Na Zachodzie nauka jest kołem zamachowym gospodarki, w Polsce – piątym kołem u wozu. Środki budżetowe na nią przeznaczane, czy to subwencje dla uczelni, czy system grantowy, są dalece niewystarczające. W takich warunkach naukowcy i tak radzą sobie imponująco dobrze. Osobną kwestią jest to, co się dzieje z wynikami badań – mówi w wywiadzie dla FA dr hab. Anna Oleszkiewicz z Instytutu Psychologii Uniwersytetu Wrocławskiego.
Dr hab. Anna Oleszkiewicz pracuje w Zakładzie Eksperymentalnej Psychologii Społecznej na Uniwersytecie Wrocławskim. W swojej pracy naukowej bada uwarunkowania zdolności węchowych oraz możliwości rehabilitacji węchu. W najnowszym projekcie chce zweryfikować tezę, że rozwój węchowy dzieci w wieku przedszkolnym jest powiązany z ich rozwojem poznawczym i emocjonalnym. Z badaczką rozmawia Aneta Zawadzka.
Czuję, jak pachniesz, więc wiem, kim jesteś?
Zapach ciała drugiego człowieka, nawet jeżeli jest maskowany kosmetykami, odgrywa znaczącą rolę w naszym sposobie postrzegania innych. Dziś już wiemy, że ludzie są w stanie na jego podstawie dosyć trafnie wnioskować o płci, wieku czy stanie zdrowia danej osoby. Do pewnego stopnia zapach zdradza niektóre cechy psychologiczne, na przykład to, czy ktoś jest neurotyczny, czy też wręcz przeciwnie – jest osobą ekstrawertyczną, otwartą i komunikatywną. Zapach ciała jest ponadto istotny z punktu widzenia doboru partnerskiego. Badania potwierdzają bowiem, że ludzie preferują zapach ciała potencjalnego partnera o odmiennym typie układu odpornościowego. Taka preferencja wskazuje, że gdyby chcieli mieć ze sobą potomstwo, to ono dostanie od każdego z rodziców zróżnicowane geny determinujące odporność, czyli de facto będzie miało silniejszy układ odpornościowy. Z parami zresztą wiąże się jeszcze jedna ciekawa sprawa. Otóż okazuje się, że im dłużej ludzie przebywają ze sobą, tym bardziej ich preferencje pod względem zapachów i smaków się upodabniają.
Dlatego u niektórych na stołach całymi latami królują podobne dania?
To badania korelacyjne, dlatego trudno stwierdzić, czy ludzie tworzący parę upodabniają się do siebie pod względem preferencji chemosensorycznych w trakcie trwania związku, czy tak się dobrali od początku i to podobieństwo znajduje odzwierciedlenie w ich codziennych zachowaniach. Węch jest istotnym źródłem informacji o otaczającym nas świecie, również społecznym.
Czy nie ma pani wrażenia, że potrzebna było dopiero pandemia koronawirusa, aby uświadomić ludziom, jak ważny jest węch?
Z pewnością. Nigdy wcześniej nie było takiego zainteresowania ani tak wielu dostępnych ogromnych zbiorów danych na temat węchu. Przewrotnie można powiedzieć, że jednym z niewielu pozytywnych aspektów pandemii był łatwiejszy dostęp naukowców do środków na badania i lepszy kontakt z jednostkami klinicznymi. Niestety, w Polsce nie ma ani jednego specjalistycznego ośrodka leczenia węchu. Warto wspomnieć, że trening węchowy, czyli metoda rehabilitacji węchu, którą badam w naukowej współpracy z Kliniką Leczenia Węchu i Smaku w Dreźnie, był pierwszym i podstawowym zaleceniem otolaryngologicznym w Europie w przypadku pocovidowej utraty węchu. W Polsce do dzisiaj brakuje zaleceń czy ścieżek niezbędnych do referowania pacjentów zgłaszających utratę węchu lub smaku. Dane epidemiologiczne z Europy mówią, że 5% społeczeństwa może mieć anosmię, co oznacza, że ich węch jest kompletnie niefunkcjonalny, a dalsze 15% zmaga się z hiposmią, czyli poważnie utrudnioną percepcją zapachu. Te statystyki pandemia jeszcze zwielokrotniła. W Polsce brakuje oszacowań epidemiologicznych dla anosmii i hiposmii, jednak z dużym prawdopodobieństwem możemy polegać na raportach z Niemiec, Włoch czy Francji – nie ma bowiem powodu przypuszczać, że w Polsce odsetek osób cierpiących na zaburzenia węchu jest większy bądź mniejszy niż w krajach zachodnich.
Jak w praktyce wygląda trening węchowy?
Ta metoda leczenia zaburzeń węchu zaproponowana została już w 2009 roku przez prof. Thomasa Hummela, kierownika Kliniki Leczenia Węchu i Smaku na Uniwersytecie Technicznym w Dreźnie. Zakłada 12 tygodni ćwiczeń, które polegają na wąchaniu czterech zapachów: cytryny, róży, eukaliptusa i goździka, po około 20–30 sekund każdy. Optymalne rezultaty przynosi wykonywanie tych ćwiczeń dwa razy dziennie.
Czy ta metoda sprawdza się w każdym przypadku?
Najlepsze rokowania co do pełnego powrotu funkcji węchowych dotyczą osób, u których utrata powonienia jest zjawiskiem poinfekcyjnym, tak jak to miało miejsce w wypadku zakażenia wirusem SARS-CoV-2. Nie bez znaczenia jest oczywiście jak najszybsze rozpoczęcie rehabilitacji. Na ostateczny rezultat wpływa też wiek. Im jesteśmy młodsi, tym większe są szanse, że węch wróci, szczególnie, jeśli będzie wspomagany treningiem. Gorzej sytuacja wygląda przy chorobach towarzyszących. Przy cukrzycy czy polineuropatii szanse na poprawę stanu zdrowia zdecydowanie maleją. Jeszcze większe komplikacje powstają w momencie, kiedy mamy do czynienia z mechanicznymi przyczynami utraty węchu.
Na przykład po uderzeniu w nos?
Raczej po urazie głowy. Chodzi o to, że przy takich zdarzeniach dochodzi do przerwania nerwów, które przewodzą sygnały węchowe, od nabłonka węchowego w górę do opuszki węchowej i dalej do mózgu. Ale nawet i w tych przypadkach istnieje szansa na odzyskanie pełnej sprawności. Układ węchowy jest bowiem, co warto podkreślić, niesamowicie plastyczny. Oznacza to dynamiczną i następującą w dość szybkim czasie neuroregenerację komórek, które na tyle sprawnie się odbudowują, że węch może powrócić. W tym miejscu trzeba jednak zaznaczyć, że zarówno etiologia zaburzeń węchu, jak i stopień tych uszkodzeń, muszą być potwierdzone w szczegółowym wywiadzie medycznym i zdiagnozowane za pomocą dostępnych metod elektroolfaktograficznych i neuroobrazowych. Innymi słowy, wymagają wizyty u specjalisty z zakresu neurologii i otolaryngologii lub jednej z nich.
Skoro szanse na całkowite odzyskanie sprawności są czasami niewielkie, po co w ogóle rozpoczynać rehabilitację?
W jej trakcie wspiera się bowiem proces naprawczy komórek. Oczywiście trening węchowy nie jest cudownym lekiem, który każdą osobę pozbawioną węchu uzdrowi, ale dzięki niemu można usprawniać funkcję zmysłu powonienia. To przypomina wykonywanie ćwiczeń fizjoterapeutycznych. Wiadomo, że tylko przy ich regularnym stosowaniu możemy poprawiać swój stan i dążyć do maksymalnego możliwego przywrócenia funkcji węchowej.
W Polsce nie ma ani jednego specjalistycznego ośrodka leczenia węchu. Na Zachodzie natomiast trwa udoskonalanie metod badawczych mogących stanowić wsparcie dla ludzi zmagających się z dysfunkcjami zmysłu powonienia. Czy ta różnica wynika wyłącznie z innego modelu uprawiania nauki?
Na Zachodzie nauka jest kołem zamachowym gospodarki. W Polsce natomiast jest piątym kołem u wozu. Środki budżetowe przeznaczone na naukę, czy to subwencje dla uczelni, czy system grantowy, są dalece niewystarczające. W takich warunkach polscy naukowcy i tak radzą sobie imponująco dobrze, biorąc pod uwagę system wiecznych niedoborów, w jakim pracujemy. Osobną kwestią jest to, co się dzieje z wynikami badań.
Co ma pani na myśli?
Bardzo często brakuje przełożenia wiedzy, wyników badań na innowacje gospodarcze. Brakuje też jednostek badawczych o charakterze interdyscyplinarnym. Popularyzacja wyników badań również jest niedostateczna, za mało jako naukowcy docieramy ze swoimi badaniami do społeczeństwa. To zamknięcie się środowiska naukowego na społeczeństwo i gospodarkę powoduje, że praca naukowa nie jest postrzegana ani jako praktyka pożyteczna społecznie, ani jako źródło potencjału gospodarczego.
Nie uważa pani, że w tej sytuacji mobilność naukowa jest po prostu koniecznością?
Faktycznie, jest ona bardzo potrzebna młodym naukowcom. To nie tylko rozwijanie sieci kontaktów, ale także możliwość podglądania rozwiązań organizacyjnych, jakie stosuje się w jednostkach naukowych za granicą.
Mówi pani tak dlatego, że sama nie musiała daleko wyjeżdżać?
Oczywiście, miałam szczęście, że wiodąca na świecie klinika zajmująca się węchem jest tuż za granicą. Bliskość geograficzna znacznie ułatwia budowanie trwałej współpracy naukowej. Uniwersytet Wrocławski również wspiera tę dwustronną współpracę, dzięki której organizujemy cykliczne, bilateralne wykłady, warsztaty lub seminaria dla młodych badaczy i studentów, wspólnie kształcimy doktorantów. Urodzenie dwójki dzieci na jakiś czas ograniczyło moją mobilność międzynarodową. Zresztą myślę, że konflikt między życiem rodzinnym a rozwojem kariery jest problemem, z którym zderza się wielu młodych badaczy, którzy chcą wyjeżdżać, ale planują także założenie rodziny. No bo jak wtedy przenieść się za granicę z małym dzieckiem, czy dziećmi, zwłaszcza, jeśli partner nie pracuje w nauce albo nie ma mobilnej pracy?
To może po prostu zrezygnować i zostać w kraju?
Ale to oznaczałoby rezygnację z własnego rozwoju i porzucenie możliwości uczenia się od najlepszych. Mobilność wymusza również to, że w Polsce mamy bardzo słabo rozwiniętą infrastrukturę naukową. Patrząc na mój własny przykład, we Wrocławiu nie mam dostępu do specjalistycznego laboratorium, w którym mogłabym badać węch, dlatego badania wymagające specjalistycznego sprzętu prowadzę wraz z zespołem w Dreźnie. Mobilność naukowa to też okazja do obserwowania innego modelu pracy. W Polsce nauka jest bardzo sfeudalizowana, hierarchiczna. Mobilność naukowa może być okazją do doświadczenia dużo bardziej partnerskiego sposobu prowadzenia badań naukowych. Pobyt za granicą daje też możliwość budowania relacji interpersonalnych z naukowcami na podobnych etapach kariery i uświadamia, że w gruncie rzeczy wiele trudności, które napotyka młody naukowiec w Polsce, jest podobnym doświadczeniem jego kolegów czy koleżanek za granicą. To daje poczucie, ze kariera toczy się właściwym torem, pozwala z perspektywy ocenić, co jest dla mnie dobre, a co nie, pozwala nabrać pewności siebie i zaufania do własnych decyzji.
Gorzej, jak już nie będzie do czego wracać.
Jeśli możliwości zatrudnienia w danym miejscu są uzależnione od rezygnacji z mobilności, to należy sobie zadać pytanie, czy rzeczywiście to jest wartościowe stanowisko, które stwarza możliwości rozwoju i samorealizacji. Pamiętajmy, że wyjeżdża się po to, żeby podnosić kwalifikacje, a efektem takiego wyjazdu powinna być możliwość wybierania kolejnych miejsc pracy.
U Woody’ego Allena w Końcu z Hollywood główny bohater z niewyjaśnionych przyczyn traci wzrok. Czy podobna sytuacja mogłaby się przytrafić w przypadku węchu?
Zdarza się, że rzeczywiście mamy do czynienia z idiopatycznymi przyczynami, czyli trudnymi do wyjaśnienia. Oznacza to, że w toku wywiadu z pacjentem nie jesteśmy w stanie ustalić, czy w jego życiu wydarzyło się coś konkretnego, co mogło spowodować utratę węchu. Takie sytuacje, zwłaszcza jeśli mówimy o ludziach będących w czwartej albo piątej dekadzie życia, powinny natomiast skłaniać wszystkich do traktowania ich jako pierwszego sygnału ostrzegającego przed wysokim prawdopodobieństwem ryzyka wystąpienia chorób neurodegeneracyjnych, jak choroba Parkinsona czy Alzheimera. Utrata węchu bowiem może nastąpić nawet 10 lat przed pojawieniem się innych objawów diagnostycznych. Takie osoby powinny być od razu kierowane pod opiekę neurologiczną, by stale monitorować stan zdrowia i w przypadku wczesnego wykrycia schorzenia odpowiednio szybko podjąć leczenie, które może opóźnić wystąpienie bardziej dokuczliwych symptomów.
Co dla pacjentów, którzy tracą węch jest najbardziej dotkliwe?
Część chorych na COVID-19 zmagało się z zaburzonym powonieniem, czyli tzw. parosmią. Polegało to na tym, że ich mózg odbierał zupełnie inne sygnały niż w rzeczywistości, czyli na przykład kawa przestała ładnie pachnieć, a jej zapach zaczął obrzydzać. Jednak najbardziej uciążliwym objawem, jaki zgłaszają pacjenci jest utrata odczuwania aromatu jedzenia. Kiedy delektujemy się jakimś ulubionym daniem, lubimy myśleć, że chodzi wyłącznie o walory smakowe. Ale proszę pomyśleć, dlaczego nic nam nie smakuje, kiedy mamy katar i całkowicie zablokowany nos?
Bo wtedy wszystko przypomina tekturę.
I właśnie ci ludzie mają dokładnie takie samopoczucie, z tym, że ono nie ustępuje wraz z przeminięciem infekcji. Konsekwencje utraty węchu mogą być jednak dużo poważniejsze. Pozbawione go osoby nie są na przykład w stanie wychwycić pewnych realnych zagrożeń w otoczeniu, chociażby smogu czy ulatniającego się gazu. Nie mogą ponadto uczestniczyć w międzyludzkiej komunikacji węchowej. To jest zresztą niezwykle ciekawa część badań. Otóż bardzo długo uważano, że ludzie nie korzystają z tego typu kanału poznawania świata. Po koniec XIX wieku Pierre Broca zaklasyfikował człowieka jako istotą mikrosmatyczną na podstawie proporcji struktur mózgowych odpowiedzialnych za przetwarzanie bodźców zapachowych. Uznano także, że skoro człowiek przyjął postawę wyprostowaną, to jego nos oddalił się od gruntu i przestał służyć do tropienia, a więc zmysł węchu stracił znaczenie na rzecz zmysłów dystalnych, czyli wzroku i słuchu. Sto lat później Keverne polemizował z tymi założeniami, powołując się m.in. na badania behawioralne, demonstrujące zbliżoną wrażliwość węchową człowieka i innych zwierząt, które uważamy za bardzo wrażliwe węchowo, na przykład psy czy świnie. Coraz więcej jest również dowodów, że to, jak postrzegamy zapachy, jest silnie zindywidualizowane, jest jak odcisk palca.
Jak więc możemy się porozumieć, jeżeli chcemy o nich pomówić?
Mówienie to jest zupełnie inna kwestia. Niestety, istniejące leksykony są w tym zakresie dość ubogie. Dodatkowo mam wrażenie, że tego rodzaju umiejętności nie są wystarczająco pielęgnowane ani rozwijane w toku edukacji, więc najczęściej jedynym, co potrafimy powiedzieć o zapachu jest jego źródło. Na przykład, kiedy powiem, że pachnie pomarańcza, to pani jest sobie w stanie wyobrazić ten owoc, ale niekoniecznie charakterystykę samego zapachu.
Pod warunkiem, że wcześniej poznałam ten owoc.
Oczywiście, abyśmy mogły zacząć opisywać jego zapach musimy oprzeć się na wiedzy semantycznej, a więc na doświadczeniu jakiejś prototypowej pomarańczy.
W koreańskim filmie Parasite jest scena, w której szofer pochodzący z niższej warstwy społecznej, jako śmiertelną zniewagę traktuje wypowiedź swojego szefa o tym, że nieładnie pachnie. Czy zapach może wykluczać?
Powonienie jest zjawiskiem klasowym. W testach węchu lepiej wypadają osoby wykształcone i z wyższym statusem socjoekonomicznym. Jest to związane z wiedzą semantyczną, bo ci ludzie często znają więcej zapachów, mają bogatsze doświadczenia, również chemosensoryczne. Odwiedzili więcej miejsc, próbowali więcej dań o zróżnicowanych aromatach, wydają więcej środków na kosmetyki i produkty zapachowe. Ale nie da się ukryć, że jeśli ktoś spędza cały dzień, tak jak bohaterowie Parasite, w otoczeniu nieprzyjemnych wyziewów ulicznych, to wysyła w ten sposób pewien sygnał w komunikacji olfaktorycznej. Na nią składa się bowiem nie tylko to, co nasze ciało emituje, ale także zapachy środowiskowe, które na siebie nakładamy. One są naszą wizytówką.
Może dlatego niektórzy tak często chodzą do perfumerii? Chociaż skarżą się, że wystarczy kontakt z kilkoma buteleczkami wonności, by przestali odczuwać cokolwiek.
Nośnikiem perfum jest alkohol. Intensywne inhalowanie się alkoholem powoduje chwilowy paraliż receptorów, ale nie ma to nic wspólnego z powszechnym mniemaniem, że receptory zostały zablokowane i z tego powodu układ się przeciążył. W perfumeriach klienci mają często do dyspozycji ziarna kawy, które mogą powąchać, aby „zresetować” układ węchowy. Nie jest to jednak specyfika zapachu kawy, ale możliwość stymulacji zapachem bez nośnika alkoholowego. Podobnie jak w perfumerii, w teście węchowym także prezentujemy serię zapachów. Prezentacja każdego zapachu oddzielona jest 20-30 sekundową przerwą. Tyle tylko, że substancje, które prezentujemy są rozpuszczone w glikolu propylenowym, który jest bezwonny, neutralny.
Czy prawdą jest, że zapach potrafi zostawić w ludzkiej pamięci na tyle trwały ślad, że nawet po latach wywołuje określone emocje i niejako przenosi nas w czasie?
Zostało to już dobrze udowodnione i ja również korzystam z tego założenia w swoich badaniach. Układ węchowy jest wyjątkowym zmysłem na tle pozostałych modalności. Bodźce odbierane przez wzrok, słuch, dotyk czy węch wywołują sygnały, które w całości są mediowane przez wzgórze. Wzgórze integruje te sygnały i wysyła je do odpowiednich struktur mózgowych, by potem zawiadywać wyższymi procesami poznawczymi czy motorycznymi. Inaczej jest z węchem. Układ limbiczny wyodrębnił się z kory węchowej w toku ewolucji. Z tego względu węch jest bezpośrednio powiązany z układem limbicznym, z ciałem migdałowatym oraz hipokampem. To oznacza, że część potencjałów elektrycznych wędrujących po neuronach trafia bezpośrednio do struktur mózgowych odpowiadających za przetwarzanie emocjonalne oraz zapamiętywanie. Właśnie dlatego wspomnienia, którym towarzyszą zapachy są silniejsze i żywsze w naszej pamięci, i co interesujące, są kodowane wcześniej. Znamy ciekawe badania naukowców ze Szwecji, które pokazują, że jeśli poprosimy daną osobę o wywołanie wspomnień na podstawie zapachu albo zdjęcia lub słowa, to te wywołane zapachem będą datowane na pierwszą dekadę życia, czyli będą to częściej sceny pochodzące z dzieciństwa. Wspomnienia wywołane obrazem lub słowem to wspomnienia z okresu wczesnej dorosłości.
Co takiego wiąże węch z pamięcią?
To jest właśnie pytanie, na które będę chciała teraz odpowiedzieć. Zaczynam realizację dużego projektu z przedszkolakami. Będziemy w nim badali trajektorię rozwojową węchu, procesów poznawczych i emocjonalnych. Zakładamy, że one są ze sobą powiązane, ale chcemy popatrzeć na różnice indywidualne.
Również na to, czy zapach ma płeć?
Większość badań pokazuje, że rzeczywiście kobiety mają lepszy węch. Nie wiadomo jednak, kiedy w rozwoju ta różnica powstaje. Mamy nadzieję wychwycić, w którym momencie pojawia się taka zależność.
Ona nie jest obecna od urodzenia?
Za mało jest badań na noworodkach, żeby to stanowczo stwierdzić. Aktualnie uważa się, że dorosłe kobiety mają lepszy węch ze względu na czynniki behawioralne i społeczne, czyli częstsze gotowanie, zainteresowanie kosmetykami i produktami perfumowanymi. To jest w pewnym sensie trening, ale też – inaczej niż u mężczyzn, którzy nie przejawiają specjalnego zainteresowania podobnymi rzeczami – większa świadomość i nadawanie znaczenia zapachowi. My natomiast chcemy udowodnić, że rozwój węchowy jest powiązany z rozwojem emocjonalnym i poznawczym. Dlatego moim długofalowym celem jest wpisanie do programów edukacyjnych przedszkolaków edukacji olfaktorycznej. I nie chodzi mi tylko o proste wąchanie zapachów, ale o edukację kulinarną i środowiskową, czyli wszystkie te zagadnienia, które są społecznie istotne, a opierają się na zmyśle węchu. Chciałabym zacząć promować wiedzę o zdrowiu węchowym oraz o możliwościach istniejącej profilaktyki i rehabilitacji.
Rozmawiała Aneta Zawadzka