Wokół nauki
01 Grudnia
Rys. Sławomir Makal
Opublikowano: 2021-12-01

Czy możliwy jest kontakt między światami?

Odmienność światów, których przedstawicieli pisarz ze sobą zetknął, powoduje niemożność porozumienia, zrozumienia, a nawet domyślania się intencji obcych. Potrafi to opisać w taki sposób, że mu wierzymy. Już od swojego debiutu ilustrował fakt, że kontakt jest trudny, a czasem wręcz niemożliwy. Im bardziej oddalone są od siebie cywilizacje, tym stopni do pokonania, by osiągnąć porozumienie, jest więcej i są one coraz wyższe i coraz trudniej się na nie wspiąć.

Stanisław Lem był prekursorem poważnego traktowania literatury długo uważanej za niepoważną. Poprowadził polską i potem światową science fiction drogą, która zmusiła krytyków literackich do zastanowienia się, czy ma sens utrzymywanie jej w bagatelizowanym getcie popularnym, do stwierdzenia, że to nie sztafaż fabularny świadczy o jakości literatury i jej oddziaływaniu, ale kształt językowy i głębokość myśli autora. Dziś już nikt nie odmawia fantastyce naukowej literackiej wartości. Gdy Stanisław Lem zaczynał swą przygodę, było inaczej. Tak bardzo inaczej, że był w życiu Lema okres, gdy próbował porzucić science fiction na rzecz literatury realnej, realistycznej, tzw. normalnej. Z okazji osiemdziesiątej rocznicy urodzin pisarza pisał Piotr Bratkowski w „Gazecie Wyborczej”:

Co ciekawe, ogromnej popularności pisarza i jego międzynarodowym sukcesom początkowo towarzyszyła obojętność – żeby nie rzec: lekceważenie – krytyki. O ile tzw. szeroka publiczność od razu zakochała się w Lemie, kręgi opiniotwórcze – paradoksalnie – w zbyt dobrej wierze przyjęły jego ulubioną konwencję literacką. A literatura science fiction uchodziła wówczas, przynajmniej w Polsce, za gatunek podrzędny (GW 12.09.2001).

W tym czasie napisał choćby Szpital przemienienia, który jest tekstem ciekawym, ale nie znalazł uznania ani u krytyków, ani u czytelników.

Dziś można stwierdzić, że na science fiction był Lem od początku kariery wręcz skazany. Jego debiut literacki, Człowiek z Marsa, powieść w odcinkach drukowana w czasopiśmie „Nowy Świat Przygód”, powieść, której Lem nie lubił, nie wznawiał, nie bardzo chciał o niej pamiętać, wcale nie była tak krytycznie odbierana przez czytelników. Fakt, nie jest to dzieło ważne w dorobku pisarza, ale zawiera jeden z motywów przewodnich poważnej Lemowej fantastyki – motyw kontaktu. Cała Lemowa hard science fiction jest skoncentrowana na kwestii kontaktu. I to kontaktu, którego w rezultacie nie udaje się nawiązać. Bo Lem i we wcześniejszej, i w późnej, dojrzałej prozie wciąż prezentuje świadomość faktu, że odmienność kulturowa staje się przeszkodą w porozumieniu. O Człowieku z Marsa, w którym świetny znawca twórczości Lema, pionier polskich badań nad science fiction, Antoni Smuszkiewicz, widzi inspiracje Wojną światów Herberta George’a Wellsa, tenże badacz napisał:

I to również różni ujęcie Lemowskie od jego wielkiego poprzednika i zarazem stanowi charakterystyczną jego cechę: motyw całkowitej niepoznawalności zaziemskich światów i niemożności przenikania zamiarów ich mieszkańców.

Różnice w postrzeganiu świata

Twórczość Lema, obaliwszy mury fantastycznego getta, doczekała się ogromnej liczby opracowań: krótszych i dłuższych, naukowych i popularnonaukowych, literaturoznawczych i filozoficznych. Omawiano ją pod względem stylistycznym i językowym. Jednak rozległość zainteresowań, a co za tym idzie rozległość oddziaływań jego twórczości, jest tak wielka, że prowokuje do wciąż nowych prób interpretacji. Każda jego książka wnosi coś nowego, stanowiąc jednocześnie kontynuację i rozszerzenie wcześniejszego dorobku. Czasem kolejne dzieło staje się reinterpretacją poprzednich. Rok 2021, sto lat od urodzin Stanisława Lema i piętnaście lat od jego śmierci, rok ogłoszony przez polski Parlament Rokiem Stanisława Lema, jest wyśmienitą okazją, by twórczości pisarza przyjrzeć się po raz kolejny.

Jedną z najciekawszych perspektyw dla humanistów i przedstawicieli nauk społecznych jest jeden z motywów przewodnich Lema, któremu poświęcił przeważającą część większości swoich powieści, czyli kontakt. Lem pokazuje całą swoją twórczością, że kontakt interkulturowy jest bardzo trudny lub w ogóle niemożliwy. Chodzi przy tym o kontakt, który prowadziłby do porozumienia, czyli o sygnał, który jest jednocześnie komunikatywny, bo znaczący dla nadawcy, i informatywny, bo znaczący dla odbiorcy:

Przy pewnym dość powszechnie stosowanym uproszczeniu przyjmuje się, że to, co komunikuje nadawca (czyli informacja niejako wkładana w sygnał przez nadawcę na skutek wyboru jednej z istniejących możliwości) oraz informacja czerpana z sygnału przez odbiorcę (którą można sobie wyobrazić jako dokonany przez niego wybór jednej spośród tychże możliwości) są identyczne (John Lyons, Semantyka 1, Warszawa 1984, s. 36).

Taka identyczność jest niezwykle trudna (jeśli w ogóle możliwa) do osiągnięcia w przypadku komunikacji między przedstawicielami ludzkości, między członkami różnych grup społecznych, a nawet czasem wewnątrz tej samej grupy. Nie ma przecież dwóch takich samych oglądów świata (zależą bowiem również od czynników psychicznych, socjalizujących doznań indywidualnych itd.); mogą być do siebie bardzo zbliżone, ale nie identyczne. Jeszcze na przełomie drugiego i trzeciego tysiąclecia w lingwistyce wyraźnie mówiło się o językowym obrazie świata, przypisując członkom danej społeczności językowej, kulturowej to samo widzenie świata. Jednak zaczęło do nas docierać, że kwestia jest bardziej skomplikowana i człowiek, będąc członkiem pewnej grupy, jest także indywiduum. Im grupy są od siebie bardziej oddalone geograficznie, kulturowo, historycznie, tym postrzeganie świata różni się mocniej. Klasykami takiego podejścia do języka są Edward Sapir i Benjamin Lee Whorf. Sapir pisał, że ludzie „nie żyją wyłącznie w świecie obiektywnym ani też w świecie działalności społecznej w potocznym rozumieniu, ale w znacznym stopniu zdani są na łaskę tego języka, który stał się środkiem porozumiewania w ich społeczeństwie”. I dalej: „postrzegający nie utworzą sobie tego samego obrazu świata na podstawie tych samych faktów fizycznych, jeśli ich zaplecza językowe nie są podobne lub przynajmniej porównywalne”.

Ludzkie intencje komunikacyjne

Proza fantastycznonaukowa Stanisława Lema stanowi ilustrację hipotezy relatywizmu językowego. Kontaktowa science fiction Lema wpasowuje się w ustalenia badaczy. Niektóre wypowiedzi bohaterów jego powieści czy rozważania narratora można by potraktować jak fragment artykułu naukowego o relatywizmie czy JOS (językowym obrazie świata) lub co najmniej popularnonaukowy esej. Lem – już u progu swego fantastycznonaukowego pisarstwa – tę kwestię traktuje niezwykle dojrzale. Ustami bohaterów w dialogach powieściowych wyśmiewa niemające podstaw naukowych opisy rozmów z kosmitami (sądząc po filmach science fiction zapewne po angielsku). W Edenie Doktor mówi do Koordynatora: „Według historyjek, które czytywałem jako chłopak […] – w tej przeklętej zasłonie zrobiłaby się teraz buchająca dziura i wylazłby stamtąd typ […] i miałby pod pachą interplanetarny telekomunikator albo byłby gwiazdowym telepatą i dałby nam do zrozumienia, że jest przedstawicielem szalenie rozwiniętej cywilizacji, która…”.

Stanisław Lem wiele uwagi poświęcał ludzkim intencjom komunikacyjno-kontaktowym. Czy do kontaktu dążymy, by poznać i zrozumieć? Czy też w celu narzucenia swojego punktu widzenia? Antoni Smuszkiewicz pisze, komentując Eden:

A zatem czy wolno ingerować w nie swoje, nie ludzkie sprawy i to sprawy, które nie do końca są dla człowieka zrozumiałe? […] Takie pytania nasuwać się mogą nie tylko w ewentualnych kontaktach z kosmitami, ale również – a może przede wszystkim, bo częściej – przy spotkaniach realnych odmiennych kultur na Ziemi. Będą to pytania o granice neutralności, tolerancji i solidarności (A. Smuszkiewicz, Stanisław Lem, Poznań 1995, s. 48).

Wiele takich miejsc można znaleźć w Solaris – klasyku kontaktowej Lemowej sf: „Kontakt oznacza wymianę jakichś doświadczeń, pojęć, a przynajmniej rezultatów, jakichś stanów, ale jeżeli nie ma nic do wymieniania? Jeżeli słoń nie jest bardzo wielką bakterią, to ocean nie może być bardzo wielkim mózgiem. Z obu stron mogą, oczywiście, zachodzić pewne działania”.

„Wcale nie chcemy zdobywać kosmosu, chcemy tylko rozszerzyć Ziemię do jego granic. Jedne planety mają być pustynne jak Sahara, inne lodowate jak biegun albo tropikalne jak dżungla brazylijska. Jesteśmy humanitarni i szlachetni, nie chcemy podbijać innych ras, chcemy tylko przekazać im nasze wartości i w zamian przejąć ich dziedzictwo. Mamy się za rycerzy świętego Kontaktu. To drugi fałsz. Nie szukamy nikogo oprócz ludzi. Nie potrzeba nam innych światów. Potrzeba nam luster. Nie wiemy, co począć z innymi światami. […] Chcemy znaleźć własny, wyidealizowany obraz; to mają być globy, cywilizacje doskonalsze od naszej, w innych spodziewamy się znowu znaleźć wizerunek naszej prymitywnej przeszłości”.

Podobne sugestie znajdziemy w Edenie, gdzie bohaterowie nazywają elementy postrzeganej rzeczywistości „nie tyle przez rzeczywiste podobieństwo, co dzięki wysiłkom oczu, które starały się złożyć obce kształty w cośkolwiek swojskiego”.

Gdybyśmy do tej wypowiedzi dodali fragment z artykułu Nauka a językoznawstwo Benjamina Lee Whorfa, obie wypowiedzi stanowiłyby dla siebie znakomite uzupełnienie:

Dokonujemy segmentacji natury tropami wyznaczonymi przez nasze języki ojczyste. Wyodrębniamy pewne kategorie i typy w świecie zjawisk nie dlatego, że każdemu obserwatorowi rzucają się one w oczy, wręcz przeciwnie – rzeczywistość jawi się nam jako kalejdoskopowy strumień wrażeń, strukturę natomiast nadają jej nasze umysły – to jest przede wszystkim tkwiące w naszych umysłach systemy językowe. Dzielimy świat na części, porządkujemy go za pomocą pojęć, przypisujemy mu sens w określony sposób, ponieważ jesteśmy sygnatariuszami umowy, by czynić to tak właśnie, a nie inaczej; umowy, która obowiązuje w naszej społeczności językowej i którą skodyfikowano we wzorcach naszego języka. Umowę tę zawarliśmy implicite i nigdy nie została ona spisana, ale jej warunki obowiązują bezwzględnie – nie jesteśmy w stanie mówić bez zaakceptowania ustanowionych przez nią klasyfikacji danych i ich uporządkowania. Fakt ten ma niesłychaną wagę we współczesnej nauce, oznacza bowiem, że nikt nie potrafi opisać rzeczywistości całkowicie bezstronnie; wszystkich nas krępują pewne prawidła interpretacji nawet wówczas, gdy sądzimy, że jesteśmy wolni (B. Lee Whorf, Język, myśl i rzeczywistość, Warszawa 1982, 284-285).

Światy mogą być nieprzenikalne

B. Lee Whorf w teoretycznym uogólnieniu, Lem na konkretnym przykładzie pokazują dwie strony tego samego zjawiska. Lem w kolejnych swoich utworach przedstawia koncepcję relatywizmu językowego, a w zasadzie należałoby stwierdzić „komunikacyjnego”. Bo przecież Ziemianie i mieszkańcy innych planet nie muszą nawet mieć wspólnego kodu. Język, czyli system znaków dwuklasowych wraz z regułami ich łączenia, to pojęcie ziemskie. I nawet między ludźmi-Ziemianami porozumienie może być całkiem zakłócone, bo systemy różnią się między sobą często diametralnie: leksemy mogą być klasyfikowane ze względu na rodzaj (trzy rodzaje jak w polskim czy niemieckim lub tylko dwa jak we francuskim, albo wcale) albo kształt (przedmioty okrągłe, podłużne), językowa organizacja czasu może być całkowicie odmienna: od linearnej koncepcji czasu, jak w języku polskim, przez skomplikowane relacje czasowe, np. w angielskim, po języki, w których wyróżnia się tylko dwa czasy: teraźniejszy i nierzeczywisty (tu: przeszły, którego już nie ma, i przyszły, którego jeszcze nie ma). Zdecydowaną trudność i zakłócenia komunikacyjne powoduje poza gramatyką często odmienny system wartości ukształtowany w odmiennych warunkach historyczno-kulturowych i inne otoczenie naturalne (odmienność flory i fauny, ukształtowania terenu). To wszystko może powodować kształtowanie się innych stereotypów, innych przedmiotów tabu, odmiennych norm i form grzecznościowych, których przekroczenie może prowadzić do niezrozumienia, a nawet konfliktu.

Jeśli takie problemy komunikacyjne mogą występować między społeczeństwami tego samego gatunku, ukształtowanymi na tej samej planecie, złożonymi z osobników zbudowanych z tego samego pierwiastka, opartych na białku, czyli na węglu (a przecież, jak w końcu XIX w. niemiecki astrofizyk Julius Schneider napisał, życie wcale nie musi opierać się na węglu i jego związkach. Mogłoby także być oparte na krzemie – pierwiastku z tej samej grupy w układzie okresowym co węgiel, który ma, tak jak węgiel, cztery elektrony walencyjne, a jest dużo bardziej od niego odporny na wysokie temperatury spotykane w kosmosie), to porozumienie może być nie tylko nieosiągalne w znaczeniu nieuzgodnionej siatki pojęć, ale wręcz niemożliwe z uwagi na inne procesy rządzące (być może) tym innym światem. Czy „obcych/obcego” można w ogóle nazwać formami życia, jeśli „życie” rozumiemy jako formę białkową z procesami myślowymi lub choćby zachowaniami instynktownymi zachodzącymi w mózgu? Na Ziemi mamy problem z zakreśleniem granic życia między florą i fauną – to choćby wciąż trudny dla obcokrajowców uczących się języka polskiego problem męskich rzeczowników żywotnych i nieżywotnych. Czy rośliny żyją, są żywe i żywotne, czy odczuwają? Czym jest euglena zielona: organizmem żywym o charakterze zwierzęcym czy elementem świata roślin?

Lem tworzył światy, w których zaobserwowane problemy ziemskie przenosił na inny poziom. Pokazywał, że światy mogą być nieprzenikalne. Skoro nie potrafimy się porozumieć na Ziemi, to czego oczekiwać od prób kontaktu z obcą cywilizacją? Czy to ocean na Solaris, czy mechaniczne owady w „Niezwyciężonym”, czy Kwintanie we Fiasku, temu zagadnieniu poświęca swoją uwagę zawsze. Lem wie, że dwa różne światy współistnieją, ale nie muszą się zauważać, a nawet jeśli się zauważają, nie muszą się rozumieć. Odmienność światów, których przedstawicieli pisarz ze sobą zetknął, powoduje niemożność porozumienia, zrozumienia, a nawet domyślania się intencji obcych. Potrafi to opisać w taki sposób, że mu wierzymy. Już od swojego debiutu ilustrował fakt, że kontakt jest trudny, a czasem wręcz niemożliwy. Im bardziej oddalone są od siebie cywilizacje, tym stopni do pokonania, by osiągnąć porozumienie, jest więcej i są one coraz wyższe i coraz trudniej się na nie wspiąć. Mistrzowskie dzieła kontaktowej science fiction Lema to niewątpliwie Solaris, „Niezwyciężony”, EdenGłos PanaFiaskoPokój na Ziemi. Jerzy Jarzębski, krytyk i historyk literatury w urodzinowym tekście o Lemie pisze m.in. o Głosie Pana:

Druga powieść, którą lubię i cenię, to Głos Pana. Temat na pozór podobny do Pamiętnika znalezionego w wannie – odczytywanie przez Ziemię niezwykle skomplikowanego przesłania z kosmosu. Ale o tym liście nie wiadomo ani co oznacza, ani czy go ktoś napisał, ani czy w ogóle jest listem (GW 12.09.2001).

Świadomość chmury

Typowym przykładem fabularnie rozwiniętej i literacko przekształconej zasady relatywizmu językowego są próby kontaktu czy choćby zrozumienia działania oceanu Solaris w powieści Lema pod tym samym tytułem. Odtwarzanie i tworzenie różnorakich kształtów, urządzeń i postaci przez ocean stało się informatywne dla badaczy, gdyż zwróciło ich uwagę na coś, czego przedtem nie dostrzegali: na świadomą i celową działalność glejowatego tworu, a to pozwoliło sformułować twierdzenie o obdarzeniu oceanu świadomością. Natomiast nadal zupełnie niejasne były intencje oceanu-nadawcy. Sygnał komunikatywny z punktu widzenia nadawcy i w jakimś sensie informatywny z punktu widzenia odbiorcy nie doprowadził do porozumienia. Został odebrany i zinterpretowany, ale nie było możliwości, by tę interpretację skorygować wedle punktu widzenia nadawcy. Jeden z bohaterów powieści, Kris, mówi o tym sygnale: „Może twoje zjawienie się miało być torturą, może przysługą, a może tylko mikroskopowym badaniem. Wyrazem przyjaźni, podstępnym ciosem, może szyderstwem? Może wszystkim naraz albo – co wydaje mi się najprawdopodobniejsze – czymś całkiem innym”. Problem pozostaje nierozstrzygnięty. Bo Lemowa science fiction ma wiele wspólnego ze swoim pierwszym członem w nazwie angielskiej, a drugim w nazwie polskiej, czyli z nauką. Lem prezentuje naukowe tezy i hipotezy na swój sposób i je rozwija, czasem przejaskrawia, żeby sens uwypuklić bardziej. A nauka nie znalazła dotąd rozwiązania tego problemu.

Do taksonomicznego podziału znanego nam świata na zwierzęcy i roślinny Lem dokłada trzeci podsystem: „ożywioną” technikę, wynaturzoną sztuczną inteligencję. Przy czym niejednoznaczność słowa „ożywiony” została już wskazana. Czy ożywiony to oddychający? Czy myślący? Czy działający celowo? Dwie ostatnie kwestie nie muszą być równoznaczne. Działać celowo mogą zwierzęta, ale jak na razie – przy naszym stanie wiedzy – myślenie (w znaczeniu świadomego kształtowania poglądów) przypisujemy wciąż tylko człowiekowi. A Lem zaproponował jeszcze większą zagadkę, obdarzając celowym – ale czy świadomym? – działaniem mechaniczną chmurę. Ewentualną świadomość chmury rozważają naukowcy w Lemowej powieści: „Cybernetycy skłaniali się raczej ku uznaniu jej za system myślący, obdarzony zdolnością działania strategicznego. […] Główny Cybernetyk, Kronoton, pytał, w jaki sposób według Laudy chmura, choć pozbawiona inteligencji, nauczyła się atakować ludzi.

– Ależ to proste – odparł biolog. – nie robiła nic innego przez miliony lat. Mam na myśli walkę z pierwotnymi mieszkańcami Regis. Były to zwierzęta posiadające centralny układ nerwowy. Nauczyły się je atakować tak samo, jak ziemski owad atakuje ofiarę. Robią to z analogiczną precyzją, z jaką osa potrafi wstrzyknąć truciznę w zwoje nerwowe pasikonika czy chrząszcza. To nie inteligencja, to instynkt…”.

Chmura działa celowo, precyzyjnie i bezbłędnie, ale jakikolwiek kontakt z nią jest dla ludzi nieosiągalny. Te dwie powieści pokazują globalny, całkowity i absolutny brak kontaktu. Brak wynikający z niemożności dostrzeżenia inteligencji, z niemożności stwierdzenia, czy „to” coś, co widzimy, dostrzegamy, co działa obok nas, na naszych oczach, czyni to świadomie, czy celowość jest zamysłem, czy instynktem.

Tym gorzej, im bliżej abstrakcji

Natomiast Fiasko, którego tytuł jest symbolem i zwieńczeniem wskazanego nurtu twórczości pisarza, którego wymowa jest w końcu pesymistyczna, a co najmniej bardzo sceptyczna: nie daje nadziei na nieograniczoność poznania ludzkiego, nie daje szans na komunikację i porozumienie z obcym i niewiadomym. Fiasko jest też reinterpretacją i przewartościowaniem, przeniesieniem rozważań na inną płaszczyznę. Lem przenosi tu kwestię próby kontaktu na inny poziom – chciałoby się powiedzieć – bardziej ludzki, bardziej ziemski. Wiadomo, że mamy do czynienia z życiem myślącym, które posługuje się kodem zbliżonym w strukturze do naszych ziemskich języków naturalnych. Kod został uzgodniony. Nastąpiło to dzięki wykorzystaniu uniwersaliów fizjologiczno-kulturowych. Do tego celu wykorzystano mit, a właściwie ciąg mitów o Ziemi, Słońcu, Księżycu i ludziach (stworach o wyprostowanej postawie).

Pomimo ujednolicenia kodu, pełnej odpowiedniości pojęć nie osiągnięto: „Steergard pragnął bezpośredniego spotkania swego człowieka z przedstawicielami miejscowej władzy i nauki, jednakowoż albo sens tych pojęć był całkowicie wichrowaty między Kwintanami i ludźmi, albo i tu wsączyła się zła wola (…). Przy nieustannym oporze strony kwintańskiej punkt po punkcie wytargowali wreszcie warunki posłowania. Przybysz otrzymał prawo opuszczenia rakiety dla lustracji szczątków fałszywego »Hermesa« i swobodnego poruszania się w sześciomilowym promieniu wokół swej rakiety z zapewnioną nietykalnością, o ile nie podejmie wrogich czynów i nie przekaże goszczącej go stronie groźnych informacji. Wiele kłopotów wynikło przy zgłębianiu owych terminów. Nazewnictwo ludzi i Kwintan pokrywało się tym gorzej, im wyższej sięgało abstrakcji. Takie hasła jak „władza”, „neutralność”, „stronność”, „gwarancja” nie ujednoznaczniły się czy to od siły wyższej jako zasadniczej odmienności dziejów historycznych, czy od wpełzającej w porozumienie premedytacji. Zresztą i premedytacja niekoniecznie równała się chęci zwodzenia i oszukiwania, jeżeli uwikłana w stuletnią wojnę Heparia nie była swobodna ani suwerenna w danej zgodzie i nie chciała lub nie mogła zdradzić tego »Hermesowi«. Bodaj i tu, jak sądziła większość załogi, kryła się wypadkowa zmagań trwających na planecie od tylu pokoleń, że ukształtowały zarówno język, jak i sposób myślenia” (Fiasko). To literacka wykładnia zasady relatywizmu językowego wyłożona wprost. W tym wypadku tekstu Lema nie trzeba interpretować. Wystarczy go przyjąć obiektywnie. Potraktować fragment powieści jak fragment książki popularnonaukowej.

Pesymizm czy sceptycyzm?

Problem ten w skali ogólniejszej rozważał Marian Jurkowski:

Warto jeszcze pamiętać o tym, że wysoko zorganizowana cywilizacja może rozporządzać mnóstwem elementów językowych odnoszących się do wielu nieznanych nam pojęć, rzeczy i zjawisk. Nie należy się także spodziewać ścisłej odpowiedniości między prawami przyrody i logiki. Poza tym istoty rozumne, żyjące np. w podczerwieni lub środowisku wodnym, albo istoty pozbawione wzroku lub innego zmysłu będą zupełnie inaczej percypować i opisywać otaczającą je rzeczywistość. Między cywilizacjami mogą zachodzić dość istotne różnice natury biologicznej (np. życie oparte na związkach krzemu lub amoniaku), technologicznej, socjalnej, psychologicznej i etyczno-religijnej. Zanim więc mieszkaniec Ziemi nawiąże kontakt z nieznaną cywilizacją, powinien poznać uprzednio – za pomocą metod pośrednich – właściwości tej cywilizacji (Marian Jurkowski, Od wieży Babel do języka kosmitów. O językach sztucznych, uniwersalnych i międzynarodowych, Białystok 1986, s. 141).

Negatywnie odnosi się też Lem do możliwości międzycywilizacyjnego porozumienia telepatycznego. Uważa, iż pogląd taki wynika z „fałszywego założenia, jakoby pozazmysłowy przekaz przebijał bariery językowe. Gdyby nawet telepatia była rzeczywistością, telepata mógłby się myślowo porozumieć z tym tylko, z kim zdolny byłby się także językowo komunikować” (Fantastyka i futurologia).

Jak ocenić „kontaktową” fantastykę naukową Stanisława Lema? Pesymizm? Beznadziejny pesymizm? A może tylko ostrożność i sceptycyzm? A może fabularyzacja naukowej językoznawczej hipotezy – hipotezy prawdopodobnej, ale niesprawdzonej, więc niepewnej, czyli tym samym bardzo nośnej dla fantastyki naukowej. Odpowiedź dać może interpretacja twórczości pisarza. Ale jak zinterpretować odpowiedź, która jest zarazem jednym wielkim pytaniem: „Kontakt oznacza wymianę jakichś doświadczeń, pojęć, a przynajmniej rezultatów, jakichś stanów, ale jeżeli nie ma nic do wymieniania? Jeżeli słoń nie jest bardzo wielką bakterią…” (Solaris).

Na koniec zacytuję zdanie, które Robert Stiller kieruje do Stanisława Lema w książce-eseju, książce-opowieści pod ciekawym tytułem Lemie! Po co umarłeś:

Cóż to za rozmowa, jeśli nie ma w niej dwóch stron czynnych i z grubsza równych (Robert Stiller, Lemie! Po co umarłeś?, Kraków 2006, 130).

A jeśli strony nie są choć z grubsza równe, to nawet gdy są czynne, można to przeoczyć. Lemie! Dlaczego umarłeś? Jeśli „oni” kiedyś znajdą się w zasięgu naszego postrzegania, to jednak Ty – pomimo swojego sceptycyzmu, a może dzięki niemu – mógłbyś zostać „rycerzem świętego kontaktu”.

prof. dr hab. Jolanta Tambor

Instytut Językoznawstwa Uniwersytetu Śląskiego

Dyskusja (0 komentarzy)