Raperzy wciąż odwołują się do mitologii greckiej, Spike Lee kręci nową wersję arystofanejskiej Lizystraty, kanadyjska filmowa wersja Antygony zdobywa międzynarodowe nagrody, cykl o Harrym Potterze nie powstałby w takiej formie bez klasycznej edukacji autorki…
Kiedy rozmyślam nad formą tego tekstu, wraca do domu syn, od wczoraj licealista, i opowiada, że szatnię w jego szkole nazywają „Hades”, tak samo jak szatnię w zupełnie innym liceum w zupełnie innym mieście rodzinnym mojej żony i w zupełnie innym moim. Dziewięcioletnia córka odrywa na chwilę wzrok od kolejnego tomu Percy’ego Jacksona, w których to opowieściach grecka i rzymska mitologia w zabawny i zaskakujący sposób ożywa we współczesnym świecie. Chwilę potem czytam o tym, że brytyjski rząd chce wyrównać szanse uczniów i w szkołach publicznych wprowadzi więcej łaciny. Potem wchodzę na Instagram i widzę swoją kuzynkę, która właśnie mruży się od słońca w cudownym teatrze na sycylijskiej Taorminie, a kolega pręży ciało w rzymskim Colosseum. Wychodzę z domu do księgarni, by kupić prezent i zauważam puchnącą półkę z literaturą stoicką, i że Kirke Madeleine Miller, jedna z najlepszych powieści ostatnich lat, stoi wciąż wśród bestsellerów… Myślę sobie, że którekolwiek drzwi otworzę, tam otacza mnie niewidzialną siecią tradycja klasyczna.
Tradycja klasyczna, czyli co?
Zacznijmy od drugiego słowa. W popularnym użyciu często funkcjonuje dziś słowo klasyk, ale nie, jak kiedyś, odnoszące się do osoby, lecz do wydarzenia albo przedmiotu, np. meczu albo filmu. Każdy kibic piłki nożnej pamięta klasyczny występ Jerzego Dudka w finale ligi mistrzów, każdy fan rocka wie, że koncert Dire Straits w tourze Alchemy w Londynie był klasykiem, a fani samochodów i motocykli kłócą się o to, które modele ich ulubionej marki są klasykami. Proponuję uznać, że klasyczne jest coś 1) niepowtarzalnego, 2) według opinii wielu odbiorców wyjątkowej jakości, 3) do czego chętnie wracamy pamięcią, 4) i w związku z 1–3, nieprzemijającego, trwającego. Celowo w punkcie drugim nie wprowadzam kategorii wartości obiektywnej, a jedynie relatywną. Zgodnie z koncepcjami klasyczności J.M. Coetzeego przetrwało tylko to, co było uznawane za wartościowe przez odbiorców i krytyków, a zatem musiało być bardziej wartościowe dla nich niż to, co nie przetrwało. Nośnikiem tego co klasyczne jest tradycja. W obrębie różnych ludzkich aktywności zawsze znajdziemy coś, co możemy nazwać klasycznym, o czym świadczą podane wyżej przykłady.
W początkowym akapicie tego tekstu używam tradycji klasycznej w węższym sensie. Historia rocka, piłki nożnej czy samochodów jest stosunkowo świeża w stosunku do historii ustrojów politycznych, architektury, malarstwa, idei filozoficznych czy literatury. Wyrwany ze snu absolwent gimnazjum w XVI czy XIX wieku recytowałby z pamięci Homera i Horacego; mógłby też ze szczegółami opisać piękno dowolnej Wenus czy topografię Forum Romanum, ponieważ dla wszystkich wspomnianych dziedzin tym, co przez wieki w naszym kręgu kulturowym spełniało wszystkie cztery kryteria klasyczności, były dokonania i dzieła Greków i Rzymian. Były, ale czy nadal są?
To, że greckie i rzymskie mozaiki, rzeźby czy teatry spełniają wszystkie te kryteria, nie wymaga chyba wyjaśnienia – liczba turystów odwiedzających Delfy, rzymskie muzea czy Akropol dowodzą tego najdobitniej. Wszyscy żyjemy także w ustrojach demokratycznych, w republikach, a w licznych ostatnio sporach politycznych posługujemy się chwytami retorycznymi i pojęciami w dużej mierze wymyślonymi i opisanymi przez Arystotelesa czy Cycerona (ostatnio zwłaszcza modne stało się antyczne pojęcie prawa naturalnego, a aktualna – tradycja inwektywy). Z kolei antyczna moda (no, może poza brodami), muzyka czy kuchnia nie są dziś już istotne. Najtrudniejsze chyba jest wyjaśnienie, w jaki sposób dorobek literacki i ideowy antyku grecko-rzymskiego spełnia kryterium trzecie, a częściowo i drugie. No bo „Jak zachwyca, skoro nie zachwyca”?
Źródło naszej energii
Mówiąc zupełnie otwarcie, wielu spośród moich przyjaciół, reprezentujących inne dziedziny życia niż humanistyka, a nawet część znajomych humanistów, kwestionuje wartość (rozumianą tu jako pożytek i przyjemność płynące z) czytania dzisiaj Homera, Demostenesa, Liwiusza czy Horacego. W wymiarze instytucjonalnym najszczersze pytanie brzmiałoby jeszcze trudniej dla mnie: po co my, podatnicy, mamy opłacać pensje ludzi, którzy zajmują się zawodowo literaturą Greków i Rzymian, skoro dziś nie spełniają już one kryteriów klasyczności? Co prawda tylko raz jeden biznesmen zadał mi to pytanie wprost, ale nieustająco wisi ono potencjalnie nad nami. Mój serdeczny i szczery przyjaciel anglista ujął to kiedyś w formułę porównania: Kiedyś źródłem energii w domach były piece kaflowe, więc istniał zawód zduna, dziś prawdziwych zdunów już nie ma, bo zmieniły się źródła energii. To rozumowanie może się wielu wydać oczywiste, jednak dla mnie jest ono zupełnie błędne, ponieważ błędna jest przesłanka. Dokonania Greków i Rzymian na polu literatury, sztuki czy idei były i są źródłem naszej energii intelektualnej, estetycznej i duchowej, o czym świadczą tysiące przykładów; część z nich wymieniłem na początku tego tekstu. Różnica między czasem naszym, a wiekami minionymi tkwi gdzie indziej.
Tradycja klasyczna wpływała wówczas na każde niemal nowe dzieło literackie czy polityczne: nie byłoby nowoczesnego państwa, gdyby Wolter, Benjamin Franklin czy John Adams nie znali i nie cenili Cycerona; nie byłoby Leonarda da Vinci i Kopernika bez nauki hellenistycznej, głównie aleksandryjskiej, nie byłoby epiki narodowej bez Wergiliusza, nie byłoby Szekspira bez Owidiusza i Cycerona, a także Kochanowskiego bez epigramatów greckich. Dalsze przykłady można mnożyć. Warto więc mieć świadomość, że historyk kultury, literatury i sztuki tamtych czasów, który nie zna dobrze tradycji klasycznej (i łaciny), nie będzie dobry w swoim zawodzie. Dopiero XIX wiek zaczyna powoli zrywać z hegemonią tradycji klasycznej na tych polach, ale ostatecznie przełamana ona zostaje dopiero w wieku XX. I ta zmiana związana jest przede wszystkim z decentralizacją i egalitaryzacją procesu produkcji literackiej i działalności politycznej, która z kolei możliwa była dzięki kolejnym wynalazkom: mechanicznej prasy drukarskiej, radia, telewizji, a znacznie przyspieszyła po upowszechnieniu się internetu.
Krytyka Gombrowicza jest wymierzona w elity, które przez wieki podtrzymywały, niekiedy głupio i snobistycznie, wiarę w to, że dokonania literackie współczesności nie mogą być stawiane na równi z dziełami z przeszłości. Dziś (chyba) nikt z nas w to nie wierzy. Liczba różnych tradycji literackich i ideowych, całkowicie wolnych od nawiązań do tradycji klasycznej, powiększa się lawinowo. I bardzo dobrze! Na tym tle aktualność tradycji klasycznej jest oczywiście mniej widoczna: kiedyś była jedynym niemal źródłem energii dla artystów i intelektualistów, dziś jest jednym z wielu. Zupełnie nietrafne jest jednak uznanie, że od teraz dokonania Greków i Rzymian są nic niewarte i nikogo nie zachwycają.
Potrzebni są przewodnicy i tłumacze
Problem z gombrowiczowskim „Jak zachwyca, kiedy nie zachwyca?” czy z porównaniem zastosowanym przez mojego przyjaciela, jest prosty – mamy do czynienia z generalizacją jednostkowej obserwacji. Dzisiaj, tak jak i kiedyś, nadal bardzo wiele osób uważa, że dzieła antycznej literatury czy filozofii są wyjątkowej jakości, i wiele osób chętnie do nich wraca, a to oznacza, że spełniają one wszystkie wymienione wyżej kryteria klasyczności. Żołnierze amerykańscy wracający z Iraku i Afganistanu odnajdują z ogromnym wzruszeniem w dramacie Sofoklesa Ajas swoje własne traumy, raperzy wciąż odwołują się do mitologii greckiej, Spike Lee kręci nową wersję arystofanejskiej Lizystraty, kanadyjska filmowa wersja Antygony zdobywa międzynarodowe nagrody, cykl o Harrym Potterze nie powstałby w takiej formie bez klasycznej edukacji autorki, poeci nie przestali czytać Horacego, filozofowie Platona, a politycy odwoływać się do Termopil. Jako międzynarodowa wspólnota nie przestaliśmy wcale czytać klasyki literatury grecko-rzymskiej w oryginale i w przekładach. Tysiące ludzi na całym świecie odnajdują u tragików greckich swoje emocje i konflikty wartości. Antyczne podręczniki retoryki i logika klasyczna nadal na całym świecie są używane z powodzeniem w kształtowaniu naszych sposobów rozumowania i wyrażania myśli. Są to wciąż żywe źródła energii intelektualnej, artystycznej i duchowej. Rozmyślania Marka Aureliusza mogą nam pomóc nie gorzej chyba niż dzieła popularnych coachów, a komedie antyczne śmieszą nie mniej, jeśli umiejętnie je czytamy, niż wiele współczesnych filmów. Co więcej, w dobie rosnących tendencji nacjonalistycznych warto zauważyć, że tradycja klasyczna jest naszym wspólnym dziedzictwem, czymś co łączy, a nie dzieli, naszym wspólnym kodem kulturowym. Mniej oczywistym dla wielu, ale dla wielu innych wciąż obecnym. Przecież od jakiegoś czasu, w dużej mierze dzięki internetowi właśnie, szybko rośnie na świecie liczba osób posługujących się łaciną żywą.
Tradycja klasyczna jest zatem nadal jednym z ważnych źródeł energii dla wielu aktywnych uczestników kultury. Nie ma jednak co udawać, że dzieła napisane setki lat temu zawsze i dla każdej osoby będą żywe albo łatwe w odbiorze. Potrzebni są specjaliści, znający języki tych dzieł i kontekst ich powstania, którzy uczynią je ciekawymi, przybliżą to, co obce, ożywią to, co dla nas martwe. Filolodzy klasyczni robią to z powołania, które stało się ich zawodem. Podczas zajęć ze studentami różnych kierunków zdarza nam się słyszeć zdziwienie, że Homer, Sofokles czy Seneka są wciągający i aktualni. Studentki czytające pierwszy monolog Medei nie mogą uwierzyć, że Eurypides (czyli biały mężczyzna żyjący 2500 lat temu) mógł włożyć w usta męskiego aktora grającego kobietę przed głównie męską publicznością tak współczesne słowa. Rzymskie elegie miłosne i epigramy nadal wywołują rumieniec na twarzach jednych, a stają się vademecum randkowiczów dla innych. Nie tylko z własnego doświadczenia wiem, do jak głośnych sporów dochodzi na zajęciach z wczesnego chrześcijaństwa. Być może wśród tych studentek i studentów jest nowa Hanna Malewska, nowy Zbigniew Herbert, którzy stworzą niezwykłe dzieła wypływające z przeżycia zachwytu nad tradycją klasyczną. By tak się stało, potrzebni są jak najlepsi przewodnicy i tłumacze, którymi staramy się być.
Wiele dzieł klasycznych jest jednak wymagających i wymaga przygotowania. Najlepiej mogą je poznać specjaliści znający świetnie ich język i kontekst powstania. Nauki interpretatywne, podobnie jak nauki ścisłe, rozwijają się dzięki zmieniającym się stylom badawczym i nowym, oryginalnym ujęciom, dlatego wciąż nowe, ciekawe rzeczy zauważamy u Hezjoda, Owidiusza czy św. Augustyna. Chociaż Polscy specjaliści coraz śmielej włączają się dzisiaj w światową dyskusję nad tymi i innymi ważnymi starożytnymi autorami, to jednak bardzo musimy się starać, by móc dotrzymać kroku niezwykle dynamicznie rozwijającej się nauce światowej w tym zakresie.
Od naszych starożytników powinniśmy się domagać tego, by potrafili wykazać, że tradycja klasyczna jest żywa, by w atrakcyjny sposób wskazywali jej wartość i aktualność, by zadbali o jej obecność we współczesnej kulturze oraz skutecznie szukali sojuszników wspierających ich starania, których, mam nadzieję, mamy wśród redaktorów i czytelników „Forum Akademickiego”.
dr hab. Rafał Toczko, prof. UMK
Katedra Filologii Klasycznej w Instytucie Literaturoznawstwa
Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu