Wokół nauki
18 Maja
Źródło: studiuj.uek.krakow.pl
Opublikowano: 2022-05-18

Powodzenie działalności badawczej (cz. III)

Wieloletnia perspektywa obserwacji, wynikająca z przynależności do środowiska badaczy w naukach o zarządzaniu w Polsce, oraz bezpośrednie uczestnictwo w działalności badawczej w tym obszarze skłaniają mnie do refleksji i zachęcają do podzielenia się jej wynikami w kwestiach dotyczących przesłanek powodzenia bądź niepowodzenia uprawiającego tu i teraz tę dyscyplinę badacza i nauczyciela akademickiego. W ostatniej części artykułu pora na fazę konkretyzacji i realizacji projektu badawczego.

Chodzi tu o odpowiedni dobór, przygotowanie, a następnie zastosowanie w procesie badawczym: metod, narzędzi i organizacji badania, a w ramach tego dokonywanie takich newralgicznych dla powodzenia badania rozstrzygnięć i działań jak: dobór próby badawczej, gromadzenie danych źródłowych, interpretacja i prezentacja wyników badania. Zadania badacza w tej (projektowo-realizacyjnej) fazie powinny być wykonywane zgodnie z najlepszymi praktykami w tym zakresie, wynikającymi z rekomendacji metodologicznych obficie prezentowanych w piśmiennictwie z tego zakresu oraz wcześniej zdobywanych doświadczeń i umiejętności badacza.

Pozostaje kwestią do dyskusji, na ile dość powszechnie artykułowana presja skierowana na jakość tych działań i rozstrzygnięć przynosi oczekiwane rezultaty, na ile postulowany wysoki poziom rygoru metodologicznego i organizacyjnego tej fazy badań stanowi w praktyce badawczej skuteczne zabezpieczenie przed uchybieniami i ich niepożądanymi konsekwencjami. Znowu odwołując się do moich osobistych obserwacji i doświadczeń, skłonny jestem twierdzić, że nader często zabezpieczenie to jest ułomne, z wszelkimi tego konsekwencjami.

Wskażę na kilka krytycznych, moim zdaniem, punktów tej fazy postępowania.

Ułomności doboru próby badawczej

W badaniu naukowym, kiedy przedmiot i problematyka badawcza (o czym była mowa wcześniej) dotyczą (zamykają się w granicach) wyłącznie konkretnego obiektu lub ściśle określonej grupy obiektów, do tego obiektu (lub ich grupy) ogranicza się pole podmiotowe badań. W takich przypadkach oczywiście nie ma problemu doboru próby badawczej, ale w ślad za tym zawęża się też odpowiednio zasięg wnioskowania, które dotyczyć może tychże obiektów.

W badaniu o aspiracjach i celach naukowych powyższa sytuacja może występować stosunkowo rzadko. Z reguły bowiem w tego rodzaju działaniach nasze zamiary badawcze obejmują zagadnienia charakterystyczne dla większych grup podmiotów (ich określonych klas), a w skrajnych przypadkach wszystkich organizacji (podmiotów zorganizowanych). Dla uproszczenia pomijam tu sytuacje, kiedy pojęcie zarządzania odnosimy do innych podmiotów niż organizacje sensu stricto.

Kiedy wszystkie potencjalnie możliwe do objęcia badaniem podmioty (ze względu na jego przedmiotowo-problemowy zakres) z różnych powodów (np. kosztowych, czasowych, organizacyjnych) nie mogą być nim objęte, zachodzi najbardziej typowa w naszej dyscyplinie sytuacja badania reprezentacyjnego, które wymaga odpowiedniego doboru próby badawczej. Formalnym warunkiem reprezentatywności wyniku badania dla całej zdefiniowanej (najlepiej możliwie precyzyjnie) populacji (czyli możliwości odnoszenia go do tej populacji w procesie wnioskowania) jest odpowiednio duża liczebność i losowość próby. Takie bywają intencje wielu badaczy, chcących odnosić wyniki swych badań do względnie licznych populacji, choć nie zawsze są one expressis verbis artykułowane. Zadeklarowanie i spełnienie warunku losowości próby byłoby przepustką do szerokiej generalizacji wyników badania, co oczywiście jest kuszące. Tylko czy jest ono możliwe? Śmiem twierdzić, że w znakomitej większości, jeśli nie we wszystkich przypadkach, spełnienie tego warunku jest niemożliwe. Nie znam bowiem przypadku, by wszystkie przedsiębiorstwa wylosowane w pierwszej turze do próby badawczej zostały badaniem objęte. Wynika to głównie z braku zgody na udział w takim badaniu ze strony gremiów kierowniczych części przedsiębiorstw, w wielu przypadkach części relatywnie dużej.

Co w takich przypadkach można robić i co się robi? Następuje czasem wielokrotne „dolosowywanie” kolejnych przedsiębiorstw, aż do momentu osiągnięcia wymaganej liczebności próby. Pozornie jest wszystko OK. Ale nie można takiego losowania uznać za dopuszczalne, bowiem rezygnacje z udziału w badaniu (brak zgody na taki udział) nie mają charakteru losowego. Z reguły są intencjonalne. Wynikać mogą np. z przeświadczenia kierownictwa przedsiębiorstwa, że badania o proponowanym zakresie przedmiotowo-problemowym, jeśli będą rzetelnie przeprowadzone, mogą ujawnić zjawiska niekorzystne dla wizerunku i interesów przedsiębiorstwa. Deklaracje badacza, że wyniki zostaną wykorzystane wyłącznie w celach naukowych, będą podlegać anonimowej obróbce itp., nie są w takich okolicznościach dostateczną przesłanką do zmiany decyzji. A jeśli tak, to zbiór przedsiębiorstw „skutecznie” wylosowanych i włączonych do listy objętych badaniem nie spełnia wymogu reprezentatywności.

To, co wyżej napisałem, jest w moim przekonaniu nadzwyczaj oczywiste i istotne. Ze zdziwieniem i niepokojem odnotowuję powszechny, systematyczny brak wrażliwości badaczy na wskazywaną tu ułomność procesu doboru próby badawczej. Nie przypominam sobie choćby jednej sytuacji, kiedy podejmowanie przeze mnie tego wątku w dyskusjach na konferencjach naukowych spotkałoby się z godną tej kwestii reakcją. Myślę, że ukrywanie czy też przemilczanie tych uchybień może być uznane za przejaw nierzetelności badacza i że żadne zabiegi w zakresie stosowania wyrafinowanych narzędzi matematyki statystycznej w obróbce wyników badania niewiele tu pomogą. Powiedzenie: „śmieci wrzucisz, śmieci wyjmiesz” jest tu absolutnie na czasie.

Sytuację w opisywanym tu zakresie zdecydowanie poprawia rozwiązanie możliwe do zastosowania i uzasadnione w takich przypadkach, kiedy próba ma (może mieć, powinna mieć) charakter próby celowej, reprezentującej nie dużą, heterogeniczną zbiorowość pod względem pewnej klasy cech, lecz tę cześć zbiorowości, która wyróżnia się określonym stanem (poziomem) tych cech (np. wysokim lub niskim), dającym się rozpoznać przed rozpoczęciem badania właściwego. Oczywiście konieczne jest w takim przypadku zapewnienie kompatybilności między rodzajem próby a sposobem sformułowania problemu badawczego, celów i pytań badawczych.

Ułomności w pozyskiwaniu danych źródłowych

Z uznaniem odnoszę się do rosnącej w naszej dyscyplinie troski badaczy o prawidłowe przygotowanie narzędzi badawczych (np. zestawów wymaganych danych faktograficznych, kwestionariuszy wywiadu czy ankiety itd.). Natomiast mój niepokój budzi chroniczny brak troski o „jakość” źródeł pozyskiwanych w toku badania informacji, co niewątpliwie w stosownym zakresie musi odbijać się na jakości wyniku badania. Dotyczy to zarówno sytuacji, kiedy są to nieosobowe źródła (np. dokumentacja organizacyjna lub finansowa przedsiębiorstwa), jak i źródła osobowe. Każdy rodzaj źródeł generuje, w mniejszym lub większym stopniu, wypaczony obraz badanej rzeczywistości. Oczywiście wszystko, co na podstawie takiego obrazu znajduje odzwierciedlenie w wynikach badania i ich ewentualnym wykorzystaniu w praktyce funkcjonowania organizacji, jest obciążone skutkami owych wypaczeń.

Pozyskiwanie w toku badań materiałów źródłowych ze źródeł nieosobowych (dokumentacja „papierowa” i na nośnikach elektronicznych itd.) wydaje się obarczone relatywnie mniejszym ryzykiem nieprawidłowego odwzorowywania badanej rzeczywistości. Ale także i tu niezbędna jest rzetelna weryfikacja jakości udostępnionych badaczowi materiałów, bowiem byłoby naiwnością sądzić, że każdy taki materiał zasługuje na pełne zaufanie. Czy możemy z przekonaniem twierdzić, że zadanie to zawsze wykonujemy z należytą starannością?

Stosunkowo większe ryzyko owych wypaczeń w opisie rzeczywistości organizacyjnej i konsekwencjach takiego opisu stwarza – jakże powszechne w badaniach w naszej dyscyplinie – korzystanie z osobowych źródeł pozyskiwanej na potrzeby badania informacji. Warto zauważyć, że skala tego ryzyka może być tu większa niż np. w innych obszarach nauk społecznych (psychologia, socjologia), gdzie z reguły respondent reprezentuje siebie (jest podmiotem badania), wyraża we własnym imieniu swoje doznania, przekonania itp. W naszej dyscyplinie z reguły respondent reprezentuje organizację, która jest podmiotem badania. Jest jej rzecznikiem. Nie trzeba przekonywać, iż wiele okoliczności powoduje, że nawet przy dużym potencjale kompetencji merytorycznych (znajomości rzeczy) i dobrej woli, wyrażany przez niego obraz rzeczywistości jest skażony subiektywizmem, który w wielu przypadkach może bardzo znacznie oddalać obraz opisywanej rzeczywistości od niej samej (od desygnatu). Mają na to wpływ różne czynniki związane zarówno z obiektem poznania i opisu, jak i z poznającym i opisującym go podmiotem (np. ograniczona obserwowalność i mierzalność cech obiektu poznania, ich złożoność i zmienność, wiedza i doświadczenie obserwatora, jego rola i zajmowana pozycja w ramach stakeholders itd., itp.).

Kierując się swego czasu zbliżonymi do opisanych wyżej obserwacjami i przypuszczeniami, korzystając z odpowiednich sposobności, poczyniłem sprawdzian zgodności postrzegania rzeczywistości organizacyjnej w jednym z przedsiębiorstw przez osoby silnie stanowiskowo związane z przedmiotem badania (znormalizowane systemy zarządzania jakością), ale zajmujące różne pozycje w strukturze organizacyjnej. Okazało się, zgodnie z przypuszczeniem i wypowiedzianą wyżej tezą, iż różnice w owym postrzeganiu są bardzo duże. Wyniki tego sondażu miałem okazję opublikować i wielokrotnie próbowałem podnosić tę kwestię w dyskusjach na konferencjach naukowych. Nie spotkałem się z żadnym odzewem. Taki brak chęci podejmowania rozmowy na temat doboru respondentów jako ważnej przesłanki rzetelności badania jest dla mnie głęboko niepokojący. Nie mogę bowiem przyjąć do wiadomości, że powszechne milczenie w tej kwestii oznacza jej marginalne dla wyników badania znaczenie albo że w przygotowaniu badań powszechnie dochowuje się należytej staranności w doborze respondentów i pieczy nad prawidłowym przebiegiem realizowanego z ich udziałem sondażu. Coraz bardziej upowszechnia się (bo jest wygodne) angażowanie specjalistycznych firm do przeprowadzenia tej części procesu badawczego. Z racji wykorzystywania nowoczesnych technik i narzędzi badawczych stwarzać to może pozory poprawności i rzetelności badania. Co kryje się za fasadą tych formalnych znamion poprawności badania, pozostaje poza kontrolą badacza. Każdy, kto samodzielnie zmagał się z realizacją tego etapu badania na większych próbach, powinien przyznać, iż trzeba mieć wyjątkowo dużo dobrej woli, by ufać, że nie dzieje się tam nic złego.

Problemy z interpretacją więzi przyczynowo-skutkowych

Do podstawowych przymiotów kategorii zarządzania należy wywieranie wpływu na składowe wewnętrznego i zewnętrznego środowiska zarządzanego obiektu. Jedną z głównych powinności nauk o zarządzaniu jest zatem badanie (odkrywanie, interpretowanie, kształtowanie) owego wpływu. Chodzi więc zasadniczo (lub chodzić powinno) o badanie więzi przyczynowo-skutkowej, przy czym z reguły nie są to proste, pojedyncze relacje (typu A wpływa na B), a liczne, różnorodne, wieloogniwowe łańcuchy relacji przyczynowo-skutkowych, także ze sobą często na różne sposoby powiązane (łączące się, rozdzielające się). Typowe zadania badacza w tego rodzaju okolicznościach to rozszyfrowanie najważniejszych połączeń (relacji), zbudowanie ich modelu, a w dalszej kolejności szukanie potwierdzenia zgodności modelu z rzeczywistością. Natura i złożoność zadań w tej fazie procesu badawczego wymagają zwykle wykorzystania wielu różnych metod i narzędzi badawczych, zarówno jakościowych, jak i ilościowych, z przewagą tych pierwszych. Przy tym trzeba mieć jednak świadomość, że nawet wysoka kompetencja merytoryczna i metodyczna badacza nie stanowi gwarancji sukcesu. A jeśli mamy do czynienia z tendencją do redukowania warstwy jakościowej w toku postępowania badawczego na rzecz dominacji warstwy ilościowej, ryzyko niepowodzenia badania (w sensie przybliżania się do prawdy) pozostaje nadal wysokie, a niekiedy może wzrastać. Wiązać się to może m.in. z tym, że typowe narzędzia badań ilościowych, wykorzystywane do poszukiwania związków przyczynowo-skutkowych, oparte są na obserwacji i pomiarze związków korelacyjnych między określonymi parametrami, podczas gdy związki te, odzwierciedlając współwystępowanie określonych relacji i tendencji zmian między zmiennymi, ze swej istoty nie dowodzą i nie mierzą więzi przyczynowo-skutkowych. Oczywiście związek korelacyjny może sygnalizować możliwość występowania takiej więzi, ale to wymaga dodatkowego potwierdzenia, którego należy szukać raczej w obszarze metod i narzędzi jakościowych. Tu trzeba z pokorą przyznać, iż arsenał dostępnych, sprawdzonych, godnych zaufania metod i narzędzi w tym zakresie nie jest wystarczająco zasobny. To oczywiście wskazuje, iż pole badawcze jest tu bardzo rozległe, a chętnych do operowania na nim nie widać zbyt wielu.

Niedostatki w zakresie oceny efektywności rozwiązań w sferze organizacji i zarządzania

W odróżnieniu od takich form kierowania sensu largo, jak administrowanie, rządzenie czy dowodzenie, główną sferą zastosowań zarządzania jest działalność gospodarcza, a ta, jak wiadomo, w większym lub mniejszym stopniu zorientowana jest na osiąganie korzyści ekonomicznych lub szerzej, społeczno-ekonomicznych. W diagnozowaniu systemów organizacji i zarządzania, a także w poszukiwaniu i wyborze nowych rozwiązań w tym zakresie, zadaniem, od którego nie ma możliwości uciec menedżer, ekspert czy badacz, jest ocena efektywności tych rozwiązań, efektywności rozumianej ogólnie jako relacja między korzyściami (efektami) wynikającymi z zastosowania tych rozwiązań, a ponoszonymi nań nakładami. Efektywność jest w tym ujęciu, w sensie prakseologicznym, jedną z postaci szerszych kategorii, takich jak sprawność czy dobroć, które także mogą i powinny podlegać ocenie.

O ile w skali mikro, np. operacji technologicznej czy stanowiska roboczego, dokonanie pomiaru i oceny wpływu rozwiązania organizacyjnego na przebieg i wyniki procesu, podobnie jak w odniesieniu do rozwiązań (w tym innowacji) techniczno-technologicznych, nie jest wyjątkowo trudne, to dokonywanie takich ocen w szerszej skali całych organizacji (przedsiębiorstw) i w odniesieniu do większych fragmentów systemu organizacyjnego, a także całego tego systemu, staje się zadaniem o wyjątkowej trudności. Niebłahym problemem może być wygenerowanie odpowiedniego zbioru kryteriów oceny, a następnie radzenie sobie z ową wielokryterialnością. Parametry efektywnościowe czy sprawnościowe, które mają stanowić podstawę takiej oceny, zależą bowiem także od bardzo wielu innych, równolegle oddziałujących czynników, często wzajemnie w złożony sposób ze sobą powiązanych. W tych okolicznościach wypreparowanie i pomiar wpływu rozwiązań systemowych w zakresie organizacji i zarządzania na przebieg i wyniki procesu funkcjonowania organizacji jest wyjątkowo trudne, jeśli nie niemożliwe. Spotykane często w podobnych okolicznościach próby, oparte na pomiarze zmian w wynikach ekonomicznych (finansowych) w określonym czasie i wiązanie ich z wprowadzonymi w tym czasie zmianami w systemie zarządzania (jako przyczyną), są dalekie od doskonałości, a nawet – śmiem twierdzić – często dalekie od akceptowalności. Tu nie ma miejsca na szerszą i głębszą analizę tych kwestii. Chodziło mi bowiem tylko o to, by zasygnalizować kolejny, niezwykłej doniosłości i złożoności obszar tematyczno-problemowy, który może być źródłem wielu poważnych uchybień w badaniach prowadzonych na różne potrzeby w naszej dyscyplinie. Bo przecież uchybienia w ocenach to uchybienia we wnioskowaniu, a na to badacz nie powinien się narażać, nie powinien się godzić.

Refleksja końcowa

Zmieszczone wyżej wywody dostarczają, jak sądzę, duży ładunek godnych poważnej refleksji i szerokiej dyskusji zagadnień różnej natury (psychologicznej, socjologicznej, organizacyjnej, a nade wszystko metodologicznej), leżących u podstaw racjonalności i efektywności procesów badawczych w naukach o zarządzaniu w ich aktualnych uwarunkowaniach i na obecnym etapie ich rozwoju. Nie zamierzam, bo chyba nie potrafiłbym sensownie, tworzyć katalogu tematów lub pytań, nad którymi warto się pochylić w pierwszej kolejności. Pozostawiam to inwencji Czytelnika. Nie uzurpuję sobie także prawa do nieomylności i trafności moich poglądów (z towarzyszącymi im wątpliwościami) w poruszanych kwestiach. Gdyby jednak udało się zdobyć przekonanie lub uzyskać potwierdzenie co do ich (poglądów) słuszności u przeważającej części przedstawicieli środowiska naukowego naszej dyscypliny, może wielu błędów, a w konsekwencji niepowodzeń w jej dalszym rozwoju, dałoby się uniknąć. Aktualnie dominująca narracja w kwestiach pożądanych kierunków rozwoju działalności badawczej w naukach o zarządzaniu (o czym wspomniałem na wstępie) wydaje się bowiem zbyt jednostronna, nie dość holistyczna, by dobrze służyć długookresowemu rozwojowi tej dyscypliny. Przypuszczam ponadto, że z podobnymi dylematami mierzą się i inne dyscypliny, zwłaszcza w naukach społecznych, ale to już pozostaje poza moim aktualnym zainteresowaniem.

prof. dr hab. Jan Lichtarski, profesor emerytowany,

wcześniej związany z Katedrą Ekonomiki i Organizacji Przedsiębiorstwa

Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu

Dyskusja (1 komentarz)
  • ~Hej 24.05.2022 17:07

    Nie ma związków przyczynowo skutkowych, a jeśli to bezpośrednie u krótkoterminowe, reszta to pętle przyczynowo skutkowe co znaczy ze korelacja wystarcza