Ponad 700 osób wzięło udział w akcji „Nauka do naprawy”. Zgłaszali zarówno zmiany o charakterze „punktowym”, jak i obejmujące szerszy zakres. Najwięcej sugestii dotyczyło finansowania nauki i ewaluacji. Publikujemy raport podsumowujący wspólne przedsięwzięcie Polskiej Akademii Nauki i „Forum Akademickiego”.
Akcja „Nauka do naprawy” miała na celu zasygnalizowanie najważniejszych – zdaniem środowiska naukowego – problemów i zagadnień wymagających zmian w obecnie funkcjonującym systemie. Rozpoczęła się w połowie grudnia 2023 roku i trwała miesiąc. Za pomocą formularza online nadesłano blisko 750 propozycji, zarówno drobnych sugestii techniczno-prawnych, jak i większych modyfikacji.
Najczęściej, bo aż 267 razy, uczestnicy przypisali swoje zgłoszenie do obszaru finansowania nauki. Znaczna część uwag dotyczyła ewaluacji (195), szkolnictwa wyższego (181), a także spraw doktorantów i wczesnego etapu kariery oraz modelu kariery naukowej (po 159). Zmiany w zakresie etyki i dobrych praktyk w instytucjach naukowych pojawiły się w 140 propozycjach. Konieczność poprawy w administracji wskazano w 91 wpisach, zaś w systemie edukacji i współpracy nauki z otoczeniem po 70 razy. Otwartego dostępu w nauce dotyczyło 54 sugestii, podobna liczba obejmowała pomysły co do popularyzacji i społecznej roli (53) i funkcjonowania Polskiej Akademii Nauk (49). Zgłaszający mogli wskazać w ankiecie więcej niż jeden obszar, którego dotyczy ich zmiana.
Otrzymaliśmy pełne spektrum problemów, z jakimi borykają się polscy akademicy. Wśród zgłoszeń są zarówno zmiany o charakterze „punktowym”, jak i obejmujące szerszy zakres, a co za tym idzie mające znacznie poważniejsze konsekwencje. Co ciekawe, nadesłano bardzo wiele propozycji, z których jedynie niektóre wymagają radykalnego zwiększenia finansowania. Oznacza to, że podniesienie nakładów, choć powinno być priorytetem, nie jest jedynym remedium na bolączki naszej nauki – komentują prof. Dariusz Jemielniak, wiceprezes PAN, i Piotr Kieraciński, red. naczelny „Forum Akademickiego”.
Po zakończeniu przyjmowania ankiet, do pracy przystąpili zaproszeni przez nas eksperci: prof. Agnieszka Chacińska, prof. Jan Cieśliński, prof. Wojciech Fendler, prof. Jarosław Górniak, prof. Monika M. Kaczmarek, prof. Justyna Olko, prof. Katarzyna Starowicz-Bubak, dr hab. Michał Tomza. Wraz z prof. D. Jemielniakiem, inicjatorem akcji, dokonali oni analizy nadesłanych kwestionariuszy i spośród wszystkich zgłoszeń wybrali te, które uznali za kluczowe, proponując na ich podstawie katalog zmian koniecznych do wprowadzenia w systemie nauki. Raport, który dziś publikujemy, jest efektem ich pracy.
Wyniki ankiet stały się również przedmiotem debaty online zorganizowanej 15 lutego. W internetowej dyskusji udział wzięli: minister nauki Dariusz Wieczorek, prof. Bogumiła Kaniewska, przewodnicząca Konferencji Rektorów Uniwersytetów Polskich i rektorka Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu; prof. Marek Konarzewski, prezes Polskiej Akademii Nauk; prof. Krzysztof Jóźwiak, dyrektor Narodowego Centrum Nauki.
Dodajmy, że katalog niezbędnych zmian przepisów tworzy także Rada Główna Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Zapewne wśród nich znajdzie się duża część propozycji nadesłanych również do nas. Raport, do którego dołączamy wszystkie zanonimizowane zgłoszenia, stanowi podsumowanie akcji „Nauka do naprawy”.
MK
Dziwię się, że w raporcie tak mało miejsca poświęcono na "Administrację". Od kilku miesięcy pracuję na uczelni w Polsce, gdzie realizuję swój grant. Biurokracja rozwinięta jest w takim stopniu, z jakim nie spotkałam się nigdzie wcześniej za granicą. System nadmiernej kontroli sprawia, że osoby chcące prowadzić badania, realizować nowatorskie pomysły dosłownie mają związane ręce - spędzają godziny na wypełnianiu formularzy, zdobywaniu zgód, a często i tak nie są w stanie "rozliczyć" swoich projektów.
Osoby pracujące w administracji - od kadr począwszy, na obsłudze IT skończywszy - traktują naukowców jak niepokorne zasoby, którymi trzeba zarządzać (bo sami nie potrafią). Komentarze typu "no jak człowiek z doktoratem się doczegoś dotknie...." towarzyszące rozwiązywaniu problemów; historie o zgubionych przez biuro dokumentach, za które winą obarcza się adiunktów; stawianie naukowców w opozycji do administracji, która to "reprezentuje" rektora. Długo mogłabym wymieniać. Kreuje to atmosferę braku zaufania, braku szacunku, i niedostatku. I to wymaga "naprawy".
Raport jest bardzo ciekawy i w wielu miejscach podaje słuszną diagnozę Polskiej Nauki. Pokazuje ogromne zróżnicowanie poglądów na to jak ta Nauka ma wyglądać. Zapewne wpływ na to ma miejsce pracy oraz pełniony zakres obowiązków. To oznacza, że panuje kompletny brak ujednoliconych standardów, przez co nigdy nie będzie jasnego konsensusu w kwestii zmian jakich należy dokonać.
Z mojej perspektywy, to co uderzyło mnie najbardziej po przejrzeniu raportu, jest brak podejmowania na poważnie kwestii mobilności naukowców poprzez stworzenie odpowiednich ram prawnych oraz zachęty finansowej. To osoby świeżo po doktoracie są motorami napędowymi badań w obszarze ich specjalizacji, mają świetne pomysły i przede wszystkim energię do działania. To oni najczęściej biorą na swoje braki proces formowania następców (studentów szkół doktorskich realizujących prace badawczą) ucząc ich warsztatu naukowego. Jednakże, finansowanie tychże jest na dużo niewystarczającym poziomie. Co prawda np. w ramach grantów NCN oferowane jest finansowanie stanowiska typu PostDoc, ale kwoty te są dość niskie, aby przyciągnąć dobrej klasy naukowca o wystarczającym potencjale wiedzy do poniesienia wysoko-zaawansowanych badań. Konsekwencją jest wyhamowanie procesu badawczego, bo konieczne staję się zastąpienie PostDoca doktorantami (a tych trzeba wyszkolić np. wysyłając na staże). Ten proces będzie się pogłębiał, gdyż zdolni młodzi naukowcy po doktoracie w Polsce, wyposażeni niejednokrotnie w znakomity warsztat naukowy, ulatniają się coraz częściej do zespołów zagranicznych, oferujących lepsze warunki finansowe. Celowo w tej wypowiedzi pomijam problem poziomu prowadzonych badań naukowych. Piszę to z perspektywy osoby, która publikuje w czasopismach poziomu Nature, posiada granty naukowe EU oraz instytucji krajowych. Mamy zespoły badawcze w Polsce, które mają odpowiednio wysoki poziom naukowy, ale możliwości sprowadzania/zatrzymywania wysokiej klasy PostDoc są małe. Obecne pokolenie ludzi coraz częściej zwraca uwagę na realizowanie swoich potrzeby poza nauką i temu trendowi trzeba wychodzić na przeciw.
Dalej w tym kontekście, osoby po PostDoc, decydując się pozostać w realiach finansowania Nauki w Polsce, powinna mieć lepsze możliwości zmiany otoczenia naukowego. Piszę z perspektywy osoby zajmującej się nauką doświadczalną/techniczną. Dziś praktycznie niemożliwe jest przeniesienia się młodego naukowca z jednego ośrodka do drugiego zachowując wysoką autonomię pracy naukowej. I nie jest to wyłącznie problem oporu uczestników procesu po stronie nowego pracodawcy, którzy boją się konkurencji, która wymusza aktywność, a nie widzą szans na współpracę i podniesienie jakości swoich własnych badań. To przede wszystkim jest brak programów finansowania, które umożliwiają zdolnym, młodym, ale i doświadczonym już naukowcom możliwość zbudowania własnego laboratorium w miejscu, gdzie ich tematyka badawcza wpisuje się w strategie ośrodka przyjmującego i tenże ośrodek chce takiego naukowca przyjąć (pomijam fakt, że wiele ośrodków naukowych w Polsce nie ma strategi rozwoju lub są one atrapą sankcjonowaną przez porządek prawny ośrodka). Programy badawcze z możliwością złamania bariery 0.5 mln PLN na zakup aparatury z finansowaniem na poziomie kilku mln PLN (5-10 mln PLN) są kluczowe dla tego typu migracji młodych naukowców w kraju. Za tym muszą iść zwiększenie dostępności budżetu instutucji finansujących takie programy, ale też, odpowiednie regulacje prawne, które nie doprowadzą do kłopotów finansowych ośrodka przyjmującego (np. problem amortyzacji).
A czy byłby Pan w stanie w kilku słowach wyjaśnić, co takiego załatwi rzeczona "mobilność naukowców" i dlaczego ma to być dobre? Przypominam, że XIX wiek minął ponad sto lat temu, dziś w epoce telefonów i internetu poznamy najnowsze osiągnięcia uczonych z całego świata nie ruszając się od biurka.
@Profesor PAN
To pytanie swiadczy o kompletnym braku zrozumienia, jak absolutnie bezcenna i nie-do-zastapienia jest dluga wizyta w zagranicznym osrodku naukowym w pewnym momencie kariery. I im wczesniej, tym lepiej, dlatego najlepiej albo zrobic doktorat za granica, albo dlugi postdoc, tak, jak jest przyjete na swiecie, przynajmniej w naukach przyrodniczych.
"Epoka telefonow i internetu" zdecydowanie, w zaden sposob nie zastapi osobistych interakcji z naukowcami z roznych osrodkow na swiecie, obcowania z cala machina organizacji danej jednostki dzialajaca inaczej, niz w Polsce, z mechanizmami wspierajcymi rozwoj nauki, z roznymi formami finansowania, rozwiazywania problemow. Rowniez, "networking", tworzenie sieci znajomych i wlaczenie w system kontaktow w swojej dziedzinie nie dziala przez telefon nawet w przyblizeniu tak dobrze, jak fizyczna obecnosc i kontakt osobisty.
Proszę Pana, spędziłem za granicą 12 lat (Niemcy, UK i Australia) i chyba znam wady i zalety wyjazdów. Dla uściślenia - piszę o długich pobytach czyli powyżej roku, na tych krótszych po całym świecie też spędziłem sporo ponad rok. Czasem istotnie jest to korzystne a nawet konieczne ale z powodów innych niż " osobiste interakcje z naukowcami z roznych osrodkow na swiecie" i networking. O te łatwo na konferencjach i krótkich pobytach wymiennych. A poza tym jak wspomniałem - wynaleziono internet. Chyba tylko dwu rzeczy (i to ze sfery rozrywkowej) nie da się za jego pośrednictwem zrobić.
@Profesor PAN
Jak rozumiem, spedzil Pan 12 lat za granica, i teraz tego zaluje, bo przeciez jest internet.... Wspolczuje.
Musze powiedziec, iz jest to troche dramatyczne, ze jeszcze istnieja ciagle ludzie poddajacy w watpliwosc sens dlugich wyjazdow zagranicznych w celach naukowych. Obecnie sa tendencje zmierzajace w kierunku ulatwiania naukowcom takich wyjazdow, na przyklad poprzez wlaczanie srodkow, ktore pomoglyby zabrac ze soba rodzine na takie wlasnie wyprawy. Miedzy innymi po to, zeby pomoc kobietom w wyjazdach, poniewaz one do tej pory byly (i ciagle sa) dyskryminowane w tym temacie, z wiadomych powodow.
Wyjazdy zagraniczne, i to takie nie na tydzien czy miesiac, ale raczej 3 czy 5 lat, pomagaja zrozumiec jak dziala nauka, i jak nauka jest ustawiona w gospodarce i spoleczenenstwie, praktycznie na WSZYSTKICH poziomach, jakie mozna sobie wyobrazic. Od najmniejszych szczegolow, do spraw bardzo ogolnych.
Pomaga tez pozniej zinternacjonalizowac badania we wlasnym kraju, poniewaz znacznie lepiej wtedy rozumie sie problemy ludzi przyjezdzajacych, traktowanych jako tymczasowi goscie w jakims miejscu. Oczywiscie, ze dlugi wyjazd za granice powinien byc jedynie preferowany, a nie wymagany, poniewaz jednak nie wszyscy beda mogli wyjechac, z roznych powodow. Jednak prawda jest taka, ze takiego wyjazdu nie da sie zastapic zadnymi sesjami online, telefonem, internetem, czy jakimkolwiek innym medium.
W sumie się Pan zgodził. Długoterminowe wyjazdy zagraniczne często mają sens ale jest głupotą wymaganie ich przy postępowaniach awansowych czy ubieganiu się o grant. Moje doświadczenie jest takie, że nauka wszędzie działa tak samo, a sto uniwersytetów z okładem odwiedziłem.
PS. Więc skąd moje wieloletnie pobyty za granicą? W mojej dziedzinie (quantitative finance) liczą się tylko dwa ośrodki: Wall Street i City of London. I to jest ważne a nie jakieś networking.
@Profesor PAN
"Sto uniwersytetów z okładem odwiedziłem" - to ciekawe. Czy ma Pan na mysli, ze widzial Pan fasade budynku? Czy moze pracowal tam na tyle dlugo, zeby poznac mechanizmy dzialania tego miejsca, jak robi sie tam nauke na co dzien, itd?
Ja nie mowie o odwiedzinach turystycznych, tylko o pracy naukowej. Bo roznice w tym, jak uprawia sie nauke, istnieja pomiedzy krajami oraz pomiedzy roznymi osrodkami naukowymi w danym kraju. I czasami te roznice sa ogromne.
Natomiast postepowania awansowe powinny jak najbardziej brac uwage dlugoterminowe wyjazdy zagraniczne, razem z wieloma innymi czynnikami, poniewaz jest to niezwykle istotny element pracy i warsztatu naukowca.
Pracowałem na tyle długo, by poznać mechanizmy działania tego miejsca. Zadowolony?
Bardzo dziękuje za ten komentarz. Na wstępie powiem, że mobilność prowadzi do dystrybucji wiedzy i tzw. "know-how". Nie da się zrobić skomplikowanego projektu w rozsądnym wymiarze czasu, bez bezpośredniego doświadczenia badacza.
Zgadzam się, że dziś informacja jest powszechnie dostępna, ale często jest ona niepełna. Z doświadczenia wiem, że przeczytać jak coś zrobić, a później wdrożyć rozwiązanie, to są często dwie rozłączne sprawy. Bardzo wiele zależy od szczegółów, których próżno szukać w ogólnodostępnej przestrzeni informacyjnej. Co więcej, praktyka pokazuje, iż część szczegółów jest celowo pomijana (później dowiaduje się o nich w rozmowach bezpośrednich z autorami prac). Rozumie motywacje autorów, którzy chcą, choć przez chwilę, zachować status lidera w jakimś obszarze, chroniąc swoją wiedzę. Czasami dane podawane przez autorów prac są uznawane za tak oczywiste, że nieświadomie informacja jest pomijana. W projektach prostych, mniej skomplikowanych, można zawsze zorganizować spotkanie z autorami danej publikacji (w bezpośrednich kontaktach zwykle są oni bardzo otwarci). Jeśli zagadnienie wymaga obserwacji procesu (synteza, eksperyment), istnieje możliwość wysłania studenta/doktoranta do ośrodka, w którym dany proces jest organizowany (mobilność!). Trudniej jest w przypadku bardziej skomplikowanych projektów, w których konieczne jest zastosowanie szerszej wiedzy, biorąc pod uwagę wiele procesów biorących udział w konstrukcji zadania badawczego. Wtedy do menadżera zespołu badawczego należy znaleźć odpowiednią osobę (najczęściej PostDoc), która dysponuje wiedzą, pozwalającą na szybkie wdrożenie metod/procesów, bez konieczność "odkrywania ich na nowo". To właśnie dlatego, że dziś informacja jest ogólnie dostępna, nie ma czasu na "odkrywanie Ameryki na nowo". Co więcej, wiedza przywieziona przez PostDoc zostaje w zespole który go gości, tą wiedzę z bezpośredniego źródła otrzymują studenci i doktoranci. Zatem mobilność i przenoszenie się zarówno studentów jak i doktorantów oraz PostDoc między laboratoriami ma kluczowe znaczenie dla propagacji wiedzy, szybkiego rozwiązywania problemów naukowych dzięki efektywnej implementacji metod i procesów, oraz rozwoju nauki per se.
W jaki sposób mechanizm ewaluacji zakładający wykazywanie najwyżej punktowanych publikacji i jak w raporcie napisane "promujący tzw. lokomotywy" został uznany za ciekawy pomysł? Czy może wypowiedzą się eksperci, najlepiej ci którzy tak uznali i jakoś to uargumentują? Bo tak już było i doprowadziło to do tego, że jest masa ludzi, którzy po prostu nie robią, bo jadą na czyichś plecach. W jaki sposób ma to pomóc? To musi zakładać jednocześnie jasne i egzekwowalne konsekwencje dla najsłabszych, ale jakoś tego w tym ciekawym pomyśle nie widać.
Bo premiowanie najlepszych to jak najbardziej, ale nie żeby tych najsłabszych za nimi schować. Umówmy się, 4 lata to jest dość sporo, żeby móc wykazać dorobek, to nie muszą być publikacje. Jeśli ktoś wykaże po tym czasie patenty/wdrożenia, które nie pozwalały na publikacje to ok. Jeśli ktoś przez 4 lata nie ma nic to po prostu nie powinien być pracownikiem naukowym, tyle. Bo inaczej to do niczego nie dojdziemy. Oczywiście z uwzględnieniem sytuacji losowych, wiadomo, że jak ktoś był np. ze względów zdrowotnych nieaktywny przez połowę ewaluacji to trzeba spojrzeć na niego inaczej.
Akurat mi się ten pomysł też nie podoba. Zwłaszcza, że preferuje się tam 140 i 200 pkt, a punktacja nasza jest mało selektywna (mamy prawie 1000 dwusetek i kilka tysięcy 140-tek, przy czym wiele z nich to megażurnale o ogromnej objętości i wątpliwym prestiżu). Z drugiej strony 4 sloty to może trochę za mało?
Być może taki oto kompromis byłby sensowny: od każdej osoby z N wymagać choćby wypełnienia jednego slotu (czy też odpowiedniego ułamka, jeśli niepełny etat, ułamkowe deklaracje dyscyplin, itp.), którego nie może zapełnić "ktoś inny", ale na pozostałe sloty dopuścić "lokomotywy" (czyli dać im np. możliwość 5 lub 6 slotów zamiast obecnych 4). To byłby taki przepis komplementarny do "kary" za N0 (ale działający nieco inaczej).
Ok, tylko to znowu jest jedynie kwestia wtórna, jak wykazać dorobek. Nie rozwiąże to podstawowego problemu, czyli nieróbstwa.
Wiedzą państwo że żadna z tych zmian nigdy nie zostanie wprowadzona? ;) Na uczelniach mamy zbyt dużo miernego betonuz który nigdy nie zgodzi się na żadne zmiany, bo to by oznaczało koniec ich kariery :)
Interesująca jest lektura załącznika. Nie wiedziałem, że polscy naukowcy mają taką kaszankę w głowach i tak olbrzymie kłopoty z językiem ojczystym.
Też mnie to zdziwiło i zaskoczyło
Raport ciekawy i niewątpliwie wartościowy. Wielka szkoda, że wśród Ekspertów zabrakło choć jednej osoby reprezentującej nauki techniczne. Niestety z tego powodu raport jest nieco wypaczony. Brakuje chociażby propozycji rozwiązania problemu niesprawiedliwej punktacji za konferencje ...
Raport wartościowy. Niestety, nie ma wśród Ekspertów też Nikogo z dziedziny nauk rolniczych ... a za to są dwie osoby z dyscypliny nauki biologiczne i do tego z biologii molekularnej :)
Brak też instytutów rolniczych w tym raporcie a Polska potrzebuje żeby były na poziomie francuskiej INRA czy dobrych instytutów tego typu działających w Anglii i Szkocji.