Najbliższa ewaluacja nie będzie miarodajna, ale nie dlatego, że ministrowie Przemysław Czarnek, a wcześniej Jarosław Gowin dodali kilkadziesiąt polskich czasopism do listy punktowej. Winę za to będą w znacznie większym stopniu ponosić czasopisma zagraniczne, które zrobiły biznes na polskiej nauce oraz publikujący w nich nasi naukowcy, nie liczący się z rzetelnością akademicką – pisze w najnowszym numerze „Forum Akademickiego” red. nacz. Piotr Kieraciński.
Artykuł Marka Wrońskiego z lutowego „Forum Akademickiego” całkiem przypadkiem zbiegł się z opublikowaniem przez Ministerstwo Edukacji i Nauki uzupełnienia do listy czasopism punktowanych. Spotkało się to z gwałtownymi protestami środowisk i gremiów akademickich (wiele z nich przedstawialiśmy na bieżąco na naszym portalu), zwykle tylko protestami. Bodaj jedynie KRASP zdobyła się na krytykę konstruktywną, czyli zawierającą też pewną propozycję. Dotyczy ona czasopism, które choć ważne dla pewnych środowisk, nie powinny – zdaniem rektorów – znaleźć się na liście czasopism naukowych, ale na innej, stworzonej z myślą o trzecim kryterium ewaluacji. To wskazówka warta rozważenia przez ministerstwo nauki.
Swoją drogą, minister Przemysław Czarnek nie ma dobrej prasy w środowisku akademickim. W podobny sposób listy czasopism i wydawnictw uzupełniał min. Jarosław Gowin, ale nie spotkał się z aż takimi protestami. Nierówność w traktowaniu przez akademików obu panów ministrów jest znamienna. Niedobrze, że pewne procedury nie są zachowywane, ale dzieje się tak nie od dzisiaj. Jestem przekonany, że, wbrew medialnym enuncjacjom, ministrowie nie łamali prawa uzupełniając listę poza „procedurą KEN-owską” (w uproszczeniu).
Problem jednak nie tylko w tych kilkudziesięciu dopisanych przez ministra – na podstawie rekomendacji jego doradców – czasopismach ani w podniesieniu punktacji kolejnym około dwustu czy trzystu czasopismom. Gdyby taka zmiana punktacji – w większości wypadków niewielka i dotycząca 1% czasopism na liście – miała zmienić znacząco wyniki całej ewaluacji, to by znaczyło, że jej zasady są źle przygotowane. Znacznie poważniejszym problemem, jak sądzę, jest obecność na krajowej liście punktowanych czasopism i materiałów konferencyjnych takich publikatorów, które spełniają kryteria czasopism drapieżnych, które stosują nierzetelne praktyki wydawnicze, a u nas mają 70, 100, a nawet więcej punktów (nie te skromne 20 czy 40 punktów, które zwykle zyskały dzięki decyzji min. Czarnka niektóre polskie czasopisma).
Od dwóch lat wiele zagranicznych czasopism, wcześniej całkiem rzetelnych, poczuło, że polska nauka (być może dotyczy to także innych krajów) ma pieniądze do wydania. Zmieniło zatem zasady publikacji. Zaczęło tworzyć specjalne numery (special issue) dla polskich naukowców. Oczywiście za pieniądze, różne – od niecałych 300 dolarów do nawet 2 tys. franków szwajcarskich (o takich kwotach wiem, może są też wyższe stawki…) za artykuł. Niektóre z tych publikatorów są w międzynarodowych bazach, nawet mają IF, a zgłaszane artykuły poddają recenzjom. Często należą one do wydawców, którzy mają wiele czasopism (od kilku do kilkuset). Zwykle wydawnictwa te powstały w ostatnich kilkunastu latach, czując koniunkturę na publikacje naukowe w otwartym dostępie – płatne przez autorów i instytucje naukowe, które ich zatrudniają. Pojawia się wzajemne cytowanie – łatwo to zorganizować, gdy się ma kilka, a co mówić o kilkudziesięciu czy większej liczbie czasopism – a zatem także IF. Czescy naukowcy opublikowali 7 lutego w „Scientometrics” tekst (streszczony 8 lutego w „Nature”), w którym stwierdzają m.in., że w Scopusie są 324 czasopisma, czyli ok. 1% czasopism w bazie, które w latach 2015–17 opublikowały 164 tys. artykułów, czyli 2,8% artykułów w bazie, a równocześnie są one na liście czasopism podejrzewanych o drapieżne praktyki.
Dlaczego obecność na liście ministerialnej drapieżnych wydawców i czasopism jest znacznie bardziej niebezpieczna niż obecność kilkudziesięciu, choćby słabych, ale ważnych dla pewnych środowisk, czasopism polskich? Po pierwsze, ponieważ kryteria publikacji są marne, właściwie ograniczają się do uiszczenia stosownej opłaty, a liczba uzyskanych za odpłatnie publikowane w nich artykuły punktów do ewaluacji jest zdumiewająco wysoka. Po drugie, niewiele o nich wiemy. Przede wszystkim nie wiemy, ile ich jest na naszej liście (podobno KEN ma wiedzę o kilkunastu takich czasopismach, ale tu pytanie, dlaczego nie dzieli się tą wiedzą ze środowiskiem, by je uprzedzić), ale wiemy, że w tych, które dotychczas dzięki naszym czytelnikom zidentyfikowaliśmy, ukazują się setki artykułów polskich autorów (w sumie to zapewne tysiące artykułów), a za tym wypływają z Polski – z podobno skromnych budżetów polskich instytucji naukowych – miliony złotych/euro/dolarów. Płacimy za siano, jak za zboże.
Liczba publikacji, które odkryliśmy, wskazuje na to, że nie tylko płacimy wiele, ale, jak wspomniałem, punkty uzyskane w tych czasopismach mogą znacząco wpłynąć na wyniki ewaluacji – fałszując je. Zapewne nie można tak do końca winić naukowców, którzy powodowani chęcią uzyskania dobrego wyniku ewaluacyjnego instytucji, w których pracują, publikują za granicą za duże publiczne pieniądze, ale i wysokie punkty. To dość racjonalne, skoro poprawia pozycję ich samych i instytucji, które ich zatrudniają. Jeśli jednak ci badacze orientują się w sytuacji, a przecież nie są to bezradne dzieci, tylko polska elita intelektualna, na pewno jest to trudne do zaakceptowania ze względów etycznych. To są lewe, kupione, a nie wypracowane punkty ewaluacyjne. Podkreślę, że w takich czasopismach publikują nie tylko naukowcy z regionalnych czy podrzędnych uczelni, ale także ci z uczelni badawczych wyłonionych w konkursie IDUB. Te publikacje kosztują w skali kraju miliony złotych.
Najbliższa ewaluacja nie będzie miarodajna, ale nie dlatego, że ministrowie Przemysław Czarnek, a wcześniej Jarosław Gowin dodali kilkadziesiąt polskich czasopism do listy punktowej. Winę za to będą w znacznie większym stopniu ponosić czasopisma zagraniczne, międzynarodowe, które zrobiły biznes na polskiej nauce oraz nasi naukowcy – powtórzę: także z uczelni badawczych (doskonałość naukowa!) – którzy nie licząc się z rzetelnością akademicką, publikują za publiczne pieniądze w „badziewnych” miejscach. Ale najbardziej winni są ci z nich, którzy w tym procederze biorą czynny udział, podejmując się – zapewne nie za darmo – funkcji redaktorów owych „numerów specjalnych” (wbrew nazwie, zwykle wcale nie tematycznych, ale publikujących na tematy od Sasa do Lasa), a przy okazji pełnią rolę „naganiaczy” (tak to określili nasi czytelnicy) polskich naukowców do tych dochodowych „stajni”.
Przypomnijmy, że listę czasopism i przypisanych im punktów stworzyli sami naukowcy – dyscyplinowe zespoły, w których pracowało ponad 400 osób. Oni ponoszą częściową odpowiedzialność za błędy na liście, w tym dotyczące liczby przyznanych punktów; być może byli wśród nich „lobbyści” pewnych tytułów, być może wpływali też na ministrów (którzy dołożyli do końcowego rezultatu swoje trzy grosze). Część winy zapewne spada na KEN, która powinna monitorować sytuację, a także szybciej i bardziej zdecydowanie reagować na nieprawidłowości (może to się wkrótce zmieni; jeden z moich rozmówców widzi też nadzieję w czujności ekspertów w procesie ewaluacji). Skoro wieści o nich dotarły do redakcji „Forum Akademickiego”, to znaczy, że jest to wiedza dość powszechna w środowisku naukowym. Być może nawet przekazywana z ust do ust w imię „dobra” uczelni podczas ewaluacji.
Widzę potrzebę przerwania tego szaleństwa. Pilną koniecznością jest przejrzenie przez uczelnie i ministerstwo, które je nadzoruje, publikacji płatnych oraz dokładna analiza praktyk czasopism i wydawców z naszej listy. I to nie ze względu na najbliższą ewaluację, bo tu chyba nic się nie da zmienić (podobno wyrzucenie drapieżnych czasopism z listy może rodzić problemy prawne), ale z uwagi na kolejną i na pieniądze, które wydajemy na publikacje całkiem bez sensu. Powinniśmy wiedzieć, kto, gdzie i za jakie pieniądze publikował. Z listy punktowanych publikatorów powinny w końcu zostać wyrzucone te, które sprzeniewierzyły się standardom wydawniczym. Tym, które nie dość pilnują zasad, można obniżyć punktację, np. dać 20 zamiast 70 czy 100 punktów. Naukowcy, którzy brali udział w wyprowadzaniu publicznych środków z budżetów krajowych uczelni na nieczyste publikacje, powinni ponieść środowiskowe konsekwencje, choćby w postaci nieformalnego ostracyzmu. Wiemy, że wśród badaczy pracujących dla predatorów są osoby o niezwykle wysokim statusie akademickim, w tym zajmujące wysokie stanowiska w Radzie Doskonałości Naukowej. Może przy okazji ewaluacji uczelnie, które tego typu publikacji mają najwięcej, które stworzyły sobie taki system zdobywania punktów, powinny być poddane szczególnie uważnej obserwacji ekspertów i instancji kontrolnych. Przecież o karach nie ma mowy, bo prawo raczej nie było łamane.
Trzeba dodać, że cała ta afera dotyczy głównie nauk humanistycznych i społecznych. W zasadzie nie wchodzą w grę nauki ścisłe i przyrodnicze, choć nawet matematycy i fizycy mają na celowniku podejrzane czasopisma ze swoich branż. Powraca pytanie o zasadność jednakowego sposobu oceny humanistyki i przyrodoznawstwa. To powinni rozstrzygnąć w debacie sami naukowcy. Jak dotąd się nie udało. Pora na kolejną próbę.
No i pytanie, czy system, który miał promować doskonałość naukową nie został niecnie wykorzystany i wykrzywiony. Czy się przez to nie zdelegitymizował? Czy można go jeszcze uratować? Kto i kiedy (kontekst terminów kolejnych ewaluacji) miałby to zrobić?
Piotr Kieraciński
Kontynuując temat, w marcowym FA publikujemy artykuły: Indeks czasopism nakazanych dr. Wojciecha Włoskowicza i Punkty na sprzedaż prof. Edwarda Radosińskiego
"Trzeba dodać, że cała ta afera dotyczy głównie nauk humanistycznych i społecznych." - od tego należy zacząć.
Naiwna wiara w to, ze publikuje sie gdzies za darmo. Wydawnictwa takie jak Elsevier, Springer, Wiley i inne, to nie sa towarzystwa dobroczynne. Od dziesiecioleci zarabiaja na wydawaniu artykulow (i jakos nie bankrutuja) tak samo jak MDPI . Czy model subskrypcyjny jest darmowy? Nie placi publikujacy, tylko ten kto chce czytac. Czyli tak na prawde ta sama grupa ludzi.
I nie w Article Processing Charge czy jego braku jest problem a w rzetelnym procesie recenzji. A tu patologie sa po obu stronach. Czy z jednej strony nikt z Was nie dostal nigdy recenzji niemerytorycznej w stylu "nie bo nie". A z drugiej strony, nie spotkaliscie sie z stytuacja, ze edytor przepycha na sile zly merytorycznie artykul tylko dla tego, ze jest w srod autorow "nazwisko" lub tematyka jest "nosna"?
Mało obiektywny obraźliwy tekst. Np. "To są lewe, kupione, a nie wypracowane punkty ewaluacyjne" jest opinią obraźliwą i wręcz idiotyczną. Istnieje przecież możliwość publikowania bez opłaty APC, np. będąc edytorem special issue lub uzyskując 100% umorzenie. O tej możliwości autor nie wspomniał. Często artykuł ma 3, 4 a nawet 6 recenzentów, co wynika stąd, że zapraszanych jest do recenzji 2-8 lub nawet więcej osób i może się zdarzyć, że zgodzi się 3, 4 czy 6. Wiele artykułów jest dobrych, istnieją także wartościowe prace przeglądowe. Nie wydaje mi się, aby można było względem MDPI stosować tak wielkie uogólnienia.
Zgadzam się. najlepsze rcenzje miałem W MDPI ( Medycyna) sporo dobrych przeglądówek. MDPI jest modelem biznesowm, ale ja kupję to mając pomysł moge opblikowac szybko pblikację W elsevier te same nazwiska i co z tego ze acceptance rate 15% trzymją dłgo a recenzja czesto że praca not novelty , w open acces duże pieniądze i tak pobierają
Fake newsy na wielką skalę w tym materiale. Autor nie ma rzetelnej wiedzy na temat procesu recenzyjnego. i opłat. Większość czasopism Springer, Elsevier itd. ma bardzo wysokie stawi za opublikowanie w OA i ponadto trzeba czekać czasem nawet 2 lata. A wiedza czeka i starzeje się.....
Zgadzam się. A afera z "MDPI" i umieszczenie wielu czasopism tego wydawcy na liście czasopism drapieżnych, a nawet odebranie Impact Factora dwóm z nich świadczy moim zdaniem o działaniach lobby, które na MDPI nie zarabia. Obecnie nie ma możliwości opublikowania w otwartym dostępie pracy, jeśli nie zapłaci się za nią mniej lub więcej i dotyczy to wszystkich wysokopunktowanych wydawnictw z IF w dyscyplinie w której publikuję. Powtórzę "wszystkich". A dlaczego tak się dzieje? Dzieje się tak dlatego, że uczelnie zamieniły się w korporacje w których liczą się: punkty, sloty, IH, IF, kryterium 2 i 3 itp. Od czasu wejścia w życie Ustawy 2.0 polscy naukowcy rzucili się do zdobywania punktów a polskie i zagraniczne czasopisma bezpłatne nie dawały rady "przerobić" takiej liczby prac, ponieważ wiele z nich działa wg powolnego trybu 1-2 letniego trybu wydawniczego. Popyt zrodził podaż w postaci czasopism które dają recenzentom tydzień na zrobienie recenzji a naukowcom kilka dni na poprawienie pracy. Zapewniam, że da się w takim czasie dokonać rzetelnej recenzji i poprawić pracę zgodnie z uwagami recenzentów. Robię jedno i drugie w czasopismach uznawanych za drapieżne. I absolutnie nie uważam że poziom moich prac publikowanych w nich jest niższy niż w czasopismach za drapieżne nie uznawanych. Widzę też wiele słabych artykułów u znanych i prestiżowych wydawców. Tak więc słowa autora "Naukowcy, którzy brali udział w wyprowadzaniu publicznych środków z budżetów krajowych uczelni na nieczyste publikacje, powinni ponieść środowiskowe konsekwencje..." są śmieszne i obraźliwe, przynajmniej dla mnie.
Jedyną możliwością zmiany jest ograniczenie pogoni za punktami i wskaźnikami i powrót do czasów, kiedy to recenzenci postępowań awansowych szczegółowo analizowali treść prac naukowych, a nie to, gdzie zostały one opublikowane. Nauka przestanie być wtedy biznesem dla wydawców a naukowcy nie będą brać udziału w wyścigu szczurów.
Oczywiście zgodziłam się z przedmówcą, a nie autorem.
Nie żyjący już znakomity nauczyciel akademicki mawiał, "pośpiech jest wskazany przy łapaniu pcheł a nie w nauce", wizytujący profesor w USA z doskonałą znajomością warsztatu naukowego, autor wielu publikacji o uznaniu międzynarodowych gremiów naukowych, nie liczył punktów wskaźników tylko czytał i oceniał treść pracy. Mawiał, nie należy zadawać zadania, które jest niewykonywalne, bo nie osiągniemy sukcesu. Z metodologii badań i oceny prac naukowych, jest oczywiste że w pracach przyrodniczych nie przeskoczymy niezbędnego czasu na obserwację i analizę uzyskanych wyników, bowiem rytm biologiczny narzuca tempo naszych prac. Ile pracownik naukowo-dydaktyczny jest w stanie opublikować prac w ciągu roku akademickiego? Stabilny rozwój naukowy nie znosi permanentnych ocen, ciągłych organizacyjnych zmian, tworzenie nadbudówek i rozszalałej rozbudowanej nadzorczej administracji. W tym szaleństwie ciągłych zmian reguł gry nie ma mowy o sukcesie naukowym. Jeżeli wykształcony inżynier chemik w drodze awansu otrzymuje tytuł profesora nauk biologicznych a na zajęciach ze studentami nie odróżnia sosny od skrzypu, albo porostu od mchu i staje się strażnikiem bioróżnorodności to wzbudza burzę śmiechu słuchaczy. Tak niszczony jest autorytet nauki. Wskazanie w jakim czasopiśmie naukowiec ma publikować z kim i w jakim czasie za swoje własne pieniądze to już jest szczyt uprzejmości. Przeciwnicy publikacji w MDPI niech spróbują poznać kryteria ocen artykułów naukowych tych Redakcji oraz bezkompromisowych recenzji.
Tak jest. Zgadzam się w 100%.
Na liście MEiN powinny być tylko czasopisma bezpłatne z tylko otwartym dostępem -- reszta czasopism to wątpliwy etycznie biznes, drenaż badaczy i uczelni ze środków finansowych -- wyniki badań naukowych należy albo udostępniać bezpłatnie, albo sprzedawać, ale nie płacić za ich publikację ! A przypisanie do czasopism wielu dyscyplin generuje "punktozę" (pięciu autorów z pięciu dyscyplin generuje 500 punktów w czasopiśmie za 100 punktów - Na szczęście Kopernik nie potrzebował 200 punktów za swoją publikację, a w tamtym okresie miał wiele negatywnych recenzji swojego dzieła - "De revolutionibus orbium coelestium"
Nie ma czegoś takiego, jak "czasopisma bezpłatne". Nawet za cotygodniową gazetkę reklamową w dyskoncie ktoś płaci - klient.
Publikowanie artykułów naukowych to nie jest działalność dobroczynna tylko dochodowy biznes. W starym modelu naukowcy nie tylko tracili majątkowe prawa autorskie do swych dzieł na rzecz wydawców a jeszcze musieli płacić za dostęp. Ale drukowanie czasopism odchodzi w niepamięć. Nowi gracze na rynku nie boją się zaryzykować i wprowadzają nieznane wcześniej modele biznesowe.
Istnieje zasada, że gorszy pieniądz wypiera lepszy. Jeśli na straży jakości pieniądza nie stoi bank centralny, pieniądz błyskawicznie się dewaluuje. Przyznawane punkty IF, ilość cytowań, indeks Hirscha, pełnią rolę zapłaty za towar którym jest dorobek naukowy. Niestety nikt nie pilnuje tego, czy te punkty są wciąż miarodajne. W moim odczuciu one są miarodajne w przypadku publikowania tradycyjnego - bezpłatnego. Płacą biblioteki instytucji naukowych, które wykupują subskrypcje czasopism świadcząc usługę dostępu do poszczególnych tytułów. Autorzy zaś muszą sprostać zadaniu przekonania recenzentów o wartości ich dzieła. Recenzenci też nie powinni mieć żadnego interesu w tym czy recenzowana przez nich praca zostanie przyjęta, czy odrzucona. Uważam że należy do tego wrócić. To zadanie niczym zamknięcia z powrotem puszki Pandory. Konieczność powrotu do źródeł wynika z tego, że wydawnictwo pobierając opłatę od autorów samo staje w obliczu konfliktu interesów. Pojawia się presja aby publikować jak najwięcej aby firma wydawnicza się rozwijała... Jakość prac naukowych, która zresztą nie jest łatwo mierzalna, musi zejść na plan dalszy. Zręczność menadżerska i odpowiedni marketing zapewnią wypełnienie wymogów IF i pozostałych wskaźników, które powstają jak grzyby po deszczu. W naukach przyrodniczych ten efekt również występuje. W naukach biologicznych, a także chemicznych jest pokusa powielania tych samych badań dla podobnych układów, a recenzenci wiedząc o planach sprzedażowych wydawnictwa, nie mają sumienia odrzucać prac tylko dlatego, że są wtórne. Chciałbym odwrócenia tego trendu. Chciałbym aby publikacja którą czytam, była wolna od konfliktu interesów, polegającego na tym że ktoś opłacił (myśl z tyłu głowy - przekupił) redakcję aby ta praca została przyjęta. Sam staram się aby moje prace były publikowane w tradycyjnej formie w Amerykańskich lub Europejskich wydawnictwach. Ktoś powie, że nie stać mnie na publikowanie otwarte. Całej polskiej nauki nie stać na to aby zamiast prowadzić badania, opłacać materiały, staże, doktorantów, topić pieniądze w redakcjach. Oczywiście niech każdy we własnym sumieniu rozważy, czy jego prace by zostały opublikowane gdyby nie opłata, która zresztą w przypadku wydawnictw drapieżnych kilkukrotnie przekracza dopłatę do wersji otwartej w renomowanych wydawnictwach.
Na całym świecie (tzn tym cywilizowanym) podstawą oceny wartości czasopism -> naukowca jest min wartość IF, która nie jest wymyślona, "nadana", tylko obliczona. Tak samo dla wszystkich czasopism. Jeśli zaczniemy tworzyć sobie nakładki na to w postaci "specjalnych" list to będzie to fejk. Wiadomo, że tym sposobem, np przez listy z punktację publikowaną przez dowolnego ministra można wywindować czasopismo kolegi z "Koziej wólki" publikowanego przez jakąkolwiek uczelnię z bożej łaski do rangi punktacji czasopism z Elsevier, Science itp.
Można też oczywiście znaleźć redaktora, który opisze, że taki "ład," jest nam jak najbardziej potrzebny, ale odjeżdżamy tym samym mocno w kierunku białorusko-koreopółnocnym
Cały problem listy punktowanych czasopism to jest w ogóle dziwne rozwiązanie, które napędza kasę pewnym biznesom wydawniczym. Proszę popatrzeć jak to wygląda np. w naukach prawnych: https://www.facebook.com/page/175021543107697/search/?q=wehiku%C5%82
Scam i fake newsy na wielką skalę w tym materiale. Proszę podać dokładne dane. Jakoś na predatory list nie ma wskazanych pozycji. Jakieś stare wieści powyciągane i nawet nie są zweryfikowane. Najlepsze w tym wszystkim, że ktoś myli czasopismo z publikacją książkową i też jej przypisuje predatora ha ha ha. Czasopisma z IF też predatory może są? To jakim cudem nadal są na liście i mają IF?
Tekst autentyczny i rzetelny. Niestety doszliśmy do sytuacji kiedy granica między zwykłym czasopismem a drapieżnym się zatarła.
Wiem jak się recenzuje w MDPI. Oficjalnie wszystko jest cacy ale często nawet artykuły z negatywnymi recenzjami są publikowane a IF elegancki. Takie "Materials" albo "Energies" ma 140 punktów - czasopisma z dziedzin technicznych! rzeczy odrzucane w 20-punktowcach tam są publikowane.
Odrzucane w periodykach za 20 pkt może być z wielu powodów - zamknięcie cyklu, brak zbieżności z tematyką lub po prostu - nie jesteś ich (szkoda im czasu na ciebie).
Oczywiście też daję wielką wiarę w to, że masz nieograniczoną wiedzę na temat częstych praktyk publikowania z negatywnymi recenzjami i jako etyczny recenzent godzisz się na to?... Takie machinacje nie przystają naukowcom...
W Polsce pogoda wyłącznie dla naukowych oszustów.
2x w tygodniu dostaję od MDPI zachętę do zostania redaktorem naukowym Special Issue.
Pisz za siebie. Nie jesteś godzien wypowiadać się o środowisku naukowym
https://www.salon24.pl/u/chlopekonomia/1150827,polska-naukowym-mistrzem-polski-kleska-reformy-gowina
Brawo dla AM. Wspaniała, genialna, bo ma 3 artykuły za 140 pkt. Pani recenzentka pisze recenzje dla MDPI i to darmowe, mimo że chińskie wydawnictwo odrzuca jej dzieła. Czapki z głów!
P.S.
Ja jestem profesorem i mam w ostatnich 2 latach 6 artykułów, każdy po 200 pkt. W MDPI mimo licznych zaproszeń /na guest editora special issue/ nie zostałem "naganiaczem" ani recenzentem.
Coś mi Panie AH nie brzmisz na profesora :) Jeżeli jednak jesteś nim faktycznie i chwalisz się 6 artykułami za 200 pkt. w dwa lata to wydaje mi się, że jesteś w nich dopisany przez miłych adiunktów.
Z moich obserwacji również wynika, że to ci najlepsi najbardziej cierpią przez MDPI i je krytykują. Teraz - w erze MDPI - różnice między naukowcami bardzo mocno się spłaszczyły w różnych rankingach - MDPI po 100, 140 pkt są w zasięgu prawie każdego (o ile nie każdego). A publikowanie w najlepszych czasopismach za 140, 200 pkt wymaga DUŻO DUŻO większego nakładu pracy, niż np. w MDPI. Niestety, gdy potem patrzymy na różne rankingi punktowe, to tego nie widać - a nierzadko to ci MDPI-owcy są wyżej.
Przeglądam te komentarze i muszę stwierdzić, że chyba nikt z biorących udział w ożywionej dyskusji, nawet nie pokusił się o napisanie czegokolwiek poza krótkim, negatywnym komentarzem na różnych forach - to takie polskie, wylewać hejt, za pomocą klawiatury komputera...podczas gdy samemu prawie nic się nie osiągnęło. Dwukrotnie składałam artykuły RÓŻNE do czasopisma MDPI i za każdym razem otrzymałam baaardzo obszerną, wnikliwą recenzję, niestety w obu przypadkach negatywną, bez możliwości poprawienia i ponownego rozpatrywania. Więc proszę nie pisać takich bzdur, bo nie mają one pokrycia w rzeczywistości. Sama także recenzuję i można zrobić dobrą recenzję w tydzień. Ktoś tu słusznie zauważył - przysyłana jest propozycja z deadlinem i albo robię, albo odrzucam. 100 CHF to nie jest czynnik by zrobić na odwal się. To zależy od człowieka. To jak z wykładem. Są nauczyciele akademiccy (nawet z tytułem prof.), którzy od 30 lat mają te same notatki i ciągle z nich czytają!!!, albo uśmiercają kolejne pandy na konferencjach niby naukowych, czytając z kartki. A ja przygotowuję nowe i nowe wykłady, bo nauka się zmienia...i lubię swoją pracę.
Kto z komentujących i krytykujących MDPI opublikował chociaż jeden artykuł za 100 pkt, 140 pkt, w ostatnim czasie - niekoniecznie w MDPI??? Ja w ciągu ostatnich dwóch lat, opublikowałam TRZY artykuły po 140 pkt każdy, w niezależnym czasopiśmie, nie będącym MDPI, Springer, Taylor - więc można! Jeśli się chce.
Jak najbardziej się zgadzam z tym postem. Niekiedy dostaliśmy z zespolem negatywną decyzję od MDPI bez możliwości poprawy, zawsze z niezwykle dokładnym i wnikliwym wyjaśnieniem wątpliwości/zarzutów. Nawet gdy manuskrypt został zaakceptowany to zawsze był opatrzony co najmniej 2 rzetelnymi recenzjami, trafiającymi w punkt. Oczywiście miło jest dostać decyzje o poprawkach "niewielkich", ale doskonałość buduje się dzięki konstruktywnym recenzjom, a takie są w MDPI. Co do cen, nie odbiegają znacząco od innych wydawnictw/czasopism, np. Oththm and ther. etc. W moim zespole z resztą nie ma problemu z płatnościami. Cenimy sprawność wydawnictwa i dostępność publikacji/recenzji (badania się dezaktualizują) zaraz po zaakceptowaniu, a nie np. do roku lub dłużej. Tak więc publikując w różnych wydawnictwach, MDPI nie jest złe, jak każde inne wydawnictwo. IF ponad MEiNS.
Odnośnie samego artykułu - MDPI nie płaci wynagrodzenia redaktorowi gościnnemu (naganiaczowi), ani recenzentom (jak i chyba inne prestiżowe czasopisma). Jestem obecnie GE jednego z ich numeru i widzę, że do każdego artykułu zapraszają co najmniej trzech recenzentów (wcześniej ja mogę zweryfikować listę potencjalnych recenzentów, tj. odrzucić lub dodać - na to kogo wybiorą nie mam wpływu). Koledzy kiedyś zaproponowali im wydanie numeru specjalnego i przesłali im nawet próbki swoich artykułów. Mimo, że propozycja SI została zaakceptowana, to potem kilka artykułów odrzucili (desk rejection) - i ostatecznie sprawa całkiem upadła. Moim zdaniem, starają się wykonywać swoją pracę rzetelnie, mając świadomość, że w każdej chwili arbitralnie mogą być usunięci z WoS (bez względu na IF), co przecież nie jest w ich interesie (stracą wówczas miliony)! Jeśli kogoś boli, że oni zarabiają miliony (przecież im wolno), to niech ich naśladuje ("robiąc przy tym prawdziwą naukę"). Jeśli ktoś uważa, że nie warto im płacić za publikację - niech po prostu tam nie wysyła (niektórzy płacą z własnych środków). A może ocenę warto rozpocząć od lektury co najmniej kilku opublikowanych przez nich artykułów (i porównać do jakości innych, uznanych czasopism)? A może warto spróbować swoich sił publikacyjnych (wysłać cokolwiek i sprawdzić czy rzeczywiście publikują wszystko)?
Skoro Pani otrzymała rzetelne recenzje to znaczy, że zdecydowana większość z tysięcy ich recenzji jest rzetelna?
A oznacza, że jest większość z tysięcy nierzetelna?
Aktualny cennik chinskiego MDPI (ponad 200 czasopism). Platforma zarejestrowana w Bazylei. Popyt najwyzszy w "Energies", "Applied Sciences" i "Sustainability" , publikuja duzo (szwarc mydlo i powidlo) a najwiecej z zarządzania oraz ekonomii i finansow (w tych dyscyplinach nauka polska jest i była światową "potęgą".)
wiec tu najwyzsze ceny (wzrosły ostatnio o 200CHF).
https://www.mdpi.com/about/apc
Jest jeszcze wiele innych czasopism MDPI z kosmicznym popytem w przedziale 5 - 10 tys. publikacji rocznie, np. Sensors czy Remote Sensing. Ale przecież płacimy za open access, bez którego inni naukowcy nie mieli by dostępu do naszych prac :) Więc na pewno polskiemu podatnikowi opłaciło się wydać w zeszłym roku te 75 mln zł na publikacje u Chińczyka. Zwłaszcza, że pieniądze publiczne to pieniądze niczyje.
pytanie brzmi, które media pierwsze uświadomią sobie skalę tej patologii?
Polecam lekturę tych dwóch bardzo świeżych artykułów.
https://scholarlykitchen.sspnet.org/2021/04/14/guest-post-an-early-look-at-the-impact-of-the-chinese-academy-of-sciences-journals-warning-list/
https://paolocrosetto.wordpress.com/2021/04/12/is-mdpi-a-predatory-publisher/
On the last day of 2020, the Chinese Academy of Sciences issued the first Early Warning List of International Journals. While it includes just 65 journals, the list disproportionately targets journals that are fully open access (OA) and attract a high volume of Chinese content in absolute or relative terms, notably IEEE Access, several titles published by MDPI, and four from Hindawi. It has been three full months since the Warning List’s release, and the impact is already visible on publication volumes. For example, IEEE Access has had its worst quarter since early 2019 and MDPI’s listed journals are getting less content from China.
Bardzo ciekawy fragment z cytowanej strony: "For some time I have been trying to understand this phenomenon that does not only concern MDPI, but also Frontiers and associate journals from the important journal (scientific report for example). I wanted to point out an important factor that you may not have considered, is that there is a positive feedback effect of these papers on the impact factor that is similar to inflation in failing economies that print paper money. more articles published = more citations placed on the market (1:50 as a minimum), these citations increase the impact factor of all journals, but in particular of those MDPI that self-refer. But it can’t work! sooner or later the system collapses! now in the international academic world, it is clear that you cannot build a CV with publications in these journals, it only works in countries with poor career growth systems such as Italy or the emerging world."
Frontiers chyba jest usuwany ze Scopusa.
To prawda, że ten boom publikacji w MDPI jest niepokojący. Ale to jest jedyny minus wydawnictwa (nie wiadomo kiedy się sypnie). Największym plusem MDPI jest szybkość działania. Nie czeka się na recenzje po kilka miesięcy. Praca po recenzjach odrzucona przez recenzentów w jednym z czasopism MDPI nie ma szans na przyjęcie nawet do recenzji w innym czasopiśmie.
A koszty są co najmniej 2x mniejsze niż w gdzie indziej. Dla przykładu: Nature Research -3580 euro (brutto) = 18645 pln (!), eLife Sciences Publications, Ltd - $3,000 + VAT = ok. 14 000 pln. MDPI - 1 646,19 euro = ok. 8800 pln.
Faktem jest, że punkty ministerialne dla czasopism MDPI (przynajmniej niektórych) są relatywnie wysokie.
... jedyny minus? Pani raczy żartować!
„Praca po recenzjach odrzucona przez recenzentów w jednym z czasopism MDPI nie ma szans na przyjęcie nawet do recenzji w innym czasopiśmie.”
To stwierdzenie nie znajduje pokrycia w rzeczywistości. Artykuł po odrzuceniu można składać do oporu. Dwa razy, trzy razy, dziesięć razy. Za każdym razem artykuł dostaje nowego redaktora i recenzentów.
Odnośnie wspomnianego boomu, jeden przykład ode mnie. Czasopismo Sustainability (MDPI), liczba prac z Polski w 2020 roku - 554. Proszę osoby, które krytycznie wypowiadają się o niniejszym artykule, o podanie jednego normalnego czasopisma (tj. z poza MDPI - bez obowiązku zapłaty), w którym znajdziemy choćby 50 prac z Polski za pieniądze (open access) w 2020 roku? Które to niby wydawnictwa zarabiają na Polakach choć 1/5 tego co MDPI?
https://www.mdpi.com/search?sort=pubdate&page_count=50&year_from=2020&year_to=2020&authors=poland&journal=sustainability&featured=&article_types=&countries=
Szybkość działania może być plusem tylko wówczas, gdy jakość recenzji na tym nie traci. Czy ta armia recenzentów MDPI, która na zawołanie jest w stanie wykonać recenzje (zazwyczaj w ciągu tygodnia), na pewno gwarantuje taką jakość, jak to wynika z ich IF-ów? Ile procent rzetelnych naukowców/recenzentów, którzy mają mnóstwo obowiązków zawodowych (nie licząc życia prywatnego), może sobie pozwolić na to aby tak z marszu zrobić recenzje?
MDPI radzi sobie z tą kwestią, wysyłając zaproszenie do większej liczby recenzentów, niż jest potrzebne. Potem przyjmuje te dwie-trzy, które przychodzą w pierwszej kolejności, a reszcie odpisuje, że już mają potrzebną liczbę. Nawiasem mówiąc, MDPI to chyba jedyne wydawnictwo, które gratyfikuje w jakikolwiek sposób recenzentów. Warto mieć to na uwadze.
MDPI nie gratyfikuje recenzentów
1. Czy zna Pan kogoś w polskiej nauce, kto miałby problem z publikacją w MDPI za min. 100 pkt? 2. Czy wie Pan ile procent cytowań czasopism MDPI pochodzi z MDPI? 3. Czy wie Pan ile tysięcy publikacji wydają rocznie czasopisma MDPI? Naprawdę nie zapala się Panu czerwona lampka?
Z punktu widzenia recenzenta: jak wiem, że nie dam rady zrobić recenzji w tydzień, to negocjuję termin lub jej nie biorę. Biorę tylko to na czym się znam, wtedy tydzień, max dwa, wystarcza. Robię recenzję od razu i nie siedzę na nią tydzień (jedynie raz miałam pracę, nad którą musiałam posiedzieć dłużej, ale była wyjątkowo obszerna i skomplikowana). Opóźnienia biorą się z odkładania "na jutro". Z punktu widzenia autora publikacji: bardzo sobie cenię wstępną decyzję w ciągu max miesiąca. Są czasopisma, które potrafią przetrzymać pracę kilka tygodni u edytora, nie wysyłając nawet do recenzji, po czym odesłać do autora, że jednak nie chcą. Są też takie sytuacje, że po trzech miesiącach "w recenzji" zaczynam się dopytywać o wstępną decyzję.
Nikt tam nie negocjuje terminów recenzji bo automatycznie traci kupon na zniżkę 100 CHF po upływie tygodnia. W polskim internecie jest dużo wpisów recenzentów, którzy się przechwalają, że robią 10-20 recenzji miesięcznie.
Raz do roku MDPI rozsyła e-maila, w którym informuje o najbardziej „zasłużonych” recenzentach. Były przypadki z Polski z 50 i więcej recenzjami w ciągu roku.
Panie Marku, wśród recenzentów i redaktorów MDPI są też nobliści. Tylko co z tego? To są przecież wyjątki. Większość recenzentów MDPI to słabi naukowcy.
https://www.mdpi.com/2504-5377/5/1/5
Rzeczywiscie łatwo sprawdzic kto recenzuje. Powyzej link do listy recenzentow w Colloids and Interfaces. Sa tam
Craig h 44
Chibowski h 41
Kosmulski h 35
Jańczuk h 33
Aksenenko h 31
Noskov 30 (wszystkie liczby ze scopusa)
Jezeli to maja byc slabi naukowcy to ile maja dobrzy?
Tak, to prawda, w internecie można to sprawdzić, nie pamiętam dokładnie - chyba w Publons. Ponadto, większość recenzentów MDPI to bardzo słabi naukowcy - może dlatego mają czas tak z marszu recenzować. To też można sprawdzić, kto dokładnie tam recenzuje. Zdarzają się też rozpoznawalne nazwiska ale relatywnie rzadko.
abc
Na koniec chciałbym czymś jeszcze z Państwem się podzielić. Porównanie liczby artykułów z Polski w MDPI w 2011 i 2020 roku.
2011 - 64 artykuły
https://www.mdpi.com/search?sort=pubdate&page_count=50&year_from=2011&year_to=2011&authors=poland&featured=&subjects=&journals=&article_types=&countries=&fbclid=IwAR1MHTAUqRoNbNsEk3MLGKI3SmZ4YGX-ZG04iWRlwk3_JM_IM0_qsof2HdA
2020 - 10098 artykułów !!!
https://www.mdpi.com/search?sort=pubdate&page_count=50&year_from=2020&year_to=2020&authors=poland&featured=&subjects=&journals=&article_types=&countries=&fbclid=IwAR1fJpUh9Lnr23uWo19q55imndpIZGHrTin53evmx-PSb4j3xdIN6CV_Q0c
Co na to obrońcy MDPI?
A ile w ogóle tych czasopism było w 2011 roku?
Dość powiedzieć, że w 2020 roku były czasopisma MDPI, które miały po ok. 10 000 publikacji, w tym po kilkaset z Polski.
2011 rok - 64 artykuły vs 2020 rok - 10098 artykułów
Panie Piotrze, gratuluję odwagi i artykułu. W przyszłym roku - po ewaluacji - jak wyjdzie skala tego problemu to wielu osobom będzie bardzo łyso.
Łyso powinno być akurat twórcom tego magicznego "wykazu". Zalanego wręcz wysokopunktowanymi świerszczykami pokroju ERSJ, pomyłkami 20/200 i konferencjami za 70, gdzie można wbić artykuł w jeden wieczór (podczas gdy porządne tradycyjne czasopisma z sensownym IF, projekt na 1-2 lata, mają dokładnie tyle samo). Applied Sciences, IEEE Access czy całe MDPI to przy tym najmniejszy problem
Naprawdę są pomyłki 20/200?
Jeśli czasopismo spoza JCR z żenującymi statystykami w Scopusie (w STEM) dostaje 200, to zostaje tylko opcja sabotażu lub pomyłki.
Szanowni Państwo.
Z zainteresowaniem przeczytałem komentarze pod przedmiotowym tekstem i myślę, że wskazano w nich kilka znamiennych problemów dzisiejszego świata naukowego i zupełnie zmienionego względem klasycznego paradygmatu uniwersytetu. W dzisiejszym świecie naukowym celem jak i środkiem badań stały się punkty, czyli pieniądze. Polska (i wg mojej wiedzy kilka innych krajów reformujących swoje ośrodki naukowe) dały wydawcom czasopism naukowych świetne źródło zarobku. Dotyczy to zarówno najczęściej cytowanego w poniższych komentarzach wydawnictwa MDPI jak i innych wydawców. Publikacje w Elsevier w czasopismach GOA lub w opcji OA dla czasopism hybrydowych są średnio 1,5-2x droższe niż MDPI. Czas realizacji procedury publikacji w Elsevierze jest jednak zwykle dłuższy. Choć z mojego doświadczenia wynika, że są tacy, którzy procedują jeszcze dłużej, przykładowo w wydawnictwie Taylor&Francis miałem okazję czekać od zgłoszenia artykułu do jego publikacji ponad 19 miesięcy. A więc jak wskazałem w moim pierwszym komentarzu poniżej dobrze, aby oprócz punktów i uznania czasopisma, cena była odpowiednia do rangi czasopisma, a czas publikacji dawał szansę na to, że wyniki nie zdezaktualizują się (i co gorsza czasopismo nie obniży w międzyczasie swojej wartości punktowej na polskiej liście ministerialnej). Ceny za OA są znaczne i w przypadku MDPI dodatkowym plusem wskazanym przez komentatora o pseudonimie ~Profesor Gąbka są bony zniżkowe na publikacje, dają one znaczne możliwości obniżenia kosztów publikacji. Pytanie tylko na ile publikowanie w systemie OA daje wymierne korzyści i zwrot kosztów poniesionych na wydanie artykułów?
Jeden z poniższych komentarzy skłonił mnie do wskazania na kolejny aspekt. W wymienionym przeze mnie wydawnictwie Elsevier również pojawiają się patologie związane z wymuszaniem cytowań w celu pompowania IF. Przykład: ok. 1,5 miesiąca temu wysłałem artykuł do wysoko punktowanego czasopisma tego wydawcy, który został odrzucony "na biurku" z nie do końca wyeksponowanego powodu, ale ze wskazaniem braku cytowań prac z tego czasopisma. Redaktor wskazał też, że takie cytowania nie są wprawdzie niezbędne i nie są obowiązkowe, ale ich brak świadczy o słabym rozeznaniu tematu. "Kulturalna arogancja", bo inaczej bym tego nie nazwał. Artykuł wysłałem do innego czasopisma tego samego wydawcy i został przyjęty do procesu redakcyjnego, co więcej jest już po recenzjach, które wymagały małych poprawek. Jak widać wszędzie są patologie.
Problem, o którym pisze większość z poniższych komentatorów to brak odwzorowania jakości nauki we wskaźnikach przyjętych w ewaluacji. Zespoły przygotowujące zasady oceny jednostek za wszelką cenę próbowały stworzyć ilościowe miary, które dodatkowo skutecznie skomplikowały pod postacią złożonego algorytmu szkatułkowego i mądrych wzorów matematycznych. Spowodowało to wiele niejasności, niedomówień i żali oraz stało się źródłem patologii w postaci np. artykułów 10-cio i więcej autorskich (każdy autor z innej jednostki). A to przecież nie artykuły z CERNU. Ustawa niestety bardzo mało punktuje działania naukowców na rzecz społeczeństwa, m.in. w mojej opinii wdrożenia i rozwiązania techniczne powinny być podstawą oceny uczelni technicznej a niestety nie są. Jedną miarą ocenia wiekowych profesorów i młodych doktorów, którzy wprawdzie piszą zwykle więcej artykułów ale ich rola i miejsce w ścieżce rozwoju jest zupełnie inna. 60-cio czy 70-cio letni profesor powinien pełnić rolę mentora, wzorca i drogowskazu dla młodych pokoleń naukowców, a nie być sprowadzonym do postaci "generatora publikacji naukowych".
Obecnie głównym źródłem punktów do oceny "jakości badań naukowych realizowanych przez jednostkę X" są publikacje jej pracowników wliczonych do N. Oczywiście dobrze byłoby oceniać wszelkie dokonania pod kątem merytorycznym, ale tu znów może się pojawić zarzut ze strony części środowiska dot. stronniczości i subiektywizmu w ocenach. Optymalne rozwiązanie jest "gdzieś pośrodku". Mając na uwadze wady i zalety różnych metod oceny dorobku (jakościowych i ilościowych), metody
umożliwiające w miarę obiektywną ocenę powinny być one oparte - jak wskazał komentator ~Stanisław - na ilościowych technicznie weryfikowalnych miarach takich jak IF czy CiteScore (lub innych zależnie od dziedziny nauki) jak również ocenie jakościowej. Ocena ogólna powinna ujmować ocenę obliczoną miarami ilościowymi i opinie ekspertów podsumowane punktacją liczbową. Opinie powinny być opracowane przez zespoły specjalistów z innych jednostek reprezentujących tę samą dziedzinę/dyscyplinę wiedzy co oceniana jednostka.
Pozdrawiam serdecznie
Leszek Chybowski
Zgadzam się z komentarzem Pana L.. Chybowskiego. Problem jest złożony. Poza tym szybka i sprawna obsługa kosztuje. szczególnie biorąc pod uwagę lawinowo rosnącą ilość publikacji naukowych. Inne, lepiej stojące naukowo nacje też publikują za pieniądze. System nie jest idealny oczywiście, jednak dużo lepszy niż publikowanie u kolegi na konferencji wzajemnej adoracji, w bliżej nieznanych materiałach konferencyjnych...
Jedyny argument, którego używaja obrońcy MDPI to fakt, że przecież czasopisma MDPI posiadają dobre IF-y, więc wszystko jest ok. Otóż nie jest ok. A dlaczego? Wystarczy sprawdzić np. w bazie WoS pochodzenie cytowań ich czasopism. I z tego argumentu nie wiele zostaje. Pozdrawiam obrońców/beneficjentów MDPI.
A świstak siedzi i zawija :D
Nie jestem entuzjastą MDPI ani tym bardziej jego beneficjentem. Nie są nimi prawdopodobnie także inni uczestnicy dyskusji, którzy krytycznie oceniły tekst Redaktora FA. Wartość IF pojawiła się w dyskusji parę razy, ale nie jako argument w obronie MDPI, zwłaszcza., że IF-ory czasopism MDPI są na ogól marne.
Owszem, broniłem MDPI przed niesprawiedliwym atakiem. Nie jestem entuzjastą min. Czarnka, ale też bronię go na forach internetowych, gdy jest niesłusznie krytykowany za konkretne posunięcia..
Krytykujmy więc MDPI ale konstruktywnie i rzeczowo, bez insynuacji i obrażliwych epitetów (patrz komentarz Krzysztofa z 7.4).
Polecam też jedną opinię z dyskusji pod innym artykułem na ten temat:
"1. MDPI jest od lat i od lat wykładniczo rośnie tam liczba artykułów. Niektóre czasopisma mają już prawie 10 000 artykułów rocznie, a kilka lat temu było to kilka/kilkanaście razy mniej! A standard w innych wydawnictwach to 20-100 rocznie! Wykładniczo rośnie też kasa polskiego podatnika przelewana na ich konto w Szwajcarii. W ostatnim roku było to ok. 75 000 000 zł! Można to wszystko łatwo sprawdzić na ich stronie. 2. Oczywiście wśród takiej liczby publikacji znjdzie się każdy, nawet noblista, szczególnie jeśli się go ładnie poprosi. Jednak chyba nie rozmawiamy o wyjątkach. Zdecydowana większość artykułów pochodzi obecnie od osób, które wcześniej miały problem nawet z przebiciem się na listę B. Ogólnie, w polskiej nauce nie ma chyba już osoby, która miałaby problem z opublikowaniem pracy w MDPI. Pytanie: Czy poziom jest tam tak niski czy nagle wszyscy (bez wyjątku) dostali przypływu geniuszu? 3. Można powiedzieć, że wszystko jest ok bo te czasopisma maja wysokie IF więc punkty im się należą. Tylko proszę sprawdzić, np. na WoS-ie, skąd pochądzą te ich cytowania. To są głównie cytowania też w MDPI. Wygląda to tak, że im dana praca ma więcej zacytowanych prac z MDPI, tym większa szansa że zostanie tam przyjęta. Proszę przejrzeć kilka/kilkanaście losowo wybranych prac z MDPI i sprawdzić ile te prace mają zacytowanych innych prac z MDPI. Proszę też zerknąć na szczegóły ich IF-ów w WoS-ie. 4. ... Można by długo jeszcze tak wymieniać ale po co? To szambo musi w końcu wybić."
Panie Marku, na 99.9% większość uczestników dyskusji z całą pewnością jest beneficjentem MDPI. Obawiam się, że Pan nie zna skali problemu. Ale po ewaluacji się wszyscy dowiemy. Jestem gotów się z Panem założyć, że po ewaluacji okaże się że ponad 50% wszystkich slotów to będzie MDPI.
Według SJP
beneficjent, beneficjant
1. «osoba korzystająca z beneficjum»
2. «osoba czerpiąca korzyści z czegoś»
Uczestnicy dyskusji czerpią korzyści? Niby jakie?
Proszę objaśnić o jaki problem chodzi, to powiem, czy znam jego skalę.
Problem z MDPI to mają Elsevier i Springer. I to duży. Ale nie ja.
Poczekajmy do ewaluacji i zobaczymy czym będą zapełnione sloty? A potem odpowiedzmy sobie na pytanie, czy te kilkaset milionów złotych zwróci się polskiemu podatnikowi. Czy ta nauka z pod znaku MDPI zarobi na siebie?
Naiwnym to trzeba być, żeby nie widzieć, że Elsevier właśnie przekształca 160 journali na full open-access. I że Springer za OA potrafi skasować równowartość samochodu. Notabene, Scientific Reports to się pewnie wzięło znikąd...
1. Ja też niestety jestem naiwny i staroświecki, dlatego cierpię :(
2. Czy Springer, Elsevier to drapieżny open access? Czy fortuna Springera, Elseviera rośnie tak bardzo jak MDPI? Czy skala jest ta sama? Czy musimy patrzeć na ten problem zero-jedynkowo? Czy ... ehhhh
Chyba jestem naiwny i staroświecki, bo dużo bardziej niż na ministerialnych punktach zależy mi na poszukiwaniu prawdy. A w tym akurat MDPI mi nie przeszkadza. Co więcej, w swojej naiwności liczę, że poszukiwaczy prawdy jest więcej wśród polskich naukowców niż ciułaczy ministerialnych punktów.
Czyli: róśnie fortuna Elseviera i Springera - nie ma problemu, róśnie fortuna MDPI - jest problem. Rzeczywiście trudno to pojąć.
Korzyścią są łatwe punkty - łatwiejsze niż w czasopismach bez drapieżnego/obowiązkowego open access. Nie wiem jak jeszcze prościej mógłbym to Panu wyjaśnić.
Pan też ma problem, bo to m.in. z Pańskich podatków rośnie fortuna Pana Shu-Kun Lin, na koncie w Szwajcarii. Przykro mi, jeżeli Pan tego nie rozumie albo nie chce zrozumieć.
oczywiście chodzi mi o osoby, które tam publikują i/lub są redaktorami, czyli obecnie o większość polskich "naukowców"
W 100% popieram autora tekstu Piotra Kieracinskiego. Czasopisma MDPI i niektóre inne elektroniczne na skalę masową zarabiają w Polsce. Poziom katastrofalny.
Do poczytania:
https://miesiecznik.forumakademickie.pl/czasopisma/fa-2-2021/jak-zapelnic-sloty%E2%80%A9/
https://www.ersj.eu/issues
Gdzie NIK, ABW i CBA? Czas skończyć z wyprowadzaniem pieniędzy podatników z Polski.
Zgadzam się w z większością poniższych komentarzy, mocno krytycznych wobec powyższego tekstu i nie chcę powielać padających tu argumentów. Nie wiem tylko czy czytelnicy zauważyli jak wiele jest w tym tekście zawoalowanych sugestii, bardziej kojarzących się z insynuacją niż rzetelnej informacji. Przyjrzyjmy się choćby zdaniu: "Ale najbardziej winni są ci z nich, którzy w tym procederze biorą czynny udział, podejmując się – zapewne nie za darmo – funkcji redaktorów owych „numerów specjalnych” (wbrew nazwie, zwykle wcale nie tematycznych, ale publikujących na tematy od Sasa do Lasa), a przy okazji pełnią rolę „naganiaczy” (tak to określili nasi czytelnicy) polskich naukowców do tych dochodowych „stajni”. Wzięte cudzysłów słowa "numer specjalny", "stajnia", "naganiacz" sugerują wręcz mafijny układ, zaledwie naśladujący działania naukowe, a sugestia iż owi "naganiacze" nie robią tego za darmo - świadczy o braku wiedzy w temacie, w którym autor artykułu się wypowiada i dodatkowo nakłada na nich odium nieetycznego „sprzedawania się” jakimś ukrytym za parawanem siłom. Dodatkowo to tajemnicze "tak to określili nasi czytelnicy", sugerujące ze Autor ma pełne poparcie środowiska w głoszonych tezach, czego większość komentarzy jakoś nie potwierdza - wprost przeciwnie. No i zakończenie w którym już wydano wyrok - tak jakby Autom miał prawo takie wyroki ferować. "Naukowcy, którzy brali udział w wyprowadzaniu publicznych środków z budżetów krajowych uczelni na nieczyste publikacje, powinni ponieść środowiskowe konsekwencje, choćby w postaci nieformalnego ostracyzmu. Wiemy, że wśród badaczy pracujących dla predatorów są osoby o niezwykle wysokim statusie akademickim, w tym zajmujące wysokie stanowiska w Radzie Doskonałości Naukowej. " Nie spodziewałem się znalezienia tekstu, który w dużej mierze polega na manipulowaniu emocjami i niesprawdzonymi informacjami w szacownym jakby nie było Forum Akademickim. Przykro mi było go czytać.
Problem jest bardzo poważny. Po pierwsze - system w którym jakość nauki mierzy się publikacjami w czasopismach, w których recenzentami jest to samo środowisko, które jest oceniane jest systemem, w którym nie ma zewnętrznej oceny przydatności badań. To jest praźródło patologii moim zdaniem.
Zjawisko jest wzmacniane przez powiązanie finansowania uczelni ze zdobytymi punktami. W efekcie wiele uczelni płaci za publikacje w czasopismach nie zważając czy publikacja jest coś warta, a jedynie na to ile punktów ma czasopismo. W ten sposób marnowane są pieniądze podatnika.
Moim zdaniem świadome wspieranie publikacji w czasopismach płatnych, uznawanych za 'drapieżne' może być podstawą odpowiedzialności karnej na mocy ustawy o dyscyplinie finansów publicznych. I co więcej - powinno być, bo patologie powinno się likwidować.
Jak nigdy dotąd przeczytałem artykuł i wszystkie komentarze. Również pozwolę sobie podzielić się z Autorem tekstu i przedmówcami przemyśleniami w trzech kwestiach:
1) Autor artykułu zarzuca uchybienia etyczne naukowcom publikującym artykuły w czasopismach o wątpliwej reputacji i proponuje nawet, żeby środowisko tych autorów karało. Głęboko się z tym poglądem nie zgadzam i jest to moim zdaniem zupełne pomylenie ról w procesie ewaluacji. Obecnie jednym kryterium oceny czasopisma są przyznane punkty „ministerialne”. Dlatego z punktu widzenia ewaluowanej jednostki, jeśli pracownik jest w stanie opublikować dzieło za 40 pkt. w „porządnym” czasopiśmie, albo za 100 pkt. w czasopiśmie o „wątpliwej reputacji”, to wybór powinien być prosty – publikacja za 100 pkt. „Porządna” publikacja za 40 pkt. jest marnowaniem jego wkładu i osłabianiem wyniku ewaluacyjnego jednostki. Co jest w takim podejściu nieuczciwego, czy nierzetelnego? Ja niczego ani nierzetelnego, ani nieuczciwego w tym podejściu nie widzę. Oczywiście odrębną kwestią jest ocena merytoryczna kontrybucji, ale to rola ew. recenzentów np. prac awansowych autorów. Natomiast absolutnym skandalem jest fakt, że czasopisma o wątpliwej reputacji na liście się znajdują i mają tyle punktów. Uwagi części forumowiczów, że takie sytuacje to „przeoczenie” komisji (lub, że komisje sobie nie poradziły z zadaniem punktacji) budzą mój uśmiech. Moim zdaniem owe komisje poradziły sobie bardzo dobrze, zgodnie z reprezentowanymi przez poszczególnych członków interesami. Zaproponowany przez Autora tekstu ostracyzm środowiska twórców tych dzieł, to karanie szeregowych naukowców za decyzje KEN. Oczywiście rozumiem, że łatwiej karze się ostracyzmem młodych doktorów walczących o pozytywną ocenę pracowniczą, niż wytrawnych graczy którzy te punkty w przedmiotowych komisjach uchwalili.
2) Moim zdaniem zbudowanie dobrego narzędzia ewaluacji jednostek dla wszystkich dyscyplin naukowych nie jest możliwe. Jednak prace komisji KEN pokazały, że im więcej w procesie ewaluacji będzie arbitralności tym będzie bardziej arbitralnie, a mniej obiektywnie. Uważam, że powinien być wybrany JEDEN uznany na świecie wskaźnik jakości czasopism (IF, IF pięcioletni, czy CITESCORE), a ocena czasopisma powinna dokonywana być bezwzględnie na podstawie ww. wskaźnika po przyporządkowaniu do odpowiednich kwartyli, czy decyli w swoich grupach tematycznych (tak jak było to planowane na początku reformy). Jak władze powołają kolejne komisje, to zasady działania pozostaną niezmienne, tylko będą się zmieniać nazwy „arbitralnie promowanych” czasopism.
3) Płacenie za publikacje „open-access”. Tutaj na forum się wylało się głównie na MDPI, a problem jest znacznie szerszy. Moje doświadczenia w tej kwestii są takie, że zdecydowana większość czasopism jest płatna (poza Elsevier i częścią czasopism wydawnictwa Springer). Mam na myśli również czasopisma bez dostępu otwartego. Oczywiście często nie jest to płatność wprost za publikacje, ale za kolorowe rysunki, albo przekroczony limit stron, jednak cena jest często większa niż ww. 2 tyś. franków a ominięcie tych kosztów jest często niemożliwe. Ponadto „gold open access” w Elsevier jest znacznie droższy niż w MDPI i znacznie przekracza 2 tyś USD. Dlatego dla mnie płacenie za publikowanie wyników w dobrych czasopismach nie jest skandalem, tylko obowiązkiem. Oponentom proponuje wejść na WoS i zobaczyć gdzie publikują pracownicy najlepszych uczelni świata. Zwykle w pierwszej dziesiątce zobaczą państwo płatne, open-access’owe PLOS ONE, czy PeerJ. Problem w tym miejscu z wydawnictwem MDPI polega na tym, że tak samo jak dla czasopism innych wydawców, punkty wielu czasopism MDPI nie wynikają bezpośrednio ze wskaźników cytowalności, ale z arbitralnej oceny komisji KEN.
Uff, to by było na tyle
Szanowny Autorze,
Jak sie pisze w Forum Akademickim to należałoby się zastanowić nad prawdziwymi przyczynami zjawiska. Opisuje Pan skutki wynikające z przyjętego wskaźnika jakości myląc je z przyczynami. Jeśli się tworzy wskaźnik jakości to ten wskaźnik musi mieć cel i nie może to być ocena jednostek tylko celem ma być ich rozwój.
Od kilkunastu lat tworzone są wskaźniki parametryczne, których skutkiem są :
- likwidacja polskich czasopism. ZGROZA
- transfer funduszy na naukę do zagranicznych wydawnictw. ABSURD
- transfer wiedzy polskich naukowców opłaconej przez polskiego podatnika na "zachód" . Polski podatnik nie ma do niej dostępu bo nawet nie wie, że takie czasopisma istnieją. ABSURD
Więc proszę przestać wieszać psy na naukowcach , że działają zgodnie z opracowanym wskaźnikiem. A zacząć wieszać psy na autorze wskaźnika jakości.
System po prostu zadział zgodnie ze wskaźnikiem jakości . A to, że ktoś chce zarobić - po to działa!!!!! A ktoś chce opublikować artykuł? - przecież sie od niego tego wymaga!!!! I jeszcze ma być szybko
Wiec jest !
Człowiek który pisze w forum Akademickim powinien trochę dłużej zastanowić sie nad tym o czym pisze.
Szanowny Panie,
Sprawa jest na tyle poważna by dotarła do szerszego kręgu społeczeństwa.. Przecież większość obywateli RP nie czyta Forum Akademickiego. W jaki sposób ukrócić te praktyki poprzez ich szersze potępienie i zmuszenie decydentów do wycofania pewnych czasopism z listy ministerialnej? Na mojej uczelni osoby z tego typu publikacjami dostają nagrody pieniężne z funduszu "Uczelnia badawcza" i zapewne niedługo będą dostawać stopnie naukowe za te publikacje.
Czy może Pan Piotr Kieraciński (autor -redaktor opinii) podać link do wspomnianego artykułu w Sciencemetrics ?
https://link.springer.com/article/10.1007/s11192-020-03852-4
Dziękuję. Artykuł pod tym linkiem ma status "retracted".
Ale przecież min. Gowin wyraźnie przestrzegał, żeby nie sugerować się punktacją, tylko pracować najlepiej, jak się potrafi i publikować tam, gdzie uzna się za stosowne. I wyjdzie na to, że miał rację. Punktacja wciąz się zmienia i tylko patrzeć, jak zaczną karać tych, co transferowali publiczne pieniądze do "drapieżców".
Póki co jednak można się spodziewać, że zanim minister ukarze Hipnacego za publikowanie w EJSR, czy tam ESRJ, to dyrektor zwolni Bożydara za niepublikowanie tamże. Co pociągnęło za sobą niższą ocenę jednostki.
W ostatnim artykule poruszono kilka istotnych kwestii, wartych przedyskutowania:
1) Rola KEN- zupełnie nie poradziło sobie z listą czasopism. Umieszczenie na niej ponad 30 tys. czasopism, bez szczególnej weryfikacji ich wartości merytorycznej, było błędem. Zamiast masowo umieszczać kilkadziesiąt tysięcy tytułów należało wprowadzić najbardziej cenione w danej dyscyplinie, a po szczegółowej weryfikacji w kolejnych latach umieszczać na liście kolejne. KEN powinna pełnić rolę poniekąd KNF, umieszczając podejrzane czasopisma na swojej stronie.
2) Stan polskiej nauki- skoro nawet uczelnie badawcze wydawały po kilkaset rocznie publikacji w czasopismach typu ERSJ, czy w materiałach IBIMA, to powinniśmy poważnie zastanowić się nad stanem polskiej nauki. Za pieniądze podatnika płacono za tłumaczenia, za publikacje artykułu, a niektóre uczelnie wypłacały nagrody. Żadne uczelnia dotąd nie zareagowała, aby wyjaśnić sprawę i wyciągnąć wnioski z całej sytuacji. Niektóre jednostki uczelniane zdobyły w ten sposób nawet po kilka tysięcy punktów. Czy doszło do złamania prawa? Na pewno do poważnego złamania etyki zawodowej. Czy pieniądze publiczne wydatkowano niezgodnie z ich przeznaczeniem w celu zdobycia wyższej subwencji budżetowej? Jak będą oceniane te jednostki w najbliższej parametryzacji?. A co z tymi które w swojej uczciwości, czy też naiwności, nie uczestniczyły w tego typu procederze? Stracą dotację i uprawnienia? Dlaczego nadal czasopisma typu ERSJ są na liście ministerialnej, czy należy to rozumieć jako przyzwolenie na dalsze w nich publikowanie? A ministerstwo milczy…
3) Czy system ewaluacji nauki w Polsce wymaga reformy? Zdecydowanie tak, nie sprawdziły się dzisiejsze rozwiązania. Mamy chaos, wyrzucanie publicznych pieniędzy w błoto, przyrost biurokratyzacji, brak stabilnej polityki oceniania jednostek naukowych, patologiczne spółdzielnie wydawnicze, powstrzymanie procesu umiędzynarodowiania się polskiej nauki, i można byłoby jeszcze tak wymieniać długo….
Nagonka na MDPI jest zapewne inspirowana przez innych wydawców którzy odczuli spadek wpływów. Na rynku naukowym jest niedobór wartościowych prac naukowych a co za tym idzie prace nie są cytowane. To bije w IF i międzynarodowy prestiż czasopisma. MDPI złamało wiele monopoli. IF wysoki w części czasopism. Recenzje dostępne dla każdego, czyli każda praca weryfikowalna publicznie. Czy inne tzw wybitne wydawnictwa udostępniają recenzje przy artykule dostępnym bezpłatnie? Współpracuje z rożnymi czasopismami, ale przejrzystość recenzyjna MDPI jest wyjątkowa i to jest dla wielu wydawców problemem. Nikt nie przyjmuje na poważnie recenzji 2-3 zdaniowej. Natychmiast powoływany jest kolejny recenzent. Konflikt interesów to brak kontaktu naukowego w ostatnich 5 latach. Nazywanie redaktorów naganiaczami to pomówienie na granicy przekroczenia prawa. Sam odrzucam jako recenzent w kilku czasopismach MDPI 30% tekstów i nikt nie wywiera na mnie żadnego nacisku. Inne są wielokrotnie poprawiane i za każdym razem podlegają pełnej recenzji. Może warto zająć się takimi czasopismami jak PLOS czy FRONTIERS oraz tymi które żądają przygotowania tekstu przez własnego redaktora. A może wieloma polskimi, wymuszającymi od autorów własne cytowania by poprawić IF, który i tak z reguły jest mierny. Jako przykład polskiego - czyli poprawnego czasopisma podam (bez kontekstu negatywnego) Archives of Budo - opłata 9000 PLZ za IF 1.014 i stały skład autorów w każdym wydaniu. To taka polska norma (PN). A może nie kombinować z punktami tylko wziąć przykład z Republiki Czeskiej. ważny IF i Q. Liczą się tylko czasopisma w 1-2 kwartylu dla dyscypliny. Niech świat doceni polskie czasopisma a nie poziom wyznaczy urzędnik.
brawio
To prawda. Ja recenzuje w MDPi i parę czasopism Elsevier. W tym drugim po zrecenzowaniu zapoznając się z pozostałymi recenzjami, wielokrotnie trafiłem na jednozdaniową recenzję!. i edytor nie ma z tym problemu. Jeśli autor ma ochotę to można w MDPI upublicznić recenzje swoich prac. Patrząc na te niezdrową nagonkę zacząłem korzystać z tej opcji aby historia recenzji pracy była jawna. I też nie rozumiem nazywania redaktorów naganiaczami. Jeśli przyjmuję recenzje i zaznaczam, ze zrobię ją w tydzień to robię ją w tydzień. i nie mają jakoś z tym problemu.
Mam wrażenie, że mylisz redaktora i recenzenta, którym wielokrotnie jak piszesz byłeś
Zwróćmy uwagę, że nie ma czegoś takiego jak publikowanie za darmo. Koszt stanowi nie tylko korekta jezykowa, łamanie i skład tekstu, ale również nadanie numeru doi oraz umieszczenie danego tekstu w bazie, jest tak dużo skłądowych, że nie bardzo jest tu miejsce aby je wypisać wszystkie. Jeżeli wydawnictwo prowadzi swoją bazę indeksującą na podstawie, której w jakimś kraju przyznawane sa habilitacje i profesury, to ma jeszcze dodatkowe opłaty subskybcyjne i sa one pokrywane przez budżety uczelni. Proszę może wpierw zróbmy porządek z listą ministerialną. na tej liście czasopisma z IF mają zupełenie nie związaną z IF punktację, dlaczego tak jest?
Porządna korekta jezykowa to była wiele lat temu (bez obrazy, ale skoro jesteś 2 lata po doktoracie, to tego nie pamiętasz). Teraz koncerny wydawnicze nauczyły się outsourcingu, a edytorowi technicznemu z z Indii czy Pakistanu, zatrudnionemu zapewne za ułamek płacy redaktora starej daty, jest wszystko jedno, jak wygląda artykuł. W dodatku dostają zazwyczaj wszystko gotowe, robione według template'ów na stronie czasopisma. Co najwyżej mogą coś popsuć
Zgadza się. Jakiś czas temu zrobili mi taką korektę językową, że musiałem cały tekst "odwijać", co w naukach ścisłych wymagających precyzji wypowiedzi jest dość upierdliwe.
Jeżeli chodzi o MDPI to najbardziej oburzające jest kiedy edytor \"special issue\" ma w nim od kilka do kilkunastu artykułów w tym przeglądy piśmiennictwa z 12-16 współautorami. Za wszystko płacone jest z pieniędzy wydziału czasami po 80-90 tyś złotych. Recenzje w MDPI to farsa, w jednym przypadku zwracałem w recenzji uwagę na plagiat , autocytowanie czy wręcz nieprawdziwe informacje, a pozostałe dwie (lakoniczne 3 zdaniowe) uznały pracę za dzieło wnoszące wiele to współczesnej nauki.
Tak, zdarza się, że recenzje to farsa. Ale bywają też porządne i obiektywne.
Mimo wszystko MDPI to generator punktów na wydziałach, również w naukach biologicznych i medycznych. Jedyny plus jest taki, że przyjmują do recenzji przeglądówki od osób, które jeszcze nie mają wysokiej renomy w środowisku (z racji krótkiego stażu, lub braku osobistości do której mogą się podczepić). W innych wydawnictwach najczęściej przeglądówki są efektem zaproszenia albo przyjmują tyko od sław nauki....
I co nie uwzględnili twojej opinii????
Czy rzeczywiście problemem jest niewłaściwa punktacja poszczególnych czasopism? A może raczej, to że zarządzający nauką (nie tylko w Polsce) uznali, że można zmierzyć jej jakość przy pomocy kryteriów ilościowych (ponieważ nie mają kompetencji aby zmierzyć jakość publikacji). Czy za teorię względności Einstein powinien otrzymać 200 punktów, czy wystarczy 140? To administratorzy nauką doprowadzili do światowego kryzysu czasopism. I wcale nie chodzi tylko o MDPI. Od pewnego czasu Nature domaga się ogromnych pieniędzy za publikację. Jedyną namiastką oceny jakości pracy naukowej jest staroświecka i nieobiektywna kooptacja, która w dobie mierzenia wartości w dolarach na publikację wydaje się archaiczna. Może państwo przestanie mierzyć wydajność pracy naukowca i zajmie się innymi dziedzinami gospodarki, w których pieniądze są marnowane. Naukowcy przynajmniej kogoś nauczą, napiszą obiektywną ekspertyzę, a może nawet coś przy okazji odkryją.
W sumie nie ma się co dziwić, gdyż grzechem i zbrodnią byłoby nie skorzystać z takiego finansowego "El Dorado", jakie serwuje nasz super innowacyjny i postępowy system ewaluacji... Po prostu, wybrane czasopisma/wydawnictwa wykorzystują okazję i nie można ich za to winić.
"Wyncyj" punktów, "wincyj" slotów, jak najszybciej, jak najwięcej... Do tego coraz więcej papierologii stosowanej, sprawozdawczości, tabelek, rankingów, algorytmów, przeliczników, ocen wewnętrznych, itp.. Ośmieliłbym się dodać, że im bardziej całość skomplikowana, tym lepiej, gdyż zawsze jest co robić...
Pozwolę sobie zatem spuentować to w następujący sposób: przy obecnym systemie jesteśmy na najlepszej drodze do: Nagrody Nobla za wstrzymanie ruchu ciał niebieskich!
Mam takie przeczucie, że niektóre czasopisma z tego wydawnictwa, np Energies przepompowały auto-cytowania w 2020 roku (tzn pozwoliły na to, Recenzenci nic nie zauważyli), i mogą mieć spore problemy, ponieważ są na granicy rekomendującej zawieszenie IF. Polska jest w pierwszej dziesiątce pod względem artykułów z naszą afiliacją. Znam takie artykuły (z polską afiliacją), gdzie liczba autocytowań przekracza 10 (choć nie jest to praca przeglądowa),. Autorzy polscy w odsyłaczach stanowią powyżej 70% bibliografii. Byłem w lekkim szoku.
bo są zmuszani przez swoich przełożonych, a jeśli się nie stosują do zaleceń, to są zwalniani
To MDPI to jeden wielki skandal. Kiedy skończy się wyprowadzanie funduszy z Polski? Gdzie jest NIK?
Sprawa jest dwupłaszczyznowa:
1. Opłacanie publikacji artykułów w czasopismach MDPI z pieniędzy polskich podatników jest wielkim skandalem. Powinno to zostać zaprzestane natychmiastowo.
2. Publikacja w czasopismach MDPI bez kosztów (np. za vouchery z recenzji) jest jak najbardziej w porządku. Sam proces recenzji (2-4 recenzentów) choć szybki nie wzbudza zastrzeżeń pod kątem etycznym.
W mojej opinii odpowiedzialność za drenaż pieniędzy publicznych w pierwszej kolejności ponoszą autorzy listy czasopism punktowanych, którzy przyznają czasopismom takim jak Materials czy Eneregis 140 punktów a następnie władcze poszczególnych uczelni, które podpisują zgody na finansowanie tychże publikacji.
Nie widzę innej drogi jak szybka korekta punktacji.
Oczywiście nie zawężajmy dyskusji do MDPI nie zapominając o takich czasopismach jak: European Research Studies Journal !
Dokładnie, jakby miały 70 punktów, to by nie było problemu bo nikt by tam nie publikował. Tylko gdzie kwiat polskiej nauki wysyłany swoje publikacje, za które wypłacane są ogromne nagrody. Proszę przejrzeć expertusy. Przy niektórych nazwiskach 20 publikacji rocznie. Gdyby to były odkrycia na miarę tych publikacji to mielibyśmy w Polsce Oxford, a nie mamy.
Należy wprowadzić prostą sztywną nienegocjowalną zasadę:
To autor ma otrzymać pieniądze za napisaną publikację, a nie odwrotnie. Nie musi to być duża kwota, wystarczy 100 euro za artykuł plus 10% od każdej sprzedanej kopii artykułu.
I jeśli autor nie otrzymał pieniędzy za publikację - a za nią zapłacił - to jest to grafomania. Przejaw choroby. Dziwoląg, gdzie ktoś wykonał pracę i jeszcze ma płacić za to, że ta praca zostanie przez kogoś skonsumowana i ktoś na tej pracy zarobi.
Co pomyślelibyście o policjancie, który przychodziłby i komendantowi płaciłby 2000 zł miesięcznie za prawo bycia policjantem - i nie miałby wynagrodzenia.
Jeśli ktoś płaci za publikowanie - to jest to grafoman i nie należą mu się punkty a komisja dyscyplinarna za oszustwo.
W takim razie jedyny wartościowy artykuł jako opublikowałem w 2020 roku to popularnonaukowy tekst w Przegładzie Mleczarskim. Cała reszta w tym 200-punktowy, 16 cytowan w rok po opublikowaniu - to grafomania.
Moim zdaniem błędem jest mówienie o MDPI tak jakby to było jedno czasopismo. MDPI wydaje wiele czasopism i ich poziom jest bardzo zróżnicowany. W wielu czasopismach przyjmowane są prawie wszystkie nadesłane artykuły a opinie recenzentów nie mają wpływu na decyzję redaktora. System MDPI daje recenzentowi możliwość zapoznania się z recenzjami wszystkich pozostałych recenzentów. W wielu przypadkach są to recenzje złożone z 2-3 zdań.
Tak jak w kazdym innym wydawnictwie
Moje doświadczenia z MDPI są też pozytywne.
Jako czytelnik: nie zauważyłem aby jakość prac w czasopismach wydawanych w
MDPI odbiegała od jakości prac w czasopismach o podobnym IF wydawanych
przez Elseviera i Springera. Są lepsze i gorsze - jak wszędzie. Natomiast
plusem MDPI jest otwarty dostęp.
Jako autor: nie zapłaciłem ani grosza, chociaż w czasopismach wydawanych w
MDPI opublikowałem parę prac. Nikt mnie nie zmuszał do nieetycznych
praktyk np. niepotrzebnych cytowań po to, by zawyżyć IF czasopism
wydawanych w MDPI. Recenzje były dość ostre w większości sensowne - lepsze
i gorsze - jak wszędzie.
Jako recenzent: nie zauważyłem aby jakość manuskryptów nadsyłanych do
czasopism wydawanych w MDPI odbiegała od jakości manuskryptów w
czasopismach o podobnym IF wydawanych przez Elseviera i Springera. Moje
rekomendacje były na ogół respektowane, tzn. kilka prac zostało
odrzuconych po mojej negatywnej recenzji. Bywało też, że pomimo mojej
negatywnej recenzji prace były akceptowane, ale nie częściej niż w
czasopismach o podobnym IF wydawanych przez Elseviera i Springera.
Jako redaktor: klnę się na św. Przemysława, że nie otrzymałem złamanej
kopiejki. Faktem jest, że dzięki tej funkcji kilkoro moich przyjaciół
otrzymało możliwość gratisowego publikowania
w czasopismach wydawanych w MDPI, ale ich prace przeszły przez normalne
sito recenzencko - redakcyjne.
Jest dokładnie tak, jak napisał mój Przedmówca. Można mieć uwagi do sposobu przydzielania punktów do czasopism - ale to jest odrębny, nasz polski problem. Odnośnie jakości naukowej czasopism MDPI - wg mnie, nie odbiega od normy (Elsevier, Springer).
Szanowni Państwo,
Widzę, że stają Państwo w obronie MDPI. Proszę mi wyjaśnić dość ważną kwestię. W jaki sposób czasopisma takie jak np. Materials i Energies mają na liście 140 punktów. Są to czasopisma, które nie są wybitnymi w swoich dziedzinach o czym świadczą ich niskie miejsca. Ich IF wynosi ok. 3. Ze względu na to, że dostały tyle pkt. wielu naukowców z Polski w nich publikuje i do MDPI wypływa wiele pieniędzy. Pytanie czy jeżeli punktów byłoby mniej czy także tak chętnie by w nich publikowano? Największym problemem jest to, że naukowcy teraz stają przed wyborem czy opublikować w lepszym czasopiśmie za darmo i za 100 pkt. Czy jednak starać się o finansowanie i zdobyć pkt 140. Już na przykładzie tych dwóch czasopism widać, że lista jest źle skonstruowana i spowoduje to pogorszenie, a nie polepszenie jakości nauki.
Pozdrawiam
Impact factor, i tyle.
To pytanie nie dotyczy samego MDPI, tylko podejrzanej decyzji ministerstwa.
Moja odpowiedź jest taka: Podobnie jak mój znakomity Kolega Grzegorz Kłosowski, uważam, że opluwanie MDPI jest niesprawiedliwe i nieuczciwe, zwłaszcza przez kogoś, kto nie czyta artykułow wydawanych przez to wydawnictwo, nie publikuje w nim ani nie recenzuje prac.. Zas gdy chodzi o puktację, powtarzam do znudzenia: wartość publikacji nie powinna byc oceniana na podstawie tytułu czasopisma. W kazdym czasopismie sa lepsze i gorsze artykuły ... itd
Tak jak wcześniej napisałem. Można mieć uwagi do sposobu przydzielania punktów do czasopism - ale to jest odrębny, nasz polski problem. I nie ma to nic wspólnego z jakością wydawnictwa MDPI.
Ale to pytanie nie do MDPI, tylko do dzielnych zespołów eksperckich. Te wyszczególnione powinny mieć połowę tego. A na liście są kwiatki, które mają 100, a nie powinny w ogóle znaleźć się w okolicy wspomnianej listy... W długim okresie nikt na świecie nie patrzy na polskie cyferki ewaluacyjne, co należy wziąć pod uwagę planując karierę.
Odnośnie MDPI - ktoś, kto próbował opublikować cokolwiek w Sensors, Applied Sciences, Energies, Elecrtonics itd., dobrze wie, że recenzowanie jest tam prawdziwe, solidne i nie ma taryfy ulgowej. Trzech lub czterech recenzentów wybieranych zazwyczaj przez algorytm. "Guest editor" danego Special Issue nie ma wolnej ręki w doborze recenzentów. W przypadku konfliktu interesów system automatycznie go odcina od procesu recenzowania. MDPI są drodzy, ale sprawni i mają otwarty dostęp (licencja open access), a to znakomicie wpływa na "cytowalność". Promują voucherami recenzentów, którzy nie przeciągają recenzji. Czy to jest powód do krytyki? Oczywiście, że nie! To zasługuje na uznanie.
Pamiętam jak wyglądał proces publikacji w Neurocomputing. Recenzje trwały 3 miesiące. Potem była decyzja o przyjęciu manuskryptu do druku ale to nie oznaczało publikacji. Od tego momentu minęło jeszcze 9 miesięcy (!) zanim publikacja się ukazała, choć przez ten czas nic się nie działo. Ot, kolejka. Czy taka "odleżana" publikacja stała się wartościowsza? Oczywiście, że nie.
Ponieważ wiem o czym piszę, to absolutnie nie zgadzam się z opinią, że MDPI jest jakąś fasadą dla nauki, na bakier z etyką. MDPI, które znam, to są pełnoprawne, rzetelne czasopisma. Jedyne co wyróżnia MDPI od innych czasopism o porównywalnym IF, to wysokie ceny ale w zamian za:
*licencję "open access",
*sprawność/szybkość/przejrzystość procedur,
*świetny kontakt z "corresponding autor",
*vouchery dla recenzentów za szybkość i jakość (napisanie 3 zdań recenzji nie będzie nagrodzone, a lakoniczne recenzje spotykają się z uwagami redaktora),
*świetny portal dla autorów i recenzentów.
Hmmm, mi się jednak wydaje, że wysoki IF w MDPI jest efektem tego, że na zeszyt przypada więcej niż 50% przeglądówek, które z zasady mają większą cytowalność. W czasopismach, które obserwuje jest to regułą, co wskazuje raczej na kreatywne zarządzanie, a IF są przez to sztucznie napompowane.
Rzetelność recenzji zależy od rzetelności recenzenta. Na pewno są rzetelne recenzje w MDPI. Wykonanie porządnej recenzji w tydzień, przy natłoku innych obowiązków zawodowych, a i często osobistych wymaga ogromnego kunsztu, wiedzy i biegłości. Nie sądzę aby to były cechy wszystkich recenzentów w MDPI, i przygotowanie szczegółowej i konstruktywnej recenzji wymaga więcej czasu. Jednak w MDPI recenzenci są pingowani aby ta recenzje ukończyć jak najszybciej. Czy to jest dobre to już kwestia z której strony się patrzy i co chce się osiągnąć
W PUNKT
No właśnie te wielomiesięczne kolejki w najbardziej prestiżowych czasopismach biorą się stąd, że solidnej recenzji nie da się zrobić w tydzień. W czasopismach z q1/q2 JCR w ekonomii czy demografii dostaje się kilkustronicowe recenzje z precyzyjnymi uwagami, a takich recenzji jest min. 3. Do tego elaborat od redaktora prowadzącego. Ostatnio na nasz tekst response letter miał 30 stron - choć to już lekka przesada. Najistotniejsze jest jednak to, że artykuł wyszedł dużo, dużo lepszy niż w wersji którą nadesłaliśmy na początku.
Recenzje w MDPI oczywiście są i robiłem je nieraz. Ale ta presja czasu powoduje, że nie można zrobić super-solidnej recenzji. Można przyzwoitą, poprawną - tak. Co gorsza jest limit słów w tekście i w rezultacie większość ocenianych przeze mnie artykułów ma za płytki wywód teoretyczny.
Może predatorzy to nie są, bo recenzje są i uczciwe - ale IMHO to o poziom niżej niż solidne czasopisma Springera, Elseviera czy Sage. I to powinno znaleźć odzwierciedlenie w punktach ministerialnych.
A czy Państwo prześledziliście które nasze czasopismo współpracowały z ERSJ , i nabijały sobie cytowania ? Łatwo sprawdzić i popatrzeć na komitet naukowy
przecież ktoś im podpisał 100 pkt ? koszt publikacji w tym czasopiśmie od 800 do ponad 2000 euro ? :)
Scopus, WoS, IF = zero
Polska nauka ma się opierać na krajowych czasopismach, to niech uczelnie nie finansują zagranicznych
i problem z głowy
będą pieniądze na konferencje, jedzenie i wódkę i artykuły na poziomie zadań domowych dzieci z 8 klasy
Jedynym zdziwionym mógłby być tylko ten, kto nigdy nie słyszał o prawie Goodharta. Gdy miernik staje się celem ginie sens robienia pomiaru.
Podzielam opinie autora tego tekstu. Zbyt dużo pieniędzy wypływa z polskiej nauki do zagranicznych płatnych czasopism naukowych.
Ten tekst to brakoróbstwo. MDPI (przy całej jego słabości) akurat nie jest najlepszym chłopcem do bicia w tym przypadku, tylko prawdziwe predatory journals, które również przemycono na listę ministerstwa, a także kompletnie już predatorskie krajowe "wydawnictwa naukowe", od których ta lista wręcz puchnie. A źródłem problemu nie są naukowcy, którzy pod presją obchodzą niemądre przepisy, tylko autorzy tych przepisów, którzy wyobrazili sobie, ze znaleźli darmowy sposób na podniesienie poziomu polskiej nauki. A nawet mniej, niż darmowy, bo w tym roku obniżono znacząco nakłady na konkursy NCN.
Aha, i liczenie na środowiskowy ostracyzm jest czymś w rodzaju wiary w różowe jednorożce. Na początek niech środowisko zacznie rzetelnie recenzować stopnie naukowe.
Szanowni Państwo,
Mam kilka przemyśleń po przeczytaniu artykułu. Przede wszystkim, skoro reforma wprowadziła takie, a nie inne wytyczne dotyczące oceny to nie można winić autorów za to, że publikują tam gdzie są punkty, a nie tam gdzie by chcieli. Znam wiele przypadków, w których autorzy woleliby publikować w innym, lepszym czasopiśmie, które jest bardziej uznane w branży, ale niestety jest zbyt nisko punktowane. Dotyczy to np. dziedziny nauk technicznych. Reasumując Każdy układ dąży do minimalizacji energii, człowiek nie jest tu wyjątkiem, więc jeśli coś zostało "przedobrzone" to tylko dlatego, że sposób oceny dorobku oparty jest na "paraobiektywnych" wskaźnikach naukometrycznych.
Poza tym w artykule zabrakło mi odniesienia do jednego ważnego elementu stanowiącego istotę reformy Gowina, a mianowicie umiędzynarodowienia wyników polskiej nauki. Jak wynika z artykułu udało się to doskonale. Szkoda, że nie zostało to przedstawione explicite. Wyniki zostały upowszechnione, oczywiście można zadać pytanie dot. ich jakości. Tylko po co skoro ustawa nie stawia na jakość wyników prac badawczych, a na liczbę punktów ustalonych w oparciu o subiektywne kryteria i listy.
Odniosę się jeszcze do kwestii sugerowanej łatwości publikacji jeśli się tylko zapłaci. Zapewne wszędzie są czarne owce, a okazja czyni wiadomo kogo. Opublikowanie artykułu w czasopismach wydawanych przez MDPI nie jest tak proste jak by wynikało z artykułu - przynajmniej nie w czasopismach, w których osobiście publikuję. Odsiew jest całkiem duży. Wiem to również stąd, że sam recenzuję od kilku lat dla tego i innych wydawnictw. Z moich obserwacji wynika, że średnio ok. 60% artykułów idzie "na odstrzał". Rzeczywiście firma stawia na szybkie publikacje i możliwie wysoki IF. Można by powiedzieć, że sprzedaje IF za duże pieniądze. Co do kosztów publikacji w MDPI to są one wyższe od wskazanych w artykule o 23% VAT, który trzeba odprowadzić w Polsce, albowiem Szwajcaria jest poza UE. Szybkie publikacje to wydawnictwo realizuje poprzez skuteczne procedury i ogromną sieć naukowców, a budowanie IF poprzez posiadanie wielu czasopism (co wskazano w artykule). Cóż taki model biznesowy - nie pochwalam go, ale i nie zamierzam ganić. W końcu, czy nie chodzi o to, aby opublikować szybko i aby artykuł nie zdezaktualizował się przed jego publikacją? W kontraście do wydawnictw, w których procedury publikacyjne trwają nawet kilka lat, wybór wydaje się oczywisty.
No i na koniec, co do benefitów redaktora SI to nie ma żadnego wynagrodzenia, benefitem jest zwykle jeden artykuł za free do podziału na wszystkich redaktorów akademickich danego numeru i satysfakcja ze zdobycia doświadczenia w koordynacji pracy wielu naukowców.
Pozdrawiam serdecznie
Leszek Chybowski
W punkt. Ponadto 6500 polskich publikacji w MDPI 2020 roku, to lekko licząc 10 mln franków szwajcarskich + wewnętrzne nagrody za wysoką liczbę punktów. I to jest miara odpowiedzialności tych, którzy stworzyli listę, a teraz protestują głośną, że mamy do czynienia z drapieżcami. Słowem; sami wyhodowali to, co ich pożera
Bardzo trafnie!
Czy aby na pewno tylko predatory biorą opłaty za OA/APC? Proszę sprawdzić ile kosztuje wydanie bądź nawet przyjęcie do recenzji (z możliwością desc reject bez uzasadnienia) w prestiżowych publikatorach ze stajni T&F, E, SN... 10tys. złotych i więcej.
To też predatory?
Oczywiście znacząco upraszczam.
Kolejny artykuł, żeby buł artykuł. Super. Rozpłakałm się. Zmartwiła,. Jasne. Zapłacę i pójdę dalej. Wolę być Obajtkiem polskiej nauki niż ukamieniowaym świętym bez nadziei na podwyżkę. Sorry.
Hehhe, dobrze powiedziane. Stare pryki ustalają takie zasady gry, a później dziwią się, że młodzi nie mają wyboru i publikują w badziewiach. Nie ma głupich. Albo publokijesz za 140+, albo wypad z pracy. Taką jest teraz rzeczywistość w polskiej nauce.
Fajnie wylewać pomyje na MDPI (bo "nawet 2 tys. franków szwajcarskich" czy wtręt o redaktorach przypadkowe nie były) i podpierać się 10.1007/s11192-020-03852-4 czy listą Beala, na której ani słowa o tym wydawcy. A ERSJ czy pseudonaukowe wrzutki z dwóch ostatnich aktualizacji listy - co tam.
"Ale najbardziej winni są ci z nich, którzy w tym procederze biorą czynny udział, podejmując się – zapewne nie za darmo – funkcji redaktorów owych „numerów specjalnych” (wbrew nazwie, zwykle wcale nie tematycznych, ale publikujących na tematy od Sasa do Lasa), a przy okazji pełnią rolę „naganiaczy” (tak to określili nasi czytelnicy) polskich naukowców do tych dochodowych „stajni”."
W MDPI edytor SI nie jest wynagradzany we fiatach. Dostaje opcję publikacji jednego artykułu bez opłaty.
w niektórych wydawnictwach od mdpi ge nie ma nawet darmowego jednego artykułu a proces recenzji w si ogląda z tylnego siedzenia bo może właściwie tylko oglądać proces recenzji
Trochę to uproszczone i jednostronne. Zachęcam do przeczytania bardziej wywazonej opinii o czasopismach open access
http://bc.pollub.pl/dlibra/publication/13802/edition/13484, rozdzial 2.3, dostepne bezplatnie.
Bardzo dobry podręcznik, p. Marku. Każdy doktorant powinien się z nim zaznajomić