Prawie 60 mln zł wydały polskie instytucje naukowe na publikacje w czasopismach MDPI w ostatnich trzech latach. Za tę sumę opłacono 17 514 tekstów, co daje średnią na jeden artykuł wynoszącą ponad 3400 zł. Dane podał minister nauki w odpowiedzi na interpelację poselską.
Poseł Bartłomiej Pejo z Lublina złożył na początku października interpelację do ministra nauki, w której zapytał o koszty publikacji polskich naukowców w czasopismach grupy MDPI (Multidisciplinary Digital Publishing Institute) w latach 2022–2024. Przywołał m.in. teksty, które w ostatnich latach wielokrotnie pojawiały się na łamach „Forum Akademickiego” (linki do wybranych prezentujemy poniżej). W interpelacji napisał, że „polskie uczelnie i jednostki badawcze ponoszą horrendalnie wysokie koszty związane z publikacją artykułów naukowych w czasopismach wydawanych przez MDPI”. Dodał, że „poprzednie władze ministerstwa nie zrobiły nic w celu rozwiązania patologicznej sytuacji skutkującej transferem setek milionów złotych publicznych pieniędzy do tego chińsko-szwajcarskiego wydawnictwa”.
Na dowód podał statystyki, które na podstawie prawa dostępu do informacji publicznej uzyskał i opublikował prof. Przemysław Hensel. Wynika z nich, że w procesie ewaluacji działalności naukowej za lata 2017–2021 uwzględniono 268 246 artykułów naukowych. Wśród nich aż 25 881 stanowiły artykuły, które ukazały się na łamach czasopism wydawanych przez MDPI. Łączne koszty tych publikacji poniesione przez polskie uczelnie szacowane są na ok. 270 milionów złotych.
Autor interpelacji odwołał się też do jednego ze „100 konkretów” premiera Donalda Tuska, który w trakcie kampanii wyborczej zapowiadał m.in. uzdrowienie mechanizmu ewaluacji nauki i weryfikację wykazu czasopism punktowanych. Dotychczas jednak, jak stwierdza poseł B. Pejo, „jedynym działaniem ministerstwa było (…) usunięcie zmian dotyczące jedynie tych czasopism naukowych, które nie zostały zaproponowane przez Komisję Ewaluacji Nauki, a zostały dodane przez ministra Przemysława Czarnka w 2023 r. [interpelację złożono 4 października – przyp. PK]. Nie rozwiązało to w najmniejszym stopniu problemu publikacji w MDPI i nie zatrzymało wydawania pieniędzy podatników na słabej jakości publikacje w tym kontrowersyjnym wydawnictwie”.
W związku z tym poseł poprosił ministra nauki o odpowiedź na cztery pytania:
Zdaniem autora interpelacji, który powołuje się na prof. Aleksandra Welfe, wiceprezesa Polskiej Akademii Nauk, „problem MDPI może zostać rozwiązany bardzo szybko przez ministerstwo decyzją o usunięciu czasopism z listy lub obniżeniu ich punktacji do najniższej możliwej, co zlikwidowałoby bodźce do publikowania”.
W odpowiedzi minister nauki Dariusz Wieczorek powołał się na dane zamieszczone przez uczelnie, Polską Akademię Nauk, instytuty naukowe PAN, instytuty badawcze, międzynarodowe instytuty naukowe, Centrum Łukasiewicz, instytuty działające w ramach Sieci Badawczej Łukasiewicz oraz inne podmioty prowadzące głównie działalność naukową w sposób samodzielny i ciągły w Polskiej Bibliografii Naukowej. We wskazanym przez posła B. Pejo okresie autorzy z tych wszystkich instytucji opublikowali w periodykach MDPI następujące liczby artykułów:
Dalej szef resortu wylicza koszty sprawozdane przez powyższe podmioty w związku z publikacją artykułów:
W sumie daje to w ciągu ostatnich trzech lat prawie 60 mln zł za 17 514 tekstów. Średnio na jeden artykuł przypada 3400 zł, czyli mniej niż tysiąc dolarów. To daleko mniej niż wskazują cenniki omawianej grupy wydawniczej. Zapewne wynika to z faktu, że część autorów zaangażowana w procesy wydawnicze i recenzowanie artykułów dla czasopism MDPI uzyskuje vouchery, uprawniające do zniżek w opłatach bądź nawet do bezpłatnej publikacji własnych tekstów. Jak wskazują przytoczone dane, liczba artykułów autorstwa badaczy afiliowanych w polskich instytucjach naukowych osiągnęła apogeum w roku 2022, a obecnie wykazuje tendencję zniżkową. Spada też suma środków finansowych, które trafiają do grupy MDPI z polskich instytucji naukowych.
W dalszej części odpowiedzi minister wyjaśnia, że obecność czasopism na ministerialnej liście periodyków punktowanych oraz liczba punktów przyznana każdemu z nich jest regulowana rozporządzeniem z dn. 7 listopada 2018 r. „w sprawie sporządzania wykazów wydawnictw monografii naukowych oraz czasopism naukowych i recenzowanych materiałów z konferencji naukowych (Dz. U. z 2020 r. poz. 349)”. Wynika z niego, że „czasopisma ujęte w międzynarodowej bazie: Scopus – jeżeli posiadają status czasopisma aktywnego, Science Citation Index Expanded, Social Sciences Citation Index, Arts & Humanities Citation Index, Emerging Sources Citation Index, obligatoryjnie znajdują się w wykazie czasopism naukowych i recenzowanych materiałów z konferencji międzynarodowych”. Ten warunek spełnia większość czasopism wydawanych przez MDPI. Pisze też, że problem wykazu czasopism i ich punktacji stanowi przedmiot ożywionej debaty w środowisku naukowym. Informuje, że podjął decyzję „o konieczności opracowania nowych zasad tworzenia wykazu czasopism naukowych”. To zadanie powierzył Komisji Ewaluacji Nauki. Między innymi na podstawie jej rekomendacji, choć nie tylko, powstał projekt nowego rozporządzenia określającego zasady sporządzania wykazu wydawnictw monografii naukowych oraz wykazu czasopism naukowych i recenzowanych materiałów z konferencji międzynarodowych. W poniedziałek zakończyły się konsultacje do tego projektu.
(p)
O MDPI na łamach „Forum Akademickiego”:
Już kilka razy to pisałem a jakoś nikt nie zareagował a przecież moim zdaniem jest to kluczowe: W czasach dostępnego emaila wszystkie pisma są Open Access. Bo jeśli któreś nie jest, to znajdujemy adres jednego z autorów i piszemy email treści: Dear Sir/Madam, I would appreciate a pdf of your article entitled [tu tytuł], Sincerely yours [tu podpis]. Nie znam przypadku, by na taki list nie odpowiedziano. Zazwyczaj w ciągu jednego dnia.
Zezwalam na Copy-Paste listu, nie będę się domagać praw autorskich.
Zdarzyło mi się nie dostać odpowiedzi. Czasem nigdy. Pisanie maili jest kłopotliwe. Tym bardziej gdy potrzeba nie jednej lecz więcej publikacji. Praca przesłana mailem to nie to samo co open access jednak.
Chyba jednak praca przesłana mailem to doładnie ten sam zbiór bitów co praca ściągnięta kliknięciem z open access. Pisanie maili jest może odrobnikę kłopotliwe, dlatego bezpłatnie udostępniłem wzorzec, skopiowanie i wysłanie tego maila to kłopot niewiele większy niż kliknięcie a z całą pewnością mniejszy niż np. włożenie i zasznurowanie butów.
Wymiana korespondecji to ważny element pracy naukowej a nie dopust Boży, przed który należy uciekać i którego należy się wstydzić, tak pracowali Kartezjusz, Newton i Gauss, Hardy poznał Ramanujana korespondencyjnie. Anglicy używają określenia networking.
Co za dinozaur. Maile to się pisało 30 lat temu.
Nikt nie reaguje, bo to nie rozwiązanie.
1. Nie zawsze działa. Na szczęście jest sci hub, bez tego w wielu miejscach w kraju nauka by się zawaliła.
2. Co z publikacjami sprzed wielu lat?
3. Czy nauka na polegać na dopraszaniu się? (Jeżeli tak, to może i o inne rzeczy dopraszajmy się, o wypłate, krzesło do gabinetu, itp. Zaoszczedzimy bo tak jak nie każdy potrzebuje konkretnej publikacji to może i inne rzeczy by się znalazły których bez których da się przeżyć )
Dziwne rozwiązanie biorąc pod uwagę że wymaga się światowej klasy nauki.
Proszę napisać do ministerstwa, żeby nie przeznaczało żadnych środków na dostęp bo ma Pan rozwiązanie a oni bezmyślnie marnotrawią.
1. Mógł się pan domyśleć z kontekstu, że mowa jest o przypadku, kiedy w inny sposób nie sposób pozyskać artykułu. Jasne, że jeśli jest on dostępny przez kliknięcie, nie ma sensu trudzić się pisząc (czy raczej kopiując) kilka słów. Z drugiej strony sci hub jest na granicy prawa i ma wątpliwy urok jazdy bez bilety czy wyciągnięcia komuś z kieszeni kilku banknotów. Radocha dla tych, co zachowali sowiecką mentalność, inni konieczność skorzystania z niego przyjmą z zażenowaniem.
2. Tym bardziej. Nie wszystkie stare prace są umieszczane na stronach internetowych. Jest większa szansa, że autor zachował maszynopis lub reprint i zrobi dla nas pdf.
3. Tak proszę pana. W swych złotych czasach nauka polegała na tym, że uczeni (jeszcze nie nazywani naukowcami) korespondowali ze sobą, zadawali sobie pytania i a ie odpowiadali. Bycie uczonym to nie jest wyścig o najwięcej punktów w całej wsi, bycie uczonym to uczestnictwo we wspaniałej wspólnocie poszukujących prawdy. Nie ma niczego wstydliwego w nawiązywaniu i utrzymywaniu kontaktów.
Szydercze wykręcanie wypowiedzi rozmówcy nie jest dobrym obyczajem. Ciekawie o tym pisał Ignacy Loyola w swym Przesupponendum.
Proszę nie brać do siebie tego co napisałem, wszystko co tu piszemy to tylko taka zabawa i odreagowanie patologii. Czego możemy się spodziewać jeżeli ministerstwo nauki nie jest w stanie pojąć, że prawo nie działa wstecz. Wysłałem manuskrypt do czasopisma i nie wiem jak go wycenią i ile będzie wart dla uczelni. Zasady ewaluacji też nie są znane.
Robię swoje więc wysłałem (dobrą normę do ewaluacji już wyrobiłem ale co ma zrobić ktoś, kto nie wyrobił i jest niepewny swojej oceny, kombinować i czekać, a jak będzie lista czasopism to wysłać do MDPI żeby zdążyć przed końcem okresu ewaluacyjnego).
Ja żyję, pracuję i publikuję tak, jakby to całe ministerialne szaleństwo było gdzie indziej. Być może jestem uprzywilejowany, że mogę sobie na to pozwolić.
Poza tym chyba każdemu, kto tutaj się wypowiada jednak zależy i myśli o systemie nauki a więc nie żyje Pan w oderwaniu skoro posiada Pan własne przemyślenia i nawet chce się nimi dzielić.
Nie może to być prawda, bo trzeba przynajmniej spojrzeć czy nasze publikacje nie będą miały 20 czy 40 punktów bo inaczej można szybko pożegnać się z pracą. (pewnie znów przesadziłem w odpowiedzi ale rozumiem ideę; ja akurat biorę udział w sprawach ewaluacji więc muszę myśleć; poza tym jeżeli ma się wybór to czemy nie wysyłać prac tak, żeby nasze miejsce pracy miało kategorię A a nie B)
Czy istnieją instytucje/dyscypliny, które za 0 punktów pozytywnie oceniają pracownika? I dostają przynajmniej B+?
Mój instytut dostaje regularnie kategorię A i jest to niesprawiedliwe, bo A+ nam się należy jak psu buda. Takie życie, trzeba się z tym pogodzić. Nie byłen precyzyjny - najbardziej dumny jest z prac za 0 punktów ale mam na koncie też inne punktowane wyżej, być może dlatego, że nie jest ze mnie taki twardziel, na jakiego pozuję
Kto waszej dyscyplinie układał listę czasopism?
Prawdopodobnie nikt. KEN to 35 osób, nie ma cudów, by ogarnęli wszystkie dyscypliy naukowe, nawet z pomocą ekspertów. Moja dziedzina jest dosyć specyficzna i choć w świecie jest nas kilkadziesiąt tysięcy, to w Polsce najwyżej kilkanaście osób, większość w biznesie a duża część z tego to moi uczniowie. Ot, tematyka umknęła oczom urzędników. Przecież pisałem, że punktoza to szaleństwo, prawda?
Spoko, większość 0 punktów, akurat w mojej dziedzinie te pisma są najbardziej prestiżowe, a ja nie będę obniżać swojej rangi dla kilku nieuków na posadzie w KEN.
To istnieją instytucje/dyscypliny, które za 0 punktów pozytywnie oceniają pracownika? I dostają przynajmniej B+. Pytam poważnie, nie szyderczo.
I kto waszej dyscyplinie układał listę czasopism? (są różne głupoty na liście ale coś tak skrajnego to pierwszy raz słyszę i jestem w szoku).
Relacje międzyludzkie nie powinny być wymuszane przez patologię systemu (nie tylko krajowego ale ich chciwości korporacji wydawniczych). Po prostu sprzeciwiam się podawaniu takich możliwości jako rozwiązań (szczególnie, że nie każdy zawsze dostaje odpowiedź) i pisaniu, że wszystko jest open access. Wszyscy o tym wiedzą a Pan najwyraźniej spodziewał się pochwał za rozwiązanie problemu.
I korzystam najpierw ze sci hub a potem piszę mimo że nie ukształtowała mnie sowiecka mentalność (nie muszę składać oświadczeń o współpracy z organami PRL).
Przeklejam jeszcze swoją wypowiedź z poniżej , która podsumowuje moje poglądy: "Za nic nie powinniśmy płacić. A to już nie sprawa naukowców że nie na dostępu, nie jesteśmy od tego żeby taki problem rozwiązać, to problem do rozwiązania międzynarodowo przez rządy państw, którym zależy na otwartej nauce. Autor pracuje za darmo (z punktu widzenia wydawnictwa oczywiście), recenzenci pracują za darmo, manuskrypt wysyłam w latex-u a na końcu następuje wrogie przejęcie moich praw do mojej własnej pracy. Mogę najwyżej zapłacić 100 euro do każdej publikacji na utrzymanie serwerów."
Mam dobre doświadczenia ze współpracy z MDPI.
W przeciwieństwie do wielu wydawnictw, gdzie proces publikacyjny trwa kilka czy nawet kilkanaście miesięcy - tu zajmuje to ok. miesiąca.
Manuskrypty są recenzowane przez 2, 3 czasem 4 recenzentów. Recenzje są zwykle bardzo trafne i pomocne.
Redakcja dba o czas, dba też o promocję artykułów.
Jeśli publikuje się tam prace, które mają dobre wskaźniki cytowań (co świadczy o ich jakości), nierzadko redakcje zapraszają do opublikowania kolejnych prac bez opłat.
W dużej mierze to cytowania świadczą o jakości publikacji. A prace z czasopism MDPI są często cytowane, dzięki czemu czasopisma mają dobry IF.
Czy prace przeglądowe mają niższą wartość niż oryginalne ? Nie. W sytuacji zalewu prac oryginalnych potrzebne są podsumowania ich wyników, dzięki czemu - jeśli chce się zdobyć aktualną wiedzę na dany temat - nie trzeba "przekopywać się" przez tony artykułów, tylko czyta się kilka porządnych prac przeglądowych.
Takie prace mają też dużą wartość dla studentów - przu obecnym tempie rozwoju wiedzy informacje zawarte w podręcznikach są nierzadko przynajmniej częściowo nieaktualne.
Co do opłat - moje doświadczenie jako recenzenta wniosków o finansowanie badań pokazuje, że w większości tych wniosków uwzględnione są koszty publikacji w czasopismach OpenAccess - zapewne również w MDPI.
Są inne - może ważniejsze problemy jeśli chodzi o publikacje - przede wszystkim dość częsta praktyka dopisywania współautorów, których wkład w powstanie pracy jest niewielki (lub żaden) czy "robienie karier" w oparciu o słabe publikacje w polskich czy nawet zagranicznych czasopismach, których współczynnik oddziaływania jest nikły. Nad tym warto się pochylić.
@Anna
Pyta Pani, "czy prace przeglądowe mają niższą wartość niż oryginalne ?"
Odpowiedz zalezy od tego, co dokladnie rozumiemy przez "niższą wartość". Otoz jesli na podstawie publikacji oceniamy, jak dane osoby lub organizacje naukowe przyczynily sie do poglebienia wiedzy i odkrywania nowych mechanizmow dzialajcych w szeroko rozumianej przyrodzie, to odpowiedz brzmi "tak, maja niższą wartość".
Publikacje przegladowe nie przesuwaja granic wiedzy, tylko opisuja to, co zostalo wczesniej odkryte. Zbieraja odkrycia juz opublikowane i je opisuja w kontekscie danej waskiej dziedziny.
Oczywiscie, sa bardzo potrzebne, dlatego zwykle sa wyzej cytowane, niz publikacje oryginalne, ale z punktu widzenia bezposredniego dokladania "cegielek" do wielkiego budynku wiedzy, ich wartosc jest znaczaco nizsza.
Dla porownania dostep do wybranych baz czasopism z pelnym dostepem to okolo 300 mln rocznie.
Brakuje mi informacji, jak w wymienionych latach kształtowała się całkowita suma wydatków na OA (zarówno tych ponoszonych przez indywidualnych uczonych, jak i "bezpłatnych" pakietów publikacji OA opłacanych przez instytucje najczęściej w tzw. "starych" wydawnictwach). Czy nie jest przypadkiem tak, że udział MDPI w całej puli maleje, ale pula wcale się nie zmniejsza?
Pomysł, aby biedna polska nauka transferowała setki milionów złotych do zachodnich domów wydawniczych, zaszyty ongi w reformie ministra G, jest pomysłem obłąkanym. (A zdaje się, że w innych krajach bloku wschodniego w tym samym czasie włodarze nauki postradali zmysły… w zaskakująco podobny sposób,) I na tym dyskusja powinna się koncentrować.
Fakt, że sprytni Chińczycy "zhakowali" system i uszczknęli co-nieco konfitur dla siebie jest bez zbnaczenia, i chyba tylko rasistowskie z gruntu uprzedzenia zmuszają niektórych, aby przesadnie głośno o tym krzyczeć. Naprawdę bawią mnie koledzy rozpaczający, że taki Springer czy Elseviewer w roku 2022 wycisnęły z kolonii Bolanda trochę mniej, niż się spodziewały. Rozdzierają szaty zupełnie, jakby chodziło o ich własne pieniądze… No chyba, że o czymś nie wiem?
Proponuję zbudować jedną dedykowaną Ziemianom bazę czasopism, rozliczaną tylko liczbą cytowań oraz liczbą ściągnięć (czytelnictwa) przez czytelników. Coś na wzór Research Gate. Pozdrawiam wspieraczy MDPI i inne elseviery.
O rozbieżności w punktacji czasopism. Ja już pisałem o tym w ~PŻ 28.11.2024 10:12. Cytuję:”Energies nie jest faworyzowany. Journal of Cleaner Production jest dołowany, bo prawdopodobnie, komuś z komisji ewaluacyjnej odrzucono artykuł.” Mam inne ciekawostki, na przykład, MDPI – Nanomaterials, IF=4,4, MNiSW – 100 pkt, Elsevir - Opto-Electronics Review, IF=1,3, MNiSW – 100 pkt. Niestety, w wykazie czasopism sprytnie nie podano przy czasopismach IF oraz Cite Score. Jak by któryś z komentatorów miał czas, takich przykładów może znaleźć mnóstwo. Skąd to bierze się? Z rozporządzenia, które pozwala komisji ewaluacyjnej zwiększać lub obniżać punktację o +/- dwa poziomy. Patrz ~PŻ 27.11.2024 20:20. Jak komisja zechce, to może czasopismo z IF poniżej 0,5 wywindować na 100 pkt, jak nie chce, to czasopismo z IF 4 zdołuje na 20 pkt. Dopóki komisja będzie miała takie uprawnienia, na liście czasopism będą działy się cuda.
O recenzjach w MDPI i starych czasopismach. Pisałem już o tym w poprzednich dyskusjach w Forum. Z mojego doświadczenia wynika, że na rzetelną ocenę doktoratu o objętości około 120 stron potrzebuję nie więcej niż miesiąc (30 dni). Recenzja 20 stronicowego artykułu powinna, w tym przypadku, zająć (20/120)*30 = 5 dni. MDPI daje 7 dni. Czas na recenzję w starych wydawnictwach wynosi czasami nawet do pół roku. Jak napisano w jednym z komentarzy, wyniósł nawet rok. MDPI za wykonaną w terminie recenzję daje marchewkę - vauczer. Stare czasopisma pozwalają na przeciąganie recenzji w nieskończoność. Po przyjęciu MDPI publikuje w ciągu kilku dni. W starych czasopismach to może trwać do pół roku. MDPI – od czasu wysłania do publikacji 1,5 do 2 miesięcy. Stare czasopisma – do 1,5 roku. Podejrzewam, że ze starych czasopism mogą wyciekać informacje do konkurencji. Po złożeniu do starego czasopisma i szybkim odrzuceniu z powodu niezgodności z tematyką czasopisma po ponad pół roku dostałem z tego samego czasopisma na recenzję artykuł o podobnej tematyce.
Jeżeli będziemy tylko patrzeć na IF to na 200 punktów zasługuje chyba tylko medycyna, szczególnie onkologia. Inne dyscypliny najwyżej 100 pkt.
Jest to opinia czysto subiektywna, prawdopodobnie przedstawiciela medycyny, który uważa, że są oni najlepsi, a pozostali są daleko w tyle. Pozwolę sobie przypomnieć, że w XXI stuleciu dokonano takich odkryć, jak materiały dwuwymiarowe - grafen, MX-eny, nowe materiały dla ogniw foto woltaicznych i szereg innych. Należy pamiętać, że IF zależy od całkowitej liczby cytowań danego czasopisma za ostatnie dwa lata, odniesionej do liczby artykułów w tym okresie. Są dyscypliny, w których przyjęto cytować artykuły poprzedników, które zrobili coś w danym zagadnieniu. W tych dyscyplinach, z reguły, IF są wysokie. Są również dyscypliny, w których wąskie zagadnienie uprawia kilka osób na świecie - na przykład, matematyka. W takich dyscyplinach IF są stosunkowo niskie. Jest jeszcze trzecia grupa dyscyplin, w której pracownik naukowy uważa siebie za pioniera i cytuje jedynie normy. Na przykład, widziałem książkę, w której omawiano bardzo istotne zagadnienie, nazywane imieniem jego odkrywcy. Jednak pierwsza publikacja tego odkrywcy nie została nawet zacytowana. Tam również IF są niskie. Na szczęście, w tej trzeciej grupie w ostatnich latach zachodzą pewne zmiany. Pojawia się co raz więcej naukowców, którzy stosują ogólnie przyjęte zasady cytowania swoich poprzedników, którzy zrobili coś pożytecznego w ich wąskich zagadnieniach. W tych dyscyplinach widoczny jest zauważalny wzrost IF.
Wniosek z tego - wartość IF zależy od uprawiających daną dyscyplinę pracowników naukowych. Szanują kolegów i poprzedników - to ich cytują. Jak nie szanują - to nie. Niech Pani/Pan pamięta o tym pisząc lub czytając artykuły.
Zacząłem od "jeżeli". ;)
Szanowny Panie X. Może Pan patrzeć z każdej strony i zaczynać z dowolnego miejsca. Są pewne zagadnienie obiektywne, jak IF, i subiektywne - jak punktacja, którą komisja ewaluacyjna może zmienić +/- dwa poziomy. W czołówce IF są czasopisma nie tylko z medycyny, którą szanuję. Również szanuję budownictwo i inne dyscypliny. Przyznawać 200 pkt medycynie, degradując pozostałe - to jest, chyba, punkt widzenia, spowodowany miejscem siedzenia. Proszę jeszcze ras przeczytać uważnie trzy ostatnie zdania mojego komentarza. Szanujmy się.
Ponownie, zacząłem od "jeżeli" a nie od tego że tezeba tak robić. Ludzie już nie rozumieją ironii.
Pan połączył w jednym zdaniu obiektywną informację (IF) z subiektywną (pkt.). Powstaje pytanie, co Pan miał na myśli. Zlikwidować IF, czego nie możemy zrobić, bo to nie nasze i nie mamy na to wpływu, odejść od IF, (przestać na niego patrzeć) lub z góry dać medycynie po 200 pkt., a pozostałym 100 i mniej? Zastosowanie na początku zdania słowa "Jeżeli..." nie uprawnia Pana do faworyzowania swojej dyscypliny i lekceważenia innych dyscyplin.
Przeciez ten problem rozwiazuje wspolczynnik SNIP, ktory uwzgledniacytoealnosc danej dyscypliny/tematyki bafawczej.
Nie traktuje tego co tu piszę z taką wielką powagą. ;) Raczej chdziło mi o reductio ad absurdum. I nie reprezentuje medycyny.
Przyjąłem kilka zaproszeń do recenzji artykułów w czasopismach MDPI. Zawsze były one mniej lub bardziej przepychane przez edytorów, niezależnie od recenzji. Jeden przypadek miałem szczególny. Autorzy popełnili podstawowy błąd metodologiczny w założeniach badań i przeprowadzony eksperyment w żaden sposób nie badał założonej tezy. Błąd był jednak prosty do poprawy, a powtórzenie symulacji z poprawnymi założeniami zajęłoby nie więcej niż tydzień. Artykuł był także niechlujny edycyjnie, np. rozpikselowane schematy w postaci grafik rastrowych.
W pierwszej recenzji zarekomendowałem reject, wskazując powyższe problemy. Edytor zdecydował o major revision. Kilka tygodni później dostałem do recenzji poprawioną wersję i odpowiedzi od autorów. Autorzy zgodzili się z moimi uwagami. Nie poprawili jednak w artykule nic, nawet tych rozpikselowanych rysunków, nie wspominając o metodologii. Zarekomendowałem więc kolejny reject. Dwa tygodnie później dostałem do recenzji kolejną wersję artykułu, także bez wprowadzonych żadnych poprawek. Więc zarekomendowałem reject po raz trzeci.
Po kilku tygodniach dostałem mail z systemu o opublikowaniu artykułu wraz z podziękowaniami za recenzje i voucherem na 100 franków na publikacje w MDPI. Dziękuje dobranoc.
Swego czasu w MDPI tak było (jeszcze kilka lat temu), że niektóre recenzje (nie wiem, czy chodziło o to, że z Polski, czy brak odpowiedniej historii recenzji w platformie) były traktowane no.... chyba jako drugiej kategorii. I odbywało się do dokładnie tak jak piszesz. Sam nieraz byłem na to oburzony, ba - nawet pisałem protesty do redaktorów. Jak była tego przyczyna - poprawność polityczna, znajomości, czy zwyczajnie kasa... nie wiem. Natomiast od jakiś 3 lat widzę tu znaczną poprawę: wyraźnie więcej prac odpada na poziomie wstępnej kwalifikacji, nieraz tylko np. moja jedna recenzja decyduje o wylotce. Odnoszę więc wrażenie, że te dobre czasopisma osiadły na rynku i mogą sobie już pozwolić na zwracanie znacznie większej uwagi na jakość. Tyle tylko, że w innych platformach polityka jest identyczna - znajdziemy tam pisma, w których drukuje się po prostu wszystko, byle kasa przyszła. Oczywiście nie wszystko wszystkim....
Tak na marginesie sposobu recenzowania swego czasu wyrzucono mi pracę z journal'u springera o IF powyżej 5 na podstawie dwóch recenzji, które pozwolę sobie zacytować, bo są krótkie: 1. "Nice article"; 2. "Bad article". Będę pamiętał to do końca życia jako super anegdotę, choć współtwórca z Francji dostał szału i miotał się jak lis we wnykach, pisząc maile do redakcji, że to niedopuszczalne, że przeczy rzetelności :).
MDPI bynajmniej nie jest idealne, ale przecież nie o tym mowa. Tam gdzie w grę wchodzą wielkie pieniądze, pojawiają się i sposoby by je zabrać. To co obserwujemy jest przejawem ogólnej degrengolady, dotyczy to wszystkich graczy na rynku, co już wielokrotnie wykazano. Jak mawiał mój śp. promotor „gdzie zaczyna się bój o pieniądze, kończy się nauka”. Wtedy uważałem, go za oderwanego od realiów, bo jakże to robić naukę bez pieniędzy, ale teraz z perspektywy lat, rozumiem, co miał na myśli.
Tylko, że sytuacja którą opisałem miała miejsce 2 miesiące temu, a nie kilka lat temu :)
No cóż, ja czego takiego od dawna nie widziałem. Bardzo przykro to słyszeć. A które to pismo? Generalnie wszystko to jest żenujące, że się musimy wogóle zastanawiać jak się w tym .... bagienku .... obrucić. Jak widać każdy z nas ma przykre doświadczenia w różnych wydawnictwach, co świadczy o postępującej degrengoladzie na tym "rynku"....
Przejrzałem komentarze pod artykułem i widzę, że zawezwana przez MDPI armia terakotowa ruszyła do boju! :)
Dokładnie, chyba artykuł na GW o tym, że MDPI namawia profesorów do mocnego lobbowania za wysoką punktacją był jednak prawdziwy ;)
Pan Bartłomiej Pejo:
Został również absolwentem Collegium Humanum (Piotr Kozłowski, Politycy pokochali Collegium Humanum. Posłowie, prezydent, syn i rzecznik marszałka z dyplomami MBA [online], wyborcza.pl, 12 marca 2024 [dostęp 2024-11-16]).
I taki pożal się Boże "naukowiec" składa swoje pożal się Boże interpelacje.
Za duży wpływ na naukę w Polsce ma polityka, która decyduje o obsadzie stanowisk, chce decydować o punktacji itd.
Szanowny Zdzisiu,
Oto mój komentarz do Twoich uwag na rzecz MDPI.
"1. Tak się składa, że MDPI jeżeli chodzi o open access nie jest najdroższe. Te tak zwane 'stare wydawnictwa' potrafią żądać po 20k/publikację w OA. Tego jakoś nikt nie podnosi..."
- Nie chodzi o kwotę jednostkową, chodzi o ilość opłat za OA. Dla Ciebie indywidualnie jest to kwtoa mała, ale ponożona przez tysiące zgłoszonych manuskryptów, robią się miliony. Efekt skali po prostu. Pozatym, są oczywiście droższe OA, ale też i czasopismo innej wagi, nie jakiś tam śmietnik za 10 000 PLN netto.
"2. Recenzje są szybko. MDPI wywróciło stolik, bo nagle się okazało, że nie trzeba długo czekać na recenzję. Powiedzmy sobie szczerze - nie uwierzę, że recenzenci piszą recenzje przez trzy tygodnie. Do recenzji siada się najczęściej jak przychodzą przypomnienia ;) W jednym czasopiśmie moja koleżanka czekała 2 miechy po wysłaniu, żeby w ogóle była decyzja, czy artykuł pójdzie do recenzji. Potem czekała rok na recenzje, a na końcu jak wysłała poprawioną wersję, to czekała 4 miesiące na ostateczną decyzję. Rozumiem, że z artykułem jak z winem - im dłużej czeka się na recenzje, tym jest lepiej. Wypublikowanie w MDPI nie jest wcale takie proste. W czasopismach z IF recenzje są konkretne, niemniej nie czeka się na nie np. pół roku."
- Przyjacielu, pośpiech jest wskazany przy łapaniu pcheł. Czas oczekiwania na recenzje nie zależy od wydawnictwa a od recenzenta. Skąd wogóle pewność, że ktoś to recenzuje ? Może dla zasady wysyłane są zaproszenia do kilku recenzentów, a brak zainteresowania nadrabia się własnym (wydawnictwa) sumptem (np. AI). Ja zrezygnowałem z odpowiadania na prośby o recenzje.
"3. Mam wrażenie, że w tych "starych" journalach potworzyły się zamknięte kręgi autorów i inni w zasadzie nie mają tam co szukać. Pomijając fakt, że jak jest decyzja odmowna, żeby wysłać do recenzenta to często jest to na zasadzie - nie bo nie. Kiedyś miałem sytuację, że nie przyjęli mi do recenzji artykułu w jednym ze 'starych' czasopism, tłumacząc, że nie jest on w scopie, nie taka metodyka, itd. Po czym po paru tygodniach przysłali mi artykuł kogoś innego, używającego podobnej metodyki. Dodam tylko, że po decyzji odmownej odesłali mnie do wyszukiwarki czasopism, żeby mi ułatwić wybór. Jak umieściłem tam streszczenie i tytuł, to mi wyszukiwarka wypluła wynik, żebym właśnie wysłał tam, skąd wcześniej uzyskałem odmowę. Inna sprawa, że te stare czasopisma jak odrzucają, to sugerują, że bardzo chętnie wypublikują w jakimś innym journalu, tylko bez IF i płatnym. To jakoś nikogo nie bulwersuje. Ciekawe."
- Żenująca odpowiedź. Typowo polskie podejście. Cały świat nas szykanuje. Ja jakoś nie mam z tym problemu. Jak mi odrzucają publikację ze względu na scope, to szukam tam, gdzie jest on adekwatny do tematu publikacji. Do skutku.
"4. Aby rozliczyć grant trzeba publikować w OA. Grant ma narzucone ramy czasowe. Doprawdy nie mam czasu czekać kilku miesięcy, zeby dowiedzieć się czy moja publikacja pójdzie do oceny czy też nie.
- Poza pojedynczymi wyjątkami, niegdy nie czekałem dłużej niż 9 miesięcy na pozytywną/negatywną recenzję. To jest mit, chętnie powtarzany, żeby znaleźć wytłumaczenie do publikowania w takich wydawnictwach.
"5. Niemniej jest pewien pozytyw, który MDPI spowodowało jeżeli chodzi o czas recenzji - wykonałem już dużo recenzji prac, i zauważyłem, że część czasopism skróciło czas recenzji np. do 10 dni. Można? Można."
- Już Kopernik wiedział, że zzły pieniądz wypera dobry pieniądz. I to jest dokładnie ten efekt.
"6. MDPI daje możliwość bycia edytorem w special issue. Jakoś nie widzę, aby taką możliwość stwarzały te 'stare' czaspisma będące często kręgami wzajemnej adoracji."
- No i co z tego? Amway też tak łapał swoich przedstawicioli handlowych.
"MDPI jest odpowiedzią na zapotrzebowanie rynku na to żeby publikować szybko. Tak, taka jest skrzypiąca rzeczywistość, że siedząc w naszych laboratoriach, bibliotekach i czy też w innych miejscach, gdzie uprawiamy bądź usiłujemy uprawiać naukę - też jesteśmy częścią rynku publikacyjnego. Do tego rządzonego jakimiś mało trasparentnymi regułami. W MDPI to przynajmniej idzie szybko. Miałem kiedyś taką sytuację, że wysłałem do jednego czasopisma (takiego ą ę) artykuł i zaznaczyłem OA, bo były pieniądze w na jego opłacenie i było to więcej niż w mdpi. Od wysłania do ostatecznej decyzji minęły trzy tygodnie. Kiedy wysłałem do tego samego czasopisma artykuł, ale już wybrałem subskrypcję bo kasa się skończyła - cóż, dwa tygodnie czekałem na to, żeby edytor się tym zajął. Czaspismo na swoich stronach zarzekało się, że wybranie OA nie ma absolutnie wpływu na nic ;)"
- Ty to masz pecha. Reszta uwag jak powyżej.
"Także nie takie MDPI straszne. A co do jakości recenzji - często z tych starych czasopism otrzymywałem recenzje pisane na zasadzie 'wprawdzie się nie znam, ale chętnie się wypowiem' ;)"
- A może warto czasem posłuchać recenzenta. Nawet wysłać klkakrotnie artykuł, jak go odrzucą i wykorzystać uwagi recenzentów do poprawy jakości wyników. Własne ego naukowe i przekonanie o swej nieomylności to droga do nikąd. Jak kilka osób mówi, że coś ten artykuł nie jest najlepszy, to niema co się obrażać tylko słuchać.
"I jeszcze jedna rzecz - w publikacjach jak recenzent nie wie do czego się doczepić, to się doczepia do języka. Najczęściej takie komentarze piszą recenzenci nieanglojęzyczni i często są też w ich recenzjach błędy językowe. MDPI wprowadziło jedną fajną rzecz. Jak ktoś wywleka argument o błędach językowych, to otwiera się zakładka, żeby je konkretnie wypisać i to jest bardzo dobra rzecz."
- I nadszedł argument ostateczny. Szkoda komentarza.
I mój komentarz, co do raptorów.
Pewnie pamiętają wszyscy jak sprzedawano bilety na Euro w Polsce i Ukrainie. Ponieważ nie można było odsprzedawać biletów, wymyślono, że będzie się sprzedawać jakieś badziewne gadżety, a bilet będzie za darmo, jako prezent. Dokładnie tak samo jest w przypadku wydawnictw o charaketrze drapieżnym. Teoretycznie płaciemy za OA, a w praktyce kupujemy gadżecik z publikacją w prezencie.
Pozdrowienia
Zgadzam się co do ogółu jeśli chodzi o wydawnictwa drapieżne. Celem tu nie jest nauka, a opublikowanie często byle czego by szybko zarobić. To jest jasne.
Ale jednak chciałbym dołożyć trochę miodu to tej beczki dziegciu. Otóż w tych wydawnictwach rzeczywiście jest kontrola nad szybkością procesu peer review. Oczywiście wynika to z charakteru czasopism - chcą jak najszybciej otrzymać fee. Jednak nie o to chodzi. Chodzi o to, że recenzje można otrzymać w przewidywalnym czasie. Jak się wysyła to przeciętnego dobrego czasopisma, to można czekać i rok na recenzje. Już kilka razy zdarzyło mi się czekać ponad 15 miesięcy, artykuły były odrzucane np z braku możności znalezienia recenzenta albo innych niespecjalnie merytorycznych argumentów, a były one niezłe i ostatecznie w niezłych czasopismach opublikowane. Chodzi tu przede wszystkim o czas oczekiwania. To jest trochę loteria.
Rzecz w tym, że nikomu nie chce się recenzować, gdyż to czasochłonne, a nikt nie widzi efektów tego recenzowania. Nie ma to wielkiego znaczenia w procesie awansowym. To dziwne, bo przecież jest to fundament współczesnego publikowania. W mojej dziedzinie (matematyka) nawet wybitni specjaliści o znaczeniu, powiedzmy, europejskim, bez skrępowania mówią, że oni nie recenzują, bo im się nie chce. A publikować w tyn systemie chcą... jakieś rozdwojenie jaźni.
Może więc recenzowanie (w dobrych czasopismach) powinno być w jakimś sensie oficjalne? Jakoś potwierdzane przez czasopismo? I może wymagane do awansów? Owszem, byłoby to więcej pracy dla nas, ale z drugiej strony ograniczałoby stres związany z oczekiwaniem na recenzję. Na święte nigdy czasami.
Niestety czasy, gdy recenzowało się z poczucia obowiązku bezpowrotnie mijają. Znam jeszcze kilku starszych profesorów matematyki, którzy bardzo poważnie do tego podchodzą. Młodsi albo w ogóle nie recenzują albo robią to na odwal.
Ależ odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta - recenzowanie powinno być opłacane. Skoro wydawca zarabia grube pieniądze albo z APC, albo z subskrypcji, to naturalną drogą wydaje się być opłacenie tych, którzy wykonują najważniejszą po autorach pracy robotę - czyli recenzentów. Wydawcy chcą jednak kasować coraz więcej, zostając przy starym (i, ze względu na liczbę prac do zrecenzowania, coraz gorzej działającym) modelu, gdzie recenzja była wolontariatem.
Ja od około dwóch lat na każde zaproszenie do recenzji w pismach MDPI odpowiadam grzecznie, że nie recenzuję za darmo prac, które są rozpatrywane w pismach, które oferują jedynie płatny OA.
Nie zgadzam się, że pośpiech jest wskazany tylko przy łapaniu pcheł. Pośpiech jest wskazany w biegu sprinterskim a także długodystansowym, w piłce nożnej a nawet w szachach, pośpiech jest wskazany w biznesie i w nauce. Historia nauki zna naprawdę wiele przypadków, że odkryć dokonywano praktycznie jednocześnie a przypisywane było ono temu, kto potrafił wcześniej opublikować wyniki. Nie wszystkim się to podoba ale postęp jest też wyścigiem.
Ukrócenie arogancji recenzentów, którym za często się wydawało, że autorów mogą dowolnie poniżać, jest wielką zasługą Shu-Kun Lina.
Dzień Dobry,
Pozwolę się nie zgodzić, co do wpływu opóźnień w recenzjach na pierwszeństwo odkrycia naukowego. Nie co do samej ogólnej zasady - bo to być może i prawda, ale co do poszczególnych przypadków - niekoniecznie. W czasopiśmie Corrosion Science recenzja mojego artykułu trwała ok. 10 dni. Jej długość to trzy zdania, sprowadzające się do konkluzji, czy ja to już gdzieś wcześniej opublikowałem czy nie. I tyle. Podejrzewam, że napisał to edytor, a samego artykułu nie wysłał nawet do dalszej recenzji. Po miesiącu artykuł już był on-line. Podobny "przypadek" miałem w Applied Surface Science - tylko troszkę dłużej trwający - ok. 3 miesięcy do publikacji on-line.
Czego dowodzi ta anegdota? Jeśli utrzymać konwencję dowodów anegdotycznych, to moje prace niejeden raz były recenzowane ponad rok. Za ukrócenie tego uroczego (dla niektórych) obyczaju Shu-Kun Linowi należy się pomnik z diamentów.
👍
Zależność przypadkowa czy przyczynowo-skutkowa?
Najpierw cztery fakty:
1) Szefem Komitetu Ewaluacji Nauki w ub. kadencjach był Pan Profesor dr hab. inż. Błazej Skoczeń zatrudniony na etacie w Politechnice Krakowskiej
2) Jak wynika z publikacji FA
https://miesiecznik.forumakademickie.pl/czasopisma/fa-12-2022/nie-marnowac-publicznych-pieniedzy%e2%80%a9/
Politechnika Krakowska jest mistrzem Polski jesli chodzi o udział publikacji MDPI w ogólnej puli publikacji pracowników tej Uczelni. (por. Tabela 1 tej publikacji w FA).
Jest to niemal 50%. Byc moze Politechnika Krakowska z tym znakomitym wynikiem jest nawet mistzrem Europy, a moze nawet śwIata?
3) Sprawdzanie przeze mnie tytuły mdpi mają znacznie zawyżone liczby punktów w stosunku do publikacji innych wydawców.
Przykładowo sławetne ENERGIESY z MDPI IF 3 mają aż 140 pkt, Journal of Cleaner Production z IF 9,7 też ma 140 pkt. A Central European Journal of Operations Research (Springer)
z IF2 ma tylko 70 pkt. MDPI było i jest w Polsce forowane.
4) Politechnika Krakowska ma 8 dyscyplin. W ostatniej ewaluacji tylko 1 uzyskała B+, a 7 pozostałych kat. A.To znowu mistrzostwo Polski. We wczesniejszych ewaluacjach PK
wypadała blado.
Jako matematyk mam dylemat czy uznać zalezność miedzy punktami 1, 2 i 3 a pkt. 4 za przypadkową?. Czy moze jest to jednak zależność przyczynowo-skutkowa?
Jaka jest rzetelność opinii wyrażanych o MDPI świadczy np. informacja z artykułu Pani Elżbieta Gołata pt. Szybko, łatwo, drogo!
Podaje ona zbulwersowana informacje : przykładowa kwota to 10.000 PLN netto a z uwzględnieniem 23% VAT daje to 12.300 PLN
Tymczasem faktura wystawiania przez MDPI nie zawiera polskiego podatku VAT : ) na fakturach z MDPI które są wystawiane w Szwajcarii jest stawka 0.
Pomijam że nie znam przypadków żeby ktoś publikował po pełnej stawce, a w wieku przypadkach jest full discount.
Tyle w temacie
Ktoś tu nie wie, jak działa reverse charge...
Nie rozumiem tego natrząsania się na MDPI. Jakoś tych starych wydawnictw nikt się nie czepia. W MDPI mam kilka publikacji, ale zapłaciłem za jedną - reszta poszła albo z voucherów, albo była pisana na zaproszenie.
Może włożę kij w mrowisko, ale napiszę dlaczego lubię MDPI ;):
1. Tak się składa, że MDPI jeżeli chodzi o open access nie jest najdroższe. Te tak zwane 'stare wydawnictwa' potrafią żądać po 20k/publikację w OA. Tego jakoś nikt nie podnosi...
2. Recenzje są szybko. MDPI wywróciło stolik, bo nagle się okazało, że nie trzeba długo czekać na recenzję. Powiedzmy sobie szczerze - nie uwierzę, że recenzenci piszą recenzje przez trzy tygodnie. Do recenzji siada się najczęściej jak przychodzą przypomnienia ;) W jednym czasopiśmie moja koleżanka czekała 2 miechy po wysłaniu, żeby w ogóle była decyzja, czy artykuł pójdzie do recenzji. Potem czekała rok na recenzje, a na końcu jak wysłała poprawioną wersję, to czekała 4 miesiące na ostateczną decyzję. Rozumiem, że z artykułem jak z winem - im dłużej czeka się na recenzje, tym jest lepiej. Wypublikowanie w MDPI nie jest wcale takie proste. W czasopismach z IF recenzje są konkretne, niemniej nie czeka się na nie np. pół roku.
3. Mam wrażenie, że w tych "starych" journalach potworzyły się zamknięte kręgi autorów i inni w zasadzie nie mają tam co szukać. Pomijając fakt, że jak jest decyzja odmowna, żeby wysłać do recenzenta to często jest to na zasadzie - nie bo nie. Kiedyś miałem sytuację, że nie przyjęli mi do recenzji artykułu w jednym ze 'starych' czasopism, tłumacząc, że nie jest on w scopie, nie taka metodyka, itd. Po czym po paru tygodniach przysłali mi artykuł kogoś innego, używającego podobnej metodyki. Dodam tylko, że po decyzji odmownej odesłali mnie do wyszukiwarki czasopism, żeby mi ułatwić wybór. Jak umieściłem tam streszczenie i tytuł, to mi wyszukiwarka wypluła wynik, żebym właśnie wysłał tam, skąd wcześniej uzyskałem odmowę. Inna sprawa, że te stare czasopisma jak odrzucają, to sugerują, że bardzo chętnie wypublikują w jakimś innym journalu, tylko bez IF i płatnym. To jakoś nikogo nie bulwersuje. Ciekawe.
4. Aby rozliczyć grant trzeba publikować w OA. Grant ma narzucone ramy czasowe. Doprawdy nie mam czasu czekać kilku miesięcy, zeby dowiedzieć się czy moja publikacja pójdzie do oceny czy też nie.
5. Niemniej jest pewien pozytyw, który MDPI spowodowało jeżeli chodzi o czas recenzji - wykonałem już dużo recenzji prac, i zauważyłem, że część czasopism skróciło czas recenzji np. do 10 dni. Można? Można.
6. MDPI daje możliwość bycia edytorem w special issue. Jakoś nie widzę, aby taką możliwość stwarzały te 'stare' czaspisma będące często kręgami wzajemnej adoracji.
MDPI jest odpowiedzią na zapotrzebowanie rynku na to żeby publikować szybko. Tak, taka jest skrzypiąca rzeczywistość, że siedząc w naszych laboratoriach, bibliotekach i czy też w innych miejscach, gdzie uprawiamy bądź usiłujemy uprawiać naukę - też jesteśmy częścią rynku publikacyjnego. Do tego rządzonego jakimiś mało trasparentnymi regułami. W MDPI to przynajmniej idzie szybko. Miałem kiedyś taką sytuację, że wysłałem do jednego czasopisma (takiego ą ę) artykuł i zaznaczyłem OA, bo były pieniądze w na jego opłacenie i było to więcej niż w mdpi. Od wysłania do ostatecznej decyzji minęły trzy tygodnie. Kiedy wysłałem do tego samego czasopisma artykuł, ale już wybrałem subskrypcję bo kasa się skończyła - cóż, dwa tygodnie czekałem na to, żeby edytor się tym zajął. Czaspismo na swoich stronach zarzekało się, że wybranie OA nie ma absolutnie wpływu na nic ;)
Także nie takie MDPI straszne. A co do jakości recenzji - często z tych starych czasopism otrzymywałem recenzje pisane na zasadzie 'wprawdzie się nie znam, ale chętnie się wypowiem' ;)
I jeszcze jedna rzecz - w publikacjach jak recenzent nie wie do czego się doczepić, to się doczepia do języka. Najczęściej takie komentarze piszą recenzenci nieanglojęzyczni i często są też w ich recenzjach błędy językowe. MDPI wprowadziło jedną fajną rzecz. Jak ktoś wywleka argument o błędach językowych, to otwiera się zakładka, żeby je konkretnie wypisać i to jest bardzo dobra rzecz.
👍
Jeżeli naukowiec odkrywa coś twórczego i później komuś płaci za to żeby wszyscy inni mogli to odkryć za darmo to tak jakby budowlaniec wybudował dom i później jeszcze zapłacił burmistrzowi miasta żeby wszyscy chętni mogli w nim mieszkać. Logiczne.
Jeśli ten model jest akceptowalny dla naukowców to może znaczyć tylko jedną z dwóch rzeczy: są filantropami lub wiedzą, że to co publikują nie ma żadnej wartości.
Bo artykuły w ogromnej większości są bezwartościowe per se, służą jedynie promocji autorów. A za treści reklamowe płaci publikujący.
W rzeczy samej, racja. Niestety ministerstwo i uczelnie wyższe lubią płacić za publikowanie wyników badań polskich naukowców zagranicznym wydawnictwom typu elseviery. Gdzie tu sens gdzie tu logika.
Ten model nie jest akceptowalny dla "naukowców", "naukowcom" go narzucono, a są też grupy, dla których jego utrzymanie jest zyskowne z różnych powodów. Swego czasu rozmawiałem z kolegą z Francji, który stwierdził, że mają ciężko - muszą raz na 4 lata opublikować pracę, żeby być pozytywnie ocenionym. U mnie na uczelni jest to 6 prac na 2 lata. U nich warunek - nie może to być praca open access. Cóż tu więcej dodać.... Jak masz przy naszym poziomie finansowania opublikować 6 prac w dwa lata to niesie to za sobą różne konsekwencje, w tym tą, że nie możesz na to czekać rok, czy dwa i tą, że publikacja nieraz jest droższa niż badania. .
Jakiś (przez grzeczność powstrzymam się od oceny) poseł, bez pojęcia o nauce i dorobku naukowym zgłasza absurdalny problem. Problem ten przeradza się w równie absurdalną nagonkę na MDPI i na koszty publikowania w tych czasopismach. Czasopisma MDPI należą do tzw. „open access”- ogólnie dostępnych w sieci dla czytelników. Konsekwencją ogólnego dostępu i braku opłat za prenumeratę są koszty publikacji pobierane od autorów publikacji (czyli, na ogół, od macierzystych instytucji tych autorów). Czasopisma „open access” pojawiły się spory czas temu jako pewien nowy nurt upowszechniania wyników badań. Jeśli chodzi o czasopisma grupy MDPI, to mają opinię dobrych o znaczących współczynnikach wpływu (IF). Jeśli natomiast chodzi o koszty, to co prawda są nie najmniejsze, ale stosunkowo łatwo ich uniknąć. Czasopisma te rozsyłają prośby o recenzje manuskryptów. Za realizacje tych recenzji, czasopisma MDPI wpłacają sumy na specjalne konto. Po nagromadzeniu odpowiedniej kwoty można tym kontem opłacić własną publikację w MDPI.
Dwukrotnie korzystałem z tego typu formy opłaty i dwukrotnie publikowałem w czasopismach grupy MDPI. Instytucja, w której pracowałem nie zapłaciła ani grosza.
Nagonka na publikowanie w wartościowych czasopismach grupy MDPI (i innych „open access”) powinna zostać oficjalnie napiętnowana przez MNiSW.
Pytanie przez kogo ten poseł został zainspirowany... W 100% się zgadzam z ostatnim zdaniem.
Jak tak się bliżej przyjrzałem to również tak jak dwaj dziarscy panowie piszący powyżej dostrzegam w tym wrogą robotę określonych sił!!! Szacunek za zachowanie czujności ideologicznej!!! :)))))
Każda publikacja, także opublikowana w czasopiśmie w modelu subskrypcyjnym, może być udostępniona przez autora w formie preprintu/postprintu w otwartym repozytorium (tzw. zielony model open access). Naprawdę, nie trzeba za to płacić kilkunastu tysięcy złotych, skoro są serwisy (np. arXiv) robiące to za darmo.
W obecnej sytuacji budżetowej popierać wydawanie dziesiątek (czy nawet doliczając inne wydawnictwa) setek milionów złotych rocznie na opłaty publikacyjne mogą chyba tylko lobbyści zatrudnieni przez wydawnictwa. Bo nie wyobrażam sobie żadnego pracownika polskiej uczelni który mógłby to popierać.
Rozumiem że to dziadostwo MDPI nie ma IF. nie jest indeksowane w scopus czy web od sciences w odróżnieniu do bezpłatnych polskich czasopism?
Dokładnie
I całe szczęście! Wszak mdpi to zło, tak samo jak w ogóle pomysł, aby wymagać od autorów płacenia za publikowanie....
Czytam ponizej (dziekuje za odzew na moje pytanie), ze czasopisma MDPI publikuja prace tylko po peer-review.
Komentujacy sa raczej zadowoleni z poziomu review; reviews nie sa "oszukane", czy "udawane", i wplywaja na ostateczna decyzje o publikowaniu lub nie danego manuskryptu.
Dlaczego wiec MDPI jest uzwanane jako wydawca "drapiezny"?
"Drapieznosc" nie ma nic wspolnego z oplatami za open access. Takie oplaty sa obecne u zdecydowanej wiekszosci wydawcow.
O co wiec chodzi w krytyce MDPI?
Czym ich czasopisma roznia sie od "Scientific Reports", "PLOS ONE" albo "Nature Communications", w sensie cyklu edytorskiego?
👍
Więc po kolei:
1. Znane mi pisma z MDPI różnią się od Scientific Reports Springera tym, że starają się trzymać jakiś poziom, kiedy w SR wszystko przejdzie, za co zapłacą. No i są jednak tańsze.
2. MDPI jest określane słowem "drapieżny", bo słowo owo nie jest klasyfikacją tylko wyzwiskiem. Jeśli określi pan kogoś słowem bastard (zostańmy przy angielszczyźnie, by nie ranić oczu czytelników), nie będzie to zaczyło, że zarzuca pan tej osobie pochodzenie z nieprawego łoża.
Ot, prosta sprawa, Shu-Kun Lin zauważył pewne zmiany w nauce, kiedy tradycyjne wydawnictwa kochały ten świat, który był. Normala rzecz, Kodak też nie przeżył rewolucji fotografii cyfrowej.
Szanowni Państwo,
Ja trochę nie rozumiem, dlaczego u nas zawsze wszystko jest albo czarne albo białe. Przy poprzedniej ewaluacji publikowano w mdpi na potęgę, a czasopismom przyznawano wysoką, nieadekwatną do poziomu punktację. Teraz chcemy iść w drugą stronę i wyrzucić mdpi w ogóle z listy. Wydaje mi się, że żadne z tych podejść nie jest rozsądne. Nie wiem, czy nikomu się nie chce rozsądnie i obiektywnie podejść do tego wydawnictwa. Przyjrzeć się reputacji, wskaźnikom I innym czynnikom poszczególnych czasopism. Przecież czasopismo czasopismu nie równe. Wiele zależy od edytora głównego. Niektóre z tych czasopism są kierowane przez naprawdę dobrych naukowców z zagranicy i publikują tam też naukowcy np. z Harvardu. Inne to typowe predatory journals.
Druga sprawa, że naukowców i jednostek naukowych jest w Polsce za dużo. Zmniejszyłaby się liczba naukowców, zostaliby ci co naprawdę działają w nauce plus dobrzy dydaktycy i pieniędzy byłoby więcej i mniej słabych publikacji w mdpi. Ciepła posadka na uczelni w Polsce nigdy nie sprawi, że poziom nauki się zwiększy.
"jednostek naukowych jest w Polsce za dużo" - ciekawe czy autor jest z Warszawy czy z Krakowa.?
Ani z Warszawy, ani z Krakowa.
Dodam jeszcze, że nie opamiętano się przy poprzedniej ewaluacji. Wiele czasopism w mdpi w tamtym okresie było ze średniej lub niskiej półki. Małe wskaźniki, drogie opłaty, itd. W naszym systemie nadano im niewspółmiernie wysoką punktację. Za wzrost wskaźników czasopism mdpi w dużej mierze odpowiadają polscy naukowcy. W ciągu tych trzech lat, parametry mocno poszybowały w górę i niektóre czasopisma są obecnie Q1. Zacznijmy oceniać czasopisma po rzeczywistych wskaźnikach! Sztuczna inteligencja sobie z tym poradzi. Najlepiej zrezygnujmy w ogóle z pseudopunktacji i posługujmy się if I innymi wskaźnikami.
Ja jestem z Krakowa i uważam, że zarówno w Krakowie, jak i w Polsce jednostek naukowych jest za dużo. Po co ASP, UEK, i AWF jako osobne uczelnie?
Jeszcze całkiem niedawno Collegium Humanum było chwalone za wysoki poziom, renomę międzynarodową i przystępne ceny.
Pojawiające się głosy krytyczne kwalifikowano jako nagonkę konkurencji, Dyplomy kupili tam wysocy funkcjonariusze państwowi
i samorządowi, Nic dziwnego, ze bronili Collegium Humanum jak niepodległosci. Prawda wychodzi na jaw.. Podobnie jest zapewne i na innych uczelniach.
Pełna analogia jest w przypadku mdpi i podobnych wydawnictw,. Bronią ich ci którzy tam publikowali. Czesto gdzie indziej nie mieli zadnych szans.
na publikację.. Mnie najbardziej razi NACHALNOSC mdpi. Otrzymywałęm i otrzymuję od nich liczne propozycje bycia edytorem wydan specjalnych,
recenzji lub publikacji. To już kilkadziesiąt maili, mimo ze ani na jeden nie odpowiedziałem.
Mam brata na Politechnice w Zurichu. To wybitna uczelnia. Mimo ze mdpi ma siedzibę w Szwajcarii Szwajcarzy w mdpi nie publikują..
Także Niemcy i Austriacy. Nie uwazam, ze to głupie narody, To o czyms chyba swiadczy..
Czasopisma z mdpi mają za wysokie punktacje w stosunku do innych o wiekszych IF.
Jeszcze raz proponuję nie przyznawac punktów za prace w wydaniach specjalnych..
Szczególnie kiepskie prace publikuje ENERGIES i SUSTAINABILITY. Publikują tysiące "dzieł" rocznie..
Obecnie uczelnie finansują dzieła w mdpi.,potem dają wysokie nagrody naukowe, a beneficjenci wystepują o tytuł lub stopnie naukowe..
To ostatnie jest najgorsze i kosztuje najwiecej.. i bedzie miało długofalowe negatywne skutki
Człowieku gdzieś ty się uchwał, że piszesz takie głupoty "Szwajcarzy w mdpi nie publikują" "Także Niemcy i Austriacy. Nie uwazam, ze to głupie narody" Dałeś ciała i to bez maści. A o mądrości tych narodów rozsądź sam. Wejdź na jakiś mdpi i napisz w afiliacji te swoje państwa, co to nie publikują i zobaczysz. Oby bratu nie był podobny do Ciebie.
Akurat wszystkie tego pokroju tezy (kto publikuje gdzie dużo, a gdzie mało) wyjaśnia jedna szybka kwerenda w Scopusie. Np. Energies, bieżący rok, czołówka krajów:
China (1,844)
Poland (790)
Italy (387)
United States (337)
South Korea (268)
United Kingdom (224)
Germany (206)
Spain (154)
Brazil (139)
Canada (136)
Są przedstawiciele krajów mocnych naukowo? Są. Czy publikują tam intensywnie? Nie.
Przeliczając, Chiny są 2 razy większe od Polski albo (uwzględniając ludność) - system nauki chińskiej jest ok. 19 razy mniej patologiczny niż polskiej (powinni mieć 38 razy więcej publikacji w MDPI a maja tylko 2 razy więcej). Pewnie dało by się tą analizę opublikować w Energies. ;)
A czy policzono, ile wydano pieniędzy na inne wydawnictwa? Wliczając to, co wydały instytucje.
Coś policzono, budżet Wirtualnej Biblioteki Nauki to ponad 200 mln zł rocznie (oczywiście nie są to bardzo szczegółowe dane).
Czyli jeśli dodać to, co wydały indywidualnie instytucje naukowe, i podzielić na (niewielką) liczbę głównych wydawnictw, to wyjdzie na to, że Springer, Elsevier, Taylor&Francis, Routledge i World Scientific dostały mniej więcej tyle samo co MDPI? Jakoś mnie to nie dziwi.
Podejrzewam, że średnio każde z tych wydawnictw dostało więcej niż MDPI (możliwe, że w okresie ewaluacyjnym 2017–2021 proporcje były trochę inne). No ale to jest niekończące się porównanie. Z jednej strony Elsevier etc. mają w portfolio więcej tradycyjnie prestiżowych czasopism. Z drugiej strony szkodzą nauce dłużej. Z trzeciej strony… i tak dalej.
W każdym razie uważam, że – mówiąc sentencjonalnie – bez Elseviera nie było MDPI.
(„Nie byłoby MDPI”, oczywiście!)
Problemem nie jest samo w sobie MDPI tylko fetysz publikowania w open accessie. Polski podatnik płaci najpierw za badania a potem za OA a później za darmo czyta to nasz konkurent z USA, Chin czy Indii. Jeśli na OA jest popyt (granty NCN, europejskie, szybszy czas publikacji) to istnieje duża pokusa aby na nich dobrze zarobić i z tego korzystają wszyscy wydawcy. Obniżenie ratingu MDPI to powinien być tylko początek procesu. Każdy szanujący się naukowiec i tak wie gdzie są dobre jakościowo prace z jego dziedziny i tam publikuje. Chociaż wtedy wszystkie nagrody zgarniają oportuniści i koniunkturaliści publikujący "za pieniądze" po 100-140 pkt ... .
Z listą czasopism w obecnym wydaniu są wiele problemów. Po pierwsze, podział na dyscypliny. Ciągle mówią o interdyscyplinarności. A jak to wygląda? Na przykładzie elektrotechniki. Bez nowych materiałów nie ma rozwoju. Gdy nowe innowacyjne materiały są opracowywane przez elektrotechnika, materiałoznawcę oraz chemika, powstaje problem wyboru czasopism, w których każdy z nich zapunktuje. Takie czasopisma można naliczyć na palcach jednej ręki. Po drugie, Wprowadzenie możliwości zmiany punktacji o +/_ dwa poziomy powoduje dziwną sytuację. N przykład, są trzy średnie czasopisma z jednakowymi lub zbliżonymi IF. Według algorytmu należą się im po 100 pkt. Komisja ewaluacyjna może zmienić jednemu z nich punktację do 40 pkt, drugiemu podwyższyć do 200 pkt. Takie przykłady można znaleźć na obecnej liście. Po trzecie, znane mi czasopisma, które publikują artykuły z określonej dyscypliny, a które nie są do niej przypisane. Po czwarte, znane mi również czasopisma, które nie są związane z dana dyscypliną, a są w niej. Po piąte, znane mi czasopisma, które posiadają bardzo niski IF, a są stosunkowo wysoko punktowane. Jedynym wytłumaczeniem tak dziwnej sytuacji jest wskazanie na ręczne sterowanie uprawiane przez komisję ewaluacyjną, która układała obecną listę artykułów. Rozwiązaniem jest całkowite odcięcie się od sterowania ręcznego. Należy wziąć algorytm i bezwzględnie go zastosować do punktacji. Po drugie, najlepiej było by zrezygnować z podziału na dyscypliny. Z przecieków wynika, że obecna komisja ewaluacyjna raczej nie zrobi tego. W związku z tym do rozporządzenia należało by wprowadzić zasadę, że do 15% lub 20% artykułów, przedstawianych do ewaluacji, może być spoza dyscypliny, a nie tak, jak obecnie – uznaniowo. Takie rozwiązania zmniejszą możliwość ręcznego sterowania ewaluacją oraz podziałem funduszy na jej podstawie.
Bardzo mnie dziwi ta nagonka na publikowanie w MDPI, gdyż nie odbiegają jakością od innych grup publikacyjnych.
Ze swojego doświadczenia powiem, że recenzowałem pracę w czasopiśmie z grupy Elsevier i sam fakt przyjęcia pracy do recenzji był zaskakujący, gdyż była on mizerna na początku. Wiele musieliśmy zrobić z pozostałymi recenzentami, żeby coś z tego wyszło. Ponadto oni preferują taki drapieżny styl, że dostaje prośby o recenzję z całkowicie nie mojej działki i jakbym tylko chciał kolekcjonować "certyfikaty" to byłbym odpowiedzialny za półprodukt. Znajoma z laboratorium recenzowała pracę w czasopiśmie Nature Group i odrzuciła pracę, bo była mierna (!) i co? Przyjęli pracę od tak.
Ktoś kiedyś powiedział, że MDPI jest złe i teraz panuje taki osąd, a jak sprawdzicie Państwo poziom prac to okazują się one bardzo dobre (w porównaniu do innych czasopism tej samej półki).
👍
Każda publikacja, także opublikowana w czasopiśmie w modelu subskrypcyjnym, może być udostępniona przez autora w formie preprintu/postprintu w otwartym repozytorium (tzw. zielony model open access). Naprawdę, nie trzeba za to płacić kilkunastu tysięcy złotych, skoro są serwisy (np. arXiv) robiące to za darmo.
W obecnej sytuacji budżetowej popierać wydawanie dziesiątek czy nawet doliczając inne wydawnictwa setek milionów złotych rocznie na opłaty publikacyjne mogą chyba tylko lobbyści zatrudnieni przez wydawnictwa. Bo nie wyobrażam sobie żadnego pracownika polskiej uczelni który mógłby to popierać.
Chciałbym podziękować za recenzje mojej wypowiedzi. Przynajmniej ta ocena będzie rzetelną.
Szanowne Naukowczynie i Szanowni Naukowcy,
Kin jest Poseł Bartłomiej Pejo? Zapewne jego dorobek naukowy jest niebotyczny a publikuje jedynie w czaspismach polskich i zagranicznych beż opłat. Problemem nie jest miejsce publikacji a jakość polskiej nauki, jakość polskiej sceny politycznej, jakość polskich Posłanek i Posłów, jakość Ministerek i Ministrów, jakość również Ministrów Nauki. Nauka zaczyna się w przedszkolu, później szkole podstawowej, liceum i studiach. Jeśli głównym celem Ministry jest wprowadzenie nauki seksualnosci i gender oraz wyeliminowanie lekcji religii że szkół to czarno widzę przyszłość naszych publikacji nawet w polskich czasopismach. Czy wydatek 60 mln na publikacje w ciągu 2,5 rokuto dużo? Zapewne dla Kowalskiego tak, natomiast dla budżetu Polski to tyle co jednorazowe premie dla pracowników Ministersrwa Finansów. Jaki efekt dla Polski ma opublikowanie 17 514 artykułów a jaki mają premie dla pracowników MF? Artykuły pozostają na zawsze, dokąd będzie istnieć cywilizacja a premie zostaną wydane na chińskie i niemieckie dobra materialne, może na wycieczkę na Zanzibar. Jakość publikacji zweryfikuje czas a nie, z całym szacunkiem, obrcni nawet najwybitniejsi Naukowczynie i Naukowcy. Mendla nie docenili jemu współcześni, tylko czas. Boltzmanna zaszczuli jemu współcześni wybitni Naukowczynie i Naukowcy a okazało się, że to o,n miał rację. Problem jest nie w czasopismach a samych Naukowczyniach i Naukowcach. Jeśli Naukowczyni lub Naukowiec publikują nierzetelne wyniki, co zostaje udowodnione poprzez usunięcie juz opublikowanej publikacji i nadal zajmuje swoje stanowisko to tutaj jest coś nie tak. Jeśli polityk jedno mówi a robi coś innego i nadal jest wybierany to coś nie tylko z naukowcami, ale i społeczeństwem jest nie tak. Może właśnie to wina Przedszkola, Szkoły Podstawowej i całego procesu kształcenia.
Gdyby nie "Naukowczynie", to możnaby mieć wrażenie, że napisał Pan coś mądrego....
Która opacja jest bardziej prawdopodobna:
1. Publikuję w MDPI bo nigdzie indziej nie potrafię,
czy
2. Publikuje w MDPI bo jestem niezrozumianym geniuszem wyprzedającym swój czas?
Oczywiscie ze 1, i wiemy to wszyscy, ale przeciez nie spodziewa sie pan tej odpowiedzi od publikujacych tam :)
5. Bo mam dość czekania pół roku by redaktor z "szacownego czasopisma" zrobił cokolwiek z manuskryptem lub gdy AI odrzuca artykuł po 1 h od złożenia a redaktor "szacownego czasopisma" się pod tym podpisuje bez chwili refleksji.
4. MDPI, bo szybko, sprawnie i bezpłatne (voucher). A przez Open Access szansa na więcej cytowań.
OA nie ma nic wspólnego z liczbą cytowań Kolego. Znakomita większość uczelni i instytutów na swiecie ma dostep do wszystkich wydawnictw. I nie ma dla nich znaczenia czy to jest OA czy nie. Chyba, że cytują Cię gospodynie domowe, z nudów przeglłądające takie dziwne czasopisma.
Która? Trzecia: publikuję w MDPI, bo muszę mieć open access zaś MDPI z indeksowanych jest NAJTAŃSZE.
W mojej dziedzinie polskie czasopisma jeszcze do niedawna były całkiem dobre. Ale ponieważ na starcie (niekoniecznie słusznie) dostały mało punktów, przez nakręcającą się punktozę dobre artykuły nie są do nich składane, przez co faktycznie błyskawicznie tracą na jakości. Gdyby w ewaluacji przyznać dodatkowe punkty za promowanie polskich pism, spirala mogłaby się odwrócić...
Szanowna Pani Rozalio,
Proszę jeszcze wprowadzić język Polski, językiem obowiązkowym na Świecie. Chociaż, ma Pani rację, sam tłumaczyłem dla szwajcarskich naukowców artykuł dotyczący syntezy chemicznej z języka polskiego. Czasami, ale to szczególne przypadki, inni również czytają polskie artykuły. W dobie AI prawdopodobnie nie będzie miało znaczenia w jakim języku jest artykuł, ale co jest w nim zawarte, czy dane publikowane są rzetelne i prawdziwe. Znam członków Polskiej Akademii Nauk, Profesorów Uczelni, których artykuły, już opublikowane, zostały odrzucone jako zawierające fałszywe dane. Czy taka osoba powinna pracować, jako naukowiec? Czy polityk notorycznie mijajacy się z prawdą, powinien nadal być politykiem? To jest problem a nie MDPI.
Ależ polskie czasopisma nie musi oznaczać języka polskiego! Jestem redaktorem pisma jak najbardziej polskiego, wydawanego przez moją uczelnię, ale akceptujemy artykuły wyłącznie w języku angielskim. Opłaty za publikacje (nie sięgające tysięcy...) zasilają polską naukę, a otwarty dostęp pozwala upowszechniać tak samo skutecznie, jak z każdego innego miejsca na świecie...
Każda dyscyplina ma swoje potrzeby. W mojej jest tak, że umiędzynarodowienie i pogoń za IF doprowadziły do degrengolady krajowego, fachowego piśmiennictwa. A powiedzmy sobie szczerze, kto z przemysłu sięga po prace z IF? W efekcie świat nauki polskiej dusi się w kociołku produkcji prac oderwanych od realiów. Rodzi się pytanie, co jest dla nas ważne.
To bardzo paskudny obyczaj wciskać rozmówcom tezy, których nie wypowiedzieli. Pani Rozalia wypowiedziała tezę, z którą może się pan zgodzić albo nie. Jeśli się pan nie zgadza, może próbować to uzasadnić. Kindersztuba obowiązuje zawsze.
Was też Elsevier podpłaca?
Szanowny Panie pośle a ile polskie uczelnie wydały na publikację w elsevier czy springer? Dlaczego naukowcy tam publikują- bo zaorali polskie czasopisma, wprowadzili punktozę. Czas publikacji w otwartym dostępie punktowanych czasopism bez opłat to ponad dwa lata - z czego na kilka mcy przed publikacja czasopismo przysyla aneks że artykuł nie reprezentuje aktualnych trendów badawczych- ale ten sam elsevier czy springer dokladnie tak samo działa jak MDPI jak zapłacisz to publikacja jest w 3mce. Wcale tanio nie jest. A gdzie polskie czasopisma? Na liście MNiSW po 20-40pkt więc kto tam będzie publikował? A zapłacić też trzeba. Artykuł mocno tendencyjny - albo zróbcie kompleksowe zestawienie ile pompujemy w zagraniczne czasopisma albo zróbcie coś z tym żeby wypełniać sloty polskimi czasopismami. Chwała Gowinowi który na wiele lat rozwalil polska naukę. Jarek żółta ręką co wziął to spier..... .
Polskie czasopisma to kompletne dno i jeżeli tam publikujesz to współczuje.
Z ArXivem jest jeszcze gorzej, bo nie jest nawet czasopismem. A jednak Grigorij Perelman tam umieścił swe artykuły, za które przyznano mu nagrodę milenijną. Wyjaśni pan paradoks?
Problem polega na tym, że komisja ewaluacji nauki próbowała nadać sobie prawo samowolnego obniżania punktacji czy nadawania punktacji czasopismom "po uważaniu", co jest niezgodne z jakimikolwiek standardami demokracji.
"Rekomendują zatem rezygnację z oceny osiągnięć na podstawie wskaźników bibliometrycznych i zastąpienie jej ekspercką oceną środowiskową (peer-review)" - eksprecka ocena środowiskowa :) wiemy jak to w Polsce potrafi wyglądać
Poczekajmy na kwoty wydatków, które zostaną uiszczone w ostatnim (2025) roku przed parametryzacją. To dopiero będzie festiwal!
Publikowane są i będą prace w różnych wydawnictwach, w tym takich, które pobierają opłaty - nie tylko w MDPI
Tylko, że w ostatnim roku przed oceną parametryczną czasu już zostanie mało, aby zaradzić coś na potencjalne N0. MDPI wygra wtedy w konkurencji.
Jeśli ktoś na tym etapie siedzi w N0, to dziwne, że przetrwał poprzednią ewaluację. Uczelnie naprawdę potrzebują nie tylko naukowców z krwi i kości. Niedopasowanie etatu do predyspozycji.
Wygra bo jest lepsze. Stare wydawnictwa uparcie nie nadążają za rzeczywistością, cykl publikacyjny trwa miesiącami. Jakość publikacji nie jest lepsza niż tych publikowanych w MDPI. Bywa gorsza.
Pytanie dlaczego Forum Akademickie uczestniczy w wojnie handlowej i jaki ma w tym interes
Tu ceny w mdpi sprzed kilku lat.
https://www.mdpi.com/about/apc
Za kilkanaście stron w ENERGIESACH wywieszonych w internecie w ramach special issue cena według tej listy mdpi wynosi 2000 CHF, a Sustainability nawet 2400CHF..
Pierwsze ma 140 pkt a drugie 70 pkt. Są przypisane do kilkunastu dyscyplin. Groch z powidłem. Znam osoby które wykonały kilkaset recenzji dla mdpi. I wzamian mogły opublikowac kilkanascie artykułów w tych czasopismach bezpłatnie. Moim zdaniem jakość tych taśmowych lakonicznych recenzji była bardzo słaba. Niemal wszystkie były pozytywne.
Journal of Cleaner Production ma kilka razy wyższy IF od Energiesów
i tyle samo punktów. Dlaczego? MDPI jest w Polsce faworyzowana, pewnie dlatego, ze wielu polskich uczonych tam własnie publikuje i siedzi w tamtejszych radach redakcyjnych..
Tu działa prawo podobne do prawa Kopernika: Zły pieniądz wypiera z obiegu dobry pieniądz. Tu mozemy powiedziec złe oficyny wypierają z rynku dobre oficyn, w tym POLSKIE CZASOPISMA...
Za punkty z mdpi dostaje sie w Polsce nagrody, granty i wyświęcani są profesorowie, Choc ostatnio rekordzisci punktowi z mdpi nie dostaja grantów w NCN, a ogromna ilość punktów
nie zawsze prowadzi do profesury., a nawet do habilitacji.. I to jest dobry objaw. Choc jestem profesorem nigdy nie opublikowałem ani jednej pracy w płatnym czasopismie..
Bardzo dobrze Pan to opisał z jedną różnicą - tym złym pieniądzem jest po prostu forma "Open Access" - wymagana przy publikacjach finansowanych z grantów NCN i Europejskich. MDPI rozpoczął proceder ale teraz już każdy wydawca ma swoje OA gdzie da się byle co opublikować byle się zapłaci. Widziałem w MDPI tak słabe artykuły, że wstyd by mi się było do nich przyznać, odrzucałem tam artykuły jako recenzent a one i tak się ukazywały. Dla sprawiedliwości przyznam, że zdarzało mi się tam recenzować też poprawne a czasem, choć bardzo rzadko, bardzo dobre artykuły.
Proszę Pana, Energies nie jest faworyzowany. Journal of Cleaner Production jest dołowany, bo prawdopodobnie, komuś z komisji ewaluacyjnej odrzucono artykuł.
Sugeruje zapoznać się z wytycznymi w postępowaniach awansowych. Sam fakt publikacji w takim czy innym czasopiśmie nie gwarantuje nadania stopnia. Recenzentów ma OBOWIĄZEK przeczytać artykuł i ocenić jego wartość merytoryczna i naukową. I nie chodzi o podważanie recenzji tylko recenzja w postępowaniu awansowym dotyczy np cyklu publikacji i wykazania dwóch wybitnych osiągnięć. Co innego jak recenzje robi się na telefon to nawet publikacje w wyborczej lub pani domu mogą stanowić wybitne dzieła.
Czyli czeka Pan Profesor dwa lata w kolejce na darmowa publikację w innym renomowanym niemiecko - hinduskim czasopiśmie? Oj jakoś nie chce mi się wierzyć- a sloty Pan Profesor wypełnia polskimi 40stkami ? No to Dziekan się cieszy do parametryzacji jak znalaz!
Dość częste, że na publikację w ostatecznej formie czeka się wspomniane 2 lata. Raczej dotyczy to periodyków brytyjskich lub amerykańskich, Springer raczej wypływa przy okazji proceedings. Tylko co to kogo obchodzi. Publikacja jako taka jest naturalną konsekwencją procesu badawczego, który był zainicjowany wcześniej i ostatecznie rodzi tych publikacji kilka. Nie wiem, jak w przypadku przedmówcy - moje sloty wypełniły się w większości publikacjami napisanymi jeszcze za poprzedniej ewaluacji. I dokonało się to w pierwszym półroczu 2022. Z kolei odkrycia naukowe opisywane teraz ewaluacyjnie zapączkują w ewaluacji kolejnej. To jest ciągłość, a nie punktowe zrywy. Dlatego też nikt z zespołu badawczego nie przejmuje się fluktuacjami listy - jak nam jakaś 140 zbiją do 100, to gdzie indziej jest ruch w przeciwnym kierunku.
To pogratulawać. Nie jestem przeciwnikiem mdpi, ale płacenia za publikacje tak. W pełni zgadzam się też z tym, że obecny system poprostu ruinuje krajowe czasopisma, często z wieloletnią historią. Mdpi, Springer czy elsevier - żadne z nich nie powinno drenować kieszeni podatnika, obecnie to biznes.
Pięknie Pan pisze. Jednak pracownicy wydawnictw muszą z czegoś żyć. A ich szefostwo żyć pięknie. W czasach sprzed internetu uczelnie i instytucje badawcze robili prenumeratę czasopism. Z tego żyły wydawnictwa. Obecnie można po doi sciągnąć każdy artykuł lub książkę. Stąd opłaty za publikacje.
Zgadzam się w 100%
Jak nie wiadomo o co chodzi to niemiecko - hinduskie korporacje zrobiły zament żeby wykończyć biednych chino-szwedoŵ. Jarek Gowin mocno pomógł 4 sloty i tendencyjne 3 kryterium ewaluacji. Szkoda ze juz nie ma Gowina w polityce za co się wziął to zepsuł liczyłem że cały sejm rozłoży no ale mu nie wyszło.
Zgadza się! Gowin to był antyMidas. Cokolwiek dotknął to w łajno zamieniał.
po prostu
Czy wsrod obecnych tutaj na forum sa tacy, ktorzy w roznych czasopismach MDPI publikowali? (ja nie mialem jeszcze okazji)
Jesli tak, to czy moga skomentowac rzetelnosc procesu peer-review?
Czy ktos opublikowal cos w jakims pismie z MDPI bez peer review?
Bardzo różnie, i zależnie od pisma. Ja raczej unikam tego wydawnictwa, ale moi współautorzy czasami wybierali jakieś pismo z tej stajni. Zdarzały się recenzje bardzo drobiazgowe i rzeczowe. Rzadko, ale się zdarzały. Reszta była zwykle bardzo powierzchowna, aż do jednozdaniowych. Bardzo złe doświadczenia miałem jako recenzent (od dłuższego już czasu odrzucam wszystkie ich zaproszenia). Szczególnie przy wyjątkowo kiepskich tekstach zdarzało mi się pisać recenzje szczegółowe z konkluzją "reject". Co z tego, jak pozostałe były w stylu "poprawić przecinek na stronie 8", edytor podejmował decyzję "minor revision" i taki kiepski tekst był publikowany praktycznie bez poprawek. To jest moim zdaniem główny problem pism MDPI - przy takim acceptance rate, jakie mają, można tam znaleźć teksty od dobrych po bardzo słabe. Nikt tak naprawdę nie pilnuje poziomu.
Ja bardzo dużo tam recenzuję i MDPI daje dostęp do równoległych recenzji. Zdarza się, że wszystkie recenzje są profesjonalne, ale niestety zdarza się również (szczególnie dla special issues), że gdyby nie moja recenzja to gniot na poziomie pracy inżynierskiej byłby opublikowany w czasopiśmie, które w Polsce ma 140 pkt. Zdarzyło mi się również dać "Reject" a artykuł i tak się ukazał.
Też opublikowałem dwie prace, bo miałem darmowe vouchery.
Według mnie jakość recenzji była świetna - w jednej recenzent wyłapał parę bardzo drobnych szczegółów, które umożliwiły jeszcze bardziej dopracować artykuł. Obyło się też bez ataków oraz komentarzy, że "nie wierzą w nasze hipotezy". Praca była dość nowatorska, bo wprowadzała trochę zamieszania do obecnego stanu wiedzy, a w poprzednim journalu nie chcieli jej przyjąć, wlasnie przez tą "nowatorskość".
Ponadto na ogromny plus - szybkość reakcji edytora i krótki czas oczekiwania na recenzje. Od wysłania artykułu do wysłania go do recenzentów zajęło dosłownie 3 czy 4 dni. 1 tura recenzji przyszła po około 3 tygodniach. Obyło się bez czekania w czyśćcu przez 5 czy 6 miesięcy jak to jest w "dobrych" journalach.
Abstrahując, myślę że szybkość recenzji jest właśnie spowodowana tą zachętą w postaci vouchera na publikację co 10 recenzji. Dlatego też recenzenci są bardziej skłonni do wykonania tej pracy. Natomiast w innych journalach recenzenci pracują za darmo, co jest według mnie szkodliwe u podstaw.
Opublikowałem tam 2 artykuły, oba za darmo bo dostałem vouchery (nie robiłem dla nich recenzji, po prostu dostałem maila z voucherem). Na 8 recenzji 6 było bardzo rzetelnych, 2 pisane kiepskim angielskim i dość pobieżne.. Ale takie też trafiają się w innych pismach. Na plus muszę wskazać bardzo szybkie i sprawne procedowanie, recenzenci są błyskawicznie powoływani i mają tydzień na recenzję (w innych pismach bywa nawet kilka miesięcy a i tak zwykle robione są w ostatniej chwili albo po czasie).
Oba moje artykuły ukazały się w pismach i dość wysokim IF i cite score, i mają już sporo cytowań (spoza MDPI). Na plus również to że po roku od publikacji przysłali maile z raportem o dostępie do artykułu, zawierający ilość odtworzeń, raport oncyriwaniaxh wg różnych baz itp. Inne pisma tego nie robią, chyba tylko dla wybranych artykułów jeśli są wśród najlepiej cytowanych.
Organizacyjnie MDPI jest moim zdaniem bardzo profesjonalne, ale maile z zaproszeniami do publikacji są trochę uciążliwe. Z drugiej strony gdyby nie te maile to bym nie miał voucherów.
Szkoda że nikt nie mówi głośno o tym, że w Elsevier za open Access często trzeba zapłacić ponad 5000 EUR,, a recenzję tam też bywają różnej jakości.
Podsumowując, MDPI mocno namieszało i "uznane" wydawnictwa poczuły sporą konkurencję. I teraz przyjmują podobne zasady działania oraz marketingu. Springer po przejęciu Nature uruchomił sporo nowych tytułów, które w linku mają "nature" i samo to ma podpisać ich prestiż. Koszty publikacji tam są również bardzo wysokie i nie ma szans na vouchery.
Szanowni urzędnicy, sprawdźcie proszę ile milionów polskie uczelnie i instytuty przekazały do innych "uznanych" wydawnictw, zarówno w formie opłat za pojedyncze pisma jak i za subskrypcję dostępu do baz danych itd. Wtedy dopiero zrobi się głośno.
Ależ taka próba uzyskania informacji ile kosztowały np. programy rządowe publikowania w "uznanych" wydawnictwach była jakiś czas temu podjęta (nie mówię już o tym, co uczelnie same zapłaciły) i odpowiedź była taka, o ile dobrze sobie przypominam, że są to dane utajnione na podstawie umów.
https://oko.press/nauka-polska-placi-koncernowi-wydawniczemu-elsevier-kiedy-inni-bojkotuja-go-za-wysokie-ceny
Fajny artykuł na temat pokrewny jest tutaj
https://operas.pl/2023/08/31/jak-placimy-za-otwarty-dostep/
Publikowałam tam. Otrzymuje się 3-4 recenzje, najczęściej bardzo dobre merytorycznie.
W drugim akapicie artykułu czytamy, cytuję: "Na dowód podał statystyki, które na podstawie prawa dostępu do informacji publicznej uzyskał i opublikował prof. Przemysław Hensel. Wynika z nich, że w procesie ewaluacji działalności naukowej za lata 2017–2021 uwzględniono 268 246 artykułów naukowych. Wśród nich aż 25 881 stanowiły artykuły, które ukazały się na łamach czasopism wydawanych przez MDPI. Łączne koszty tych publikacji poniesione przez polskie uczelnie szacowane są na ok. 270 milionów złotych."
Ministerstwo na podstawie analizy podaje, cytuję: "W sumie daje to w ciągu ostatnich trzech lat prawie 60 mln zł za 17 514 tekstów."
Proszę o porównanie - prawie 60 mln. zł i 270 mln. zł. Drobna pomyłka - tylko 4,5 razy !!! Przypadek?
Popieram apel kolegów do ministerstwa o podanie kosztów, ponoszonych za publikacje i dostęp do czasopism w dobrych wydawnictwach.
Ewaluacja powstała pod koniec lat 90 ubiegłego stulecia w celu wyeliminowania sterowania ręcznego w finansowaniu nauki. Próba wyeliminowania MDPI jest próbą powrotu do sterowania ręcznego. Musicie publikować tylko tam, gdzie płaci ministerstwo. Co ciekawe, namawia do tego nie ministerstwo, tylko niewielka grupka pracowników naukowych.
A pro po projektu rozporządzenia. Możliwość zmiany punktacji +/- dwa poziomy, to utrzymanie sterowania ręcznego, na przykład, przez członków komisji ewaluacyjnej lub ich kolegów. Uzasadnienie in minus - odmówili przyjęcia mojego artykułu. In plus - przyjęli mój artykuł. Komisja ewaluacyjna, żeby spełnić życzenia tych, którzy chcą odejścia od twardego przestrzegania punktacji na podstawie, na przykład, IF, powinni wymyślić swoją bazę, w której nie liczą się cytowania. Jeżeli chcemy pozostać uczestnikami światowej nauki, powinniśmy szanować zasady, przyjęte w niej, w tym i IF.
Mnie się wydaje, że chodzi bynajmniej nie o to, czy komuś odmówili przyjęcia pracy. Chodzi tu o
to, by gremium decyzyjne majace dostęp do dużych pieniędzy zapewniło sobie dostęp do czasopism ograniczając go innym. Jak nie będziesz mógł publikować za free w mdpi albo poczekasz rok na recenzje bez Open Access w elsevier, a ktoś z grantu np. w tym czasie opłaci tam 3 publikacje po 4000 euro każda, to po 3 latach nie będziesz się mógł z nim równać, czy startując o projek, czy w ewaluacji. W ten sposób system się uszczelni, a pieniądze będą dzielone przede wszystkim między jego głównych twórców, którzy planowali to od dawna, bo ich będzie stać na wszystko, ciebie na nic. Więc ich nie będziesz mógł nawet próbować gonić, bo i jak. Już chyba wolę poprzednika, Pana ministra Cz. , choć miałem taką nadzieję, że coś się zmieni na lepsze. Przynajmniej ręcznie dopisywał polskie pisma, a więc kasa zostawała w kraju i napędzała naszą gospodarkę ;) A tu poprostu lobby działa.
Próby wyeliminowania MDPI mogą mieć zróżnicowane podłoże. Ja napisałem "na przykład". Słusznie Pan zauważył, że w każdym z takich przypadków może również chodzić o wyeliminowanie konkurencji.
a propos...
Warto przyjrzeć się składowi tej komisji i jakości pracy wielu z jej członków, włącznie z przewodniczącym (projekty, granty, publikacje, cytowania).
Osobiście uważam, że jest to zwykła nagonka na mdpi i walka o kasę oraz wpływy. Pozostałe konsorcja wydawnicze również kasują pieniądze za publikacje Open Access i to niejednokrotnie niepomiernie większe i jakoś nikt nie wspomina o wydawaniu nawet w ramach programów rządowych gigantycznych pieniędzy na te cele. Nie będę wspominał już o kupowaniu publikacji na przykład przez wizyty na konferencjach w pięknych miejscach baszego globu i kierowaniu artykułów do zaprzyjaźnionych recenzentów w taki sposób, że ukazuje się wszystko. Osobiście mam ileś prac w mdpi I żadna nie kosztowała mnie ani podatnika nawet 1 euro. To w innych platformach jest niemożliwe. Poprostu bój o klienta. To wszystko skutek tego, że kolejne rządy uważają, że pubkikacjie mają być szybko i ma być ich dużo. Wydawanie kasy na to jest poprostu głupotą. Co do wpisów o papierowych doktorach itd, to chyba te doktoraty, wnioski habilitacyjne przechodziły recenzje w kraju, nie w mdpi?
👍
Wstyd, że pracownik naukowy tworzy teksty z błędami ortograficznymi...
No cóż, piszę na telefonie, a wzrok i sprawność nie te. Różne rzeczy się przemykają, sądzę jednak , że tekst był zrozumiały. Żeby dorównać poziomem uszczypliwości, pozwolę sobie stwierdzić, że mało mnie martwią takie uwagi znawców przecinków, bo to nie moja działka i w sumie uważam, że ma to marginalne znaczenie.
No to może, skoro należy publikować już tylko po angielsku i najlepiej w MDPI, przestańmy używać języka polskiego i zniknie problem ortografii. Dodam, że przecinkologia to też nie moja działka, ani nawet hobby. Jednak jako pracownik naukowy z inklinacją do nauk ścisłych mam nawyk staranności i porządku.
Pana nawyki Pana prawem, jednak wielu nawet wielkich świta nauki takich inklinacji nie ma, więc to w sumie tylko poprostu Pana upodobanie i nic więcej z tego nie ma. Albert Einstein, Walt Disney, Winston Churchill, Pablo Picasso, Leonardo da Vinci, Mozart, Adam Mickiewicz, Andy Warhol, Anthony Hopkins, Agatha Christie, John Lennon – ich wszystkich łączy dysleksja. Nie, żebym się z nimi równał choćby w snach, ale jak widać ostatecznie to nie takie ważne.... Tak na marginesie, wydając coś czy po polsku, czy po angielsku zwykle przeprowadza się korektę. To właśnie dla takich jak ja wymyślono :).
Jak to się stało, że jest tu nocna dyskusja o dysleksji? Po pierwsze, to nic nie wnosi do tematu. Po drugie dysleksja, to jak nazwa wskazuje - problemy z czytaniem. Problemy z ortografią to dysortografia.
Jakoś tak w Internecie krąży zachowanie, że niszczy się człowieka za błąd ortograficzny lub interpunkcyjny. Tylko tu powinny panować lepsze standardy.
Choć czy nie należało zacząć od powiedzenia: "Nie karmić trolli"? Patrz "Gnom" i autokorekta dostępna w każdej przeglądarce, a na telefonie jeszcze wbudowany słownik.
Co za bzdury! Zamiast rozsiewać mity, proszę podać wiarygodne źródła tych rewelacji. W której poradni PP był diagnozowany A.M. ? W Paryżu, czy może w Wilnie? :-D A poważnie.... nie ma sensu dyskutować nad koniecznością pisania poprawnym językiem, bo to jest oczywiste. Dobry naukowiec pisze artykuły tekstem zrozumiałym i eleganckim, aby czytało się przyjemnie. Można przyjąć, że szybkie pisanie postów na telefonie rodzi pewne błędy, ale dyskusja, że to normalne jest pozbawiona sensu. BTW, ostatnio wpadł mi do ręki doktorat pewnej pani dyrektor szkoły podstawowej o tematyce zarządzania szkołą.... po przeczytaniu 'Wprowadzenia' miałem dosyć... bełkot, "lanie wody", liczne błędy stylistyczne... aż wstyd.... Ale takiego pisania uczą szkoły.
Można znaleźć troszkę prac na ten temat (choć o jednoznaczne dowody trudno) - bazują one na analizach pozostawionych tekstów. Proszę sobie poszukać samemu, jest tego sporo. Natomiast obecnie dysleksję diagnozuje się jako zaburzenie i jest to powszechnie uznawane. Myślę też, że nikt z osób z dysleksją mających jakieś aspiracje nie jest z niej dumny, po prostu uczy się z tym żyć i funkcjonować najlepiej jak potrafi. Podobnie jak niewidomy może być muzykiem, tak samo dyslektyk może prowadzić badania laboratoryjne, pisać ciekawe i wartościowe prace - aczkolwiek jest to problem, bowiem zwykle wymagają one korekty oraz dodatkowego, znacznego wysiłku. Dysleksja może i dyskwalifikuje polonistę, ale nie np. inżyniera. Oczywiście niechlujstwo jest czymś zupełnie innym niż dysleksja. Rozważania, czy dyslektyk jest godny miana „naukowca” (które uważam za wyraźnie pompatyczne), każdy z nas musi sobie przeprowadzić sam. Sądzę jednak, że finalnie jest to w odniesieniu do prowadzonej obecnie dyskusji związanej ze sprawą wykazu czasopism punktowanych kwestia marginalna, a próba dyskredytowania kogoś w ten sposób (jesteś niegodny zabierać głos, należeć do naszego wspaniałego grona, bo zrobiłeś błąd czy literówkę w poście na forum) jest nieco dziecinna i żałuję, że się w nią dałem wciągnąć. I chodzi nie o to bym uważał, że dysleksja zwalnia ze starania się o jak najwyższy poziom poprawności językowej.
Nie chodzi tu o dysleksję (Pan podniósł ten temat). Zgadzam się, że naukowiec może nim być, choć dysleksja nie zwalnia go z poprawnego pisania - a jak to już jego problem. Chodzi o marginalizowanie znaczenia poprawnej polszczyzny (cyt.: "mało mnie martwią takie uwagi znawców przecinków, bo to nie moja działka i w sumie uważam, że ma to marginalne znaczenie"). Dbajmy o nasz język :-). O przecinki również. Gdyby poprawność językowa była marginalna, postulowałbym o wyeliminowanie ortografii (piszmy wszystko przez 'u', 'ż', itd... , używajmy małych liter zamiast dużych), co byłoby logiczne - prościej i bez wielu problemów językowych ;-), a nadal zrozumiale. Pozdrawiam. EoT.
Skąd to założenie, że jestem "Panem"? Na liście przytoczonym nazwisk też tylko jedna kobieta. Jawny przykład dyskryminacji w świecie nauki.
Ale złośliwość to już zdecydowanie Pana działka, a może nawet hobby. Ma Pan do tego silne inklinacje.
Jestem tylko słabą kobietą:-))
Znam wielu profesorów z dysleksją
W roku 2024 opublikowałem w MDPI 4 artykuły. Tylko za jeden zapłaciłem znacznie mniej niż 50%. Pozostałe - za darmo. W listopadzie dostałem 3 darmowe propozycje opublikowania w trzech różnych czasopismach z MDPI w roku 2025. Jak masz znaczący dorobek, publikują za darmo, bo podbijasz im liczbę cytowań oraz IF.
👍
Widać, że autor nigdy nie publikował w MDPI
Szanowni Państwo,
Zapraszam Państwa do publikacji w rodzimych czasopismach naukowych należących do Polskich instytucji i publikowanych na platformie Sciendo. Nasza firma wspiera wydawnictwa akademickie od ponad 20 lat w Polsce i na innych rynkach Europy Środkowo-Wschodniej. Czasopisma naszych klientów rozwijają skrzydła na rynku międzynarodowym i stają się naturalną alternatywną dla drapieżnych wydawców. Na Sciendo jest hostowanych ponad 500 czasopism naukowych, 120 czasopism indeksowanych w bazie Clarivate, że wskaźnikami cytowań Impact Factor oraz ponad 180 indeksowanych w bazie Scopus oraz około 20 tytułów w bazie Pubmed. W śród tych czasopism jest ponad 100 z Polski i ok 50 z IF. Ponadto w Polsce w tej chwili jest 340 czasopism indeksowanych w bazie Clarivate ze wskaźnikami IF. Duża grupa tych czasopism należy do renomowanych instytucji takich jak np. Polska Akademia Nauk, Politechnika Wrocławska, Uniwersytet Medyczny we Wrocławiu, Politechnika Poznańska, Politechnika Śląska, Politechnika Warszawska, itd. Mógłbym tutaj wymienią wiele instytucji polskich które mają świetnie cytowane czasopisma oraz redaktorów z wieloletnim doświadczeniem.
Zacznijmy wspierać naszą naukowe, naukowców oraz czasopisma i inne publikacje naszych rodzimych wydawnictw. To jedyna droga do umiędzynarodowienia polskiej nauki i poszerzania horyzontów naszego kraju i innowacyjności.
Pozdrawiam,
Krystian Stefański
www.sciendo.com
W "rodzimych czasopismach" jak wynika z doświadczenia, czas publikowania dla ludzi spoza konsorcjum wynosi 1,5 - 2 lata. W tym czasie chińczycy zrobią podobne badania i opublikują cykl artykułów.
Jakość artykułów w "rodzimych czasopismach" jest często żenująca
W większości polskich czasopism dla których pisałem i recenzowałem (nauki techniczne) jakość artykułów jest o wiele wyższa niż w czasopismach MDPI gdzie rónież recenzowałem już kilkadziesiąt artykułów, które czasem mimo negatywnej recenzji ukazywały się.
Pan Nawigator pisze o jakości. W czasopismach krajowych chodzi nie o jakość, a o terminy. Po ilu miesiącach od złożenia opublikowano recenzowane przez Pana artykuły? Może Pan to sprawdzić, jeżeli czasopisma podają daty. Publikowane artykuły można podzielić na dwie kategorie według terminów - 1) krótkie i bardzo krótkie 2) bardzo długie. A jakość zarówno pierwszych, jak i drugich podobna, a może nawet tych drugich i lepsza. Od czego zależą te terminy? Odpowiedź zna, chyba, każdy.
MDPI to zdecydowanie drapieżne wydawnictwo. Głównym problemem i źródłem ich potęznych zysków są wydania specjalne (special issues).
Chinczycy proponowali mi wielokrotnie zostanie redaktorem special issue w rozmaitych nie powiązanych ze sobą dyscyplinach, nie mających zwiazku z moimi publikacjami.
W zamian oferowali, ze mogę opublikowac w special issue za darmo własny artykuł. Obecnie cena artykułu, tylko wersji elektronicznej, grubo przekracza 2 tys. franków szwajcarskich
to jest 10 tys. zł. Ciekawe, ze choc mdpi ma siedzibę w Szwajcarii to Szwajcarzy, Niemcy i Austriacy nie publikują w mdpi. Na lep idą uczeni z "zamożnej" Polski.
Stawiam wniosek aby za "artykuły" wydań specjalnych nie przydzielać żadnych punktów, niezaleznie od wydawnictwa. Stracą głównie drapieżcy jak osławione ENERGIES z mdpi.
W pełni się zgadzam. Od czegoś trzeba zacząć. Większość "OA" idzie w tym kierunku co robi MDPI i sama idea OA jest w obecnych czasach zła i szkodliwa. Europa toczy wojnę technologiczną z USA i Chinami ale wyniki badań sponsorowanych przez podatników mamy konkurentom udostępniać za darmo?
Nie rozumiem dlaczego w Polsce miałyby nie być punktowane czasopisma o zasięgu światowym, tylko dlatego że są w MDPI. Dla przykładu IJMS (International Journal of Molecular Sciences) jest w pierwszym kwartylu czasopism światowych (współczynnik Q1), punktów ministerialnych obecnie posiada 140. Czy tylko dlatego, że czasopismo jest w redakcji MDPI polscy naukowcy mają przestać w nim publikować? Na świecie takie publikacje są wiarygodne i cenione. Czy mamy zamknąć się tylko w swoim kręgu, nie zwracać uwagi na IF i być rozliczani tylko na podstawie punktów ministerialnych? To jak mamy robić światową naukę? Poza tym system ewaluacji, gdzie oceniają nas corocznie z ilości publikacji, sprawia, że każdy chce publikować jak najszybciej żeby ciągle wykazywać rosnące punkty. Pod tym względem MDPI jest naturalnym wyborem.
Popieram
👍
Popieram głos w dyskusji
Zadne czasopismo MDPI lub Hindawi (oraz Frontiers jesli nie jest to review) nie jest traktowane powaznie w biologii, biochemii, immunologii lub pokrewnych. Na pewno nie w dobrych osrodkach w USA (pisze z wlasnego doswiadczenia). Porownywanie, tak jak na tym forum renomowanych czasopism OA np. Cell Reports, Nature Communications lub Science Advances z jakimkolwiek czasopismem z MDPI, Hindawi, czy Frontiers jest czyms wiecej niz nieporozumieniem. To skandal. Nie jest wazny sztuczny IF czasopism MDPI. Nikogo nie obchodzi. Panelisci NIH od razu skreslaja "dorobek" oparty na takich pracach. Fikcyjnosc recenzji jest powszechnie znana. Ja rozumiem frustracje wszystkich tych co przez ostatnie 5 lat tam publikowali. Powodzenia w ubieganiu sie o granty z EU. Co nie mozna ich dostac? :DDDDDDD
To źle świadczy o NIH. Liczy się jakość pracy a nie to, gdzie została opublikowana.
To zart? Wie pan jak wyglada praca panelisty w NIH? Ad meritum - zartem jest poziom recenzji w MDPI. To jest wiedza powszechna i taka jest powszechna opinia o MDPI. Znacznie lepiej jest opublikowac np. w JBC (IF ok. 4) niz w jakims MDPI IF 9. Posiadanie MDPI w CV jest bardzo zle widziane
Na uczelniach liczy się kasa. Nauka poszła w las. Dlatego sami piszemy i publikujemy. Nieraz niewielka pomoc jak chociażby do tej monografii, która ukazała się w Wydawnictwie UWM Olsztyn. Jedyna w swoim rodzaju i czy wyniki zostaną wykorzystane.
Nikt nie pisze prawdy o zarządzaniu kadrami w policji - lub prawie nikt.
Szanowni Państwo.
Od kilku dobrych lat interesuje mnie problem tzw. "papierni" (ang. "paper mills"),, a także rola niektórych wydawnictw w tym przerażającym procederze. Skala tego zjawiska jest trudna do przecenienia i poruszana była na tym forum niejednokrotnie. Czasopisma MDPI (ale nie tylko one) odgrywają w rozprzestrzenianiu się tej patologii niepoślednią rolę. Najbardziej przykre jest to, że to nie tylko kontrowersyjni wydawcy czasopism naukowych, czy stare rządy, a nawet korupcjogenne decyzje polityków doprowadziły naukę w Polsce do aktualnego stanu. Doprowadziła do tego nasza społeczność akademicka za cichym przyzwoleniem władz na różnych szczeblach. Ciekaw jestem ilu doczekaliśmy się przez ten czas "papierowych" profesorów, "papierowych" doktorów habilitowanych i "papierowych" doktorów?. W ciągu kilku ostatnich lat do najważniejszych gremiów decyzyjnych przeniknęły poprzez "sukcesy w wirtualnej nauce" wielcy "papierowi" naukowcy. Mam nadzieję, że za interpelacją Pana posła Bartłomieja Pejo (moje uszanowanie) przyjdą bardziej realne działania, radykalnie ograniczające ekspansję nieuczciwości i kombinatorstwa. Najbardziej istotne jest jednak jak my - społeczność akademicka - będziemy postrzegać, dostrzegać i oceniać te patologiczne zjawiska niszczące nasze naukowe środowisko.
Nie ma co kombinowac ze zmienianiem punktacji. Przy obecnym stanie finansowania polskiej nauki powinien być po prostu wprowadzony odgórny zakaz wydawania środków publicznych na płatne publikacje, w jakichkolwiek wydawnictwach. Jeśli autor ma darmowy voucher to niech publikuje i dostaje punkty. Natomiast nie powinna być na to wydana ani złotówka ze środków publicznych. W obecnej sytuacji finansowej na takie wyprowadzenie pieniędzy w czarną dziurę poza granice Polski, czy wręcz do wrogich Chin, nas po prostu nie stać.
To bardzo zły pomysł. Wyniki wszystkich badań, finansowanych z publicznych funduszy, powinny być nieodpłatnie dostępne dla każdego (w trybie Open Access). Może to zapewnić tylko publikacja w takich wydawnictwach, które z góry pobierają za to opłatę – aby następnie nieodpłatnie dostarczać treść publikacji.
Publikacja badań w „darmowych” periodykach oznacza konieczność płacenia za dostęp do nich (np. w formie subskrypcji). W ostatecznym rozrachunku dostęp do takich badań jest ograniczony, a przez to ich zasięg i „cytowalność” znacznie mniejsze. Natomiast całkowity koszt dostępności wyników takich publikacji może być nawet wyższy niż w przypadku publikowania w periodykach Open Access.
Za nic nie powinniśmy płacić. A to już nie sprawa naukowców że nie na dostępu, nie jesteśmy od tego żeby taki problem rozwiązać, to probkem do rozwiązania międzynarodowo przez rządy państw, którym zależy na otwartej nauce. Autor pracuje za darmo, recenzenci pracują za darmo, manuskrypt wysyłam w latex-u a na końcu następuje wrogie przejęcie moich praw do mojej własnej pracy. Mogę najwyżej zapłacić 100 euro do każdej publikacji na utrzymanie serwerów.
Żyjemy w świecie ograniczonych zasobów. Ich pozyskiwanie kosztuje. Kosztuje utrzymywanie wydawnictw, serwerów, baz danych, usług informatycznych i łączy sieciowych. Kosztuje niezbędna do tego energia. Dlatego bardzo mnie cieszy, kiedy ktoś dostrzega pewne ograniczenia, jakie stwarza natura rzeczy, oraz koszt ich przełamywania.
Z tego też powodu rządy i grantodawcy dotują prowadzenie nauki - w tym koszty publikowania prac naukowych i zapewniania do nich dostępu. W kapitalistycznym modelu ekonomicznym, a w takim funkcjonujemy, oznacza to płacenie określonym podmiotom za ich usługi. Bo w rzeczywistym świecie nie ma darmowych obiadów…
Każda publikacja, także opublikowana w czasopiśmie w modelu subskrypcyjnym, może być udostępniona przez autora w formie preprintu/postprintu w otwartym repozytorium (tzw. zielony model open access). Naprawdę, nie trzeba za to płacić kilkunastu tysięcy złotych, skoro są serwisy (np. arXiv) robiące to za darmo.
Nie wyobrażam sobie jak można uzasadniać płacenie setek milionów rocznie wydawnictwom argumentem że dzięki temu są one bardziej dostępne, skoro każdy autor może zamieścić ten sam artykuł publicznie za darmo. Chyba tylko opłacani lobbyści wydawnictw są w stanie używać takiej argumentacji.
Po co pisać w dyskusji rzeczy, które nie są prawdą, albo sa półprawdą?
Przede wszystkim czasopisma subskrypcyjne funkcjonują dzięki opłatom z instytucji lub użytkowników indywidualnych. Swobodne rozpowszechnianie takich publikacji mogłoby podważyć ten model biznesowy. dlatego kwestia rozpowszechniania publikacji, dostępnych w ramach subskrypcji, jest złożona i zależy od kilku czynników.
Po pierwsze - wydawca w modelu subskrypcyjnym nabywa zazwyczaj szereg praw do publikacji, w tym często WYŁĄCZNE prawo do jej rozpowszechniania. W takiej sytuacji jej dalsze rozpowszechnianie jest niezgodne z prawem i można zostać pociągniętym do odpowiedzialności karnej. Publikując w tym modelu zawiera się z wydawnictwem umowę autorską, która określa prawa autorskie, w tym prawa do rozpowszechniania publikacji. Może ona zezwalać na rozpowszechnianie (np. na określonych warunkach), lub je ograniczać.
Po drugie - publikacje mogą być dostępne w różnym modelu licencyjnym. Zarówno otwartym, jak i zamkniętym. W tym drugim przypadku rozpowszechnianie publikacji jest naruszeniem licencji.
Rzecz jasna każdy wydawca, oraz czasopismo, mogą mieć także własną politykę dalszego rozpowszechniania artykułów. Może być ona możliwa np. na podstawie indywidualnej zgody wydawcy, lub po określonym czasie.
Zasadniczo wszystkich tych problemów nie ma w przypadku Open Access, gdzie publikacje są od razu dostępne dla wszystkich - zwykle na licencji CCBY lub do niej zbliżonej.
Rozpowszechnianie preprintów może obejść te ograniczenia, aczkolwiek publikacje często znacznie zyskują na klarowności i jakości po uwzględnieniu uwag recenzenckich. Osobiście wolałbym mieć do czynienia raczej z ostateczną wersją publikacji, niż z jej brudnopisem. Oczywiście czasami różnice są nie wielkie, ale przecież zamawiając brudnopis nie wie się jak się on ma do opublikowanej wersji pracy.
Ale zapłacić łatwiej, bo nie wiąże się to z żadnym wysiłkiem. I o to się fanom masowego płacenia za OA rozchodzi. Jeszcze nie zauważyli, że pośredni idzie to z ich kieszeni (niższe podwyżki, mniejszy budżet na nagrody, brak pieniędzy na poziomie katedr/instytutów)
Niech pan poseł Piejo zapyta też o wydatki na publikacje w starych, uznanych czasopismach. Może się bardzo zdziwić.
👍
a czy MDPI nie jest przypadkiem znane z publikacji słabych jakościowo tekstów, o ile tylko wpłaty się zgadzają?
Oczywiście, że tak. Mam kilkadziesiąt recenzji zrobionych dla MDPI dla kilkunastu różnych czasopism. Poziom wielu przesłanych "artykułów naukowych" to taka praca magisterska jaką robią u mnie studenci. Dostaje często do recenzji artykuły z zupełnie obcych mi dziedzin więc ponad połowę recenzji odrzucam. Ale po tym co tam widziałem to wiele osób bierze chyba do recenzji cokolwiek dostanie bo potem jest voucher i można opublikować taniej. Wielokrotnie dawałem reject lub major revision a artykuł się ukazywał.
Oczywiście domyślam się, że podobnie to wygląda w innych "Open Acessach" jednak MDPI jest w tym gronie wybitnie przereprezentowane w Polskich publikacjach więc dobrze zacząć od czegoś.
Sama idea "OA" jest chora. A w przypadku MDPI jeszcze płacimy chińczykom za to, że za darmo dostają postęp naukowy wykonany za pieniądze polskiego podatnika. Na szczęście często to co tam jest publikowane jest bezwartościowe.
Nie. Jest tam bardzo dobrych publikacji, które mają znakomite cytowania.
Zachęcam do publikowania, najlepiej sprawdzić na sobie, a nie słuchać innych.
Może ostatnie 2 -3 lata są lepsze, ale wcześniejsze publikacje w MDPI przypominają bardziej sprawozdania studenckie z ćwiczeń laboratoryjnych niż publikacje naukowe.
Publikowałam i recenzowałem dla MDPI. Proces niczym się nie różni, na plus MDPI - jest znacznie szybciej, nie dwa lata jak w "starych" wydawnictwach. Atak na MDPI to dla mnie walka z dynamiczną konkurencją.
W pełni się zgadzam.
W 100 % zgoda a tą opinią
Elsevier jest natomiast znany z desk rejection nadesłanych artykułów z nieznanych powodów i od razu proponowania swoich płatnych czasopism ;)
👍
W rzeczy samej
Nie bardziej jak np. IEEE Access.
Mam roboczą hipotezę, że dissowanie MDPI ma dwa źródła.
1. Oczywiste, tradycyjne wydawnictwa, którym MDPI wyrwało kawał tortu - aż się prosi, by wynająć agencję czarnego PRu, która by suflowała narrację deprecjonującą konkurencyjne wydawnictwo,
2. Mniej oczywistym źródłem jest pojawienie się nowych czasopism o profilu inżynieryjnym z IF. Spowodowało to, że naruszono układ sił pomiędzy dyscyplinami. Do tej pory na 'liście filadelfijskiej' nadreprezentowane były stare dziedziny - fizyka, chemia, biologia, medycyna - stąd wynikała ich relatywna łatwość publikowania z IF. I tu nagle okazało się, że inne działki też mają realne (a nie wyłącznie hipotetyczne) możliwości publikacji z IF, stąd reprezentanci tych działek poczuli się zagrożeni przez konkurencję.
Jest jeszcze inna hipoteza - ktoś chce "haraczu"...
Zgadzam się w pełni. W wymienionych m.in. chemii i medycynie wystarczy , że ktoś kleksa na kartce postawi to od razu "środowisko" w tymże kleksie rozpoznaje Pana Kleksa i cytuje jak oczadziałe, windując w kosmos Impact Factor ... razem z tym kleksem i tak powstaje temat na nagrodę Nobla: "Pan Kleks w kosmosie".
100/100
W 2024 roku średni koszt publikacji w wydawnictwach MDPI to 1500 zł, w przyzwoitym czasopiśmie Elsevier OA to koszt 12 000 zł.
👍
No to teraz poprosimy o kolejną interpelację dotyczącą pieniędzy przekazanych przez polskich podatników dla Elseviera i Springera (z podziałem na wykupienie dostępu i publikacje płatne) oraz liczby takich publikacji.
Zobaczymy i porównamy jak polskiego podatnika obciąża MDPI, a jak stare, tłuste koty zazdrosne o kawałek tortu.
100% racji
Zgadzam się w pełni. Koszt opłaty wydawniczej w renomowanych wydawnictwach amerykańskich to często powyżej 20 000 zł za artykuł!!! A czas publikacji wielokrotnie dłuższy niż w MDPI.
👍
👍
Czyli mowimy o orzeszkach, a panike sieja lobbysci duzych i starszych wydawnictw ktorym ucieka prestiz i kasa?
👍