Mieliśmy już cztery różne projekty ustawy o PAN, a jeszcze więcej koncepcji. Spróbowaliśmy to zebrać w taki sposób, aby powstał dokument kompromisowy, służący rozwojowi Akademii, a jednocześnie uwzględniający interesy państwa i społeczeństwa, które potrzebuje zaplecza eksperckiego w nauce. Jestem pewien, że nasz projekt idzie w dobrą stronę, popiera go też część ludzi Akademii, choć nie zawsze publicznie to wyrażają, co może świadczyć o pewnej atmosferze w samej PAN – mówi w wywiadzie dla „Forum Akademickiego” minister nauki Dariusz Wieczorek.
Projekt budżetu na naukę na 2025 rok, ustawa o Polskiej Akademii Nauk, nowa lista czasopism, ocena kierunków lekarskich, wizy studenckie… To tylko niektóre tematy poruszone przez nas w rozmowie z ministrem Dariuszem Wieczorkiem. Wywiad przeprowadził Piotr Kieraciński.
Czy Akademia Piotrkowska ma obecnie rektora?
To kolejna po Warszawskim Uniwersytecie Medycznym uczelnia, która miała problemy proceduralne z wyborem rektora. Ze względu na błędy formalne, w tym sposób zmiany statutu i wynikające stąd kolejne wadliwe procedury, należało cały proces wyborczy powtórzyć. Wkroczyłem jako organ nadzoru, wskazałem uchybienia, jakie popełniono w uczelni, i poprosiłem o ich skorygowanie oraz ponowne przeprowadzenie wyborów rektorskich.
Czy jest pan zdecydowany odwołać prof. Piotra Borka ze stanowiska rektora Uniwersytetu Komisji Edukacji Narodowej?
Wpływały do nas liczne skargi na działania pana rektora Piotra Borka. Po ich przeanalizowaniu uznaliśmy, że nie mamy wyjścia; jeśli zapadły prawomocne wyroki wskazujące na poważne naruszanie prawa przez rektora Uniwersytetu Komisji Edukacji Narodowej, mamy obowiązek wdrożyć procedurę jego odwołania. Wysłaliśmy informację na ten temat rektorowi oraz prośby o zaopiniowanie tej sytuacji do Rady Głównej Nauki i Szkolnictwa Wyższego oraz Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich. Czekamy na odpowiedzi.
Jak by pan określił projekt budżetu nauki i szkolnictwa wyższego na rok 2025?
Ostatnie wydarzenia pokazały, że projekty często nie pokrywają się z rzeczywistością. Mamy teraz na uwadze kwestie powodziowe i stale monitorujemy sytuację. Premier Donald Tusk już przeznaczył 2 miliardy złotych na najpilniejszą pomoc. Nikt poszkodowany nie pozostanie bez pomocy i to jest dzisiaj najważniejsze. My – jako ministerstwo – być może będziemy musieli zwiększać subwencje na zapomogi dla studentów, może będą też potrzebne remonty zniszczonej infrastruktury na uczelniach.
Co do budżetu, możemy mieć pretensje, że nie rośnie w takim stopniu, jakbyśmy sobie życzyli, zarówno środowisko naukowe, jak i ja. Każdy minister narzeka, że budżet jego resortu jest za mały. Aby ocenić budżet nauki na rok 2025, trzeba spojrzeć na rok 2024, gdy nastąpił 22-procentowy wzrost nakładów na naukę. Teraz powiększamy tę kwotę o kolejne 8 procent. Trzeba jednak sobie zdać sprawę, że jest wojna, że kluczową sprawą jest bezpieczeństwo i obronność, a za tym idzie bezprecedensowo wysoki budżet na obronność, który sięga 4,7 procent PKB. Pamiętajmy też, że to jest dopiero projekt budżetu. Już składałem wnioski w sprawie niektórych punktów naszej części, m.in. w zakresie zwiększenia finansowania Narodowego Centrum Nauki. Będę zabiegał o zdobycie wyższych środków w miarę możliwości państwa. Trzeba do tego podejść ze spokojem. Musimy wiedzieć, na co potrzebne są te środki. Jestem w kontakcie z dyrektorem i Radą NCN. Wszyscy skupiliśmy się teraz na budżecie krajowym, tymczasem w stanowczo zbyt małym stopniu wykorzystujemy, to znaczy polscy naukowcy, dostępne dla nauki środki europejskie. W tym obszarze mamy naprawdę wiele do zrobienia, bo tu jesteśmy ewidentnie płatnikiem do budżetu Unii Europejskiej. Kwestia otwarcia polskiej nauki jest dziś fundamentalna. Musimy szukać środków na zewnątrz, tam gdzie one na nas czekają.
Ustawa o Polskiej Akademii Nauk, którą zaprezentował rząd, jest powszechnie krytykowana w środowisku PAN. Czy to prawda, że reforma PAN jest jednym z kamieni milowych KPO?
Już wykorzystujemy dla nauki środki FENG. Programy finansowane z tych środków prowadzą już choćby Narodowe Centrum Badań i Rozwoju oraz Fundacja na rzecz Nauki Polskiej. Zatem mamy do nich dostęp niezależnie od reformy PAN. Jednego z drugim bym nie łączył. Natomiast z pewnością reforma PAN jest potrzebna, o czym świadczą liczne wcześniejsze próby takiego przedsięwzięcia. Stąd nasza inicjatywa. Polska Akademia Nauk powinna być silnym podmiotem w strukturze polskiej nauki, w grupie podmiotów, które podlegają Ministerstwu Nauki i Szkolnictwa Wyższego, bo przecież to nie tylko korporacja 350 uczonych, ale także 69 instytutów, 10 tysięcy zatrudnionych ludzi. Warto, aby te instytuty współpracowały z innymi jednostkami naukowymi, realizowały wspólne projekty, byśmy widzieli efekt synergii. Chcemy, aby w Akademii bardziej słyszalny był głos młodych badaczy, pracowników instytutów PAN. Nie robimy tu żadnej rewolucji.
Czego dotyczyła dyskusja podczas Zgromadzenia Ogólnego PAN?
Omawialiśmy projekt rządowy, który został już opublikowany na stronach Rządowego Centrum Legislacji. Jestem zwolennikiem dyskutowania o konkretnych zapisach, artykułach, a nie czytania protest songów, że nie, bo nie. Tak się w Polsce prawa nie stanowi. Od tego są odpowiednie instytucje wyposażone w prawo do inicjatywy ustawodawczej. Podmioty, które podlegają prawu, nie mogą pisać ustaw dla siebie. Od tego są rząd i Parlament RP. Gdyby każde środowisko pisało ustawy dla siebie, nie byłoby dobrze. W przypadku PAN mieliśmy już cztery różne projekty, a jeszcze więcej koncepcji. Spróbowaliśmy to zebrać w taki sposób, aby powstał dokument kompromisowy, służący rozwojowi Akademii, a jednocześnie uwzględniający interesy państwa i społeczeństwa, które potrzebuje zaplecza eksperckiego w nauce. Jestem pewien, że nasz projekt idzie w dobrą stronę, popiera go też część ludzi Akademii, choć nie zawsze publicznie to wyrażają, co może świadczyć o pewnej atmosferze w samej PAN.
Jesteśmy blisko zakończenia oceny uczelni, które otrzymały prawo kształcenia na kierunku lekarskim. Wydaje się, że zakończenie tego procesu nie będzie miało tak ostrych skutków, jak początkowo sądzono.
Kwestia utraty uprawnień ma charakter formalnoprawny. Niełatwo podjąć taką decyzję. Praprzyczyna obecnej sytuacji jest taka, że mój poprzednik wyraził zgodę na utworzenie kierunku lekarskiego na kilku uczelniach, mimo negatywnej opinii Polskiej Komisji Akredytacyjnej. Pierwszy raz mieliśmy z czymś takim do czynienia. W związku z tym moje stanowisko było od początku jednoznaczne. Podjęliśmy decyzję, aby przeprowadzić ponowną ocenę tych uczelni, które ostatnio uzyskały prawo do uruchomienia kierunku lekarskiego. Te, które uzyskają pozytywną opinię, dostaną limity przyjęć. Natomiast te, które ponownie otrzymają ocenę negatywną, nie uruchomią studiów lekarskich, przynajmniej nie teraz. Faktycznie oznacza to, że nie dostaną limitów przyjęć na rok 2024/25, zatem nie uruchomią kształcenia na tym kierunku, ale jeszcze nie będziemy zabierali im uprawnień. Te podmioty dostały od PKA wytyczne, co należy zrobić, aby spełnić wymagane standardy. Jeśli dopracują wszystkie szczegóły zgodnie z zaleceniami ekspertów, być może w przyszłym roku otrzymają limity przyjęć, a jeżeli ich nie zrealizują, utracą uprawnienia.
Mamy ciągłość władzy. Jeżeli jeden minister przyznał uprawnienia, to drugi nie może ot tak sobie ich odbierać. Narażamy się wtedy na sądy, roszczenia, odszkodowania. Uczelnie mówią nam o inwestycjach, które poczyniły w związku ze zgodą na uruchomienie kierunku lekarskiego, to 50, to 80 milionów. Nie możemy tego wysiłku i tych środków publicznych lekceważyć. Staramy się załatwić sprawę tak, by publiczne środki nie zostały zmarnowane, a równocześnie zabezpieczyć jakość kształcenia lekarzy i interes przyszłych studentów. Generalnie uważam, że kształcenie lekarzy w małych ośrodkach, gdzie nie ma zaplecza technicznego, materialnego i ludzkiego, to błąd. Należało raczej rozwijać duże ośrodki, z tradycją naukową i kliniczną. Jednak to się już stało i musimy z tego wybrnąć, minimalizując straty, zabezpieczając interes państwa i studentów. Obszar kształcenia lekarskiego i kierunków medycznych jest bardzo mocno ujęty w Krajowym Planie Odbudowy; mamy dwa programy – o wartości 1,3 miliarda złotych i ponad 3 miliardy złotych – na podniesienie standardów kierunków lekarskich. Myślę, że te środki powinny w pierwszym rzędzie trafić do renomowanych uczelni, by poprawiły swoje zaplecze i zwiększyły możliwości w zakresie kształcenia lekarzy, ale także tam, gdzie brakuje różnych elementów wynikających z wytycznych dotyczących jego jakości.
Wielokrotnie mówił pan o potrzebie zapewnienia wysokiej jakości kształcenia i możliwości likwidacji tych uczelni, które nie realizują obowiązujących standardów. Czy podjęto jakieś działania w tym kierunku?
W tej chwili minister nie ma możliwości likwidacji uczelni, niezależnie od tego, co by się tam działo, co widać na przykładzie Collegium Humanum. Natomiast wprowadziliśmy do projektu ustawy prawo o szkolnictwie wyższym i nauce odpowiednie zapisy, które umożliwią lepszą kontrolę jakości kształcenia. Chcemy w pierwszym rzędzie wzmocnić Polską Komisję Akredytacyjną, zwiększając o połowę, czyli do 150 osób, liczbę jej członków, bo przy takiej liczbie uczelni i kierunków, jaką mamy dzisiaj – ponad 300 uczelni i około 10 tysięcy kierunków – sto osób to za mało, by sobie z tym poradzić. Mamy około 300–400 kontroli PKA rocznie, co przy aktualnej liczbie kierunków nie zapewnia jakości kształcenia przy obecnej formie nadzoru. Skończy się też eldorado z zakładaniem uczelni, podobnie ze studiami podyplomowymi – jeśli ktoś chce prowadzić studia podyplomowe, musi prowadzić kształcenie pierwszego stopnia w danej dyscyplinie i na danym kierunku. Dzisiaj musimy prosić założyciela o likwidację takiej uczelni, która nie respektuje żadnych norm jakości kształcenia, a sami nie mamy żadnych skutecznych możliwości reakcji. Zamierzamy wzmocnić rolę nadzorczą ministerstwa i odwrócić sytuację – chcemy ministrowi dać prawo natychmiastowej likwidacji uczelni, która nie dba o jakość kształcenia i nagminnie łamie obowiązujące w tym zakresie prawo.
Pani minister Maria Mrówczyńska zapewne mówiła panu, jak Uniwersytet Zielonogórski traci na konsolidacji z sulechowską uczelnią zawodową. Co z konsolidacjami?
Uniwersytet podjął wówczas taką autonomiczną decyzję i ponosi jej skutki. Jednak rozumiem, że nie wszystko wówczas dało się przewidzieć, że to było ratowanie dorobku uczelni właściwie bez perspektyw, czyli upadającej. Będziemy się starali ten problem rozwiązać. Natomiast strategicznie konsolidacje są niezbędne, mamy zbyt wiele zbyt małych uczelni. Nasza pozycja na rynku międzynarodowym wynika także z tego rozdrobnienia. Nie będziemy nikogo do łączenia się zmuszać, natomiast będziemy stwarzać zachęty, aby to się opłacało. Konsolidacja uczelni z określonego miasta na pewno jest istotna z punktu widzenia efektywności działania i nie chodzi tylko o zmniejszenie kadry administracyjnej i obsługi, ale również wykorzystanie potencjału, w tym laboratoriów. Mamy teraz w wielu miastach rozproszony potencjał w różnych dyscyplinach, podobne laboratoria działające niemal w izolacji czy konkurujące ze sobą o środki i kadry. Konsolidacje zapewne dałyby efekt kumulacji, co przełoży się na lepsze wyniki, skuteczność naukową i edukacyjną. Zapewne dotyczy to także efektywności wykorzystania środków finansowych, szczególnie że uczelnie, które zdecydują się na konsolidację, mogą liczyć na dodatkowe 10 procent subwencji.
Ostatnio nabrzmiał znany od lat problem wiz studenckich.
To stary problem, który w ostatnich latach nam nabrzmiał, co skutkowało rozwiązaniami zaproponowanymi przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych, a oprotestowanymi przez środowisko akademickie. Powstają w tej chwili dwa rozwiązania, jedno u nas w projekcie ustawy o szkolnictwie wyższym, drugie w MSZ; mam nadzieję, że będą się uzupełniały. Mają na celu pogodzenie interesów uczelni i studentów zagranicznych, którzy chcą się w Polsce kształcić, z bezpieczeństwem granic. Widać wyraźnie, że dla wielu uczelni studenci zagraniczni to nie kwestia prestiżu, ale wyłącznie finansowa – przyjmują, ilu się da i skąd się da, a gdy zapłacą, nie interesuje ich, co się z nimi stanie. Taka postawa uczelni musiała spowodować reakcję państwa. Szukamy najlepszych rozwiązań, które zabezpieczą interesy tych, którzy naprawdę chcą u nas studiować, a równocześnie zabezpieczyć nas przed tymi, którzy za pewną opłatę na studia chcą otrzymać wizę i dostać się do strefy Schengen – to bardzo szeroka brama. Być może NAWA mogłaby odgrywać większą rolę w weryfikacji tych spraw. Bylibyśmy gotowi przyznać dodatkowe środki na ten cel.
Kiedy poznamy zasady tworzenia nowej listy czasopism, samą listę i zasady ewaluacji nauki w latach 2024-25? Jesteśmy w trzecim roku okresu oceny…
Rzeczywiście, wciąż nie znamy na sto procent tego mechanizmu. Nigdy jeszcze nie udało się ustalić zasad oceny zawczasu, czyli przez rozpoczęciem okresu oceny. Reguły ewaluacji obecnego okresu są już bliskie ogłoszenia. Zmiany nie mogą w tym wypadku być rewolucyjne właśnie z tego względu, że jest już na to za późno. Natomiast pilnym zadaniem dla środowiska, Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich, Rady Głównej Nauki i Szkolnictwa Wyższego, a zwłaszcza Komisji Ewaluacji Nauki, będzie przygotowanie na koniec roku 2025 zasad oceny okresu 2026–29. Taki jest plan, takie są oczekiwania. W tym wypadku zmiany będą zapewne rewolucyjne, bo takie są postulaty środowiska. Musimy odejść od powszechnie krytykowanej punktozy. Zapewne nie ma idealnego rozwiązania, trzeba będzie pójść na liczne kompromisy, ale mam nadzieję na wypracowanie modelu, który zostanie powszechnie zaakceptowany.
Jakie i kiedy rezultaty ma przynieść pański program dotyczący remontów i budowy akademików?
Studiowanie to nie tylko zajęcia na uczelni. Prawdziwe życie studenckie odbywa się w akademikach, wiem to z własnego doświadczenia. Zatem to jest nasz priorytet i to zostało pokazane w naszych pierwszych decyzjach finansowych w 2023 roku. W tej chwili jesteśmy na końcowym etapie przygotowania ustawy o funduszu dopłat mieszkaniowych, który ma wspomagać budowę mieszkań komunalnych, a jego część mogłaby być przeznaczona na remonty starych i budowę nowych domów studenckich. Dyskutujemy w tej chwili o wysokości środków finansowych i części, jaka mogłaby być przeznaczona na akademiki. Proponujemy wzrost o 50 procent, a zatem fundusz dysponowałby ok. 4 miliardami złotych, z których 10 procent, czyli 400 milionów złotych rocznie, można będzie wykorzystać na poprawę warunków w starych domach studenckich i budowę nowych. Ostateczna decyzja zapadnie jednak przy zatwierdzaniu budżetu. Zapotrzebowanie na ten cel wynosi ok. 2,5 miliarda złotych, takie uczelnie mają plany w zakresie remontów i budowy akademików w najbliższych latach. Zatem w ciągu czterech-pięciu lat funkcjonowania tego systemu możemy znacznie poprawić sytuację mieszkaniową studentów.
Ile miejsc w akademikach mamy, a ile przyniesie ten program?
Obecnie mamy około 100 tysięcy miejsc w akademikach, z czego 30 tys. do remontu, a realizacja tego programu dałaby w ciągu kilku lat kolejne 20 tysięcy.
Kiedy poznamy projekt nowej ustawy i co ważnego będzie zawierać, zmieniać?
Jesteśmy w końcowej fazie uzgodnień międzyresortowych i chciałbym, aby jeszcze we wrześniu pojawił się on w wykazie prac legislacyjnych. Głównym motywem jest poprawa jakości kształcenia, o tym już mówiliśmy. Na podstawie rozmów ze środowiskiem akademickim poprawiamy i precyzujemy wiele rzeczy, które nam zgłaszało środowisko. Ukrócimy wspomniany proceder fabryk dyplomów, nie będzie też możliwości prowadzenia zajęć on-line powyżej 50 procent ECTS wskazanych w programie. Studia podyplomowe zostaną włączone do zakresu oceny programowej PKA i w przypadku negatywnej oceny takie studia będą zamykane. Zmieniamy też kompetencje rad uczelni w wyborach rektora – chcemy, aby nie brały w tym udziału w żadnej formie. Był z tym problem w niektórych uczelniach podczas ostatnich wyborów.
Czy pozostaje mocna władza rektora?
Chcemy, żeby rektor miał duże kompetencje, żeby był skuteczny, ale zarazem chcemy zdemokratyzować uczelnie, bo widzimy niedostatki w tym zakresie spowodowane zapisami obecnej ustawy. W tym celu zwiększamy kompetencje organów kolegialnych, zwłaszcza senatów.
Rozmawiał Piotr Kieraciński
A może wprowadzić zakaz "robienia" habilitacji w miejscu pracy? Skończy się fikcja, polegająca, że kolega bierny, mierny ale wierny i dostaje tytuł od drugiego kolegi z pracy? Skończy się ustawka z nadawaniem stopni.
I może w końcu zrobić porządek z polskimi czasopismami drapieżnymi, gdzie kupuje się artykuły jak w: Journal of Modern Science albo skończyć z zabawą jak w Cybersecurity & law w którym jest spółdzielnia cytowań i publikuje się byle co.
Śmiech na sali, chat gpt im pisze, a oni publikują jak leci. Oczywiście minister i tak tego nie przeczyta, a te forum to tylko taki wentyl bezpieczeństwa na sfrustrowanych...
Habilitacja jest zewnętrzna - RDN, rehabilitacja zazwyczaj jest wewnętrzna
Recenzenci dają tylko pozytywne przykłady z osób spoza dziedziny z artykułami spoza dziedziny w dziedzinie z która niewiele dana osoba ma wspólnego.
Kompromitacja moralna i intelektualna polskich profesorów !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Fascynujące jest, jak szybko centralny dla polskiej nauki wywiad zniknął z pierwszej strony.
Oto propozycja moich postulatów, które są racjonalne i logicznej w aktualnej rzeczywistości.
Postulaty Reformy Systemu Naukowego i Edukacyjnego w Polsce
Likwidacja Polskiej Akademii Nauk (PAN): Proponujemy zastąpienie PAN ponadnarodową unijną instytucją, do której wybierani byliby co najmniej 10 elitarnych naukowców z każdej dziedziny z każdego państwa europejskiego. Nowa instytucja, nazwana Ponadnarodową Europejską Akademią Nauk, miałaby na celu integrację i podniesienie poziomu badań naukowych w Europie.
Reforma Systemu Publikacji Naukowych:
Utrzymanie systemu punktacji czasopism naukowych, ale zlikwidowanie wszystkich polskich czasopism. Wszystkie czasopisma naukowe powinny być pod kontrolą wyłącznie Ponadnarodowej Europejskiej Akademii Nauk, z publikacjami w języku angielskim. Dzięki temu, naukowcy z dziedziny filologii języka polskiego nie będą już narzekać na brak umiędzynarodowienia ich prac.
Redukcja Liczby Uczelni Państwowych:
Proponujemy zlikwidowanie 95% uczelni państwowych, pozostawiając jedynie 10 najlepszych, które wykreowały noblistów, wybitnych naukowców i mają bardzo wysoki poziom nauki. Budynki po zlikwidowanych uczelniach powinny zostać przekształcone w placówki edukacyjne średnio zaawansowanej inżynierii, kształcące praktyków, którzy będą wnosić praktyczne umiejętności na rynek pracy i zmianę rzeczywistości społecznej.
A kto będzie właścicielem wyników badań . Jakiś organ europejski, niedorzeczne.
Szanowny Ireneuszu. Dziękuję za Twoją opinię. Rozumiem obawy dotyczące własności wyników badań. W mojej propozycji, centralna instytucja niekoniecznie musiałaby być właścicielem wyników badań. Mogłaby pełnić rolę koordynatora, który zapewnia, że wyniki są dostępne w otwartym dostępie, co zwiększa ich dostępność i transparentność.
Własność intelektualna mogłaby pozostać w rękach poszczególnych naukowców lub instytucji, które przeprowadziły badania. Centralna instytucja mogłaby jedynie zarządzać platformą, na której wyniki są publikowane, zapewniając jednolite standardy i procedury oceny.
Taki model mógłby również promować współpracę międzynarodową i wymianę wiedzy, co jest kluczowe dla postępu naukowego. Warto również zauważyć, że wiele obecnych inicjatyw, takich jak ALLEA czy IAP, już działa na podobnych zasadach, promując otwarty dostęp i współpracę bez centralizacji własności wyników badań.
Ponadnarodowa Europejska Akademia Nauk??? Przecież w Europie już funkcjonują od dekad m. in. Europejska Akademia Nauk w Liege/Belgia, Europejska Akademia Nauk i Sztuk Pięknych w Salzburgu/Austria czy Europejska Akademia Nauk, Sztuk i Literatury w Paryżu/Francja. Czytaj więcej kolego futurysto.
Szanowny Maćku, rozumiem pańskie niezrozumienie tekstu pisanego, i dziękuję za zwrócenie uwagi na istniejące europejskie akademie nauk. Zdaję sobie sprawę z ich istnienia, jednak moja propozycja dotyczy stworzenia jednej, zintegrowanej instytucji na poziomie unijnym, która miałaby większy zasięg i wpływ niż obecne akademie.
Celem jest skonsolidowanie wysiłków naukowych w Europie, aby zwiększyć konkurencyjność i innowacyjność na arenie międzynarodowej. Obecne akademie, choć cenne, działają niezależnie i często brakuje im skoordynowanej strategii na poziomie całego kontynentu.
Czy potrafi pan wskazać odpowiednik europejskiej/globalnej akademii nauk zaproponowanej przez pana na jakimkolwiek kontynencie? Jest to istotne, gdyż globalizacja w obecnej formule dobiega powoli końca, podobnie jak obecna struktura UE, która istnieje tylko dzięki akcesjom nowych państw. UE utraciła konkurencyjność w 2008 r., i nic nie wskazuje na to, aby ją kiedykolwiek jeszcze odzyskała. Za destrukcyjny i niepoważny uznaje pomysł likwidacji PAN-u jako najważniejszej instytucji polskiej nauki od 72 lat. To tak jakby Włosi mieli zlikwidować Narodową Akademię Rysiów-Ostrowidzów lub Anglicy Towarzystwo Królewskie w Londynie czy Edynburgu. Wolne żarty na bok.
Odpowiadając na pytanie o odpowiednik europejskiej akademii nauk, można wskazać na ALLEA (All European Academies), która jest Europejską Federacją Akademii Nauk i Humanistyki. ALLEA zrzesza ponad 50 akademii nauk z ponad 40 krajów członkowskich Rady Europy1. Jej misją jest wspieranie współpracy między akademiami, promowanie doskonałości naukowej oraz reprezentowanie stanowiska akademii europejskich wobec władz europejskich1.
Jeśli chodzi o globalne odpowiedniki, można wspomnieć o InterAcademy Partnership (IAP), która jest globalną siecią akademii nauk, inżynierii i medycyny. IAP zrzesza ponad 140 akademii z całego świata, wspierając współpracę międzynarodową i doradztwo naukowe na poziomie globalnym
Powyższe odpowiedniki mogłyby posłużyć jako wyłącznie w kategorii tzw. "inspiracje do tworzenia tworu ponadnarodowego scentralizowanego o wymiarze naukowym".
Tak więc, moja propozycja to ponadnarodowa centralna instytucja, która mogłaby wprowadzić jednolite standardy i procedury oceny badań naukowych, publikacji, recenzowania prac naukowych, co zwiększyłoby jakość publikacji i zredukowało problem tzw. "predatory journals", albo tzw. "fałszywych rezultatów wyników" czy tzw. "fabryki publikowania wszystkiego co nadchodzi". Właśnie ta Centralna akademia mogłaby promować otwarty dostęp do wyników badań, co zwiększyłoby dostępność wiedzy dla naukowców na całym świecie, niezależnie od ich zasobów finansowych. Ponadto skupienie zasobów i finansowania w jednej instytucji mogłoby prowadzić do bardziej efektywnego wykorzystania środków na badania naukowe, eliminując duplikację wysiłków i zwiększając finansowanie dla najbardziej obiecujących projektów. A jeśli chodzi o kwestię wybierania naukowców z różnych krajów mogłoby to promować różnorodność perspektyw i podejść badawczych, co jest kluczowe dla innowacji i postępu naukowego. Nie mówiąc o tym, że ta centralna instytucja mogłaby lepiej reprezentować interesy naukowe Europy na arenie międzynarodowej i wpływać na globalną politykę naukową. .
Szanowny kolego,
OK. podałeś przykład wielkich federacji, sieci zrzeszających narodowe akademie nauk Europy i globu, jak ALLEA czy IAP. Osobiście wskazałbym też Międzynarodową Unię Akademicką/UAI powstałą w 1919 r., w skład której wchodzi ponad 60 narodowych akademii nauk, w tym Polska Akademia Nauk i Polska Akademia Umiejętności, czyli nasze czołowe krajowe instytucje naukowe. Mówisz o pomyśle powołania wielkiej europejskiej akademii nauk o randze globalnej, która jako scentralizowana instytucja naukowa wyznaczałaby niejako kierunki rozwoju nauki w Europie i na świecie. Pomysł ciekawy, choć nie wiem, jak odebrany by został w międzynarodowym środowisku akademickim i naukowym. W przypadku Europy, to każdy kraj ma bogate tradycje akademickie i badawcze. Narodowe Akademie Nauk to konserwatywne instytucje naukowe, które pielęgnują liczne tradycje, ale na tym też polega ich urok. Dziękuję ci za przedstawiony pomysł. Teraz jest już jaśniej.
Zlikwidować wiele publicznych uczelni które kształcą nikomu do niczego potrzebnych absolwentów do minimum zwłaszcza na uniwersytetach klasycznych i ekonomicznych. Wiele kierunków studiów da się zastąpić szkolnictwem średnim i certyfikacja zawodową w specjalnych organizacjach. Stop przepierdalaniu milionów na kształcenie nikomu nie potrzebnych na kolonialnym rynku pracy humanistów i finansowaniu tego cyrku w millionach. Młodzi ludzie wiedzą że w dyzmokracji sukces i zostanie milionerem zależy nie od umiejętności ale chęci przynależności partyjnej i rozkradania w kreatywny sposób kasy. Bez jakiejkolwiek odpowiedzialności. Bez wykształcenia. Tylko chęci i przynależność partyjna może z kogoś zrobić milionera. Ja chcę mieć elektrownie atomowe w tym kraju. Szpitale publiczne w każdym mieście powiatowym. Ja chcę aby ktoś zaczął robić w kierunku ochrony hydrologicznej kraju. Stop finansowaniu nieudaczników życiowych na uczelniach
Serio? Humaniści najgorsi? A kto wykształci nauczycieli polskiego, JĘZYKÓW OBCYCH, historii, WOSu, kto się zajmie logopedią, psycholingwistyką, językiem polityki i mediów, dziennikarstwem, redagowaniem książek, podręczników, słowników, PRem i reklamą, szeroko rozumianym edytorstwem, także w mediach cyfrowych? Może WRÓŻĄCY Z FUSÓW EKONOMIŚCI są w dużych ilościach do likwidacji??? Zostawić paru zdolnych, a reszta do prawdziwej roboty.
Szanowna Alo, user FHJ ma częściowo rację. Natomiast ja rozumiem, że humaniści pełnią ważne role w społeczeństwie, takie jak nauczanie języków, historia czy dziennikarstwo. Ale moim zdaniem jednak, powinniśmy skupić się na dostosowaniu systemu edukacji do realnych potrzeb rynku pracy. Wiele kierunków humanistycznych można by zastąpić bardziej praktycznymi formami kształcenia, które lepiej przygotują młodych ludzi do konkretnych zawodów i praktycznych.
Nie chodzi mi o całkowitą likwidację tych kierunków humanistycznych (90 procent zlikwidować), ale o ich racjonalizację i dostosowanie do współczesnych wymagań. Chciałbym, aby więcej środków było przeznaczanych na rozwój infrastruktury, jak elektrownie atomowe czy szpitale, które przyniosą bezpośrednie korzyści społeczeństwu.
Mi chodzilo o to aby ograniczyc ilosc placonych przez panstwo miejsc na studiach na kierunkach humanistycznych z 300 powiedzmy do 100-50 nawet na rok w kazdym miescie wojewodzkim. Jak ktos chce studiowac takie kierunki zrobi to na prywatnej uczelni. I tak wiekszosc mlodych omija publiczne uczelnie, bo maja opinie nieprzyjaznych, mobingujacych miejsc z przestarzalymi programami studiow. Inna kwestia jest taka jedna osoba skonczy np filologie angielskie na jakims uniwersytecie a potem pracujac i mieszkajac w kraju anglojezycznym , odkrywaja ze nie znaja wspolczesnie uzywanego jezyka obcego, tylko literacki uzywany w latach 60. Jesli chodzi o inne kierunki tak, szkolnictwo srednie daloby rade plus organizacje certifikujace. Po prostu nalezy polaczyc uczelnie w jednym twor, przeorganizowac. Zmieniec system finansowania. Nam potrzeba lekarzy czy ludzi z umiejetnosciami techniczymi do rozwijania gospodarki.
I tak najzdolniejsi wyjada bo zorientuja sie ze nie maja zadnych mozlowosci rozwoju w polsce. ani zawodowych ani naukowych. Tak humanisci sa nam potrzebni ale niestety nie w takich ilosciach. To tez widac po prawnikach. 300 osob konczy na jednej uczelni prawo, sa tez prywatne uczelnie. Razem powiedzmy w miescie wojewodzkim skonczy 600 osob. Z czego tego moze z 200 osob pojdzie na aplikacje. Wiekszosc i tak nie bedzie praktykowac zaowodu po zderzeniu sie z praktyka, zwlaszcza z sadami.
Poziom kompetencji osoby zarządzającej nauką polską adekwatny do poziomu polskiej nauki w systemie Nowej Europy Środkowej. Jeżeli mielibyśmy uprawiać naukę, to dano by na to stanowiska naukowca. To raz. Turystyka szparagowa wystarczy żadnych marzeń Panowie
Dwa. Punktoza jest obiektywna.
Trzy. Powrót do opinii eksperckich to legitymizacja nepotyzmu.
Po co nam potrzebna ewaluacja? Porównam to z moją ulubioną branżą budownictwa. Murarz kładzie cegły i jest oceniany ilościowo (ile położył tych cegieł) oraz jakościowo (jak dobrze to zrobił). Podobnie w nauce, ilościowo - liczbą slotów (obecnie ograniczoną do czterech) oraz jakościowo (liczbą punktów).
Celem ewaluacji, jak kilkukrotnie podkreślałem w dyskusji, jest eliminacja możliwości sterowania ręcznego w finansowaniu jednostek naukowych. Oceny eksperckie nie wchodzą w grę z wielu powodów. Po pierwsze, jest około 200 uczelni oraz duża liczba instytucji badawczych. Oznacza to, że Rad dyscyplin jest grubo ponad 1000. Jak rozbudowana musi być komisja ewaluacyjna żeby to wszystko ogarnąć?
Wydaje mi się, że pod tym względem i tak zwana "punktoza" w obecnym jej wydaniu nie jest obiektywna. Wynika to z kilku faktów.
Po pierwsze, liczba punktów, przypisana czasopismu, powstaje w oparciu o wartości IF lub Cite Score, mieszczące cię w pewnych granicach. Taką samą liczbę punktów dostają czasopisma na górze oraz na dole zakresu. Bardziej obiektywne było by uwzględnienie wartości samego parametru IF lub Cite Score.
Po drugie, w ramach obecnego rozporządzenia komisją ewaluacyjna ma bardzo szerokie uprawnienia do sterowania ręcznego. Może obniżać lub podwyższać punktację czasopisma z nie do końca znanych społeczności naukowej powodów. Owszem, zawsze można podać lepsze lub gorsze wytłumaczenie takich działań. Żeby to wyeliminować, należy stosować same wartości IF lub Cite Score.
Po trecie - lista czasopism przypisanych do dyscypliny. Lepiej by było to skasować. Jednak z przecieków z komisji ewaluacyjnej, wynika, że na razie nie jest to planowane. Znane mi są przypadki niewłączania czasopism do dyscypliny, gdy w tych czasopismach publikowane są artykuły, ewidentnie należące do dyscypliny. Znane mi są również sytuacje odwrotne. Jest to konsekwencją ręcznego układania list przez ekspertów. A o ekspertach było już dużo w komentarzach do artykułów w Forum. Należy układać listę automatycznie za pomocą sztucznej inteligencji. Jeżeli ona wykryje, że w danym czasopiśmie są artykuły z dyscypliny, powinno ono zostać bezdyskusyjnie dopisane do niej.
Również kryteria drugie i trzecie należało by tak zreformować (lub skasować?) żeby nie było możliwości sterowania ręcznego.
Wszelkie zmiany, które będą służyły obiektywnej ocenie należy popierać. Kryterium 3 popieram w całości. Kryterium 1. Zawsze jest pewien obszar nauki szczególnie w społecznych i humanistycznych, które ma zastosowanie krajowe. Tych czasopism czyli większości w Polsce w tych dwóch obszarach nie można pozbawić punktów ale można poprawić liczenie cytowań. Sam mam kilkadziesiąt nie liczonych bo system jest nie dopracowany. Jego automatyzacja lub wprowadzenie AI z pewnością by pomogło. Na razie w sferze ewidencjonowania cytowań przynajmniej na naszym lokalnym rynku jest bałagan.
Szanowny Panie Jan S. Brylski. Widzę tu takie rozwiązanie. Należy przywrócić znaną z przedostatniej i wcześniejszych ewaluacji Listę B, na której były w większości czasopisma krajowe nie posiadające IF. Co do ewidencjonowania cytowań, należy zrobić bazę krajową, w której były by analizowane czasopisma z Listy B. To będzie niewielka, w porównaniu z WoS, baza.
@J. S. Brylski
Byc moze gdyby eksperci (przynajmniej wiekszosc z nich) byli spoza kraju, nepotyzm czy inne formy korupcji nie rozwinelyby sie az tak bardzo....
Ale oczywiscie to znaczaco zwiekszyloby koszty
Gdyby większość ekspertów była spoza kraju, to mniejszość krajowa szybko by nauczyła ich, jak należy postępować....
@PŻ
Skomentuje bardzo krotko:
nie sadze
Nalezaloby zdefiniowac priorytety dla tych ekspertow i oni by sie ich trzymali.
Miedzynarodowe gremia ewaluujace granty, instytuty czy nawet cala nauke danego kraju, istnieja i robia dobra robote.
Jesli juz w ogole rozwazac to podejscie, to dla zapewnienia wiekszej szansy na sukces moznaby powolac komitety w calosci stworzone przez ekspertow zagranicznych. Bardzo wazne jest tez kto kieruje taka grupa.
Musimy odejść od nie tylko punktozy, ale też od nepotyzmu, od klanów naukowych... od zatrudniania bez oficjalnej oferty ... tak na uczelniach polskich tak się dzieje! Minister mógłby podpytać się ludzi, którzy uciekli do przemysłu... myślę że już fryzjer niebylby mu potrzebny... szok i niedowierzanie ... ale polska nauka jest patologiczna... pracowałem w niej przez kilka lat i trzeba było uciekać!
Bardzo mnie rozeźliła następująca wypowiedź:
~Profesor PAN 23.09.2024 10:26
Jednej rzeczy nigdy nie zrozumiem: dlaczego na to stanowisko dano akurat perkusistę heavymetalowej grupy Vinders (znanej też jako Klątwa Szatana)?
Przyjęto, że Profesor PAN oznacza członka rzeczywistego lub członka korespondenta PAN. Jeżeli pod tym ukrywa się taka osoba, to jest mi wstyd za PAN. Jeżeli ta osoba podszywa się pod ten tytuł, to powinna wstydzić się zarówno tego, że podszywa się, jak również i za tą wypowiedź.
Dawno temu, jeszcze w 19 stuleciu, jeden z satyryków napisał, że osoba o wąskiej specjalizacji jest podobna do fluksji. Niestety, w naukach zaczynając od starożytnej Grecji po nasze dni część naukowców powoli przekształcała się z filozofów, których wyróżniała obszerna wiedza ze wszystkich dziedzin, od matematyki przez medycynę aż do sztuki, do wąskiej specjalizacji, to znaczy do fluksji. Znałem i znam osobiście naukowców, zakres zainteresowań których jest bardzo szeroki. Niestety, jak widać na załączonym obrazku, są w PAN osoby (lub podszywają się pod nie), które negują możliwość innych zainteresowań, niż wąska specjalizacja. Jeżeli jesteś elektrykiem to nie masz prawa brać do rąk instrumentów muzycznych, wykorzystywać długopis do pisania wierszy lub, o zgroza, śpiewać w chórze, a jeszcze gorzej, być solistą w tym chórze.
A teraz odnośnie odpowiedzi Pana Ministra na pytanie: Kiedy poznamy zasady tworzenia nowej listy czasopism, samą listę i zasady ewaluacji nauki w latach 2024-25?
Ze względu na długi staż w badaniach chcę przypomnieć Państwu pewne wycinki z historii ewaluacji. Wprowadzenie ewaluacji w roku 1998 było podyktowane próbą odejścia od sterowania ręcznego. Owszem, ewaluacja jak i demokracja jest kiepskim systemem, lecz niezmiernie lepszym, niż sterowanie ręczne. Histeryczne wrzaski w artykułach oraz w komentarzach o likwidacji ewaluacji oraz listy czasopism są ni czym innym, jak próbą wymuszenia na władzach powrotu do sterowania ręcznego z przed roku 1998.
Do pierwszej parametryzacji (1998 r.) obecnie nazywanej ewaluacją było ręczne sterowanie, zwłaszcza w zakresie finansowania. Było z góry wiadomo, które uczelnie (wydziały) są lepsze, a które gorsze. Najbardziej obiektywna była, chyba, druga parametryzacja. Ewaluacje te wyraźnie wykazały, że wydziały, uznawane wcześniej za lepsze, nie zawsze są lepszymi. Wtedy w tych „lepszych” zabrzmiało – jak to jest, przecież od zawsze było wiadomo, że nasz wydział jest o niebo lepszy, niż z takich miejscowości jak X, Y lub Z. Coś jest nie tak w tej ewaluacji. W związku z tym zaczęto kombinować przy kryteriach, a tym samym psuć. Zaczęło się to znacznie wcześniej, niż za Gowina i Czarnka. W jednej z kolejnych ewaluacji, która odbyła się ale nie została uwzględniona w finansowaniu, jako jeden z głównych kryteriów wprowadzono kwotę pienięndzy z wdrażania. Wypromowało to PIBy, a uczelnie zdegradowało. Następnie dalej kombinowano, żeby wypromować przez członków komisji swoje uczelnie i wydziały. W pewnym momencie zrównano liczby punktów dla czasopism polskich nie posiadających IF, materiałów pokonferencyjnych z WoS oraz czasopism z IF 0,5. Dalej jeszcze lepiej. Wprowadzono kryterium trzecie, gdzie otwierają się dodatkowe możliwości do sterowania ręcznego. Po wszystkich tych próbach psucia należy gruntownie naprawić system ewaluacji, usuwając wszystkie elementy, które mogą uleć sterowaniu ręcznemu. Leży to w gestii Pana Ministra. Na przykład, podział czasopism na dyscypliny. Przytoczę wymyślony przeze mnie przykład. Pracuję w naukach technicznych. Raptem mi zechciało się napisać artykuł, na przykład, z filozofii. I co mi powiedzą - panie, gdzie ty pchasz się do naszej filozofii. Siedź cicho w swojej dyscyplinie przez całe życie i nie próbuj robić nic innego, bo dostaniesz zero punktów. A angłosaksy, których często chwalą w komentarzach, mówią, że pracownik naukowy musi raz na około 7 lat zmieniać kierunki badań. Drugim istotnym czynnikiem likwidacji uznaniowości jest przypisanie czasopismu punktów na podstawie jednoznacznie wybranego jednego z dwóch kryteriów, uznawanych na całym świecie - IF lub Cite Score. Tu też widać próby sterowania ręcznego – wiele naukowców, przeważnie z tych lepszych uczelni, proponuje zabrać punkty jednym (tak zwane czasopisma drapieżne) i dać innym. Na całym świecie parametry IF lub Cite Score tych czasopism są uznawane, jedynie u nas kwestionowane. Dlaczego? Bo "dobre" czasopisma publikują "za darmo". Jest to wierutne kłamstwo. Biorą one kasę za każdy sciągnięty od nich artykuł. Za prenumeratę. Za udział w organizowanych przez nie konferencjach, za nikomu nie potrzebny dopisek „Open Access” oraz za szereg innych czynności, na przykład, za rzekomą poprawę angielskiego. Czasopisma płatne nie pozwalają na nieuzasadnione wydłużanie czasu recenzowania artykułu, co jest nagminne w czasopismach "dobrych". Ne da się uzasadnić recenzowania kilkunastu stronicowego artykułu przez kilka miesięcy a druk po około roku, a czasami i więcej, od złożenia. Często badania wykonywane są kilkukrotnie szybciej, niż ich opublikowanie w tzw. "dobrym" czasopiśmie. Drugie kryterium, związane z finansami, również należy lub poprawić, lub skasować. Na przykład, granty, uzyskane z różnych źródeł, dają różne punkty. Niektóre granty w ogóle nie są uwzględniane. Kryterium trzecie należy lub skasować, lub drastycznie zmniejszyć jego wpływ na ocenę końcową. Tu są duże możliwości sterowania ręcznego - na przykład, poprzez uzyskanie odpowiednich zaświadczeń o zasięgu. Idealnym było by stworzenie systemu, który absolutnie uniemożliwia sterowanie ręczne. Na przykład, lista czasopism przypisanych dyscyplinie oraz ich punktacja. Należało by sprawdzić, czy w danym czasopiśmie w ciągu ostatnich dwu lub trzech lat (w zależności od wyboru IF lub Cite Score) były artykuły z danej dyscypliny. Powodowało by to automatyczne dopisanie tego czasopisma do dyscypliny. Obecnie jest to uznaniowe. Zadaniem komisji ewaluacyjnej było by praktycznie automatyczne przypisanie liczby punktów w zależności od wartości IF lub Cite Score. Obecnie komisja może w bardzo szerokim zakresie ręcznie zmieniać punktację czasopism. Podobny sposób podziału możliwy jest do zastosowania w kryterium drugim. Przy tak poprawionej ewaluacji komisji pozostaje jedynie ustalenie procentowego podziału Rad dyscyplin na kategorie według listy rankingowej. Na zakończenie chcę jeszcze raz podkreślić, że ewaluacja powinna służyć wyeliminowaniu nawet najdrobniejszych możliwości sterowania ręcznego. Co, niestety, jest możliwe w obecnym systemie.
I Potencjał Naukowy, najważniejsze kryterium łatwo policzalne i porównywalne, osiągnięcia naukowe oceniane bibliometrią to nieporozumienie. Potencjał Naukowy Potencjał Naukowy Potencjał Naukowy i .
@PŻ
Mysle, ze warto zachowac zrelaksowany dystans w komentowaniu na FA. Przeciez nasze wypowiedzi tutaj to raczej swobodna dyskusja, a nie formalne oswiadczenia majace wage prawna. Dopoki nikt nie robi personalnych wycieczek w kierunku innych komentujacych, wszystko jest OK.
Co do pomyslow na ewaluacje, to jest ich przynajmniej kilka. Niedawno na przyklad byl pomysl ewaluacji eksperckiej, ktora bralaby mocno pod uwage granty, jakie zdobywa dana instytucja, czy tez dany lider zespolu. Ja osobiscie mysle, ze opieranie ewaluacja na liczbie (i byc moze wartosci) zdobytych grantow nie jest najlepszym pomyslem, bo w niektorych dziedzinach te granty nie sa absolutnie konieczne do prowadzenia badan na bardszo dobrym poziomie, ale ktos moze uwazac zupelnie inaczej.
Pan proponuje ewaluacje oparta na publikacjach. I to by byla raczej tak bardzo znienawidzona przez wiekszosc naukowcow "punktoza". Tutaj znowu, ja osobiscie nie mam nic przeciwko temu, ale warto zauwazyc, ze praca naukowcow moze zawierac skladniki, ktore nie maja z publikowaniem naukowym nic wspolnego. Popularyzacja jest tutaj dobrym przykladem. A wiele osob chcialoby widziec te inne aspekty pracy naukowca rowniez poprawnie ocenione.
I na koniec - nie trzeba przypisywac czasopism do dziedzin. To juz jest swietnie zrobione, na przyklad na stronach Clarivate. Prosze spojrzec tutaj
https://jcr.clarivate.com/jcr/home
na gorze strony kliknac na "Categories", w kazdej dziedzinie wiedzy sa pod-dziedziny, gdzie mozna znalezc wszystkie czasopisma.
Pan ~Marcin Przewloka 23.09.2024 23:25
@PŻ
Pisze: Mysle, ze warto zachowac zrelaksowany dystans w komentowaniu na FA. Przeciez nasze wypowiedzi tutaj to raczej swobodna dyskusja, a nie formalne oswiadczenia majace wage prawna. Dopoki nikt nie robi personalnych wycieczek w kierunku innych komentujacych, wszystko jest OK. Absolutnie zgadzam się. Nie zgadzam się na obrażanie tych, który wywołują dyskusję - Pana Ministra i pracowników ministerstwa. Dopóki oni przedstawiają pomysły na naprawę, możemy dyskutować. Jedynie co należy przy tym robić - dyskutować kulturalnie, nie obrażając nikogo. W tym i autorów pomysłów.
Co do innych przedstawionych sposobów na naprawę ewaluacji. Główny cel ewaluacji - likwidacja sterowania ręcznego. Wynika z tego, że pewne pomysły powinny być natychmiast odrzucone. Dotyczy to oceny eksperckiej, o której pisze Pan. To szeroko otwiera bramy do sterowania ręcznego. Przecież tu w Forum wielokrotnie dyskutowano o ocenach eksperckich w NCN oraz NCBR. Co do "punktozy". Nauczyciele naukowo dydaktyczne maj obowiązek prowadzenia badań. Za to im zgodnie z obecną oraz poprzednimi Ustawami obniżono pensum w porównaniu z nauczycielami dydaktycznymi. Powstaje pytanie, czym zmierzyć jego pracę badawczą? Mogą być różne rozwiązania. Na przykład, suma IF lub Cite Score za okres ewaluacji. Podzielone, oczywiście przez liczbę współautorów. Może to być również suma punktów, tak jak obecnie. Mogą być również inne możliwe rozwiązania. Jak jest obowiązek badań, musi być sposób rozliczenia ich wyników. Odejście od ewaluacji oznacza możliwość uzyskiwania obniżki pensum bez odrobienia tego w badaniach naukowych. Prawie na każdej uczelni są badacze z zerowym dorobkiem punktowym. Likwidacja ewaluacji spowoduje radykalne zwiększenie ich liczby. Jeszcze raz podkreślę - metody eksperckie nie wchodzą w grę.
Podział czasopism na dyscypliny odbył się po raz pierwszy w trakcie poprzedniej ewaluacji. Uważam, że należy zlikwidować podział.
Co do innych propozycji Pana - popularyzacja nauki, niestety, nie jest badaniem naukowym.
Słabością oceny wg miejsca publikacji jest to, że naukowiec jest oceniany za osiągnięcia cudze a nie własne: ponad 90% prac ma mniej cytowań niż impact factor pisma. Czyli w sumie jest ona bezwartościowa. O tym dość oczywistym fakcie wiedziano już w XX wieku
Seglen P.O. (1997) Why the impact factor of journals should not be used for evaluating research.BMJ314: 498–502.
Andrzej Pilc, Nowe podejście naukometryczne do oceny jakości jednostek naukowych na przykładzie Polskiej Akademii Nauk, https://www.nauka-pan.pl/index.php/nauka
@Profesor PAN
Wszystkie wspolczynniki bibliograficzne sa dyskusyjne, kiedy rozwazamy metody ewaluacji.
Jedynie liczba cytowan - i to jest bardzo zalezne od dziedziny! - ostaje sie jako czynnik, ktory mozna oceniac, ale nawet to, szczegolnie niedlugo po opublikowaniu jakiejs pracy, nie zawsze odzwierciedla jej poziom.
W dobie darmowych i otwartych repozytoriow, takich jak arXiv czy bioRxiv, wartosci impact facotrs troche traca na wadze. Szczegolnie kiedy ocenia sie pojedyncze publikacje.
Znam naukowcow, ktorzy z definicji publikuja w ich ulubionych pismach; niektore ich prace maja setki cytowan. Publikuja tam, bo tak lubia, albo nie chca dolaczyc do klubu tych, ktorzy musza koniecznie cos opublikowac w Nature.
Bez oceny eksperckiej ewaluacja jest trudna....
Mam jeden przykład z mojej praktyki. Na początku lat 90 ubiegłego wieku opublikowałem artykuł, który w ciągu kilku lat doczekał się z 5 cytowań. Ja już zapomniałem o nim. Raptem po upływie około 15 lat od opublikowania nastąpił wysyp cytowań. W związku z tym powstaje pytanie, za jaki okres liczyć cytowania? Jak za całe życie, to preferowane będą starsi profesorowie, pod warunkiem, że pisali dobre artykuły. Młodzi będą w tyle. Jak za okres ewaluacji - to znów będą preferowani ci, którzy opublikowali dobre artykuły na początku pierwszego roku. Publikowanie pod koniec okresu nie będzie liczyło się. Natomiast IF lub Cite Score (zależy co wybiorą Państwo członkowie komisji ewaluacyjnej) jest czynnikiem, słabo zależnym od terminu opublikowania artykułu - na początku lub pod koniec okresu ewaluacji. W związku z tym jest bardziej stabilnym i miarodajnym, niż liczba cytowań. Wybór jednego artykułu w połączeniu z liczbą cytowań doprowadzi do zmiany strategii publikowania. Należy pod koniec okresu ewaluacji przygotować do druku dobry artykuł i wysłać tak, żeby został opublikowany na samym początku nowego okresu ewaluacji. Da to największą liczbę cytowań. A dalej przez trzy lata zastanawiać się, co można przygotować do wysłania pod koniec kolejnego okresu ewaluacji. Oczywiście pod warunkiem, że władze w trakcie okresu nie zmienią zasad, tak jak to było w poprzedniej ewaluacji. Wskaźnik cytowań nie jest pod tym względem optymalny. Można narazić się na zmianę zasad, która zrujnuje nowo obraną strategię publikowania.
@PŻ
W zaleznosci od tego, czy mowimy o ewaluacji pojedynczych osob, czy instytucji, nalezy dograc szczegoly metodyczne. Dla calej instytucji byc moze mozna wziac pod uwage cytowania, ktore przyniosl ostatni rok lub cztery lata (w zaleznosci jak oceniamy), bez brania pod uwage konkretnych artykulow. Trzeba to oczywiscie podzielic przez liczbe pracownikow.
Naprawde, Impact Factors zostaly wymyslone w zupelnie innym celu. Rozumiem ich potencjalna wartosc w ewaluacji, szczegolnie ze gremium ewaluacyjne nie moze nimi manipulowac, ale to nie jest najlepsza droga. I oczywiscie, rzecz bardzo wazna, IFs roznia sie zasadniczo w zaleznosci od dziedziny wiedzy.
To wszystko sa dyskusje bez wiekszego znaczenia, bo ministerstwo i tak zaproponuje to, co chce. I niekoniecznie to bedzie oparte na solidnych zasadach dalekich od "recznego sterowania".
Publikują tam, bo mają większe szanse trafić na recenzenta, który zrozumie o co idzie. Niekompetentni recenzenci są poważnym problemem światowej nauki ale to nie kryzys tylko rezultat - nasze specjalności się zawężają i trudno znaleźć kogoś, kto się zna.
Oczywiście, że najlepsza jest ocena ekspercka, ale jeśli środowisko naukowe ulega korupcji (a to jest niestety przypadek Polski), warto oprzeć się na czymś obiektywym a w tej sferze nie ma nic lepszego niż cytowania.
@Profesor PAN
Co wiecej, ocena ekspercka moze rowniez wziac pod uwage inne parametry, nie tylko publikacje.
W tym dokumencie, prosze spojrzec na sekcje "Key decisions":
https://www.jisc.ac.uk/future-research-assessment-programme/initial-decisions
Duże cytowania mają prace słabe , których temat łatwo może być podjęty przez innych.
Rzucona została rękawica: proszę podać JEDEN PRZYKŁAD pracy bezwartościowej, która ma tysiąc cytowań. Jeden przykład, obojętne z jakiej dziedziny. Gołosłownie to wszystko można powiedzieć.
https://retractionwatch.com/the-retraction-watch-leaderboard/top-10-most-highly-cited-retracted-papers/
Skoro zostały wycofane to chyba można je ostatecznie uznać za słabe :)
Praca słaba to praca zasadniczo prawdziwa tylko z miałkimi wynikami. Wycofywane są prace z wynikami fałszywymi, które gdyby były prawdziwe, mogłyby być rewolucyjne. Cytowania pracy fałszywej nie są nabite przez spółdzielnię tylko liczni naukowcy dali się oszukać i zacytowali. Rozumie pan różnicę?
@KB
Jest obecnie gigantyczna liczba artykulow, ktore sa wycofywane. Wiley po zakupie czasopism z Hindawi zamknal cale tytuly w zwiazku z praktykami, jakie byly stosowane w tych pismach (tzw. 'paper mills').
Publikowanie w swiecie nauki to problem za problemem, wlaczajac oplaty za 'open access' i subskrypcje.
Jednak ciagle nie ma lepszej miarki na 'impact' w danej dziedzinie, niz cytowania.
To jest troche, jak z dopingiem w sporcie: raczej eliminuje sie sportowcow i mechanizmy, ktore sprzyjaja oszukiwaniu, niz cala dyscypline sportu.
Nie jestem przeciwnikiem cytowań czy impactów. Dobry, świadomy naukowiec doskonale zna z 10 czasopism, w których powinien publikować, bo to są czasopisma, które sam powinien czytać, żeby być na czasie.
Większość dyskusji odnośnie ewaluacji dotyczy tego, jak dopasować system pod średnich i słabych. Tak jak wspominałem w innym wątku, ludzi na uczelniach i tak się niemal nie zwalnia. Wymagania typu jeden artykuł za 100-140 pkt w ciągu 4 lat są żenująco niskie, a są wystarczające żeby utrzymać zatrudnienie.
Najlepsi nie będę musieli nic zmieniać, żeby odnaleźć się w każdym z systemów.
Osiem prac powyżej tysiąca cytowań, wszystkie z nauk doświadczalnych. Idzie na to, że nie były słabe tylko że były przestępstwem.
Idzie na to, że na tę ilość prac publikowanych, cytowania są najlepszą obiektywną miarą jakości.
A jak minister z dnia na dzień obniży albo podwyższy punktację czasopismom, bo ulegnie lobby redaktorów i profesorów konkurujących ze sobą o kasę z różnych źródeł uzależnioną od punktozy, to złodziejstwo czy nie.
Rozumiem, że ten "jeden przykład", "obojetnie z jakiej dziedziny" którego Pan się domagał nagle jest niewystarczający i nie pasuje do tezy.
Prace były słabe, dlatego trzeba było podkręcić uzyskane wyniki, żeby były "lepsze".
Niemniej, zgadzam się że cytowania są dość dobrą miarą jakości. Trudno jednak ustalić uniwersalną wartość liczbową, bo ilość cytowań jest mocno zależna od uprawianej dyscypliny.
@kk
To nalezaloby zadac pytanie, dlaczego "slaba praca" jest cytowana wiele razy. Co jest w niej tak interesujacego?
Byc moze ostatecznie nie jest jednak taka slaba.
W wiekszosci przypadkow liczba cytowan dobrze odzierciedla 'impact' w danej dziedzinie wiedzy, jakikolwiek on by nie byl.
Bo lłtwo może być temat podjęty przez innych.
Sam napisałem pracę bez większego zgłębian9a tematu i dostała mnóstwo cytować.
Tak, że Panie Profesorze z Pan, cytowania nic nie mówią, a co z tego że ma Pan tyle cytowań, czy są z tego jakieś chociażby grosze dochodu , bo chyba akurat w Pana i nie tylko w przypadku wielu Profesorów PAN i innych uczelni tak jest ?
Jest cała akademia jak pisać prace aby były cytowane w czasopismach o wysokim IF.
1. Najlepiej z tego samego czasopisma o wysokim, IF powołując się na autorów - taka mini spółdzielnia
A co, nie podoba się panu, że ministrem nauki został perkusista heavymetalowej grupy Vinders, czy że ktoś o tym fakcie przypomniał?
Mnie się na przykład nie podoba. Ujmuje to powagi tej instytucji.
Nie podoba mi się, że Profesor PAN ciągle kogoś obraża. Na przykład:
~Profesor PAN 23.09.2024 12:18: "Na końcu każdej ewaluacji jest liczba wyrażona w pieniądzu - dotacja, jaką jednostka naukowa dostanie od państwa. Nie to jest złe w polskiej ewaluacji ale ograniczenie się do jednego parametru. Jeśli rzeczywiście urzędnicy ministerstwa mają pospołu tylko jedną komórkę mózgową i większej ilości danych nie są w stanie przyjąć, proponuję, by tym jednym jedynym parametrem była ilość cytowań a nie jakieś dziwactwa".
Przypomina mi to wypowiedź usłyszaną na początku lat 90 na Radzie Wydziału, gdy jeden ze starszych profesorów powiedział: Oni tam w Warszawie, w Ministerstwie, wymyślają różne głupoty, a my przecież nie musimy je wykonywać. Profesor PAN nie chce zaproponować, jak poprawić ewaluację, żeby pozbyć się możliwości sterowania ręcznego. Chyba zależy mu jedynie na zachowaniu swoich przywilejów, które może stracić po osiągnięciu wieku 75 lat. Członkowie PAN dużo piszą o tym. Jednak nie pamiętam, żeby ktoś z nich zaprotestował, gdy za Gowina wyrzucono profesorów z Rad dyscyplin po 67 latach. Bo ich to w PANie nie dotyczyło. Wydaje mi się, że najwięcej hałasu robią ci, którzy chcą przywrócić sterowanie ręczne. Członkowie komisji do spraw sterowania ręcznego szybko rozstrzygną, które z Wydziałów są najlepsze - te na których oni pracują. Panie i Panowie dyskutanci. Chcę jeszcze raz podkreślić: ewaluacja jak i demokracja jest kiepskim systemem, lecz niezmiernie lepszym, niż sterowanie ręczne.
A mnie się nie podoba pańska agresja i niegrzeczność. Żegnam.
Świetnie. Najpierw obrazić Pana Ministra i pracowników ministerstwa, bo robią nie tak, jak chce członek komisji do spraw sterowania ręcznego, a gdy Profesorowi PAN zwrócono na to uwagę, to krzyczeć, że nie dyskutuje się z niegrzecznym i agresywnym. Gdzieś ja to już słyszałem. Sprytnie. Chyba ktoś krzyczał - łapać złodzieja.
A pro po udziału Pana Ministra w przeszłości w heavymetalowej grupie. Chyba Pan Profesor PAN dowiedział się o tym przedostatni w kraju. Pozostali wiedzieli o tym jeszcze przed nominacją. Jak Pan Profesor PAN nie ma nic do powiedzenia poza nieprzemyślanymi obelgami, to niech Pan lepiej nie pisze. Bo to śmiechu warte. Kopiuje w tym Pan Profesor PAN swoich guru, którzy w sposób podobny codziennie wypowiadają się w mediach. Bo inaczej nie umieją.
Musimy odejść od punktozy betonując ją ? Ciekawe ujęcie istotnego problemu .
Pytanie #1...przed kolejnym "wylaniem dziecka z kapiela" : Co jest pochodna czego: "punktoza" istniejacej ..patologii, czy tez patologia wprowadzonej ..do systemu ewaluacji.. "punktozy".. ( < https://naukatolubie.pl/patologia-w-polskiej-nauce-co-dalej/ > ) ..?!
Kiedy Ministerstwo zajmie się systemowo mobbingiem na uczelniach publicznych?
Bardzo dobre pytanie, też jestem ciekaw!
Nigdy nie zajmie się tym problemem na poważnie Mafijność systemu polega na drabinie jestestw (kolejność dziobania to nie jest cecha demokracji). Tym bardziej, że mobingowany musi zebrać dowody i jeszcze udowodnić, z reguły w sądzie cywilnym, że ktoś kto ma władzę, jest mobberem.
"Jestem pewien, że nasz projekt idzie w dobrą stronę, popiera go też część ludzi Akademii, choć nie zawsze publicznie to wyrażają, co może świadczyć o pewnej atmosferze w samej PAN. " - niech mi ktoś wyjaśni, czym się różni minister. Że ma lewą nóżkę bardziej? Biedni, zastraszeni akademicy, którzy boją się powiedzieć, że popierają tę rozwałkę. Jak im nie współczuć
Współczuciem powinieneś objąć całe krajowe środowisko akademickie i naukowe nad Wisłą, gdyż bieda już puka do drzwi polskiej nauki ogółem. W tym kraju ministrem nauki i szkolnictwa wyższego jest pan, który z wykształcenia jest inżynierem elektrykiem, a zawodowo działaczem turystycznym. Czy to nie jest zastanawiające???
Jak zwykle łudziłem się, że przyjście nowej ekipy i ministra przyniesie jakiś świeży, choćby optymistyczny powiew zmian w polskiej nauce. Znów okazuje się, że pieniędzy nie ma i nie będzie, a wprowadzane zmiany to jedynie kosmetyka, przypominająca "malowanie trupa" bez rzeczywistej reformy. Widać, że brakuje im zarówno pomysłu, jak i odwagi na prawdziwie gruntowne zmiany, ale bez solidnego dofinansowania i tak nic z tego nie wyjdzie. To wielka szkoda – znowu przyjdzie nam udawać, że robimy naukę.
Dlaczego do tej pory Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego nie podpisał rozporządzenia regulującego wynagrodzenia jednostek pomocniczych Polskiej Akademii Nauk (archiwa, biblioteki, muzeum, ogród botaniczny w Powsinie i inne).
Projekt został złożony przez PAN w styczniu tego roku,pieniądze na podwyżki dla pracowników przyznane w kwietniu ale nie można ich wykorzystać bo nie ma przepisów. Pracujący w tych jednostkach ludzie, w wielu przypadkach z tytułem doktora mają wynagrodzenie na poziomie najniższego wynagrodzenia ( 4300 ).
Co jest przyczyną tej zwłoki ?????
Koalicja obiecywała podniesienie wynagrodzeń sfery budżetowej:
PIENIĄDZE SĄ A PRZEPISÓW NA ICH WYKORZYSTANIE BRAK!
😂😂😂 za 4300 w PAN?! to i tak za duzo zarabia, ludzie idzcie do normalnej pracy i przestancie wreszcie zebrac z publicznej kasy
Nieładnie ! Bez szacunku dla innych !
To prawda przepraszam. Pracowalem w PAN 3 lata i niestety w bardzo wielu przypadkach (>50%) kierownicy zakladow/pracowni uprawiając tzw wieloetatowość i będąc rownolegle praktykującymi lekarzami w mswia przy Woloskiej pojawiali sie w instytucie 1 (slownie: jeden) raz w roku bo albo przy spotkaniu oplatkowym albo przy jajeczku a jak mieli zabrac glos i przedstawić swoj zaklad/pracownie to nawet nie znali ich nazw, przy okazji nie umiejąc rozwinac skrótu instytutu z którego co miesiąc dostawali pensje z dodatkami😁 dlatego uwazam ze nawet 100 zl to dla wielu za duzo z pieniędzy publicznych a co dopiero minimalna krajowa
Były już minister edukacji i nauki pan Przemysław Czarnek to człowiek wielce oświecony, w stosunku do obecnego ministra nauki i szkolnictwa wyższego pana Dariusza Wieczorka i jego adiutanta w randze wiceministra nauki pana Macieja Gduli. To co jest najważniejsze dla krajowego środowiska akademickiego i naukowego, to realny spadek nakładów finansowych na naukę w nadchodzącym 2025 r. Tych pieniędzy jest i będzie coraz mniej. W Krajowym Planie Odbudowy środki finansowe na naukę stanowią poniżej 1%, co jest wymowne. Ponadto w sprawie PAN-u słów kilka. Projekt nowelizacji ustawy o PAN został już poddany konstruktywnej krytyce zarówno przez Zgromadzenie Ogólne PAN, Zgromadzenie Dyrektorów Instytutów Naukowych PAN, jak i Krajową Sekcję Nauki NSZZ Solidarność PAN. Minister zakłada, że ten forsowany na siłę bubel prawny zostanie podpisany przez pana prezydenta RP? A co jeśli nie? Jak długo wówczas panowie z Lewicy utrzymają się jeszcze na posadach ministerialnych? Tym bardziej, że żadnych pieniędzy dla nauki polskiej nie wywalczyli na najbliższy 2025 r.
Proszę nie wprowadzać w błąd. Dyrektorzy skrytykowali tryb konsultacji, ale samo stanowisko jest faktycznie poparciem głównych rozwiązań ustawy - przeniesienia nadzoru nad instytutami do MNiSW oraz utrzymaniem finansowania bezpośrednio przy MNiSW.
O czym pan mówi? Przecież instytuty naukowe PAN-u w zakresie finansowania podlegają MNiSzW, co wynika z ewaluacji i przyznanych instytutom kategorii ministerialnych, a właściwie dyscyplinom naukowym tam uprawianym.
Co też ja mówię? Otóż dowodzi Pan, że obca jest Panu narracja władz PAN, zgodnie z którą finansowanie instytutów powinno przejść do dyspozycji tychże władz. Wyraźnie napisałem "są ZA UTRZYMANIEM finansowania przy MNiSW", ponieważ dyrektorzy nie zgadzają się z narracją propagowaną przez władze PAN. I pod każdym względem bliżej im do MNiSW, o czym jest to stanowisko, które przede wszystkim postuluje powołanie w randze organu "Zgromadzenia Dyrektorów", możliwie niezależnego od władz PAN i współpracującego bezpośrednio z MNiSW.
O czym pan mówi? Przecież nawet ostatni podział środków finansowych dla PAN-u w kwocie 190 mln zł. dokonany został przez Radę Dyrektorów Jednostek Naukowych PAN, a nie przez władze Akademii. Za gospodarkę finansową odpowiada MNiSzW ze względu na proces ewaluacji instytutów naukowych Akademii. Natomiast w stanowisku ZO INPAN jest zawarta konstruktywna krytyka projektu nowelizacji ustawy o PAN firmowanej przez Ministerstwo. A to jak dba Ministerstwo o kondycje finansową instytutów naukowych Akademii, to właśnie widać, słychać i czuć.
Propaganda !!!
Ministerialna???
Cała władza od prawej do lewej ma głębokim poważaniu polską naukę. Ponadto, właśnie dowiedziałem się z tego tekstu, że jest już wojna! Nie widzę w słowach pana ministra determinacji, żeby zwiększyć nakłady na naukę. W końcu naukowiec to nie deweloper... Zdolni naukowcy nie będą się wysilać, żeby jakimś cudem zdobyć grant europejski w Polsce, która jest delikatnie mówiąc nieprzyjazna nauce, tylko pojadą na zachód...
Czarnek Wróć!
Pan minister ma czelność pisać o wzroście nakładów na naukę o 22% w roku 2024. W takim razie odsyłam pana ministra do jakiegoś kalkulatora pokazującego zakumulowaną inflację np. w ostatnich trzech latach. I wtedy proszę pisać o "wzroście nakładów" PO skorygowaniu o współczynnik inflacji. To co zostało zrobione, to krok wstecz gdy staliśmy nad przepaścią. Nadal nad nią stoimy.
Z komentarza wynika, że w roku 2023 staliśmy nad przepaścią. Czyżby obecny Pan Minister już wtedy rządził? A może była jakaś inna władza, która doprowadziła nas na ten skraj przepaści? A Pan Minister próbuję jedynie nas odciągnąć od tej przepaści? Pozdrawiam Pana właściciela kalkulatora za świetne obliczenia. Przypomina to wywiad z babcią z wiosny ubiegłego roku, która powiedziała, że za Tuska (przypominam, ze wtedy była deflacja) dostała podwyżkę emerytury o 10 zł. A za obecnej władzy 200 zł.
To zabawne - nie napisałem "jaka była władza" wcześniej, czyli źle napisałem? Ostatnie podwyżki w nauce, gdyby nie nastąpiły, spowodowałyby efekt, że połowa pracowników naukowych nie miałaby nawet pensji minimalnej - i musieliby dostać takie wyrównania. To brzmi tak żenująco, że aż szkoda komentować.
Z Pana odpowiedzi wynika, że poprzednia władza, która zaplanowała w Ustawie podwyżki pensji minimalnej na rok 2023, powinna była zadbać, żeby tzw budżetówka dostała podwyżki, które spowodują, że pracownicy naukowi nie spadną poniżej minimum. Z Pana komentarza wynika również, że poprzednia władza nie zadbała o to. Obecny Pan Minister zaplanował podwyżkę 22% która rekompensuje z naddatkiem tegoroczną inflację na poziomie 5-6% oraz częściowo inflację w latach poprzednich. Proszę nie brać do rąk kalkulator. Wystarczy kartka papieru i długopis, żeby obliczyć:
22%-(5% lub 6%)=od 16% do17%. Inżynier nie musi brać nawet kartki i długopisu, bo obliczy to w pamięci. Tyle, to znaczy 16% pójdzie na rekompensatę strat pracowników nauki w ubiegłych latach. Przed komentarzem, w którym Pan napisał, że "aż szkoda komentować", należało wziąć byle co - kalkulator, kartkę i długopis, lub obliczyć w pamięci, a dopiero tak rozpaczliwie komentować. Przecież matematyka, w tym arytmetyka, jest królową nauk i pozwala rozstrzygnąć, korzystne to (22%) dla naukowców, lub nie.
Widzę, że lubuje się pan w kreowaniu tekstów wyssanych z palca. Nic nie pisałem na temat "poprzedniej władzy", bo mnie nie interesuje "władza", tylko co ta, czy poprzednia, ma do powiedzenia w tematyce finansowania nauki. Skomentowałem fakt, że pan minister nazwał zwiększenie o 22% w roku 2024 wyrażeniem "wzrost". Ja wzrost rozumiem inaczej - jest to wszystko, co przewyższa inflację. Przez szereg poprzednich lat pensje naukowców były symbolicznie korygowane, przez co realnie traciły na wartości (na sile nabywczej) aż do takiego stopnia, że znaczna część zaczynała wpadać poniżej progu wynagrodzenia minimalnego,. Sam fakt, że ktoś na uczelni zarabia w granicach pensji minimalnej, jest żenujący. Innymi słowy, jeśli wziąć i policzyć (jak pan woli, może pan na kartce papieru) skumulowaną inflację z kilku ostatnich lat - i to tylko wskaźnik GUS - to w okresie styczeń 2021 - styczeń 2024, mamy 34,66%. Od stycznia 2022 do stycznia 2024 mamy 23,86%. Jeśli złożyć łącznie to, co było przekazywane w tych latach na naukę, to w najlepszym razie zasypiemy utratę realnej wartości z powodu inflacji. Niech więc pan minister nie p* o wzrostach, bo to jest - w najlepszym razie - totalna stagnacja, z zapowiedzią, że teraz będziemy znów powolutku obsuwać się w dół.
Nie kreuję żadnych tekstów, wyssanych z palca. Żeby jeszcze bardziej znieważyć dyskutanta, którego tekst nie podoba się, należało by napisać "z brudnego palca". Zarzuca Pan Adam obecnemu Ministrowi, , który pracuje na tym stanowisku od połowy grudnia 2023 r. że w budżecie na rok 2024 nie zrekompensował wszystkich strat, poniesionych przez naukę w poprzednich latach. Bez względu na to, kto rządził. A było w poprzednim okresie aż 4 ministrów od nauki. Jak Pan pisze: "bo mnie nie interesuje władza, tylko co ta, czy poprzednia, ma do powiedzenia ". Pan podaje bardzo interesujące liczby o inflacji w poprzednich latach. Niech Pan popatrzy na to w taki sposób. Porównują zawrze rok do roku. To te 22% w roku 2024 więcej lub mniej? Chyba na potwierdzenie swojej tezy, że mniej, Pan użył wykropkowanego słowa. Owszem, z ostatniej Pana wypowiedzi wynika, że Pan bardzo by chciał, żeby obecny Minister w ciągu niecałego miesiąca, do stycznia 2024 zasypał z naddatkiem dziurę po 4 poprzednikach. Na zakończenie wysuwa Pan jeszcze jeden ciekawy wniosek "teraz będziemy znów powolutku obsuwać się w dół." Przeczy tym samym Pan swoim słowom, zawartym w poprzednim zdaniu, że obecny Pan Minister nie zrekompensował całkowicie skutków inflacji w poprzednich latach. To jak to wygląda? Było w poprzednich latach w "górę" lub w "dół"? A teraz w którą stronę przesuwamy się? Należy po prostu być obiektywnym. Z liczbami nie dyskutują. Pozdrawiam serdecznie. Nich Pan nie wyrzuca swój kalkulator. Może przydać się następnym razem.
Ta dyskusja jest bezcelowa. W nauce polskiej standardem jest, że każdego roku dorzucane jest *kilka* procent więcej, a raz na 15 lat zdarza się, że jest dorzucone więcej. Poprzednia taka wyraźna podwyżka miała miejsce za czasów Millera, rozłożona na 3 lata. I teraz miała miejsce kolejna. Rzecz w tym, że gdyby nie te skokowo większe niż zwykle podwyżki, z przepaści stoczylibyśmy się w nicość. Ile ludzi jest w stanie wytrzymać na pensji minimalnej? Do tego non stop obrażanych i wysyłanych do "kasy w Biedronce czy LIDL-u"? Teraz, przez kolejne długie lata, będziemy mieli właśnie fazę pozorowanego "zwiększania" nakładów na naukę, które to NIE JEST żadnym zwiększaniem nakładów. Pan minister to sam powiedział, jaka będzie skala tego "zwiększania". Wszystko co miałem do powiedzenia w tym temacie - to ocena pompatycznego określenia zwiększenia 22% jako "wzrost". Który nie jest żadnym wzrostem, tylko wydobyciem się z głębokiego dołu, w którym wartość nabywcza pensji naukowców zmalała o więcej niż 22%. Czego pan jeszcze nie rozumie? To nie jest wzrost, to jest STAGNACJA, a jako proces - zsuwanie się po równi pochyłej. Aż do następnego "dosypania" większych pieniędzy, pod hasłem "ale macie dobrze". Może pan oczywiście wychwalać wspaniałego pana ministra managera. Guzik mnie obchodzi, czy pan minister jest z PO, PiS czy lewicy.
Panie Adamie. Pisze Pan: "... nie jest żadnym wzrostem, tylko wydobyciem się z głębokiego dołu, w którym wartość nabywcza pensji naukowców zmalała o więcej niż 22%." I tu z Panem całkowicie zgadzam się. Pisałem o tym również w poprzednim tekście. Obecny Pan Minister próbuje wyciągnąć naukę z głębokiego dołka. Ale to przecież nie jest winą Pana Ministra, że przytrafił się nam, raczej ogromny dół, niż dołek. A Pan kieruje do Pana Ministra wykropkowane słowo za nie jego winę. Pan głęboko myli się, że ja wychwalam Pana Ministra. Po prostu należy być obiektywnym. Jak jest coś niedobrego, to wskazać na to oraz na autorów tego niedobrego. Oznacza to, ze rugać należało przed grudniem 2023 roku. Jak jest coś w miarę dobrego, to nie rugać, że nie zrobił jeszcze lepiej. Ja po prostu nie lubię, jak rugają ludzi za to czemu oni nie są winni oraz również nie lubię jak chwalą za to, co oni nie zrobili. Na podstawie tych dwu ostatnich zdań może Pan wyciągnąć wnioski. A jak nie wyciągnie, to trudno. Przecież te wnioski mógł Pan wyciągnąć również i na podstawie mojego poprzedniego tekstu i dyskutować bez wyzwisk oraz przypisywania mi tego, co Pan sobie wymyślił. Bo taka dyskusja, jak Pan to słusznie zauważył, jest bezcelowa, a ja by dodał, że bezsensowna.
@P.Ż,
Nie bede sie tutaj wymadrzal, tylko w odpowiedzi zaproponuje przeczytanie 2 krotkich artykulikow. Prosze spojrzec:
https://oko.press/naklady-na-nauke-w-polsce-spadna-to-przeciw-polskiej-racji-stanu
https://demagog.org.pl/wypowiedzi/ile-polska-przeznacza-na-nauke-polskie-wydatki-na-tle-ue/?cn-reloaded=1
Wniosek z tresci tychze jest taki, ze naklady na polska nauke realnie spadna oraz ze na tle innych krakow Europy Polska wyglada bardzo delikatnie mowiac "slabo".
Panie Marcine Przewloka. Mam nadzieję, że Pan potrafi wykonać obliczenia, podobne do moich w poprzednim komentarzu. Z obliczeń wynika, że nakłady, planowane na 22%, uwzględniając inflację, wzrosną od 16 do 17 procentów. A Pan powtarza za tymi publikacjami, że, cytuję: "nakłady na polska naukę realnie spadną". Czyż by to oznaczało, że matematyka kłamie a eksperci mają rację. Przecież o ekspertach Pan wypowiadał się wielokrotnie.
Ekspertyzy zamawiają ludzie lub firmy. A eksperci muszą coś zarobić, żeby przeżyć. Może być również tak, że ze względu na swoje poglądy ekspert nie może powiedzieć dobrego słowa o stronie przeciwnej. To wtedy zrobi wyjątek i napisze za darmo. I nawet obali przy tym matematykę.
Co do wniosku drugiego o porównaniu z Europą, to zgadzam się. Jesteśmy w tyle, ale nie z całą Europą. Na przykład, na Słowacji profesor zarabia znacznie mniej, niż w Polsce.
P.S. Wygląda na to, że nie włączył Pan polskiej czcionki w komputerze?
@P.Z.
W artykule w OKO.press jest mowa o 8% podwyzki, a nie 22%
Skad ta roznica?
Byc moze sa kraje, gdzie profesor zarabia jeszcze mniej, niz na Slowacji, ale tutaj chyba nie chodzi o dowodzenie, ze moze byc gorzej, bo zawsze moze byc gorzej, tylko raczej o poprawe sytuacji, poniewaz wiemy, ze jest zle.
Rzeczywiscie, pisze bez polskich liter; poniewaz nie pisze po polsku poza FA, nie instalowalem polskich znakow na klawiaturze. Mam nadzieje, ze mozna zrozumiec, co pisze, przynajmniej z grubsza... i przepraszam za niedogodnosc.
Marcin Przewloka 25.09.2024 21:15
Panie Marcinie Przewłoka. Z polską czcionką - nie szkodzi. 22% - na rok 2024 - patrz również powyżej - Adam 23.09.2024 12:15. Natomiast w OKO.press analizują nawet nie projekt budżetu, a jego przymiarki na rok 2025, gdzie jest mowa o co najmniej 8%. I to też będzie powyżej inflacji prognozowanej przez NBP. Projekt budżetu będzie zatwierdzany przez Radę Ministrów późną jesienią, a w Sejmie może nawet w styczniu. Nie wykluczone, że w związku z powodzią będzie to tylko 8%.
Pan Minister otwarcie mówi, że nie będzie więcej środków na badania, nie będzie na NCN, i że głównym obszarem działań jest jakość kształcenia i akademiki. I potem dodaje: "tymczasem w stanowczo zbyt małym stopniu wykorzystujemy, to znaczy polscy naukowcy, dostępne dla nauki środki europejskie... Musimy szukać środków na zewnątrz, tam gdzie one na nas czekają."
Te środki czekają tak samo jak wielkie pieniądze w Lidze Mistrzów czekają na polskie kluby piłkarskie. Nie gramy w LM, bo jesteśmy słabi i przegrywamy nie tylko z Realem, ale nawet z Bodo Glimt. Tak samo środki UE są przyznawane konkursowo i żeby się do nich dostać, trzeba pokazać jakość, której w polskiej nauce nie mamy, bo jesteśmy niedofinansowani. I jak nadal będziemy niedofinansowani, to tak jak w futbolu ligowym wyprzedzą nas Czesi, Węgrzy i nawet Słowacy, bo nawet w programach Widening, gdzie kraje takie jak Polska dostają fory, będziemy przegrywać z krajami, które postawią na jakość.
Nie chodzi tu o same pensje. Nie mamy dostępu do literatury (chyba, że kupujemy za własne), do baz czasopism. Nie mamy za co wyjechać na konferencję zagraniczną, zero networkingu, wspólnych projektów etc. Brakuje dosłownie na wszystko, ale sięgajmy po granty europejskie, przecież to takie proste….nie, naukowie. Nawet w naukach humanistycznych nie zadowoli się kartką i ołówkiem, to już nie te czasy. Ponury obraz, nic dziwnego, że nauka przestała być atrakcyjną ścieżką kariery dla młodych ludzi.
W Polskiej piłce nożnej akurat pieniędzy nie brakuje, zwłaszcza w porównaniu do wymienionych krajów. Może samo zwiększenie nakładów finansowanych na naukę w Polsce również nie sprawi, że magicznie zaczniemy grać w naukowej Lidze Mistrzów?
Czy samo zwiększenie nakładów finansowanych na naukę w Polsce sprawi, że magicznie zaczniemy grać w naukowej Lidze Mistrzów?"
Odpowiedź jest dwojaka. Po pierwsze, samo zwiększenie nie, zwłaszcza jeśli zarządzanie jakością badań będzie takie, jak sygnalizuje minister Gdula (a najprawdopodobniej tak należy rozumieć "odejście od punktozy" i "postulaty środowiska") => czyli w kierunku wypłaszczania dystrybucji pieniędzy => wypłaszczania jakości => czyli równania jednostek lepszych i gorszych do średniej polskiej => czyli oddalania się najlepszych od średniej europejskiej/światowej. Żeby sięgać po granty europejskie, trzeba najpierw zrobić tak, żeby te kilka procent naszych jednostek dobrych stało się bardzo dobre. A zmiany a'la Gdula & Wieczorek sprawią, że zamiast jednostek dobrych, słabych i bardzo słabych będziemy mieli po prostu o wiele więcej jednostek słabych. Ale za to będą także odmalowane domy studenckie.
Ale po drugie, nawet jeśli ta zależność nie musi być prawdziwa, to jej odwrotność jest. Brak zwiększenia finansowania na pewno wystarczy, żebyśmy wypadli z tego wyścigu. Grantów europejskich będzie jeszcze mniej, ale to są drobne przy tym, co na słabej nauce straci gospodarka i społeczeństwo.
Można by wiele dodać, ale ten komentarz jasno wypunktował najważniejsze. To "bez punktozy" to w gruncie rzeczy będzie "hulaj dusza, piekła nie ma".
Oczywiście również chciałbym zwiększenia nakładów na naukę w Polsce. Jednak samo zwiększenie dla zwiększenia niewiele zmieni.
Niestety tutaj potrzebna zmian rewolucyjnych, a nie ewolucyjnych. Samo środowisko jest raczej niechętne na takie rozwiązanie, w końcu nikt nie lubi zmian. Osoby zarządzające największymi uczelniami w PL chcą po prostu zachowania status quo.
Oba warunki są konieczne do nadrabiania różnicy. Trzeba i wrzucić cukier, i pomieszać. Samo zwiększenie finansowania w sposób sygnalizowany przez ministerstwo ("egalitarny") nie wystarczy. Podobnie, nie wystarczą same zmiany projakościowe bez pieniędzy.
Ale idąc dalej:
- spełnienie jednego z tych warunków i tak jest lepsze niż żadnego,
- jeśli trzeba wybierać, to pewnie jednak pieniądze, w tym sensie że nawet źle rozdzielone pieniądze na naukę to i tak dla społeczeństwa, długofalowo, lepsza inwestycja niż większość alternatyw,
- obecnie zapowiada się, że nie zostanie spełniony żaden warunek; gdyby tak się stało, to cofniemy się cywilizacyjnie.
@Sławomir Wacewicz
Wydaje sie, ze dokladnie tak wlasnie jest, jak Pan pisze.
To zwiekszanie funduszy na nauke i edukacje wyzsza moznaby rozciagnac w czasie, powiedzmy na 15 lat, kiedy to co roku przybywaloby 0.1% PKB wiecej. Systematycznie, rowno, po 15 latach zobaczylibysmy wzrost o 1.5%. Niby nieduzo, ale wystarczyloby aby polska nauka zaczela funkcjonowac normalnie.
Pod warunkiem, ze reformy bylyby wprowadzone niemalze rownolegle, i to reformy madre i znaczace, a nie udawane.
Nastepnie po tych 15 latach nalezaloby przyjrzec sie znowu sytuacji, aby porobic "adjustments", ktore wzielyby pod uwage wyniki pierwszego etapu zmian oraz zmiany w nauce swiatowej, bo takowe przeciez tez zachodza.
Tylko oczywiscie to podejscie wymagaloby dobrego, ponadpartyjnego (czyli nie-politycznego) planu dzialania.
Bardzo trafny komentarz. Może politycy, którzy to przeczytają, zrozumieją dlaczego polscy naukowcy zdobywają tak mało grantów europejskich.
Czyli sami jesteśmy sobie winni. Nie staramy się o granty europejskie, a przecież tam czekają fundusze na badania.
Ten fragment brzmi troche groznie:
"Zamierzamy wzmocnić rolę nadzorczą ministerstwa i odwrócić sytuację - chcemy ministrowi dać prawo natychmiastowej likwidacji uczelni, która nie dba o jakość kształcenia i nagminnie łamie obowiązujące w tym zakresie prawo."
Interpretacja niektorych przepisow moze tutaj zostawic otwarta furtke do likwidacji uczelni, ktore z jakiegos powodu nie podobaja sie ministerstwu. Teraz lub w przyszlosci. Czy nie lepiej tworzyc prawo, ktore jak najbardziej odsunie polityke od edukacji i nauki?
Moze lepiej, jak jakis komitet lub inne cialo decyzyjne, w duzym stopniu niezalezne od ministrstwa, trzymaloby piecze nad takimi sprawami.
Autonomia uczelni jest gwarantowana konstytucyjnie... Ale skoro prawo jak za komuny jest tym co my -rządzący rozumiemy pod tym pojęciem to można uchwalić wszystko...
Jednej rzeczy nigdy nie zrozumiem: dlaczego na to stanowisko dano akurat perkusistę heavymetalowej grupy Vinders (znanej też jako Klątwa Szatana)?
Acha, dwa postulaty pana ministra są ze sobą sprzeczne: nowa lista czasopism i odejście od punktozy. Lista czasopism, obojętne jakich i jak opunktowanych, to jest właśnie punktoza.
Profesor i "acha" to jest sprzeczne, sądziłem że profesorowie PANu znają ortografię. A nawiązując do tematu to punktowanie czasopism nie musi oznaczać punktozy. Punktoza jest wtedy gdy głównym celem naukowców jest zdobycie jak największej liczby punktów a nie realizacja badań na jak najwyższym poziomie. Zatem lista może sobie być, punty mogą odzwierciedlać rangę czasopisma, ale ewaluacja powinna oceniać jakość badań a nie punkty. Z drugiej strony punktoza to też budowanie swojego Hirsha poprzez spółdzielnie cytowań, to jest patologia kreująca pseudonaukowców, którzy robią zawrotne kariery.
Proszę pana, celem każdego bez jednego wyjątku pracownika powinno być wypełnienie wymagań stawianych przez pracodawcę. Jeżeli pracodawca dostaje pieniądze tylko i wyłącznie za punkty, to jedynym zadaniem pracownika jest zdobywanie tych punktów. Praw społecznych pan nie zmienisz i nie bądź pan głąb. Można oczywiście chrzanić o o "badaniach na jak najwyższym poziomie" ale nikt przeciętnie inteligenty nie potraktuje tego poważnie.
PS. Pan też robi literówki ale wytykanie ich to zabawa ćwierćinteligentów. Nie zniżajmy się do tego.
Nie zgadzam się, że "powinno być". Natomiast, niestety "jest". Idealistycznie chciałbym wierzyć, że pracownik chciałby robić coś pożytecznego...
Tak tylko wtrącę. że właśnie wykazał się pan hipokryzją, bo kiedyś przeczepił się pan do literówce w moim komentarzu :) (automatyczna korekta poprawiła wówczas profesor na procesor)
Przepraszam, może źle zrobiłem ale to było po prostu śmieszne i nie mogłem się powstrzymać.
@Profesor PAN
Obawiam sie, ze nawet ta "nie-punktoza" to ostatecznie ciagle moze byc "punktoza", bo w jakis sposob recenzenci musza opisac wynik ewaluacji w sposob liczbowy. Wszystko zalezy od szczegolow systemu oceny.
Na końcu każdej ewaluacji jest liczba wyrażona w pieniądzu - dotacja, jaką jednostka naukowa dostanie od państwa. Nie to jest złe w polskiej ewaluacji ale ograniczenie się do jednego parametru. Jeśli rzeczywiście urzędnicy ministerstwa mają pospołu tylko jedną komórkę mózgową i większej ilości danych nie są w stanie przyjąć, proponuję, by tym jednym jedynym parametrem była ilość cytowań a nie jakieś dziwactwa.
Cytowania?! To chyba jakiś żart. Sir Roger Penrose z Oxfordu, uznawany za jeden z najwybitniejszych umysłów świata, ma niższy Indeks Hirscha niż Grzegorz Królczyk, prorektor Politechniki Opolskiej. Indeks w założeniu miał świadczyć o jakości prac naukowców. Dziś bywa wykorzystywany przez „spółdzielnie” profesorów, którzy pompują sobie punkty, wzajemnie się cytując i dopisując do artykułów.
@Phy56
Jesli moge sie wlaczyc do tej dyskusji, to chcialbym zaznaczyc jeden niezwykle wazny szczegol przy porownywaniu cytowalnosci prac. Otoz dziedzina ma tutaj absolutnie kluczowa wage.
Roger Penrose jest matematykiem i fizykiem teoretycznym. To jest zupelnie ina dziedzina naukowa, niz "Surface Metrology", "Surface Integrity" i "Surface Morphology" wymienione na Google Scholar dla prac pana Grzegorza Królczyka. To zapewne jest powodem tych roznic w cytowalnosci, o ktorych Pan pisze.
I jeszcze jeden, nieco mniej istotny szczegol: tak naprawde w pracy naukowcow wazne sa nie cytowania "across the board", ale raczej cytowania jednej lub kilku kluczowych prac, ktore zwykle przynosza jakas bardzo wazna nowosc, jakies odkrycie, ktore pozniej jest cytowane przez wiele osob. I ta cecha NIE jest uwzgledniona przez h-index, o ktorym Pan mowi. Dla scislosci - te prace nie moga byc przegladowe, czyli reviews; to musza byc prace oryginalne, bo tylko takie wnosza cos prawdziwie nowego do nauki. Jak Pan spojrzy na publikacje Rogera Penrosa, to wlasnie ta cecha jest pieknie zilustrowana jego kilkoma/kilkunastoma pracami, ktore sa cytowane wiele tysiecy razy (czego nie mozna powiedziec o publikacjach pana Grzegorza Królczyka).
Jak najbardziej, obydwaj naukowcy sa wysoko-cytowani, maja swietne listy publikacyjne, ale charakter cytowan ich prac jest zupelnie rozny.
Nie wiem, kto uznaje Penrose'a za jeden z najwybitniejszych umysłów świata. Jest fizykiem wybitnym, na Nobla zasłużył, ale do Wittena mu daleko, do Maldaceny pewnie też. Publiczność go uznaje za geniusza pewnie dlatego, że występuje w telewizji i potrafi pisać książki bez wzorów, takie kryteria dziś mamy.
Indeks Hirscha jest bezsensowną miarą jakości uczonego, tak zresztą uważa sam Jorge Hirsch. Aby pokazać absurdalność tego kryterium wymyślił indeks Hirscha alpinistów. Dlatego napisałem: liczba cytować albo wręcz liczba cytowań dziesięciu najczęściej cytowanych prac.
Czy należy pan do "spółdzielni profesorów" , którzy wzajemnie się recenzują, cytują i dopisują do artykułów, sztucznie pompując sobie dorobek? Jeśli nie, to zupełnie nie rozumiem, dlaczego upiera sie pan przy tej patologii, o której piszą/mówią już wszystkie media. Dmuchane grupowo wskaźniki są funta kłaków warte i ośmieszają całą pl. NAUKĘ na arenie międzynarodowej.
Naprawdę myśli pan, że deprecjonując współpracownika Hawkinga, laureata nagrody Nobla, nazywanego jednym z największych umysłów świata, stanie się pan bardziej wiarygodny w tym, co tutaj pisze?
"Publiczność go uznaje...?" I o to właśnie chodzi!
Proszę wybaczyć, wyżej cenię Wittena a przede wszystkim Maldacenę, korespondencja AdS/CFT to największe osiągnięcie fizyki ostatnich lat.
Nie ledwo piśmienna (w tych czasach coraz rzadziej) oglądająca telewizję publiczność ocenia uczonych tylko inni uczeni. Po angielsku nazywa się to peers.
W kwestii dmuchanych wskaźników - proszę pokazać JEDNĄ pracę z tysiącem cytowań, której wartość jest nadmuchana. Być może da się nadmuchać dwadzieścia cytowań czyli tyle, ile ma praca drugorzędna. Takimi nie warto się interesować.
I jest jeszcze jedna zasada rozmowy - obowiązuje grzeczność i szacunek do rozmówcy. Gołosłowne oskarżanie dyskwalifikuje raczej oskarżającego.
Zdania uczonych są jak zwykle podzielone. Również w kwestii protekcjonalnego traktowania innych, radykalizmu i delikatnego ego. Proszę czytać ze zrozumieniem i odnieść się do przytoczonego przykładu, zamiast się unosić. I nie jesteśmy w sądzie panie profesorze, żeby mówić o "oskarżeniu" i "oskarżającym". Zadane pytania miały na celu skłonić pana do refleksji.
@Profesor PAN
Tak. Wlasnie "konsekwencje" ewaluacji, czyli pieniadze, powinny kierowac instytucjami naukowymi w kierunku zatrudniania dobrych, obiecujacych naukowcow oraz stwarzania im dobrych warunkow pracy.
Czekamy wiec na pomysl ministerstwa co do ewaluacji - jak ona bedzie wygladac.
A propos "zatrudniania dobrych, obiecujących naukowców" polecam artykuł Aleksandra Magazinova na temat Politechniki Śląskiej (uczelnia badawcza) na portalu For Better Science:
https://forbetterscience.com/2024/09/04/the-papermilling-den-of-gliwice/
I podsumowanie tego artykułu przez Leonida Schneidera:
"Expert papermillers from Asia were recruited to Polish universities to boost metrics and rankings, and to share authorships with their hosts. Everyone profited, and it will take decades to clean up that mess."
To są właśnie skutki obecnego systemu ewaluacji, które kosztują rocznie setki milionów, jeśli nie miliardy złotych z kieszeni polskich podatników. Polski uczony potrafi (dopasować się do każdego systemu oceny).
@Hubert Wojtasek
No wlasnie, "polski uczony potrafi".
Nie jestem pewien, czy przypadkiem pewne bardzo gleboko zakorzenione "mechanizmy przetrwania" obecne w polskich instytucjach naukowych, nie stoja na przeszkodzie wprowadzania zmian, ktore w innych krajach czy w innych warunkach mialyby szanse zadzialac dobrze. Czyli, mozna probowac reformowac, mozna probowac implementacji "good practice", ale lokalne zwyczaje, lokalny opor moga byc zwyczajnie nie do przezwyciezenia.
Jesli tak jest, to polska nauka moze byc skazana na marginalizacje przynajmniej na jeszcze bardzo dlugo... To bylaby wielka strata dla Polski jako calego kraju, dla polskiego spoleczenstwa.
Jest dokładnie tak, jak Pan pisze. Dawno temu wróciłem do kraju po ponad 9 latach spędzonych za granicą. Naiwnie myślałem, że moje doświadczenie może się na coś przydać. Zostałem z-cą dyrektora instytutu, potem dziekanem. Opór wobec wszelkich prób zmian był nie do pokonania. I to zarówno ze strony większości środowiska, jak i władz uczelni. Dlatego od 12 lat nie angażuję się już w życie organizacyjne swojej uczelni. Żadna zmiana wymagająca wysiłku nie ma szans na wprowadzenie. A ciągle mam w głowie słowa Thomasa Cecha wypowiedziane po objęciu przez niego funkcji dyrektora HHMI - zmiany, szczególnie w nauce, prawie zawsze są dobre, bo wysiłek, którego wymagają, prowadzi do rozwoju.
@Hubert Wojtasek
Znajomi, z ktorymi o tym rozmawialem (nie-Polacy) stawiaja na pomysl "malych krokow". Ale nie jestem pewien, czy w Polsce to by mialo sens.
Tak samo jak dotąd. Mam dziwne podejrzenie, że nie o jakość nauki ministerstwu idzie.