Aktualności
Sprawy nauki
07 Grudnia
Źródło: archiwum prywatne
Opublikowano: 2023-12-07

Prof. Dariusz Rakus: Nie tylko instytuty powinny bazować na grantach

Dlaczego na konkurencyjnych środkach, czyli grantach, miałyby bazować jedynie instytuty badawcze? A może uczelnie także? – zastanawia się prof. Dariusz Rakus z Uniwersytetu Wrocławskiego, współinicjator apelu na rzecz poprawy stanu nauki w Polsce.

W listopadowym numerze „Forum Akademickiego” prof. Agnieszka Chacińska, dyrektorka IMol –Międzynarodowego Instytutu Mechanizmów i Maszyn Molekularnych Polskiej Akademii Nauk, stwierdziła: „Jestem przekonana, że instytuty naukowe, które nie prowadzą dydaktyki, powinny bazować na środkach konkurencyjnych, czyli grantach”. A dlaczego tylko instytucje badawcze? A może uczelnie także?

Wysokość dotacji ministerialnej dla uczelni wynika z szeregu parametrów, takich jak liczba studentów, pracowników, kategorie naukowe dyscyplin itd. Są to pieniądze „nieznaczone”, czyli władze uczelni mogą je spożytkować w sposób dowolny. Część jest przeznaczana na dofinansowanie badań. Kwota i sposób rozdziału tych funduszy zależą od mechanizmów wypracowanych na konkretnej uczelni.

Kwoty, które otrzymują poszczególni badacze albo grupy badawcze (zakłady, katedry) nie są wysokie w porównaniu do np. grantów typu OPUS, ale czasami pozwalają na „przetrwanie” okresu, w którym badacz/grupa badawcza nie zdobędzie finansowania zewnętrznego. W odwrotnej sytuacji, czyli po uzyskaniu zewnętrznych środków, taka dotacja staje się sympatycznym, ale nie najistotniejszym dodatkiem. Oczywiście, nie wszyscy uzyskują finansowanie zewnętrzne i nawet w „czasach obfitości” i przy współczynniku sukcesu w programach Narodowego Centrum Nauki wynoszącym około 25%, co najwyżej 1/3 badaczy mogła się cieszyć odpowiednim finansowaniem prowadzonych prac. A pozostałe 2/3? Cóż, albo nie potrzebowali finansowania zewnętrznego, albo ich wnioski nie spotykały się z pozytywnym odzewem agencji grantowych, albo nie byli zainteresowani uprawianiem nauki, bądź też uważali za uwłaczające godności uczonego staranie się o finansowanie grantowe.

Tak więc poza grupą pechowców („staramy się o granty, ale nam nie wychodzi”) środki „wewnętrzne” były i są przekazywane naukowcom, którzy albo ich nie potrzebowali, albo przekazanie ich im było wątpliwe etycznie. Jak zatem można zmodyfikować system, ażeby pieniądze trafiały do osób, które chcą i potrafią prowadzić badania naukowe? Nie widzę przeszkód, aby pomysłu prof. Chacińskiej nie zastosować w stosunku do uczelni. Oczywiście, wymagałoby to bardzo istotnego zwiększenia potencjału grantowego NCN. Wydaje się całkiem racjonalne, aby dotacja płynąć z Ministerstwa Edukacji i Nauki dotyczyła tylko sfery dydaktycznej i utrzymania podstawowej infrastruktury. Jak bardzo rozbudowana powinna być ta sfera, to kwestia na inną dyskusję.

Natomiast brak „dotacji badawczej” mógłby być rekompensowany poprzez szeroki program grantowy, który obejmowałby projekty zapewniające podstawowe finansowanie. Projekty, które powinny mieć znacznie mniejszą objętość od OPUS-ów i mieć znacznie bardziej elastyczną strukturę, mniej precyzyjnie wyrażone cele badawcze, żadnych „kamieni milowych” itp. Finansowanie powinno być oczywiście zależne od dyscypliny uprawianej przez wnioskodawcę (a właściwie to od panelu w NCN, do którego kierowany byłby wniosek). Wartość projektu powinna być raczej niewielka, ale dofinansowanie powinno być przyznawane na okres 3–4 lat; a więc np. dla badacza pracującego w kosztochłonnych dyscyplinach eksperymentalnych kwota mogłaby wynosić około 30 tys. zł na rok i być obarczona około 30% narzutem („kosztami pośrednimi”).

Wyobrażam sobie, że szefowie zespołów mogliby aplikować o badania na całą swoją grupę badawczą (łącznie z doktorantami), mnożąc potencjalną kwotę jednostkową przez ilość osób w zespole. Pozwalałoby to prowadzić badania na skromnym, acz profesjonalnym poziomie. Ów 30% narzut, dzielony pomiędzy władze rektorskie i dziekańskie (po równo?) zapewniałby elastyczne, „nieznaczone” środki finansowe zarówno uczelniom, jak i wydziałom. Im wyższa skuteczność badaczy na konkretnych wydziałach, tym lepsza kondycja finansowa wydziału i uczelni.

W Polsce mamy około 100 tys. uczonych. Gdybyśmy chcieli dofinansować w ten sposób wszystkich polskich pracowników zajmujących się nauką, to koszt roczny wyniósłby około 3 mld zł. Po dodaniu kosztów recenzji (a dlaczego nie?; dajmy na to 100 złotych za recenzję – wniosek w końcu byłby krótki – i co najmniej dwie recenzje każdego projektu) oraz kosztów obsługi przez NCN, to na pewno nie przekroczylibyśmy 4 mld zł. Przyznanie finansowania wszystkim polskim badaczom byłoby oczywiście antyprojakościowe, jednakże „danie szansy” około połowie z nich wydaje się rozsądnym rozwiązaniem i zapewniłoby podstawowe finansowanie praktycznie wszystkim
pracownikom (i doktorantom?) chcącym i mającym predyspozycje do uprawiania nauki.

No, a oprócz tego funkcjonowałby sztandarowy program NCN – OPUS z około 30% wskaźnikiem sukcesu. Zakładając nawet zwiększenie wartości projektów w nim wyłanianych o 40% (wzrost kosztów pośrednich z 20% do 40–60%), całkowity koszt tych dwóch programów – dotychczasowego OPUS-a i nowego proponowanego przeze mnie – nie powinien przekroczyć 7 miliardów złotych. To nie jest w skali budżetu aż tak astronomiczna kwota.

Jestem coraz bardziej przekonany, że w tym kierunku powinno zmierzać finansowanie nauki i szkolnictwa wyższego w Polsce. Niezależnie od tego, żadna poprawa stanu jakości tego sektora nie będzie możliwa, jeżeli nie zostaną zwiększone istotnie nakłady finansowe oraz nie nastąpi znaczny wzrost pensji badaczy (w tym doktorantów), nauczycieli akademickich oraz kadry administracyjno-technicznej, o co postulujemy w apelu na rzecz poprawy stanu nauki w Polsce.

Dariusz Rakus

Dyskusja (8 komentarzy)
  • ~Maciek 08.12.2023 05:30

    Szkolnictwo wyższe i nauka potrzebują stabilnego i długofalowego finansowania. Rzeczywisty budżet obydwu sektorów stanowi 30 mld zł./circa 8 mld USD. Jak to się ma w zestawieniu do finansowania nauki w państwach uchodzących za potęgi naukowe globu? USA przeznaczają 679 mld USD na naukę rocznie, Chińska Republika Ludowa 551 mld USD, Republika Federalna Niemiec 143 mld USD, Francja 68,5 mld USD, Wielka Brytania 54,9 mld USD wedle danych OECD z 2022 r. Współczesna Polska zajmuje bodajże dopiero 35 miejsce w Europie pod względem finansowania nauki. Tym samym jednostki organizacyjne/wydziały publicznych uczelni wyższych, instytuty naukowe PAN, instytuty badawcze potrzebują jak ryba wody, zarówno funduszy wewnętrznych, ale i zewnętrznych. W moim przekonaniu system grantowy jest potrzebny polskiej nauce z tym zastrzeżeniem, że może być jedynie deserem, a nie daniem głównym. Na ile mi wiadomo, to w państwach poważnych systemy grantowe odpowiadają za 15-20% środków budżetowych, czyli faktycznie są dodatkiem. Jednak aby cokolwiek drgnęło w polskiej nauce, to jej budżet powinien wynosić nie 30 mld zł., a 100 mld zł. Rezygnujemy z wielkich zbrojeń, a finansujemy rozwój polskiej nauki z budową krajowego innowacyjnego przemysłu w tle, którego dziś nie mamy. Inaczej pozostaniemy niewiele znaczącym krajem, gdzie prowadzenie jakichkolwiek badań naukowych czy prac rozwojowych będzie po prostu luksusem dla nielicznych, wybranych. Smutne to wszystko, bo nauka nie jest polską specjalnością.

    • ~Draq 08.12.2023 08:29

      Mogę tylko poprzeć Pana wypowiedź - tak, potrzeba pieniędzy. I nie "śmieszne" 2 miliardy na "nowe granty", czy też dodatkowe ze 3 miliardy na OPUS. Te "drobiazgi" można uzyskać poprzez przesunięcia środków w obrębie funduszy na Naukę i Szkolnictwo Wyższe (i "Rozwój"). O 100 miliardach mogę pomarzyć, ale 50-60 miliardów jest całkowicie w zasięgu funduszy dostępnych rządzącym.
      A kwestia odsetka funduszy, o które muszą uczeni zabiegać w różnych konkursach ("granty"). "Indywidualne granty", to rzeczywiście jakieś 20% wszystkich środków, ale w "tamtych krajach" jest znacznie więcej innych "konkursów piękności" przeznaczonych dla większych jednostek (np. czy finansowanie instytutów Maxa-Plancka przez rząd federalny, albo wielu uniwersytetów/instytutów "landowych" jest dotacją, czy też "konkursem piękności"?). U nas właściwie nie istnieje taki system; mamy dziwaczną "ewaluację", ale przecież nikogo nie interesuje jakie badania zamierzają prowadzić badacze w danej jednostce etc.
      I nie można zakończyć bez: jeżeli nie nastąpi bardzo znaczny wzrost uposażeń uczonych, nauczycieli akademickich, kadry administracyjno-technicznej i doktorantów, to żadne cudowne pieniądze na badania nie uratują sytuacji - nie będzie miał kto owe pieniądze wydawać.

      • ~Maciek 08.12.2023 23:30

        Bardzo dziękuję za odpowiedź Panie profesorze. Na ile mi wiadomo to nasi zachodni sąsiedzi mają poza liczącymi się uczelniami wyższymi kilka znakomitych pozauniwersyteckich instytucji naukowych, jak Max Planck Gesellschaft, Helmholtz Gemeinschaft, Fraunhofer Gesellschaft czy Leibniz Gemeinschaft. W przypadku Towarzystwa Maxa Plancka jako instytucji pozarządowej o charakterze non-profit, to właściwie 80% funduszy pochodzi z budżetu federalnego, a także z budżetów krajów związkowych/landów. Te fundusze raczej należy traktować jako dotacje, subwencje, gdyż pozwalają realizować wyprzedzające/interdyscyplinarne programy badawcze. Jest to inny system niż ten obowiązujący w Polsce. Towarzystwo Maxa Plancka ma środki na likwidację wypalonych instytutów, ale i na powoływanie nowych, jak zachodzi taka potrzeba. Chciałbym aby najważniejsza instytucja polskiej nauki, czyli Polska Akademia Nauk dysponowała zbliżonym budżetem do MPG. Może kiedyś się tego doczekamy. Natomiast co do wzrostu uposażeń kadr akademickich, badawczych, administracyjno-technicznych i doktorantów pełna zgoda.

        • ~Draq 09.12.2023 07:48

          Również dziękuję za ciekawy komentarz. Czy Niemiecki system działa bardzo dobrze, to trudno powiedzieć. Ale niewątpliwie dużo lepiej niż nasz. Być może rozwiązaniem byłoby przyjęcie właśnie niemieckiego system. Także dlatego, że jest to naszemu środowisku mentalnie bliższe niż "grantoza". Nie jest bardzo karkołomnym zorganizowanie "komisji oceniających/decydujących o finansach", które odwiedzałyby Instytuty i Wydziały ("Dyscypliny", skoro je już mamy) i zapoznawałyby się sytuacją na miejscu oraz dostawałyby krótkie prezentacje (także oczywiście "na piśmie") planów badawczych różnych grup i na tej podstawie wnioskowałyby o finansowanie. Oczywiście potrzeba na to pieniędzy.

  • ~Jan Cieśliński 07.12.2023 21:14

    Nie idźmy ta drogą, panie profesorze! To się nijak nie spina. Jeden miliard na recenzje i koszty funkcjonowania proponowanego systemu??!! To ogromna kwota, rzędu tego, co obecnie na polską naukę wydaje NCN (jego budżet minus koszty pośrednie). Naprawdę, istnieje droga prostsza, lepsza i tańsza: stare , poczciwe BST.

    "Dotacji badawczej" (BST) uczelnie nie mają od 5 lat., roztopiła się w ogólnej subwencji. To jeden z największych błędów Ustawy 2.0. Można by to "odkręcić', czyli przywrócić BST. Koszt tego posunięcia szacuję na poniżej jednego milliarda złotych ("stare" BST dla uczelni było chyba rzędu połowy tego, no ale inflacja itd.). Czyli 10 tys. na głowę nauczyciela akademickiego (z których spory procent nawet nie udaje, że pracuje naukowo i jest na etacie dydaktycznym). Ale przecież BST było liczone z wagami: kategoria naukowa i kosztochłonność. Zatem kosztochłonna jednostka kategorii A+, a może i A, dostawałaby na pewno znacznie więcej niż owe 30 tys. na głowę. Powrót BST na uczelnie bym gorąco popierał (przy załatwiłoby się natychmiast problem sztucznego zaniżania liczby N w celu podwyższenia kategorii, bo kto jest poza N dostawałby zero z tej puli).

    Zatem powrót BST - bez żadnych miliardowych kosztów dodatkowych, bez systemu recenzji, tylko ewaluacja nauki raz na 4 lata (owszem ewaluacja to słaby punkt systemu, zatem to ją trzeba koniecznie poprawić merytorycznie i nawet jeszcze obniżyć jej koszty, a nie proponować jakiś nowy system, kosztujący około miliarda, oparty na "eksperckim" ewaluowaniu tysięcy wniosków o malutkie granty).

    Notabene, to czego dramatycznie brakuje NCN-owi, to brak transparentnego i upublicznionego systemu oceny wykonanych grantów. Gdyby tak "gorsza połowa" wykonanych grantów owocowała 1-2-3 letnią karencją na składanie kolejnych wniosków, to może otworzyłaby się szansa na większą rotację wśród grantobiorców? Poza tym, widząc oceny wykonanych grantów, każdy mógłby precyzyjnie ocenić swoje szanse na sukces. Obecnie to loteria. Tego typu recenzje post factum powinny być o wiele prostsze i bardziej wiarygodne (wyniki mamy bowiem na stole), niż ocena widoków na wykonanie wniosku.

    • ~Draq 08.12.2023 08:14

      Ale co się „nie spina” Panie Profesorze? Napisałem, że „na pewno nie przekroczylibyśmy 4 mld” i to pod warunkiem, że wszyscy zatrudnieni w Polsce badacze wystąpiliby o maksymalne („eksperymentalne”) finansowanie i dostaliby je.
      To oczywiście byłoby całkowicie antyprojakościowe (też napisałem 😉.

      Stare poczciwe BST niestety zupełnie się nie sprawdziło. Tak, jak i nie sprawdza się obecne „ukryte BST”: wszyscy badacze „coś” dostawali, w dużej mierze niezależnie od ich wkładu - dokładnie tak, jak Pan napisał: „z których spory procent nawet nie udaje, że pracuje naukowo”.
      Co więcej, BST (jak i obecna dotacja) zależało od kategoria naukowej – (o kosztochłonności akurat wspomniałem w mojej propozycji). Pomijając kontrowersje z przyznawaniem kategorii (szczególnie A+), to system ten wspaniale wspiera – co najlepiej widać w dużych jednostkach – rzesze osób niezbyt predysponowanych do uprawiania nauki. Różnica pomiędzy kategoriami polega zazwyczaj na niewielkiej różnicy w odsetku „nicnierobiących”. Czy racjonalnym jest przekazywanie znacznie większych środków na osobę (np. różnica pomiędzy A, a B kategorią) jednostce złożonej z 70 pracowników, w której świetnie pracuje 40 osób, czy raczej tej, w której mamy 100 świetnych uczonych, ale jest to jednostka dwustuosobowa?
      Istnienie „powszechnego systemu grantowego”, który proponuję, zlikwidowałby potrzebę kategoryzacji jednostek – różnice w finansowaniu pojawiłyby się spontanicznie, jako pochodna uzyskiwania grantów. Oczywiście w miarę zdobywania rozsądku przez klasę polityczną, można byłoby zwiększyć wartość owych grantów, być może zmniejszyć ich ilość (gdyby okazało się, że tak naprawdę w Polsce nauką chce się zajmować mniej niż 30% zatrudnionych w systemie Nauki i Szkolnictwa Wyższego…co niestety może być prawdą) etc. No i zapewne wartość owych grantów powinna być co rok indeksowana o wskaźnik inflacji; ale to są szczegóły techniczne (bardzo ważne, ale raczej nie będziemy we dwoje tworzyć ustawy i rozporządzeń).

      Zgadzam się z Panem, że zmiany w kierunku zwiększenia transparentności i uproszczenia systemu oceny wniosków w NCN ich wykonania są koniecznie. Także wycofanie się NCN z kuriozalnych zapisów, jak na przykład ten, który mówi, że odwołanie od oceny Panelu/Recenzentów może się wiązać tylko z wystąpieniem błędów formalnych, a nie merytorycznych. No i że „obecnie to loteria”, acz w bardzo dużej mierze wynikająca ze skrajnie niewielkiego finansowania NCN.
      Anyway, system musi być poważnie dofinansowany. Nie o miliard, czy dwa.

      • ~Jan Cieśliński 09.12.2023 16:23

        Generalnie, chodzi mi o to, że Pana pomysł idzie w złym kierunku i jest bardzo kosztowny. Budżet NCN: niespełna 1.5 mld zł, budżet instytutów PAN - niespełna 1 mld zł. Zatem te 4 miliardy, o których Pan się tak lekko wypowiada, mogą podwoić budżety obu wymienionych instytucji i zostanie jeszcze 1.5 miliarda na uczelniane BST. Uważałbym to za rozwiązanie o niebo lepsze, niż "Miniatura" w wersji turbo, którą Pan wydaje się proponować (aczkolwiek dramatycznie niski poziom płac ustawia też inny priorytet wydania takiej extra kasy: bo jak zabraknie naukowców, zwłaszcza w science, to już nie będzie czego reformować). Proszę też zauważyć, że finansowanie Maxa Plancka (wpis powyżej) to właśnie takie BST w wersji turbo (popieram! zwłaszcza, gdyby wtedy, na wzór niemiecki, ograniczyć instytutom dostęp do grantów NCN). Poza tym, po co to wszechobecne pisanie i ocenianie WNIOSKÓW, o wiele lepiej rozliczać za EFEKTY. Jeszcze raz: nie idźmy tą drogą, idźmy w drugą stronę!

        • ~Draq 09.12.2023 20:26

          Być może (co odpisałem także Panu Mackowi; powyżej) system niemiecki byłby dla nas bardziej optymalny. Istotnym, wg mnie, jest to, ażeby poważnie zacząć o tym rozmawiać, bo obecny system raczej nikogo nie uszczęśliwia. Niezależnie od tego do "systemu" trzeba dodać sporo pieniędzy: zarówno na podwyżki, jak i na jego funkcjonowanie. I jeżeli mielibyśmy "system niemiecki" (w pewnym sensie podobny do naszego), to chyba warto rozważyć inny sposób weryfikowania jakości jednostek (i Instytutów PAN, i Dyscyplin); no i chyba odejść od tej ilościówki publikacyjnej.