Wokół nauki
20 Stycznia
Źródło: archiwum prywatne
Opublikowano: 2023-01-20

Odległe, a tak sobie bliskie

Ekonomia pozytywna definiuje, jakie prawa rządzą gospodarowaniem, zaś ekonomia normatywna integruje ekonomię z etyką, wartościami społecznymi, kulturowymi. Wskazuje pewne wartości, zalecenia, niekoniecznie wynikające z liczb, zbliża się w tym do sztuki – mówi prof. Ewa Ziemba z Katedry Informatyki i Rachunkowości Międzynarodowej Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach, od 2021 roku zasiadająca w European Academy of Sciences and Arts (EASA).

Proszę mnie przekonać, że naukę i sztukę coś ze sobą łączy.

Odwołam się do Einsteina, który twierdził, że po osiągnięciu pewnego poziomu sprawności technicznej nauka i sztuka upodabniają się do siebie pod względem postaci, estetyki i cech plastycznych. Inny z wielkich, Richard Feynman, amerykański fizyk, noblista, jeden z twórców elektrodynamiki kwantowej, spotkał się kiedyś z zarzutem, że naukowcy, rozkładając świat na części pierwsze, odzierają go z piękna. Nie zgodził się z tym. Wziął za przykład botanika, który bada piękną roślinę. Stwierdził, że wiedza o niej, o jej budowie komórkowej czy fizyce barw, tylko potęguje to piękno, odsłaniając jego tajemnice. Nauka dodaje każdemu opisywanemu i badanemu elementowi świata wartości i niejednokrotnie, podobnie jak sztuka, wzbudza zachwyt, podziw, a niekiedy i wzruszenie.

Gdzie dostrzega pani elementy styczne tych dwóch światów?

Wcielając się, jak wyczuwam, w rolę „adwokata diabła”, reprezentuje pan wbrew pozorom dość szerokie grono osób, dla których nauka i sztuka to dwie odmienne ludzkie działalności, niemające ze sobą nic wspólnego. Rzeczywiście uczeni postrzegani są często jako racjonalni, logiczni, twardo stąpający po ziemi, natomiast artyści używają w swojej pracy więcej emocji, zmysłów, wyobraźni. Prof. Adam Wsiołkowski, artysta malarz, były rektor Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, mawia, że naukowiec szuka prawdy obiektywnej, a artysta… własnej, która nie dla wszystkich musi oznaczać to samo. Można skonstatować, że nauka jest bardziej obiektywna, sprawdzalna, podczas gdy sztuka – subiektywna, bo zależy w pełni od kreatywności artysty. Przy czym nie zawsze prawda, którą niesie sztuka, jest rzeczywiście prawdą. Podlega kwestionowaniu w zależności od twórcy i tego, kto odbiera tę sztukę. I jeszcze jedno: w nauce obowiązuje zasada powtarzalności, czyli oryginalne są te teorie, które inni potwierdzą. Sztuka ma wymiar indywidualny, jest jednorazowa. Oryginalność dzieła nie wymaga falsyfikacji, wręcz przeciwnie – jeśliby inni zaczęli je powtarzać, straciłoby na oryginalności.

Obszerny ten protokół rozbieżności. Cech wspólnych na razie brak.

Ależ są i jest ich całkiem sporo. Obie te działalności koncentrują się na szeroko rozumianym świecie, często, jak u artystów, takim, który nie istnieje, i choć różne stosują instrumentarium, to próbują go opisać. Humanistykę czy nauki społeczne łatwiej powiązać ze sztuką, bo wiele w nich zależy od interpretacji, sposobu odczuwania, emocji. W naukach ścisłych to poznanie jest związane z determinizmem, wiedzą sprawdzalną i prawdą niekwestionowaną. Ale i tu mamy do czynienia z abstrakcyjnymi, czysto teoretycznymi artefaktami, których nie możemy dotknąć. Mówię choćby o całej mechanice kwantowej i funkcji fal, która stanowi jej podstawę. W ogóle naukowiec, żeby poznawać świat, musi posiadać cechy, które rozwija sztuka, a więc spostrzegawczość, kreatywność, wrażliwość, abstrakcyjne myślenie. I, podobnie jak artysta, powinien być niezależny, nikt nie może wpływać na jego pracę. W przeciwnym razie stanie się bezwartościowa. Obu łączy też pasja. Trzeba się nią wyróżniać, żeby poznawać świat zarówno poprzez prowadzenie badań naukowych, jak i tworzenie dzieł.

Proszę wybaczyć, ale czy w dobie slotów, punktów, parametryzacji, da się jeszcze wydobyć piękno z nauki?

Jeśli wziąć wszystkie procedury, schematy, w które jesteśmy wtłoczeni, to rzeczywiście trudno dziś mówić o nauce jako sztuce. Punkt ciężkości został położony nie na to, co i jak badać, ale gdzie opublikować. Liczy się ilość, nie jakość. Naukowcy zostali poddani presji, nic więc dziwnego, że pasja do odkrywania prawdy o świecie ustąpiła miejsca publikowaniu w mało wartościowych, ale wysoko punktowanych czasopismach. Trwa pogoń za punktami, nie ma miejsca na artyzm. A mimo to jesteśmy świadkami naukowych odkryć. Trzeba jednak pamiętać, że one nie powstają wówczas, gdy badacz ma z tyłu głowy systemowe reguły, które pętają mu ręce i nogi. Musi się od tego uwolnić. Pogodzenie tych dwóch postaw to dziś spore wyzwanie.

Czy w związku z tym odważyłaby się pani na określenie swoich kolegów i koleżanek mianem artystów nauki?

Władysław Tatarkiewicz uważał, że sztuka jest odtwarzaniem rzeczy, konstruowaniem form bądź wyrażaniem przeżyć, jeżeli wytwór tego konstruowania, wytwarzania, wyrażania jest zdolny zachwycać, wzruszać lub wstrząsać. Wielu uczonych wpisuje się w tę definicję. Odkrycia naukowe niejednokrotnie nas wzruszają, zachwycają. Sama nauka jest piękna. O teorii względności tak się mówi. Jej autor był zdania, że dobra teoria fizyczna, obok zgodności z doświadczeniem, musi odznaczać się pięknem wewnętrznym.

Czy naukowcom łatwo przychodzi znalezienie wspólnego języka z artystami?

Ba, niektóre instytucje naukowe zapraszają artystów do swoich laboratoriów. W Europejskiej Organizacji Badań Jądrowych CERN zorganizowano program rezydencyjny dla artystów, aby zderzyć ich emocje i zmysły z językiem matematyki i fizyki. Koncepcja dwumiesięcznej rezydencji w CERN polegała na tym, aby artysta zrealizował jeden z pomysłów, który powstał w jego wyobraźni zainspirowanej wielowymiarową fizyką cząstek elementarnych. W Massachusetts Institute of Technology pod koniec XX wieku poszerzono pola badawcze i dydaktyczne o szeroko rozumianą humanistykę. Powiem więcej, wielu naukowców jest artystycznie uzdolnionych i odwrotnie – niektórzy twórcy przejawiają inklinacje naukowe. Leonardo da Vinci był przecież jednocześnie naukowcem i odkrywcą, a inżynieria, obok malarstwa, była jego wielką pasją.

No tak, ale czy dziś, pięć wieków później, zdarzają się jeszcze tacy wszechstronni naukowcy?

Oczywiście, nie muszę daleko szukać. Mamy tu, na uniwersytecie, prof. Tadeusza Trzaskalika, który zajmuje się badaniami operacyjnymi, a więc matematycznym modelowaniem i optymalizacją procesów decyzyjnych z zakresu ekonomii, zarządzania i finansów. Doskonale łączy to z zapisem nutowym, bo gra na fortepianie. Miałam wielokrotnie okazję przekonać się o jego wirtuozerii podczas organizowanych przez niego koncertów. W ogóle sądzę, że muzyka jest ze wszystkich sztuk najbliższa nauce. Kod zapisu muzycznego w pewnym sensie przypomina właśnie język programowania. W mojej „działce”, czyli informatyce ekonomicznej, jest Donald Knuth, który gra na zaprojektowanych przez siebie organach. W jednej ze swoich książek dowodzi, że proces algorytmizacji i programowania wiąże się z przeżyciami estetycznymi podobnymi do tworzenia poezji lub komponowania muzyki. Według niego algorytm nie może być byle jaki, musi być elegancki, przejrzysty, zrozumiały. Używając języka artystów – to po prostu piękna forma. Dla mnie jednak odskocznią jest fotografia. Uwielbiam uwieczniać na zdjęciach piękno otaczającego świata, przyrodę, góry. Ostatnio zachwyciłam się Górami Izerskimi. Na wyprawach zawsze zostaję z tyłu, bo ciągle szukam odpowiednich kadrów. Ale nawet w przydomowym ogrodzie często mam aparat pod ręką. Znajomi namawiają mnie na wystawę prac, może w przyszłości się zdecyduję.

Właśnie, ekonomistów, podobnie jak przedstawicieli nauk inżynieryjno-technicznych, rzadko kiedy łączy się z umiłowaniem sztuki. To błąd?

Ogromny. Bernard Shaw mówił, że ekonomia jest sztuką jak najlepszego wykorzystania życia. Badamy, jakich społeczeństwa i jednostki ludzkie dokonają wyborów, jeżeli chodzi o wykorzystywanie ograniczonych zasobów do wytwarzania dóbr i ich konsumpcji. W dobie rosnącego konsumpcjonizmu, marnowania zasobów, skażenia środowiska, nierównowagi ekonomicznej wykształcił się nurt, który zwraca uwagę na sztukę rozumnego zarządzania tymi ograniczonymi zasobami. Już samo zarządzanie to sztuka planowania, organizowania, motywowania i kontroli, do głosu dochodzą tu też – tak ważne w przypadku artystów – kreatywność, intuicja, wyobraźnia. My też posługujemy się nie tylko twardymi danymi, lecz także miękkimi kompetencjami. Ekonomia pozytywna definiuje, jakie prawa rządzą gospodarowaniem, zaś ekonomia normatywna integruje ekonomię z etyką, wartościami społecznymi, kulturowymi. Wskazuje pewne wartości, zalecenia, niekoniecznie wynikające z liczb, zbliża się w tym do sztuki. Bo jej przedmiotem nie jest świat rzeczywisty, ale nowy, oparty na regułach, które są nie zawsze wynikiem tej niekwestionowanej wiedzy, bardziej wrażliwości, empatii. Tu jest miejsce na element sztuki.

A może tak naprawdę szukamy na siłę punktów wspólnych nauki i sztuki? Czy jest w ogóle potrzeba łączenia tych obszarów?

Nie mam co do tego wątpliwości. Uczeni mogą wiele czerpać od artystów, przyglądać się, jak należy wychodzić poza utarte schematy. W drugą stronę też to działa – do tworzenia pięknych, wartościowych dzieł, trzeba nauczyć się krytycznego myślenia, żeby lepiej poznawać świat, opisywać go. Działania, które wspomagają taką współpracę, są bardzo pożądane. EASA odgrywa tu znaczącą rolę. Zresztą sama akademia, zgodnie z filozofią starożytnej szkoły Platona, oznacza zgromadzenie uczonych i artystów mające za cel rozwój nauki i sztuki. Idąc w poprzek wszelkim podziałom, w minionym roku utworzono sieć grup eksperckich, które mają integrować zainteresowania badawcze wszystkich członków. Są cztery takie grupy: digitalizacja, sztuczna inteligencja i wpływ społeczny; badanie, innowacje, edukacja; medycyna i nauki przyrodnicze; środowisko, klimat i energia, w których jest miejsce i dla artystów, i dla naukowców.

Jakie zadanie postawiła sobie pani, przyjmując zaproszenie do EASA?

Jestem przekonana, że wpłynie to na poszerzenie horyzontów badawczych, nowe kontakty naukowe i dalszy rozwój, nie tylko mój własny, ale też zespołów, z którymi teraz współpracuję. Chciałabym, żebyśmy stworzyli silną polską grupę. Jest nas około 40, reprezentujemy różne dyscypliny, ale nie powinno to przeszkodzić w zorganizowaniu ciekawych konferencji, warsztatów czy sympozjów. Poza tym chcę się włączyć w tworzenie czasopisma EASA. Wiele publikacji ma charakter dziedzinowy, mało jest artykułów, które łączyłyby różne dyscypliny i sztukę. Chciałabym pokazać, jak inna perspektywa, inne spojrzenie może zmienić ogląd danego zjawiska.

Rozmawiał Mariusz Karwowski

Dyskusja (0 komentarzy)