Aktualności
Sprawy nauki
12 Lutego
Aleksandra Pękowska, Grzegorz Sumara
Opublikowano: 2025-02-12

Liderzy centrów Dioscuri o kierunkach zmian w systemie nauki

Ponad pięć lat temu, na przełomie 2019 i 2020 roku, otwarto w Instytucie Nenckiego PAN dwa pierwsze w Polsce Centra Dioscuri, których jesteśmy kierownikami. Po pozytywnej ocenie naszej działalności, uzyskaliśmy przedłużenie finasowania na kolejne pięć lat. Chcemy przy tej okazji pokazać rolę, jaką to i podobne przedsięwzięcia mogą odegrać w polskiej nauce.

Program, który powstał z inicjatywy Towarzystwa Maxa Plancka (MPG), ma na celu stworzenie i wspieranie Centrów Doskonałości Naukowej Dioscuri w Europie Środkowej i Wschodniej, umożliwiając ambitnym naukowcom prowadzenie badań na najwyższym światowym poziomie – w założeniu centra miały być rozsadnikami jakościowej nauki w tej części Europy. Granty te są finansowane przez Narodowe Centrum Nauki (NCN) ze środków naszego Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego oraz niemieckiego Federalnego Ministerstwa Edukacji i Badań (BMBF). W celu wzmocnienia wymiany naukowej z Niemcami, centra współpracują z tamtejszą Jednostką Mentorską.

Finansowanie w ramach tego programu jest przyznawane na pięć lat, a laureatów wyłania się w drodze międzynarodowego konkursu, w którym projekty badawcze ewaluuje komitet Dioscuri oraz zewnętrzni recenzenci, będący ekspertami w danej domenie. Nieodłączną cechą programu jest możliwość jednokrotnego przedłużenia finansowania na taki sam okres. Przedłużenie odbywa się na podstawie oceny dokonań i planów badawczych, które kierownik centrum przedstawia międzynarodowemu panelowi ekspertów wyznaczonemu przez komitet Dioscuri. W Polsce, jak dotychczas, powstało osiem z planowanych 10 centrów w różnych dziedzinach nauki. W 2024 roku powołano również pierwsze centra w Republice Czeskiej finansowane przez stronę czeską i niemiecką. Jesteśmy dwójką pierwszych laureatów konkursu Dioscuri. Niedawno również uzyskaliśmy przedłużenie finansowania naszych centrów działających w Instytucie Nenckiego PAN.

Centrum Dioscuri Biologii Chromatyny i Epigenomiki zajmuje się szeroko pojętą biologią genomu, używając do tego narzędzi całogenomowych, komórek macierzystych i technologii edycji genomu. Interesują nas (epi)genetyczne podstawy rozwoju i ewolucji mózgu. Skupiamy się na komórkach macierzystych systemu nerwowego i na astrocytach – komórkach opiekuńczych neuronów. W naszej najnowszej publikacji (Ciuba et al., Cell Stem Cell, 2025) ujawniamy nowe geny i procesy zaangażowane w ewolucję astrocytów oraz odkrywamy nowe mechanizmy sterujące zmianami w aktywności genomu w ewolucji. Praca ta była finansowana ze środków z grantu Dioscuri. W innych projektach rozwijanych w naszej grupie, finansowanych z grantów EMBO (EMBO Installation Grant), Komisji Europejskiej (Maria Skłodowska Curie Actions) oraz NCN (OPUS 17, SONATA BIS 11), koncentrujemy się na mechanizmach sterujących trójwymiarową strukturą genomu i na jej związku z aktywnością genów (Dehingia et al., w rewizji).

Z kolei Centrum Dioscuri Chorób Metabolicznych zajmuje się badaniem konwencjonalnych (zależnych od kinaz) i niekonwencjonalnych (zależnych od systemu ubikwityny-proteasomu) szlaków sygnałowych i ich roli w regulacji metabolizmu różnych typów tkanki tłuszczowej, jelit, wątroby i trzustki. W szczególności skupiamy się na szlakach sygnałowych regulujących wchłanianie, odkładanie i utylizację lipidów oraz innych składników odżywczych. Patrzymy na te procesy w kontekście rozwoju otyłości, cukrzycy i powiązanych z nimi jednostek chorobowych. W naszych ostatnich publikacjach opisaliśmy identyfikację kinaz regulujących uwalnianie trójglicerydów zdeponowanych w kroplach lipidowych adipocytów (El-Merahbi R. et al., Genes & Development, 2020) oraz regulujących wchłanianie tłuszczu w jelitach (Trujillo-Viera J. et al., EMBO Molecular Medicine, 2021). Zidentyfikowaliśmy również hormony lipidowe wydzielane przez płytki krwi, które modulują wydzielania insuliny zwysp trzustkowych i poziom glukozy we krwi (Karwen T. et al., EMBO Molecular Medicine, 2023). Nasze prace były finansowane głównie z programu Dioscuri, a także przez ERC Starting Grant.W międzyczasie uzyskaliśmy również finansowanie z NCN (SONATA BIS 10 i OPUS 23), EMBO (Installation Grant) i dwukrotnie z Komisji Europejskiej (Horizon-RIA). W ramach tych wszystkich grantów studiujemy różne aspekty regulacji metabolizmu lipidów w kontekście rozwoju chorób metabolicznych.

W wyniku pozytywnej oceny funkcjonowania obu grup, wystawionej przez komisje eksperckie złożone z najwybitniejszych badaczy w naszych dyscyplinach, otrzymaliśmy niedawno przedłużenie finansowania na kolejne pięć lat. Chcemy wykorzystać tę okazję, by nie tylko przybliżyć sam program Dioscuri, ale pokazać też, jak rozwiązania w nim przyjęte mogłyby w przyszłości zachęcić badaczy z całego świata do przyjazdu do Polski i związania się naukowo z naszym krajem.

Castor i Pollux – współpraca między ośrodkami w Polsce i Niemczech

Program Dioscuri łączy najlepsze rozwiązania wypracowane na przestrzeni wielu lat przez MPG, mając na celu wzmocnienie wymiany naukowej pomiędzy Polską a Niemcami. Dlatego poszczególne centra współpracują z wybranymi przez siebie laboratoriami afiliowanymi w niemieckich jednostkach. Stała współpraca z ośrodkami międzynarodowymi ma nie tylko wymiar czysto naukowy, wzmacnia również widoczność naszych grup w Europie oraz otwiera doktorantom drzwi do staży, wyjazdów i poszerzania horyzontów. To szansa na nawiązanie, i przez nich, i przez postdoków, nowych kontaktów. My sami, będąc właśnie na stażach, zawarliśmy wiele przyjaźni naukowych, które dziś owocują wspólnymi projektami badawczymi. Uważamy, że ten model współpracy jest ciekawym rozwiązaniem dla młodych grup.

Unikatowość programu Dioscuri – nowy model wspierania i ewaluowania jednostek

Zanim zbiegły się nad Wisłą, nasze trajektorie prowadziły przez najlepsze ośrodki naukowe na świecie, w tym National Institutes of Health (NIH), Columbia University, European Molecular Biology Laboratory (EMBL), ETH w Zurichu, University of Würzburg, Centre national de la recherchescientifique (CNRS), Institute of Molecular Pathology (IMP). Laboratoria, w których się rozwijaliśmy, należą do najbardziej produktywnych w dziedzinie biologii genomu, immunologii, biologii obliczeniowej czy fizjologii i metabolizmu. Obserwowaliśmy, jak te grupy funkcjonują oraz jak są wspierane przez instytucje, w których działają.

Program Dioscuri wzoruje się na najlepszych rozwiązaniach wdrażanych w MPG i na świecie. Po pierwsze, gwarantuje stabilne i hojne finansowanie w trakcie newralgicznego okresu pierwszych dziesięciu lat funkcjonowania zespołu. Wizja stabilności pozwala na rozwinięcie w pełni ścieżek badawczych, kontynuację nauki „high-risk/high-gain” poprzez, na przykład, implementację najbardziej wymagających czy najnowocześniejszych narzędzi. Bądźmy szczerzy, ambitne projekty zazwyczaj nie dają szybko spektakularnych owoców. Pierwsze dwa lata w dużej mierze są poświęcone rekrutacji, organizacji pracy, wdrażaniu narzędzi eksperymentalnych czy implementacji najważniejszych protokołów, zdobywaniu dodatkowych funduszy, nawiązywaniu współprac. Czas ten jest więc kluczowy dla dobrego startu działania laboratorium. Zapewniając zatrudnienie menedżera projektu, grant Dioscuri pomaga kierownikowi, który często wcześniej nie miał okazji pracować w Polsce, w przecieraniu ścieżek organizacyjnych. Tak przynajmniej było w naszym przypadku.

Warto również w początkowym okresie pozwolić nowej grupie badawczej zorganizować się i przetestować założone hipotezy bez nacisku na produkcję byle jakich manuskryptów. Przy czym kluczowe jest zapewnienie odpowiedniego wsparcia naukowego. I nie chodzi tu wyłącznie o dostęp do aparatury. Ścieranie się opinii badawczych to niewątpliwie najważniejsza cecha naszej pracy. Dyskusja pozwala wyostrzyć spojrzenie na problem i udoskonalić warsztat. Najlepsze jednostki mają tzw. Rady Doradcze (RD), złożone z ekspertów z dorobkiem nie tylko w danej dziedzinie, ale również w managemencie nauki. RD akompaniują niejako instytutowi czy poszczególnym laboratoriom, obserwują ich rozwój i oceniają organizację pracy oraz plany badawcze. Centra Doskonałości Dioscuri powołują własne RD, które, dzięki prestiżowi programu, składają się z najwybitniejszych uczonych. Centra regularnie spotykają się ze swoimi radami, dyskutując o nauce, rozwoju i następnych krokach. Daje to okazję studentom do interakcji z ekspertami w ich dziedzinie i nawiązywania kontaktów. To jeden z najmocniejszych i najbardziej niedocenionych w Polsce modeli funkcjonowania grup badawczych.

Model finansowania przyjazny dla kierownika

Granty Dioscuri zapewniają wynagrodzenie oraz środki na badania i publikacje. Dzięki swojej elastyczności (łatwo przenosić środki z pozycji na pozycję) umożliwiają rekrutację najlepszych specjalistów i aktywną reorientację potrzeb laboratorium w trakcie trwania projektu. Możemy stosować bardziej dynamiczne modele zarządzania grupą badawczą, które charakteryzują najlepsze ośrodki w USA.

Oczywiście fakt, że grant ten mógł być przedłużony, dawał nam bardziej stabilną wizję rozwoju, co z kolei pozwalało na zaangażowanie się w bardziej ambitne i ryzykowne projekty, które już zaowocowały publikacjami w prestiżowych periodykach, m.in. Cell Stem Cell, Genes & Develoment, EMBO Molecular Medicine czy EMBO Reports.

Praca naukowa w Polsce – instytucje grantowe

Niewątpliwym atutem, czy wręcz asumptem do powrotu do Polski, było dla nas prężnie działające Narodowe Centrum Nauki. Sami w ramach naszych centrów otrzymaliśmy dodatkowe granty z tej instytucji. Również członkowie naszych grup dostali wsparcie finansowe na rozwinięcie projektów, które powstały na kanwie odkryć dokonanych w czasie realizacji grantów Dioscuri. To świetne rozwiązanie, które pomaga utrzymywać najlepszych badaczy w polskich ośrodkach, umożliwiając im rozwój indywidualnej kariery. Jesteśmy zdania, że taki model będzie owocował rozwojem nowej, samodzielnej i ambitnej kadry naukowej w naszym kraju.

Badania podstawowe są motorem najbardziej spektakularnych osiągnięć wdrożeniowych (np. szczepionki RNA, metoda edycji genomu, projekt sekwencjonowania genomu, leki przeciw otyłości bazujące na agonistach receptora GLP1). NCN to obecnie główna agencja grantowa finansująca badania podstawowe w Polsce, która na poważnie wspiera rozwiązania projakościowe, przenosząc na nasz grunt najlepsze standardy zachodnie, a jednocześnie promując i pielęgnując współpracę między krajowymi i zagranicznymi instytucjami. Niestety, w ostatnich latach boryka się z chronicznym niedofinansowaniem, co nieuchronnie prowadzi do odwrócenia korzystnych trendów i pogłębienia tak szeroko opisywanych patologii.

Oczywiście, nie jest to instytucja idealna – ograniczenia w przesuwaniu środków pomiędzy kategoriami wydatków w trakcie trwania grantu, częsty brak elastycznego podejścia do zmian w planach badawczych, niepotrzebne bariery w rekrutacji i zatrudnianiu naukowców na grantach, nadmiernie rozrośnięta kontrola administracyjna konieczna do rozliczenia, jak i, wydaje się sporadyczne, błędy w recenzjach wniosków, nie wpływają pozytywnie na wizerunek agencji. Uważamy, że implementacja zmian w tych aspektach będzie niezbędna, przy czym istnienie i rozsądne wsparcie finansowe NCN, niezależne od zmieniających się układów politycznych, jest konieczne dla rozwoju polskiej nauki. Nie stać nas na to, by nie inwestować w najlepsze grupy badawcze – bez odpowiednich środków naukowcy na nowo zaczną uciekać z Polski do miejsc, gdzie już zrozumiano, jak trudno jest zrekrutować i utrzymać przy sobie talenty naukowe. Wysiłek ostatniego dziesięciolecia może w ten sposób zostać zaprzepaszczony.

Fundacja na rzecz Nauki Polskiej (FNP), Narodowe Centrum Badań i Rozwoju (NCBR) i Agencja Badań Medycznych (ABM) wspierają głównie badania translacyjne i wdrożeniowe, bazując na polskich recenzentach – wnioski badawcze często należy składać w języku polskim, przesłuchania konkursowe również odbywają się w naszym ojczystym języku, co blokuje w nich start obcokrajowcom i uniemożliwia międzynarodową ocenę. Byłoby więc korzystne dla całego systemu, gdyby instytucje te w większym stopniu czerpały z doświadczeń NCN-u. Niska liczba wdrożeń efektów projektów ostatecznie finansowanych przez te agencje dobitnie sugeruje, że absolutny wymóg translacyjnego charakteru badań nie powinien być utrzymany. Projekty, które zostały zakwalifikowane do finansowania, powinna cechować mocna baza nauk fundamentalnych. Owszem, projekty te powinny zawierać potencjał wdrożeniowy, jednak jego rozwinięcie mogłoby być finansowane w ramach ewentualnej kontynuacji grantów. Wydaje się, że taki model zapewnia większe korzyści z wydatkowanych środków.

Miarodajna ocena pracy naukowca podstawą zdrowego systemu 

Kluczowym elementem wymagającym pilnej i kompleksowej poprawy (a właściwie naprawy!) jest w Polsce system wspierania oraz oceny naukowców i instytucji naukowych.

Z naszych dotychczasowych obserwacji wynika, że dobrze funkcjonujące jednostki badawcze to miejsca, w których pracownicy rutynowo prezentują i dyskutują o swoich spostrzeżeniach w szerszym gronie. Bardziej doświadczeni koledzy powinni służyć radą i wspierać młodszych w zdobywaniu grantów i, co niezwykle istotne, a nierzadko lekceważone w Polsce, przedstawianiu swoich wyników na międzynarodowych konferencjach. Brak wpisania tego typu działań w rutynę pracy naukowej owocuje tym, że nie aplikuje się o prestiżowe granty, nie daje wykładów na najlepszych konferencjach, nie spotyka edytorów topowych czasopism. Krótko rzecz ujmując, nikt nas po prostu poza Polską nie zna!

Uważamy, że sztywna hierarchia i niejasne zasady oceny niezwykle silnie przyczyniają się do marazmu w nauce. Odbierają one motywację do pracy, publikowania w rozpoznawalnych czasopismach, aktywnego uczestnictwa w poważnych konferencjach naukowych czy wreszcie aplikowania o europejskie granty. To nie nagrody za działalność naukową, lecz promowanie najlepszych praktyk, na przykład, poprzez stworzenie klarownych zasad awansu zawodowego opartego na osiągnięciach, pomogą zmobilizować badaczy. Aktywność środowiska na tym polu, często ograniczona do paru krajowych ośrodków, pozostawia wiele do życzenia. Niestety, taki obraz organizacji polskiej nauki widoczny jest na zewnątrz, co obniża prestiż naszych dokonań i stawia nas w bardzo niekorzystnym świetle. Pilnie potrzebne jest więc wdrożenie kultury otwartych konkursów na stanowiska naukowe, w tym kierownicze (np. na dyrektora placówki badawczej). Pozwoli to otworzyć się na konkurencyjnych badaczy i utrzymać najbardziej rokujących młodych w sektorze.

Jak to osiągnąć? Naszym zdaniem, receptą na ulepszenie systemu mogą być wspomniane Rady Doradcze oraz międzynarodowa ewaluacja. To w zasadzie jedyny sposób na miarodajną ocenę funkcjonowania zarówno badaczy, jak i całych jednostek naukowych. Rady mogłyby spotykać się z pracownikami instytutów, którymi się opiekują, doradzać im i pomagać kreślić szeroki plan strategiczny. Dla każdego, kto pracuje naukowo, niezwykle ważna jest ocena tego, jak solidne są dokonania jego i całego instytutu w danej dyscyplinie. Ponadto Rady promowałyby za granicą dokonania „swoich” jednostek. Gremia te mogą więc być wyjątkowo pomocne w budowie nowej kultury naukowej. Na całym świecie od lat wspierają placówki w ugruntowaniu i podwyższaniu ich pozycji na arenie naukowej. Dlaczego nie miałyby tego robić w Polsce?

Obecny system oceny przykłada za dużą wagę do ilości, a nie jakości publikacji. Brzmi to jak truizm, jednak ten problem też warto poruszyć. W obecnym kształcie ministerialna lista punktacji czasopism pełna jest absurdów, małych i dużych, a sytuacja, w której dwu-, trzykrotne opublikowanie w czasopismach drapieżnych lub nawet w tytule z założenia oceniającym tylko techniczne aspekty publikacji, daje często instytucji naukowej tyle samo punktów, co artykuł w periodyku z samego szczytu naukowego olimpu, to kuriozum na skalę światową! Rodzi to sytuacje patologiczne, o których niedawno rozpisywały się media (również FA: Fabryki artykułów pracują pełną parą). Do oceny instytucji naukowych powinny być brane publikacje w czasopismach o ustalonej renomie, liczba grantów (i ich wysokość) otrzymanych w krajowych i zagranicznych konkursach, przyznane patenty i wdrożenia (w przypadku instytucji mających je w swoim statucie), jak i ocena ekspercka. Tego typu ewaluacja wymusiłaby zatrudnianie i promowanie osób o wysokich standardach naukowych. Obecne reguły zachęcają raczej do zatrudniania „producentów” niskojakościowych publikacji, najlepiej w dużej liczbie.

Sowite finansowanie najlepszych projektów, które stawiają fundamentalne z punktu widzenia nauki pytania, oraz głęboka reforma ogólnej kultury akademickiej, to jedyna droga do możliwie najbardziej optymalnego wykorzystania istniejących dziś funduszy. Istotne impulsy projakościowe (np. ograniczające zbędną biurokrację czy marnotrawienie publicznych pieniędzy na projekty, które z góry zakładają niską wartość otrzymanych wyników) powinny być podstawowym instrumentarium w działaniach na rzecz podniesienia jakości badań naukowych w Polsce.

Utrzymanie programów, takich jak Dioscuri, pomoże w osiągnięciu tych celów. Wprawdzie nie wiemy jeszcze, czy inicjatywa będzie kontynuowana w obecnym kształcie, ale jesteśmy zdania, że stawianie na rozwój poprzez tworzenie kolejnych tego typu ośrodków doskonałości ma głęboki sens z wielu powodów. Przede wszystkim pozwala rekrutować naukowców z renomowanych instytucji z zagranicy i utrzymać najlepszych krajowych badaczy. Umożliwia także formułowanie długofalowych i ambitnych programów naukowych, zapewnia odpowiednie wsparcie międzynarodowych rad doradczych powoływanych przy tego typu centrach, promując dzięki temu wysoką autonomię naukową, a przez to ułatwiając pozyskiwanie dodatkowych środków na badania naukowe z instytucji grantowych, jak i prywatnego biznesu. Rozwiązania, o których piszemy, można bezpośrednio implementować w istniejących placówkach badawczych, co w naszym przekonaniu powinno pomóc w głębokiej reformie systemu nauki w Polsce.

dr hab. Aleksandra Pękowska

dr hab. Grzegorz Sumara

Dyskusja (26 komentarzy)
  • ~Rotker 14.02.2025 19:25

    Żeby coś znaczyć w świecie nauki to trzeba z tym światem spotykać i być widocznym, a nie w swoim grajdołu i nadymać się jacy my ważni i światli, choć mierni już poza granicami. Jeśli nic nie prezentujemy sobą i swoich osiągnięć też nie to nie wielu będzie on nas wiedziało. Bywaliśmy na konferencjach międzynarodowych i mieliśmy kontakty z naukowcami z różnych stron świata i to się przekładało na granty, projekty i owocną współpracę. Od lat 90 do pandemii żyliśmy naukowo z projektów, a teraz już tylko hobby i coś tam jeszcze się publikuje z chaty wuja Toma, siedząc na zasłużonej emeryturze. Od 2005 uczestniczyliśmy prawie we wszystkich kongresach na EGU, ale ile nas tam było, to można policzyć na palcach kilku osób od 92, a w porywach ponad 200. Ot i to polska nauka i polscy naukowcy. Mam habilitację i stołek kierowniczy, a inni co są niczym jak mówi prof. Beton niech siedzą cicho i nie ruszają skoro my nie ruszamy. Mentalność i w głowach trzeba przemeblować by coś znaczyć i zacząć doginać świat. Młodym co się właśnie chce i choć trochę zmienić naukę polską tylko pogratulować i życzyć sukcesów.
    Tu dane z Kongresu EGU 2023. Total of 18,833 participants from 121 countries. Germany 3,140; Italy 1,547; United Kingdom 1,496; United States of America 1,320; France 1,235; China 1,158; Switzerland 830 ; Austria 674; Netherlands 658; Spain 638; India 623; Korea, Republic of 573; Belgium 363; Norway 327; Canada 307; Sweden 251; Finland 244; Poland, 228.
    I kto tu robi dobrą naukę proszę zgadnąć.

  • ~Sławomir Wacewicz 13.02.2025 10:53

    Świetny tekst i bardzo dużo znakomitych spostrzeżeń. Przede wszystkim, że tworzenie dobrej nauki wymaga kontaktu ze światem, nie tylko z samymi badaniami, ale także chłonięcia pewnej wiedzy praktycznej - jak organizować pracę, jak organizować zespół, skąd czerpać informacje, jak robić outreach, jak pozyskiwać środki, jak nawiązywać kontakty z partnerami żeby robić wspólne badania, itd. itp. Mam też podobne obserwacje dotyczące NCN > NCBR, ten pierwszy IMO działa o niebo lepiej.
    Mam nadzieję, że takie właśnie osoby, jak autorzy tego tekstu będą w jakiś sposób zaangażowane z nadawanie tonu 'polutyce naukowej' (decyzje strategiczne dot. nauki) w naszym kraju.

  • ~kk 13.02.2025 09:22

    #marlew

    Jak jest popyt (na publikowanie) to i podaż się pojawia (publikacje) - co w tym niemoralnego ?.


    Wszyscy się uważają, za dobrego recenzenta oraz eksperta i w tym jest problem ?


    Wiele artykułów jest o badaniach, na które nie ma popytu i stąd pojawia się popyt na opublikowania takich artykułów, bo nigdzie by ich normalnie nie przyjęli.

  • ~Janusz 13.02.2025 08:21

    Bardzo mi przykro, ale nie podzielam entuzjazmu autorów. Centra Dioscuri są mało efektywne w stosunku do poziomu otrzymanego dofinansowania – jest on porównywalny z grantami ERC. Oczywiście, dobrze, że autorzy cytują swoje publikacje, ale co w tym szczególnego? Granty powinny prowadzić do wymiernych rezultatów, takich jak publikacje, patenty czy doktoraty (oczywiście doktorant powinien mieć publikacje na koniec swojego PhD), a nie jedynie do spotkań z edytorami na konferencjach i innych bliżej nieokreślonych działań, takich jak „tworzenie doskonałości naukowej”, „kształtowanie liderów naukowych” i innych pustych frazesów, które w rzeczywistości nic nie znaczą i jedynie rozwadniają język.
    PS
    Uważam, że instytucja, która przez pierwsze dwa lata w dużej mierze poświęca czas na rekrutację i organizację pracy (nie mowie o instalacji sprzętu), nie powinna otrzymywać dotacji. Powinny one trafić do kogoś, kto potrafi takie sprawy techniczne załatwić szybko i skutecznie.

    • ~Janusz 13.02.2025 15:49

      Zwrócono mi uwagę na pewien ważny element.
      Muszę pozytywnie zaznaczyć, że jednym z godnych uwagi aspektów projektu Dioscuri jest jego nacisk na mobilność – coś, czego w Polsce praktycznie nie ma. To naprawdę wartościowa inicjatywa, szkoda tylko, że pomysł przyszedł z zagranicy, a nie z Polski (NCN nie promuje mobilności).
      Grantobiorcy Dioscuri nie robili doktoratów w jednostkach, w których obecnie realizują swoje programy – rispect!

      • ~halo 13.02.2025 17:56

        To przeciez kult cargo - celem sa odkrycia naukowe, a nie mobilnosc. To tylko srodek do celu, skuteczny w latach 90., ale czy warty tyle samo w 2025?

        • ~Profesor PAN 13.02.2025 19:37

          Mnie też zajeżdża latami 90-tymi, kiedy się mówiło o minimalnym państwie (bo jak coś robi, to robi źle), wolnym rynku, niskich podatkach i pracownikach, co mają być do dyspozycji pracodawców, bo to pracodawcy robią łaskę Ziemi stąpając po niej i jakby nie bizniesmieni to byśmy wszyscy z głodu umarli. Ayn Rand była prorokiem czy prorokinią, nie wiem jak się teraz mówi. Taki postdoc powinien się w poniedziałek zameldować w Oxfordzie, we wtorek w Paryżu a w środę w Kozichgłowach, bo tylko tak się robi naukę.

          W międzyczasie jednak wynaleziono określenie "kapitał społeczny" i zauważono, że kasa w kieszeniach najbogatszych i biedniejszych to nie wszystko. A jaki kapitał społeczny zbuduje kobieta (bo kobiety w nauce też promujemy) urodzona w Bangalore, studiująca w Delhi, robiąca doktorat na Oxfordzie i zaliczająca postdoki kolejno w Bukareszcie, Los Angeles i w Berlinie? Cudem będzie, jeśli wyjdzie za mąż, utrzyma związek i urodzi jedno dziecko.

          • ~Marcin Przewloka 14.02.2025 13:09

            @Profesor PAN

            Prosze zwrocic uwage na to, ze autorzy tekstu powyzej spedzili wiele lat za granica. Nie wiem, czy jakikolwiek group leader z programu Dioscuri zostal zatrudniony z polskiego osrodka, wydaje mi sie, ze wszyscy byli "sciagnieci" do Polski do dlugim okresie pracy za granica.

            W miejscach, ktore sa tzw. "research heavy" praktycznie nie ma assistant professors w Stanach czy lecturers w Wielkiej Brytanii (czyli na pierwszych niezaleznych pozycjach), ktorzy by byli zatrudnieni wewnetrznie, wszyscy byli w przynajmniej 2-3 osrodkach przynajmniej kilka lat. Tak rozumiana mobilnosc, czyli wieloletnie wyjazdy, jest bardzo mocno promowana przy zatrudnianiu na niezalezne, stale pozycje w tych krajach, ale wydaje mi sie, ze nie tylko tam.
            I to nie jest przypadkowe, sa ku temu powody.

            Zreszta w innych zawodach spedzanie lat w roznych krajach tez nie jest niczym niezwyklym. W korporacjach i duzych firmach ludzie tez jezdza lub sa "wysylani" do osrodkow tej samej firmy za granice. W firmach biotechnologicznych i farmaceutycznych jest to samo. Wydaje mi sie, ze w bankowosci tez. Taka jest natura tych zawodow i ci ktorzy chca pracowac w tych branzach powinni byc na to gotowi.
            Sa tacy, ktorzy nigdzie nie jada, ale maja dobre powody, aby nie jechac, i dla nich powinno sie robic wyjatki. Ale - no wlasnie - to by byly raczej wyjatki.

            • ~Profesor PAN 14.02.2025 20:38

              Tylko w innych zawodach mobilność jest traktowana jako zło konieczne a nie skarb sam z siebie bo tak. Prawda, że zachodni finansiści wyjeżdżają do zapadłych dziur w rodzaju Bangalore czy Warszawy, bo ktoś tam musi pilnować biznesu. I ta ewidentna niedogodność jest kompensowana gotówką i przyśpieszonym awansem. Są dwa miejsca, gdzie finansista chce wyjechać: Wall Street i London City. Ale nie dla mityczej mobilości tylko dlatego, że tam jest centrum. To tak jak profesura w Ivy League.

              A informatyka? Zdziwiłby się pan, jak wielu geniuszy komputerowych z Silicon Valley pracuje z Warszawy czy wspomianego Bangalore. Mamy XXI wiek, mobilność była dobra a wiek XIX, górą XX i to nie cały.

              • ~Marcin Przewloka 14.02.2025 22:36

                @Profesor PAN

                Czyli co, znowu biedacy, ktorych wysyla sie na sile za granice?
                Znowu nieprzygotowani do wyjazdu i niechetni do ruszenia sie ze swojego miejsca zamieszkania, tylko tym razem juz nie naukowcy, a raczej pokrzywdzeni bankowcy i biznesmani?
                :-)

                Z jednej strony mam swoje skromne, jedno-osobowe obserwacje, jak to wszystko wyglada w mojej dziedzinie nauki, a z drugiej mam oczekiwania roznych agencji naukowych, i przynajmniej czesciowo one sie ze soba zgadzaja. Wydaje mi sie, ze im wiecej tego miedzynarodowego "exposure", tym lepiej. Jeszcze raz - nie jestem fanatykiem zadnej idei, ale przychylam sie do pomyslu mobilnosci jako waznego elementu naszej pracy.

                • ~Profesor PAN 15.02.2025 12:43

                  Mobilność jest elementem każdego zawodu, w którym jest walka o jakość. Fryzjer albo piekarz może całe życie spędzić w swej wiosce ale jeśli kto chce zostać gwiazdą filmową musi wyjechać do Hollywood. Dotyczy to "gwiazd" we wszystkich zawodach a więc oczywiście w nauce, w końcu nadają jej sens te największe odkrycia. Niemiej mobilność nie jest dobrem sama z siebie i ma czarne strony, dlatego nie należy jej na siłę promować. Nie należy też jej zwalczać. Chyba nic więcej nie mam do dodania.

                  • ~Janusz 16.02.2025 11:28

                    Pan Profesor rozumie znaczenie mobilności dość wąsko.

                    Jednym z jej aspektów jest przywożenie nowych metod i technologii oraz kreatywność (wiadomo – konkurencja).

                    Jednak mobilność przeciwdziała tworzeniu się różnego rodzaju układów, zależności i patologii, które naturalnie powstają, gdy wszyscy doktorzy, habilitowani i profesorowie pracują w jednym miejscu przez 50 lat. Jakiś czas temu rozmawiałem z kolega o tym, że w pewnej grupie cenionego profesora istnieje konflikt między dwoma innymi profesorami (jego byli doktoranci) – , "walczą" o to, kto przejmie po nim schedę i zabiega o jego poparcie. Dla mnie to jest całkowita patologia.

                    Mobilność między ośrodkami jest też czynnikiem, który może poprawić jakość nauki w słabszych jednostkach – zresztą Pan o tym pisał.




                    • ~Profesor PAN 16.02.2025 11:51

                      Studentowi bym zalecił przeprowadzenie analizy wartości metodologicznej dowodzenia anegdotycznego.

                      • ~Janusz 16.02.2025 12:34

                        A tak na serio, tak generalnie, to uważa Pan Profesor, że przejmowanie/dziedziczenie zakładu swojego szefa jest normalne? A robienie habilitacji z zakładzie gdzie szefem jest promotor doktoratu? Ma Pan jakieś argumenty, dlaczego to jest dobre dla jakości nauk?i?

                        • ~Profesor PAN 16.02.2025 12:48

                          Wie pan, ja generalnie uważam, że do ludzi należy albo mieć zaufanie albo ich zwolnić. Habilitant musi gdzieś pracować i nie ma nic złego w tym, że jego szefem jest promotor doktoratu, bo ten promotor też gdzieś musi pracować. Jeśli oczywiście nie są obaj skorumpowani do kości, bo jeśli skorumpowani są, to w ogóle powinni w najlepszym razie zamiatać ulice. I tak dalej.

        • ~Janusz 13.02.2025 18:43

          Większość noblistów była mobilna, ale nie wszyscy mobilni naukowcy dostają Nobla => mobilność jest warunkiem koniecznym, ale nie wystarczającym do odkrycia.
          cnd. :-)

  • ~ValuesOfWork 12.02.2025 21:12

    Brawo za zwrócenie uwagi na konferencje, powinny być dowartościowane, a każdy naukowiec powinien jeździć na konferencje. W innym wątki na Forum Akademickim pisałem o tym, że te konferencje powinny być dowartościowane. Dostałem odpowiedź od jednego z forumowiczów, że to nie peer-review, że to sami sobie oceniają i dają acceptance, etc. Bo peer-review w czasopismach jest znakomite, leży papier przez 6 miesięcy i przy reminderze na 5 dni przed końcem terminu recenzent się budzi i pisze pięć zdań, 3 komentarze. To jest kluczowe, często na tych konferencjach topowych są osoby, które właśnie są redaktorami naczelnymi rozpoznawalnych czasopism, mają swoje projekty, wdrożenia, firmy, etc. Skończmy z podejściem, że jest to turystyka, jest to ważne i nie tylko w IT.

    • ~Marcin Przewloka 13.02.2025 00:41

      @ValuesOfWork

      Mam nadzieje, ze Forum Akademickie pozostanie medium, na ktorym mozna wypowiedziec sie na tematy swiata nauki i edukacji wyzszej w sposob otwarty, merytoryczny i odpowiedzialny. Mysle, ze w tym podejsciu moze pomoc mniej emocji, a wiecej "chlodnego" profesjonalizmu.

      Prosze powiedziec, czy autorzy powyzszego artykulu odniesli sie w jakikolwiek sposob do tematu publikowania "publikacji naukowych" w formie proceedings z konferencji?
      Nie. Po prostu stwierdzili oczywisty fakt, ze uczestnictwo w miedzynarodowych konferencjach naukowych ma duza wartosc, na wielu poziomach. Trudno sie z tym nie zgodzic. Oczywiscie, ze ma, ale to nie ma nic wspolnego z publikowaniem materialow z tychze konferencji.
      Autorzy pisza o tym, jak wazne jest "przedstawianie swoich wyników na międzynarodowych konferencjach", natomiast, kiedy tego brakuje, "nie daje się wykładów na najlepszych konferencjach, nie spotyka się edytorów topowych czasopism".

      Czy zwrocil Pan uwage na fragment o "spotykaniu edytorów topowych czasopism"? Nie chodzi wiec o publikowanie 'proceedings' z konferencji, tylko o nawiazanie kontaktu z edytorami topowych czasopism, aby zainteresowac ich swoimi badaniami, aby dowiedziec sie, czego oczekuja od naukowcow, zeby pozniej sprobowac wlasnie w tych czasopismach opublikowac wyniki swoich badan. Tak, prosze Pana, peer-reviewed journals, to mieli na mysli autorzy mowiac o "topowych czasopismach".

      Jestem wielkim zwolennikiem jezdzenia na miedzynarodowe konferencje naukowe. Nie wierze w to, aby konferencje online zastapily te fizyczne, osobiste kontakty miedzy naukowcami. I absolutnie nie traktuje takich wyjazdow jako "turystyki". Tym bardziej, ze w ostatnich latach programy tych konferencji sa tak nabite, ze na ta nawet szczatkowa turystyke zwyczajnie nie ma juz ani czasu, ani nawet checi.

      Czyli w konferencjach chodzi wlasnie dokladnie o to, o czym mowia autorzy artykulu powyzej. Natomiast, skoro juz temat zostal poruszony, to dodam tylko, iz moja osobista opinia na temat publikowania w nauce jest nieco inna i nie wymaga ona koniecznie publikowania w "topowych czasopismach", ale to juz jest zupelnie inna sprawa.

  • ~Danziger 12.02.2025 11:52

    Ciekawe jak zostaną sklasyfikowane tzw. czasopisma drapieżne? Czy Ministerstwo umieści na nim czasopisma, które znajdują się na ich własnej ministerialnej liście czasopism? Czy powstanie też jakaś oficjalna ministerialna lista czasopism drapieżnych? NCN ostatnio odezwę o unikaniu takowych wydawców opublikował ale żadnych konkretów nie podał.
    Z dyskusji pod różnymi artykułami na Forum Akademickim wynika, że pewne "domy wydawnicze" z rachunkami w Szwajcarii bywają postrzegane bardzo negatywnie natomiast inne wydające, między innymi, czasopisma oparte na tym samym modelu biznesowym są akceptowane bo grupa ma dalekie odniesienie do Nature. W jednych i drugich, podobnie zresztą jak w całej pozostałej reszcie czasopism zdarzają się prace warte przeczytania, całe mnóstwo zwykłych prac i niemało bardzo słabych czy wręcz złych. Przy okazji nurtuje mnie pytanie czy pewien doktor filozofii zrozumiał już jak błędny był jego osąd o dziedziczeniu przez artykuł prestiżu czasopisma ;)

    • ~ValuesOfWork 12.02.2025 21:16

      Nie zostaną sklasyfikowane, bo journal i tak żyje swoim życiem i jeśli prace są cytowane w innych journalach to chyba nie jest źle. Jeśli jest klasyfikowany przez Clarivate, ma IF, jest w Scopusie, publikują tam różne osoby, które mają swój track to jest ok. Poza tym nie ma żadnej oficjalnej listy czasopism drapieżnych, to my wprowadziliśmy sobie takie nazewnictwo ze świata zwierząt, bo mamy tu samych Einstein'ów w PL, którzy po prostu cuda w nauce porobili i wypocili kilka prac w uznanych ich czasopismach. Ciekawe co by się stało, gdyby było wszędzie open review, ciekawe byłoby, bo mogłoby się okazać, że niektóre prace w uznanych czasopismach przechodzą ot tak.
      Dużym problemem są spółdzielnie i wpisywanie autorów w trakcie procesu publikowania, to jest do zaadresowania na już, a nie jakieś pierdoły o drapieżnikach.

      • ~marlew 12.02.2025 23:07

        No więc jestem skłonna się z tym zgodzić. W czasopismach MDPI znalazłam naprawdę doskonałe artykuły - nie wiem jak wyglądały recenzje ale jako aktywny recenzent w czasopismach nie-MDPI mogę je ocenić naprawdę wysoko. Wszystko się zatem gdzieś sprowadza do oceny eksperckiej (czym innym jest bowiem peer-review?) . Dla mnie problemem jest płacenie za druk bo jest w tym coś niemoralnego .

        • ~Profesor PAN 13.02.2025 14:56

          Nie płaci pani za druk, bo MDPI nic nie drukuje, wszystko jest w sieci. Płaci pani za ewaluację pani artykułu podobnie jak firma płaci za rating.

          • ~marlew 13.02.2025 22:41

            Słowa "druk" użyłam metaforycznie - no więc za "opublikowanie". Płaciłam kilka razy za otwarcie artykułu opublikowanego bezpłatnie (dopóki ceny nie wzrosły niebotycznie)

          • ~ValuesOfWork 13.02.2025 20:41

            W normalnym biznesie, a takim jest wydawnictwo, naturalnym jest, że pobiera się opłatę, a tym bardziej powinno chociażby opłacać recenzentów/redaktorów. Czy recenzent doktoratu pobiera opłatę? Czy za korektę językową się płaci? Te wszystkie procesy trzeba opłacić.

            • ~Marcin Przewloka 14.02.2025 13:13

              @ValuesOfWork

              Za korekte jezykowa raczej nie powinno sie placic, bo publikuje sie w jezyku, ktory dobrze znamy. Wiec tej korekty raczej w ogole byc nie powinno. Publikacje nie musza byc napisane przepieknym jezykiem, ale powinny byc napisane poprawnie. To wystarczy.

              W Wilekiej Brytanii za recenzje doktoratu dostaje sie pieniadze, nieduze, ale jednak. Natomiast wszystkie recenzje publikacji i grantow sa za darmo.

            • ~sdf 14.02.2025 11:54

              No tak, ale recenzenci pracują w ramach wolontariatu, a korekty językowej nie ma. Niewiele zostaje do opłacenia.