Naukowcy lubią instytuty studiów zaawansowanych, które dają pełną swobodę poszukiwań i debaty, zapewniając miejsce i środki. Jednak ktoś za to musi płacić. Władze PAN uważają, że nie powinno to obciążać budżetu Akademii. Czy to oznacza koniec PIASt-a? Czy Polski naprawdę nie stać na sfinansowanie tego niewielkiego w końcu przedsięwzięcia?
W 1930 roku rodzeństwo Louis Bamberger i Caroline Bamberger Fuld postanowiło przekazać swoje oszczędności Uniwersytetowi w Princeton. Stanowiły one zalążek funduszy, na bazie których powstał Instytut Studiów Zaawansowanych (Institute of Advanced Studies). Pomysł przedstawił pedagog i reformator amerykańskiego szkolnictwa wyższego Abraham Flexner. Była to pierwsza instytucja tego typu na świecie.
Pomysł był trudny do zaakceptowania. Badacze mieli dostawać miejsce i pieniądze, ale nie narzucano im żadnych ograniczeń formalnych co do prowadzonych badań ani wymogów rozliczania się z ich efektów. Mogli się oddać namysłowi i debatom na interesujące ich tematy. Mieli uprawiać naukę dla niej samej, nie oglądając się na czyjekolwiek potencjalne korzyści. Swoje przemyślenia przekazywali kolegom z instytutu pod namysł i dyskusję. A. Flexner, gdy skończył prace w instytucie, napisał słynny esej The Usefulness of Useless Knowledge. Formalnie instytut jest niezależny od władz uniwersyteckich, działa samodzielnie. IAS w Princeton dysponuje obecnie endowmentem (czyli funduszem) o wartości ponad 785 mln dolarów. Wśród pierwszych „wykładowców” byli m.in. Albert Einstein i Kurt Goedel. Każdego roku princetoński IAS przyjmuje ok. 190 badaczy z blisko stu ośrodków z 20-30 państw całego świata. Dotychczas pracowało w nim ponad 5 tys. uczonych, wśród nich laureaci Nagrody Nobla, nagród Wolfa i Templetona oraz Medalu Fieldsa. Było tam także wielu Polaków, m.in. Alfred Tarski (logik), Leopold Infeld (fizyk), Bohdan Paczyński (astronom), Witold Hurewicz (matematyk), Roman Smoluchowski (fizyk), Lech Kalinowski (historyk sztuki), Andrzej Mostowski (matematyk), Piotr Piotrowski (historyk sztuki).
Pomysł Flexnera był co najmniej kontrowersyjny, zatem nie od razu został podjęty przez inne ośrodki. Kolejny IAS powstał dopiero ćwierć wieku po IAS w Princeton – w 1954 roku w Kalifornii na Uniwersytecie Stanforda (co za zbieg okoliczności, że pierwsze takie instytucje tworzono w najlepszych uniwersytetach świata!). Kolejny powstał w Palo Alto. Około trzydzieści lat temu idea dotarła do Europy. Na naszym kontynencie jako pierwsza wyzwanie podjęła Holandia. W ubiegłych latach w Hamburgu powstały dwa IAS-y, jeden uniwersytecki, a drugi prywatny. Idea pączkuje i rozprzestrzenia się. Na świecie działa teraz ponad sto tego typu instytucji, najwięcej w USA.
W Europie jest ich kilkadziesiąt. Powstała nawet organizacja zrzeszająca europejskie IAS-y. To sieć Network of European Institutes for Advanced Study – NETIAS, która skupia 26 instytutów z Europy i Izraela. Wśród członków organizacji jest PIAST, czyli Polski Instytut Studiów Zaawansowanych (Polish Institute of Advanced Studies). By do
sieci przystąpić, trzeba też mieć własną siedzibę gwarantującą stypendystom – przynajmniej 12 rocznie – dobre warunki do pracy oraz stabilne finansowanie. To ostatnie okazało się najtrudniejsze. Prof. Przemysław Urbańczyk, archeolog, przebywał w Instytucie Studiów Zaawansowanych w Collegium de Lyon we Francji.
Zgłosiłem na konkurs temat „Badanie zwyczajów pogrzebowych homo sapiens”. Przez dziesięć miesięcy pozwolili mi tam siedzieć i czytać oraz robić notatki. Nie miałem żadnych obowiązków administracyjnych. Czasami zapraszano mnie z wykładami na różne francuskie uniwersytety – wspomina.
Jego książka Trudna historia zwłok, będąca wynikiem tego pobytu, ukazała 5 lat po powrocie do Polski. We Francji zrodził się pomysł utworzenia takiej instytucji w Polsce. Polska Akademia Nauk wydawała się najbardziej odpowiednim do tego środowiskiem, a dwóch kolejnych prezesów – profesorowie Michał Kleiber i Jerzy Duszyński – odniosło się do projektu przychylnie. W 2017 roku powstał Polski Instytut Studiów Zaawansowanych. Ponieważ tego typu placówka nie mieści się w tradycyjnej strukturze PAN, PIASt znalazł się w grupie jednostek pomocniczych.
Koncepcja PIASt-a jest tak radykalnie różna do tego, co znamy, że nie mieściła się w typowej strukturze PAN, dlatego podlegamy bezpośrednio prezesowi. Mamy niewiele wspólnego z typowym instytutem naukowym. Nie ma stałych współpracowników poza administracją, a to oznacza 2 i 1/4 etatu, czyli absolutne minimum. Nie ma planów naukowych, etatów naukowych. Wszystko jest puszczone na żywioł, nie ma ograniczeń tematycznych i geograficznych. Mamy odrębny regulamin, bazujący na tej samej idei, która została sformułowana ponad 90 lat temu w Priceton Institute for Advanced Studies – mówił mi kiedyś prof. Urbańczyk.
Wspomniana wyżej 1/4 etatu to właśnie on, dyrektor PIASt-a. Instytut siedzibę otrzymał od PAN. Początkowo były to pokoje w Instytucie Sztuki PAN. Od 2019 roku placówka dysponuje dwoma piętrami w gmachu Instytutu Psychologii na ul Jaracza. Jest tam 12 pokoi, 10 jednoosobowych i 2 dwuosobowe, zatem w razie potrzeby może tu równocześnie pracować 14 osób. Instytut musiał przyjąć 12 osób rocznie, bowiem jest to minimum wymagane przez NETIAS. W każdym pokoju jest biurko z komputerem. Jest też pokój socjalny, gdzie na lunchach spotykali się stypendyści, mała sala wykładowa oraz pomieszczenie administracyjne, zawsze otwarte. Instytut dysponuje mieszkaniami służbowymi PAN, które zostały wyremontowane dla jego potrzeb. Środki na działalność to wielka bolączka. Każdego roku Akademia przeznaczała na instytut ok. 1,7 mln zł. Działalność PIASt-a finansowo wspomogło początkowo Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Fundacja Fulbrighta ustanowiła dwa stypendia.
Konkursy PIASt-a rozstrzygała powołana przez prezesa PAN międzynarodowa rada Scientific Advisory Board złożona z sześciorga cudzoziemców i czterech Polaków. Nie ma preferencji dla żadnych tematów. Ważne, by były one interesujące, nowoczesne i możliwe do zrealizowania w ciągu pięciu albo dziesięciu miesięcy. Nikt z pracowników
instytutu nie bierze udziału w procedurze selekcyjnej, aby cały proces był w pełni transparentny. Rada PIASt-a dopuściła jednak zaproszenie od czasu do czasu wybitnego naukowca, który ze względu na swój wysoki status międzynarodowy nie startuje w takich konkursach, za to jego obecność poprawia rozpoznawalność instytutu
na świecie. Selekcja stypendystów odbywała się tylko na podstawie oceny projektu i dotychczasowego dorobku, zgodnie z zasadami ustalonymi jeszcze przez Flexnera. Każdy wniosek oceniany jest przez dwóch recenzentów, zwykle zagranicznych. Potem odcina się część najsłabiej ocenionych kandydatów, ale w ten sposób, żeby zostało
około dwa razy więcej kandydatów niż jest miejsc. Rada dostaje recenzje, dyskutuje i decyduje. Recenzje muszą być konkretne, nie muszą być długie. We wniosku są trzy pytania: o cv (musi być doktorat, publikacje, dotychczasowy dorobek), projekt (to najważniejsze) i zasadność jego realizacji w PIASt. Wymogiem podstawowym był doktorat. Przyjmowano wnioski od dwóch grup kandydatów: juniorów – od trzech lat po doktoracie, i seniorów – 10 lat po doktoracie; 4 stypendia przyznawano w formie postdoków, a 8 dla profesorów. W najlepszym roku było 6 zgłoszeń
na jedno miejsce. Wtedy trzeba było znaleźć ponad 120 recenzentów.
Dla wygody stypendystów pobyt można podzielić na dwa okresy pięciomiesięczne. Każde stypendium jest indywidualnie negocjowane przez dyrektora. Jego wysokość zależy od pozycji materialnej beneficjenta. Mniej dostanie ten, który ma stabilną pozycję z pensją, bo np. jest na sabatticalu, a więcej ten, kto w czasie pobytu w Polsce nie ma żadnych innych źródeł dochodów.
Mieszkania zapewniła stypendystom Akademia we własnych obiektach. Część wynajmowano na rynku. Stypendyści mieli prawo przyjeżdżać z rodzinami. W 2022 roku była jedna rodzina czteroosobowa i dwie trzyosobowe. Były także dwie sytuacje, że partnerzy byłych stypendystów aplikowali i przyjeżdżali z… byłymi stypendystami. Przyjeżdżali też na stypendia znajomi i przyjaciele z rodzimych uniwersytetów stypendystów. PIASt stawał się rozpoznawalny na świecie. W ciągu 5 lat istnienia przyjął 93 stypendystów z 28 państw. Najwięcej z Ukrainy (13), USA (12), Włoch (9), Rosji (8), Francji (7), Niemiec i Rumunii (po 6). Wszyscy pracujący w instytucie spotykali się w południe na lunchu. Jak w dobrych brytyjskich uniwersytetach przy takich okazjach miały miejsce interesujące dyskusje. Raz, czasami dwa razy w tygodniu w PIASt odbywały się seminaria, na których stypendyści przedstawiali swoje projekty: co robią lub co zrobili podczas pobytu w Polsce. Występowali też dawni stypendyści instytutu, którzy bardzo chętnie go odwiedzali przy różnych okazjach. W pracach, które publikują, pojawiają się podziękowania dla PIASt-a. Niestety, nie przekłada się to na afiliację instytutu w publikacjach, co stanowi dla władz Akademii argument przeciwko tej placówce.
Proszę wszystkich stypendystów, żeby w publikacjach powstałych w wyniku pobytu w PIASt podawali o tym informację. W ciągu pięciu lat powstało ok. 30 książek i ponad 120 artykułów, które wspominają instytut. Stypendyści powiadomili nas o ponad 300 publikacjach będących wynikiem pobytu w PIASt – mówi prof. Urbańczyk.
Warto powrócić do początku. Otóż pierwszą w Polsce próbę utworzenia IAS podjęła wiele lat temu pewna uczelnia niepubliczna. Nie przetrwała ona próby czasu, a zapewne też nie spełniała nigdy warunków stawianych takim instytucjom. Potem był PIASt. Teraz pojawiają się kolejne takie próby na uczelniach badawczych, a także w jednym
społeczno-politycznym stowarzyszeniu. Choć dumnie noszą nazwę instytutów studiów zaawansowanych, trudno wyobrazić sobie, że uda im się spełnić warunki stawiane prze NETIAS.
Po pięciu latach PIASt wydawał się być instytucją ustabilizowaną. Przez pierwsze trzy lata chodziło o to, żeby zaistnieć na rynku międzynarodowym, pokazać, że Polska jest miejscem atrakcyjnym dla takiego przedsięwzięcia. COVID wiele zmienił, choć mimo epidemii ludzie przyjeżdżali i pracowali; urodziło się jedno dziecko. Jednak okazało się, że PAN z trudem znosi wydatek rzędu 1,5–2% swojego budżetu na badania, które nikomu nic nie dają. Już poprzednie władze Akademii zapowiedziały kontrolę, a obecne ją zrealizowały. Każdego roku ogłaszany był konkurs na granty. W tym roku zamiast konkursu jest kontrola, której wyniki zadecydują o losie instytutu. Sprawy finansowe okazały się najtrudniejsze. Także dla władz PAN, która sama boryka się z problemami finansowymi.
Naukowcy lubią instytuty studiów zaawansowanych, które dają pełną swobodę poszukiwań i debaty, zapewniając miejsce i środki. Jednak ktoś za to musi płacić. Władze Akademii uważają, że nie powinno to obciążać jej budżetu. Czy to oznacza koniec PIASt-a, miejsca, które dopiero zaczęło uzyskiwać rozpoznawalność? Gdy na świecie powstają kolejne IAS-y, my zamkniemy ten jedyny, który zaczął być rozpoznawany, choćby przez uczestnictwo w NETIAS? Czy Polski nie stać na sfinansowanie tego niewielkiego w końcu przedsięwzięcia? PIASt pozostawał na uboczu polskiego życia naukowego. Gdyby zniknął, chyba nikt nie zauważyłby jego braku. Będą tylko dziwić podziękowania w zagranicznych książkach i artykułach powstałych podczas pobytu w Warszawie.
Piotr Kieraciński