Ministerstwo Rolnictwa wstrzymywało informacje na temat zakaźnych chorób występujących u zwierząt i pomoru drobiu. Biuro Prasy przekazywało do GUKPPiW polecenia blokowania informacji o wypadkach drogowych, zabójstwach i samobójstwach. Prezes GUKPPiW nierzadko otrzymywał polecenia od premiera. Materiały instrukcyjne docierały do GUKPPiW również ze Sztabu Generalnego LWP oraz radzieckiej ambasady i konsulatów.
W książce poświęconej cenzurze w Polsce (w latach 1944–1960) przekonuję, opierając się na archiwach polskich i zagranicznych oraz licznej grupie dokumentów radzieckiej proweniencji, że jednym z powodów utworzenia na ziemiach polskich urzędu cenzury były nasilające się na Zachodzie informacje na temat skali sowieckich zbrodni dokonywanych na Polakach podczas II wojny światowej. Stalin chciał zablokować informacje o eksterminacji ludności zamieszkałej na Kresach Wschodnich II RP, deportacjach w głąb ZSRR, zbrodni katyńskiej oraz terrorze sowieckim, przedostające się do zachodnich mediów, zwłaszcza w przededniu konferencji jałtańskiej (luty 1945 r.). Wiadomości o zbrodniach radzieckich przedostawały się na Zachód różnymi kanałami – poprzez pocztę, rodziny zamordowanych, wojskowych, podziemną prasę i radiostacje – i były przez Stalina traktowane jako element kampanii antyradzieckiej.
Instytucja cenzury powstała na ziemiach polskich jeszcze podczas II wojny światowej. Urzędy odpowiedzialne za kontrolę środków przekazu były tworzone przez funkcjonariuszy radzieckiego aparatu kontroli Gławlitu, przy wydatnym wsparciu NKWD oraz miejscowych komunistów, we wszystkich państwach Europy Środkowo-Wschodniej, które znalazły się w radzieckiej strefie wpływów oraz na obszarach zaanektowanych przez Związek Radziecki. W procesie tworzenia aparatu cenzury polscy komuniści odegrali rolę marginalną wobec radzieckich wojskowych oraz „doradców” przybyłych z Moskwy. Najważniejsze decyzje podejmowali pracownicy Gławlitu, których polecenia były traktowane w kierownictwie Polskiej Partii Robotniczej jak rozkazy. Funkcjonariusze radzieckiej cenzury przybyli do Lublina po upadku powstania warszawskiego, w grudniu 1944 roku, aby zorganizować urząd cenzury wzorowany na modelu sowieckim. Ich zadaniem było przyśpieszenie tempa prac nad urzędem kontroli, który miał być jednym z filarów zabezpieczających radzieckie interesy w Polsce. W lipcu 1946 roku utworzono w Warszawie Główny Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk, którego siedziba znajdowała się na ulicy Mysiej.
Pierwsi cenzorzy
Pierwsi cenzorzy byli wyłaniani spośród funkcjonariuszy bezpieki (Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego). W latach czterdziestych i pięćdziesiątych XX wieku większość cenzorów nie posiadała należytego wykształcenia (85% kadry miało wykształcenie podstawowe lub niepełne podstawowe, a 1% wykształcenie wyższe) oraz elementarnej wiedzy z zakresu historii, literatury, a nawet ortografii. Byli to ludzie pochodzący z awansu społecznego, których największą zaletę stanowiła przynależność do partii oraz pryncypializm ideologiczny. Pracowników cenzury rekrutowano spośród funkcjonariuszy aparatu represji, jednak nie nadawali się oni do tej pracy. Liczne grono funkcjonariuszy MBP niższego szczebla wywodziło się z warstw plebejskich, głównie z pogranicza wsi i miasta. Byli to w większości ludzie bardzo młodzi, bez tradycji politycznej, często bez zawodu i wykształcenia. Ich kultura prawna i wiedza policyjna były nikłe, mieli mało skrupułów, nadmiar ambicji i stanowili typowy materiał do „brudnej” roboty. Ze względu na niechęć i wrogość społeczeństwa wobec aparatu represji do MBP byli przyjmowani nawet pospolici przestępcy, ludzie o niskim poziomie moralnym i intelektualnym, a także analfabeci. Brak odpowiedniego wykształcenia był stałym problemem wśród cenzorów w latach czterdziestych i pięćdziesiątych XX wieku.
Instrukcje dla cenzorów
Aparat cenzury był ważnym narzędziem PPR/PZPR zabezpieczającym interesy partii, a działalność cenzorów sprowadzała się do realizacji wytycznych KC PPR, następnie KC PZPR oraz Rady Ministrów. Warto pamiętać, że urząd cenzury nie stanowił samodzielnego bytu, a zadania realizowane przez pracowników kontroli były ustalane na najwyższych szczeblach władzy. Szeregowy cenzor nie kreował linii politycznej urzędu, lecz był realizatorem wytycznych otrzymywanych „z góry”.
Instrukcje i tzw. zapisy były formułowane przez poszczególnych sekretarzy KC, w szczególności odpowiedzialnych za propagandę (prasę, radio i telewizję), kulturę i naukę. Źródłem instrukcji i wytycznych były Biuro Polityczne, sekretariat KC, ministerstwa oraz instytucje państwowe, takie jak m.in. GUS, NIK oraz przedsiębiorstwa państwowe. Prezes GUKPPiW otrzymywał polecenia od I sekretarza, prezesa i wiceprezesa Rady Ministrów. Był to stały element cenzorskiego instruktażu. Część instrukcji została opublikowana dzięki Tomaszowi Strzyżewskiemu, pracownikowi krakowskiej cenzury, który skopiował ściśle tajne wytyczne cenzorskie, tzw. Księgę zapisów i zaleceń i nielegalnie, z narażeniem życia, wywiózł ją w 1977 r. do Szwecji. Instrukcje zostały następnie opublikowane przez emigracyjne wydawnictwo Aneks w Londynie pod postacią Czarnej księgi cenzury PRL. Po jej lekturze Stefan Kisielewski napisał w Dziennikach, że „włos podnosi się na głowie”, a z dokumentu „tchnie czyste szaleństwo, i to ruskie, średniowieczne, bizantyjsko-azjatyckie”.
Polecenia i prośby (także telefoniczne) formułowane przez ministrów nie należały do rzadkości. Na przykład w latach sześćdzesiątych XX wieku Ministerstwo Handlu Zagranicznego blokowało informacje na temat handlu z państwami kapitalistycznymi (w tym zakupu kawy), eksportu do ZSRR surowców i towarów po zaniżonych cenach oraz dodawania hormonów do paszy dla zwierząt hodowlanych. Ministerstwo Rolnictwa wstrzymywało informacje na temat zakaźnych chorób występujących u zwierząt i pomoru drobiu. Biuro Prasy przekazywało do GUKPPiW polecenia blokowania informacji o wypadkach drogowych, zabójstwach i samobójstwach. Prezes GUKPPiW nierzadko otrzymywał polecenia od premiera, np. w kwietniu 1969 r. wicepremier Jaroszewicz telefonicznie wydał polecenie blokowania informacji o kosztownym i niepotrzebnym przesunięciu Pałacu Lubomirskich, do czego doszło na początku 1970 r. Materiały instrukcyjne docierały do GUKPPiW również ze Sztabu Generalnego LWP oraz radzieckiej ambasady i konsulatów.
Warto również pamiętać, że najbardziej kontrowersyjne artykuły, które miały ukazać się w prasie (np. w „Po prostu”, „Sztandarze Młodych” czy „Nowej Kulturze”) czytał sam I sekretarz. Szeregowy cenzor nie podejmował decyzji w sprawie druku artykułów wzbudzających obawy co do zgodności z polityką propagandową partii. Tego typu teksty były konsultowane na kilku szczeblach. Ze wspomnień Mieczysława Rakowskiego wynika, że Biuro Polityczne zapoznawało się również z filmami przeznaczonymi do dystrybucji kinowej i decydowało, czy wpisują się w aktualną politykę partii. Tak było np. z Zezowatym szczęściem Andrzeja Munka, które obejrzało niemal całe Biuro Polityczne.
Cenzurowanie odbywało się także poza urzędem kontroli, w drodze negocjacji między twórcami a władzami. Szczegółowo opisał ten mechanizm, na przykładzie cenzurowania nauki historycznej, Zbigniew Romek, który dał liczne przykłady świadczące, że niemały wpływ na kształt wymogów cenzuralnych miało wielu historyków dobrze ocenianych przez elity władzy lub związanych z nimi koleżeńsko. Wytyczne centralnych organów miały charakter ogólny, a o tym, w jaki sposób je interpretować, decydowali sami uczeni, w szczególności ci, którzy sprawowali rozmaite funkcje kierownicze w partii i rządzie, na uczelniach i Wydziale Nauk Społecznych Polskiej Akademii Nauk. Funkcje cenzorskie spełniał zatem niemały krąg osób, przekonany o wyższości metodologii marksistowskiej nad „burżuazyjną” lub po prostu z przyczyn koniunkturalnych, który decydował o poprawności politycznej i ideologicznej.
System kontroli był zawiły, a wydawnictwa i redakcje gazet niejednokrotnie prowadziły „grę” z cenzorami, próbując przeforsować jak największą liczbę ustępstw. Liczna grupa ludzi pióra (naukowców, pisarzy, dziennikarzy) szła na daleko idące ustępstwa, szukając szansy dla swojej książki czy artykułu. Jak wspominał Wiesław Władyka, redaktor „Mówią Wieki” i „Polityki”, pewnych tematów się nie podejmowało, bo z góry było wiadomo, że nie mają szans na publikację. „Ludziom trudno się przyznawać do tego, że wybierali to, co miało szanse. Dlaczego autor ma stracić osiem lat, zaprzepaścić karierę, skoro nie ma żadnej szansy, żeby coś opublikować? Szuka tematów uczciwie dobranych, ale które mają szanse. Poza tym funkcjonował cały system wydawców i redaktorów. Ja nie wierzę, że cenzor dopisuje, cenzor może wykreślać, dopisuje redaktor i wydawca – to on naciska na autora, pertraktuje z nim i mówi: puścimy to panu, ale niech pan napisze, że ktoś tam to był kawał łobuza – jak pan to dopisze, to my to puścimy” – wspominał.
W okresie PRL warunkiem publikowania części prac naukowych i publicystycznych był bliższy lub dalej idący kompromis między autorem a cenzorem, zawierany najczęściej poprzez pośrednika w postaci wydawcy lub redaktora (prowadzącego, naczelnego, sekretarza redakcji). Bezpośredni kontakt między cenzorem a autorem należał do rzadkości. Takich głosów jak Andrzeja Paczkowskiego, który przyznał, że dokonywał ustępstw wobec systemu i cenzury oraz wybierał tematy bezpieczne, jest więcej. Niemal wszyscy rozmówcy Błażeja Torańskiego (m.in. Andrzej Paczkowski, Kazimierz Orłoś, Krzysztof Zanussi, Jan Pietrzak, Ernest Bryll, Zbigniew Lew-Starowicz, Janusz Rolicki, Andrzej Krauze, Tomasz Strzyżewski), których wypowiedzi opublikowano w interesującej książce pt. Knebel. Cenzura w PRL-u, twierdzą, że warunkiem publikowania prac naukowych i publicystycznych w okresie PRL była autocenzura.
Zakres kontroli cenzorskiej
Cenzorzy kontrolowali materiały drukowane, programy radiowe i telewizyjne, kinematografię i druki ulotne (np. widokówki, plakaty). W okresie stalinizmu blokowali druk schematów świadectw chrztu, sakramentu małżeństwa, kartek do spowiedzi wielkanocnej, zaproszeń na święcenia kapłańskie oraz wizytówek dla księży. Dokonywano ingerencji w księgach chrztu, księgach zmarłych, księgach małżeństw oraz protokołach zawarcia małżeństwa. Cenzurowano nie tylko drobniejsze artykuły, notatki czy nekrologi, ale również encykliki papieskie. Cenzurowano kazania, podręczniki szkolne do religii, katechizmy, książki do nabożeństw, księgi liturgiczne. Kontrolą objęte były zakłady poligraficzne, firmy zajmujące się sprzedażą matryc, księgarnie, antykwariaty, biblioteki, kluby kultury, słupy z ogłoszeniami, gabloty z gazetkami, kioski przykościelne, festyny i inne imprezy otwarte, ogłoszenia parafialne wiszące w kościołach, obrazy kościelne. Cenzurze podlegały nawet książki eksponowane przez organizacje zagraniczne podczas Międzynarodowych Targów Poznańskich.
Cenzorzy kontrolowali spektakle teatralne, przedstawienia operowe i operetkowe, występy zespołów baletowych, rozrywkowych, cyrkowych, wystawy, obchody, kiermasze, bazary, festyny, jarmarki. Kontrolowali płyty gramofonowe, plakaty teatralne oraz afisze. Cenzorzy kontrolujący widowiska analizowali scenografię teatralną, wygląd aktorów oraz dobór strojów, pilnowano, czy podczas premiery nie dodano uprzednio niezaakceptowanych elementów. Cenzorzy, którzy kontrolowali widowiska, potrafili wdzierać się za scenę podczas prób lub premiery, aby interweniować w sprawie „zakazanych akcentów”. Byli obecni na każdym etapie oceny sztuki, począwszy od kontroli scenariusza aż po premierę spektaklu a następnie kontrolę wtórną (która była realizowana nawet poza godzinami pracy). Cenzorzy wchodzili w rolę ekspertów oceniających zarówno występy baletowe, operowe i operetkowe, np. Orfeusza w piekle Jacquesa Offenbacha, jak i jazzowe koncerty grupy Zygmunta Karasińskiego. Analizując sprawozdania cenzorskie z koncertów popularno-rozrywkowych, trudno określić, gdzie kończą się stricte polityczne kryteria oceny, a zaczynają prywatne opinie cenzorów, będące wyrazem ich gustów muzycznych.
Konfiskowanie zagranicznych publikacji
Cenzorzy brali udział w procesach jako biegli sądowi, a ekspertyzy pisane przez nich służyły jako dowód w postępowaniach i przyczyniły się do skazania licznej grupy osób. Cenzorzy analizowali książki, czasopisma i druki ulotne dostarczane im przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa/Służby Bezpieczeństwa oraz Milicji Obywatelskiej, uzyskane podczas rewizji prywatnych mieszkań, kościołów i redakcji, wydobyte z paczek, listów i bagaży podróżnych przekraczających granicę oraz dostarczone przez tajnych współpracowników.
Choć w okresie odwilży (1954–1955) polityka cenzury wobec krajowych środków przekazu uległa pewnej liberalizacji, to w stosunku do książek i czasopism z zagranicy pozostała restrykcyjna. Zawartość paczek była drobiazgowo analizowana, a budzące zastrzeżenia publikacje potajemnie konfiskowane, bez informowania adresata o zaistniałym fakcie. Paczki, które trafiały do urzędów celnych, były kontrolowane przez celników, a konfiskowane publikacje przekazywano funkcjonariuszom Służby Bezpieczeństwa lub bezpośrednio cenzorom, którzy decydowali, czy prasa i książki trafią do adresata, czy też „na przemiał”. Cenzorzy wycofywali zarówno pisma nieposiadające debitu komunikacyjnego w kraju, jak i te, które przynajmniej teoretycznie, miały prawo być kolportowane. Ostatecznie decydował arbitralny osąd cenzora dyktowany aktualnymi wytycznymi partii oraz własnym przekonaniem co do słuszności podejmowanych decyzji.
Choć przeważająca część książek i czasopism nie miała charakteru politycznego, to według cenzorów nawet lifestyleowe pisma dla kobiet ocierały się o politykę, ze względu na popularyzację zachodniego stylu życia. Z tego też względu podlegały konfiskacie. Obok poważnych publikacji naukowych, dzieł najwybitniejszych polskich i zagranicznych pisarzy, encyklopedii, słowników oraz Biblii konfiskowano pisma dla panów z tzw. rozkładówkami (nie miały one nawet szansy trafić do adresata, gdyż cenzura pod względem obyczajowym była w tamtym czasie niemal purytańska), amerykańskie edycje „Vogue”, zachodnioniemieckie lifestyleowe pisma dla kobiet lub prasę dla dzieci i młodzieży. Wszystkie publikacje konfiskowane w Urzędach Celnych i Urzędach Pocztowych podlegały kontroli cenzorskiej. Z wyliczeń GUKPPiW wynika, że rocznie miało trafiać do PRL 20 tysięcy książek (wliczając jedynie publikacje skonfiskowane w Urzędach Celnych i Urzędach Pocztowych). Według ustaleń Marka Rudzkiego, którego ojciec Adam Rudzki w latach 1956–1987 odpowiadał za dział polskich publikacji w finansowanej z budżetu amerykańskiego instytucji International Literary Centre, zajmującej się przesyłaniem książek za „żelazną kurtynę”, od 1956 do 1994 roku przesłano do Polski 4 miliony publikacji. Należy mieć jednak na uwadze, że znaczna część książek i czasopism, które docierały do kraju była przywożona w bagażach Polaków odwiedzających Europę Zachodnią.
Prohibita
Problemy z dotarciem do kraju w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX wieku miały liczne pisma emigracyjne. W celu przedstawienia problemów Jerzego Giedroycia z krajową cenzurą sięgnęłam do korespondencji, która znajduje się w Archiwum Instytutu Literackiego w Maisons-Laffitte. Problemy z dostępnością paryskiej „Kultury” były powszechne. Większość egzemplarzy wysyłanych przez Jerzego Giedroycia do Polski nie docierała do adresatów. Od wydawanych przez Instytut Literacki książek oraz „Kultury” były odcięte również biblioteki publiczne i naukowe, z których jedynie nieliczne mogły się w nie zaopatrywać.
Cenzorzy przechwytywali rzeczone publikacje przeznaczone dla instytutów naukowych, bibliotek, ministerstw, wydawnictw. Problemy z dostępnością „Kultury” w kraju po 1956 r. nasiliły się, podobnie jak represje wobec osób podejrzanych o kontakty z „zagranicznymi ośrodkami wrogiej propagandy”. „Kultura” oraz książki Instytutu Literackiego były w latach pięćdziesiątych XX w. praktycznie niedostępne dla przeciętnego czytelnika w kraju, który nawet jeśli wiedział o istnieniu paryskiego wydawnictwa, to istniejące przeszkody instytucjonalne uniemożliwiały mu skorzystanie z publikacji. W okresie odwilży sytuacja nie uległa poprawie, miesięcznik docierał do bardzo wąskiej grupy czytelników. Na polecenie najważniejszych osób w państwie uniemożliwiano kolportowanie „Kultury”, która była postrzegana jako zagrożenie w wymiarze wewnętrznym oraz inspiracja dla potencjalnej opozycji. Posiadanie i udostępnianie przez biblioteki paryskiego miesięcznika było przedmiotem zainteresowania Służby Bezpieczeństwa. Najważniejsze biblioteki w kraju były odwiedzane przez funkcjonariuszy SB, którzy kontrolowali księgi udostępnień, deklaracje korzystania i rewersy. W Bibliotece KUL pracownicy aparatu represji podszywali się pod czytelników i godzinami przebywali w czytelni, podsłuchując rozmowy osób korzystających ze zbiorów. Funkcjonariusze SB współpracowali w zakresie kontroli bibliotek z cenzorami, którzy przekazywali im listy zawierające zakazane publikacje, tym bardziej że takowe były stale rozbudowywane i uzupełniane.
Wydawnictwa Instytutu Literackiego znajdowały się w zamkniętych częściach wybranych bibliotek, tzw. działach prohibitów. W Bibliotece UW klucze do magazynu oraz pomieszczenia, gdzie przechowywano katalogi druków zastrzeżonych, znajdowały się w podręcznej kasie ogniotrwałej pod kontrolą dyrektora i były udostępnianie wyłącznie na jego polecenie. Pisząc ten rozdział, wykorzystałam nieznane materiały źródłowe pochodzące z Archiwum Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego, z których wynikało, że nawet szeregowi bibliotekarze nie mieli dostępu do działów prohibitów. Jedynie sześciu pracowników biblioteki (w tym dyrektor i kustosz) posiadających, poza kwalifikacjami bibliotecznymi, odpowiednią postawę partyjną i dobrą orientację w sprawach politycznych, miało prawo wydawania czytelnikom książek z działu prohibitów. Druków znajdujących się w dziale ksiąg zastrzeżonych nie można było jednak wypożyczać, a jeśli czytelnik chciał z nich skorzystać, musiał wystąpić z wnioskiem do dyrektora. Bibliotekarze byli w okresie PRL zmuszani do działań sprzecznych z istotą ich zawodu – ukrywania informacji na temat zasobu bibliotecznego oraz blokowania dostępu do niego, pod groźbą nagany lub zwolnienia z pracy. Co więcej, bibliotekarz nie miał nawet prawa udostępniać zainteresowanym katalogu prohibitów, zaś książkę wyszukiwał bez podawania sygnatury, po tytule. Druki zakwalifikowane do prohibitów znajdowały się w wydzielonym pomieszczeniu, zamkniętym i zabezpieczonym plombami. Kierownik magazynu miał obowiązek codziennego sprawdzania stanu zamknięcia i plomb. Każdorazowe wejście do magazynu odbywało się w obecności dwóch pracowników, zaś pojedyncza osoba nie miała prawa wstępu do pomieszczenia. Pracownicy bibliotek mieli zakaz udzielania informacji na temat książek i czasopism znajdujących się w działach ksiąg zastrzeżonych, do czego zobowiązywały ich podpisywane uprzednio „lojalki” o zachowaniu tajemnicy państwowej. Czytelnik zainteresowany paryską „Kulturą” musiał przejść drogę przez mękę, aby uzyskać dostęp do miesięcznika.
Współpraca cenzorów z UB/SB
Analiza materiałów archiwalnych (dostępnych głównie w Archiwum Akt Nowych oraz Instytucie Pamięci Narodowej) pozwala potwierdzić tezę, że zakres współpracy cenzorów i funkcjonariuszy UB/SB był względnie szeroki. Ten aspekt działalności aparatu kontroli jest stosunkowo słabo rozpoznanym obszarem pracy cenzorów. Kwerenda w Instytucie Pamięci Narodowej, Archiwum Akt Nowych oraz archiwach lokalnych pozwoliła ustalić, że cenzorzy wykonywali dla UB/SB szereg tzw. prac zleconych (analiza dostarczonych książek i czasopism oraz druków ulotnych, w tym map), wspólnie brano udział w akcjach wymierzonych w rozmaite środowiska (przeszukiwanie kościołów w celu pozyskania zakazanej literatury religijnej, bibliotek zakonnych, redakcji), dokonywano lotnych kontroli instytucji kościelnych, cenzorzy przekazywali funkcjonariuszom UB/SB wiele cennych informacji, które pomagały w rozpracowaniu operacyjnym redakcji pism kościelnych. Skonfiskowane przez cenzorów, a następnie dostarczone do UB/SB materiały prasowe przekazywano redakcjom pism partyjnych, które wykorzystywały je do ataków m.in. na prasę katolicką. Współpraca dotyczyła również kontroli widowisk. Funkcjonariusze SB, podobnie jak cenzorzy kontrolujący widowiska, mieli prawnie zagwarantowane dwa bezpłatne miejsca w państwowych teatrach, operach, filharmoniach, cyrkach i podczas innych imprez na terenie Polski.
Cenzorzy stanowili element aparatu represji PRL i nawet jeśli w latach 70. czy 80., kiedy byli zatrudniani dla niepoznaki na etatach radców czy starszych radców i określali się mianem zwyczajnych urzędników pilnujących, czy „kontrahenci” (sformułowanie używane przez cenzorów) realizują ustawę o kontroli publikacji i widowisk, to ich działalność prowadziła do niszczenia zarówno samych dzieł, jak i ich twórców. Obok prasy tamtego okresu byli głównym narzędziem sterowania kampaniami propagandowymi w PRL. Główny Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk istniał od 1946 do 1990 roku. Choć w ciągu tego okresu zmieniała się struktura organizacyjna, kierownictwo, kadry a w 1981 roku nazwa urzędu, to mechanizm działania pozostał niezmienny.
dr hab. Kamila Kamińska-Chełminiak, Katedra Książki i Historii Mediów
Wydział Dziennikarstwa, Informacji i Bibliologii Uniwersytetu Warszawskiego
Artykuł popularyzuje wyniki badań autorki opublikowane w książce Cenzura w PRL. Organizacja, kadry, metody pracy, Warszawa 2019.