyniki szerszemu gronu i tam jest pole do dyskusji na temat pracy. I nie chodzi mi o konferencje w Zakopanem. Podam przykład z mojej działki - konferencja: SPIE Photonics West. Ile mają punktów proceedings z tej konferencji? Chyba 0? No właśnie, a zjeżdżają tam często osoby o istotnym wkładzie w tym akurat dziale nauki i to powinno być miejsce do podzielenia się wynikami badań. Bo w czasopiśmie na podstawie 2/3 recenzji trudno mówić o tym, jak widzi to wiele osób z danej dziedziny.
@ValueOfWork
Czy moge prosic o wyjasnienie?
Czy publikacje ukazujace sie jako te proceedings, o ktorych Pan/Pani pisze, przechodza peer review przez osoby spoza tej konferencji?
Czy osoby chcace opublikowac w tych proceedings musza sie liczyc, ze ich manuskrypty nie zostana po peer review zaakceptowane do publikacji?
Pytam, bo w mojej dziedzinie obecnosc na konferencji to zwykle znak tego, ze ktos chce w niej uczestniczyc oraz ze chcialby cos zaprezentowac (na przyklad poster), ale w zaden sposob nie przeklada sie na rzetelne publikacje, ktora musza przejsc solidne peer review.
Te topowe konferencje muszą zostać zaakceptowane przez komitet naukowy, tylko złożony ze specjalistów z danej dziedziny. Dopiero wtedy można jechać na tą konferencję. W czym jest problem, że będą to osoby z tej konferencji? W tym momencie obcięte są punkty i trudno pozyskać finansowanie na konferencje, nie biorąc pod uwagę grantów (które raz są, raz ich nie ma). Druga sprawa to wtedy jesteśmy w grupie osób, która potencjalnie może recenzować nasze wnioski o projekty czy w środowisku lokalnym habilitacje/profesury. Uważam, że mówienie o swoich wynikach prac badawczych jest lepsze niż ciągłe pisanie artykułów, chyba, że faktycznie cytowany jest on w "dobry" sposób, a nie przez spółdzielnie i papierników. Może powstanie narzędzie AI, które pozwoli na ocenę jakościową cytowań, tzn. czy faktycznie cytowane są zgodnie z tematyką, czy są cytowane jako jedna z dziesięciu pozycji w zdaniu, etc. Co do kwestii opłat za konferencje, to tak jak już to było poruszane, springer, elseviery, mdpi, etc. pobierają opłaty. Każdy robi biznes i taki jest świat.
@ValuesOfWork
"W czym jest problem, że będą to osoby z tej konferencji?" - potencjalny problem tkwi w tym, ze tworzy sie kolko wzajemnej adoracji. Swoi swoich zapraszaja i oceniaja. A byc moze w konkurencyjnej konferencji inne kolko wzajemnej adoracji wspiera rowniez "swoich", innych, niz to pierwsze.
Albo sie artykuly wysyla do recenzji do nieznanych reviewers, zmniejszajac ryzyko wspierania ludzi, a nie nauki prezentowanej w publikacji, albo nie.
Bo z tego, co Pan pisze, to wynika, ze jak juz sie na ta konferencje pojedzie, to publikacja jest gwarantowana.. Jesli tak jest, to to nie jest peer review artykulu, tylko wstepna ocena zgloszenia na konferencje.
"Uważam, że mówienie o swoich wynikach prac badawczych jest lepsze niż ciągłe pisanie artykułów, chyba, że faktycznie cytowany jest on w "dobry" sposób, a nie przez spółdzielnie i papierników." - tak, mowienie jak najbardziej. Konferencje to jeden ze sposobow informowania ludzi o wynikach swoich badan. Jednak to nie jest to samo, co publikowanie.
To, ze jakas prace moga cytowac ludzie pozostajacy w kregu nieuczciwych badaczy to przeciez wcale nie umniejsza wartosci tej pracy. Jesli jest dobra, bedzie przeciez cytowana nie tylko przez papiernikow.
Proszę przeczytać, jeśli ma Pan ochotę/czas/energię, najnowszy artykuł: https://forumakademickie.pl/sprawy-nauki/liderzy-centrow-dioscuri-o-kierunkach-zmian-w-systemie-nauki/
"(...) potencjalny problem tkwi w tym, ze tworzy sie kolko wzajemnej adoracji. Swoi swoich zapraszaja i oceniaja. "
Bzudra. Żadne kółko wzajemnej adoracji, o czym Pan mówi? Na międzynarodowych konferencjach, gdzie często są redaktorzy, autorzy publikujący non stop z wysokimi h-index, oczywiście niepodpompowanymi spółdzielniami.
"Albo sie artykuly wysyla do recenzji do nieznanych reviewers, zmniejszajac ryzyko wspierania ludzi, a nie nauki prezentowanej w publikacji, albo nie.
Bo z tego, co Pan pisze, to wynika, ze jak juz sie na ta konferencje pojedzie, to publikacja jest gwarantowana.. Jesli tak jest, to to nie jest peer review artykulu, tylko wstepna ocena zgloszenia na konferencje."
Kolejna bzdura. Nieznani reviewers to naprawdę zapewniają wysoki poziom, proszę zapoznać się z blogiem forbetterscience i zobaczyć, co się dzieje, dlaczego Ci znakomici recenzenci nie są w stanie wychwycić pewnych rzeczy. To tylko ludzie, którzy myślą, że nie mają żadnego "biasu" na pracę, ale mają. Naprawdę nasza praca nadaje się na bazie 2/3 opinii, pamiętając o tym, że edytor ma ostateczną decyzję co do tego i może przy minor odrzucić nawet pracę. To czy nasza praca jest ważna będzie świadczyć to, czy jest mocno cytowana, czy dzięki niej jesteśmy zapraszani jako plenary speakers na właśnie topowe konerencje, etc.
Topowe konferencje powinny być dowartościowane, ponieważ tam trzeba, szczególnie na panelach pokazać, co się zrobiło i dlaczego to jest ważne, pamiętając, że będą tam osoby z naszej dziedziny, które na przykład mają 1000 papierów i 20 lat doświadczenia (oczywiście nie papiernicy, bo to łatwo sprawdzić podczas rozmów w kuluarach konferencyjnych).
Mam nadzieję, że te argumenty trafią do Ministerstwa.
Odpowiedź dla Janusza.
Praktycznie wszystkie wydawnictwa - te czasopisma, których redakcje zostały opanowane przez papierników, którzy mogą przyjmować setki, a nawet tysiące artykułów swoich kolegów. Ze względu na "compromized peer-review process" te czasopisma spełniają większość kryteriów "drapieżnych", pomimo, że są wydawane przez wydawnictwa nie kojarzone zazwyczaj z "drapieżnictwem". Przykłady "renomowanych" czasopism, których błyskotliwe kariery (ok. 10-krotny wzrost IF w ciągu 10-15 lat) zakończyły się gwałtownie w ostatnich miesiącach z powodu nieuczciwych praktyk wydawniczych: Environmental Science and Pollution Research (Springer, IF = 5,2 - w 2023, obecnie 0, usunięty z JCR), Chemosphere (Elsevier, IF = 8,1 - w 2023, obecnie 0, usunięty z JCR), Science of the Total Environment (Elsevier, IF = 8,2 - w 2023, obecnie 0, zawieszony w JCR). Generalnie najbardziej narażone na papierników są czasopisma z atrakcyjnych dyscyplin, na które przeznaczane są największe pieniądze - medycyna, inżynieria, energetyka, ochrona środowiska, ekonomia. Stąd też prawie wszystkie ujawnione dotychczas w Polsce przypadki dotyczą uczelni technicznych.
Żeby być dokładnym, STOTEN na ten moment wciąż ma IF = 8,2 - zawieszenie nie oznacza utraty IF. To będzie miało miejsce dopiero przy usunięciu z listy, ale też raczej niczego innego się nie spodziewam. Natomiast jako osoba związana przynajmniej w jakimś stopniu z działką środowiskową nie do końca już wiem, na co patrzeć. Realnie, w tym piśmie publikowano sporo bardzo dobrych tekstów. Jednocześnie jednak, publikowano sporo treści wątpliwych, ale to widać dopiero wtedy, gdy się bardzo dokładnie przyjrzeć. A trudno oczekiwać od autorów, że będą prześwietlać dokładnie każde pismo, w którym planują publikację. Szczególnie w przypadku special issues, bo to głównie tam dzieją się cuda.
@sdf
Jak jeszcze pracowalem w Cambridge, w pewnym momencie jeczalem pewnemu profesorowi, z ktorym wspolpracowalem od dluzszego czasu, ze jeden z naszych projektow publikujemy "za nisko", czyli ze wedlug mnie moglismy pojsc do pisma ze znacznie wyzszym IF.
A on na to, "Marcin, ty patrz, zeby artykul byl dobry. To, gdzie bedzie opublikowany, to jest sprawa drugorzedowa". Troche bylem zly na niego, bo wtedy wlasnie szukalem stalej pracy i prace w pismach z wysokim IF liczyly sie dla mnie bardziej niz kiedykolwiek, ale jednak mial racje. Trzeba mu przyznac.
Niby oczywiste, ale w pogoni za tymi roznymi 'metrics' nawet normalni ludzie mogla zglupiec.
Prosze sie nie dac omamic. Na dluzsza mete nie liczy sie "gdzie". Liczy sie "co".
Co wcale nie znaczy, ze nie trzeba odwaznie probowac, zeby to "gdzie" bylo jak najlepsze. Ale to rzeczywiscie nie jest najwazniejsze.
Przepraszam, za przynudzanie, ale tak mi sie skojarzylo z Panskim "nie do końca już wiem, na co patrzeć".
Dobrze pan myśli, w nauce nie jest najważniejsze to co najgorsze tylko to co najlepsze. Co z tego, że w Annalen der Physik opublikowano dużo gniotów, kiedy pojawił się tam też artyku "O elektrodynamice ciał w ruchu"? Polacy zachowują się jak dobre uczennice, które chcą za wszelką cenę uniknąć dostania dwójki. Uczoy myśli inaczej - jest gotów zapłacić cenę wielu błędów, jeśli za to choć raz uda mu się uchwycić sedno rzeczy. A tego się nie osiąga zbierając punkty.
Naturalnie, ale to się łatwo mówi, gdy się jest już w takim miejscu swojej kariery, że można sobie pozwolić na błędy. A ja się zastanawiam, co mają zrobić ludzie młodzi i bardzo młodzi, którzy ciężko pracują na swoje. Znam osoby, których znaczna część dorobku to STOTEN/Chemosphere. Publikowali tam w dobrej wierze, dobre prace. Jak to się odbije na ich doktoratach i habilitacjach? Nikt nie wie. Nikt z ciał odpowiedzialnych za nadawanie tytułów i stopni nie wydał z siebie nawet jednego dźwięku na ten temat. A żeby mieli szansę "uchwycić sedno rzeczy" (ładnie ujęte, swoją drogą), to muszą najpierw przebrnąć przez tę biurokrację.
Dla ludzi młodzych i bardzo młodych mam jedną radę: trzymajcie się z dala od polskiej nauki, doktorantom stawiam nawet taki warunek. Jak dotąd wszyscy wypełnili i mają się dobrze.
Wreszcie glos zdrowego rozsadku. Dodam, ze stad wlasnie bierze sie nikly sukces polskich badaczy w zagranicznych konkursach grantowych np. ERC. Tam na nikim nie robia wrazenia sztuczne Hirshe i setki publikacji bez znaczenia na slabym poziomie.,
Bardzo dziękuje za odpowiedź. Mam wrażenie że wielu oficjalnych stanowiskach próbuje wymieszać dwa pojęcia - paper mills I predatory journals. To są odminne zjawiska i należy to rozróżnić. Przykładowo może zdażyc się że w editorial board prestiżowego czasopisma o uznanej renomie znajdzie się członek papierni i mamy paper mills. Z drugiej strony wydaje się że przemysł papierniczy nie dotyczy MDPI uznawanego przez pewną część środowiska za predatory. Jak według Pana wygląda udział MDPI w tym procederze?
Czy byłby ktoś uprzejmy pokazać statystyki jakie dokładnie wydawnictwa są powiązane z paper mills? Bez danych dotyczących ilości trudno mówić o drapieżności.
Praktycznie wszystkie wydawnictwa - te czasopisma, których redakcje zostały opanowane przez papierników, którzy mogą przyjmować setki, a nawet tysiące artykułów swoich kolegów. Ze względu na "compromized peer-review process" te czasopisma spełniają większość kryteriów "drapieżnych", pomimo, że są wydawane przez wydawnictwa nie kojarzone zazwyczaj z "drapieżnictwem". Przykłady "renomowanych" czasopism, których błyskotliwe kariery (ok. 10-krotny wzrost IF w ciągu 10-15 lat) zakończyły się gwałtownie w ostatnich miesiącach z powodu nieuczciwych praktyk wydawniczych: Environmental Science and Pollution Research (Springer, IF = 5,2 - w 2023, obecnie 0, usunięty z JCR), Chemosphere (Elsevier, IF = 8,1 - w 2023, obecnie 0, usunięty z JCR), Science of the Total Environment (Elsevier, IF = 8,2 - w 2023, obecnie 0, zawieszony w JCR). Generalnie najbardziej narażone na papierników są czasopisma z atrakcyjnych dyscyplin, na które przeznaczane są największe pieniądze - medycyna, inżynieria, energetyka, ochrona środowiska, ekonomia. Stąd też prawie wszystkie ujawnione dotychczas w Polsce przypadki dotyczą uczelni technicznych.
Zgadzam się z Marcinem Przewłoką, że nie da się odpowiedzieć na komentarze, więc piszę tutaj.
Nie da się skonstruować żadnych "wytycznych", jak postuluje J23 (dla młodszego pokolenia wyjaśnienie - to kryptonim Hansa Klossa vel majora Stanisława Kolickiego :-)). Lista ministerialna jest do zaorania. Każdy badacz ze średnim doświadczeniem doskonale wie, jakie czasopisma w jego tematyce są dobre, a jakie słabe. Nikt nikomu nie każe publikować w czasopismach wg punktów z listy. Niestety, w polskiej nauce działa zasada kkk - konformizm, koniunkturalizm, kumoterstwo. Porównajmy dwa czasopisma: Journal of Biological Chemistry (IF = 4,0, 100 pkt.) i International Journal of Molecular Sciences (IF = 4,9, 140 pkt.). Niby punktacja nawet odzwierciedla IF. Między tymi czasopismami jest przepaść. Wiadomo na czyją korzyść. Wie o tym każdy, kto próbował publikować w JBC. W polskim systemie opłaca się oczywiście publikować w IJMS. W latach poprzedniej ewaluacji (2017-2021) polscy uczeni opublikowali w tym czasopiśmie ok. 3700 artykułów. Wyżej były tylko Materials i Energies (Przemysław Hensel, FA 9/2023), w JBC - 51 (słownie pięćdziesiąt jeden). Oczywiście sytuacja wygląda zupełnie inaczej w krajach wiodących naukowo. Spróbujcie dostać się na postdoka w dobrej uczelni amerykańskiej z dorobkiem w International Journal of Molecular Sciences. A tym, którzy chcieliby wiedzieć dlaczego czasopismom takim jak IJMS, Molecules czy Journal of Energy Storage gwałtownie rośnie IF, a takim jak JBC, Biochemical Journal czy EMBO Journal systematycznie spada, polecam artykuł redaktorów JBC, w którym tłumaczą dlaczego nie dostosują się do trendów panujących na rynku wydawniczym.
https://www.jbc.org/journalranking
Nikt nie broni polskim autorom zrobić tak samo. Oczywiście na krótką metę, na naszym lokalnym podwórku, przegrają. A to już jest wina polskiego państwa, ale także polskiego środowiska naukowego, które skonstruowało reguły ewaluacji, że do takiej sytuacji dopuściły. I wina wszystkich, którzy nie próbowali tego systemu zmienić. Moja też. Ale do ubiegłego roku nie miałem ku temu możliwości.
> Oczywiście na krótką metę, na naszym
> lokalnym podwórku, przegrają.
Nie na krótką metę. Przegrają DEFINITYWNIE, bo konkurenci pozbawieni skrupułów zrobią w tym czasie karierę tytularną i administracyjną, przejmą władzę i pieniądze, a "etyczni" pozostaną już na stałe na przegranej pozycji.
Do~Hubert Wojtasek 08.02.2025 15:38. IF spada starym czasopismom, a rośnie nowym, bo w starych czas recenzowania oraz publikacji wynosił ponad rok. W tym czasie, zwłaszcza w takich dyscyplinach, o których pisze Pan ~Hubert Wojtasek 08.02.2025 15:38, część z tych wyników jest już nieaktualna. Ktoś to zrobił i opublikował szybciej, a może nawet i lepiej lub szerzej. Biadolenie, że stare czasopisma są krzywdzone, jest próbą zamrożenia stanu zastanego przez obecnie rządzące w nauce. Mówią, że tak było kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt lat temu, jak my zaczynaliśmy badania. Jest również próbą zatrzymania konkurencji, która, jak okazuje się, jest sprawniejsza i szybsza. Jak to przyjęto, na przykład, u chińczyków. Można zaklinać rzeczywistość, mówiąc głośno, że stare jest dobre, a nowe nie bardzo, lub nawet kiepskie. Przypominam, że jeszcze w starożytnym Egipcie pisano, że młodzież jest gorsza, niż starsze pokolenie. Gdyby to była prawda, to ludzie do dzisiaj by orali sochą. Rozwój cywilizacji zaprzecza tezie, że nowe jest gorsze, niż stare. Nowe czasopisma są bardziej kreatywne, niż stare, które były przyzwyczajone, że to one rządzą nauką, a różni tacy, którzy chcą być w niej, muszą podporządkować się ich regułom. Stare czasopisma zaczęli zmieniać te swoje skostniałe reguły, (patrz mój komentarz ~PŻ 08.02.2025 12:30) próbując dopasować się do nowych trendów, dopiero jak zaczęli im spadać cytowalnia i IF. Atak na nowe czasopisma, świadomie lub nie, prowadzą ludzie, który wykorzystywani są przez stare czasopisma w charakterze lobbystów. Stare oraz ich lobbyści krzyczą, że konkurencja w postaci nowych ograbia ich z kasy, która od dziada pradziada należała się im. Ludzie, przestańcie walczyć z nowym. Może jeszcze wprowadzić "cła" na nowe czasopisma, jak to zrobiły USA na inne ich towary?
Może w końcu znalazł się ktoś na tym świecie co potrafi odróżnić kłamstwo od prawdy, prawdę od kłamstwa to każdy głupi potrafi wyróżnić.. BRAVO KRASP!!!
BRAVO KRASP
Bicie piany tylko.
- ustawa nie definiuje czym jest czasopismo drapieżne
- ustawa nie definiuje czym jest papiernictwo
- ustawa nie wskazuje na kodeks etyki ani żaden inny
Jest lista? Jest. Obowiązuje? Obowiązuje.
Nikt nic nie zrobi. Strata czasu., lepiej wziąć się do roboty.
Dokładnie ustawa nic nie definiuje. A lista obowiązuje.
Poniewaz jest troszke zamieszania tymi drapieznymi czasopismami, i poniewaz z jakiegos powodu nie pokazuja sie komentarze do komentarzy pod artykulami tutaj na forum, krotko jeszcze raz podam definicje tego, co to jest 'predatoty journal'.
Z artykulu Grudniewicz et al, 2019, cytujac za Royal Society:
"Predatory journals and publishers are entities that prioritize self-interest at the expense of scholarship and are characterized by false or misleading information, deviation from best editorial and publication practices, a lack of transparency, and/or the use of aggressive and indiscriminate solicitation practices."
Sednem jest tutaj to, ze czasopisma drapiezne sa w stanie opublikowac wszystko, byle tylko autorzy zaplacili za taka publikacje. Czyli, znowu cytujac ten artykul z Nature (https://www.nature.com/articles/d41586-019-03759-y):
"They accept articles for publication - along with authors' fees - without performing promised quality checks for issues such as plagiarism or ethical approval."
Drapieznosci nie powinno wiec laczyc sie z oplatami za open access, ktore przeciez istnieja w wielu nie-drapieznych pismach, ani z czasem, jaki redaktorzy daja na review, ani z tym, ze sa pisma online only. Chodzi o to, ze w procesie edytorskim peer review albo w ogole nie istnieje, albo istnieje w postaci tak zmutowanej, ze w zaden sposob nie zapewniea kontroli jakosci wyslanego do publikacji manuskryptu.
I paper mills (papiernie) to zupelnie inna kategoria oszustwa.
Jasne najpierw ministerstwo wprowadza określony system a potem oskarża się badaczy o to że bazują na tym co przedstawiono w prawie. Nazywa się ich oszustami ponieważ bazują na przepisach prawnych. Wielcy profesorowie w walce o granty i swoje przywileje będą niszczyć tych którzy kierowali się przepisami prawa nazywając ich oszustami i przestępcami.
Kilka dni wcześniej, 2025-02-05, inna zacna komisja opublikowała stanowisko:
KRUP: Działalność paper mills to zagrożenie dla rzetelności badań.
Obecnie, w dniu 2025-02-07, komisja o jeszcze szerszym składzie opublikowała swój komentarz - Rekomendacje KRASP dotyczące eliminowania nierzetelnych praktyk publikacyjnych. Przeczytanie obydwu dokumentów nasuwa wniosek, że chyba ich autorzy nigdy nie śledzili dyskusji toczących się w FA i innych periodykach. W dokumencie pierwszym stwierdzono, że papiernicy wydają na publikację „artykułów” gigantyczne pieniądze. Z poprzednich dyskusji w FA wynika jednoznacznie, że są to pieniądze podatników. Jednak w dokumencie brak jakichkolwiek rekomendacji, jak zapobiec wydawaniu tak dużej kasy. A dokument drugi zawiera jedynie ogólniki i próbuje zwalić wszystko na uczelnie i inne jednostki naukowe.
W dokumencie KRASP, chyba celowo, złożono do jednej kupy, dwa zasadniczo różniące się pojęcia – papierników oraz czasopisma tak zwane drapieżne.
Papiernicy to osoby, które publikują stworzone przez fabryki papierni artykuły, najczęściej ze zmyślonymi, niektóry piszą, że nawet sfałszowanymi wynikami badań. I płacą za to z państwowej kasy firmom – papierniom, które przygotowują za nich „artykuły”.
Czasopisma, którym nadano obraźliwą nazwę „drapieżne” to są czasopisma, pobierające opłatę za artykuły w otwartym dostępie. Jednym z podstawowych powodów krytyki tych czasopism są krótkie terminy recenzowania (MDPI – 7 dni), co według krytyków, niby uniemożliwia wykonanie rzetelnej recenzji. Jest to dalekie od prawdy. Z własnego doświadczenia wiem, że napisanie rzetelnej recenzji doktoratu, zawierającego 120 str, wynosi około miesiąca. Oznacza to, ze na recenzję 20 stronicowego artykułu, 6 razy mniejszego, niż doktorat, potrzebne jest 30dni/6=5 dni. A MDPI daje 7.
W piątek, 7.01.2025 r. wysłałem recenzję do czasopisma o dużym IF z tak chwalonego SPRINGER. Wydawnictwo to również pobiera opłatę za otwarty dostęp. I wiecie, ile czasu dostałem na opracowanie recenzji – 10 dni. To które z czasopism, z MDPI lub ze SPRINGER jest „drapieżne”? Do roku 2028 opublikowałem w tym czasopiśmie kilka artykułów, bo było punktowane po staremu, obliczanemu według IF, 45 pkt, to znaczy blisko max, które wynosiło 50 pkt. W roku 2018 „eksperci” obniżyli mu punktację do 100 pkt, podnosząc jednocześnie znacznie słabszym czasopismom do 140 a nawet do 200 pkt. Skutkowało to, oczywiście, zaprzestaniem publikowania w czasopiśmie ze SPRINGER i przejściem do wyżej punktowanych czasopism.
Powstaje może nieco głupie pytanie. Dlaczego 7 dni na recenzję w MDPI kwalifikuje te czasopisma jak drapieżne?
Dlaczego 10 dni na przygotowanie recenzji dla SPRINGERA stawia te czasopisma w szeregu wysoce obiektywnych?
Jak widać, nagonka na tzw. „czasopisma drapieżne” jest absolutnie sztuczna i wywołana, jak pisano o rym w wielu dyskusjach w FA, przez lobbystów, który pracują na korzyść czasopism tzw. starych. Bo nowe są dla nich konkurencją i uszczuplają ich kasę. Szkoda, że tak zacne gremium, jak KRASP, zamiast zająć się prawdziwą eliminacją papierników przez obcięcie im finansowania na publikację ich „artykułów”, występuje w charakterze lobby starych czasopism, które, jak widać, niczym, w sensie poszukiwania dodatkowej kasy, nie różnią się od nowych.
Nie 7 dni ale zalosnie niska jakosc recenzji oraz czeste zupelne ich pomijanie przed podjeciem decyzji o publikacji. Byle autor zaplacil. Tak to nie dziala w "normalych" czasopismach.
Nie spotkałem się z sytuacją by moja opinia "reject" czy "major revision" nie była wzięta pod uwagę. Co do "normalnych" czasopism - szkoda, że po desk rejection od razu proponują czasopisma z Open Access. I to nie są już ceny MDPI.
A ja niestety się z taką sytuacją spotkałem. W przypadku "major revision" kilkukrotnie publikacja przeszła bez proponowanych przeze mnie poprawek. Mowa o MDPI.
@PŻ
Esencja "predatory journal" jest to stwierdzenie: "They accept articles for publication — along with authors’ fees — without performing promised quality checks for issues such as plagiarism or ethical approval."
Definicja, cytowana za Royal Society, jest taka:
"Predatory journals and publishers are entities that prioritize self-interest at the expense of scholarship and are characterized by false or misleading information, deviation from best editorial and publication practices, a lack of transparency, and/or the use of aggressive and indiscriminate solicitation practices."
Tak wiec, prosze Pana/Pani, czasopisma drapiezne nie sa drapiezne, bo kaza sobie placic za open access, ani dlatego, ze daja malo czasu na review, tylko dlatego, ze w stanie opublikowac wszystko (nawet bez review) za jakas oplate. Chodzi o brak kontroli jakosci, ktora normalnia dostarcza peer review, tylko tyle. I az tyle.
Co to jest czasopismo drapieżne? Co to są te "papiernie"? Co to jest?
Gdzie jest podana definicja tych terminów, gdzie umocowanie prawne?
Które to są wydawnictwa "niedrapieżne"?
Proszę o jasne informacje.
Publikacje mają być - zgodnie z listą MNiSW.
Lista podpisana przez Ministra - póki co jest najważniejszym akt prawnym w sprawie publikowania i respektowania jej zawartości.
Ktoś tym krajem zarządza i wszystkimi uczelniami. To Państwo ma swój rzad wybrany w wyborach demokratycznych, a Konstytucja jest najważniejszą ustawą w tym Państwie.
Etyka powinna być ważna dla wszystkich, również dla naukowców i co ważne z każdej perspektywy !!!
Pozdrawiam
Pan prof. Marek Wroński już w 2021 roku w FA pisał o tych niecnych praktykach . I jak grochem o ścianę. Wielu dalej publikowało w drapieżnych czasopismach i korzystało ze spółdzielni i papierni. Dziś są "uznanymi " profesorami i zajmują stanowiska dyrektorów, szefów, dziekanów itd.
Ha ha ha a w latach 90 juz pisał plagiaty. Po wielu latach za to przepraszał na łamach czasopisma Cancer.
Serio?
Czy już wybrano rektora WUM w Warszawie? Tam jak w ognisku zwierciadła skupiają się wszystkie problemy. Publikacje nierzetelne wcześniej, czy później zostaną zweryfikowane. Wystarczy zobaczyć, kto publikował fałszywe dane a są w tym gronie również członkowie PAN. I nic z tym się nie dzieje. Natomiast szkody wyrządzone przez nierzetelnych decydentów są nieodwracalne.
https://forbetterscience.com/2024/12/17/nobelium-bilalski-a-gdansk-papermiller/?fbclid=IwY2xjawIT9NJleHRuA2FlbQIxMAABHau4Bq-CLDlf0HfjaQ_hIr1WaRang0YTSxZNT5a0j8JG1YkncNCJGHJfCg_aem_E6nUGeedP85ocd-8hi3OFQ
https://forbetterscience.com/2025/01/10/schneider-shorts-10-01-2025-science-needs-to-be-pure-free-of-politics-and-transnational/?fbclid=IwY2xjawIT9ORleHRuA2FlbQIxMAABHaqwZ3tsqCSCuIbLZxowte8c9JQgwZwM_ApZ0f-G2YGYvh7ytfluESXYDQ_aem_N334yzONC9cbv9h2YDzAGw#banach
Pytanie do KRASP:
1. Czy wśród uczestników „papierni” i nieetycznych publikacji opisanych powyżej są członkowie KRASP?
2. Czy są osoby pełniące w KRASP funkcje organizacyjne, np. zasiadanie w Prezydium KRASP lub przewodniczenie komisjom KRASP?
3. Czy są liderzy list wszelakich i rankingów na najwybitniejszych i najbardziej wpływowych naukowców w Polsce?
4. Czy KRASP podjęła jakiekolwiek działania w tym zakresie?
5. Jeżeli odpowiedź na pytania 1-3 brzmi TAK a na pytania 4 NIE, to jaki jest tytuł moralny KRASP do zabierania głosu w sprawie etyki w publikacjach?
Pytanie do MNiSW:
1. Czy dorobek osób takich, jak opisane powyżej, oraz ich współpracowników w uczelni a także może tysięcy innych papierników będzie brany pod uwagę w ewaluacji za okres 2022-2025?
2. Jeżeli odpowiedź brzmi NIE, to kto i w jakim trybie będzie dokonywał weryfikacji i usuwał ten dorobek ze slotów?
3. Jeżeli odpowiedź brzmi TAK, to co wspólnego z rzetelną oceną ma obecna ewaluacja?
~Janie twoja analiza jest na poziomie nieudacznika. Opisz nam swoje osiągnięcia życiowe i jeżeli posiadasz również naukowe - przedstaw się czytelnikom. Skoro lubisz punktować to możesz opisać te swoje osiągnięcia również w punktach, a aby emocje rosły z punktu na punkt ułóż swoje osiągnięcia w ten sposób, że pierwsze będzie najmniej znaczące, a ostatnie najbardziej znaczące. Gdybyś nie miał to możesz opisać jak wspaniałym człowiekiem jesteś i jak wspaniale przez całe życie postępujesz– bądź dla nas wszystkich drogowskazem!
Dyskusja trwa od lat, jasnych reguł brak. Poprosimy o klarowne wytyczne dotyczące „odpowiednich” czasopism i adekwatnej modyfikacji listy ministerialnej., lib też o zakończenie bezowocnej dyskusji.
Nie da się skonstruować takich "wytycznych". Lista ministerialna jest do zaorania. Każdy badacz ze średnim doświadczeniem doskonale wie, jakie czasopisma w jego tematyce są dobre, a jakie słabe. Nikt nikomu nie każe publikować w czasopismach wg punktów z listy. Niestety, w polskiej nauce działa zasada kkk - konformizm, koniunkturalizm, kumoterstwo. Porównajmy dwa czasopisma: International Journal of Molecular Sciences (IF = 4,9, 140 pkt.) i Journal of Biological Chemistry (IF = 4,0, 100 pkt.). Niby punktacja nawet odzwierciedla IF. Między tymi czasopismami jest przepaść. Wiadomo na czyją korzyść. Wie o tym każdy, kto próbował publikować w JBC. W polskim systemie opłaca się oczywiście publikować w IJMS. W latach poprzedniej ewaluacji (2017-2021) polscy uczeni opublikowali w tym czasopiśmie ok. 3700 artykułów. Wyżej były tylko Materials i Energies (Przemysław Hensel, FA 9/2023), w JBC - 51 (słownie pięćdziesiąt jeden). Oczywiście sytuacja wygląda zupełnie inaczej w krajach wiodących naukowo. Spróbujcie dostać się na postdoka w dobrej uczelni amerykańskiej z dorobkiem w International Journal of Molecular Sciences. A tym, którzy chcieliby wiedzieć dlaczego czasopismom takim jak IJMS, Molecules czy Journal of Energy Storage gwałtownie rośnie IF, a takim jak JBC, Biochemical Journal czy EMBO Journal systematycznie spada, polecam artykuł redaktorów JBC, w którym tłumaczą dlaczego nie dostosują się do trendów panujących na rynku wydawniczym.
https://www.jbc.org/journalranking
Nikt nie broni polskim autorom zrobić tak samo. Oczywiście na krótką metę, na naszym lokalnym podwórku przegrają. A to już jest wina polskiego państwa, ale także polskiego środowiska naukowego, które skonstruowało reguły ewaluacji, że do takiej sytuacji dopuściły. I wina wszystkich, którzy nie próbowali tego systemu zmienić. Moja też. Ale do ubiegłego roku nie miałem ku temu możliwości.
Obracamy się w oparach absurdu.
Jeśli jakieś pismo jest na liście ministerialnej to jest ono uznane przez polskie prawo za wartościowe.
Jak więc można uważać za złe i nieetyczne publikowanie w nim?
Jesli jakieś pisma są predatorami i można to udowodnić to trzeba zrobić ministerialna listę predatirów a najpierw ściśle zdefiniować ten termin.
Gowin za przyzwoleniem środowiska stworzył potworka prawnego w postaci tzw. konstrukcji dla nauki. Potem było tylko gorzej....
Moim zdaniem każda ewaluacja będzie prowadziła do nadużyć.
Naukowcy zawsze się przystosują. A może jednak rygory habilitacji nie były takie złe ?
Nauki nie należy parametryzować, niestety.
Stanowisko KRASP to niestety kolejny dokument pełen ogólników i pustych frazesów.
Jak to ma wyglądać w praktyce?
Kto będzie decydował o tym, które czasopisma są drapieżne a które nie? Jak wybrnąć z sytuacji., że wiele z nich jest na liście ministerialnej?
Jak będzie wyglądać weryfikacja, kto jest papiernikiem a kto nie? Czy będzie jakiś punkt odcięcie? 20 publikacji rocznie? 30? 50?
A co z "mikropapiernikami", których mrówcza praca stanowi trzon "dorobku" uczelnie do ewaluacji? Ty mnie dopisz do tekstu w "szwajcarskim" wydawnictwie, ja ciebie.
W końcu jaka jest wiarygodność KRASP, skoro zasiada w nim kilku uznanych "papierników"? W tym niektórzy są funkcyjnymi w KRASP.
Może by więc zacząć od siebie?
Ależ "artykuły", tj. bajki, napisane (zmyślone) przez firmy powinny być jak najbardziej brane pod uwagę przy ewaluacji i awansach. W ewaluacji należy za nie bezwzględnie obniżać kategorię, natomiast "autor" nigdy nie powinien otrzymać już żadnego stopnia i tytułu (można co najwyżej rozważyć cofnięcie takowego). Dla takich ludzi nie ma miejsca w nauce!
Trzeba by jednak posprawdzać i to szybko. Przede wszystkim te znakomite autorytety medyczne, które mają setki
publikacji, a których konsekwencje są nie do przewidzenia. Wiele rzeczy wydaje się po prostu zmyślonych i nierealnych.
W jaki bowiem sposób praktykujący lekarz, jednocześnie nauczyciel akademicki, czasem też konsultant
wojewódzki lub krajowy może być rocznie autorem 20-30 publikacji lub więcej?
Przykład ze Śląska - profesor interny około 100 artykułów w 4 lata. W większości jest pierwszym autorem,
a współautorów jest 2-3 (w tym szef katedry). Ciekawe co by na to powiedziała AI? Są w ogóle Ci pacjenci?
I gdzie? Kiedy i w jaki sposób analizował wyniki? A może tylko malował słupki?
I jeszcze jedno - teraz wszyscy rektorzy i prorektorzy się obudzili, a jeszcze parę miesięcy temu rozsyłali groźne pisma pt. publikować, publikować!!! Nie ważne co - byle by było. I opracowywali jakieś nierealne wymagania typu po 200 pkt/osobę. Sami to wypracowali a teraz lament. Jak za to płacili i nie zorientowali się, że płacą za 50-60 artykułów takiego autora jak wyżej to raczej nie są inteligentni:) Teraz niech policzą straty...
Pełna zgoda ale oprócz tych autorytetów medycznych są jeszcze fizycy i jeden taki jest rektorem uczelni technicznej z województwa mazowieckiego. Publikacje gdzie jest 600 autorów czy nawet 1000. Ale w pierwszym szeregu stoi i wypowiada się o papierniach. Oj ten nasz etyczny rektor.
Bardzo proszę podać mi nazwy czasopism drapieżnych. Ha? Nikt nie chce podać? Boicie się przegranych procesów. Dopóki czasopismo jest na oficjalnej ministerialnej liście z przyznanymi punktami to możecie takich stanowisk produkować tysiące. Cała ta afera obecna z papermillami dotyczy tych waszych "rzetelnych" wydawnictw, a nie tych drapieżnych. To najbardziej znienawidzone przez mądre glowy "szwajcarskie" wydawnictwo ma umowy z 902 ośrodkami badawczymi na swiecie, również z tymi z pierwszych pozycji swiatowych rankingów. Dla tamtych naukowców to dobre wydawnictwo, a dla polskich uczelni bedacych na 500-1000 miejscu rankingu jest nieprestiżowe, drapieżne itd
Czy mógłbym poprosić o rozwinięcie tego tematu? To bardzo interesujące
No rzeczywiście profesorek, pewnie z tytułem zdobytym na publikacjach w super renomowanym wydawnictwie MDPI.
W końcu ktoś odważył się powiedzieć prawdę. Te polskie wojny to jakaś żenada. Stare dziadki leśne (mowa o profesorach) nachapały się, ustawiły swoich młodych, a teraz tworzą pisma i kreują stanowiska świętszych niż papież
Zgadzam się. Te papiernie to głownie czasopisma z Else..ier gdzie wschodnie nacje opanowały edytorskie stołki i dopisują się na potęgę. Sama miałam taki przypadek gdzie edytor szanowanego czasopisma z bazy Elsev... przesłał mi swoich 14 prac z sugestią zacytowania kilku jeśli chcę publikować swoją pracę. I cóż zacytowałam. Tak wyglądają te niby 'szanowane' czasopisma.
Dokładnie
Nie wiem z kim MDPI ma podpisane umowy. Wiem jak wyglada publikowanie tam i czym rozni sie od np JBC, nie mowiac juz o czasopismach ze "stacji" Cell czy Nature. Nie ma porownania. I wszyscy powazni ludzie to wiedza. Posiadanie w CV nastu publikacji w MDPI po prostu zle swiadczy o karierze.
Do niedawna wszyscy sądzili, że Chemosphere czy Science of the Total Environment to jest top w pewnych dyscyplinach. I czym się to skończyło? Posiadanie kilkunastu publikacji w MDPI o niczym nie świadczy. Bo tam już publikują "prawie" wszyscy. W tym prawdziwi liderzy dyscyplin. MDPI czy inne tego typu czasopisma stały się jednym z kolejnych kanałów publikacyjnych. Tego już się nie zmieni. Natomiast zupełnie inną sprawą jest punktacja tych czasopism na naszej liście.
A kto sprawdzi członków KRASP?
Na pubpeer można znaleźć kilku z poważnymi zarzutami i to nie o wymyślony zakup artykułów z papierni ale o najpoważniejsze zarzuty do których należy plagiat
https://pubpeer.com/publications/0CE5559679BC2ED2F78447667904F7
Tak, to znany we Wrocławiu absolwent studiów MBA w Collegium Humanum.
Trzeba było rekomendować kilka lat temu na własnych uczelniach, teraz nie trzeba by produkować nic nie wnoszących stanowisk.
Ale czego wymagać od organizacji, która twierdzi, że współpraca z min. Wieczorkiem była owocna?
Racja, wcześniej dawali takim nagrody.
Pomysł żeby prześwietlić całość dorobku naukowców pod tym względem jest dobry - tyle ża same uczelnie nie mają do tego know-how ani zasobów. To jest problem globalny, więc czemu nie szukać rozwiązań globalnych. W skali UE można by np. powołać komórkę do masowego sprawdzania dorobku naukowego, gdzie proces wstepnej weryfikacji dałoby się przynajmniej częściowo zautomatyzować. Taka komórka miałaby know-how i zasoby pozwalające na wstępną weryfikację pism (albo badaczy) przynajmniej do przypisania im kategorii 'raczej rzetelne', 'nie wiadomo', 'raczej nierzetelne' i następnie jednostki mogłyby już ręcznie sprawdzić rzeczy z tej drugiej albo 2. i 3. kategorii.
> W skali UE można by np. powołać komórkę
> do masowego sprawdzania dorobku naukowego,
> gdzie proces wstepnej weryfikacji dałoby się
> przynajmniej częściowo zautomatyzować.
Chcesz biurokratycznej małpie unijnej dać brzytwę w łapę? Mało ci patologii wykreowanych przez nasze lokalne małpy biurokratyczne?
Dotąd wydawało mi się, że rektor to taki uczelniany autokrata i na uczelni nic się nie wydarzy wbrew niemu, tak przynajmniej stoi w przepisach. A teraz wychodzi, że to bezzębny dziadek, który nic nie wie, nic nie może zrobić i tylko apeluje. Które z tego jest prawdziwe?
Zależy co akurat potrzeba.