Mimo że aktualne przepisy dotyczące procedur nadawania stopnia doktora habilitowanego i tytułu profesora obowiązują już od ponad pięciu lat, w dalszym ciągu w środowisku pojawia się sporo niejasności dotyczących różnych aspektów tych postępowań. Jedna z kontrowersji dotyczy sposobu powoływania recenzentów. Na łamach FA pisze o tym szczegółowo prof. Grzegorz Węgrzyn, zastępca przewodniczącego Rady Doskonałości Naukowej.
Mimo że aktualne przepisy dotyczące procedur nadawania stopni naukowych i tytułu naukowego obowiązują już od ponad pięciu lat, w dalszym ciągu w środowisku naukowym panuje sporo niejasności dotyczących różnych aspektów tych postępowań. Pojawia się zatem wiele kontrowersyjnych, a często nieprawdziwych opinii na ten temat, jak również zadawane są różnego rodzaju pytania z tym związane. Jedna z kontrowersji dotyczy sposobu powoływania recenzentów. W związku z tym chciałbym krótko przedstawić, w jaki sposób wyznaczani są recenzenci w postępowaniach habilitacyjnych i profesorskich, na jakich zasadach wyłaniani są kandydaci na recenzentów i jak dochodzi do ich wyłonienia z szerszego grona przez Radę Doskonałości Naukowej.
Zgodnie z ustawą Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce RDN może powoływać i wyznaczać recenzentów jedynie na podstawie losowania z liczby kandydatów stanowiącej co najmniej trzykrotność ostatecznie wybranych recenzentów. Począwszy od ostatniej nowelizacji ustawy, losowania te, przeprowadzone przez program komputerowy, nie tylko wskazują kto z kandydatów zostanie recenzentem, ale ustawiają wszystkich kandydatów losowo w rankingu. W związku z tym recenzentami zostaje kilka pierwszych osób z wylosowanego rankingu (np. 3 osoby w przypadku wniosku habilitacyjnego, 5 osób w przypadku wniosku o tytuł profesora), natomiast kolejne pozycje wykorzystywane są, jeśli któraś z powołanych na recenzenta osób odmówi wykonania recenzji albo z innych powodów nie może jej wykonać – wtedy nie jest potrzebne kolejne losowanie (jak było w pierwszym okresie działalności RDN), tylko powołana zostaje kolejna osoba ze wspomnianej listy rankingowej. Szczegóły procedur losowania zostawmy jednak na inny artykuł.
Co zatem dzieje się z wnioskiem habilitacyjnym lub profesorskim po wpłynięciu do RDN? Po sprawdzeniu formalnym przez Biuro Rady (i ewentualnych uzupełnieniach lub poprawkach, jeśli okażą się konieczne) wniosek trafia do Zespołu RDN odpowiadającego dziedzinie nauki, w której wniosek został złożony. Następnie kierowany jest on do przedstawicieli dyscypliny naukowej (w większości przypadków jest to trzyosobowa grupa członków Rady), w której przeprowadzane jest postępowanie. Osoby te zapoznają się z dokumentacją wniosku, w szczególności z tematyką osiągnięć naukowych kandydatów do awansu i proponują nazwiska kandydatów na recenzentów. Ich liczba zależy od rodzaju wniosku. W przypadku wniosków o tytuł profesora, proponowanych jest co najmniej 15 kandydatów, jako że Rada powołuje 5 recenzentów, zatem w ten sposób spełniany jest wymóg trzykrotności liczby kandydatów w stosunku do liczby recenzentów. We wnioskach habilitacyjnych, w których RDN wyznacza 3 recenzentów, należy zaproponować co najmniej 9 kandydatów (jako trzykrotność liczby wyznaczanych recenzentów). W przypadku odwołań od uchwał odmawiających nadania stopnia doktora albo doktora habilitowanego, a także w przypadku spraw o ponowne rozpatrzenie wniosku profesorskiego, powołuje się 2 recenzentów, zatem liczba wskazanych kandydatów wynosi co najmniej 6.
Jakie kryteria wyboru kandydatów na recenzentów stosują członkowie RDN reprezentujący daną dyscyplinę? Na początku konieczne są ścisłe wykluczenia niektórych osób, które na pewno nie mogą recenzować wniosków. Po pierwsze, w żadnym przypadku wśród kandydatów na recenzentów nie mogą znaleźć się aktualni członkowie Rady. Oczywiście, nie są w ten sposób wykluczani byli członkowie RDN (np. z poprzedniej kadencji, którzy aktualnie nie pełnią już żadnych funkcji w Radzie). Wskazać też trzeba, że o ile w postępowaniach o tytuł profesora oraz w procedurach odwoławczych, gdzie recenzentów powołuje RDN, na pewno żaden z członków RDN nie może zostać recenzentem, to ograniczenie to nie dotyczy postępowań doktorskich i habilitacyjnych, w których recenzentów powołują odpowiednie rady naukowe uczelni bądź instytutów i one mogą powołać na recenzenta członka Rady; w przypadku postępowań habilitacyjnych dotyczy to w szczególności jednego recenzenta wyznaczanego przed podmiot habilitujący (pozostałych trzech wyznacza RDN i członkowie tego organu nigdy nie są zawarci w tej trójce recenzentów).
Drugim powodem wykluczenia jest to samo miejsce pracy wnioskodawcy i potencjalnego recenzenta. Trzecią okolicznością wykluczającą jest posiadanie wspólnych publikacji przez kandydata i potencjalnego recenzenta. Jeszcze jednym, ale już nie tak ścisłym ograniczeniem jest podejmowanie starań, aby do puli kandydatów na recenzentów nie włączać więcej niż dwóch osób z tej samej uczelni albo instytucji naukowej. Niestety, to nie zawsze jest możliwe, jeśli chcemy zapewnić jak najlepszą merytoryczną ocenę wniosku, gdyż niektóre specjalności naukowe uprawiane są w zaledwie kilku (czasami 3–4) ośrodkach naukowych, w takich szczególnych przypadkach w puli kandydatów mogą się znaleźć więcej niż 2 osoby z taką samą afiliacją.
Kluczowym kryterium przy wyborze kandydatów na recenzentów jest reprezentowana przez nich specjalność naukowa poparta publikacjami. Członkowie RDN zapoznają się zatem szczegółowo z tematyką osiągnięć wnioskodawców i dobierają na kandydatów na recenzentów osoby, których zainteresowania naukowe są jak najbliższe tematyce badań wnioskującego. Oczywiście wymogiem formalnym jest posiadanie tytułu profesora w przypadku recenzowania wniosków profesorskich albo co najmniej stopnia doktora habilitowanego w przypadku wniosków habilitacyjnych. Merytoryczny wybór kandydatów często nie jest łatwy i wymaga od członków RDN przeszukiwania różnych baz danych w celu określenia czy potencjalni kandydaci na recenzentów mają dorobek publikacyjny w tematyce zbliżonej do osiągnięć wnioskodawców.
Niestety, takie bazy jak POLon czy RADON nie zawierają informacji o specjalnościach naukowych albo informacje te są bardzo ogólnikowe. Stąd konieczna jest analiza danych z innych baz, np. Scopus, Web of Science, PubMed i inne. Oczywiście członkowie Rady posiłkują się także swoją wiedzą i doświadczeniem oraz znajomością tematyki badawczej różnych naukowców. Należy jednak pamiętać, że każda dyscyplina reprezentowana jest w RDN jedynie przez 3 członków, co oznacza, że w ogromnej większości dyscyplin nie są reprezentowane wszystkie specjalności. Tym więcej pracy i czasu wymaga zatem znalezienie odpowiednich kandydatów na recenzentów.
Po zaproponowaniu kandydatów na recenzentów, informacja ta trafia na najbliższe posiedzenie Zespołu dziedzinowego. Tam kandydatury te są dyskutowane, i zdarza się, że lista jest z różnych względów modyfikowana, na przykład okazuje się, że kandydat na recenzenta ma dodatkowe miejsce pracy, o którym nie wiedziały osoby przygotowujące wstępną listę kandydatów, a które pokrywa się z miejscem zatrudnienia wnioskodawcy; czasami inni członkowie Zespołu mają informacje o podobnych zainteresowaniach naukowych osób, które nie znalazły się na wstępnej liście i wtedy skład kandydatów na recenzentów jest uzupełniany itd. Po ostatecznym zatwierdzeniu listy kandydatów na recenzentów następuje komputerowe losowanie, o którym wspominałem na początku, a które szerzej zostanie opisane w oddzielnym artykule.
Na koniec należy zauważyć, że oczywiście istnieją różnice w częstości powoływania pewnych osób na funkcje recenzentów. Niektórzy są powoływani częściej, inni rzadziej, a jeszcze inni dotychczas nie byli powoływani wcale. Wynika to z kilku przyczyn. Po pierwsze losowanie recenzentów z liczby kandydatów stanowiących co najmniej trzykrotność osób powołanych powoduje, że niektórzy naukowcy co jakiś czas pojawiają się na listach kandydatów, ale nie zostają wylosowani. Inny istotny powód to duża rozpiętość liczby wniosków składanych w RDN w różnych specjalnościach naukowych. W niektórych, także w obrębie tej samej dyscypliny, wniosków spływa nawet kilka– a czasem kilkunastokrotnie więcej niż w innych. Stąd bardzo różne są czysto teoretyczne szanse na powołanie na recenzentów osób reprezentujących poszczególne specjalności naukowe, pamiętajmy bowiem, że podstawowym kryterium wyboru kandydatów na recenzentów jest ich merytoryczna kompetencja do oceny danego wniosku o stopień czy tytuł naukowy.
Wreszcie ważnym czynnikiem jest aktywność naukowa potencjalnych kandydatów na recenzentów w ostatnich latach. Ponieważ poszukiwania najodpowiedniejszych kandydatów na recenzentów przeprowadzane są bardzo często przy użyciu różnych baz danych, zawierających publikacje naukowe, osoby aktywniejsze naukowo i publikujące więcej prac lub bardziej znaczące prace w danej tematyce (odpowiadającej osiągnięciom naukowym wnioskodawców) mają większe szanse bycia zauważonymi i dostania się na listę kandydatów na recenzentów niż osoby w ostatnim czasie mniej aktywne naukowo.
Grzegorz Węgrzyn
Panie prof. Węgrzynie - jak się pan widzi po kolejnym takim jakże zrandomizowanym "losowaniu" w lusterku rano to jest ok? Nie jest panu wstyd za ten domknięty systemik, za te pożałowania godne świństwa koleżków-dystrybutorów sprawiedliwości majtających sznureczkami pacynkowych recenzent/ek-ów robiących sobie bezkarne łowy na "upatrzonych" - chyba dla poprawy coraz słabszego już krążenia? Może być coraz mniej przyjemnie, z każdym kolejnym dniem...
A ciekawość — czy Rada DN zorientowałaby się, gdyby tak recenzent podłożył jej recenzje napisaną przez … Chat GTP?
Myślę, że nie ma na to najmniejszych szans. I to jest problem systemu recenzji naukowych w Polsce.
Katastrofalniebniski poziomrecensentow, wielkicj)? =profesorow, ktorym poza brakiem wiwdzybi umiejetnosci rowniez brakuje wychowania nawet pofstawowego... Za to buta i brak dzacunku dla doktorsntow ktorzy ich przerastaja tysiackrotnie a do tego musza jeszcze placic za ich durne bez pojecia kompletnie nie znajace tematu recenzje... Przezylam to piekielko na wlasnej skorze. Lacznie z bezpardonowym mobbingiem ze strony promotora.. Ale slyszalam ze to. w polskich srodowiskach akademickich codziennosc.. Taki mamy klimat.
.
Problemy doktoranta nie są dobrą wizytówką promotora.
Ciekawy jestem, czy do takiej wlasnie oceny pracy naukowej (habilitacje, profesury) moznaby zaczac zapraszac tylko ekspertow z zagranicy, nie z Polski. Ewentualnie 80-90% z zagranicy lub podobnie.
Problem byłby z peer review a to przecież podstawowa zasada nauki. O ile w większości państw europejskich istnieje habilitacja a tenure w USA albo stałą pozycję w UK można uznać za jej odpowiednik, to odpowiednika tytułu profesora nie ma w żadnym znaczącym państwie. Może jest w Rosji ale są powody, by trzymać się od niej z dala, też w nauce. A zasada peer review (czyli ocena przez równych) mówi, że wniosek profesorski może ocenić tylko tytularny profesor.
@ProfesorPAN twierdzenie że zagraniczni profesorowie nie są peers dla polskich profesorów "belwederskiej" jest szukanie dziury w całym. Jako przykład w Niemczech każdy profesor uczelniany jest tytularny z akceptowanym przez wszystkich i wpisywanym w dowód tytułem profesorskim. W procesie ich powoływania biorą udział recenzenci będący nie raz profesorami z zagranicy bądź z innych ośrodków uniwersyteckich w Niemczech zatem ocena ich tez robiona jest przez peers a jakoś nikt nie ma problemu jak recenzent jest spoza Niemiec. Jako jeszcze uzupełnienie dodam że występują też profesorowie młodsi (junior profesor)oraz "privat docent" którzy odpowiadają Polskim doktorom habilitowanym.
Nie do końca, profesorowie w Niemczech dzielą się na W2 i W3 czyli po polsku W2 to byłby profesor uczelniany a taki formalnie (nie oceniamy rangi naukowej tylko formalne szarże) nie jest peerem dla polskiego profesora tytularnego a więc wniosku profesorskiego oceniać by nie mógł. W Anglii naukowcy ze stała pozycją tych szarż mają jeszcze więcej: lecturer, senior lecturer, reader, professor, nie pamiętam czy jest tam associate professor. Gdzie narysować kreskę? Lecturer to niby więcej niż adiukt, bo ma stałą pozycję, ale chyba ciągle mniej niż profesor uczelniany, nie powinien taki mieć prawa recenzji habilitacji. A jeszcze są Włochy, Francja, Hiszpania, USA, Kanada i Australia, że wymienię tylko te znaczniejsze.
Dlatego podtrzymuję propozycję: zlikwidować tytuł profesora, który jest polską specyfiką a dziś nie ma żadej pozytywnej funkcji a wprowadza zamieszanie.
@Profesor PAN
No tak, niech beda to profesorzy z innych uczelni na calym swiecie. Z dobrym dorobkiem w konkretnej dziedzinie aplikanta. Swietna merytoryczna znajomosc tej dziedziny i niezaleznosc od systemu polskiego sa tutaj kluczowe.
Nie ma tytularnych profesorów na uczelniach poza Polską. Może w Estonii, Słowacji czy innych mocarstwach tej rangi, moja wiedza ogranicza się do państw bardziej znaczących. To jest właśnie problem - będąc naukowymi kloszardami napinamy się na nie wiadomo kogo. Pamiętam jak szydzono z prof. Biniendy, że jest jedynie doktorem, a taki Krzysztof Sibilski to prawdziwy belwederski profesor.
W UK jest professor regius. Ale to WYŻEJ niż nasz belwederski, bo jest ich znacznie mniej.
@Alek Rachwald
Nie da sie tego anglo-irlandzkiego kuriozum porownac do czegokolwiek, co wystepuje w Polsce.
Regius Professor to jest naprawde cos specjalnego i specyficznego, bardzo lokalnego. Nie ma odpowiednika w Polsce i byc moze w innych krajach europejskich tez.
Mozna ten tytul zostawic na boku wszelakich rozwazan, tym bardziej, ze tego typu profesorow jest raptem kilkadziesiat w calym UK (na moim uniwersytecie jest ich dwoch).
Mój szef w Aberdeen był. Gromowładny...
@Profesor PAN
To brzmi troche "formalnie". Byc moze ten wymog mozna zniesc poprzez zmiane przepisow.
Nie wiem, jak proste lub trudne to by bylo, ale mogloby znaczaco pomoc w redukcji korupcji i uznaniowosci.
Najprostszą zmianą przepisów jest likwidacja nikomu niepotrzebnego tytułu profesora. Inaczej zaczynamy oceniać tych, którzy mają oceniać, a to jest zawsze niebezpieczne.
Przede wszystkim to wypadałoby odciąć tych doskonałych ekspertów z tzw. rdn od publicznych pieniążków, które pobierają za zabawę losami ludzi i budowanie swoich lokalnych karierek. Szacunku do tego już dawno nie ma, etyki w tym nie ma żadnej o sprawiedliwości "wyroków" nie wspominając. Czy nie mogą tego samego robić dobre uczelnie akademickie ze wsparciem administracji MNiSW?
Jako osoba, która akurat jest w procesie habilitacyjnym, mogę powiedzieć, że te deklaracje o staranności wyboru recenzentów są co najmniej wątpliwe. Na trzy osoby wskazane przez RDN mam jedną, która rzeczywiście ma dorobek w obszarze powiązanym z ocenianym osiągnięciem naukowym. Pozostałe nie tylko nie mają dorobku nawet odlegle związanego z tematyka pracy, co więcej są to osoby po siedemdziesiątce, które istotne w swojej karierze prace pisały 20-30 lat temu. Nie jest zatem tak, jak to ujmuje artykuł, że \"ważnym czynnikiem jest aktywność naukowa potencjalnych kandydatów na recenzentów w ostatnich latach\". Z rozmów ze znajomymi świeżo po habilitacji słyszałem o wyznaczeniu przez RDN jako recenzenta osoby nieżyjącej oraz osoby, która była recenzentem wydawniczym monografii, która jest podstawą ubiegania się o stopień. To już jest po prostu zwykłe niechlujstwo. Można narzekać na to, co z polską nauką zrobili kolejni upolitycznienie ministrowie, ale akurat za sposób działania RDN powinniśmy brać odpowiedzialność jako społeczność naukowa.
Informacje o losowaniu recenzentów to jedna wielka bajka. Jakim cudem niektórzy mają po 5 czy 6 recenzji na koncie a inni żadnej. To tak działa rachunek prawdopodobieństwa .....
Nieważne kto losuje, ważne kto pisze protokół.
Zapraszam do zapoznania się z Raportem pt. "Losowanie recenzentów od kuchni": https://sciencewatch.pl/index.php/408-losowanie-recenzentow-w-postepowaniach-profesorskich-od-kuchni
w którym omówione są kulisy wybierania recenzentów.
Bardzo rzetelny artykuł. Włos się na głowie jeży po przeczytaniu.
Czy można prosić o podanie podstawy prawnej do takich działań? Nie widzę ich ani w ustawie, ani w aktach wykonawczych, ani w Statucie RDN: "W przypadku wniosków o tytuł profesora, proponowanych jest co najmniej 15 kandydatów, jako że Rada powołuje 5 recenzentów, zatem w ten sposób spełniany jest wymóg trzykrotności liczby kandydatów w stosunku do liczby recenzentów. We wnioskach habilitacyjnych, w których RDN wyznacza 3 recenzentów, należy zaproponować co najmniej 9 kandydatów (jako trzykrotność liczby wyznaczanych recenzentów). W przypadku odwołań od uchwał odmawiających nadania stopnia doktora albo doktora habilitowanego, a także w przypadku spraw o ponowne rozpatrzenie wniosku profesorskiego, powołuje się 2 recenzentów, zatem liczba wskazanych kandydatów wynosi co najmniej 6."
Art. 240 Ustawy
to nie prosciej od razu losowac komu dac habilitacje czy tytul? przecie ta loteria to bezsens
Czy ktoś może się orientuje, ile trwają formalności od momentu zamknięcia postępowania prof. przez RDN i przekazania do kancelarii prezydenta? Słyszałem różne wersje.
Około 3 miesięcy.
Dziękuję! Słyszałem 3, 4 ale i 8... Więc mam nadzieję, ze jednak 3:)
Jakiś czas temu ukazał się bardzo interesujący artykuł (https://journals.sagepub.com/doi/10.1177/21582440231177974) dotyczący już zamierzchłej Centralnej Komisji do spraw Stopni i Tytułów, antenata (może nawet nie wprost) obecnej Rady Doskonałości Naukowej. Z artykułu tego (jeżeli dobrze pamiętam/rozumiem) wynikało, że bycie członkiem/członkinią Centralnej Komisji dziwnym trafem bardzo pomagało w byciu również bardzo często wybieranym recenzentem/recenzentką różnych awansów naukowych prowadzonych przez Centralną Komisję (habilitacje i profesury). Pozostaje pytanie otwarte, czy podobnie może być również teraz? Może ktoś powinien takie meta-badania wykonać?
I jeszcze przekopiowany fragment abstraktu tejże publikacji (trochę daje do myślenia...):
"As a result, we were able to identify a privileged group of individuals who controlled a substantial majority of academic promotions
beyond the PhD degree by virtue of being part of the Central Board. We found that this relatively small group of academics
held dominant control over academic promotions by repeatedly serving on promotion panels. Thus, despite the wellmeaning
intentions of the reformists who had designed it, the Polish system of academic promotions in the past decade can
hardly be regarded as based on pure merit."
No to wierchuszka i członkowie śp. CK powinni co najmniej stanąć przed jakąś komisją etyczną, mieć postępowania dyscyplinarne etc. Ale nie staną, bo stanowią trzon "nowej" RDN i już są teraz w pełni moralni. No chyba że ich uczelnie powołają w skład komisji awansowych, no cóż wtedy czynić, trzeba się stawić. Dla dobra polskiej nauki.
Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce RDN - to recenzentow zazwyczaj nie obchodzi, czemu RDN toleruje nieustawowy podzial na dorobek przed i po doktoracie? Kazda taka recenzja powinna byc zwracana do korekty lub wynagrodzeniem po lapach!!!
Problemem jest też tolerowanie w recenzjach zarzutów nie mających pokrycia w wymaganiach ustawowych. Stawiane są najczęściej na podstawie wymagań nieaktualnych, co do których recenzent wierzy, że nadal są obowiązujące. Pozwalanie na takie błędy recenzentów np. w recenzjach habilitacyjnych jest w najlepszym razie zdawaniem się na dobrą wolę Rad Naukowych, a nie o to chodzi w recenzowaniu.
Niestety przekonałam się o tym na własnej skórze. Jeden z recenzentów w postępowaniu habilitacyjnym skupił się jedynie na pracach z cyklu i to nawet nie na części merytorycznej - dopatrzył się nieaktualnego nr komisji bioetycznej w artykule i bazując na tym wystawił mi recenzję negatywnq. W swojej recenzji za to nie odniósł się do mojego dorobku, punktacji cyklu czy innych istotnych kwestii. Recenzja objętościowo miała niecałe 2 strony, gdzie połowę stanowiły przepisane informacje na temat mojej osoby. Sprawdzilam inne recenzje tego Pana. Wszystkim kobietom, ktorym recenzowal prace wystawial negatywne recenzje nie analizując dorobku, osiagniec naukowych czy innych istotnych kwestii. Druga recenzentka z kolei postanowiła podważyć wyniki opublikowanych przeze mnie prac wchodzących w skład cyklu jak również podważyć stosowane metody badawcze czy jednostki opisywanych wyników za właściwe uznając jedynie swoje własne. Ponadto zarzuciła mi, że mam kilka artykułów (spoza cyklu) opublikowanych w mdpi. Sprawdziłam dorobek tej Pani. Ponad połowa jej artykułów z ostatnich kilku lat została opublikowana w czasopismach mdpi. Ostatecznie recenzja była pozytywna bo chyba jednak zabrakło jej konkretnych przesłanek aby wystawić negatywna. Po całym postępowaniu habilitacyjnym byłam zniesmaczona i rozżalona. Składając wniosek byłam pewna pozytywnego zakończenia. Nie sądziłam, że po drodze będą takie zawirowania.
RDN powinna takie recenzje zwracać do poprawienia. Tekst "aplikant nie wypromował żadnego doktora" na recenzji wniosku profesorskiego powinien dyskwalifikować recenzenta.
Nieważne, kto i czym losuje. Ważne, kto tworzy listę do losowania.
W punkt, to jest istota rzeczy. Moim zdaniem jedynym sposobem na zredukowanie kumoterstwa jest stworzenie listy kandydatów na recenzentów z podziałem na subdyscypliny i losowanie z tej listy. Kandydat do awansu wskazuje subdyscyplinę. Przy dzisiejszej specjalizacji badań to konieczność. Ponieważ w naszym systemie recenzentami mogą być tylko dr hab. i prof., rzecz jest do zrobienia. Listy recenzentów mogą opracować komitety naukowe PAN, bo i tak mają dane wyborcze. Wymóg to np. dyplom plus określona liczba publikacji z danej subdyscypliny w określonej liczbie lat. No i jakaś granica wieku, żeby wyeliminować demencję. Trzeba zagwarantować możliwość odwołania się od nieumieszczenia na liście lub niewłaściwego przyporządkowania do subdyscypliny. Choć recenzowanie to obowiązek, można też to zrobić na zasadzie dowolności, tzn. naukowcy sami zgłaszają się na listę danej subdyscypliny itd., potem komitet PAN to weryfikuje. Osobna sprawa to prace interdyscyplinarne, ale i to nie problem, bo de facto ta interdyscyplinarność to zazwyczaj dwie subdyscypliny, choć czasem z różnych nawet nie dyscyplin, ale dziedzin nauki.
No i rygory wykreślenia z listy recenzentów (na określony czas, a w skrajnych przypadkach na stałe) za nieterminowość, nieujawnienie konfliktu interesów, nierzetelność potwierdzoną odrzuceniem recenzji.
Jeśli tego nie zrobimy, to nie ruszymy z miejsca. Nawet gdyby w RDN zasiadały same anioły moralne, to i tak mają zbyt ograniczoną wiedzę obiektywnymi uwarunkowaniami (zbyt duża liczba naukowców w danych dyscyplinach). To wymaga zmiany ustawy i rozporządzenia, do zrobienia w parę miesięcy.
Ale czy członkowie RDN, którzy mają dziś tak gigantyczną władzę w tym zakresie, chętnie ją oddadzą? Czy zdemoralizowana kumoterstwem część środowiska chętnie poprze taki projekt? Pytania retoryczne.
Habilitacja w jednej czy drugiej wersji jest znana na całym świecie (choć czasem ma nazwę fonetycznie niepodobną) ale tytuł profesora to polska specyfika. Ciągle pytam po co on i ciągle nie dostaję odpowiedzi.
Tytuł profesora jest ekwiwalentem wysokiej pensji. Kiedy w większości tzw. demoludów, z krajem wzorcowym na czele, profesorów wysoko premiowano, PRL potraktowała ludowość poważniej i zrównała pensje profesury z zarobkami zdolnego murarza. Ponieważ trzeba było coś zaoferować w zamian, żeby lud naukowy jednak nie przerzucił się na murarstwo, nędzne pensje obudowano niedrogimi z punktu widzenia władz przywilejami. Jednym z nich jest prestiż tytułu nadawanego przez kierownika państwa oraz związane z nim ułatwienia w miejscu pracy.
Profesura nadawana przez prezydenta państwa to nie wymysł PRL, tylko zamordyzmu sanacyjnego II RP. Przedtem profesury były nadawane przez uczelnie akademickie i zatwierdzane przez ministra oświecenia publicznego. Dopiero za sanacji to zmieniono.
Ciekawe czy profesorowie Stanforda albo Harvardu chcieliby budować swój "prestiż" odbierając nominacje od Bidena lub Trumpa? Albo wyobraźmy sobie Kopernika odbierającego tytuł profesorski z rąk króla... Żenada.
Nie zauważyłem tego prestiżu i ułatwień ale może źle szukałem.
Może masz odruchowy wstręt do ściskania dłoni polityków, zaś ułatwienia to głównie utrudnienia dla postronnych w kwestii robienia ci koło tzw. pióra. Koło pióra belwederskiego profesora nieco trudniej narobić, niż koło piór innych osób. Skutek pionowej hierarchii.
"Brak danych o subdyscyplinach w bazach" - a czy to nie przypadkiem RDN jest ustawowo zobligowana do gromadzenia danych o kandydatach na recenzentów? Gdzie są te dane? W umysłach członków RDN? To chyba nie wypełnia ustawowego wymogu. Może kiedyś kontrola NIK to "doskonałym" uświadomi.
Losowanie jest dobrym pomysłem, ale nie powinno być losowania z trzykrotnosci, a z dwukrotnosci - zwłaszcza we wnioskach profesorskich czasem znalezienie trzech eksperow np. od Filipin jest niemozliwe, więc dobiera się jednego od Rosji, jednego od Japonii, jednego od Korei, i akurat oni tylko mogą być wylosowania...
Osobna sprawa to emeritusy. Niestety, często nie znają języka langłydż, nie mają żadnych publikacji zagranicznych, za to tytuł profesora nadany 20 lat temu...
Może należałoby uświadomić tych wylosowanych recenzentów, żeby nie usiłowali udawać kompetentnych w ocenie dorobku z dziedziny, w której... NIE mają dorobku, a jeśli JUŻ chcą się wypowiadać na temat takiego dorobku, to żeby raczyli choć... PRZECZYTAĆ prace wchodzące w jego skład. Bowiem, tak się składa, że wiem o pewnej komisji habilitacyjnej, która mimo tego, że żaden z jej członków nie miał dorobku z dziedziny Y. (tzw. pozostały dorobek), to orzekła o słabości dorobku z tej dziedziny. CO WIĘCEJ, panowie z tej komisji NIE raczyli nawet podać UZASADNIENIA swojej oceny. Jeden z tzw. superrecenzentów zachował się faktycznie "super": mianowicie, usiłował usprawiedliwić recenzentów, czy też w ogóle członków tej komisji, "odgadując", czym się kierowali. Główny "spiritus movens" całej tej sprawy, tzn. jeden z recenzentów z tej komisji sam przyznał w swojej recenzji, że... nie będzie wchodził w kwestie merytoryczne (sic !), i skupił się jedynie na oświadczeniu habilitanta do jednej z prac z tego pozostałego dorobku, kwestionując wkład habilitanta. Dziwnym trafem pominął INNĄ pracę z tego pozostałego dorobku, w której wkład habilitanta wynosił 40 % (i ta informacja razem z pozostałymi informacjami była DOSTĘPNA dla całej komisji).
Niestety w jednej z dyscyplin nauk rolniczych jest w Polsce mocno ponad 100 profesorów, to jak widzę na RDN postępowania profesorskie prowadzi ciągle tą samą grupa 10-15 osób. Niektórzy recenzenci mają nawet po dwa wnioski profesorskie na miesiąc i nie są wybitnymi specjalistami z obszaru kandydata.
Nie wiem, jak wygląda obecnie szczegółowa procedura doboru, ale chyba nie było przypadkiem, że kolega, który w postępowaniu habilitacyjnym ośmielił się dość krytycznie zrecenzować publikacje wchodzące w skład zszywki, nigdy już więcej nie recenzował. Trudno się oprzeć wrażeniu, że został namierzony jako przykry typ wkładający kij w szprychy. To było kilka lat temu, może system obecny jest odporniejszy na ręczne sterowanie.
To prawda. Śledzę sytuację od lat.
Z kolei niektórych profesorów i doktorów habilitowanych z dobrym dorobkiem maszyna losująca najwyraźniej unika przy losowaniu do postępowań profesorskich i habilitacyjnych.
Przecież wszyscy wiedzą, że nie ma żadnego losowania. Członkowie zespołu sami wybierają, najczęściej swoich znajomych. Dlatego niektóre nazwiska się ciągle powtarzają.
Dziękuję za objaśnienie. Jedno pytanie: w tekście nie zostało wspomniane, że (lub czy) możliwe jest powoływanie recenzentów zagranicznych, zaś przytaczane przykłady i liczby wskazują, że mowa cały czas raczej o środowisku krajowym. Tymczasem przy niektórych stosunkowo wąskich specjalizacjach znalezienie kandydatów na recenzentów w wymaganej liczbie, którzy spełnialiby niezbędne warunki, a jednocześnie znali się na tematyce badawczej habilitanta (a tym bardziej profesoranta), jest niemożliwe. Zwłaszcza wymóg braku wspólnych publikacji przy wąskiej specjalności tnie możliwych kandydatów jak kombajn zboże. Dla zaspokojenia ciekawości przerzuciłem w pamięci listę osób, która miałaby zastosowanie w moim przypadku i na cały kraj znalazłem jednego kandydata spełniającego warunki zarówno formalne, jak i warunek merytoryczności. Ewentualni inni będą albo orientować się bardzo powierzchownie, albo wcale. Czy w podobnej sytuacji RDN rozważa zatrudnienie recenzentów z zagranicy?
PS Ukłony dla Alma Mater Gedanensis :-)
Jest możliwe teoretycznie, ale bardzo rzadko praktykowane. Co tam merytoryka, ważne, żeby swoi dostali.