Zapytajmy, jak żyć z tym nadmiarem? Co wybrać, żeby uniwersytet spełnił oczekiwania zarówno te zewnętrzne, jak i te wewnętrzne, i do tego jeszcze imponował? Myślę, że potrzebujemy przede wszystkim na chwilę się zatrzymać i zastanowić, co jest naszym priorytetem jako uczelni.
Zgodnie z definicją słownika języka polskiego imponować, znaczy wzbudzać podziw i szacunek. Kiedy wzbudza się podziw i szacunek? Kiedy jest się na tyle kompetentnym i merytorycznie wartościowym, że wpływa się na umysły i relacje, powodując zmianę na lepsze. Czy uniwersytet wzbudza podziw i szacunek w młodym pokoleniu? Nie bardzo. Dlaczego? Być może dlatego, że nie spełnia oczekiwań.
Współczesny świat daje coraz więcej możliwości. I to nie tak, że kiedyś nie było różnych dróg do wyboru. Różnica między kiedyś a teraz polega nie tylko na możliwości, ale przede wszystkim na odwadze w wyborze. Nie tylko mamy możliwości, ale coraz więcej osób z nich korzysta, bo mają odwagę do zmian. I to regularnych, co jakiś czas, a nie raz na całe życie. Tę odwagę młodszego pokolenia wypracowały im starsze roczniki, które stworzyły tak szeroki wachlarz możliwości i pokazały, że zmiana jest dobra i potrzebna. Problem leży chyba w tym, że zmiany, które zaszły w naszym kraju w ciągu ostatnich dwudziestu lat, są ogromnym skokiem – ustroju, życia, światopoglądu i również potrzeb. Media społecznościowe pokazują dostatnie i bezstresowe życie, w którym co chwilę coś się dzieje, nie ma miejsca na nudę, ale też nie ma miejsca na zgłębienie tematów czy relacji. Jeśli możemy tak wiele, tak szybko i łatwo, to po co się ograniczać jedną ścieżką rozwoju? Przy takich możliwościach współczesnego świata oczekiwania studenta są ogromne. Zdobywanie wiedzy powinno być szybkie, przyjemne, bezbolesne i w dodatku w kilku różnych tematach naraz. W dodatku powtarza się wszędzie, że może(my) wszystko. Jak mamy zaimponować komuś, kto może wszystko?
Sprawa pierwsza – możliwości
Kiedy ja startowałam na studia, mówiono mi, że ten krok jest niezbędny, żebym zdobyła dobre wykształcenie, które gwarantuje stabilną i dobrze płatną pracę. Jedną na całe zawodowe życie. Teraz w większości zawodów nie jest to konieczne. Co więcej, w wielu branżach wręcz wymaga się doświadczenia w wielu miejscach pracy, ponieważ w taki sposób widzi się wiele spraw z różnych punktów widzenia, co jest niezwykle ważne np. w zakresie wdrażania i powszechnego wykorzystania nowych technologii. Hasło kształcenia przez całe życie zyskuje zupełnie inny wymiar w czasach, gdy oferta studiów policealnych, zawodowych, podyplomowych czy szkoleń jest tak szeroka i różnorodna, że każdy, kto tylko chce i ma taką potrzebę, może z niej skorzystać w każdej chwili. Warto też dodać, że tempo zmian na rynku pracy, na którym co chwila pojawiają się (i często równie szybko znikają) nowe zawody, nie sprzyja długotrwałemu studiowaniu, a jeśli już to raczej w trybie mocno praktycznym np. na studiach dualnych lub w innej formie współpracy z branżą.
Sprawa druga – sposoby kształcenia
Zabrzmię pewnie jak prawdziwy „naukowy geriatryk”, ale „za moich czasów” studiowanie i uczenie się wymagało podręczników, które można było dostać czasem tylko w czytelni. Na szczęście zaczęły pojawiać się punkty ksero, więc nie trzeba było przepisywać całych fragmentów książek ręcznie. Żeby wiedzieć, jaki materiał obowiązuje do kolokwium, trzeba było iść pod katedrę, w której realizowało się zajęcia, żeby przepisać te informacje z gabloty przed drzwiami. Dziś wszystkie informacje dostępne są na jedno kliknięcie w Internecie, a w ostateczności można zrobić zdjęcie. Nadal mam w głowie takie spojrzenie na studiowanie. Ale im dłużej mam kontakt z młodszym pokoleniem, tym bardziej dociera do mnie, że taki sposób studiowania to już przeszłość. Szkoda i nie szkoda. Po prostu czasy się zmieniły, w dodatku szybko i drastycznie. Forma i tempo przekazu informacji, dopasowanie ich do tematu i odbiorcy, sposoby szukania i weryfikacji danych czy różne możliwości wykorzystania takich wiadomości często w interdyscyplinarnych projektach to zagadnienia, nad którymi współcześni dydaktycy muszą pracować, jeśli chcą efektywnie kształcić młode pokolenie.
Dobrym przykładem formy uczenia nierozerwalnie związanej z uczelniami, której użycie w klasycznym wydaniu jest nie do przejścia dla statystycznego studenta, jest wykład. W tematach, w których zasypuje się studenta monologiem składającym się z informacji z jednej książki, którą ów delikwent z powodzeniem mógłby sam przeczytać, wystarczy wprowadzić element dyskusji nad potencjałem zastosowania praktycznego tych wiadomości w rozwiązaniu określonego problemu. Wprowadzenie elementów debaty czy dyskusji przekształca klasyczny wykład w formę podobną do konwersatorium, zdecydowanie bardziej angażującą studentów i nauczycieli. Z drugiej strony niektóre zagadnienia wymagają logicznego monologu, chociażby pewne zagadnienia z matematyki, które trzeba rozpisać i wyjaśnić. Można jednak przemyśleć konstrukcję zajęć tak, aby mocniej angażowały studenta. Warto się też zastanowić, jak przekazywane wiadomości włączyć w większą całość, również z innymi przedmiotami i jak tę treść pomóc „oswoić”, żeby nie powiedzieć – uatrakcyjnić – słuchaczowi.
Wyzwania dydaktyczne to bardzo ważny temat, nad którym należałoby się zastanowić w kontekście spełniania oczekiwań. Nie tylko samych studentów, których treść i forma podania mogą przyciągnąć lub zniechęcić. Zazwyczaj myślimy o spełnianiu oczekiwań jako o odpowiedzi na swoistego rodzaju koncert życzeń i oczekiwania „klienta”, który płaci i wymaga. W tej kwestii raczej nie chodzi o satysfakcję klienta-studenta, którego nauczono, a o wzajemną satysfakcję ze współpracy, nie tylko w tak ostatnio podkreślanej relacji partnerskiej, ale również w relacji mistrz-uczeń, która pomimo zmiany światopoglądowej nadal ma szanse istnieć w przestrzeni akademii w zupełnie nowym wymiarze. Mistrz już nie jest wszechwiedzącym guru, tylko otwartym na dyskusję doświadczonym nauczycielem, który potrafi przyjąć od ucznia wiedzę, którą ten mu przekazuje w zakresach nieznanych dla mistrza (a jest ich całkiem sporo). Wskazuje on jednocześnie wspólną drogę do rozwiązania problemu badawczego dzięki swojemu doświadczeniu, którego uczniowi brakuje. Nie wspominając już potrzeby myślenia o zmianie tej relacji w perspektywie kilku kolejnych lat, kiedy satysfakcjonujący układ mistrz-uczeń może przerodzić się w partnerstwo w temacie badawczym czy współpracy biznes-akademia.
Sprawa trzecia – tempo adaptacji do zmian
Nie od dziś wiadomo, że konieczne jest dostosowywanie się do zmian. Przy szybkiej zmianie tempo adaptacji musi zachodzić równie sprawnie. Jednak uniwersytety w wielu wymiarach nie zmieniają się szybko, bo zmiana uniwersytetu to przed wszystkim zmiana w ludziach o bardzo specyficznym podejściu do pracy – w ich odbiorze rzeczywistości i chęci adaptowania się do nowych warunków życia, również zawodowego. W wielu wymiarach natomiast uniwersytety chcą zmieniać się za szybko i bez przemyślenia długofalowej strategii, która pozwalałaby realizować konkretne, dalekosiężne cele. Ta druga droga widoczna jest w szczególności w aktywnościach, które nie były na uczelniach tak widoczne na dużą skalę jeszcze 15–20 lat temu, np. komunikacja nauki do społeczeństwa jako element trzeciej misji uczelni czy wdrażanie innowacji naukowych do biznesu. Strategie działania uczelni są przygotowywane jak w przedsiębiorstwach, na trzy do pięciu lat. Brakuje tu dalekosiężnych celów w elastycznej pod wieloma względami strategii, tak ważnej w dzisiejszym stale zmieniającym się świecie.
Co więcej, w moim odczuciu uczelnie przez zmiany w otoczeniu i konieczność podążania za nimi zgubiły się w ustalaniu celów nadrzędnych. Kiedyś sprawa była jasna, uczelnia miała – jak sama nazwa wskazuje – uczyć i prowadzić badania, których głównym zadaniem było wyjaśnianie świata i jego działania. Na takiej uczelni student miał kontakt z ludźmi posiadającymi dużą wiedzę i skupionymi na swojej pracy w danym temacie. Jeśli dodamy do tego jeszcze brak Internetu, to przepis na zaimponowanie młodemu człowiekowi murowany. Bardzo dużą wagę przywiązywano do rozwoju nauk podstawowych, których efekty w danym momencie nie musiały być aplikowalne. Nawet badania aplikacyjne były realizowane z dużą swobodą i ciekawością naukową. Dzisiejsza rzeczywistość wymaga od uczelni nie tylko dobrej jakości dydaktyki, spełniającej „oczekiwania klienta”, ale również realizacji badań naukowych wpisujących się w światowe trendy, aplikacyjnych i najlepiej od razu możliwych do wykorzystania w skali przemysłowej. Do tego uczelnia musi mieć dobre relacje z otoczeniem społeczno-gospodarczym, które obejmuje ogromną liczbę interesariuszy: miasto, samorząd, szkoły, przedszkola, centra nauki, prywatnych inwestorów, firmy o różnych wielkościach i profilach. Uczelnia powinna być wszędzie widoczna i w każdym aspekcie najlepsza, powinna spełniać wszystkie oczekiwania. No właśnie, miotając się w mnogości tych oczekiwań, nietrudno zgubić to, co jest celem nadrzędnym funkcjonowania uczelni, nie mówiąc już o imponowaniu komukolwiek.
Zapytajmy więc, jak żyć z tym nadmiarem? Co wybrać, żeby uniwersytet spełnił oczekiwania zarówno te zewnętrzne, jak i te wewnętrzne, i do tego jeszcze imponował? Myślę, że potrzebujemy przede wszystkim na chwilę się zatrzymać i zastanowić, co jest naszym priorytetem jako uczelni. Mając na uwadze taki główny cel, spróbować dodać do niego pozostałe „obowiązki” uniwersytetu, jako swoistego rodzaju cele wspierające główną misję. Powinniśmy też pozwolić pracownikom uczelni wybrać ścieżkę, na której czują się dobrze i będą pracować efektywnie. Wydawałoby się to oczywiste, ale reforma szkolnictwa wyższego, która zakładała możliwość wyboru ścieżki kariery, nie dała narzędzi, żeby takie wybory umożliwić. Rozliczenie pracy naukowców w duchu powszechnej punktozy powoduje przeszeregowania w grupach pracowników naukowych i dydaktycznych z zupełnie innych powodów niż wybranie satysfakcjonującej nas ścieżki rozwoju. Może czas również to zmienić? Skupiony na uczeniu dydaktyk czy zafascynowany swoimi badaniami naukowiec to najlepsza reklama uczelni, nie tylko dla studenta, ale również dla innych grup interesariuszy, z którymi uczelnie współpracują. Takie kompetencje imponują.
Wróćmy do imponowania
I tu wracam do uniwersytetu – uniwersytet powinien imponować, ale nie tytułem czy stopniem naukowym i przydługą, acz nudnawą opowieścią, jak to było w czasach Skłodowskiej-Curie czy „mojej naukowej młodości”. Nie musi też imponować ilością. Powinien imponować jakością, merytoryką i poziomem współpracy, komunikacji wewnętrznej i zewnętrznej oraz stałością w utrzymaniu standardów naukowych, etycznych i czysto ludzkich.
Uniwersytet, który imponuje, to taki, który działa z jasno wytyczonym celem według racjonalnej strategii w swoim otoczeniu społeczno-gospodarczym. Strategii nie na pięć czy dziesięć, ale na sto lat. Strategii elastycznie dostosowującej się do zmian, dzięki czemu cel zostanie osiągnięty nawet wtedy, kiedy nasza rzeczywistość będzie się zmieniać równie szybko, a może i szybciej niż teraz. To uniwersytet elastyczny, mądrze zarządzający zmianą i otwarty na współpracę. To partner, który funkcjonuje w swoim otoczeniu na równych prawach z innymi jego członkami, nie jako dodatek, zastępstwo czy nieznający realiów rzeczywistości ubogi krewny biznesu, ale jako kompetentny i wartościowy gracz.
Uniwersytet to ludzie, którzy pracują na jego jakość i merytorykę. Jeśli jasno zdefiniujemy cel i damy narzędzia do jego osiągnięcia, jest duża szansa, że znajdziemy w tej trudnej, szybkiej, nowej rzeczywistości drogę do odbudowania autorytetu uniwersytetu, a co za tym idzie, zaufania do nauki. A zmianę zawsze zaczynajmy z głową i od siebie.
prof. dr hab. Aleksandra Ziembińska-Buczyńska
Wydział Inżynierii Środowiska i Energetyki Politechniki Śląskiej w Gliwicach
Wykład, inne zajęcia ze studentami to usługa, jak każda inna, tyle, że wymagająca. W ustawie Gowina nie ma pensum, a zatem już od paru lat nic nie stoi na przeszkodzie temu, żeby miała swoją, całkiem dobrą cenę.
Można przecież przyjąć, że pracownikom uniwersytetu nie płaci się pensji za dydaktykę i swobodnie zlecać ją tym, którzy robią ją najlepiej, wtedy kiedy chcą to robić.
Dziekan nie musi być już woźnym od godzin dydaktycznych, może być mecenasem dobrego nauczania. Dlaczego nie chce? Boi się? Czego? Kogo? Trudno to zrozumieć.