Brak wsparcia i zazdrość o osiągnięcia, zależność młodych badaczy od przełożonych podobna do mafijnej, inercja środowiska, zamknięcie czy wręcz wrogość na naukowców z zagranicy – to tylko część powodów, dla których Polacy pracujący poza ojczyzną nie chcą wracać nad Wisłę.
W ostatnim rozdaniu ERC Starting Grants fundusze na realizację swoich projektów otrzymało dziesięcioro Polaków, ale tylko dwóch z krajowych instytucji badawczych. Pozostali to nasi rodacy pracujący w Niemczech, Szwecji, Finlandii, Francji, Hiszpanii, Holandii i Wielkiej Brytanii. Co powinno się zmienić by zarówno młodzi, jak i doświadczeni badacze ze świata traktowali nasz kraj jako atrakcyjne miejsce pracy? Pytanie takie zadano polskim beneficjentom grantów European Research Council zatrudnionym w zagranicznych ośrodkach (RAPORT z badania).
Zwróciliśmy się do Polaków realizujących grant ERC za granicą ponieważ są liderami prowadzącymi przełomowe badania na najwyższym poziomie i ich potrzeby oraz motywacje są wyznacznikiem jakości systemu uprawiania nauki nakierowanego na jakość i konkurencyjność. Choć badana grupa wydaje się niewielka, to jednak należy pamiętać, że jest ona niemal równa liczbie wszystkich laureatów ERC w Polsce – wskazują autorzy badania.
Ankietę wypełniło 55 osób. Przeważająca większość (53) uzyskała grant ERC, wnioskując z zagraniczną afiliacją, dwie – z polską. Przeniesienie swojego grantu do jednostki nad Wisłą rozważała nieco ponad 1/5 badanych, ale ostatecznie i oni zostali na obczyźnie.
Z udzielonych odpowiedzi wyłania się obraz Polski jak mało atrakcyjnego miejsca pracy badawczej. Nie jest ona pod żadnym istotnym względem konkurencyjna wobec krajów, w których pracują laureaci grantów ERC. Poziom prowadzonych badań jest niski (a to badani uznali za najważniejszy czynnik warunkujący ich decyzję o ewentualnej pracy w Polsce), jest słaby dostęp do infrastruktury i finansowania badań, wynagrodzenia są niskie – czytamy w raporcie.
W części otwartej ankietowanych zapytano, dlaczego właściwie wybrali pracę poza Polską. Wielu wskazało, że już od dawna mieszka za granicą. Dla znacznej części badanych kluczowy dla decyzji o realizacji grantu ERC właśnie tam był fakt, że pracują w jednej z najlepszych w swojej dyscyplinie instytucji („dostałem ofertę pracy w ośrodku o większym prestiżu niż najlepsze polskie ośrodki”). Nie chodzi jednak tylko o pozycję danej instytucji, lecz o dostęp do zasobów, jakie ona oferuje („ogromne wsparcie w przygotowaniu do rozmowy kwalifikacyjnej w drugim etapie”, „mamy zaplecze zarządzania, które jest niezbędne na każdym poziomie prowadzenia zespołu, projektu, zakładu, całego uniwersytetu”, „dostęp do najlepszych technologii”).
Na pierwszy plan wysuwają się jednak zbudowany kapitał społeczny („mój grant ERC jest we współpracy interdyscyplinarnej, którą tutaj zbudowałam”) i poziom prowadzonych badań („w mojej instytucji niemal 1/3 pracowników miała lub ma grant ERC, mam dostęp do ich wiedzy i doświadczenia w prowadzeniu grantu i ubieganiu się i następny”. Jak zauważają autorzy badania, najlepiej ten wątek wypowiedzi podsumowuje cytat „I need to be where the fronmer science happens”.
Porównując obecne miejsce z Polską, respondenci negatywnie ocenili nadwiślańskie wzorce uprawiania nauki („przeraża mnie inercja polskiego środowiska w mojej dziedzinie, hierarchie, publikowanie w festschriyach, esejowanie zamiast prac badawczych, praktycznie zerowe zainteresowanie tworzeniem nowych metod, konwencjonalizm i straszna biurokracja”), krytykują hierarchiczność i brak niezależności młodych badaczy („podobnie jak działa mafia”), a także zazdrość o osiągnięcia „w Polsce panuje zazdrość o osiągnięcia i raczej utrudnia się pracę naukowcom, którzy coś osiągnęli i wrócili z zagranicy, aniżeli ich wspomaga”). Kilkoro podkreśliło, że nie miało z Polski ofert zatrudnienia albo nie były to oferty konkurencyjne (również finansowo). Badani mieli poczucie, że zainteresowanie ich osobą ma charakter instrumentalny (jest „motywowane potencjalnymi funduszami, które mogłabym zdobyć”).
Jak stwierdza jeden z badanych, „potrzeba, by wykształciły się nie tylko jakieś systemy finansowania czy oceny pracy (to wprowadzić stosunkowo łatwo), ale też rzeczy, które kształtują się trudno i powoli, jak mentalność, światopogląd, etos, itd.” Brakuje „ludzi, którzy rozumieją naukę, a także tych, którzy na wysokich stanowiskach mają naukowe zrozumienie i wizję” – można przeczytać w raporcie z badania.
Pytani o niezbędne zmiany, postulują m.in. radykalne zwiększenie finansowania nauki, ale i bardziej optymalne wydatkowanie tych środków („nakłady na naukę są niewielkie, a ich optymalizacja jeszcze gorsza – to znaczy państwo płaci na tysiące ludzi, którzy nic nie robią na uniwersytetach, o których nikt nie słyszał”, „pieniądze może i są, ale są źle rozlokowane i niewłaściwie inwestowane”). Wskazują także konieczność innego sposobu oceny rezultatów pracy naukowej („inny model oceny dorobku – jakość nie mierzona punktami”. Zwracają także uwagę na niski poziom umiędzynarodowienia i mobilności polskich naukowców.
Na koniec poproszono badanych o określenie polskiej nauki jednym słowem. Najczęściej powtarzał się „potencjał” (5 razy) i „niedofinansowana” (3).
Badanie przygotowali i opracowali: dr hab. Natalia Letki (Uniwersytet Warszawski), prof. Marcin Nowotny (Międzynarodowy Instytut Biologii Molekularnej i Komórkowej), dr hab. Piotr Sankowski (Uniwersytet Warszawski, IDEAS). Raport dostępny jest TUTAJ.
MK
Witam. Niech polska nauka już szczeźnie.
Zastanawiam się, dlaczego nie ukazał się np. mój ostatni wpis tutaj. Tzn. był tuż po tym, jak wpisałem go jako odpowiedź na post Użytkownika "Profesor PAN", a potem ten wpis zniknął. Czyżby cenzura nadal działała ?
Już to pisałem na jednym z wątków, ale nie wiem, cy ktoś śledzi tamten watek, zatem proszę o wybaczenie, że jednak powtórzę.
Polscy naukowcy pracują w środowisku feudalnym. Jeśli któryś nie ma habilitacji, a jest mgr lub dr, to Jaśnie Państwo Habilitowani traktują go często "z góry", żeby nie powiedzieć lekceważąco. Jak nie zrobi habilitacji i zostanie emerytem, to będzie postrzegany, jako nieudacznik, któremu się nie udało. Oczywiście, nikt nic nie powie. Nieważne, że np. dr X. zajmował się np. rozwiązaniem pewnego ważnego problemu w logice formalnej, co mu się udało (a co nie udało się pewnemu bardzo znanemu profesorowi), czy że udowodnił pewne twierdzenie, które (przynajmniej na pierwszy rzut oka) stoi w sprzeczności z pewnym innym twierdzeniem, klasycznym, znanym z podręczników itd. Nie należał do żadnego klanu naukowego, nie miał więc poparcia, zresztą nie potrafił o nie specjalnie zabiegać, był idealistą, uważającym, że wystarczy mieć tylko dobre wyniki naukowe opublikowane w dobrych czasopismach. No to jest teraz "tylko" emerytowanym doktorem, i tak będzie zapamiętany. Ewentualnie, jak uczy historia nauki, (jeśli już), to za jakieś 30, czy 50 lat ktoś "odkopie" taką czy inną pracę dr X., i wtedy sobie o nim przypomną. Ale pewności nie ma.
Inny z kolei dr (nazwijmy Y.), fizyk, miał szefa, który sobie "nagrabił" w środowisku, więc dr Y. przepadł w konkursie na adiunkta, i był zmuszony pracować, jako... bibliotekarz. Już nie żyje. Pozamiatane.
Jeszcze inny, też fizyk i też po doktoracie, jest na bezrobociu, gdyż z przyczyn zdrowotnych nie udało mu się znaleźć etatu ani na uczelni, ani w PAN. Bardzo mu zresztą w tym "dopomógł" fakt, że miał tego samego szefa, co dr Y., więc chyba już wszystko jasne.
Czy ktoś W OGÓLE dostrzega ten problem ? CHYBA NIKT.
Czy za komuny dbano o naukę? Obecnie w ministerstwie są potomkowie komunistów i to tych z pierwszych stron gazet.
Na ile mi wiadomo, to sejmowa komisja edukacji i nauki głównie głosami posłów Koalicji 15 października odrzuciła poprawki posłów PiS-u zwiększające finansowanie polskiej nauki w nadchodzącym budżecie 2025 r. Co więcej statkowi OCEANIA, który jako jedyny prowadził badania poza Morzem Bałtyckim odcięto finansowanie. Trwa proces finansowego głodzenia polskiej nauki. Źle się to wszystko zakończy.
Posłowie PiS mieli 8 lat na zwiększenie budżetu na naukę, tak na marginesie. Trochę za późno się za to wzięli.
To prawda panie Alex. Niemniej przyzna pan, że krajowe środowisko akademickie i naukowe wiązało pewne nadzieje z wygraną obozu politycznego u władzy. Natomiast jak jest, to każdy widzi. Ministerialny duet Wieczorek-Gdula to totalna porażka.
Nie wiem, czy to kwestia jednego, czy drugiego obozu politycznego, bo jak na razie żaden z nich nie rozumie wagi nauki (myślę, że Pan minister Wieczorek jest tego przykładem). Niektórzy, jak np. Pan minister Gdula i Pan minister Czarnek, "rozumieją' wagę nauki , przez pryzmat własnych partyjnych interesów.
I mamy to, co mamy. W Polsce brakuje spójnej, długofalowej polityki naukowej. Nauka jest słabo finansowana, a w wielu przypadkach finansowanie przynosi mierne efekty (np. NCN i NCBR – choć pewnie według Pana Prof. Nowotnego NCN działa całościowo bardzo dobrze, (choć mogłoby grać lepiej), idąc tym tropem, można powiedzieć, że za czasów prezesa Obajtka ORLEN także działał świetnie – wyniki miał lepsze
niż teraz.
Czasami mam wrażenie, że w Polsce jest więcej reformatorów nauki niż samych naukowców.
Panie Januszu,
Zgadzam się z panem. Niestety po 1989 r. polska nauka jest traktowana przez krajową klasę polityczną, jak przysłowiowe piąte koło u wozu. Krajowi politykierzy nie rozumieją ani roli, ani wagi nauki w rozwoju i życiu społeczno-gospodarczym kraju. Sam fakt, że w nadchodzącym 2025 r. budżet na szkolnictwo wyższe, naukę i rozwój to raptem 1% PKB, co jest przejawem zupełnie odwrotnej polityki, a którą realizują państwa uchodzące za potęgi naukowe i innowacyjne globu. Dokąd zmierzamy???
W badaniach dr hab. Natalia Letki, prof. Marcin Nowotny, dr hab. Piotr Sankowski i w raporcie brakuje kilku rzeczy.
1) Dla tych, którzy rozważali przeniesieni do Polski jak ważne były względy rodzinne i czy rozważali przeniesienie np. do Krakowa czy do Częstochowy. Znaczy, czy porównując obecne miejsce pracy porównywali je z Polskimi ośrodkami wiodącymi, czy ośrodkami najbliżej domu rodziców. To pytanie jest ważne o tyle, że jeśli badacze są zainteresowani powrotem na "prowincję", to nie należy pompować ośrodków wiodących tylko te prowincjonalne. Jeśli natomiast powrót miałby być praktycznie zawsze do jednego z 5 największych miast w Polsce, to należy się skupić na pompowaniu kilku instytucji. (Oczywiście, zakładając, że celem nauki w Polsce jest maksymalizacja ilości grantów ERC, co może budzić wątpliwości, ale ma chyba więcej sensu niż jak najlepsza pozycja w rankingu szanghajskim.)
2) Pytania o to kiedy respondenci mieli ostatnio związek z polską akademią i skąd czerpią o niej wiedzę. Te pytanie są ważne gdyż należny zauważyć, że ankieta nie próbuje oceniać stanu polskiej nauki, ale to jak jest ona postrzegana przez ludzi, którzy wyemigrowali. Być może (choć to teza mało prawdopodobna) problemem wcale nie jest to co się dzieje w Polskiej nauce, ale to jak o niej się pisze w Polskich mediach i jak bardzo polscy naukowcy narzekają jak tutaj jest beznadziejnie. Moją tezą jest to, że czynnik PR o ile nie wiodący to jednak pełni istotną rolę i bez działań w tej materii, ciężko oczekiwać innych odpowiedzi. Na przykład, moja ocena nauki polskiej jest dużo gorsza niż moja ocena mojej instytucji.
3) Fajnie gdyby pojawiło się pytanie, co musiałoby zaproponować ci Polskie ministerstwo nauki lub Polska uczelnia aby skłonić cię do relokacji? Bo stwierdzenia typu w Polsce są niskie zarobki na uczelni, są o tyle prawdziwe o ile mówimy o średniej, ale w Polsce zarobki są bardzo nierówne (pomijam dyskusję czy to dobrze, czy źle i czy należy promować ten model czy nie).
Np. wchodzimy na stronę CNRS
https://emploi.cnrs.fr/Offres/Doctorant/UMR7314-VINSEZ-004/Default.aspx?lang=EN
i mamy stawkę dla postdoca 2135 euro miesięcznie
Wchodzimy na pierwszy lepszy konkurs na stanowisko postdoca w Polsce
https://www2.ncn.gov.pl/baza-ofert/?akcja=wyswietl&id=226363
i mamy ofertę 9800 PLN brutto miesięcznie,
czyli porównywalnie, a życie w Polsce jest tańsze.
Tak czy siak dziękuję autorom za pracę i lobbing, który uprawiają :).
Tylko, że to ogłoszenie w CNRS dotyczy studiów doktoranckich.
Ogólnie zarobki naukowców w tzw. Starej Unii i u nas są zupełnie nieporównywalne.
@Święty Hubert
Ta "nieporownywalnosc" ma jeszcze jeden aspekt.
Otoz w krajach poza Polska pensja roczna naukowca zwykle stanowi jego/jej pensje ostateczna. Nie ma zadnych doplat z grantow, czy za recenzje grantow i artykulow, zadnych "nadgodzin", wielokrotnych etatow, itd.
Podejrzewam, ze w Polsce pensja ostateczna moze byc nawet kilkukrotnie wyzsza, niz ta ktora placi uniwersytet czy instytut. To sprawia, ze niektorzy czuja sie swietnie w obecnym systemie, korzystaja z tych mozliwosci, i w zwiazku z tym nie zalezy im na zadnych zmianach.
No i? Jakieś wnioski i rekomendacje płyną z ten małej ankietki? Bo ja to odbieram jako dalszy ciąg narzekactwa. O bolączkach systemu wiadomo nie od dziś, a roszczeniowość (która z tego badania przebija) nie popycha sprawy do przodu. Nawet odwrotnie.
Coraz bardziej przeraża /już nie niepokoi/ mnie poziom dyskusji pod tym artykułem .
a dlaczego ma byc kulturalnie, dlaczego ludzie maja byc mili? Pisza prawde o srodowisku akademickim ze to sa miejsca pelne patologicznych zachowan, komuny, feudalizmu, mobbingu i zlodziejstwa ? to ludzie robia takie ohydne rzeczy innym ludziom, dlaczego ktos to byl mobbingowany ma byc mily i udawac ze nic sie nie stalo? A oprawcy bardzo dobrze sobie zyja jak paczki w masle?
Uwielbiam to przelewanie "z pustego w próżne". Bla, bla, bla a nic się nie zmienia i nic się nie zmieni.
Warto walczyć o pieniądze dla czegoś co jest w polskiej nauce najlpsze, a więc NCN.
Natomiast "ryba psuje się od głowy". Czy zadaliście sobie Państwo kiedyś pytanie po co w Polsce tyle uniwersytetów?
Abstrahuje od uczelni prywatnych (tu powinniśmy z miejsca zlikwidować 80% i zamknąć temat).
Pytanie jest o uczelnie panstwowe. Prosze mi wybaczyć pomijam kształcenie w naukach humanistycznych, skupiam się raczej na naukach przyrodniczych, na przykładzie mojej dziedziny, czyli chemii.
Czy jest zatem zapotrzebowanie na tak wielką ilość wydziałów wynikające z ilości studentów?
Czy jest potrzeba kształcenia na tak wielu wydziałach wynikająca z zapotrzebowania rynkowego ?
Czy może na tak wielu wydziałach istnieją dobrzy i wybitni naukowcy (istnieją na tych kluczowych, najlepszych) , którzy podtrzymują konieczność egzystowania tych wydziałów ?
Nie wymieniam celowo miast (przecież jestem uprzedzony!). Natomiast każdy rozsądny człowiek pracujący w tym kraju wie, że
jest co najmnie 6-8 ośrodków (to chyba połowa wydziałów/instytutów chemii na uniwerstetach) na których liczba studentów jest zatrważająco mała (co z góry skreśla sens kształcenia), a wydziały/instytuty te praktycznie nie mają grantów. Ktoś się zatem na nie uparł? Tutaj łatwo wrócić do podcastu NCN o procencie osób aplikujących o granty NCN. Są to stałe wartości w zakresie 20-30% obejmujące tą samą niemal grupę osób. Co robi zatem pozostałce 70% ? Kształci zajmuje się dydaktyką (tam gdzie jest po 7-10, 20 osób na roku na pewno tak jest...)
Polskiej nauce nie jest potrzebna ewolucja tylko ostra rewolucja...
Dania jest najlepszym przykładem jak to zadziałało...
A co Pan tak wychwala ten NCN? Może Pan powinien przejrzeć wyniki, jakie osiąga NCN. Grant za ~2 mln zł i 1-2 publikacje w słabych czasopismach (powiedzmy, że jeszcze bym to zrozumiał, gdyby to była 1 publikacja w , Nature Communictaion, Angewandte (chemi biol. jest to świtene czasopismo), i podobne – choć według zachodnich standardów to jest minimum minimorum). Kiedyś przeglądałem publikacje jednego z takich świetnych liderów z podobnym wynikiem. Jak dla mnie, dwie publikacje z tego grantu jedna osoba mogłaby zrobić sama przez dwa lata (to chyba nie jest wygórowane osiągnięcie). Jak tak sobie szacuję, to koszt wyniósłby (2 lata x 8500 PLN na rękę pensji + 100 000 PLN/rok na materiały i zlecone analizy rocznie) około 500 000 PLN. Dodajmy do tego jeszcze jakiś sprzęt (choć w tym grancie y było to potrzebny, bo pewnie uczelnia ma serwis) za 300 000 PLN, to mamy 800 000 PLN. W akcie łaski dodajmy magistrantów za 100 000 PLN, co daje łącznie ~900 000 PLN. Powiem Panu, że to moje oszacowanie jest raczej całkiem sporo zawyżone. Takich „liderów NCN” jest całkiem sporo i ci delikwenci maja na raz po kilka grantów. Myślę (mogę się mylić), że to nawet min.25% całego budżetu NCN, ale trudno mi to dokładnie oszacować.
Faktycznie, NCN świetnie zarządza publicznymi środkami.
Co Pan ma do prywatnych uczelni? Jeśli nie jest łamane prawo i spełniane są pewne standardy, to dla mnie wszystko jest w porządku. Może powinno istnieć coś w rodzaju KNF, które ewentualnie ostrzegałoby studentów. Widzę, że jest Pan raczej starszej daty, bo to, co Pan napisał, prezentuje podejście rodem z PRL-u, a przecież mówimy np. o Stanach Zjednoczonych /zachodzie. Rozumiem, że jest pan przeciwko komercjalizacji nauki/spinofffom?
Też się zastanawiam, dlaczego w Polsce wszystko koncentruje się wokół Warszawy i Krakowa. Odpowiedź na to pytanie wydaje mi się prosta: zerowa mobilność naukowa w Polsce. I Pana świetny NCN w tym nie pomaga (np. ostatnia decyzja rady NCN o postdocach), SONATE można dostać nie mając postdoc.
Też tu kiedyś wspominałem o tym, że w Polsce mamy za dużo uczelni.
Często w mieście wojewódzkim (poza Warszawą i Krakowem bo mimo wszystko tam jest trochę więcej ludzi) mamy uniwersytet + politechnikę + uniwersytet przyrodniczy/rolniczy oraz co najmniej kilka prywatnych "szkół wyższych". Czasami dochodzi do tego sztucznie wyodrębniony wydział medyczny w postaci osobnego uniwersytetu.
Przez to wszystko mamy rozdmuchana administrację, bo każdy z uniwersytetów ma rektora, rady, dział kadr, obsługę etc, co tylko generuje koszty. Dodatkowo aparatura często się kurzy, bo nie ma kto z niej korzystać.
W mojej opinii po połączeniu się kilku małych uczelni, zaoszczędzone środki można by dosypać tym jednostkom, które mają jakiś tam potencjał.
Z jednej strony wielka szkoda, ale z drugiej strony chyba rozumiem motywacje wybitnych młodych polskich uczonych. Szczególnie po ostatnich występach duetu ministerialnego Wieczorek-Gdula, w kontekście prób przejęcia i upolitycznienia PAN-u i IDEAS NCBR. Musimy raz na zawsze skończyć z dyzmokracją.
A czego można się było spodziewać po lewactwie?
Panie Ireneuszu,
Wie pan kiedyś Lewica miała naprawdę najlepiej wyedukowane kadry. Dziś już tak nie jest, a czego żywym dowodem jest duet ministerialny Wieczorek-Gdula, gdzie najbardziej poraża niekompetencja i niewiedza u wiceministra Gduli. Ani doktorat, ani habilitacja nie pomagają mu w deficycie wiedzy z zakresu organizacji sektora nauki. W tym kraju ministrem może być dosłownie każdy, jak to w dyzmokracji naszej bywa.
Cyt."Dziś już tak nie jest, a czego żywym dowodem jest duet ministerialny Wieczorek-Gdula, gdzie najbardziej poraża niekompetencja i niewiedza u wiceministra Gduli. Ani doktorat, ani habilitacja nie pomagają mu w deficycie wiedzy z zakresu organizacji sektora nauki."
Podobnie, jak doktorat, habilitacja, i profesura z zakresu nauk chemicznych nie pomogły chyba jakoś prof. Handkemu, żeby pojął, iż trzeba BARDZO zdecydowanych zmian, aby w szkołach fizyka była NAUCZANA, a nie ośmieszana (co ma niestety, często nadal miejsce). Podobna uwaga jest do jego następcy i następczyni (dr Łybackiej) na stanowisku szefa MEN. Handke i Łybacka nie żyją. W każdym razie, NIC MI nie wiadomo, żeby któreś z nich (podobnie, jak następca Handkego na stanowisku szefa MEN), przedsięwziął jakieś skuteczne działania w celu przywrócenia NAUCZANIA fizyki w szkołach.
Czym to poskutkowało ? Ano tym, że chętnych do studiowania fizyki zaczęło być jak "na lekarstwo", ALE TEŻ tym, że liczba godzin zajęć "usługowych" z fizyki znacznie spadła., lub WCALE ich nie ma. A jakie są tego dalsze skutki ? Ano takir, ze fizycy zamiast skupić się na fizyce, nagle musieli stać się ekspertami z informatyki, i to jeszcze z ZAAWANSOWANYCH jej zagadnień (projektowanie systemów, administrowanie systemami operacyjnymi itd. itd. itd. itd.). Skutki tego są oczywiste. CZY KTOŚ SIĘ tym zajął ? Czy ktoś to przeanalizował ? NIE.
W rzeczy samej
Ciężko się nie zgodzić z tą analizą. Ktokolwiek pracował na uczelni doskonale widział opisane problemy... Mnie chyba najbardziej odstraszyła ta "hierarchiczność" i brak wolności badawczej, plus oczywiście żałosne wynagrodzenia i brak możliwości finansowania badań.
Jednakże czy na reformę nie jest już za późno? Warunki prowadzenia badań sprzyjają selekcji negatywnej (co się tylko będzie nasilać), bo każdy o zdrowych zmysłach od razu ucieka do przemysłu/biznesu :)
I taka ciekawostka z ostatnich statystyk - nauka polska się w sumie już zwinęła - widać to po liczbie doktorantów w Polsce i ogromnymi trudnościami ze znalezieniem jakiejkolwiek chętnej osoby do prowadzenia badań - mamy 17 000 doktorantów na prawie 40 milionowy kraj, kiedy w takich Niemczech jest grubo ponad 200 000 przy ok. 80 mln ludności.
A ci, którzy są, nadają się najczęściej tylko do autopromocji (mówię o HS)
Trafione i zatopione.
Może autorzy tekstu „Jak NCN mogłoby lepiej grać dla polskiej nauki?” i NCN wezmą sobie do serca komentarz: „Postulują m.in. radykalne zwiększenie finansowania nauki, ale także bardziej optymalne wydatkowanie tych środków.” Chodzi mi o to po ALE. Zamiast p isać: „Tematem często dyskutowanym w środowisku jest brak elastyczności w rozliczaniu efektów projektów finansowanych przez NCN. Sztywne ramy rozliczeń wywołują efekt mrożący – w obawie przed problemami z rozliczeniem grantów, naukowcy zaczną pisać projekty zachowawcze, na badania przewidywalne lub częściowo już zrealizowane”, co ja rozumiem : ddlaczego wszyscy tak bardzo czepiają się tego, że z grantu muszą powstać publikacje i patenty". Może NCN powinien rozliczać granty np. przez RETRACTIONy :-)
Nikt nikomu nie każe się „mrozić” – jeśli wybitny lider bardzo słabo rozliczył grant i nie przedstawił solidnego uzasadnienia, to niech najpierw solidnie popracuje i publikuje, zanim będzie się pchał do NCN po kolejny grant, który oczywiście dostanie, bo ma kolejny „znakomity pomysł” i jest „doskonałym liderem”.
O właśnie! Czas najwyższy zacząć porządnie rozliczać granty. Osoby, które słabo rozliczyły poprzednie, powinny mieć zablokowaną możliwość aplikowania po następny. Niestety, teraz to tak nie działa.
Ci państwo chcą nam zademonstrować, jak wielką łaskę nam czynią oddychając polskim powietrzem i pobierając pobory od polskiego podatnika. A może by przestali się poświęcać i pojechali tam, gdzie woda czysta, trawa zielona i wszystkie uczelnie się zabijają, by tylko kogoś z nich zatrudnić? Damy sobie radę bez ich a nawet jeśli sobie rady nie damy, to nie ich zmartwienie.
Jak czytam takie chamskie, lukrowane wypociny "Pana Profesora" to nie dziwię się, że Polska nauka w zasadzie się nie liczy, a najlepsi uciekają z kraju przy pierwszej, lepszej okazji. Zdumiewa mnie też fakt, że w Polsce można być " Profesorem" i jednocześnie być po prostu zwykłym chamem. Wiele wody w Wiśle musi jeszcze upłynąć, żeby coś się zmieniło na lepsze.
Szanowny, nie, Polska Nauka NIE da sobie rady bez "Ci państwo". Natomiast bez nich, doskonale dadzą sobie radę funkcjonujące od pokoleń koterie i układy w "elytach naukowych". Nie wiem, czy byłeś Wielce Szanowny Profesorze PAN na kongresie nauki polskiej w krakowskim ICE w roku 2018? Wystąpienia p. Duszyńskiego i jego kolegów, którzy są solą "tych elty" spowodowały, że naprawdę wielu spośród moich znajomych porzuciło zawód naukowca - zostały gdule, myrchy, czy hmaje i to one dzielą i rządza, utrwalając system feudalny panujący tutaj od pokoleń. W tej sytuacji nie ma takich pieniędzy, które wpompowane w system nie zostaną "przepalone" przez "elyty tego kraju".
Nie, proszę pana, nie bywam na kongresach nauki polskiej ani innej, ograniczam się do konferencji specjalistyczych. Szkoda mi czasu na bzdury.
Nie zgadam się, że w polskiej nauce zostały tylko gdule, myrchy i chmaje (doceniam określenie i będę za pozwoleniem używać), praktycznie wszyscy moi znajomi to uczeni otwarci, uczciwi, ze znaczącym międzynarodowym dorobkiem (jeden właśnie niespodziewanie umarł). W moim bezpośrednim otoczeniu są takich dziesiątki, więc pewnie w całej Polsce tysiące.
Nie rozumiem, dlaczego pp. Letki, Nowotny i Sankowski nie próbują się z nimi porozumieć. Znam dobrze wydział p. Sankowskiego i użycie wobec niego określeń "brak wsparcia i zazdrość o osiągnięcia, zależność młodych badaczy od przełożonych podobna do mafijnej, inercja środowiska, zamknięcie czy wręcz wrogość na naukowców z zagranicy" uznaję za bardzo niesprawiedliwe. Może tak jest u pp. Letki i Nowotnego. Jeśli tak jest w MIBMiK to p. Nowotny jest temu sam winien jako jeden z bardziej znaczących jego pracowników.
Cyt."Znam dobrze wydział p. Sankowskiego i użycie wobec niego określeń "brak wsparcia i zazdrość o osiągnięcia, zależność młodych badaczy od przełożonych podobna do mafijnej, inercja środowiska, zamknięcie czy wręcz wrogość na naukowców z zagranicy" uznaję za bardzo niesprawiedliwe. "
A mnie już chyba nic nie zdziwi. "Nauka radziecka zna takie przypadki." - jak dawniej mawiano, teraz należałoby dodać, że nauka polska także. Np. pewien wniosek o nadanie stopnia dr hab. w dziedzinie X., rozpatrywała komisja habilitacyjna złożona z panów ``prof. dr hab.`` lub ``dr hab.``, będących ekspertami z tejże dziedziny X. Jak na razie, wszystko w porządku. Problem jednakże, zaczyna się, jeśli przytoczyć fakt, że komisja ta oceniała oprócz głównego dorobku naukowego z dziedziny X., także tzw. pozostały dorobek naukowy z dziedziny Y. Sęk w tym, że ŻADEN z członków tej komisji NIE MIAŁ na koncie ANI JEDNEJ pracy z tej dziedziny. Pomimo to, komisja ta oceniła ów pozostały dorobek, jako... słaby (sic !). Jak doszła do tego groteskowego wniosku, nie ujawniła (może ``tajne/poufne/spec.znacz.`` ?). W każdym razie, bardzo znamienne było zachowanie się recenzentów: pierwszy nie napisał ani słowa o tym pozostałym dorobku naukowym, drugi napisał na ten temat chyba tylko 1-2 zdania nie wnoszące niczego do tematu. Jedynym najbardziej ``pracowitym`` w zakresie oceny tego dorobku, okazał się trzeci recenzent. Dokładniej: jego ``pracowitość`` w tej kwestii sprowadziła się do analizy jednego z oświadczeń o wkładzie habilitanta do jednej z prac z pozostałego dorobku naukowego. Po tej ``analizie``, pan recenzent zadał pytanie, jaki jest wkład habilitanta do tej pracy. Najbardziej ŻENUJĄCE jest to, że sam recenzent przyznał, nie będzie wchodził w kwestie merytoryczne. NAJBARDZIEJ chyba zastanawiające w tym wszystkim jest to, że nie zauważył on DZIWNYM TRAFEM (?) pewnej innej pracy wchodzącej w skład tego dorobku. Praca ta zawierała dość ważny wynik, a w oświadczeniu o wkładzie do niej, były zawarte dość dokładne informacje, co dokładnie zrobił habilitant i że jego wkład do tej pracy wynosił 40 %. Można więc się zastanawiać, czy te informacje były na tyle dokładne, że niewygodne, i czy dlatego nie zostały one ``niezauważone``...
Ech, Szanowny,
UJ, UW w 5 setce listy szanghajskiej ...
Instytuty PAN ... nowhere,
ale "jest e dobrze, wiec o co Ci chodzi ?"
niestety jest jak z piłka nożną - 36 milionowy kraj - Polska, nie może "urodzić" 11 przyzwoitych kopaczy, wiec co dopiero z "rodzeniem" prawdziwych pereł intelektu?
A może, to nie brak pereł, a system, który skutecznie pozbywa się geniuszy a promuje miernotę?
Stawiam taką tezę, jako były już profesor PAN ...
Tak ale lista szanghajska i inne podobne listy dzielą się na na dyscypliny. I na tych listach matematyka jest dużo wyżej https://en.uw.edu.pl/uw-in-global-ranking-of-academic-subjects-2023/
The University of Warsaw in GRAS 2023:
⦁ Mathematics – ranked 101–150;
⦁ Physics – ranked 101–150;
I informatyka, tutaj raczej jesteśmy liderami.
Potraktuję to jako dość osobliwy żart branżowy. Bo nie uwierzę, że Pan tak na poważnie ....
"Jaka nauka płynie z tego dialogu dla naszej wymiany zdań? ano fakt, że, całym szacunkiem na jednym uni nauki matematycznej mieszczą się w światowej czołówce niczego nie zmienia w ujęcia patologii całego systemu."
Ale ja wcale temu nie zaprzeczam! Twierdzę tylko, że jest sporo osób, które z rzeczoną patologią chciałby walczyć, i jest niesprawiedliwe obarczać ich cudzymi grzechami. I nie ufam trójcy Letki-Nowotny-Sankowski. Skoro na popkulturę nam zeszło, to zacytuję koniec znanej piosenki św.p. Wojciecha Młynarskiego:
Taki z tej bujdy morał można brać,
Że nie wiadomo, kogo bardziej trza się bać.
Czy tego wójta, co na ludzi grzmi,
Czy tych facetów z całkiem innej wsi...
Ja tego tekstu nie napisałem tylko został wklejony ze strony Rankingu Szanghajskiego https://www.shanghairanking.com/institution/university-of-warsaw
Nie rozumiem tekstu o żarcie. Że Chińczycy tak żartują? Chyba przegiął pan z narodową mikromanią, że nie przyjmuje do wiadomości oceny z powszechnie uznanego rankingu.
Któremu z profesorów matematyki na UW zarzuca pan "brak wsparcia i zazdrość o osiągnięcia, zależność młodych badaczy od przełożonych podobna do mafijnej, inercję środowiska, zamknięcie czy wręcz wrogość na naukowców z zagranicy"?
PS. Nie jest to moje miejsce pracy. By ie było, że bronię swoich.
o to w tym wszystkim chodzi, zniszczyc edukacje publiczna aby wychodowac sobie ideologicznie ludzi spranych bez wlasnego zdania, idiotow matematycznych i ekonomicznych ktorzy by sie nie polalapli ze sa okradani z wlasnych pieniedzy przez politykow na roznego rodzaju sposby, dopoki beda milionami dotowac kosciol katolicki nigy nic tutaj sie nie zmieni. Tutaj chodzi aby wychodowac sobie narod pozytecznych idiotow z mentalnoscia niewolnicza.
W "vabank II ludzie Krammera pojechali do szkoły Justynki i pod pretekstem kręcenia filmu "pożyczyli sobie" na zdjęcia 4 dzieci, w tym pasierbicę Kwinty - rzeczoną Justynkę. po kilku godzinach ekipa wróciła i tutaj dochodzimy do sedna: Moks mówi: "troje dzieci wróciło" a Nuta dodaje" ale jedna nie wróciła". Jaka nauka płynie z tego dialogu dla naszej wymiany zdań? ano fakt, że, całym szacunkiem na jednym uni nauki matematycznej mieszczą się w światowej czołówce niczego nie zmienia w ujęcia patologii całego systemu. A co do drugiego postu - ze względów procesowych, zwłaszcza pod wodzą wolnych sądów nie będę bawił się z podawanie nazwisk, ale zapewniam Pana, że w 2 najbardziej znanych centrach akademickich osobiście słyszałem powyższe opinie o szefostwie właśnie profesorstwa nauk matematycznych. Ale jak już zaznaczyłem - jestem już byłym, wiec z oddali patrzę i konstatuję ze smutkiem "jak piękna jest ojczyzna (nauka polska) nasza z lotu ptaka, aż chce się płakać" ...