„Finansowanie” to obszar, w którym zgłoszono dotąd blisko 1/3 wszystkich propozycji we wspólnej akcji Polskiej Akademii Nauk i „Forum Akademickiego”. Nie brakuje też pomysłów dotyczących ewaluacji, modelu kariery naukowej czy otwartego dostępu. Kwestionariusze można wypełniać do 15 stycznia.
Dwa tygodnie temu wraz z Polską Akademią Nauk zainicjowaliśmy akcję „Nauka do naprawy”. Zachęcamy w niej do zgłaszania niezbędnych zmian w systemie nauki i szkolnictwa wyższego (FORMULARZ). Czekamy zarówno na drobne sugestie techniczno-prawne, jak i na propozycje większych modyfikacji. Mogą to być propozycje do niezwłocznej realizacji, ale też i dalekosiężne. Przedstawimy je nowemu kierownictwu Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego.
Wiele spośród nadesłanych już ankiet dotyczy zamówień publicznych. Jak zauważają respondenci, obecne procedury zakupowe są skomplikowane i wymagają wielu formalności, a ponadto są ograniczane długotrwałymi procedurami przetargowymi.
Prowadzi to do obniżenia konkurencyjności polskich badań w porównaniu do Zachodu, gdzie można samemu wybrać i kupić daną rzecz potrzebną do badań wprost od producenta, a czasem nawet z takich miejsc jak E-bay/Amazon itp., jeśli jest to korzystne cenowo, i otrzymać ją na drugi dzień. Na polskich uczelniach każde zamówienie generuje stos formularzy, przechodzi skomplikowany i wieloosobowy proces decyzyjny, żeby na końcu można było wyjątkowo kupić z wolnej ręki lub przeprowadza się długotrwałe przetargi – pisze uczestnik naszej akcji.
Wśród sugerowanych rozwiązań tego problemu jest m.in. złagodzenie ustawy o zamówieniach publicznych, co mogłoby przyspieszyć proces zakupowy, ale nie brakuje i bardziej radykalnych głosów, domagających się zwolnienia badań naukowych z zakresu objętego prawem o zamówieniach publicznych.
Jedna z badaczek sugeruje zmianę w przyjętym w Polsce modelu kariery naukowej, który znacząco odstaje od większości krajów Europy.
Osoby zatrudnione na stanowiska adiunkta (Assistant Professor), które w domyśle powinny zacząć się usamodzielniać i rozpoczynać budowanie swojego zespołu naukowego, nie mają określonych jasnych wymagań, często w praktyce zatrudniani są bezterminowo, a jedyną podstawą do rozwiązania umowy jest ewentualny niekorzystny wynik ewaluacji (…) Konieczne byłoby wprowadzenie zunifikowanego w skali kraju systemu zatrudniania pracowników naukowych, który zakładałby odpowiednie ramy czasowe, definiował wymagania, a przy tym zawierał system szkoleń, przygotowujących nowych naukowców do samodzielnej pracy. Mieliby oni jasno określoną rolę na uczelni, posiadaliby autonomię, a z drugiej strony – byłyby wobec nich jasno określone kryteria, które muszą spełniać, żeby zostać na uczelni i dalej się rozwijać w kierunku profesorów uczelni (Associate Professor).
Inny z naukowców wskazuje na potrzebę uatrakcyjnienia kariery akademickiej dla młodych naukowców. Jego zdaniem należałoby rozważyć mechanizmy umożliwiające młodym badaczom szybsze zdobywanie autonomii w prowadzeniu własnych badań i projektów, co pozwoliłoby z kolei na szybsze rozpoczynanie samodzielnej ścieżki naukowej.
Do rozważenia pozostaje kwestia zlikwidowania habilitacji i profesur, a wygospodarowane w ten sposób środki finansowe można przeznaczyć na zwiększenie funduszy dostępnych w Narodowym Centrum Nauki. Taki krok mógłby przyczynić się do bardziej efektywnego wspierania badań naukowych i projektów innowacyjnych, co z kolei powinno zwiększyć atrakcyjność kariery akademickiej w oczach młodych badaczy, widzących obecny system jako przestarzały i ograniczający ich możliwości rozwoju.
W wielu formularzach pojawia się temat systemu motywacyjnego, który w polskich warunkach często oparty jest na uznaniowości. Proponuje się zatem wprowadzenie jasnych, uniwersalnych w skali uprawianych dyscyplin, kryteriów przyznawania premii i motywowania pracowników.
Uczestnicy akcji wskazują też na konieczność zmiany w podejściu do procedur open access. Jak zauważono, OA w obecnym kształcie wzmacnia patologiczne publikowanie w wydawnictwach o małej lub negatywnej renomie.
Moim zdaniem polityka ta wymaga przeformatowania, być może powołania jednostki centralnej odpowiadającej za gromadzenie wyników badań powstałych ze środków publicznych, zdobywanie ich od naukowców i udostępnianie na żądanie zainteresowanych czy przedsiębiorców. Obecnie podatnik płaci podwójnie, za nieuczciwie kosztowny OA oraz np. subskrypcje czasopism hybrydowych – zwraca uwagę jeden z naukowców.
Zgłoszono także propozycję ustalenia konkretnych kryteriów oceny osiągnięć naukowych. Autorka wskazuje, że brak jakichkolwiek kryteriów ilościowych powoduje obecnie duże dysproporcje w zakresie przedstawiania dorobku naukowego nawet w obrębie jednej dziedziny (co z kolei prowadzi do uznaniowego recenzowania dorobku). Innym pomysłem jest wprowadzenie systemu doboru niezależnych recenzentów oceniających osiągnięcia osób ubiegających się o awans naukowy. Recenzent powinien mieć status biegłego i podlegać karze za nierzetelnie i nieobiektywnie wykonane recenzje.
Kolejny postulat związany jest z listą czasopism – chodzi o wprowadzenie mechanizmu systemowego zgłaszania przez każdego badacza lub grupę badaczy tytułów do wprowadzenia w trakcie aktualizacji wykazu.
Oczywistym jest, że jakkolwiek dobrze dobrana grupa ekspertów nie jest w stanie stworzyć jednej listy, która uwzględni wszystkie dyscypliny czy obszary badań. Aktualna lista jest skupiona – poza polskimi tytułami – na jednej bazie danych, jaką jest Scopus. Ignoruje fakt, że dla wielu pól badawczych, zwłaszcza tych, w których wiodącym językiem nie jest angielski, a np. francuski czy hiszpański, nie stanowi to żadnego punktu odniesienia (…) Aktualna lista dyskryminuje działających w naszym kraju badaczy zajmujących się tematami w Polsce mało znanymi.
Jeden z naukowców przekonuje, że uczelnie publiczne uzależnione są w zbyt dużym stopniu od środków budżetowych. W jego ocenie rozwiązaniem tego problemu powinno być wsparcie w tworzeniu przez nie kapitału żelaznego.
Uczelnie nie starają się przyciągać środków od swoich absolwentów czy też z szerokiego otoczenia biznesowego, pomimo ich niedofinansowania. To też sprawia, że oderwane są od oczekiwań tych interesariuszy. W Stanach Zjednoczonych uczelnie dbają o swoich studentów, a następnie absolwentów, również dlatego, że mają w tym interes finansowy – chcą przyciągać darowizny.
Jeszcze inny pomysł to ustawowe wprowadzenie możliwości urlopów dla doktorantów szkół doktorskich.
Obecnie każda jednostka ma wolną rękę w tej sprawie, w efekcie czego na niektórych uczelniach są tego typu urlopy, a na niektórych nie uznaje się nawet zwolnień lekarskich i zmusza doktoranta do realizacji projektu i kształcenia zgodnie z planem nawet w przypadku ciężkich chorób czy wypadków. Katalog uzasadnionych przesłanek do wnioskowania o urlop powinien być odpowiednio szeroki, by uwzględnić zarówno okoliczności naukowe (by realizacja doktoratu nie blokowała innych aktywności naukowych młodego badacza, np. realizacji czy udziału w grantach), jak i losowe (choroby, wypadki itd.).
W ankietach pojawia się też wątek zbyt dużego obciążenia dydaktycznego pracowników naukowych. Jak temu zaradzić?
Jako że programy studiów są zdefiniowane według wymaganej liczby punktów ECTS, zmianę taką można wprowadzić poprzez reformę indywidualnych przedmiotów na uniwersytetach, wprowadzając (gdzie zasadne i możliwe) więcej pracy indywidualnej i grupowej, co podwyższyłoby liczbę punktów ECTS w ramach danego przedmiotu. Oznaczałoby to, że do ukończenia studiów student potrzebowałby mniejszej liczby przedmiotów. Taka zmiana pozwoliłaby albo zmniejszyć liczbę studentów na każdy przedmiot, albo zmniejszyć liczbę przedmiotów/godzin dydaktycznych prowadzonych przez pracowników naukowych. Zmiana taka może zatem równocześnie wspomóc jakość dydaktyki, jak i nauki.
W innych wybranych ankietach pojawiają się postulaty:
Nasza akcja trwa do 15 stycznia. Wszystkich zainteresowanych udziałem w niej prosimy o wypełnienie formularza, Zwieńczeniem akcji będzie przedstawienie wypracowanych wspólnie pomysłów i propozycji nowemu kierownictwu Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego.
GaL
Propozycje z artykułu są moim zdaniem zbyt rozległe i jednak niespójne wewnętrznie. W tym momencie np. Zlikwidowanie habilitacji byłoby regresem bo nie ma jasnych i jedolotych kryteriów oceny dorobku w poszczegolnych dyscyplinach, zwłaszcza w humanistyce. Nie ma zresztą jednej recepty na uzdrowienie całej polskiej nauki, a przy obecnym poziomie wynagrodzeń....nawet nieco podniesionych żadna poprawa nie nastąpi bo zatrudnienia w uczelniach są zupełnie niekonkurencyjne w stosunku do innych sektorów. Pracuję na uczelni od 20 lat i z przykrością stwierdzam, że po każdej kolejnej reformie szkolnictwa wyzszego ekonomiczne warunki się pogarszały a wymagania rosły. Nie przeceniałabym też możliwości pozyskiwania środków z grantów, bo to są przede wszystkim środki celowe na badania a wynagrodzenia ledwo rekompensują nakład pracy administracyjnej, nie mówiąc już o grantach europejskich, w których wynagrodzenia są szacowane w oparciu o roboczogodziny krajowe i za te sama pracę badacz z Polski otrzymuje 1/5 tego co Belg, Hiszpan czy Estonczyk. Jako propozycje strategiczną- już wielokrotnie dyskutowaną- proponuję zatem powiązanie minimalnego wynagrodzenia profesora z tzw. Średnią płacą w gospodarce. Sytuacja obecnie jest tragiczna i osoba bez wyzszego wykształcenia z łatwością osiąga wynagrodzenie adiunkta....miłość do nauki to jedno no ale jakoś trzeba jednak funkcjonować.
Akurat kwestia zamówień publicznych ma dwie strony, bo z jednej strony jest z pewnością szereg ludzi, którzy dbając o publiczne pieniądze wydawaliby je sensownie i bez przepłacania bezsensownego, ale z drugiej jestem przekonany, że masa pieniędzy byłaby bezsensownie wydawana, m.in. dlatego, że ktoś chce mieć coś kilka dni szybciej albo chce kupić u znajomego. Właśnie po to istnieją zamówienia publiczne, żeby odpowiednio to wszystko regulować. Problemem jest zwykle kadra, która się tym tematem zajmuje, a konkretnie braki w kadrze, bo jak inaczej nazwać sytuację, w której 2 osoby obrabiają wydział na 150 osób i kilkadziesiąt projektów? A w międzyczasie w pionie administracyjnym powstają bezsensowne stanowiska dla rodziny? Do tego dochodzą wewnętrzne regulacje różnych uczelni dotyczące np. zakupów środków trwałych poniżej 10 tysięcy złotych. Na niektórych sensownych uczelniach są w tym przypadku proste procedury, 2-3 oferty i żadnych ogłoszeń i publikowanych i wiszących po 2 tygodnie zapytań ofertowych. A inne dobrowolnie obniżają limit do 1500 złotych, co jedynie utrudnia pracę pracownikom naukowym, bo nie można kupić ot tak zwykłej wagi do laboratorium. To są konkretne problemy w sferze zamówień publicznych, ale ich rozwiązaniem nie jest wyłączenie nauki z zamówień publicznych, a zatrudnienie odpowiedniej kadry i współpraca jednostek w celu możliwego uproszczenia procedur. Jak ktoś jest za wyłączeniem nauki z zamówień publicznych to zdecydowanie nie zdaje sobie sprawy do czego to doprowadzi i co się będzie działo w kwestii dostaw materiałów biurowych czy remontów, bo wszystkie te zamówienia rozejdą się na pniu po znajomości, oczywiście bez odpowiedniej kontroli późniejszego ich wykonania i wtedy będzie dopiero lament.
Mam wrażenie, że większość pomysłodawców zgłasza reformy na zasadzie "mi i jeszcze mojemu koledze Pikutowskiemu przeszkadza rozwiązanie X, więc trzeba zmienić/zlikwidować X".
Przepraszam, ale widzę to w prawie wszystkich pomysłach w tym artykule. Wizji tu raczej nie ma.
Wizji nie ma to fakt.
Algorytm kompresji opracowany przez naukowca z UJ opublikowany pod presją zamiast przynosić zyski przyniósł problemy i koszty obsługi prawniczej - wojna o patent w USA.
Opublikowany chyba pod presją wymogu publikacji. UJ zamiast gościa wywalić za to, że stracił miliony dla uczelni gościem się chwali., ba podatnicy na to łożą by jakiś doktor może i zdolny jednoosobowo decydował co ze swoim osiągnięciem może zrobić, a mógł gościu na bazie tego algorytmu budować firmę i już nie pracować na UJ i mógł zarabiać dla Polski. To samo dotyczy tych od sieci neuronowych, co mają cytowania na poziomie 2% na świecie ( a może to jednak nie jest zbytnio warte i nie można wokół tego budować firm).
Ogólnie Polska wydaje bardzo dużo pieniędzy i dostarcza za darmo wyniki badań innym. Czy takie coś jest w ogóle w swej masie coś warte, za wyjątkami jak wyżej.
Uczelnie badawcze - wykluczyć trzeba wszystkie uczelnie mające dydaktyków a jak już nie to ograniczyć dostęp dla tych, które mają ich jedynie 10%. Obecne zasady przystąpienia do konkursu na uczelnie badawcze są zbyt ogólne. Czy uczelnia mająca 90% dydaktyków może być uczelnią badawczą ? Albo czy ta co ma 50% może być uczelnią badawczą, gdy inna ma tylko 5% dydaktyków i nie jest ? Moim zdaniem winno to być zlikwidowane, to służy tylko na wywieraniu presji psychicznej na pracowników i szkodzi ich zdrowiu psychicznemu. Polscy pracownicy badawczy czy badawczo-dydaktyczni narażeni są na silny stres psychiczny. Jeśli jakaś uczelnia jest badawczą to z pewnością częściej uzyskuje finansowanie zewnętrze w postaci grantów badawczych.
większość pomysłów z artykułu jest do niczego - na obciążenie dydaktyczne narzekają głównie ci którzy są też słabi badawczo, uczelnie publiczne nigdy nie bedą mialy wystarczających środków, gdyż mają przerost administracji, gdzie są umieszczani każdorazowo "krewni i znajomi królika", likwidacja habilitacji i profesury - czyli będzie mega kolesiostwo i ocena w oparciu o wskaźniki bibliometryczne bez oceny eksperckiej. Choc na pewno powinno być więcej możliwości tworzenia zespołów badawczych przez doktorów, bez utrudniania tego przez profesorów. Wtedy zresztą ludziom jeszcze więcej się chce. Taki doktor dzięki temu łatwiej zrobi habillitację i profesurę.