Aktualności
Badania
13 Września
Opublikowano: 2024-09-13

Jak akademicy „znikają z nauki”?

W jaki sposób członkowie społeczności naukowej porzucają akademię i jak zjawisko tej rezygnacji różni się w zależności od płci, dyscyplin i w ujęciu czasu – sprawdzali to naukowcy z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Wyniki ich badań ukazały się w czasopiśmie „Higher Education”.

Prof. Marek Kwiek i jego doktorant Łukasz Szymula z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu obserwowali losy poszczególnych naukowców od ich pierwszej publikacji (badanie longitudinalne, czyli podłużne) i mierzyli zjawisko tradycyjnie określane jako „odchodzenie z nauki”. Korzystając z metadanych publikacji z surowej bazy Scopus (udostępnionej przez firmę Elsevier) – globalnej bibliometrycznej bazy danych publikacji i cytowań – prześledzili szczegóły kariery publikacyjnej naukowców z 38 krajów OECD, którzy zaczęli publikować w 2000 i w 2010 roku. To właśnie zaprzestanie publikowania wzięto za kryterium rezygnacji z nauki.

W świecie (i w Polsce) zwykle uważamy, że kobiety nadal znikają z nauki wyraźnie szybciej i w większym odsetku niż mężczyźni. Tak jednak już dzisiaj nie jest – mówi prof. Marek Kwiek. – Zapominamy, że wszyscy naukowcy porzucają naukę (zarówno mężczyźni, jak i kobiety) i nie wiedzieliśmy dotąd, że w skali globalnej w większości dyscyplin z obszaru STEMM (nauki ścisłe, techniczne, inżynieryjne, matematyczne i medyczne), wraz z każdą nową kohortą naukowców wchodzącą do nauki, różnica między kobietami i mężczyznami w prawdopodobieństwie porzucania nauki jest mniejsza. Problemem jest atrakcyjność profesji akademickiej dla wszystkich, odchodzenie od nauki przez wszystkich, a nie tylko przez kobiety naukowców. Problem jest powszechny i narasta. Zaczynamy pracę naukową i z niej rezygnujemy. A pokazują to analizy ustrukturyzowanych Big Data – dodaje prof. Marek Kwiek.

Badanie ogranicza się do 16 dyscyplin STEMM. Naukowcy analizowali indywidualny dorobek naukowy obu grup do 2022 roku.

Wraz z rosnącą liczbą kobiet w nauce i coraz większą liczbą kobiet w poszczególnych kohortach naukowców w latach 2000–2010, zjawisko rezygnacji z nauki staje się coraz mniej zróżnicowane ze względu na płeć – podkreślają autorzy badania.

Dodają, że na poziomie poszczególnych dyscyplin i w czasie zachodzą znacząco zróżnicowane zmiany. Jak mówią badacze, rezygnacja z nauki oznacza co innego dla mężczyzn i co innego dla kobiet w zależności od dyscypliny (zwłaszcza – w dyscyplinach potężnie zdominowanych przez mężczyzn typu matematyka, fizyka, informatyka czy inżynieria); co więcej, oznacza ona co innego dla naukowców z różnych kohort wchodzących w różnych latach na rynek pracy naukowej.

Szczegółowo przebadanych rok po roku z pomocą infrastruktury do analiz Big Data zostało 2,1 mln naukowców. Okazało się, że 1/3 naukowców z pierwszej grupy (kohorta 2000) odeszła z nauki po 5 latach, a połowa z nich po 10 latach. Natomiast dwie trzecie naukowców przestało publikować – odeszło z nauki – w ciągu 20 lat, przy czym odsetek odchodzących dla wszystkich dyscyplin łącznie był konsekwentnie niższy w przypadku mężczyzn.

Za zagregowanymi zmianami na poziomie wszystkich dyscyplin łącznie kryją się jednak zniuansowane zmiany na poziomie poszczególnych dyscyplin – podkreślają autorzy badania. I dodają: – W zmatematyzowanych dyscyplinach nie ma różnic między mężczyznami i kobietami w rezygnacji z nauki; podobnie jest dla wszystkich dyscyplin STEMM łącznie. Jeśli już się publikuje w tych dyscyplinach, to szanse na pozostanie w nauce (czyli dalsze publikowanie) nie różnicują naukowców na mężczyzn i kobiety.

Co ciekawe, w Polsce naukowcy „znikają z nauki” rzadziej niż ich koleżanki i koledzy z najbogatszych gospodarek świata.

Polska notuje niezwykle niskie poziomy rezygnacji z nauki niezależnie od wybranej kohorty i we wszystkich analizowanych dyscyplinach; co zadziwiające w globalnym kontekście, różnice między mężczyznami i kobietami nawet dla najstarszych kohort nie są duże – przyznaje prof. Kwiek.

Jak wskazują autorzy, wysoki poziom pozostawania w nauce świadczyć może zarówno o dużej atrakcyjności kariery akademickiej, jak i o braku dobrych możliwości zatrudnienia dla naukowców poza sektorem akademickim. Wyniki badania opublikowano w czasopiśmie Higher Education. Dashboard z danymi dla 38 krajów – w tym dla Polski: TUTAJ

źródło: UAM

Dyskusja (31 komentarzy)
  • ~Marek 15.09.2024 10:00

    Ile nauki w nauce, ile cukru w cukrze. Co tego typu "badania" wnoszą do teorii czy praktyki? Niewiele lub nic.

  • ~Alek 14.09.2024 23:25

    A może zostają ci, którzy najbardziej się nadają do pracy naukowej?

  • ~Marek Kwiek 14.09.2024 22:04

    Panie, Panowie - dziękuje za komentarze!

    To oczywiście prosta notka prasowa, którą posłużyły się służby prasowe UAM. A potem jeszcze krótsza w FA, dziękuje!

    Praca dotyczy 38 krajów OECD (w tym Polski). To porównanie dziedzin naukowych w krajach OECD łącznie - a nie porównania między krajami. To choćby matematycy, fizycy, astronomowie, informatycy i inżynierowie z jednej strony - i mikrobiolodzy z drugiej strony. Jak rezygnują z nauki pierwsi, i dlaczego doskonale radzą sobie w tej grupie zmatematyzowanych dziedzin kobiety, na równi z mężczyznami naukowcami.

    To badania longitudinalne (podłużne): śledzi się losy naukowców (de facto ich publikacje indeksowane w bazie Scopus na podstawie niemal niedostępnych danych surowych) od pierwszej publikacji do ostatniej lub najnowszej.

    Używamy mikrodanych - zmiennych wytworzonych dla każdego naukowca oddzielnie (2,1 mln naukowców).

    Nie ma żadnych innych danych (oprócz jeszcze Web of Science), które mogłyby pokazać 25-50 lat publikacji w 38 krajach i ich wpływ na naukę globalną w postaci cytowań - i do tego znormalizowanych do dyscypliny. Inaczej są cytowani matematycy - a inaczej fizycy, różna jest średnia wielkość ich zespołów badawczych i różny ich potencjał "bycia zacytowanym". 500 cytowań w matematyce to większy wpływ na naukę niż 500 cytowań w astronomii (średnio)

    Rezygnacja z nauki akademickiej to proste ujęcie: przestajemy publikować prace naukowe (całkowicie lub przez ostatnie trzy lata).

    Dane o rezygnacji z nauki (czyli: z publikowania wyników badań) analizujemy za pomocą klasycznej "analizy przeżycia". Np. Kaplana-Meiera i innych.

    "Kohorta naukowców 2000" - to wszyscy, którzy publikują pierwszy raz w 2000 r. "Kohorta naukowców 2010" - to wszyscy, których pierwsza publikacja ukazała się w 2010 roku. Badamy 11 kohort - od 2000 do 2010, każda zawiera innych naukowców z 16 dziedzin nauki. Typ instytucji jest dowolny, nie tylko szkolnictwo wyższe.

    Podaję interaktywny dashboard z danymi dla 38 krajów - w tym dla Polski: tam widać każdy rok i każdą kohortę naukowców.

    https://public.tableau.com/app/profile/marek.kwiek/viz/Attrition-in-science-OECD/Dashboard

    Polska notuje niezwykle niskie poziomy rezygnacji z nauki niezależnie od wybranej kohorty naukowców i we wszystkich analizowanych dyscyplinach; co zadziwiające w globalnym kontekście, różnice między mężczyznami i kobietami nawet dla najstarszych kohort nie są duże.

    Przykładowo w Polsce (zob. panel interaktywny): dla wszystkich dyscyplin łącznie dla kohorty 2000 prawdopodobieństwo pozostania w nauce po 10 latach wynosi 67% dla kobiet i 75% dla mężczyzn – i w obu przypadkach należy do najwyższych wśród badanych 38 krajów OECD.

    W medycynie (MED), największej dyscyplinie w naszym ujęciu, prawdopodobieństwo to wynosi odpowiednio 69% i 73%, a w matematyce (MATH) odpowiednio 75% i 76%.

    Wysoki poziom pozostawania w nauce świadczyć może zarówno o dużej atrakcyjności kariery akademickiej (słabe push factors, czynniki wypychające z nauki), jak i o braku dobrych możliwości zatrudnienia dla naukowców poza sektorem akademickim (słabe czynniki pull factors, odciągające od nauki).

    Dla kohorty 2010 w przypadku Polski szanse mężczyzn na pozostanie w nauce po 10 latach dla wszystkich dyscyplin łącznie są niemal największe spośród wszystkich badanych krajów (i wynoszą 58%, ustępując tylko niewielkiemu systemowi naukowemu Łotwy z poziomem 59%).

    W oparciu o nasze dane można przeprowadzić szczegółowe oszacowania dla polskiej nauki we wszystkich wymiarach zaproponowanych powyżej dla krajów OECD: nasze badanie objęło 2014 polskich naukowców z kohorty 2000 i 3900 naukowców z kohorty 2010 (oraz wszystkie kohorty pośrednie).

    Jest mnóstwo ograniczeń - ale to pierwsze badanie całościowe na ogromnych, ustrukturyzowanych danych.

    Nasze Big Data (600 GB) pozwoliły na przykład przypisać wszystkich naukowców z krajów OECD do dyscyplin w oparciu o 1,8 miliarda przywoływanych pozycji bibliograficznych. Oszacować ich wpływ na naukę poprzez cytowania, zdefiniować afiliacje, podać średnią wielkość zespołu badawczego, odsetek publikacji ze współautorami zagranicznymi itd itd.

    The power of Big Data... Praca zajęła nam od koncepcji do publikacji półtora roku, dosyć szybko przeszła długi szereg recenzji. "Higher Education" to najlepsze czasopismo w moim obszarze.

    Zapraszam do zajrzenia do oryginału pracy (w otwartym dostępie):

    Kwiek, M., Szymula, L. Quantifying attrition in science: a cohort-based, longitudinal study of scientists in 38 OECD countries. High Educ (2024). https://doi.org/10.1007/s10734-024-01284-0

    Przepraszam, to tylko kilka wyjaśnień na bazie komentarzy, w dyskusji nie biorę udziału - niestety nie mam teraz czasu -

    Pozdrawiam Dyskutantów!
    Marek Kwiek UAM

    • ~Marcin Przewloka 15.09.2024 15:02

      @Marek Kwiek

      Tak, jak pisalem w komentarzu ponizej, zaprzestanie publikowania jest raczej kiepskim wskaznikiem odejscia od pracy naukowej. W przemysle jest wielu naukowcow, ktorzy nie publikuja.

      Prosze spojrzec tutaj
      https://royalsociety.org/-/media/policy/publications/2010/4294970126.pdf

      I w tym dokumencie znalezc Figure 1.6.
      Ilustruje ona jaka z grubsza mamy proporcje naukowcow na uczelniach i w instytutach naukowych w stosunku do tych prac, ktore na tym rysunku okreslone sa jako "non-university research". To daje taki ogolny oglad w tym temacie; oczywiscie te liczby dotycza Wielkiej Brytanii, ale jasno pokazuja, ze raczej nie powinno ignorowac sie grupy naukowcow pracujacych poza uczelniami.

  • ~Adam Citizen 14.09.2024 00:36

    Co to kohortą naukowców?

    Można prosić o artykuły w języku polskim?

    • ~Andrzej 14.09.2024 10:16

      To jest po polsku :-) Kohorta -grupa osób, które w tym samym czasie urodziły się, zawarły związek małżeński itp za słownikiem języka polskiego PWN. Warto poszerzać własną bazę językową poza język potoczny.

      • ~Ada 14.09.2024 20:36

        https://sjp.pl/kohorta

        „ 1. potocznie: zgraja, banda;
        2. oddział wojskowy w starożytnym Rzymie liczący od 360 do 600 zbrojnych; jednostka taktyczna stanowiąca dziesiątą część legionu;
        3. w starożytności: oddział pretorianów oraz miejskiej straży pożarnej”


        Jak czytam niektóre komentarze to faktycznie rozumiem, czym jest banda naukowców. Faktycznie starożytni wojskowi naukowcy :D

        • ~Anna 18.09.2024 20:28

          Polecam korzystać ze słownika PWN: https://sjp.pwn.pl/szukaj/kohorta.html

          kohorta
          1. «w starożytnym Rzymie: oddział wojska stanowiący dziesiątą część legionu»
          2. «grupa ludzi uzbrojonych lub zachowujących się agresywnie»
          3. socjol. «grupa osób, które w tym samym czasie urodziły się, zawarły związek małżeński itp.»

          • kohortowy


          Teraz, kiedy publikować może każdy, ważne jest selekcjonowanie źródeł.

  • ~Anna B. 13.09.2024 22:09

    Badanie dotyczy osob zaczynqjqcych publikowac w 2000 i 2010, czyli obecnie wiekszosc ma pod 50tkę i 60tkę, więc w PL są jesscze z czasów nie tak dynamicznych zmian pracy. Myślę, że obecnie dysproporcja wy agrodzen i możliwości rozwoju miedzy rynkiem akademickim a nieakademuckim jest znacznie większa i odchodzą znacznie częściej.
    Cirkawi mnie również jak definiowano zaprzetstanie publikowania? Czasami np. W przypadku kobiet idacych na urlipy macierzyńskie i wychowawcze przerwa w publikowaniu moze wynosić kilka lat, czy przyjęty algorytm traktował ją jako odeście czy jako przerwę?

  • ~MacPe 13.09.2024 18:20

    Jeden tylko CalTech lub Uniwersytet Stanforda dysponuje budżetem na poziomie ok. 16 mld dolarów, a przypomnieć trzeba, że Kalifornia ma tyle samo mniej więcej mieszkańców co Polska. Biorąc chociażby pod uwagę ten fakt oraz inne argumenty typu brak decyzyjności, sprawstwa, brak odpowiedzialności w podejmowaniu decyzji, złe zarządzanie, nepotyzm, kolesiostwo, protekcjonizm, stosunki feudalne, przerośniętą administrację polskich uczelni wyższych i wszechobecny mobbing, to słuszne jest twierdzenie, że nauka w Polsce nie istnieje, nauka w Polsce to fikcja.

    • ~Marcin Przewloka 14.09.2024 18:38

      @MacPe

      Nie wiem, jaki jest roczny budzet CalTechu, ale Stanforda to chyba kolo 9 miliardow dolarow. Nie 16.
      Oczywiscie, to wszystko sa gigantyczne sumy, jednak trzeba pamietac, ze mowimy o najlepszych uczelniach na swiecie.
      Polska nauka nie musi dojsc do tego poziomu finansowania, aby stac sie konkurencyjna. Natomiast niezaprzeczalnie, to finansowanie nauki w Polsce koniecznie powinno byc zwiekszone.

    • ~PP 14.09.2024 10:21

      Podpisuje się pod tym obiema rękami :)

      Pod względem administracyjnym mamy często więcej pracowników od papierów aniżeli naukowców. Kto to widział, że tworzy się za grube miliony systemy żeby ułatwić pracę, a i tak potem musiałem drukować wszystkie papiery, podpisywać, skanować i wysyłać fizycznie. W obecnych czasach naukowcy to słabo opłacane sekretarki.

      Kadra zarządzająca nie powinna się zajmować zarządzaniem, bo nie mają do tego często predyspozycji i najmniejszego pojęcia, a hierarchiczny układ na uczelniach (katedry, zakłady) nie ma najmniejszego sensu. Często szybciej jest wysłać próbkę do zagranicznego ośrodka aniżeli do współpracownika w pokoju obok (bo inny zakład), gdzie za analizę próbek trzeba ZAPŁACIĆ.

      Wielu doktorantów oraz osób po doktoracie doświadcza okrutnego mobbingu i zastraszania że strony procesorów, którzy nic nie robią. Takie osoby zwolnił bym w trybie natychmiastowym z uczelni - blokują etaty, nic nie robią od wielu lat i wymagają żeby być dopisywani do publikacji...

      • ~MT 14.09.2024 14:17

        W stu procentach się z tym zgadzam. Szczególnie utożsamiam się z ostatnim akapitem. Doświadczyłam mobbingu na doktoracie i bardzo chętnie zostałabym w pracy na jakiejkolwiek uczelni w Polsce, ale nie ma miejsc, bo beton siedział, siedzi i siedział będzie na stołkach, utrzymując się na pozycji z publikacji, do których każe się dopisywać. Temat rzeka.

      • ~Profesor PAN 14.09.2024 14:08

        "Wielu doktorantów oraz osób po doktoracie doświadcza okrutnego mobbingu i zastraszania że strony procesorów"

        Nie wiedziałem, że sztuczna inteligencja już potrafi zastraszać i okrutnie mobbować. Ten postęp nauki czasem jest taki szybki...

        • ~MacPe 16.09.2024 14:24

          Jakże to symptomatyczne - drwienie i ironizowanie, zwłaszcza z tak ważnego tematu, jakim jest powszechny mobbing i wykluczanie w polskiej nauce i jakoś mnie to wcale nie dziwi, że uskutecznia to ktoś podpisujący się tytułem profesora. Taka ci to nasza przodującą w nauce i etyce, brać profesorska, która normalnego zdania nie potrafi sklecić, żeby w nim kogoś nie obśmiać, umniejszyć i zrugać. Dostawało się kiedyś po grzbiecie od starszych i mądrzejszych to teraz trzeba tę całą patologię zawzięcie przelewać, zwłaszcza na młodszych kolegów. Jakie to niezmienne i symptomatyczne, ta zas..na małostkowość polskiej profesury.

        • ~Alek Rachwald 14.09.2024 23:18

          To brzmiało jak cytat z Lema. Tylko wtedy taki elektronowy okrutnik zwał się Kalkulator.

    • ~Maciek 13.09.2024 20:46

      Może aż tak źle nie jest w sensie funkcjonowania polskiej nauki? Choć z drugiej strony polska nauka starzeje się i zamiera. Chroniczne niedofinansowanie tego sektora na przestrzeni 35 lat tej naszej demokracji/dyzmokracji parlamentarnej przynosi takie owoce. W tym kraju nauka nie jest potrzebna, a co uwidocznione jest w Krajowym Planie Odbudowy, gdzie środki na naukę stanowią poniżej 1%. Nauka nie uczestniczy i nie będzie uczestniczyć w procesie modernizacji kraju. Traktowana jest jak piąte koło u wozu. Budżet polskiej nauki na 2025 r. konserwuje biedę w sektorze wiedzy, to szokujące i zarazem potwierdzające brak elit politycznych w kraju. Rządzą Nami demokratycznie wybrani przypadkowi ludzie. W RFN sam Berlin jako stolica i kraj związkowy ma roczny budżet na badania naukowe i rozwój, który jest porównywalny z całym budżetem polskiej nauki na 2025 r. W takim układzie będziemy robili za fizycznych u Helmutów. Oni będą organizowali Nam pracę, a My wiecznie za fizycznych.

      • ~PP 14.09.2024 10:24

        Dlaczego w takim razie pracownicy uczelni nie wyjdą na ulicę strajkować?

        Myślę że znam odpowiedzi - bo wielu osobom po prostu taka sytuacja pasuje. Nie robią nic, a wypłata (słaba bo słaba) co miesiąc wpływa na konto. Takich miernych naukowców na uczelniach jest na pęczki :) i to oni głównie zasiadają w tych wszystkich cudownych radach i komitetach wzajemnej adoracji.

        Jakimś cudem nauczyciele i sektor medyczny potrafił się zmotywować i wiele razy wymusili na rządzących podwyżki.

        • ~M 16.09.2024 22:32

          Diagnoza w części słuszna, ale....nie strajkują również ambitni i pasjonaci, często z sukcesami, bo nie wierzą w zmiany, bo odgórnie beton, a dla polityków to za mały target żeby się przejąć. Jak rozmawiałam z francuskimi naukowcami, a Francuzi to mistrzowie strajku, nawet oni nie strajkują, bo po strajku mają strasznie dużo pracy do nadrobienia i właściwie sami sobie najbardziej szkodzą. Ale są też sukcesy strajkowe, polecam poszukać info o strajku w Instytucie Pasteura koło 2005 roku -się udał i pracownicy obronili swoją wizję instytutu.

        • ~MacPe 14.09.2024 19:53

          Dlatego nie ma strajków, ponieważ "ryba psuje się od głowy" i te osoby, które mogłyby dać przykład i pociągnąć za sobą żywioł akademicki, to najbardziej oportunistyczna i bierna grupa zawodowa w Polsce, czyli kadra profesorska. Z moich 15-letnich obserwacji, tego grona akademickiego, mogę powiedzieć tylko jedno, że połowa to cwaniaki, kombinatorzy, ludzie bezwzględni, których największym osiągnięciem powinny być co najwyżej doktoraty. Ostatni protest ogólnopolski w sprawie podwyżek płac skończył się tym, że przed głównymi gmachami uczelni wyższych zebrały się grupki osób utworzone najczęściej z kadry niższej czyli asystentów, pracowników bibliotecznych i związków zawodowych ZNP o Solidarność. Większość finansowania nauki w Polsce to pieniądze wyrzucone w błoto, na projekty które w większości przypadków niczego wymiernego nie wnoszą, to są tzw. "pułkowniki", które służą tylko do wyciągania kasy, głównie przez kadrę profesorską, którą w nich nic zazwyczaj nie robi, a bierze większość wynagrodzeń.

          • ~Alek Rachwald 14.09.2024 23:21

            Zamierzam przetestować to na sobie. Ciekaw jestem, czy proces będzie nagły, czy raczej nie zauważę, jak stopniowo stanę się tym starym wampirem wysysającym soki.

        • ~Maciek 14.09.2024 12:19

          OK. Masz racje, ale to powinien być ogólnopolski strajk, protest polskiej nauki. Udział w nim wezmą pracownicy trzech pionów polskiej nauki, czyli szkół wyższych, instytutów badawczych i instytutów naukowych PAN. Po prostu wszyscy. Wówczas osiągnięto by przysłowiową masę krytyczną.

  • ~Dr NieZuczelni 13.09.2024 16:20

    Zwrócę uwagę na ostatnią część artykułu dotyczącego tego że w Polsce jest niski poziom rezygnacji z nauki. Niezgodzę się z wnioskiem że może to wynikać z atrakcyjności kariery akademickiej w naszym kraju. No, chyba, że w porównaniu do bezrobocia. Niski odsetek odejść z uczelni jest w mojej ocenie głównie wynikiem braku alternatywy. Z wyjątkiem kilku dyscyplin praca na uczelni jest nieżyciowa i niemal totalnie odklejona od potrzeb np. sektora przemysłowego. Naukowcy bardzo często zatrzymują się w czasie w ktorym się doktoryzowali, nie mają pojęcia jak wyglada życie poza uczelnią- najczęsciej jedną i tą samą od mgr do prof. Gdy czasem zdaża mi się rozmawiać z jakimś doktorem, czy dr habilitowanym to dziwie się jak bardzo nie życiowe podejście mogą mieć do różnych spraw. O poziomie ignorancji nawet nie wspomnę. Z racji pracy wiem jak wygląda to w USA i nieco w UK, przepaść jest ogromna. U nas przemysł ani laboratoria nieuczelniane sie nie biją o osoby z uczelni, startupy tym bardziej. Niewiem jak się ma sprawa z naukami humanistycznymi, ale podejżewam że stopień czy tytuł poza uczelnią niewiele daje. Po prostu wszędzie liczy się nie tylko wiedza ale i praktyka. Wiekszość polskich naukowców ma braki zarówno z jednego jak i drugiego.

    • ~Ewa 14.09.2024 04:40

      Błagam, naucz się ortografii.

    • ~Mikołaj 13.09.2024 21:41

      W istocie niski poziom rezygnacji z kariery naukowej wynika z braku alternatywy dla wykorzystania skumulowanej wiedzy. Z własnego doświadczenia wiem, że firmy polskie są niechętne by cokolwiek zainwestować w badania konieczne dla opracowania urządzenia, które da im przewagę technologiczną. Niechęć (a może skąpstwo) jest tak wielka, że pomimo, że obracają mln zł nie są chętni by wyłożyć kilka tys. zł. na projekt wstępny. W moim przypadku sam wyłożyłem tę kasę na urządzenie, które firma chciała mieć i dopiero, gdy zobaczyli urządzenie w działaniu (lepsze od amerykańskich, które kupowali) zwrócili koszty plus mój zysk. Potem już było gładko, przez ponad 10 lat kupowali kolejne egzemplarze i firma zwiększyła zatrudnienie z poniżej 200 do ponad 500 osób.

      • ~SBS 14.09.2024 09:25

        Umowmy sie tez ze u nas do nauki ida w wiekszosci ludzie z selekcji negatywnej, ktorzy by sobie nie poradzili gdzie indziej - wiec na co maja zmieniac prace?

        W mojej branzy w "gospodarce" bardzo dobry specjalista zarabia od 1 do 1,5 mln pln rocznie, ale akademickich ekspertow z Polski to sie zjada na sniadanie bez uronienia kropli potu.

  • ~Ireneusz 13.09.2024 16:11

    Czyli, ze względów metodologicznych wątpliwe wnioski z przeprowadzonego badania . Badany tylko jeden parametr, a w rzeczywistości jest ich prawdopodobnie kilkadziesiąt. Scopus, cudowne źródło informacji .

  • ~Marcin Przewloka 13.09.2024 15:17

    Oryginalnej pracy nie czytalem, wiec odniose sie tylko do artykulu w FA.

    Niezbyt podoba mi sie ta koncepcja, iz "to właśnie zaprzestanie publikowania wzięto za kryterium rezygnacji z nauki."
    Badania naukowe prowadzone sa rowniez w przemysle, przejscie z uczelni do firmy czesto wiaze sie z zaprzestaniem publikowania. Tak wiec jesli tylko publikacje, czy raczej ich brak, wzieto pod uwage, to ta "rezygnacja z nauki" niestety nie musi byc prawdziwa. A trzeba sobie zdawac sprawe z tego, wiec naprawde duzy odsetek naukowcow przechodzi do przemyslu, wiec to badanie chyba "gubi" znaczaca liczbe naukowcow.

    Nastepna sprawa to koncepcja, ktora przebija sie w tym komentarzu: "Problem jest powszechny i narasta. Zaczynamy pracę naukową i z niej rezygnujemy." Dlaczego ktos podchodzi do zmiany miejsca pracy, jak do "problemu"? Nalezaloby zdefiniowac dokladnie, dla kogo konkretnie taka zmiana pracy rzeczywiscie jest problemem.
    Czy jesli obserowalibysmy osoby zmieniajace prace w dowolnej innej profesji, z pracy inzynierskiej do handlu, z handlu do marketingu, z profesji prawniczej do dziennikarstwa, itd (przyklady mozna mnozyc), to autorzy tej publikacji rowniez widzieliby to zjawisko jako "problem"?
    Domyslam sie, ze wiekszosc osob, ktore zrezygnowaly z pracy naukowej i zmienily miejsce pracy, jest zadowolona ze swojej decyzji; nie wiem, czy to bylo rowniez badane w czasie tego projektu, ale prawdopodobnie nie.

    • ~PŻ 14.09.2024 10:28

      Artykuł przypomina mi tekst jednego z satyryków: " Sam sobie wymyśliłem temat badań, sam je wykonałem, a na końcu zostałem zrugany, że zrobiłem nie tak, jak należy" Słusznie kolega zauważa, że powody odejścia z nauki mogą być zróżnicowane. Na przykład, widziałem to osobiście, zdolny młody asystent, mając już komplet materiałów i publikacji, zamiast napisania doktoratu zaangażował się w działalność społeczną. Teraz, gdy wyeliminowano tzw rotację, będzie co raz więcej pojawiać się asystentów i doktorów dydaktycznych, które przepracują na tych stanowiskach aż do emerytury. A tak w ogóle, problem badawczy jest wydumany.

  • ~Aztek 13.09.2024 14:45

    Warto dodać, że istotnym aspektem może być niesłuszne "obsmarowanie" w FA - bez przeprosin.

    Wtedy zdają sobie sprawę co to za środowisko.

    • ~Antykomunista 13.09.2024 16:56

      Pełna zgoda, i nikogo nie dziwi że młodych naukowców niszczy ktoś kto w minionym ustroju latał do zgniłego USA a jego habilitacja została zrobiona na dorobku w Cancer i udowodnionym braku etyki. Ale jakie to ma znaczenie skoro to było dawno temu.