Nie uważam, by przekazanie narzędzi nadzorczych nad instytutami w ręce korporacji, a to przewiduje projekt powstały w Akademii, było dobrym pomysłem (…) Zarówno wydział PAN, do którego przypisany jest instytut, jak również prezes PAN, będą mogli ponad głowami dyrekcji instytutu i jego rady naukowej decydować o kształcie naukowym, organizacyjnym i finansowym jednostki – mówi w wywiadzie dla FA prof. Grzegorz Marzec, dyrektor Instytutu Badań Literackich PAN.
Z prof. Grzegorzem Marcem, dyrektorem Instytutu Badań Literackich PAN, rozmawia Piotr Kieraciński.
Instytuty naukowe Polskiej Akademii Nauk podnoszą ostatnio kwestię utrzymania własnej podmiotowości prawnej. Taka sytuacja, czyli podmiotowość prawna instytutów PAN, ma dość krótką historię.
Jestem zbyt młody, by te procesy odtworzyć z pamięci, zatem przedstawię sytuację na podstawie starannie przestudiowanych dokumentów prawnych i historycznych, a także licznych rozmów ze starszymi od siebie przedstawicielami naszego środowiska. Otóż proces ten przebiegał równolegle z demokratyzacją całego kraju po przemianach systemowych w roku 1989. Już wtedy rzeczą coraz bardziej oczywistą było to, że model, na którym ufundowana była Akademia – a był to model całkowicie scentralizowany, z centralistycznym zarządzaniem i finansowaniem, z instytutami tworzonymi dla wybitnych uczonych wchodzących w skład Akademii – nie odpowiada nowym okolicznościom.
Od 1990 roku pojawiały się różne pomysły na reformę PAN, w tym najbardziej skrajny w postaci propozycji jej likwidacji. W mojej ocenie nie wszedł on w życie głównie ze względu na to, że w instytutach tkwił niezwykły potencjał naukowy, który można było i należało wykorzystać oraz rozwijać w nowym demokratycznym państwie na korzyść państwa i jego obywateli. Przełomem pod tym względem była ustawa z 1997 r. Z inicjatywy zmarłego niedawno prof. Leszka Kuźnickiego, wówczas prezesa PAN, przygotował ją prof. Zbigniew Radwański, niegdyś wiceprezes PAN, prawnik, człowiek o wielkim autorytecie naukowym, który był m.in. przewodniczącym Rady Legislacyjnej przy premierze Tadeuszu Mazowieckim. Ustawa ta wprowadziła fundamentalne dla autonomii instytutów przepisy. Stanowiła, że instytuty mają osobowość prawną, własne mienie i nie odpowiadają za zobowiązania Akademii, ale i odwrotnie: Akademia nie bierze na siebie zobowiązań instytutów. Zakończyła się też wówczas trwająca dekady centralizacja finansowania, polegająca na wydzielaniu środków na działalność instytutów bezpośrednio przez władze PAN, co w wielu przypadkach opóźniało rozwój tych placówek.
Ta ustawa zlikwidowała też stanowisko sekretarza naukowego PAN, który miał rangę ministerialną, zasiadał w rządzie i decydował o pieniądzach.
Tak, ale to były dopiero zręby, na których została zbudowana ustawa o PAN z 2010 r., jeszcze mocniej podkreślająca odrębność instytutów od innych placówek PAN, a jednocześnie podejmująca nowe okoliczności funkcjonowania nauki polskiej, m.in. w związku z wejściem Polski do Unii Europejskiej i pełnym otwarciem dla polskich jednostek naukowych europejskiego rynku grantów badawczych. Ta sytuacja została przez bardzo wiele instytutów dobrze wykorzystana. Zaczęły się szybko rozwijać, z pozyskiwanych środków grantowych budowały nowoczesne laboratoria i bazy badawcze, wprowadzały innowacyjne programy naukowe.
Instytuty PAN to jednostki stosunkowo małe w porównaniu z wydziałami i instytutami uczelni, ale przez to niezwykle elastyczne, potrafiące szybko reagować na nowe problemy naukowe i zmiany cywilizacyjne. Jednocześnie nie są one jednorodne i bardzo się od siebie różnią, dlatego przy jakichkolwiek próbach reformowania ich struktury powinno się zacząć od rozpoznania tej różnorodności, a także jej historycznych i naukowych uwarunkowań. Na przykład instytuty humanistyczno-społeczne, jak Instytut Badań Literackich, często wykonują coś, co my nazywamy zadaniami statutowymi, których ze względu na obciążenia dydaktyczne nie mogą w takim stopniu realizować uczelnie: są to np. wieloletnie programy dokumentacyjne, bibliograficzne czy edytorskie. Przykładowo, realizowana w IBL Polska Bibliografia Literacka, podstawowe źródło referencyjne nie tylko w badaniach polonistycznych, jest równolatką Instytutu, a na podkreślenie zasługuje fakt, że IBL jest jedną z ledwie kilku jednostek naukowych PAN, które są starsze od samej Akademii.
Znane jest pańskie krytyczne stanowisko w sprawie projektu reformy, który napisał zespół pod kierunkiem prof. Marka Konarzewskiego, prezesa PAN.
Na szczególną uwagę zasługuje fakt, że impulsy naprawcze, które w 1997 r. dały instytutom autonomię badawczą, finansową i prawną, wyszły od władz Akademii. Tymczasem po 2010 r. w Akademii zaczęły powstawać wyłącznie projekty, które te pozytywne tendencje całkowicie odwracały, i których skutek dla instytutów, a w konsekwencji dla polskiej nauki, byłby opłakany. Niestety dotyczy to również projektu, który obecny prezes PAN przekazał ostatnio władzom Ministerstwa Edukacji i Nauki. Cieszę się, że w swojej opinii, popartej przez Radę Naukową IBL PAN, opublikowanej także na portalu www.forumakademickie.pl, nie jestem odosobniony. Podobne głosy wyszły z innych instytutów, przede wszystkim zaś od Rady Dyrektorów Jednostek Naukowych, która jest ciałem doradczym prezesa PAN. List otwarty w tej sprawie zawiera ponad 100 podpisów, w tym prawie 30 podpisów dyrektorów, którzy uważają, że projekt ten nie służy rozwojowi instytutów Akademii.
Osobiście uważam, że odwracanie wspomnianych demokratycznych tendencji byłoby poważnym błędem, i że – wprost przeciwnie – to właśnie na nich należy budować nowy projekt reformy PAN. Nikt nie kwestionuje, że taki projekt jest potrzebny, szczególnie w sytuacji reformy nauki w 2018 r., która jednak w większym stopniu dotyczyła uczelni niż instytutów. Powinniśmy dostać narzędzia prawne, które pozwoliłyby nam dołączyć do tego nowego porządku, dlatego z dużymi nadziejami przyjmowaliśmy deklaracje ministra Włodzimierza Bernackiego, że nowy projekt powinien za punkt wyjścia przyjąć rozwój instytutów. Ale też nie ukrywajmy, że taki projekt musiałby dać instytutom nowe impulsy rozwojowe, w tym programy finansowe analogiczne do IDUB czy Regionalnej Inicjatywy Doskonałości. Jednostki, które miały duże granty i wysokie wpływy z komercjalizacji, mogły sobie jeszcze w tej trudnej sytuacji radzić, pozostałe przechodziły często na pozycje defensywne, żeby nie powiedzieć – wegetatywne.
Czy to znaczy, że finansowanie instytutów PAN to wciąż problem systemowy?
Pojawiały się głosy, że problemy instytutów to sprawa systemowa, ale wynikająca z błędnego nimi zarządzania. To jest prawda tylko w pierwszej części – że to kwestia systemowa. Sprawa dotyczy nie tylko instytutów humanistyczno-społecznych, czego dowodzą dane finansowe zebrane w lutym 2022 r. przez poprzedniego prezesa PAN, prof. Jerzego Duszyńskiego. Wynikało z nich, że na podtrzymanie podstawowej działalności instytuty potrzebują w sumie ok. 180 mln złotych, a na rozwój kolejne 300 mln. To jest wynik wieloletnich zapóźnień w finansowaniu instytutów, których subwencja w bardzo wielu przypadkach pozwala jedynie na pokrycie sztywnych zobowiązań, przede wszystkim pensji i ZUS. Tak jest m.in. w Instytucie Badań Literackich PAN. Zmiany wprowadzone w algorytmie naliczania subwencji po roku 2018 sprawiły, że nawet kategoria A+ nie generowała oczekiwanych korzyści finansowych. Jak to u nas mawiano, plus to jedynie mniejszy minus. Wiele wysiłku włożyłem w tłumaczenie pracownikom instytutu, dlaczego ich świetna praca naukowa nie przełożyła się na zysk w postaci choćby nieco wyższych pensji czy środków na badania, finansowanie udziału w konferencjach itd. A trzeba pamiętać, i IBL nie jest pod tym względem wyjątkiem, że mamy na utrzymaniu pracowników, którzy nie wnoszą do tego błędnego algorytmu wartości naddanej mimo wagi wykonywanych przez nich prac, jak dokumentaliści i bibliografowie. Na utrzymaniu IBL jest też ogromna biblioteka, której zbiory, w tym niezwykle cenne starodruki i autografy, można śmiało zestawiać ze zbiorami wielu bibliotek należących do Narodowego Zasobu Bibliotecznego. Jest to infrastruktura, której finansowania algorytm nie przewiduje. Jesteśmy też jednym z krajowych liderów w zakresie humanistyki cyfrowej, ale te działania finansujemy głównie z grantów, co nie gwarantuje stabilności rozwoju tej gałęzi badań. W tej sytuacji trudno mówić o błędnym zarządzaniu. Jest to raczej dryfowanie wśród mielizn i raf, żeby jakoś ten statek płynął i nie zatonął. Myślę, że właśnie ta sytuacja powinna stać się przedmiotem poważnego namysłu, również wśród władz ministerialnych.
Projekt przedstawiony przez obecny zarząd PAN przewiduje zbliżenie korporacji i instytutów PAN. Jakie jest pana zdanie na ten temat?
Mam ogromny szacunek do korporacji, z wieloma członkami PAN utrzymuję bardzo dobre, niekiedy prawie przyjacielskie relacje. Nie uważam jednak, by przekazanie narzędzi nadzorczych nad instytutami w ręce korporacji, a to przewiduje projekt powstały w Akademii, było dobrym pomysłem. Byłaby to sytuacja, której jako tako poprawne działanie wymagałoby powrotu do relacji prawno-politycznych, które szczęśliwie odeszły już w niepamięć. Sukces wielu instytutów wynika m.in. właśnie z faktu, że ten związek został w roku 1997 znacząco poluźniony, a kierowanie instytutami zostało przekazane w ręce osób, głównie w średnim wieku, które miały gruntowną wiedzę o swoich instytutach, ponieważ przeważnie z nich się wywodziły, ale też z pozytywnej chęci przysłużenia się własnemu środowisku inwestowały sporo w rozwijanie umiejętności menedżerskich, a przecież tu trzeba zarządzać wartym wiele milionów majątkiem państwowym, w sytuacji ostrych rygorów prawnych i ciążącej na dyrektorze odpowiedzialności za dyscyplinę finansów publicznych. Jednocześnie zdecydowana większość członków korporacji to przedstawiciele uczelni, którzy, co zupełnie naturalne i zrozumiałe, mają zwykle niewielką wiedzę o instytutach.
Poza tym, w obecnych realiach gospodarki rynkowej, również rywalizacji na rynku grantowym i w ewaluacji, sytuacja ta skutkowałaby nieuchronnym konfliktem interesów. Nie sądzę też, by uczelnie chciały, a ja tym bardziej, sytuacji analogicznej, tzn. by dyrektorzy instytutów PAN mogli decydować o strategicznych kierunkach rozwoju uczelni. Zostawmy uczelniom i instytutom możliwość decydowania o sobie, również możliwość doboru partnerów do współpracy, w naszym przypadku zarówno z grona akademików, jak i pracowników uczelni. Instytuty, mimo tej rywalizacji, świetnie sobie radzą we współpracy z uniwersytetami, czego IBL jest znakomitym przykładem, bo prowadzimy szeroko zakrojoną działalność, zarówno naukową, jak i popularyzatorską, z wieloma jednostkami uniwersyteckimi w kraju i za granicą. Nazywamy to współpracą horyzontalną z uczelniami, która wszystkim stronom tej wymiany przynosi różnego rodzaju korzyści. Nie widzę powodów, by ten stan rzeczy zmieniać.
Projekt ten przewiduje jednak również wpływ instytutów na korporację, m.in. poprzez udział Zgromadzenia Dyrektorów Instytutów PAN z głosem stanowiącym w Zgromadzeniu Ogólnym PAN i możliwość udziału w wyborach władz PAN oraz udział jego reprezentantów w Prezydium PAN.
Jest to całkowicie pozorna demokratyzacja relacji w Akademii. Postulat wejścia dyrektorów w skład Zgromadzenia Ogólnego PAN nie jest nowy: pojawił się już w 2015 r. i wywołał sprzeciw samych dyrektorów. Zwrócić należy przede wszystkim uwagę, że udział dyrektorów w Zgromadzeniu Ogólnym PAN prowadzi do podwójnej sytuacji konfliktu interesów, w pierwszym przypadku w relacji członkowie Akademii – dyrektorzy, w drugim zaś: prezes PAN – dyrektorzy. O tej pierwszej sytuacji już mówiłem: członkowie Akademii, w przeszło 70% wywodzący się ze środowisk uczelnianych, będą decydować o sprawach instytutów, z którymi na co dzień rywalizują m.in. na rynku grantowym i w ewaluacji, przy czym dyrektorzy będą stanowić w Zgromadzeniu Ogólnym PAN zdecydowaną mniejszość. Z drugiej strony dyrektorzy uzyskają wpływ na wybór prezesa PAN, który podpisuje ich nominacje, ustala wysokość ich wynagrodzenia czy decyduje o możliwości kandydowania na ewentualną trzecią kadencję. Wszystkie te czynniki sprawiają, że uczestnictwo dyrektorów z prawem głosu w pracach Zgromadzenia Ogólnego Akademii nie gwarantuje im sprawczości, będzie prowadzić natomiast do sytuacji konfliktowych. W konsekwencji powstaje złuda podmiotowości i decyzyjności, a także złudne pojęcie wspólnoty i jedności PAN.
Mam wrażenie, że chcecie nosić markę Polskiej Akademii Nauk, ale nie być od niej w żaden sposób zależnymi.
Nie jest to moją intencją. Jak już powiedziałem, jesteśmy całkowicie otwarci na współpracę, w tym z korporacją Akademii, ale na zasadach równorzędności i wzajemnego poszanowania, a nie narzuconej przewagi jednej ze stron. Zbyt wiele uwagi w ostatnich projektach, jakie powstawały w PAN, poświęcano kwestii zabezpieczenia takiej właśnie przewagi ze strony władz PAN i korporacji, a nie fundamentalnemu pytaniu, jak w instytutach mają być prowadzone lepsze i bardziej nowoczesne badania naukowe. Uważam za właściwą obecną sytuację, w której ostateczna odpowiedzialność za prace instytutu spoczywa na barkach dyrektora, przy eksperckim wsparciu rady naukowej, w której skład wchodzą przecież akademicy chcący angażować się w działalność jednostki. Ekspercki i doradczy głos korporacji nadal powinien być brany pod uwagę, tak jak to się dzieje obecnie za sprawą ocen formułowanych przez rady kuratorów. Mogę jednak przy tej okazji powiedzieć, że akceptowane przeze mnie rozwiązanie zmieniałoby strukturę PAN w taki sposób, że w jej ramach powstaje pion instytutów, równoległy do pionu korporacji, przy czym instytuty zachowują obecną autonomię, a oba te piony pozostają pod zwierzchnim patronatem prezesa PAN czy Zgromadzenia Ogólnego PAN.
W MEiN powstał drugi projekt ustawy o PAN, autorstwa zespołu powołanego przez ministra Przemysława Czarnka. Sądzi pan, że spełni oczekiwania instytutów?
Przede wszystkim oczekujemy realizacji zapowiedzi ministerstwa, że nowy projekt reformy doprowadzi do demokratyzacji Akademii i za punkt wyjścia przyjmie rozwój instytutów, które przecież niemal w całości odpowiedzialne są za prowadzone w PAN badania naukowe. Byłem bodaj jedną z pierwszych osób zaproszonych na posiedzenie ministerialnego zespołu. W długiej, prawie czterogodzinnej rozmowie opowiedziałem o badaniach prowadzonych w IBL, a także zaprezentowałem program Porozumienia Instytutów Naukowych PAN, którego IBL jest członkiem i jednym z instytutów założycielskich. Rozwiązania proponowane przez PIN PAN można znaleźć na jego stronie internetowej.
Przy okazji warto wspomnieć o projekcie noszącym skrótową nazwę PIN-Beta, który łączył postulaty PIN PAN i projektu PAN-Beta autorstwa trójki prominentnych członków Akademii, profesorów Elżbiety Witkowskiej-Zaremby, Macieja Żylicza i Jacka Kuźnickiego. Projekt ten powstawał w ramach konsultacji prowadzonych w 2021 r. przy ministerialnym Komitecie Polityki Naukowej. Jest wart uwagi, ponieważ inaczej niż inne tego typu dokumenty tworzone w ostatnich latach jest owocem wspólnego wysiłku instytutów i korporacji, by wypracować rozwiązania demokratyzujące zarządzanie Akademią, m.in. poprzez stworzenie Senatu, który zastąpiłby Prezydium i sprawował kontrolę nad działalnością prezesa PAN, kanclerza PAN i przewodniczącego Rady Dyrektorów, a także poprzez wypracowanie dogodnych warunków rozwoju instytutów, których program PIN PAN jest tylko jednym z możliwych wyrazów. Oczywiście sprawa ta powinna być przedmiotem dalszych debat i konsultacji. Nadzór korporacji nad instytutami zostaje w tym projekcie utrzymany, ale – w zgodzie z obecnym stanem prawnym – nie oznacza on przekazania jej narzędzi zarządczych nad instytutami, co z kolei postuluje projekt prezesa Konarzewskiego. W tym ostatnim zarówno wydział PAN, do którego przypisany jest instytut, jak również prezes PAN będą mogli ponad głowami dyrekcji instytutu i jego rady naukowej decydować o kształcie naukowym, organizacyjnym i finansowym jednostki. M.in. dlatego w projekcie władz PAN likwiduje się rady kuratorów, złożone z członków Akademii, które obecnie dokonują przeglądu działalności naukowej instytutów.
Jaki jest wynik oceny IBL za lata 2017–20 przez Radę Kuratorów Wydziału I PAN? Czy pokrywa się z raportem o stanie instytutów autorstwa dr Katarzyny Stec i prof. Jerzego Duszyńskiego z 2019 r.?
Zacznę od tego, że raport, o którym pan wspomniał, choć pierwotnie został przekazany mediom, nie przypadkiem później został wycofany ze stron Akademii i ukryty w przepastnych archiwach. Był to tekst tendencyjny i zafałszowany, który nawet w zakresie podstawowych informacji zawierał elementarne błędy. Wynikało z niego m.in. że takie renomowane instytuty A+, jak IBL PAN i Instytut Sztuki PAN, to bodaj najgorsze jednostki w Akademii. Ówczesny dyrektor IBL, prof. Mikołaj Sokołowski, publicznie ogłosił, że jego wyników nie przyjmuje do wiadomości. Podam przykład. W tym raporcie stwierdzano, że IBL nie posiada projektów europejskich, podczas gdy faktycznie ze względu na dużą liczbę takich projektów mamy wręcz problemy z ich obsługą administracyjną, a w II kryterium ewaluacji, m.in. dzięki tym projektom, przeskoczyliśmy wskaźnik referencyjny dla kategorii A bardzo wyraźnie. W mojej ocenie nie jest przypadkiem, że ten tendencyjny tekst ukazał się w momencie, kiedy procedowano projekt tzw. małej nowelizacji ustawy o PAN, którego celem było odebranie instytutom autonomii. Na szczęście nie wszedł nigdy w życie, nie licząc dwóch przepisów o pensjach minimalnych i odliczaniu kosztów uzyskania przychodu, które gorąco popierałem.
Natomiast otrzymana niedawno ocena Rady Kuratorów, gremium całkowicie od instytutu niezależnego, to właściwie laurka, i z wielką przyjemnością powtórzę konkluzje: „Podsumowując omawiany okres sprawozdawczy, należy stwierdzić, że IBL PAN pozostaje ośrodkiem naukowym zasługującym na najwyższe oceny według wszystkich kryteriów branych pod uwagę zgodnie ze wskazaniami Rady Kuratorów Wydziału I Akademii. W okresie tym Instytut potwierdził swoją rangę i autorytet w polskim środowisku naukowym, a także na forum międzynarodowym. Wyniki te – które bez wątpienia można określić jako wybitne – osiągnięto w raczej niesprzyjającym otoczeniu. Trudności związane były z niekorzystnymi dla Instytutu zmianami w ustalaniu dotacji budżetowej, z zamieszaniem związanym z reformą nauki w Polsce, a także z pewnymi napięciami w łonie samej Akademii”.
Podobno uczestniczył pan w staraniach o pozyskanie dodatkowych środków na płace minimalne w instytutach, w związku ze zmienionym rozporządzeniem o minimalnym uposażeniu profesora?
Istnieje w naszym instytutowym środowisku jakieś szczególne poczucie wspólnoty, i duża w tym zasługa PIN PAN, że dyrektorzy, nominalnie odpowiedzialni tylko za sprawy własnych jednostek, angażują się w działania wspólne, których celem ma być poprawa warunków pracy w instytutach. Jeszcze przed końcem ubiegłego roku zainteresowałem sprawą Inicjatywę Obywatelską Instytutów, nieformalną organizację pracowniczą działającą w PAN, która m.in. miała ogromne zasługi w tym, że w 2019 r. do ustawy o PAN wpisano przepisy o uposażeniach minimalnych, analogiczne do tych, które ustawa 2.0 ustanowiła dla uczelni. Zresztą sam fakt, że w 2018 r. zostaliśmy w tej sprawie pominięci, uważam za wymowny. Moja obecna obawa wynikała z faktu, że środowisko instytutów zawsze musi wykonywać ponadnormatywny wysiłek związany ze staraniami o uzyskanie choćby minimalnych warunków bytowania, w tym płac minimalnych. Przedstawiciele Inicjatywy bardzo pozytywnie odpowiedzieli na mój apel, przygotowaliśmy list do ministra edukacji i nauki, w którym sygnalizowaliśmy, że instytuty, podobnie jak uczelnie, będą potrzebować środki na owe minima. Poprosiliśmy o wsparcie prezesa PAN, prof. Marka Konarzewskiego.
Czteroosobowa delegacja, w której składzie znaleźli się mgr Ariadna Masłowska-Nowak (IOI, Solidarność IBL PAN), prof. Michał Kokowski (IOI, Instytut Historii Nauki PAN), prof. Marek Konarzewski i ja, spotkała się z ministrem Włodzimierzem Bernackim. W bardzo dobrej rozmowie pan minister obiecał pomoc w realizacji naszych postulatów. Zwracam jednak ponownie uwagę na fakt, że instytuty są ciągle w defensywie, tzn. walczą nie o coś więcej, a o realizację tych czy innych warunków minimalnych, i nawet ostatnie przyznanie tych środków, ale tylko dla pracowników naukowych, nie daje im nic więcej ponad to, co wynika z regulacji prawnych, i w niczym nie poprawia ich bytu. Potrzebujemy większego wsparcia, potrzebujemy systemowych rozwiązań. Jestem przekonany, że instytuty są w stanie udowodnić, że to przyniesie korzyści naukowe i społeczne, którymi każdy minister nauki będzie mógł się pochwalić.
Rozmawiał Piotr Kieraciński