Historia ta została opisana, bowiem rzuca światło na zachowania tych młodych naukowców, których pęd do kariery, realizowany z naruszeniem dobrych praktyk naukowych, nie powinien być akceptowany przez środowisko akademickie. Wygląda jednak na to, że jest inaczej.
Doktor weterynarii Olga Witkowska-Piłaszewicz (ur. 1991) jest obecnie adiunktem w Katedrze Chorób Dużych Zwierząt i Klinice (kierownik: dr hab. Bartosz Pawliński, prof. SGGW) Instytutu Medycyny Weterynaryjnej Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. Została też powołana przez ministra Przemysława Czarnka na przewodniczącą Rady Młodych Naukowców. Chyba nikt w ministerstwie nie wiedział wówczas (jesień 2023), że na uczelni prowadzone jest w stosunku do niej postępowanie dyscyplinarne z powodu zarzutów naruszenia zasad etycznych. Uczelnia zaś nie zablokowała tej nominacji przez wysłanie odpowiedniej informacji do ministerstwa.
Nasza bohaterka bezpośrednio po otrzymaniu dyplomu lekarza weterynarii na SGGW zapisała się tam na studia doktoranckie (Szkoła Doktorska KNOW). Przez ostatni rok tych studiów była też zatrudniona jako asystent na Uniwersytecie Przyrodniczym w Poznaniu (trawestując znane przysłowie: „rozsądne cielę dwie matki ssie”). Doktorat na temat powysiłkowej fizjologii zmęczenia u koni arabskich trenujących na długich dystansach (promotor: prof. Anna Cywińska) obroniła z wyróżnieniem w grudniu 2019 r. Wcześniej, na początku 2018 roku, otrzymała trzyletni grant Preludium NCN (179 tys. zł.) na temat wpływu przeciwastmatycznego leku klenbuterol (często używanego przez sportowców do dopingu – dop. MW) na układ immunologiczny koni wyścigowych. Opiekunem naukowym tego projektu również była prof. A. Cywińska, wybitna badaczka fizjopatologii koni, poważana sędzia końskich sportowych rajdów długodystansowych.
Od 2005 r. prowadzi ona badania nad oceną roli powysiłkowej reakcji ostrej fazy w adaptacji treningowej koni arabskich trenowanych do wyścigów i rajdów długodystansowych. Drugą osobą, świetnie znaną w naukowym „świecie końskim”, jest dr hab. wet. Lucjan Witkowski (przypadkowa zbieżność nazwisk). Zajmuje się on chorobami zakaźnymi tych pięknych zwierząt i jest profesorem w Samodzielnym Zakładzie Epidemiologii i Ekonomiki Weterynaryjnej SGGW. Olga Witkowska-Piłaszkiewicz mogła wejść w dość hermetyczne środowisko wyścigów i rajdów końskich dzięki kontaktom międzynarodowym i krajowym oraz szacunkowi, jakim cieszą się w tych kręgach profesorowie A. Cywińska i L. Witkowski. Pozwoliło jej to wykonać badania prowadzące do doktoratu. Niestety po obronie dysertacji współpraca z dotychczasowymi mentorami, dyplomatycznie mówiąc, się rozluźniła.
Wniosek habilitacyjny
Niecałe półtora roku po doktoracie, pod koniec kwietnia 2021 roku, dr Olga Piłaszewicz złożyła do Rady Doskonałości Naukowej wniosek o otworzenie przewodu habilitacyjnego na własnym wydziale. Podstawą jej osiągnięcia naukowego są trzy artykuły naukowe opublikowane w zagranicznych czasopismach. W dorobku kandydatka przedstawiła 10 publikacji sprzed doktoratu oraz 9 prac opublikowanych po doktoracie. Jej wniosek – uważany za mocno przedwczesny – był zaskoczeniem dla wielu osób. Posiedzenie Rady Dyscypliny Weterynaria, na którym między innymi rozważano zgodę na przeprowadzenie tej habilitacji, odbyło się 23 czerwca 2021 r. Wśród 26 samodzielnych członków rady dyscypliny biorących udział w obradach nie było już prof. Cywińskiej. Badaczka od 1 marca 2021 r. zmieniła pracę, przechodząc do Katedry Nauk Podstawowych i Przedklinicznych Instytutu Medycyny Weterynaryjnej UMK w Toruniu. Jak mi powiedziała – była już zmęczona atmosferą panującą na macierzystym warszawskim wydziale, a jej wniosek o roczny urlop bezpłatny został w SGGW załatwiony odmownie.
Posiedzenie prowadził przewodniczący rady, prof. Marcin Bańbura, dyrektor Instytutu Medycyny Weterynaryjnej. W punkcie dotyczącym zgody rady dyscypliny na przeprowadzenie przewodu habilitacyjnego, sylwetkę kandydatki przedstawił dr hab. Tomasz Sadkowski, zastępca dyrektora instytutu. Poprosił obecną na sali dr O. Piłaszewicz, aby opowiedziała krótko o swoich osiągnięciach i dorobku. W dyskusji, jaka się później rozpoczęła, dr hab. Magdalena Z. Rzewuska wytknęła, że w dwóch opublikowanych artykułach zrealizowanych w grancie NCN Preludium, którego kierownikiem była habilitantka, zabrakło nazwiska opiekuna naukowego, prof. Anny Cywińskiej. Z kolei dr hab. Lucjan Witkowski zakwestionował określenie „nowoczesne”, które znalazło się w tytule osiągnięcia naukowego, jakim był jednotematyczny cykl publikacji „Nowoczesne techniki monitoringu adaptacji koni wyścigowych do wzrastających obciążeń fizycznych”. Jego zdaniem, badania cytometryczne i termograficzne, jak również oznaczanie poziomu kortyzolu w ślinie, które stosowała dr Piłaszewicz, to metody znane od wielu lat. Bardziej odpowiedni termin to „nowe zastosowanie”. Komentując opis zaangażowania habilitantki w prace organizacyjne, uznał, że np. opisane przez nią wysiłki włożone w organizację konferencji Polskiego Towarzystwa Hipiatrycznego są przesadzone i zawyżone.
Z kolei prof. Jarosław Kaba, który – jak sam powiedział – aktywność kandydatki obserwuje i ceni od wielu lat, generalnie uważa, że półtora roku po doktoracie to za mało czasu na uzyskanie dojrzałości i samodzielności naukowej, nie mówiąc już o doświadczeniu w nadzorze nad magistrantami czy doktorantami. I tak np. habilitantka w szkoleniowym dorobku po doktoracie wymieniła swoje pobyty zagraniczne, faktycznie były to zawodowe praktyki studenckie, które odbyła w okresie studiów. To budzi jego wątpliwości, podobnie jak fakt, że jej istotne „osiągnięcie naukowe” powstało w ciągu zaledwie 16 miesięcy od doktoratu. Nie ma nic przeciwko awansom młodych ludzi, ale nie powinny się one odbywać „jak wyścig, kto pierwszy ten lepszy”, bo wobec doktorów habilitowanych wymagamy pełnego ukształtowania. Radziłby zatem, aby dr Piłaszewicz wróciła z tym wnioskiem za kilka lat, co pozwoli jej zdobyć większe doświadczenie i pomnożyć dorobek. Polemizując z jego stanowiskiem, habilitantka poinformowała, że od miesiąca pełni funkcję promotora pomocniczego w dopiero co otworzonym przewodzie doktorskim, a na stażach zagranicznych spędziła miesiąc w USA oraz była na dwóch pięciodniowych szkoleniach cytometrycznych w Genewie.
Zabierająca ponownie głos prof. Rzewuska podzieliła opinię, że wiele aktywności jest przez dr Piłaszewicz rozpoczętych, ale potrzeba kilku lat, aby zostały zakończone. Dyskusję zakończyła prof. Iwona Markowska-Daniel, stwierdzając, że okres 16 miesięcy na napisanie 9 publikacji po doktoracie jest niezwykle krótki, co sugeruje, że artykuły opierają się na badaniach i koncepcjach z okresu pracy nad doktoratem. Habilitantka odpowiedziała, że 90% próbek badawczych pobrała już po obronie dysertacji doktorskiej. W pierwszym głosowaniu nad zgodą rady na otwarcie przewodu szesnaście osób głosowało „nie”, dwie „tak”, zaś siedem osób wstrzymało się od głosu. W drugim głosowaniu nad odmową przeprowadzenia przewodu, dwadzieścia osób było za, jedna przeciw, a dwie wstrzymały się od głosu. Wniosek więc nie przeszedł. W takiej sytuacji Rada Doskonałości Naukowej wskazuje nową radę na innej uczelni, która musi przeprowadzić habilitację bez możliwości sprzeciwu. Po jakimś czasie okazało się jednak, że posiedzenie Rady Dyscypliny Weterynaria SGGW odbyło się kilka dni po upływie 30-dniowego terminu, w którym organ może wyrazić sprzeciw. Odmowa po tym czasie jest bezskuteczna, a zatem przewód habilitacyjny dr Olgi Witkowskiej-Piłaszewicz musi być prowadzony przez Radę Dyscypliny na SGGW.
Kroki dyscyplinarne
Odrzucony przewód habilitacyjny powrócił zatem i na kolejnych posiedzeniach rady dyscypliny, już po wakacjach, powołano komisję habilitacyjną i recenzentów. W trzy tygodnie od powołania recenzentów, 10 listopada 2021 roku, prof. Jarosław Kaba skierował za pośrednictwem Biura RDN pismo do komisji habilitacyjnej przewodu dr O. Piłaszewicz. Poinformował wszystkich jej członków, że Rada Dyscypliny Weterynaria SGGW nie chciała procedować tego przewodu, gdyż się okazało, że w autoreferacie kandydatki są naruszenia etyczne. I wyszczególnił wszystkie te, które później znalazły się we wniosku dyscyplinarnym. Jak się dowiedziałem, informacja dotarła też do recenzentów, którymi byli: prof. Jarosław Mariusz Całka (Uniwersytet Warmińsko-Mazurski w Olsztynie), prof. Artur Niedźwiedź (Uniwersytet Przyrodniczy we Wrocławiu), prof. Dariusz Jan Bednarek, Państwowy Instytut Weterynaryjny – PIB w Puławach oraz dr hab. Dorota Lewczuk (Instytut Genetyki i Biotechnologii Zwierząt PAN w Jastrzębcu).
Recenzenci na początku stycznia 2022 r. przysłali już swoje opinie, ale ze względu na zawieszenie postępowania 24 stycznia 2023 roku (o czym poniżej), recenzje nie są upublicznione. Nieoficjalnie wiem, że jedna recenzja jest negatywna, a trzy pozytywne. Obecne przepisy dotyczące procedowania awansów naukowych (habilitacyjnych czy też profesorskich) milczą na temat poważnych naruszeń etycznych (kłamstw czy przekłamań) w sporządzonym przez kandydatów opisie własnego dorobku organizacyjno-naukowego. Jak się wydaje, RDN uważa, że skoro nie ma przepisu, to nie ma też sprawy.
Grupa profesorów z SGGW była oburzona faktem normalnego procedowania postępowania habilitacyjnego dr Piłaszewicz. Wiedzieli, że w autoreferacie znajdują się informacje o jej osiągnięciach, które nie są zgodne z prawdą. Szczególnie dotknięty i zdradzony czuł się prof. Lucjan Witkowski, którego rekomendacje i starania bardzo ułatwiły habilitantce drogę do sukcesów. Ujawnione fakty i dowody spowodowały, że dyrektor instytutu, prof. Marcin Bańbura, zmuszony był jesienią 2022 r. powiadomić o sprawie rektora SGGW i zażądać przeprowadzenia wyjaśniającego postępowania dyscyplinarnego. Rektor Michał Zasada zlecił to rzeczniczce dyscyplinarnej, dr hab. Iwonie Kowalskiej, prof. SGGW, ekonomistce z Katedry Finansów Instytutu Finansów i Ekonomii. Po zapoznaniu się z przesłanymi do rektora dokumentami 24 stycznia 2023 r. wydała ona formalne postanowienie o wszczęciu postępowania wyjaśniającego.
Zapewne musiało być ono zasygnalizowane władzom Instytutu Weterynarii SGGW, gdyż jeszcze tego samego dnia prof. Marcin Bańbura zwołał nadzwyczajne posiedzenie Rady Dyscypliny Weterynaria. Przedstawił jej członkom formalne powody działania rzeczniczki dyscyplinarnej (było sześć zarzutów, które opisuję poniżej) i poprosił dr Olgę Witkowską-Piłaszewicz o opuszczenie posiedzenia, gdyż obrady jej dotyczyły, a zatem jest ona stroną. Następnie poinformował, że okoliczności prawne zmuszają radę do zawieszenia toczącego się przewodu habilitacyjnego (20 października 2021 r. powołano komisję habilitacyjną, w tym recenzentów, którym wysłano materiały – dop. MW). Głos w dyskusji zabrał dr hab. Lucjan Witkowski, który potwierdził informacje przewodniczącego rady i dodał, że toczy się także postępowanie wyjaśniające Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej Zachodniopomorskiej Izby Lekarsko-Weterynaryjnej, której członkiem jest dr Witkowska-Piłaszewicz, mimo że zawód lekarza weterynarii wykonuje w Warszawie, gdzie pracuje na SGGW. To postępowanie jest niezależne od prowadzonego na uczelni, ale dotyczy także naruszenia etyki zawodowej lekarza weterynarii, co ma umocowanie prawne. W tajnym głosowaniu 22 osoby opowiedziały się za bezterminowym zawieszeniem postępowania habilitacyjnego aż do zakończenia sprawy dyscyplinarnej. Jedna była przeciwna takiej decyzji.
Prof. Iwona Kowalska przez dalsze miesiące przesłuchiwała pokrzywdzonych i świadków. W drugiej połowie 2023 r. złożyła wniosek o ukaranie do Uczelnianej Komisji Dyscyplinarnej (przewodniczący: prof. Jan Rozbicki z Katedry Agronomii), zarzucając obwinionej, że „dopuściła się czynów stanowiących uchybienie obowiązkom nauczyciela akademickiego obejmujących: pominięcie opiekuna naukowego grantu Preludium – prof. dr hab. Anny Cywińskiej w publikacjach powstałych w jego rezultacie; przypisanie sobie wiodącej roli w projekcie dr hab. Lucjana Witkowskiego oraz współpracy naukowej z Virginia-Maryland College of Veterinary Medicine, a także w przygotowaniu ostatecznej wersji manuskryptu: «Variations in haematological and biochemical parameters in healthy ponies», przypisanie sobie w 2021 r. roli głównego pomysłodawcy fakultetu «Perspektywy zawodowe lekarza weterynarii», przypisanie sobie współpracy naukowej z Uniwersytetem Przyrodniczym w Poznaniu”. Zażądała ukarania oskarżonej naganą.
Przewodniczącym Zespołu Orzekającego został dr hab. Paweł Obstawski, prof. SGGW z Katedry Podstaw Inżynierii i Energetyki. Pierwsza rozprawa dyscyplinarna miała miejsce 8 stycznia br. Na niej oraz na następnych, w kolejnych miesiącach, przesłuchiwano świadków. Dr Olga Witkowska-Piłaszewicz odmówiła mi komentarza do tych zarzutów aż do zakończenia tych postępowań.
Jak się dowiedziałem, jej bezpośredni zwierzchnik, dr hab. Bartosz Pawliński, w skardze do rektora zarzucił dr. hab. Lucjanowi Witkowskiemu stosowanie mobbingu wobec dr Olgi Piłaszewicz. Rektor Zasada, zamiast skierować sprawę do Rektorskiej Komisji Przeciwdziałania Mobbingowi, 28 września 2023 r. zlecił zajęcie się nią rzeczniczce dyscyplinarnej, prof. Iwonie Kowalskiej. Ta przyjęła sprawę pomimo konfliktu interesów – złożyła przecież wniosek dyscyplinarny przeciwko dr Piłaszewicz, którego przyczyną była skarga prof. L. Witkowskiego – zamiast formalnie odmówić rektorowi. Przecież mobbing nie leży w gestii rzecznika dyscyplinarnego, to naruszania na gruncie prawa pracy, a nie kodeksu postępowania karnego. Postanowieniem z 22 grudnia 2023 r. prof. Kowalska wszczęła postępowanie wyjaśniające wobec dr. hab. Lucjana Witkowskiego.
Uważam, że wydumane i złośliwe oskarżenia o mobbing za to, że ktoś ma odwagę poruszenia publicznie trudnych spraw, tłumią wszelką krytykę naukową, której i tak prawie u nas nie ma. Obie sprawy dyscyplinarne się toczą, a o ich wyniku poinformujemy.
Głowa w piasek
Wielu nauczycieli akademickich znających tę sprawę wzburzyło to, że minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek w ostatnim miesiącu swojego urzędowania powołał dr Olgę Witkowską-Piłaszewicz na stanowisko przewodniczącej Rady Młodych Naukowców. Już 12 grudnia 2023 r. red. Marek Sławiński opublikował z nią w tygodniku „Wprost” obszerny wywiad, a wcześniej, bo pod koniec listopada, internetowy serwis „Forum Akademickiego” zamieścił zdjęcie i notkę o nominacji. Z kolei 1 lutego 2024 r. nowy wiceminister nauki dr hab. Andrzej Szeptycki (profesor politologii z Uniwersytetu Warszawskiego) powołał nowo mianowaną przewodniczącą RMN w skład Zespołu Ekspertów ds. Strategii Umiędzynarodowienia. Stanowią go osoby zajmujące wysokie i zaszczytne stanowiska w szkolnictwie wyższym i nauce, w tym szefowie Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich, Konferencji Rektorów Uniwersytetów Polskich, Fundacji na rzecz Nauki Polskiej, Narodowego Centrum Nauki, Komitetu Polityki Naukowej i Narodowej Agencji Wymiany Akademickiej.
Ponieważ władze SGGW po pięciu miesiącach od tej nominacji nie poinformowały ministra Dariusza Wieczorka o wszczęciu postępowania dyscyplinarnego wobec przewodniczącej RMN z powodu zarzutów naruszenia dobrych praktyk akademickich, zmuszony jestem zrobić to ja, niżej podpisany. Zwracam się do Pana Ministra o odwołanie dr Olgi Witkowskiej-Piłaszewicz ze stanowiska Przewodniczącej Rady Młodych Naukowców.
Komentarz
Jak zwykle przy wymianie pokoleń, to „młode” gubi pewne wartości szanowane przez „stare”. To „średnie” z kolei nasiąkło wiarą, że ważne jest nie to co widać, tylko to, co się mówi. A papier i mowa wszystko zniosą. Muszę dodać, że dr Olga Witkowska-Piłaszewicz w konkursie OPUS 21 otrzymała finansowanie trzyletniego grantu „Badanie reakcji organizmu na wysiłek fizyczny z zastosowaniem biologii systemowej u koni wyścigowych” na sumę 2 507 500 zł. Rozpoczęcie projektu: 25 stycznia 2022 r. Z kolei jej drugi trzyletni grant pt. „Rola mikropęcherzyków w kształtowaniu się wydolności wysiłkowej u koni” w konkursie SONATA 18 otrzymał 2 182 800 zł. Rozpoczęcie projektu: 27 czerwca 2023. Jest to niewątpliwie bardzo duże osiągnięcie, dlatego wiele osób, w tym być może także władze rektorskie SGGW, zostały tymi kwotami (łącznie 4 690 300 zł) pozytywnie zaskoczone i przez ich pryzmat trudno im dostrzec naruszenia etyczne popełnione przez laureatkę konkursów Narodowego Centrum Nauki. Notabene ostatnio brała ona udział w debacie „okrągłego stołu” na temat przyszłości i kierunków działań tej agencji.
dr hab. n. med. Marek Wroński
Marekwro@gmail.com
Artykuł ukazał się w numerze 6/2024 „Forum Akademickiego” (pod tytułem Ambitne kadry naukowe)
Z podanych faktów jasno wynika, że coś jest na rzeczy. I nie jest temu winny autor artykułu. Wręcz odwrotnie aktywność profesora przyczyniła się do działania środowiska, bo sprawa gniła. Podziwiam profesora za aktywność w tropieniu i nazywaniu po imieniu nieuczciwości., jest w tym bardzo osamotniony. Bo wygodniej jest tylko gnić.
Szanowni Państwo,
Proszę przyjrzeć się działalności Pana Wrońskiego.
Nie ma takiego kota, którego by nie obrócił ogonem.
Ściga plagiatorów, ale jak plagiator z wyrokiem sądowym pochodzi z RDN to staje w jego obronie.
O tym więcej tutaj:
https://forumakademickie.pl/sprawy-nauki/polowanie-na-nieistniejacego-plagiatora/
Porównajcie Państwo artykuł w wykonaniu p. Wrońskiego, który z góry \"wie\", że został popełniony plagiat:
https://miesiecznik.forumakademickie.pl/czasopisma/fa-11-2023/szczecinska-habilitacja-%E2%80%A8na-niemieckim-doktoracie%E2%80%A9/
z artykułem Pani Joanny Grubej z Fundacji Science Watch Polska, która wykazuje coś zupełnie innego:
https://sciencewatch.pl/index.php/389-bez-domniemania-niewinnosci#
Może Redakcja Forum Akademickiego pochyli się nad działalnością Pana Wrońskiego ponieważ dużo wskazuje, że to on jest patologią nauki, którą rzekomo ściga.
Zosia
Szanowni Państwo,
nie przypuszczałam, że kiedykolwiek zmuszona będę bronić swojego dobrego imienia w ten sposób, ale wydźwięk opublikowanego artykułu oraz dyskusja, jaka rozgorzała poniżej, powoduje konieczność zajęcia stanowiska.
Dotychczas, z uwagi na trwające postępowanie, nie zabierałam w tej sprawie głosu, nie chcąc w jakikolwiek nieprzewidziany przepisami prawa sposób wpływać na czynności Komisji, która procedowała moją sprawę. O tym fakcie poinformowany był dr hab. Marek Wroński, co niestety nie powstrzymało go przed publikacją materiału przed ogłoszeniem decyzji Komisji. Zachowanie takie może zostać odczytane jako próba pozaprocesowego wpływu na wynik postępowania i jako takie pozostaje wysoce naganne, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę narrację tekstu i styl, w jakim został on napisany.
Informuję, że w dniu 1 lipca 2024 r. zostałam uniewinniona od wszystkich stawianych mi zarzutów, które – co ponad wszelką wątpliwość ustaliła Komisja – opierały się nie na moich rzeczywistych działaniach, a na niemających nic wspólnego z rzeczywistością pomówieniach grupy osób zainteresowanych. Owe pomówienia wygłaszane i rozsyłane były do wielu osób i instytucji w Polsce i zagranicą w celu zszargania mojego dobrego imienia i uniemożliwienia mi kontynuowania działalności naukowej. Ubolewam nad faktem, że osoby, którym ufałam i które postrzegałam jako swoich mentorów, w sytuacji podjęcia przeze mnie próby usamodzielnienia się naukowego zaatakowały w takiej formie i z taką intensywnością.
Działalność mająca na celu zniszczenie mojej naukowej i osobistej reputacji rozpoczęła się w momencie złożenia przeze mnie wniosku habilitacyjnego. Nieuprawnione są sformułowania o rzekomym rozdmuchaniu moich osiągnięć, ponieważ rzeczywista treść wniosku mocno odbiega od tego, co zaprezentowano w powyższym materiale.
Ustosunkowując się do zarzutów rozpowszechnianych wobec mojej osoby w prezentowanym artykule, wskazuję, że:
1) nie pominęłam żadnego ze współautorów prac (Witkowska-Piłaszewicz, O.; Pingwara, R.; Winnicka, A. The Effect of Physical Training on Peripheral Blood Mononuclear Cell Ex Vivo Proliferation, Differentiation, Activity, and Reactive Oxygen Species Production in Racehorses. Antioxidants 2020, 9, 1155; Witkowska-Piłaszewicz, O.; Pingwara, R.; Szczepaniak, J.; Winnicka, A. The Effect of the Clenbuterol—β2-Adrenergic Receptor Agonist on the Peripheral Blood Mononuclear Cells Proliferation, Phenotype, Functions, and Reactive Oxygen Species Production in RaceHorses In Vitro. Cells 2021, 10, 936), zaś osoby nieuwzględnione w liście współautorów nie spełniały prawnych kryteriów współautorstwa wobec braku udziału w pracach nad artykułami oraz braku jakiejkolwiek innej aktywności (w tym braku nadzoru merytorycznego, do którego opiekun naukowy NCN był zobowiązany w ramach realizacji przeze mnie grantu Preludium NCN), który to fakt został bezspornie potwierdzony przez wszystkich rzeczywistych współautorów prac, jak również przez osobę rzekomo pominiętą w liście autorów; prawidłowość takiego określenia grona współautorów została potwierdzona m.in. w opiniach prawnych przedstawionych w toku postępowania, w których wskazano, że dopisywanie do grona współautorów niespełniających kryteriów współautorstwa stanowi działanie nie tylko nieetyczne, ale również bezprawne;
2) swoją rolę w publikacji „Witkowska-Piłaszewicz, O., Cywińska, A., Michlik-Połczyńska, K. Czopowicz M., Strzelec K., Biazik A., Parzeniecka-Jaworska M., Crisman M., Witkowski L. Variations in haematological and biochemical parameters in healthy ponies. BMC Vet Res 2021, 17, 38” we wniosku habilitacyjnym, opisałam zgodnie z przygotowanym przez autora korespondencyjnego opisem wkładu współautorów, zaakceptowanym przez wszystkich współautorów, nie umniejszając roli któregokolwiek ze współautorów pracy;
3) byłam głównym pomysłodawcą przedmiotu „Perspektywy zawodu lekarza weterynarii” i jego jedynym prowadzącym w historii SGGW, a materiały prezentowane podczas zajęć stworzone były od zera, są moją wyłączną autorską pracą i pochodzą m.in. z prywatnej przychodni weterynaryjnej, którą prowadzę wraz z moim Mężem,
4) zatrudnienie na pozycji asystenta na UP w Poznaniu w datach 2018-2019 zostało przeze mnie wskazane we wniosku habilitacyjnym zgodnie z wytycznymi RDN, w kategorii „Aktywność naukowa w innym ośrodku badawczym”, zaś w trakcie mojego zatrudnienia na UP w Poznaniu we współpracy z Naukowcami z SGGW powstały 3 prace wskazane we wniosku habilitacyjnym.
Jednocześnie w toku postępowania Komisja dopatrzyła się nieprawidłowości w postępowaniu osób uznających się za rzekomo pokrzywdzone, wobec czego skierowała sprawy poświadczenia nieprawdy oraz mobbingu do odpowiedniego procedowania.
Chciałam w tym miejscu podziękować za wsparcie, jakie część z Państwa okazała mi w swoich komentarzach i wyrazić głębokie ubolewanie nad nagonką na moją osobę pochodzącą od pozostałych w większości anonimowych komentujących. Tym z Państwa, którzy postanowili wydać na mnie wyrok bez znajomości materiałów sprawy, znacząco odbiegających od treści i ocen wyrażonych w artykule, z całego serca życzę, aby standardy etyczne, które niosą na sztandarach, towarzyszyły im we wszystkich aspektach, w szczególności ich własnej działalności.
Nie chcę również odnosić się w tym miejscu do wypowiedzi pozostałych bohaterów artykułu, ponieważ taki sposób postępowania nie współgra z wyznawanym przeze mnie kanonem wartości i przeczy fundamentalnym regułom elegancji, także naukowej.
Na zakończenie chciałabym dodać, że moją działalność naukową i publiczną prowadzę z wielką pasją i zaangażowaniem, rzetelnie oraz z dochowaniem wszelkich standardów etycznych i prawnych. Pomimo szeregu działań, dalece wykraczających poza komentowany artykuł, mających na celu uniemożliwienie mi dalszej kariery naukowej, nie zamierzam się poddawać i będę robić wszystko, aby takie sytuacje jak moja własna, nie dotyczyły innych Młodych Naukowców.
Wydaje się że w tej sytuacji należą się publiczne przeprosiny ze strony dr Wrońskiego . Oczywiście na łamach FA. Z odpowiednim tytułem. Tego wymagaja dobre obyczaje , na które Autor wielokrotnie się powoływał.
Wibitni poważani itp profesorowie C i W, a Dr P jak pokornie ciele. Takie to etyczne bezstronny :)
Bardzo ciekawa sprawa. Gratuluję Panu prof. Wrońskiemu wnikliwej analizy dokumentacji i wytrwałości w piętnowaniu nieuczciwości w nauce. Jest Pan jedną z niewielu osób, które rzetelnie i z zaangażowaniem poświęcają się tym trudnym sprawom.
Bardzo ciekawy artykuł, ale równie ciekawe są komentarze. Czytając je pobieżnie można dojść do zaskakujących i niepokojących wniosków. Po pierwsze (zaskakujące): młodzi naukowcy z uwagą śledzą treści publikowane w FA i natychmiast biorą ożywiony udział w dyskusjach. Po drugie (niepokojące): „młodzi” czytają dwa, czasem trzy zdania z artykułu i natychmiast korzystają z możliwości wyrażenia w dyskusji zdania, że miejsce „starych” jest na stosie lub szafocie i to jak najszybciej, bo są niepotrzebni i źli. Po trzecie (również niepokojące): chętnie donoszą na swoich Kolegów, którzy też kombinują i idzie im to dobrze, więc nimi należy się zająć (odwracanie uwagi?). Odnośnie do ostatniego punktu – prof. Wroński i bez donosów tym się właśnie zajmuje, więc życzę wielu sił i czasu, a może będzie lepiej.
Nawet pobieżna lektura komentarzy pokazuje jednak, że zarówno treść jak i forma oraz czas pojawienia się większości wpisów jest typowa NIE dla naukowców (bez różnicy młodych czy starych), ale dla bywalców innych portali. Skąd się tu wzięli – nie będę spekulować.
Z moich dość już długich doświadczeń wynika, że pobieżne (zaskakujące i niepokojące) wnioski są jednak błędne. Wielu młodych naukowców pracuje rzetelnie, szanuje zasady etyczne, korzysta z doświadczeń starszych kolegów, a inspiracje są wzajemne. Często też młodzi ludzie nie chcą angażować się w konflikty i stronią od współpracy z osobami etycznie wątpliwymi, co pobrzmiewa również w jednym z komentarzy.
Wracając jednak do dr Witkowskiej-Piłaszewicz – myślę, że niewiarygodnie rozległa działalność publikacyjna nie zasłużyłaby na uwagę prof. Wrońskiego, ma w tej kwestii szeroki wybór kandydatów. Dr Witkowska-Piłaszewicz jest jednak szczególna z uwagi na pełnione funkcje. Pisało o tym FA, nic więc dziwnego, że red. Wroński przyjrzał się promowanej osobie. Ponadto, niewiarygodnie szybka ścieżka kariery i „nadęcie” swoich osiągnięć nastąpiło z naruszeniem praw innych osób. Stąd właśnie ona wygrała plebiscyt na bohatera publikacji.
Pozostaje brak reakcji władz SGGW. W tym przypadku mam nieco odmienne zdanie. JM Rektor wiedział o sprawie, bo zlecił przeprowadzenie postępowania (zgodnie z procedurą). Tak, wiedział w momencie podpisywania decyzji, jednak podpisuje ich bardzo wiele, więc nie dziwię się, że kilka miesięcy później to już umknęło, a trudno zakładać, że pracownik oszukuje Magnificencję (o ile dobrze pamiętam, kandydaci zgłaszają się sami, od rektora może być potrzebna jedynie rekomendacja). Teraz jednak już wiadomo.
Patologie są w nauce obecne i pewnie nie da się ich wyeliminować. Przeoczenia też się zdarzają. Ważna jest jednak reakcja na patologię. Jeśli wskazana patologia spotka się z odpowiednią reakcją, to patologii będzie mniej. Popieram apel prof. Wrońskiego.
Nie sądźcie, żebyście nie byli sądzeni.
Żenujący artykuł przepełniony dyskryminacją ze względu na wiek. Jestem w szoku, że ukazał się on w waszym piśmie. Okraszony niesmacznymi i niewłaściwymi komentarzami na temat wieku Pani Olgi. Wstydź się całą redakcji za publikacje tego tekstu. Wychwalanie profesorów tylko dlatego, że są starsi i podcinanie skrzydeł młodej, uzdolnionej i chętnej do rozwoju nauki badaczce. Porażka SGGW na każdym gruncie. Brak skierowania spraw do odpowiednich komisji. Wstrzymywanie przewodu, a potem milczenie. Hańba!
No cóż, system dał furtkę takim wszelkiej maści narcystycznym karierowiczom prącym do przodu na skróty. Ale jest jeszcze lepszy \"artysta\" niż Olga Witkowska-Piłaszewicz. Proszę poczytać: https://forbetterscience.com/2024/06/03/polish-science-ruled-by-papermill-krolczyk/
https://www.scopus.com/record/display.uri?eid=2-s2.0-85195395816&origin=resultslist
https://www.sciencedirect.com/science/article/pii/S2352152X22006958?via%3Dihub
To dopiero jest patologia! I tacy cwaniacy, dopisywacze są profesorami? I to jeszcze na stanowiskach administracyjnych?? Świat się śmieje!
To i tutaj są jak widać artykuły na zamówienie. Tendencyjność wychodzi na pierwszy plan. Nie znam sprawy ale autor chyba powinien się wstydzić. Poziom brukowca i to niski poziom.
"Pokorne cielę"! Po przeczytaniu apelu, jak i części komentarzy, zauważam iż autorowi właśnie pokory brakuje. Bardzo stronnicze podejście.
Żenujący artykuł. Którego z poszkodowanych (a może oprawców opisanej) autor jest znajomym?
1. Redaktor artykułu zgrabnie dokonał zamiany miejsc wydając wyrok na osobę i żądając wykonania kary, która ma być „odwołanie dr Olgi Witkowskiej-Piłaszewicz ze stanowiska Przewodniczącej Rady Młodych Naukowców”, podczas gdy winne jest środowisko naukowe, które nie potrafi radzić sobie z szybkim rozwiązywaniem problemów dotykających etyki w życiu naukowym.
Od 2021 roku toczą się różne postępowania, a czas płynie.
Członkowie różnych gremiów pochylają się nad sprawą, a czas płynie.
Młody naukowiec zamiast skupić się na pracy naukowej czeka na decyzje, a czas płynie.
Przewód habilitacyjny, mimo że recenzje są gotowe jest wstrzymany od stycznia 2022 roku, a czas płynie.
Moim zdaniem niemożność środowiska i przewlekłość procedowania powinna być wiodącym tematem artykułu.
2. Z artykułu wynika, że żadne postępowanie nie zakończyło się potwierdzeniem zarzutów stawianych dr O. Witkowskiej-Piłaszewicz, więc treść artykułu można uznać za nieuprawniony atak personalny, za który Redakcja powinna odpowiedzieć.
3. Z treści artykułu nie wynika, że osoby wymienione jako „pominięci współautorzy” wystąpili z tego typu zarzutami wobec dr O. Witkowskiej-Piłaszewicz i przedstawili stosowne dowody. Z treści artykułu można domyślać się, że w sprawie współautorstwa wypowiadają się osoby trzecie, które nie są do tego uprawnione.
4. Uzyskanie przez dr O. Witkowską-Piłaszewicz 2 grantów NCN, w których recenzentami są osoby niezależne od SGGW i często są to naukowcy zagraniczni (spoza polskiego piekiełka) należy uznać za potwierdzenie dobrej jakości tych projektów i ich wartości merytorycznej.
5. Trwa dyskusja nad likwidacją habilitacji, a jednym z częściej podnoszonychargumentów jest przyspieszenie kariery naukowej, tymczasem w artykule znajdujemy pochwałę opóźniania awansu i to z tezą, że dzieje się tak dla dobra kandydata („dojrzewanie habilitanta”).
6. Odnoszę wrażenie, że Redaktor pozwolił sobie na pomówienie środowiska SGGW o przekupność: „wiele osób, w tym być może także władze rektorskie SGGW, zostały tymi kwotami (łącznie 4 690 300 zł) pozytywnie zaskoczone i przez ich pryzmat trudno im dostrzec naruszenia etyczne popełnione przez laureatkę konkursów Narodowego Centrum Nauki”? Czy to etyczne Panie Redaktorze? Bardzo jestem ciekaw oficjalnego stanowiska SGGW w sprawie insynuacji opublikowanej w FA.
7. „recenzje nie są upublicznione. Nieoficjalnie wiem, że ...” – czy publiczne ujawnianie nieupublicznionych treści jest dopuszczalne i czy to jest etyczne? Czy informacja pochodzi od autorów recenzji czy od innych osób? Czy nie doszło do naruszenia prawa?
8. Kiedyś p. Redaktor pisał o nierzetelności w nauce, a dziś p. Redaktor pisze nierzetelnie, o czym świadczą liczne wpisy w Dyskusji, które ujawniają popełnione w artykule błędy.
Artykuł przedstawia fakty z dokumentów publicznych. Nie jest żadnym " samosądem": -; opisuje to o czym wszyscy wiedzą na Wydziale. Jego głównym przesłaniem była sytuacja, że w okresie toczącego się dyscyplinarnego postępowania wyjaśniającego dr Piłaszewicz została przewodnicząca i twarzą Rady Młodych Naukowców.. Po dalszych kilku miesiącach, w oparciu o postawione zarzuty przez m.in dyrektora Instytutu Weterynarii, rzecznik dyscyplinarny złożył wniosek o ukaranie. Uczelniana Komisja Dyscyplinarna otworzyła postępowanie dyscyplinarne.
Różne rzeczy nam się w życiu zdarzają, , ale w tej sytuacji uważam, że dr Piłaszewicz , wiedząc jak sprawa się toczy, powinna zrezygnować z przewodniczenia. Radzie Młodych Naukowców.. Tak się nie stało.
Przecież przewód habilitacyjny zawieszono z mocy prawa.
Naturalnym jest że " młodzi": wypierają " starych"'. Ale niech ci młodzi będą rzetelni.
W tej rubryce od 22 lat opisałem dziesiątki różnych historii dotyczących młodych i starych naukowców, ale łączył ich wspólny mianownik:; zrobili coś nieetycznego.
Dobry wieczór
Mam takie pytania:
1. Czy to jest postępowanie wyjaśniające czy dyscyplinarne? To są dwie różne kategorie. A te dwa rodzaje stosowne są zamiennie w tym tekscie.
2. Czy postępowanie zostało zakończone? Zwykłe przepisy prawa, stanowią, że póki winy nie udowodniono traktujemy taką osobę jako niewinna..
Miłego wieczoru i końcówki meczu :)
Źle zrozumienie tekstu. Było postępowanie wyjasniajace czyli odpowiednik postępowania prokuratorskiego, gdy dr Piłaszewicz została wybrana przez Ministra Czarnka na przewodnicząca. i w kwietniu rzecznik złożył wniosek dyscyplinarny ( czyli prokuratorski akt oskarżenia) i zaczęło się postępowanie dyscyplinarne czyli rozprawa sądowa. Obecnie rozprawę dyscyplinarną zamknięto i jest oczekiwanie na orzeczenie dyscyplinarne czyli wyrok.
Prawnie to rzeczywiście uważamy za osobę niewinną, ale jak jest 10 świadków, że pijany kierowca przejechał dziecko na pasach, a do wyroku jest dwa lata procesu to ma zebrane na ten czas prawo jazdy i prowadzić nie może...
Proponuję zmianę nazwy rubryki w FA na: Z archiwum mitów i baśni o (nie)uczciwości naukowej.
Kategoria: science-fiction
I to jest najlepsze podsumowanie całej sprawy. Amen.
Ten artykuł jest bardzo stronniczy. Czy felietonista nie powinien przedstawiać prawdy, zamiast swoich subiektywnych opinii?
Dr Olga jest znakomitym naukowcem, który nie tylko poświęca się nauce ale również wspiera młodych ludzi. Jako były student Pani Doktor wiem, jak wiele robi dla młodych, żeby na polskich uczelniach w końcu zaczęto słuchać nowego pokolenia. Odrzucanie wniosków habilitacyjnych, tylko dlatego że zbyt szybko osiągnęła to, czego inni nie potrafią latami jest niedorzeczne. Oby więcej takich ludzi, którzy nie boją się wyjść i pokazywać jaka jest rzeczywistość polskiej nauki #razemzolgą !!!
Co to za argument, że mobbing nie podlega odpowiedzialności dyscyplinarnej , „bo to naruszenie na gruncie prawa pracy, a nie kodeksu postępów karnego” (swoją drogą: chodziło pewnie o kodeks karny). A jakie przepisy prawa karnego narusza „przypisanie sobie w 2021 r. roli głównego pomysłodawcy fakultetu «Perspektywy zawodowe lekarza weterynarii»”?
Zachowania mobbingowe jak najbardziej podlegają odpowiedzialności dyscyplinarnej. Próba pokazania, że niesłusznie wszczęto to postępowanie, bo jak to tak można, pokazuje, jak bardzo stronniczy jest ten artykuł
Art. 115.
Od wielu lat zarzuty o mobbing są rozpatrywane w ramach specjalnej procedury i zajmuje się tym uczelniana komisja antymobbingowa. W SGGW taką powołał Pan Rektor i zgodnie z zasadami statutowymi to ona powinna się takim zarzutem zająć, a nie rzecznik dyscyplinarny. To w mojej opinii naruszenie prawa.
Inna kwestią, że skargi mobbingu składają osoby uważające się za mobbingowane. Granicę i charakter mobbingu są zakreślone w przepisach.
Zgodnie z art. 275 ust. 1 ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce: "Nauczyciel akademicki podlega odpowiedzialności dyscyplinarnej za przewinienie dyscyplinarne stanowiące czyn uchybiający obowiązkom nauczyciela akademickiego lub godności zawodu nauczyciela akademickiego". Bez cienia wątpliwości zachowania o charakterze mobbingowym uchybiają godności zawodu nauczyciela akademickiego. Co więcej, zgodnie z art. 275 ust. 3 u.p.s.w.n.: "Odpowiedzialność, o której mowa w niniejszym rozdziale, nie wyłącza odpowiedzialności dyscyplinarnej lub zawodowej przewidzianej w odrębnych przepisach".
Powyższe oznacza, że dopuszczalne jest postępowanie dyscyplinarne ws. o zachowanie o charakterze mobbingowym. Nie można zasadnie w świetle regulacji u.p.s.w.n. twierdzić, że takie postępowanie narusza prawo (nie muszę chyba wskazywać, że statut uczelni nie może tej regulacji ustawowej uchylić lub modyfikować). Odpowiedzialność dyscyplinarna z u.p.s.w.n. jest niezależna od dodatkowej odpowiedzialności pracowniczej przewidzianej w procedurach wewnętrznych uczelni.
Co do ostatniej kwestii: najczęściej to właśnie osoba mobbingowana składa zawiadomienie o mobbingu. Tak to już działa. ;-) (Nie tylko w sprawach dyscyplinarnych na uczelni).
Za PRLu w wojsku panowała fala czyli stare wojsko tresowało młode. Ten artykuł potwierdza, że w polskiej nauce funkcjonuje taka fala a jednym z powodów jej istnienia jest nic nie wnosząca habilitacja. Zlikwidować habilitację.
Uważam że pozbycie się habilitacji to bardzo dobry pomysł. Nie byłoby tego zamieszania gdy niezależność uzyskiwac po doktoracie
Właśnie nie. Likwidacja habilitacji jeszcze bardziej pogorszy sytuację. Tak jak już wspomniał jeden z komentujących, wtedy lokalna kasta będzie decydowała o wszystkim. O zatrudnieniu na stanowisku profesora uczelni nie będą decydowały osiągnięcia, tylko dyrektor/dziekan/rektor. Jak będziesz grzecznie wspierał układ rządzący to zostaniesz profesorem, jak nie to nie. I jeszcze utnie to mobilność, bo profesor uczelni po przeskoku gdzie indziej będzie adiunktem.
Habilitacja jest tym co uniezależnia naukowca od bycia podległym lokalnym układom i koteriom. Dlatego w opisywanym przypadku tak bardzo kasta walczy aby jej nie przyznawać.
Czy dzisiaj rzeczywiście w Polsce jest tak, że o zatrudnieniu na stanowisku profesora uczelni decydują osiągnięcia, a nie dyrektor/dziekan/rektor? Czy faktycznie miarą/świadectwem/gwarancją posiadania tych osiągnięć jest habilitacja? Habilitacja istnieje w polskiej nauce od zawsze i mamy to co mamy. Kto jest w stanie przewidzieć co nastąpi gdy zostanie zlikwidowana, tym bardziej, że jest na świecie kilka krajów zdecydowanie bardziej rozwiniętych od Polski, w których nikt nigdy o takim tworze jak habilitacja nie słyszał. A dlaczego profesor uczelni po przeskoku gdzie indziej nie może stanąć do konkursu na stanowisko profesora tej innej uczelni? Tak się dzieje na całym świecie i nie jest do tego potrzebna habilitacja. Habilitację należy zlikwidować bo nobilituje wyłącznie kastę.
W niektórych kręgach mówi się że habilitacja to czas na odpoczynek i niech teraz młodzież pracuje. Wybór profesorów uczelni w przytłaczającej ilości przypadków odbywał się w oparciu o fakt iż dotacja do tego stanowiska do subwencji jest większa niż na adiunkta. Wiekszosc pracownikow stała się prof uczelni bo mieli habilitację - to działo się i pewnie nadal dzieje z automatu. Taka podwyżka dla pracownika która opłaca się firmie.
Oj tam, czepiacie się. W końcu w 2022 roku pani Olga tylko 10 z 12 publikacji miała w MDPI, więc nie jest źle.
W tym kraju habilitacje dostają osoby z 3 publikacjami w Scopusie (w tym 2 z IF, choć ułamkowym), profesorem belwederskim można zostać mając w Scopusie 8 publikacji i H=2, zatem tutaj habilitacja się należy za samą umiejętność generowania różnych tytułów i treści w krótkim czasie.
A Pani Prof. Magdalena Król nikomu nie przeszkadza. Praca naukowa została wycofana że względu na fałszerstwo wyników i co, I nic? Dalej dostaje nagrody i awansuje .
Niestety tak wygląda nauka. Zamknięta grupka kolesi. Znieść habilitację albo zrobić ją bardzo przejrzystą. Przecież to patolohia i szukanie wydumanych rzeczy aby dopiec młodej.
Wyścigi na torze wyścigów są pięknym sportem.
Rywalizacja w sporcie jest bardzo pożądana, natomiast w NAUCE powinno się przede wszystkim zwracać uwagę na RZETELNOŚĆ!!.
Gratuluję serdecznie habilitantce i szczerze podziwiam! Cóż, zaplanować eksperyment, zebrać materiał, wykonać badania, przeanalizować wyniki, przygotować manuskrypt i opublikować pracę ....to wielka sprawa, ale zrobienie tego 9-krotnie, tj. opublikowanie 9 prac w czasopismach z wysokim IF, i to wszystko w czasie 18 miesięcy to rekord zasługujący na wpis do Księgi Rekordów Guinnesa!!. No cóż, takiego tempa pracy nie ma chyba żaden renomowany naukowiec na świecie. Pracowałam na kilku światowych uniwersytetach i w wielu instytutach badawczych w Europie, USA i Kanadzie. W ocenie parametrycznej naukowców na świecie uważa się, że pracownik publikujący 1 pracę w recenzowanym czasopiśmie w ciągu roku jest dobrym pracownikiem. Wygląda na to, że Polska jest kuźnią wybitnych talentów.
A jeśli chodzi o granty, w ich ocenie bierze się m.in. pod uwagę dorobek wnioskodawcy, nie dziwi mnie zatem fakt, że habilitantka granty zdobywa.
W nauce polskiej patologii nie brakuje. Znamy przypadki osób z błyskawiczną ścieżką kariery, których publikacje w krótkim czasie po opublikowaniu światowe redakcje usuwały z powodu wykrycia nierzetelności naukowej, informując o tym fakcie na swoich stronach. W Polsce nie skutkowało to oczywiście żadnymi konsekwencjami i osoby, które uzyskały na podstawie zmanipulowanych i następnie wycofanych prac stopień naukowy dr hab. są teraz profesorami, i nawet cieszą się uznaniem w pewnych kręgach.
Już w dawnych czasach wiedziano, że siła tkwi nie w ilości, a w jakości. Jak widać u nas wciąż NIE.
Szkoda, że tak niewiele osób chce walczyć z patologią w nauce. Panie Profesorze Wroński, dziękuję za zaangażowanie i gratuluję
Szanowny Panie Profesorze, gratulacje!!
Trzeba tępić patologię w nauce, dobrze, że są ludzie, którym chce się z nią walczyć!
Miałam okazję krótko współpracować z habilitantką jeszcze przed jej doktoratem. W tym okresie mówiła bardzo dużo o swojej promotorce podkreślając pomoc prof. Cywińskiej nie tylko w uzyskaniu dostępu do koni ( co nie jest proste) jak i bardzo znaczną pomoc językową i merytoryczną przy pisaniu publikacji. W związku z tymi moimi wcześniejszymi kontaktami z zainteresowaniem obserwowałam jej dalszą karierę. Moim zdaniem jeżeli ktoś przyczynił się do powstania publikacji czy to ustawiając eksperyment, czy pozwalając wykorzystać część swojego materiału czy też korygując kolejne teksty to bezdyskusyjnie powinien być jednym ze współautorów publikacji.
Informacja o złożeniu dokumentów w celu wszczęcia procedury habilitacyjnej była zaskoczeniem dla wielu pracowników naukowych SGGW ale czynnikiem, który uruchomił całą lawinę zastrzeżeń był autoreferat habilitantki. W autoreferacie przedstawiła siebie jako wybitnego młodego naukowca, pełnego inwencji twórczej z ciekawymi pomysłami badań i szerokimi kontaktami zagranicznymi. Byłoby to bardzo budujące gdyby to była prawda ale niestety nie była i tego dotyczyły przedstawione habilitantce zarzuty. Jeżeli ktoś w swoich dążeniach naukowych opiera się na nieprawdzie to raczej trudno oczekiwać, że będzie to solidny naukowiec i dobry wychowawca i wzór dla młodzieży. W końcu znane są przypadki badaczy, którzy tak prezentowali wyniki aby były zgodne z celem oraz główną tezą pracy. W dziedzinie tak delikatnej jak nauka ETYKA jest podstawą wiarygodności badacza.
Zarówno Wyższe uczelnie jak i Instytuty badawcze nie lubią tego typu spraw bo to rzuca cień na instytucję. Możemy mieć tylko nadzieję, że w końcu procedury zostaną tak dopracowane aby tego typu sprawy nie ciągnęły się miesiącami a rzecznik dyscyplinarny zajmował się jedną sprawą a nie dwiema, które łączy konflikt interesów.
Wątpliwości dotyczące krótkiego okresu czasu między doktoratem a złożeniem dokumentów habilitacyjnych nasuwają się same. Napisanie w półtora roku 9 dobrych publikacji to zakrawa na cud. Sama jestem autorką licznych publikacji zarówno jako jedyny autor jak i współautorka i dlatego orientuję się jak to wygląda czasowo.
Artykuł pana prof. Wrońskiego bardzo precyzyjnie i w sposób wyważony przedstawia całą sprawę, która niewątpliwie jest trudna ale jednoznaczne procedury, których niestety brak, powinny to rozwiązywać szybko dla dobra wszystkich zainteresowanych stron.
Pani Profesor,
takimi wypowiedziami kompromituje Pani siebie i całą radę dyscypliny. I niestety potwierdza to, co wielu komentujących sugerowało. Od 5 lat do habilitacji liczy się całokształt dorobku, a nie jedynie osiągnięcia uzyskane po doktoracie. Stawiając więc w swojej wypowiedzi zarzut "krótkiego czasu pomiędzy doktoratem, a złożeniem dokumentów habilitacyjnych" potwierdza Pani, że rada kierowała się kryteriami niezgodnymi z obowiązującymi przepisami. Czas pomiędzy doktoratem a złożeniem dokumentów habilitacyjnych nie ma żadnego znaczenia w stanie prawnym jaki obowiązuje już od 5 lat.
Pozostała część komentarza także potwierdza to co najgorsze. Z jednej strony zarzuca Pani habilitantce, że w autoreferacie przedstawia siebie jako osobę pełną inwencji twórczej z ciekawymi pomysłami badań, co według Pani jest nieprawdą. Z drugiej strony sama Pani stwierdza, że napisała ona w półtora roku 9 publikacji. To te artykuły powstały, czy jednak nie? Bo jeśli faktycznie powstały i zostały opublikowane w dobrych czasopismach, to chyba samo w sobie potwierdza to habilitantkę jako "osobę pełną inwencji twórczej". Z artykułu wynika także, że habilitantka uzyskała szereg grantów z instytucji zewnętrznych, gdzie wnioski projektowe podlegają recenzji przez ekspertów zagranicznych. I w przypadku konkursów dla młodych naukowców (Preludium, Sonata) to pomysł badawczy, a nie dorobek wnioskodawcy, stanowi największą procentową wagę oceny. Nie może być chyba zatem lepszego potwierdzenia drugiej części tezy, czyli tego, że habilitantka jest "osobą z ciekawymi pomysłami badań". Ale jak wynika z Pani wypowiedzi, rada dyscypliny nie przyjmuje tych faktów do wiadomości i uważa, że te osiągnięcia nie wiem co, nie zaistniały? Podobnie jak nie dociera do niej, że 5 lat temu zmieniły się przepisy habilitacyjne.
Sugeruje Pani także, że habilitantka w swoich badaniach "opiera się na nieprawdzie" i wyniki prezentowane w jej publikacjach są naciągane czy sfabrykowane. To są bardzo poważne zarzuty. Jeśli Pani tak uważa, to należy jasno wskazać które wyniki w których artykułach są sfabrykowane i doprowadzić do ich retrakcji. A nie formułować aluzje i sugestie nie poparte żadnymi dowodami ani nawet skonkretyzowanymi zarzutami. Opublikowanie 9 artykułów w półtora roku nie jest niczym dziwnym. Jest wręcz zupełnie normalne w sytuacji gdy prowadzi się jednocześnie kilka projektów badawczych, które trwają już od jakiegoś czasu i przychodzi moment opublikowania uzyskanych wyników. A jak wynika z artykułu właśnie w takiej sytuacji była habilitantka.
Podsumowując, zarówno z artykułu, jak i z Pani wypowiedzi wynika, że główną zbrodnią habilitantki jest to, że uzyskała za dużo publikacji i grantów. I jeszcze bezczelnie zrobiła to w krótkim czasie. Zgadzam się, że cała sprawa to skandal, ale postępowania dyscyplinarne to powinni mieć tutaj członkowie rady dyscypliny, a nie habilitantka.
Zdecydowanie protestuję w kwestii przypisywania mnie sugestii, że wyniki habilitantki opierają się na nieprawdzie, absolutnie tego nie napisałam. Podstawowe zarzuty dotyczyły nieprawdy przedstawionej w autoreferacie i przypisanie sobie kontaktów i osiągnięć innych osób czyli zastrzeżenia dotyczyły etyki i tutaj wspomniałam o przypadkach niektórych badaczy naginających wyniki do tezy ale nie dotyczyło to habilitantki, a było tylko jednym ze zdarzających się przypadków dążenia d celu bez względu na fakty. Zdania w kwestii 9 publikacji w półtora roku nie zmieniam. Oczywiście są przypadki znacznie większej ich liczby ale w większości sytuacji niekoniecznie idzie to w parze z nauką i etyką naukowca.
Poza tym: prace owe mają przynajmniej 4 autorów a niekiedy 7. Jak podzielić 9 na 4 to liczba robi się już mniejsza.
"Zdania w kwestii 9 publikacji w półtora roku nie zmieniam. Oczywiście są przypadki znacznie większej ich liczby ale w większości sytuacji niekoniecznie idzie to w parze z nauką i etyką naukowca."
Komu i co pani zarzuca? Imienne oskarżenia mogą mieć sens, nawet jeśli się nie potwierdzą, insynuacje nie robią dobrego wrażenia.
Pelna zgoda. Zachowanie Rady Dyscypliny pokazuje tylko ze nawet skadinad moze i inteligentni i madrzy ludzie potrafia sie niezle odkleic od rzeczywistosci kiszac sie w hermetycznym srodowisku. Totalny brak profesjonalizmu, przepisow oraz zasad uprawiania nauki. A czytajac powyzsze uzasadnienia pani Profeos, sprzeczne wewnetrznie, mozna sie tylko zlapac za glowe.
9 publikacji w 1,5 roku to cud? Pewien "pełny" profesor z PŚl w 2024 ma już 19 recenzowanych (?) publikacji, w 2023 było 60 (z czego większość we "własnym" czasopiśmie, któremu ministerstwo przyznało 100 punktów), wśród których zdarzały się takie z listą autocytowań dłużną niż właściwy tekst. Można? Można. I nikt się praktyk owego profesora nie czepia.
Chętnie poznam tego Geniusza Nauki Polskiej...
Proszę o mail z nazwiskiem.
marekwro@gmail.com
"Moim zdaniem jeżeli ktoś przyczynił się do powstania publikacji czy to ustawiając eksperyment, czy pozwalając wykorzystać część swojego materiału czy też korygując kolejne teksty to bezdyskusyjnie powinien być jednym ze współautorów publikacji."
Nie, proszę pani. Współautorem publikacji powinna być tylko i wyłącznie ta osoba, która w sposób aktywny i znaczący uczestniczyła w badaniu. Osoby, które "przyczyniły się do powstania publikacji" w sposób mniej aktywny umieszcza się na liście cytowań i w podziękowaniach.
Dziwię się, bo dotąd pan Wroński walczył z obyczajem umieszczania trzydziestu "opiekunów naukowych" wśród współautorów, ale czasy się zmieniają. Acha, pojęcia "opiekun aukowy" ie ma w polskim prawie, jest tylko promotor ale tylko do doktoratu.
Współautorstwo nie jedno ma imię, polecam wytyczne CRediT (Contributor Roles Taxonomy).
Ciągle jednak związane jest z wykonaną pracą.
Rozumiem, że w przypadku tej Pani to patologia ale to już nie?
https://forumakademickie.pl/zycie-akademickie/najmlodszy-profesor-w-polsce-nie-ukonczyl-jeszcze-30-lat/
i tutaj nie budziło wątpliwości ilość ani czas publikacji?
To, że mamy podwójne standardy to jest pewne. Rozumiem, że argument o liczbie publikacji i czasie ich publikowania jest zawsze koronnym więc co np. w takich sprawach?
https://bw.sggw.edu.pl/info/author/WULS22fec6785a934ebdb30f146f223bb674?r=publication&tab=publications&conversationPropagation=begin&sort=&title=Profil%2Bosoby%2B%25E2%2580%2593%2BKrzysztof%2BAnusz%2B%25E2%2580%2593%2BSzko%25C5%2582a%2BG%25C5%2582%25C3%25B3wna%2BGospodarstwa%2BWiejskiego%2Bw%2BWarszawie&lang=pl&pn=1&qp=date1%253D2023%2526date2%253D2023%2526author%253Aauthor%253D%2526authorActivityDiscipline%253Aterm%253D&ps=50
21 publikacji w ciągu 2023 roku i tylko 34 w 2022 - czy w takich przypadkach jest to jak najbardziej normalne?
" Napisanie w półtora roku 9 dobrych publikacji to zakrawa na cud" ale bycie autorem lub współautorem 34 już jest normalne?
Stare konie na SGGW poczuły się urażone, że od żłobu się je odciąga
Święte słowa. Ciężko się to czyta. Mam nadzieję, że względem Rady Naukowej wyciągnięte zostaną konsekwencje swojego postępowania.
Ano ciężko. Głównie z powodu że wywołuje absmak, gdyż niezależnie od tego kto ma rację, to jest to afera typu "jedna baba drugiej babie wsadziła do d..y grabie", co nie powinno mieć miejsca w środowiskach naukowych.
Szanowni Państwo. Zasadnicze pytanie trzeba postawić, jak możliwe jest, że osoba przeciwko której toczą się postępowania dyscyplinarne została przedstawiona, jako kandydat do pełnienia tak poważnej roli. Nie powinno być przyzwolenia w społeczności akademickiej do promowania zachowań etycznie wątpliwych, koniec i kropka. Bardzo ciekawe również jest, czy pozostali członkowie Rady byli świadomi, jakie postępowania i zarzuty toczą się w sprawie Przewodniczącej. Osoba na takim stanowisku powinna być wzorem dla reszty młodych naukowców, co w tym przypadku jest raczej wątpliwe (chyba, że cała nauka zaczyna zmierzać w takim kierunku). Kolejna sprawa, którą trzeba podkreślić, to fakt pozytywnej oceny wniosku w konkursie preludium. Otrzymanie grantu w tym konkursie uzależnione jest w znacznym stopniu od oceny dorobku opiekuna naukowego, bez opiekuna i bez jego dorobku (który musi również być znaczący) nie ma możliwości otrzymania tego grantu. Etycznie naganny już jest fakt wykorzystania osoby opiekuna i jego dorobku w procedurze przyznania grantu, natomiast kompletne pominięcie w rozliczeniu (publikacje naukowe). Uważam, że obecność ww. Pani Doktor na stanowisku Przewodniczącej Rady Młodych Naukowców jest swoistym przyzwoleniem na powielanie takich zachowań w środowisku akademickim, co nie powinno mieć miejsca w "normalnym świecie nauki". Brawo Panie Marku za determinację w nagłaśnianiu przypadków, jak ten opisany powyżej.
Bardzo rozsądny komentarz. Szkoda, że tak niewiele osób tu komentujących dokładnie przeczytało artykuł.
"Otrzymanie grantu w tym konkursie uzależnione jest w znacznym stopniu od oceny dorobku opiekuna naukowego, bez opiekuna i bez jego dorobku (który musi również być znaczący) nie ma możliwości otrzymania tego grantu."
Jeśli Pan/Pani sciencefiction się już wypowiada w jakimś temacie to proszę sprawdzić co się pisze a nie popełniać przeinaczenia jak autor tego pożal się Boże tekstu.
Ocena Jaśnie Wielmożnego Opiekuna Naukowego stanowi 10% całej oceny.
10%?! Zapyta zaraz, Pan/Pani sciencefiction, toż to przecież abominacja, żeby takie tuzy Polskiej nauki jak Sz.P. prof. oceniać tylko na 10%!
Czy skoro połowa Pana/Pani sciencefiction okazała się wydumaną oceną, to Pan/Pani sciencefiction jest gotów odszczekać te kalumnie? Nie wiem, ale się domyślam.
Ponadto co napisałem w poprzedniej odpowiedzi, to wypełniając wniosek w konkursie PRELUDIUM, sekcja dotycząca opiekuna naukowego i jego dorobku, jest polem OBOWIĄZKOWYM do wypełnienia. Czytaj: bez tych danych nie ma możliwości złożenia wniosku i ubiegania się o grant. Co więcej, to opiekun naukowy jest jedną z osób składających podpis/oświadczenia do składanego wniosku, bez tego wniosek NIE MOŻE ZOSTAĆ ZŁOŻONY.
Biorąc pod uwagę powyższe rola opiekuna naukowego (oprócz MARNYCH 10% oceny wniosku) stanowi podstawę w przyznaniu takiego grantu. Nawet usilne próby umniejszenia roli tegoż opiekuna naukowego w zdobyciu grantu nie zaczarują rzeczywistości, w której społeczność akademicka powinna piętnować każde zachowania (chociażby) etycznie wątpliwe. Nie mówiąc już o tych, w których brak etycznego postępowania zostało dowiedzione.
Powtarzając jeszcze raz. Nie powinno być miejsca na tolerancję i stawianie, jako przykład osób, w przypadku których istnieją wątpliwości, co do ich etycznej postawy w społeczności akademickiej.
"Ponadto co napisałem w poprzedniej odpowiedzi, to wypełniając wniosek w konkursie PRELUDIUM, sekcja dotycząca opiekuna naukowego i jego dorobku, jest polem OBOWIĄZKOWYM do wypełnienia."
Oczywiście, że jest polem obowiązkowym. Można tutaj też pisać małpę jeśli miałaby doktorat i dostać grant. Rola promotora OGRANICZA się do 10% oceny. Ponad to, nie ma NIGDZIE napisane, że promotor z racji tego, że widniał w grancie ma jakieś szczególne prawa do jego wyników.
Jeżeli promotor podpisuje się pod polem "opiekun naukowy" wnioskodawcy i projektu, to chyba jego rola nie ogranicza się do wstawienia opisanej przez Pana "małpy z doktoratem" i tych MARNYCH 10% oceny.
Proszę się już nie ośmieszać. Nie ma tolerancji dla kombinatorstwa i braku uczciwości w nauce. Koniec i kropka.
Żywię głęboką nadzieję, że aktualny Minister zrewiduję decyzję i podstawy jej wydania przez swojego poprzednika.
Marne 10% powiada Pan? To bardzo proszę próbować otrzymać jakikolwiek grant w NCN bez tego marnego 10%. Życzę powodzenia.. Widać, że nie ma Pan pojęcia, o czym piszę. Chyba, że jest jakaś inna magiczna siła, która pomaga w tej ocenie?
Proponuje sie zapoznac z zasadami dotyczacymi autorstwa prac naukowych. Nie zawsze opiekun naukowy je spelnia, w dodatku opiekun naukowa byla wspolautorka 5 z 8 publikacji.
"Dyscyplinarka mrozaca" - zeby gowniarzom nigdy nie przyszlo odmowic dopisania do publiakcji.
Niesamowita nieznajomosc przepisow oraz dobrego smaku po stronie przeciwnikow habilitacji.
Od 5 lat dorobek nie dzieli sie na przed- i po-doktoratowy, jesli ktos popelnia recenzje kierujac sie wylacznie przeslankami "podoktoratowymi" nie powinien za takie partactwo otrzymac ani grosza, a na drodze postepowania administracyjnego pokryc ew. roznice w zarobkach habilitanta, o ile takie wystapily w konsekwencji tak nieprofesjonalnej recenzji. Dopoki nie zacznie sie wymagac przyzwoitosci i znajomosci przepisow to nic sie nie zmieni, bo prestizowe gremia same od siebie nie wymagaja. Kozy pasac, a nie nauke robic.
Szkoda habilitantki, nalezy zyczyc twardej skory i duzo cierpliwosci.
Zapraszam PANA DOKTORA WROŃSKIEGO do zapoznania się z Szanownym Gronem pokolenia "starych" i ich praktyk względem egzaminów poprawkowych. Pomijam to, że Sz.P. w felietonie zapominał zrobić wywiad środowiskowy na temat tego jak pokolenie "starych" sobie poczyna na Instytucie i dlaczego aby robić naukę trzeba zmienić Instytut.
Oj Panie Doktorze, Szambo wybiło ale zmiecie "starych", mam nadzieję, że nie chciał Pan składać profesury, "Starzy" nie zapominają.
Sam jestem stary i jako " młody" również i na mnie "jeżdżono" . I ciągle wpływają do mnie sprawy "żerowania " Szefów na swoich młodszych współpracownikach. Tutaj istota sprawy leży gdzie indziej.. Na dr Piłaszewicz nikt nie pasożytowal, natomiast otrzymała dużą pomoc. W jej autoreferacie pojawiły się nieprawdziwe stwierdzenia, co spowodowało reakcję profesury. I to tyle.. Wiele złych spraw dzieje się w nauce i szkolnictwie wyższym i bardzo rzadko wychodzą na światło dzienne. W Forum Akademickim staramy się niektóre sprawy pokazywać i opisywać fakty. Nie byłoby to potrzebne, gdyby środowisko samo reagowało. Ale tego na ogół nie ma bo większość się boi "narazić": I wszyscy o tym wiemy.
.
"Na dr Piłaszewicz nikt nie pasożytowal, natomiast otrzymała dużą pomoc."
Jest dokładnie tak jak Pan mówi. Rolą promotora jest zostawienie po sobie kolejnego pokolenia. Rolą "starego" naukowca jest zostawienie po sobie "młodych" a nie ich "kształtowanie", tak żeby nie ważyli się tknąć "starego". Rolą "starego" jest umiejętność zrobienia miejsca "młodym" a nie kurczowe trzymanie się stanowiska do najlepiej 70 albo i ze dwa lata dalej i pobieranie pensji za odcinanie kuponów a tym samym blokowanie miejsca dla "młodych" bo "stary" też kiedyś był "młody" i na nim też "jeździli" to teraz on sobie "pojeździ".
Czy opisał Pan Doktor kiedykolwiek taki proceder w którym emeryt przed odejściem doznaje olśnienia i chce nadrobić 30 lat pracy? To jak student który na koniec egzaminu doznaje olśnienia i czystą kartkę w 2 minuty zamieni w cały egzamin, tylko dać mu te 2 minuty, a potem kolejne i kolejne i tak dalej. Niech Pan Doktor opisze tego typu praktyki "starych" zachęcam. Niech tylko Pan Doktor przygotuje się na gniew "starych" bo spotka się Pan z pytaniem że, "jak Pan śmiał śmieć to zrobić szacownemu panu Profesorowi .......... (tu wpisz nazwisko "starego")".
Czy Pan zapomniał jak środowisko "starych" jest mściwe i nieetyczne? Przecież traktuje Pan Doktor Radę Dyscypliny jak "stary", czyli jak gremium które jest WZOREM etycznego postępowania a tym czasem nie wykonał Pan żadnego researchu nt. tego jak wiele "starzy" mają trupów w szafach. I tak jest na KAŻDEJ uczelni.
Przykro się patrzy na to, że zrobił Pan habila po to, żeby móc "jeździć" po młodych a tym czasem swoich Pan już w tym przypadku nie tyka. Może w Panu pojawić się ochota sprawdzenia tego co mówię, ale ostrzegam, że czasami przeglądanie trupów w szafie "starego" może przerazić a każdy "stary" ma swoją szafę. Czy Pan Doktor nie widzi jak środowisko "starych" jest przekrwawione etycznie?
Dlatego jako "młody" gratuluję Panu Doktorowi kolejnego trofeum. Może sobie Pan sobie zwiesić kolejne trofeum łowieckie, "starzy" będą podziwiać Pana zdolności. Brawo!
Odczuwam, że ostatnie kilka lat za bardzo zabolało "starych" i teraz oczekują oni, że z nową władzą będą mogli w końcu przystopować "młodych". Otóż jest na to za późno. Jeśli "starzy" się nie opamiętają to "młodzi" zaczną im wyciągać trupy z szafy a jest ich dużo i nie dlatego, że będą się mścić tylko dlatego, że nie będą mieli innego wyboru.
Również po mnie jeżdżono to będę jeździł po innych. Wstyd.
Otrzymał Pan kompletną odpowiedź, która wyjaśnia wszystko. Ale Pan jej nie zrozumiał. WSTYD.
No cóż… dobrze, że ktoś ma jeszcze odwagę opisywać tego typu sytuacje. Będąc w środowisku akademickim niestety z takimi patologiami się spotykamy, ale bardzo często „dla świętego spokoju” udajemy, że tego nie widzimy. Jeśli opisane sprawy są prawdziwe, to mam nadzieję, że nowy Pan Minister to rzeczywiście wyjaśni i podejmie decyzję. Mam nadzieję, że tak będzie, bo jeśli nie, to następnym razem na Państwa już nie zagłosuję. Słowa uznania dla Autora za odwagę!
"Będąc w środowisku akademickim niestety z takimi patologiami się spotykamy, ale bardzo często „dla świętego spokoju” udajemy, że tego nie widzimy."
Święte słowa. Za długo odwracałem wzrok od tego co robią i jakie standardy tworzą tzw. "starzy". Dzięki temu artykułowi przekonałem się jak niewdzięczny taki "stary" może być i jak nie umie albo nie chce podzielić się swoją pracą.
Pewna prawda dla Nauczyciela akademickiego z dłuuugim stażem :) :
To wy pierwsi odejdziecie z uczelni. Jako młody widząc co "starzy" robią. Mogę zapewnić, że o "starych" szybko zapomnę i tego wszystkim "młodym" życzę.
Bajki z mchu i paproci
Jeśli Habilitantka nie potrafi rzetelnie ocenić swojego wkładu w badania, to nadanie jej uprawnień do bycia promotorem doktoratów byłoby katastrofą. W Polsce mamy za dużo słabych promotorów.
100% racji. Przez długi czas miałam okazję obserwować/czytać opinie prac habilitacyjnych na kilku uczelniach. Tylko naprawdę uczciwi fachowcy mieli odwagę napisać negatywną opinię o marnej, nic nie wnoszącej do świata nauki pracy niby-habikitacyjnej.
Czysta mizoginia, wstyd że taki artykuł został opublikowany.
😅😅😅
Na serio z tego artykułu wynika, że ktoś (autor/naukowcy) ma uprzedzenia wobec kobiet? Nie wiem, czy autorem tych słów jest kobieta czy mężczyzna, ale podsumwoac można tylko słowami "Raczy Pan/Pani sobie żartować"
😄😄😄
"Dr hab. Magdalena Z. Rzewuska wytknęła, że w dwóch opublikowanych artykułach zrealizowanych w grancie NCN Preludium, którego kierownikiem była habilitantka, zabrakło nazwiska opiekuna naukowego, prof. Anny Cywińskiej. "
Mam niejasne wrażenie, że pani dr hab. Rzewuska uznaje dopisywanie nazwiska opiekuna naukowego do listy autorów za normalne zachowanie a dictum owo nie wywołało masowego sprzeciwu wśród obecnych na sali profesorów. Kogo jeszcze? Dyrektora instytutu, dziekana, może rektora... Zdaje się nie pani Witkowska-Piłaszewicz zasługuje na postępowanie dyscyplinarne.
Jeżeli opiekun naukowy brał udział w powstaniu danej pracy to musi być uwzględniony jako autor. Ten wątek w tym przypadku nie jest wyjaśniony.
Kpi sobie pan/i czy o drogę pyta? Pominięcie współautora jest po prostu przestępstwem (czy też wykroczeniem, prawnicy mają różne określenia) ale pani Witkowskiej-Piłaszewicz nie zarzucono pominięcia współautora. Pani Witkowskiej-Piłaszewicz zarzucono pominięcie tak enigmatycznej postaci jak opiekun naukowy. Co to w ogóle za rola w powstawaniu pracy naukowej jest? Ja słyszalem tylko o (współ)autorach.
Nie, nie kpie. Proszę czytać ze zrozumieniem. Nie ważne jak taką osobę nazwiemy, jeżeli brała udział w powstaniu publikacji to musi być również autorem. A to można sprawdzić i komisja dyscyplinarna powinna szczegółowo zbadać ten wątek.
A nie przyszło panu/pani do głowy, że prof. Cywińska jedyną osobą, która ma kompetencje do wypowiadania się w temacie? Bo nasze dyskusje na ten temat to bajania o żelaznym wilku. Prof. Cywińska wie, czy w badaniach tych uczestniczyła czy nie. Co więcej - skoro przez lata nie dopominała się współautorstwa, widać współautorką się nie czuje. I tyle w temacie.
Szanowny "Profesorze PAN",
istotnie, wiem jaką pracę wykonałam w omawianej sprawie. Omawiałam to i popierałam dowodami podczas przesłuchania w trakcie postępowania wyjaśniającego w sprawie dr Witkowskiej-Piłaszewicz i znalazło to odzwierciedlenie w postawionym zarzucie (jednym z zarzutów). Wydaje się to oczywiste, jeśli jednak Pan/Pani czuje potrzebę dyskusji na ten temat, to zapraszam do kontaktu mailowego: anna_cywinska@umk.pl
W tej sytuacji sprawa zamknięta. Kradzież dorobku intelektualnego jest sprawą bardzo poważną, dużo poważniejszą niż przecenienie roli w organizowaniu konferencji. Jest to też trudno udowodnić. Sam wiem bardzo dobrze, jak się czuje okradziony uczony.
Wspieram walkę o dobre imię i pozdrawiam.
To jest jakieś komunistyczne myślenie. Dr hab. Rzewuska powinna stanąć przed komisją dyscyplinarną i tłumaczyć się ze swoich artykułów. Podejrzewam, że pare współautorstw było naciąganych...
Może wypada przypomnieć, że w zestawie autorów publikacji naukowych MUSZĄ się znaleźć wszyscy, którzy brali udział w prowadzeniu badań i wyrazili na to zgodę. Zarówno „dopisywanie” kogokolwiek jak też pomijanie kogokolwiek (o czym, jak rozumiem jest artykuł) to nierzetelność naukowa. Każdy, kto ma taką wiedzę i odpowiednie dowody powinien o takiej nierzetelności rzeczywiście zawiadomić komisję dyscyplinarną i nie ma to nic wspólnego z komunizmem. Proponuję zamiast snuć „podejrzenia” skupić się właśnie na dowodach i jeśli rzeczywiście istnieją, to autor tego komentarza powinien je już dawno przesłać do właściwej komisji dyscyplinarnej. Ja „podejrzewam”, że nie przesłał, bo jak „podejrzewam” takich dowodów nie ma. Warto opierać się na dowodach, a nie na „podejrzeniach”. Wydaje się, że kto jak kto, ale rada naukowa zna sprawę najlepiej i głosowała w oparciu o dowody, a nie „podejrzenia”.
Nie podejrzewam niepodejrzewającego że pracuje na uczelni.
Chciałbym bardzo aby artykuły z lat 70 i 80 "skrosować" z literaturą zagraniczną z tamtego okresu. Niedługo AI da nam takie narzędzia.
Nie podejrzewam, ale sprawdzę.
Nie, nie muszą. Są określone kryteria (np. Nature: https://www.nature.com/nature-portfolio/editorial-policies/authorship). Ale jak ich nie spełniają, muszą być wymienieni w sekcji acknowledgments.
Czy dobrze rozumiem „obserwatora bajzlu”, że jego zdaniem publikacje, o których mowa ukazały się w Nature? Aż sprawdziłem z zaciekawieniem, ale ich nie znalazłem. Może źle szukałem. Ale jeśli tak, to wielkie gratulacje dla Autorów! Jeśli nie, to radzę „obserwatorowi bajzlu” bardziej wnikliwej obserwacji i może nie „bajzlu” tylko rzeczywistości.
A niepodejrzewający rozumie skrót np. - czy trzeba tłumaczyć jak dziecku? Każdy większy wydawca ma upublicznione zestawy praktyk. I nie tylko wydawca. Może COPE też trzeba rozwijać?
Pierwsze zdanie artykułu "Historia ta (...) rzuca światło na zachowania tych młodych naukowców, których pęd do kariery, realizowany z naruszeniem dobrych praktyk naukowych" jest pierwszym i zasadniczym kłamstwem tego artykułu, a zarazem od razu pokazuje iż został on napisany pod z góry ustaloną tezę. Artykuł nie rzuca na nic światła. Nie wykazuje że ktokolwiek naruszył jakiekolwiek dobre praktyki. Opisuje wyłącznie tezę jednej, urażonej, strony, nie próbując nawet przeanalizować zasadności zarzutów. Jeszcze lepsze wyjaśnienie jest w nadtytule - "Apeluję o odwołanie przewodniczącej Rady Młodych Naukowców". Tu jest zasadniczy cel. Być może przewodniczącym rady młodych naukowców powinien zostać jakiś uznany "stary" naukowiec.
Też mam wrażenie, że ten artykuł jest bardzo stronniczy. Skąd autor ma dostęp do tak dokładnych danych z Rad Dyscypliny? Wie kto był, kogo nie było i jak rozkładały się głosy. Co więcej, kto kiedy i w jaki sposób się wypowiadał. Czy ktoś nagrywał i przekazał te nagrania? Aż nie chcę wierzyć w to, co piszę.
Nie podoba mi się taka nagonka na człowieka. Nawet jeśli to prawda, to bardzo przykro się to czyta. Współczuję tej Pani, bo na pewno jest drugie dno tej sprawy, które nie zostało przedstawione. Zgadzam się z komentarzami wyżej.
Autor się pewnie zna z promotorką (prof. Anna Cywińska) i jej oblubieńcami z Rady Dyscypliny i mu wynieśli takie dokumenty (dr hab. Lucjan Witkowski, prof. Jarosław Kaba) czy wspomniana opisana "dopiszpromotora" dr hab. M. Rzewuska
Szanowni Państwo,
Rozumiem, że Internet kieruje się swoimi prawami a niniejsza dyskusja jest burzliwa. Ja nie jestem stroną konfliktu, chociaż mam swoje zdanie i jako członek Rady Dyscypliny Weterynaria i zgodnie ze statutem SGGW miałem prawo i obowiązek je w tym przypadku wygłosić na posiedzeniu odpowiedniego, statutowego organu Uczelni. Osoba kryjąca się pod pseudonimem „Luxveritatis” w powyższym komentarzu przywołuje moje nazwisko. Za wszystko co się czyni, także w Internecie, należy ponosić odpowiedzialność. Jak wszyscy dobrze wiemy w Internecie nie ma anonimowości. Jako członek społeczności akademickiej, a więc osoba publiczna nie mogę pozostać bierny wobec powyższego stwierdzenia „luxveritatis” dotyczącej mojej osoby („oblubieniec prof. Cywińskiej”). Gdzie jak gdzie, ale w środowisku akademickim tego typu stwierdzenia są niedopuszczalne. Niniejszym informuję, że podejmę wszelkie kroki prawne zmierzające do obrony mojego dobrego imienia. Wzywam administratora niniejszej strony do przekazania odpowiednim organom danych autora powyższych stwierdzeń. Stwierdzenia te dyskredytują mnie jako nauczyciela akademickiego.
Z poważaniem
prof. dr hab. Jarosław Kaba, Dipl.ECSRHM
profesor zwyczajny SGGW w Warszawie
wiceprezes Polskiego Towarzystwa Nauk Weterynaryjnych
członek Komitetu Nauk Weterynaryjnych i Biologii Rozrodu PAN
wiceprezydent Europejskiej Specjalizacji Zarządzania Zdrowiem Małych Przeżuwaczy ECSRHM
Pełna zgoda.. przykro się to czyta
Dzień dobry
Ja także msm wrażenie że artykuł jest skrajnie subiektywny. Z tesktu jednoznacznie wynika że zbyt szybki wniosek habilitacyjne to wręcz zbrodnia. Moim zdaniem to właśnie ten fakt zainicjował kaskadę zarzutów które w mojej opinii wydają się skrajnie niedorzeczne.... niestety brak znajomości przepisów powoduje że Panowie profesorowie funkcjonują w trybie ustawy z wybranego przez siebie roku , stawiając wręcz absurdalne wymagania kandydatom obojga płci do stopni naukowych.
W artykule mało jest faktów a dużo opinii negatywnych o osobie Habilitantki....
Heh, czy jest możliwość, aby jakikolwiek artykuł był skrajnie obiektywny? Może AI by taki napisał, ale nie człowiek.
Ongiś było tak, że praca habilitacyjna ma określone wymagania związane z pracą naukową. A praca naukowa to m.in.publikacje napisane po doktoracie (PWr) oraz prowadzenie innych doktorantów. Żeby mieć w tym zakresie doświadczenie, potrzebny jest czas. Proste.
IMHO powinny być podane liczbowe wartości minimalne, dotyczące w/w uwarunkowań.
Tak było, tak jak Pani stwierdziła, ongiś. Ale od 5 lat już tak nie jest. To jest kluczowe w całej sprawie. I niech dotrze to wreszcie do zakutych profersorskich łbów i zacznijcie postępować według aktualnie obowiązujących przepisów. Serio, 5 lat to wystarczająco dużo czasu żeby dostosować się do nowej ustawy.
Cytat:
"niech dotrze to wreszcie do zakutych profersorskich łbów i zacznijcie postępować według".
Do mnie Pan kieruje swe słowa? Napisałam swoje zdanie w tej sprawie, nie wymaga ono uzupełnień.
Kluczowe w Pani wypowiedzi jest słowo ongiś. A czepianie się stylu czy błędów językowych wynikających z moich emocji po lekturze tego dzieła to wskazówka ze dyskutującym brakuje argumentów merytorcznych. Pozdrawiam i miłego dnia życzę.
Nie zostałam zrozumiana.
Od zawsze uważam, że nie ma takiej możliwości, aby ktokolwiek był w swojej wypowiedzi obiektywny. Zdecydowanie nie brałam pod uwagę przejęzyczenia.
Ponadto napisałam wyraźnie, jakie jest moje zdanie w kwestii dopuszczania do habilitacji.
Trzeba raczej wreszcie przyznać, że całe środowisko jest ofiarą systemu niesłusznie nieminionego. Miliony innych nieprawidłowości w nauce nie znajdują żadnych konsekwencji, a tutaj będzie czołgany człowiek za to, że miał ambicje. Jeśli coś było nieprawdziwe to jest złe, ale jeśli nie, to pewnie trzeba będzie przeprosić.
Zgadzam się jednak, że o rzeczach trudnych trzeba mówić/pisać.
Bardzo doceniam Pana pracę w zakresie ujawniania nieprawidłowości w pracy naukowej. Natomiast odnoszę wrażenie, że artykuł stanowi bardziej nagonkę na oskarżoną niż dążenie do wyjaśnienia stawianych jej zarzutów. W całym artykule więcej jest o tym, że dr Witkowska-Piłaszewicz "miała czelność" wystąpić z wnioskiem habilitacyjnym za wcześnie niż o tym do czego odnoszą się oryginalne zarzuty. Opis zarzutów zacytowany, jak rozumiem z wniosku prof. Iwony Kowalskiej jest niewystarczający do samodzielnej oceny zarzutów stawianej doktor Witkowskiej-Piłaszewicz.
Ponumeruję zarzuty z zacytowanego fragmentu aby łatwiej o nich pisać: "dopuściła się czynów stanowiących uchybienie obowiązkom nauczyciela akademickiego obejmujących: (1) pominięcie opiekuna naukowego grantu Preludium – prof. dr hab. Anny Cywińskiej w publikacjach powstałych w jego rezultacie; (2) przypisanie sobie wiodącej roli w projekcie dr hab. Lucjana Witkowskiego oraz (3) współpracy naukowej z Virginia-Maryland College of Veterinary Medicine, (4) a także w przygotowaniu ostatecznej wersji manuskryptu: «Variations in haematological and biochemical parameters in healthy ponies», (5) przypisanie sobie w 2021 r. roli głównego pomysłodawcy fakultetu «Perspektywy zawodowe lekarza weterynarii», (6) przypisanie sobie współpracy naukowej z Uniwersytetem Przyrodniczym w Poznaniu"
Brzmienie zarzutu (1) sugeruje, że prof. Cywińskiej przysługuje współautorstwo za samo bycie opiekunem naukowym grantu. Jak rozumiem zarzut dotyczy 3 z 7 opublikowanych prac (bazując na liście artykułów w bazie NCN. Biorąc pod uwagę, że każdy artykuł ma trochę inną listę współautorów, to domyślam się, że kierowniczka grantu rzetelnie oceniała wkład osób do każdego z opracowanych artykułów tak aby realnie ocenić ich wkład. Samo bycie opiekunem naukowym nie spełnia wymogu współautorstwa.
Zarzuty (2), (3) i (5) są niejasne i trudne do ocenienia. Co dokładnie wpisała doktor Witkowska-Piłaszewicz w swoim wniosku habilitacyjnym w zakresie projektu dr hab. Lucjana Witkowskiego? Na czym miała polegać współpraca naukowa z Virginia-Maryland College of Veterinary Medicine? Zarzut (5) może być typowym słowem przeciw słowu wynikającym z typowej dyskusji na forum wewnętrznym dotyczącym rozwoju studiów na uczelni.
Doktor Witkowska-Piłaszewicz jest pierwszym autorem artykułu o którym mowa w zarzucie (4). Dodatkowo artykuł zawiera opis wkładu współautorów. Autorem korespondencyjnym jest prof. Cywińska. W jaki zatem sposób pani doktor mogła sobie przypisać inną rolę niż miała w tym artykule? Dlaczego zdaniem współautorów zasługiwała na bycie wymienioną na pierwszym miejscu a równocześnie nie było to wystarczająco wiodące?
Skoro pani dr Witkowska-Piłaszewicz pracowała jako asystent na Uniwersytecie Przyrodniczym w Poznaniu to w jaki sposób mogła nieprawidłowo przypisać sobie współpracę naukową z tym uniwersytetem?
W tym artykule wolałbym poznać odpowiedzi na takie pytania, a nie czytać apeli o usunięcie kogoś z jakiejś rady bez jasnych dowodów winy.
Kolejny przykład na to jak: patologiczna (kastowo-uznaniowa), niepotrzebna, droga i nic nie wnosząca do jakości polskiej nauki jest procedura habilitacyjna. Należy zlikwidować habilitacje.
To wtedy lokalna kasta będzie decydowała o WSZYSTKIM. I jeszcze utnie mobilność, bo profesor uczelni po przeskoku gdzie indziej będzie adiunktem.
Ale czy tak można z gory zakładać czyjaś winę. Postępowanie się toczy, osiągnięcia naukowe, jak widać, są. Granty (szanowana agencja badawcza) są.
Więc czy już musi być taki wyrok i od razu kara.
W SGGW był plagiat i przywłaszczenie autorstwo na kilkadziesiąt pozycji i sprawa się toczy 6 lat.
Trzeba poczekać na wynik.
Oby tym razem nie było jak zwykle : " psy szczekają , karawana jedzie dalej"
popieram apel prof. Marka Wrońskiego
Przeczytałem ten artykuł trzykrotnie, za każdym razem z coraz większym zdumeniem. Głównym zarzutem dyscyplinarnym wobec oskarżonej jest to, że... nie dopisała jednego z profesorów do listy autorów swojej publikacji! I te zarzuty stawiane są po latach od powstania tych publikacji i na dodatek przez innego profesora!
Przepraszam, a od kiedy to istnieje OBOWIĄZEK dopisywania promotora czy opiekuna do wszystkich tworzonych przez młodego naukowca publikacji? Takie praktyki były i są naganne, a tymczasem autor tego tekstu przyłącza się do nagonki na osobę która ich odmówiła? Jeśli opiekun faktycznie pracowałby nad wspomnianymi publikacjami to przecież nie dopuściłby do wysłania ich do czasopisma bez jego nazwiska na liście autorów. Skoro sprawa została podniesiona dopiero po latach i to jeszcze przez inną osobę, to znaczy że opiekun grantu nie wiedział o powstających publikacjach i nie pracował nad nimi. Zatem też nie powinien widnieć na liście autorów. Kropka. Zresztą nie jest w tym nic dziwnego. NCN wymaga w grancie Preludium wpisania opiekuna wniosku, lecz jednocześnie wprost zabrania pobierania jakiegokolwiek wynagrodzenia przez niego. Więc prace w grancie są wykonywane zazwyczaj samodzielnie przez kierownika projektu i brak zaangażowania opiekuna nie jest niczym dziwnym. Dziwnym i nagannym jest natomiast domaganie się bycia dopisanym do listy autorów w sytuacji braku takiego zaangażowania, a już kompletnym kuriozum jest ściganie zarzutami dyscyplinarnymi osoby która tego nie zrobiła.
Drugim z zarzutów wobec habilitantki jaki wynika z tekstu jest to, że... za wcześnie zaczęła ubiegać się o habilitację. Oraz że, uwaga, w artykułach będących podstawą habilitacji wykorzystała dane zebrane w trakcie prac nad doktoratem! O ile zarzut o braku dopisania opiekuna to było kuriozum, to tutaj to jest już zupełny kosmos. Przypominam autorowi i czytelnikom, że od 2019 roku USUNIĘTO z ustawy wymóg przedstawiania osiągnięć PO DOKTORACIE. W obecnym stanie prawnym habilitacja przyznawana jest na podstawie CAŁOŚCI DOROBKU. I dorobek ten podlega ocenie recenzentów, a nie szanownej rady dyscypliny, która jak widać nawet nie zna aktualnych przepisów w tym zakresie, mimo że w obecnym brzmieniu obowiazuja już od 5 lat. Jeśli ktoś ma wystarczające osiągnięcia to może wniosek o habilitację złożyć nawet jeden dzień po przyznaniu stopnia doktora i powinien on zostać zgodnie z prawem przeprocedowany i merytorycznie oceniony na podstawie całości dorobku.
Podsumowując, z tekstu wynika jasno że wielce szanowne grono profesorskie poczuło się urażone osiągnięciami naukowymi kandydatki. A już w szczególności tym, że miała czelność złożyć wniosek o habilitację. Odmówiło rozpoczęcia procedury, jednak ze względu na niedopełnienie terminów przez samą RD, odmowa nie mogła dojść do skutku. Więc w tym momencie aby zablokować habilitację wyciągnęli jakieś wydumane zarzuty sprzed lat i rozpoczęli postępowanie dyscyplinarne. Proszę zauważyć że do momentu złożenia wniosku hablitacyjnego żadne zarzuty wobec habilitantki nie były podnoszone.
Jestem zdumiony że autor tekstu, który dotychczas walczył z patologiami w nauce, przyłącza się do tej jak widac mocno grubymi nićmi szytej nagonki. I to na dodatek kiedy ofiarą jest młody naukowiec, a sprawcami starzy profesorowie mający na celu blokować jego rozwój. Zresztą o negatywnym i nagannym nastawieniu autora świadczy chociażby komentarz w tekście o "ssaniu dwóch matek". Świadczy także o całkowitej nieznajomości ustawy PSWiN albo wprost o tym że dostał zlecenie zgnojenia habilitantki. Ustawa w tamtym czasie bowiem explicite dopuszczała jednoczesne bycie doktorantem w szkole doktorskiej i zatrudnienie jego asystent po ocenie srodokresowej (czyli od 3 roku). Co więcej, jest to przecież dość powszechna praktyka na wiekszosci uczelni! Na dodatek, od października obieglego roku usunięto z ustawy wszelkie ograniczenia w zatrudnianiu doktorantów, w tej chwili jest to możliwe nawet od 1 roku. Po tym komentarzu o sssaniu matek widać zatem że autor nie próbował opisać sprawy bezstronnie i obiektywnie, tylko przyłączyć się do nagonki na habilitantkę. Moim zdaniem ten artykul kwalifikuje się na pozew.
I to jest idealne podsumowanie
Brawo w punkt
Dużo racji. W SGGW, nie takie sprawy przechodzą .
Proszę ponownie przeczytać artykuł i szczególnie gdzie cytuję wyjątek z wniosku dyscyplinarnego.m . Głównym zarzutem jest nieprawdziwe " nadęcie" swoich osiągnięć w autoreferacie.
Zleceń na artykuły nie przyjmuję -; bohaterka jak i dyrektor Instytutu odmówili komentarza.
To są smutne sprawy, rozgrywające się w czterech ścianach instytucji..
Trzeba je jednak opisywać bo jest ich ostatnio sporo.
Czytamy i nie możemy zrozumieć ile jadu w Panu jest.
Odpowiedź instagramowa. Olo, pomyliłeś miejsca...
Panie Profesorze,
Chronologia jest w tej sprawie niestety jednoznaczna. Zarzuty dyscyplinarne pojawily sie tylko i wylacznie po tym gdy radzie dyscypliny nie udało się (zreztq w wyniku niedotrzymania terminu przez sama radę) zablokować wszczęcia postępowania habilitacyjnego. A jak wynika z dyskusji w trakcie rady, głównym powodem chęci niedopuszczenia do habilitacji nie były nawet niewystarczające osiągnięcia kandydatki, bo one zostały ocenione wysoko, tylko podejście "niech jeszcze poczeka kilka lat". Wcześniej nikt zarzutów dyscyplinarnych wobec kandydatki nie podnosil. O tym że zarzuty zostały postawione w celu zablokowania habilitacji może świadczyć także to, że od razu o ich postawieniu zostali poinformowani recenzenci, co także nie jest chyba powszechnie obowiazujacq praktyką. Nie mówiąc już o samej treści zarzutów takich jak brak dopisania opiekuna do listy autorów, które świadczą o problemach z etyką, ale raczej u osób je stawiających, a nie u kandydatki.
Nie wiem także od kiedy "nadęcie" swoich osiągnięć w opisie jest przewinieniem dyscyplinarnym. W takiej sytuacji to pewnie połowie polskich naukowców trzeba by było postawić zarzuty! Do oceny tego czy osiągnięcia są wystarczające, czy też właśnie nadęte, służą recenzenci, a nie postępowania dyscyplinarne.
Zgadzam się że takie sprawy należy opisywać. Jednak należy to robić bezstronnie, a nie używając wielokrotnie sugestii i aluzji mających na celu negatywne nastawienie czytelników do jednej ze stron. I to na dodatek do tej, którą w mojej opinii jest w całej sprawie ofiarą, a nie sprawcą. Niestety wielokrotnie byłem już świadkiem podobnych działań mających na celu blokowanie habilitacji czy też ogólnie kariery i rozwoju. W tym także "szycia" postępowania dyscyplinarnych na podstawie wydumanych zarzutów. I zawsze celem byli mlodzi i wlasnie aktywni naukowcy, nigdy starzy profesorowie.
Z informacji w artykule wynika, że w postępowaniu 3 recenzje były pozytywne.
Ładny przyczynek do tezy "naukowiec jest tyle wart ile granty, które zdobywa" sugerowanej także na łamach FA przez jeden z zespołów powołanych przez prezesa PAN.