Powiązanie wysokości minimalnej pensji zasadniczej profesora z kwotą przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia proponuje w najnowszej uchwale Rada Młodych Naukowców. Wzrosnąć miałoby uposażenie asystentów – nie mogłoby być mniejsze niż 63% zarobków profesora.
Rada Młodych Naukowców, zespół doradczy ministra nauki i szkolnictwa wyższego, przygotowała propozycję zmian zasad ustalania wysokości minimalnego wynagrodzenia zasadniczego profesora oraz pozostałych pracowników badawczych, badawczo-dydaktycznych i dydaktycznych zatrudnionych w uczelni publicznej. Docelowo zmiany te mają prowadzić do określenia wysokości zarobków, która odpowiadałaby kwalifikacjom niezbędnym do zatrudnienia na wymienionych stanowiskach.
Biorąc pod uwagę ostatnie podwyżki wynagrodzeń, Rada Młodych Naukowców proponuje rozwiązanie długoterminowe, które nie obciąży znacząco budżetu państwa – zaznaczono w uchwale.
Zgodnie z przedstawioną propozycją minimalna pensja profesora zatrudnionego w uczelni publicznej miałaby zostać powiązana z kwotą przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia i być nie mniejsza niż jej 2,5-krotność. Zarobki pozostałych pracowników badawczych, badawczo-dydaktycznych oraz dydaktycznych stanowiłyby:
Za podniesieniem minimalnego wynagrodzenia asystenta o 13 punktów procentowych przemawiają, w ocenie RMN, dwa argumenty: z powodu niekorzystnych zarobków coraz mniej młodych ludzi wybiera tę ścieżkę kariery, a ponadto wcale nierzadką praktyką jest zatrudnianie osób ze stopniem naukowym doktora na stanowisku asystenta, co skutkuje tym, że wysoko wykwalifikowany pracownik otrzymuje wynagrodzenie bliskie pensji minimalnej.
Jeśli chodzi o doktorantów, RMN wskazuje, że wysokość ich minimalnego stypendium byłaby określona w ewentualnie znowelizowanej ustawie w proporcji:
Rada Młodych Naukowców to zespół doradczy ministra nauki i szkolnictwa wyższego, wspierający rozwój kariery młodych badaczy. W listopadzie ub.r. rozpoczęła się VIII kadencja tego gremium. Przewodniczącą jest dr Olga Witkowska-Piłaszewicz ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie.
MK
Urawniłowka jest zabójcza dla zaplecza kadrowego katedr, w których adiunkci czy nawet profesorowie zarabiają mniej niż ich studenci, łączący pracę (często na stanowiskach juniorskich) ze studiami. O ile obecne pensje na uczelni mogą być marzeniem absolwentów, których jedyną alternatywą jest kasa w markecie (i tam faktycznie mogą być tłumy chętnych na doktoraty), o tyle w przypadku takiej informatyki zachęcenie kogoś do doktoratu (a potem do pozostania na uczelni po doktoracie) zahacza o science-fiction. Wynagrodzenia na uczelni powinny odpowiadać wynagrodzeniom w realnej gospodarce - profesor informatyki powinien zarabiać tyle co szef średniej wielkości firmy informatycznej, adiunkt tyle co senior, asystent tyle co mid. A profesor bibliotekoznawstwa (przykładowo) tylko co kierownik dużej biblioteki, itd.
A póki każdy na określonym stanowisku zarabia tyle samo, niezależnie od alternatywnych opcji na pracę zawodową, to będą katedry, gdzie asystentura jest marzeniem i katedry, gdzie kierownicy desperacko walczą o każdego, nawet najsłabszego, pracownika, bo nikogo na jego miejsce nie znajdą.
@KOwal
"Wynagrodzenia na uczelni powinny odpowiadać wynagrodzeniom w realnej gospodarce"
- a czy sa przyklady krajow na swiecie, gdzie takie rzeczy sie dzieja? Czyli podwyzek dla naukowcow, poniewaz gospodarka ma sie dobrze, i - jak rozumiem - obnizek, jesli gospodarka ma sie gorzej?
" Czyli podwyzek dla naukowcow, poniewaz gospodarka ma sie dobrze, i - jak rozumiem - obnizek, jesli gospodarka ma sie gorzej?" - tak działa prawo rynku, prawda?
Jeśli jest popyt na specjalistów, to są oni lepiej opłacani. Jeśli nie ma popytu, to mają niższe wynagrodzenia. A na uczelniach - wszystkim po równo (no, z dokładnością do znajomości, układów i układzików).
@KOwal
Generalnie zasada na swiecie jest taka, ze jak ktos jest raczej zainteresowany badaniami podstawowymi i nie martwia go zarobki ponizej tych, ktore mozna otrzymywac w firmach prywatnych, stara sie zostac w academia (glownie uniwersytety). Jesli ktos oczekuje dynamicznej pracy w kierunku otrzymania i sprzedazy produktu, albo uslug, to idzie do przemyslu.
Academia pozwala miec stabilniejsze zatrudnie i czesto lepsze benefity, sfera prywatna - lepsze zarobki.
Tak jest na przyklad w Stanach lub w Wielkiej Brytanii (chociaz w UK ta roznica w zarobkach nie jest az tak wyrazna).
Tak, wiec "prawo rynku", ktore cytuje Pan w swojej wypowiedzi, nie ma tutaj zastosowania.
Tak juz jest, i teraz pytanie pozostaje, czy Polska rowniez powinna isc w tym, kierunku.
Co wazne, to ten system nie musi byc wcale tak skorumpowany, jak jest w Polsce (odnosnie tych "układów i układzików", o ktorych Pan wspomina).
W Niemczech badania prowadzone są w oparciu o środki budżetowe. Nie ma konieczności aplikowania po granty i prawie nikt tego nie robi. Badania, publikacje, dydaktyka - to zadania pracowników. Nie należy do nich szukanie sobie pieniędzy.
U nas niedawno jeszcze były minima kadrowe i opcja dorobienia w uczelni prywatnej. Dziś już tego nie ma. Wszyscy pracodawcy w szkolnictwie wyższym oczekują "pierwszego etatu".
Interesujacy komentarz. Poczytam.
A jak to jest w innych krajach: Niemcy, Europa Wschodnia, Zachodnia, USA, bo wydaje mi się, że jest podobnie.
Niemcy, doktorant 1000 Euro.
@Maria
Obecnie w UK roczne stupendium dla doktorantow wynosi £19,237, czyli okolo 1600 funtow miesiecznie.
Wystarcza w wielu miejscach, ale nie wszedzie. Mamy coraz wiekszy problem z pracujacymi doktorantami, poniewaz nie moga sie oni w pelni skupic na badaniach.
PhD studenci i postdocy, z reguly oplacani bardzo slabo, czasami podnosza temat, jak robi sie juz naprawde bardzo kiepsko. Prosze sobie przeczytac tutaj:
https://www.nature.com/articles/d41586-022-03472-3
Ostatnio dobra wiadomosc przeszla z Kanady, ale tam tez nie mieli latwo ostatnio:
https://www.nature.com/articles/d41586-024-01124-2
W Polsce temat zarobkow w nauce jest szczegolnie skomplikowany, poniewaz sa doplaty z grantow. To jest strasznie korupcjogenne. Czegos takiego w UK albo w US nie ma.
Trzeba rowniez pamietac, ze wyraz "biedny", albo wyrazenie "niewystarczajaco dobrze oplacany", maja wiele znaczen i moga opisywac cala skale ubostwa. Kazdy co innego rozumie przez "biede". Prosze sobie na przyklad przeczytac taki fragment (to dla tych, ktorzy sadza, ze zarabianie 100 tysiecy dolarow rocznie to jest "duzo"):
The new 2023 numbers classify an individual making $104,400 annually as “low income” in San Francisco, San Mateo and Marin counties. For a family of four in those three counties, $149,100 a year is considered low income.
Belgia: doktoranci dostają 0.
Wynagrodzenia zasadnicze (+ wysługa lat, pracy), nauczycieli akademickich uczelni publicznych powinno być takie same, na takich samych stanowiskach. Za osiągnięcia w dydaktyce, nauce i organizacji, powinny być odpowiednie dodatki, podobnie jak za pełnienie różnych funkcji w uczelni, itp. Każdy nauczyciel powinien mieć dostęp do wynagrodzeń wszystkich nauczycieli w swojej uczelni oraz ich osiegnieć w każdej z tych trzech dziedzin. Dopiero wówczas będą zdrowe, jasne i transparentne zasady pracy i płacy w uczelniach publicznych. Niestety aktualnie w wielu uczelniach o wynagrodzeniach zasadniczych decydują kolesiowskie układy a wynagrodzenia te, na takich samych stanowiskach, są różne i zależą od ilości wazeliny użytej przez podwładnych wobec swoich przełożonych a zwłaszcza wobec Rektora,, co stanowi dyskryminację płacową. Dopóki nie zostanie wykorzenione kolesiostwo i wykorzystywanie publicznych funkcji przez przełożonych a zwłaszcza przez rektorów, dla korzyści własnej a wynagrodzenia zasadnicze nauczycieli na takich samych stanowiskach nie będą takie same i nie będzie jawności i transparentności w zakresie wynagrodzeń i osiągnięć a także jasnych regulaminów wynagrodzeń, tak długo nauka i dydaktyka w uczelniach publicznych nie będzie "zdrowa".
@Rzecznik dyscypliny MNiSW
W Wielkiej Brytanii roznica w zarobkach profesora moze byc dwukrotna, czasem bywa wieksza.
W Stanach tez roznice moga byc kilkukrotne.
Mowie o pensji, a nie o "dodatkach".
Wszystko zalezy od systemu. Wazne, zeby system byl transparenty i promowal dobra jakosc pracy. I zeby byl w jak najmniejszym stopniu korupcjogenny.
Rada Mlodych Naukowców niech coś innowacyjnego wymyśli a nie postuluje jak tu doić bardziej.....
Mam stopień doktora. Pracuję w budżetówce (wszyscy wiemy jak jest z etatami na uczelni). Zarabiam 200 zł ponad minimalną krajową. Nie, nie jestem jednym z tych bez dorobku - co roku publikuje przynajmniej 3 punktowane artykuły (pisane w czasie wolnym od codzienności - biurokratycznego wysyłającego radość z życia przewalania papierów - mojej pracy). Z tym \"nie ma chętnych na pracę na uczelni\" chce mi się śmiać. Bałbym nawet asystenta za minimalną, aby jakkolwiek polepszyć mój los.
Dużo mam odpowiedzi do mojego wpisu.
U nas jest inaczej, bark etatów dużo chętnych,
za mało stypendiów doktorskich.
Pracuję na dobrym uniwersytecie.
Nie domagajmy się tylko pieniędzy na płace.
Nauka potrzebuje dotacji, na aparaturę, na granty,
inaczej wszystko będzie przejedzone.
Mamy za sobą dobre podwyżki, doceńmy to.
Odniosę się do ostatniego punktu.
Dobre podwyżki? :) toż to żart! Jakikolwiek "klikacz w komputer" w korporacji zarabia więcej niż adiunkt, a jak ktoś ma jakiekolwiek dodatkowe umiejętności to bez problemu ma pensję wyższą od profesora. A przecież na profesurę pracuje się 20 lat i nie ma nic "wyżej".
Poza tym podwyżki zostały poniekąd wymuszone poprzez podwyżki płacy minimalnej, bo i inaczej pensja adystenta by nie mieściła się w płacy minimalnej... A pracownicy techniczni, którzy wykonują lwią część jakichkolwiek badań, nadal są równani do osób wykonujących proste (ale też bardzo potrzebne) prace.
RMN pisze o pensji profesora i innych naukowców zatrudnionych w uczelni publicznej. Warto pamiętać, że są jeszcze profesorowie (i inni naukowcy) zatrudnieni w Instytutach PAN i innych jednostkach publicznych.
Rada Młodych Naukowców oczywiście zignorowała fakt, że w instytutach naukowych i uniwersytetach pracują także pracownicy nienaukowi - techniczni, którzy w pełni zasługują na godne wynagrodzenia, bo pracują na ostateczny wynik pracowników naukowych. Bardzo mi się nie podoba proces powstawania kasty uprzywilejowanych pracowników naukowych, zarabiających wysokie wynagrodzenie i kasty wyrobników - nienaukowych, którzy mają się utrzymać z pensji minimalnej. Skandal!
Było się uczyć.
To teraz pan Profesor niech się sam zajmie skonfigurowaniem i utrzymaniem sieci uniwersyteckiej. Skoro najwyraźniej jest lepiej wykształcony od specjalisty.
Każdy ma swoje zadanie w społeczeństwie. Nieuk ponosi konsekwencje swojego leserstwa, wobec tego później tyra więcej za mniejsze pieniądze niz uczony, który jest bardziej ambitny i dzieki temu zarabia więcej
Doktorant 50% pensji profesora, czyli około sredniej krajowej. Nonsens.
Pensja to nie wszystko. Jest mnostwo grantów z których mozna płacić honoraria i dopłacać do pensji, jeżeli jest się dobrym.
To samo dotyczy pozostałych pracowników.
Nie jest prawďą, że nie ma chętnych do pracy na uczelniach. Jest
odwtotnie, nie ma etatów, kandydaci są. Jest wręcz walja o nowe etaty.
Być może prawo i ekonomia są wyjatkiem poniewaz w tych dziedzinach biznes oferuje znacznie więcej. Z kolei te kierunki nauki jako takiej , z wyjątkami oczywiście, nie tworzą.
Bzdura, kierunki techniczne również mają problem z ludźmi. Presja płacowa wywierana przez przedsiębiorstwa jest tak duża, że młodych pracowników nauki jest ciężko znaleźć w tych dyscyplinach nośnych.
W niektórych dziedzinach (z tego co zauważyłem to głównie w naukach humanistycznych) kandydaci może się znajdą, tylko na pewno nie są to ci ludzie, co na uczelni powinni pracować. Nie bez powodu coraz częściej słyszy się, że na uczelni pracują osoby, którym się "nie udało" zdobyć lepszej pracy. To mówi niestety samo za siebie. Wszystkie osoby z ambicjami i większymi aspiracjami finansowymi z uczelni uciekają :)
Nie wiem jak u Pani, ale na mojej uczelni na studia doktoranckie przychodzą głównie już Afrykańczycy i muzułmanie, Polacy nie są chętni. Ze względów finansowych. Co do grantów, to nie wiem jak w innych dyscyplinach, ale w mojej i zbliżonych trafiają one, z drobnymi wyjątkami, do jednostek w układzie. Tam nawrot pies kierownika ma Granta. I nie jest to kwestia jakości tych projektów, co widzę oceniając raporty. Reszta uczelni może liczyć na nieco mniej niż ochłapy. Pokazują to zresztą ostatnie afery, które dla mnie nie są żadną niespodzianką, a raczej wierzchołkiem góry lodowej.
2,5 krotność przeciętnego wynagrodzenia oznacza w dalszym ciągu bardzo słabe wyceniania nauki w relacji do innych działów gospodarki.
Nieprawdą jest powszechna dostępność grantów. Przyzna wolność grantów z NCN sięga 8-9% Z NPRH nie jest dużo lepiej.
Jak profesor będzie pracował jak w innych działach gospodarki, 40 godzin tygodniowo, to będzie to adekwatna stawka. Póki co pracuje dużo mniej i dostaje dużo mniej. A pomysł, by asystent (czytaj: świeżak po studiach, który nie umie naukowo NIC) zarabiał ustawowo półtorej średniej krajowej to już w ogóle obelga dla innych zawodów.
Pan Obserwator nie ma pojęcia o pracy profesora. Nie znam takiego, który by pracował TYLKO 40 godz. tygodniowo. Sam pracuję co najmniej 60 godzin i więcej. Nie da się inaczej, aby wypełnić obowiązki. Godziny zajęć ze studentami to tylko niewielka część czasu pracy. Prowadzenia prac dyplomowych, doktoratów, prowadzenia badań naukowych, publikowanie, udział w konferencjach z przygotowanym nie widomo kiedy referatem itp. itd.
Może lepiej, by nie wypowiadali się ignoranci, który nie maja pojęcia o pracy nauczyciela akademickiego i naukowca w jednym. Kraje, które inwestują w naukę, mają lepsze warunki rozwoju gospodarczego. A te, które nie inwestują, wysyłają swoich obywateli na szparagi do sąsiadów...
Jak profesor mam spore pojęcie o pracy profesora. Obgarnięcie wymienionego na poziomie komplet slotów 140+ i 3+ doktorantów zajmuje pół wymiaru etatu. Drugą połowę można wykorzystać na popracowanie w firmie, to się człowiek wtedy dowie, co to jest efektywność pracy. A przy okazji zarobi. Może lepiej, by nie wypowiadali się fantaści, którzy udają, że coś piszą, albo co tydzień jeżdżą na konferencje z nie wiadomo kiedy przygotowanymi referatami.
Chciałbym być profesorem który tylko pisze i radzi trzem doktorantom, na podstawie których harówki on pisze. I żadnych zajęć.
Mi ogarnięcie pensum 210 plus rozmaite tutoringi których nie wypada i tzw. funkcje (w większości bezpłatne) zajmuje 3/4 pracy etatowej nauka co najmniej kolejne 2/4 etatu. Chciałbym w czasie przerwy majowej powylegiwać się jak pan profesór na Maderze.
Nie wiem, czy adiunkci zdają sobie sprawę, że w firmie pracuje się 40 godzin. Tygodniowo. Zegarowych. 210 godzin pensum to 7 godzin tygodniowo. Lekcyjnych. Profesor ma ich 180. Tyle odnośnie 3/4 pensum. Jeden slot publikacyjny rocznie jako ekwiwalent 20 godzin tygodniowo? Niemal tysiąc rocznie? Toć to będzie praca noblowska.
Myślę, że twierdzeniem, że "nie ma etatów, kandydaci są. Jest wręcz walja o nowe etaty." rozśmieszyła Pani pewnie do łez szefów większości (jeśli nie wszystkich) wydziałów/katedr informatycznych.
Dlatego wynagrodzenie minimalne profesora powinno być zróżnicowane po dyscyplinach.