Żeby robić badania na światowym poziomie, musimy stawiać na współpracę. Jeżeli chcę w moim projekcie czerpać z ekspertyzy kolegów z zespołu i uprawiać lepszą naukę, to nie powinnam być niejako zmuszana do kalkulacji, czy „opłaca” mi się mieć o jednego współautora więcej – pisze dla FA dr Elżbieta Wątor z Małopolskiego Centrum Biotechnologii UJ, odnosząc się do tegorocznego rozdania ministerialnych stypendiów dla wybitnych młodych naukowców.
W 2023 roku wraz z zespołem badawczym pod kierownictwem mojego promotora dr. hab. Przemysława Grudnika opisaliśmy molekularny mechanizm pierwszego etapu unikalnej modyfikacji potranslacyjnej – hypuzynacji. Badania były prowadzone w ramach dwóch grantów Narodowego Centrum Nauki: OPUS (mojego promotora) oraz PRELUDIUM (mój). Dodatkowo na realizację części eksperymentów z wykorzystaniem techniki spektrometrii mas zaplanowanych w Philipps-Universität w Marburgu uzyskałam prestiżowe stypendium Deutscher Akademischer Austauschdienst (DAAD). Całość badań zajęła kilka lat, a sam proces recenzji artykułu – kolejnych kilka miesięcy. W końcu w marcu 2023 roku praca została opublikowana w prestiżowym czasopiśmie Nature Communications (200 punktów na liście ministerialnej, IF = 14.7). Nasza praca została bardzo dobrze przyjęta przez grono eksperckie i została wyróżniona w Nature Chemical Biology jako Research Highlight, a także przedstawiona w sekcji Editor Highlights w Nature Communications. Artykuł stał się zdecydowanie najmocniejszym punktem w moim naukowym życiorysie i w ciągu ostatniego półtora roku pomógł mi w staraniach o stypendia L’Oreal Dla Kobiet i Nauki oraz START Fundacji na rzecz Nauki Polskiej.
W grudniu ub.r. złożyłam również wniosek o stypendium Ministra Nauki dla wybitnych młodych naukowców. Nie po raz pierwszy zresztą. Ale mając taką publikację w dorobku, liczyłam, że mój wniosek zostanie lepiej oceniony niż poprzednio. Jednak już na etapie wypełniania aplikacji i po zapoznaniu się z kryteriami oceny, zdałam sobie sprawę, że mogę się rozczarować. Zgodnie z informacją opublikowaną na stronie ministerstwa 15 listopada 2023 roku, przy ocenie artykułów wieloautorskich procentowy wkład młodego naukowca, a zatem maksymalna możliwa do uzyskania liczba punktów, jest korygowany w dół. Z prostych wyliczeń wynikało, że w moim przypadku przy 9 współautorach (łącznie ze mną) dostanę jedynie 20% z owych 200 punków, czyli maksymalnie 40. Tymczasem mój zadeklarowany procentowy wkład w niniejszą publikację wynosił 60% i nie uważam, by była to przesadzona wartość. Brałam udział we wszystkich eksperymentach – także tych prowadzonych w zagranicznych ośrodkach: w ramach wspomnianego stypendium DAAD czy na synchrotronie BESSY w Berlinie, przygotowywałam ponadto wszystkie ryciny i pisałam manuskrypt.
Inne osiągnięcia, jakie zgłosiłam przy ubieganiu się o stypendium, to między innymi dwa pierwszoautorskie oryginalne artykuły naukowe opublikowane w Biomolecules (IF = 4.8, 140 punktów na liście ministerialnej w momencie składania wniosku) z 70-proc. wkładem autorskim i dwoma dodatkowymi współautorami oraz w FEBS Letters (IF = 3.0, 140 punktów na liście ministerialnej w momencie składania wniosku) z 50-proc. wkładem autorskim i trzema dodatkowymi współautorami.
W czerwcu ogłoszono listę stypendystów, na której nie znalazłam swojego nazwiska. Z niecierpliwością czekałam jednak na udostępnienie oceny wniosku, żeby dowiedzieć się, jak w tym roku punktowano moje osiągnięcia. Ku mojemu zaskoczeniu, zarówno artykuł w Biomolecules (wydawanym przez MDPI), jak i w FEBS Letters, zostały ocenione znacząco lepiej niż publikacja w Nature Communications. Za ten pierwszy dostałam 105, za drugi – 73,50 punktów, czyli odpowiednio 75% i 22,5% więcej niż artykuł w Nature Communications oceniony na 60 pkt.
Jednocześnie szybkie przejrzenie dorobku osób wyróżnionych stypendium uświadomiło mi, że tak naprawdę nie trzeba mieć żadnych prac eksperymentalnych, bo znacznie bardziej „punktowo” opłacają się w tym przypadku jednoautorskie artykuły przeglądowe. Mimo najszczerszych chęci, trudno jednak porównać proces ich przygotowania z kilkuletnią pracą eksperymentalną zespołu badawczego.
Zaraz po opublikowaniu oceny wyraziłam swoją opinię na portalu X. Reakcja przerosła moje oczekiwania. Mój wpis był wielokrotnie udostępniany i komentowany, dostałam również mnóstwo prywatnych wiadomości, których autorzy dzielili się różnymi „kwiatkami” z tegorocznych wniosków. W ten sposób dowiedziałam się, że niektórzy, mimo autorstwa publikacji wieloautorskiej, otrzymali za swoje prace punkty jednak bez korygowania ich w dół ze względu na liczbę autorów. Rzeczywiście, we wspomnianej już informacji na ministerialnej stronie dopuszczono możliwość podwyższenia punktacji „za daną publikację do 100% punktów bazowych, w zależności od roli, jaką pełnił młody naukowiec, pozycji młodego naukowca na liście współautorów, wskaźnika Impact Factor czasopisma, innowacyjności tematyki badań, których dotyczy publikacja czy jakości publikacji naukowej i jej znaczenia dla rozwoju dyscypliny”. Cóż, wychodzi na to, że ani bycie pierwszym autorem, ani funkcja kierownika projektu, w ramach którego realizowane były opublikowane badania, ani też pionierskie wyjaśnienie molekularnego mechanizmu deoksyhypuzynacji, nie są wystarczającymi przesłankami, aby otrzymać podwyższoną punktację. Nie kwestionuję wartości moich własnych artykułów w Biomolecules czy FEBS Letters. Jest w nich kawał porządnej biologii strukturalnej, ale nie ma porównania do ilości zasobów i mojego wysiłku, które pochłonął projekt opisany w Nature Communications.
Chciałabym być dobrze zrozumiana – nie chodzi mi o to, że stypendium nie dostałam, nie jest moją rolą wskazywanie, kto konkretnie na nie zasłużył, a kto nie. Problem, na jaki zwracam uwagę, to kryteria, które są niejasne i zmienne z roku na rok. Poprzednim razem, niezależnie od pozycji na liście autorów, dostawało się tyle punktów, ile dane czasopismo miało w ministerialnym wykazie. To również nie były idealne kryteria, bo dyskryminowały osoby z największym wkładem, a promowały naukowców „dopisywanych” do listy autorów. Obecnie dochodzi z kolei do jawnej dyskryminacji prac wieloautorskich.
Nauka to gra zespołowa i w badaniach biologicznych trudno wyobrazić sobie artykuł, który miałby jednego autora. Inaczej pewnie wygląda sytuacja w naukach humanistycznych czy ekonomicznych. Żeby robić badania na światowym poziomie, musimy jednak stawiać na współpracę. Jeżeli chcę w moim projekcie doktorskim czerpać z ekspertyzy kolegów z zespołu czy instytutu badawczego i uprawiać lepszą naukę, to nie powinnam być niejako zmuszana do kalkulacji, czy „opłaca” mi się mieć o jednego współautora więcej. Oczywiście, nie piszę tu o kolejnej zresztą patologii systemu w postaci „dopisywania” autorów.
Na przestrzeni ostatnich lat, średnia liczba autorów w artykułach publikowanych w czasopismach, takich jak Nature czy Science, rosła i obecnie często przekracza 20. Wynika to głównie ze zwiększającej się złożoności badań oraz współpracy międzynarodowej i międzyinstytucjonalnej (na marginesie – promowanej np. przez FNP czy NCN). Większość współczesnych badań wymaga po prostu wkładu specjalistów z różnych dziedzin. Te zmiany odzwierciedlają ewolucję nauki w kierunku bardziej złożonych, interdyscyplinarnych projektów badawczych, przy realizacji których wymagana jest kooperacja wielu badaczy z różnych dziedzin i ośrodków. Mamy w naszym kraju przykłady programów, w których proces oceny wniosków jest przeprowadzany rzetelnie, w oderwaniu od tzw. punktozy (np. stypendium START FNP) i gdzie na dorobek młodego naukowca patrzy się całościowo. W innym przypadku nietrudno o absurd polegający na tym, że pierwszoautorska praca w Nature czy Science może być za małym osiągnięciem w porównaniu z pięcioma pierwszoautorskimi pracami przeglądowymi np. w Pedagogice Katolickiej, która przy ocenie wniosków w tegorocznej edycji stypendiów dla wybitnych młodych naukowców miała jeszcze 200 punktów.
Elżbieta Wątor
Od redakcji: Wysłaliśmy do Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego kilka pytań dotyczących tegorocznego konkursu o stypendia dla wybitnych młodych naukowców. Oczekujemy na odpowiedź.
Nature Comms ma okolo 15% acceptance rate, nie przesadzajmy z ta trudnoscia, tam jest po prostu superdrogo.
To ile ma pan/pani artykułów w Nature Comm?
Świetny tekst. Po pierwsze kwestia roli pracy zespołowej w obecnej nauce, ale po drugie kwestia transparentności oceny wniosków (zwłaszcza korygowanie punktów w oparciu o kryteria uznaniowe).
Ocena wniosków w ostatniej edycji stypendium jest oczywiście o niebo lepsza niż za Czarnka, ale - w mojej ocenie - nadal jest wadliwa i nie do końca przejrzysta, na co wskazywałem w komentarzu (tu na FA) zaraz po ogłoszeniu listy.
Mówiąc całkiem wprost, w moim zespole jest kilkoro młodych naukowców, których dorobek regularnie znajduje uznanie w oczach międzynarodowych recenzentów - mają na koncie prestiżowe granty oraz 'pierwszoautorskie' artykuły w naprawdę dobrych czasopismach, także tych za 200 pkt (wg listy sprzed zmian Czarnka - oczywiście rozumiem ograniczenia punktacji, ale to inny temat). Natomiast w konkursach na stypendium ministra ich dorobek jest regularnie oceniany dość nisko. Czy zasługują na stypendium to inna kwestia (moim zdaniem tak, bo ich dorobek wg mnie nie odbiega od dorobku laureatów z dyscypliny, ale rzecz jasna w tej ocenie nie jestem obiektywny i nie mam pełnego wglądu) - chodzi mi natomiast o to, że ta rozbieżność oceny w tym konkursie względem innych form oceny wskazuje, że tu może być problem.
Ten konkurs powinien mieć jawne sposoby oceniania w momencie składania papierów, a nie co roku inne. Człowiek próbuje każdego roku się poprawić a okazuje się, że zasady znów się zmieniły i dostaje jeszcze mniej punktów niż rok wcześniej. Ja osobiście byłam pierwszym autorem we wszystkich eksperymentalnych pracach 3 miały 200 punktów ministerialnych, 2 były po 140 a dostałam 255 puntów za te publikacje. W publikacjach miałam od 4 do 6 współautorów.
Za mało miała Pani artykułów w MDPI. Spokojnie starczyłoby miejsca aby upchać jeszcze kilka w dorobku. Wstyd. Jestem zaskoczony, że ma Pani jeszcze czelność publicznie wchodzić w krytykę. Stypendia w tym roku były przyznawane w dotychczas najbardziej transparenty sposób.. I widać skuteczności Pani tym razem zabrakło. Proponuję założyć profil na wikipedii., ale tuż po tym jak wróci Pani z post-doca w polskiej grupie. Też będzie Pani to sprzedawać w dorobku habilitacyjnym jako międzynarodowe doświadczenie? Niesamowite.
Ale przecież o to chodzi w tym stypendium. Jest to nagroda indywidualna, która ma doceniać indywidualne osiągnięcia naukowca. A nie być dodatkową nagrodą dla osób, które miały szczęście trafić do dobrego zespołu badawczego, co zazwyczaj jest kwestią przypadku.
Jeżeli na Twojej uczelni, to kto trafia do dobrych zespołów badawczych jest kwestią przypadku, to cóż, współczuje. U nas miejsca na takie przypadki nie ma.
Co do zasady, nie ma sprawiedliwej, uniwersalnej dla każdej dyscypliny, formy oceny wniosków. Z jednej strony system punktowy pozawala na pewnego rodzaju kwantyfikację osiągnięć, ale z drugiej strony jest tam mnóstwo czasopism z MDPI, które nie korelują bynajmniej ze słowem "wybitny". I mamy sytuację w której stypendysta ma 4/5 publikacji właśnie z tego wydawnictwa. Co więcej, okazuje się, że można zbierać punkty w czasopismach z poza swojej dyscypliny (patrz lista Elektrotechnika itd.). Wniosek jest prosty, stypendium ministra można otrzymać "inwestując" w publikacje MDPI. Niestety, coraz większe grono ekspertów jest "skażone" tym wydawnictwem więc nie ma już mowy o jakimkolwiek ostracyzmie. Kryterium zwiększania udziału miało by sens tylko wówczas, kiedy wszyscy eksperci w danej dziedzinie ocenialiby wnioski na zasadzie kolegium, a nie indywidualnie. Mój osobisty przykład (4/5 IEEE) - tylko w jednej publikacji ekspert uznał, że warto podnieść udział do 100 % (200p.). Pozostałe (140p.) w jego ocenie na to nie zasłużyły mimo wkładu, w zależności od publikacji 70%, 80%.
Młoda rozwydrzona gówniara, która nie dostała kasy i tyle.
Jak zawsze system jej zły, tylko JA jestem najlepsza, przecież zasługiwałam...
Oczywiście, że zasługiwała. Według Scopus, w Nature Communication w 2023 opublikowane 97 publikacji, w których co najmniej jeden autor posiadał polską afiliację. Z perspektywy nauk o zdrowiu to duże osiągnięcie, w szczególności dla doktorantki.
Nie dziwne, że tak mało jeżeli mało kogo stać na wydanie 30 tysięcy złotych na to czasopismo...
Nie wiem jak jest w Nature Communications, ale w innych podobnej klasy czasopismach z tej grupy płaciłem 1/3 ceny ze strony internetowej, bez ubiegania się o zniżki itp.
Niestety, w Nature Communications cena jest, jaka jest, około 25 tysięcy na ten moment. Co jest, moim skromnym zdaniem, jednym z najbardziej obrzydliwych skoków na kasę na tym - już i tak bardzo brzydkim - rynku. Nie ma żadnego uzasadnienia dla takiej kwoty. Recenzenci, a jakże, pracują za darmo. Nawet gdybym wyprodukował kiedyś papier, który mógłby tam trafić, to bym go tam nie wysłał. Po prostu bym się brzydził. MDPI przy tym to pikuś.
Smutne, że prof. najstarszej polskiej uczelni posługują się publicznie takimi sformułowaniami jak spod przysłowiowej "budki z piwem".
I potem szczere zdumienie, że profani domagają się "kontroli społecznej podatnika" nad akademikami...
Nie, artykuł bardzo trafnie pokazuje wady bieżącego systemu oceniania wniosków i utwierdza w przekonaniu, że szkoda czasu na aplikowanie bez określonej liczby artykułów, które odpowiednio "wpasują się w klucz". O ironio, 10 lat temu człowiek był oceniany na maturze wg "wpasowania się w klucz". Okazuje się, że "klucz odpowiedzi" pozostał, tylko w innej formie i nie tam, gdzie powinien być...
No cóż, bardzo trafne.
W moim przypadku również podobnie, choć trochę inaczej - moje prace realizowałem wraz ze studentami, ze skutkiem publikacyjnym w czasopismach +140pkt.
Oczywiście udzial w pracy dzielony w sposób uczciwy, tak by młodszych kolegów nie oszukać i odpowiednio i sprawiedliwie określić udział w pracach kazdego z autorow.
Skutek bardzo podobny jak u autorki artykułu.
Pocieszające jest jednak, że studenci stypendium ministra dla studentow otrzymali, co umożliwiło im kontynuować rozwój w strukturach instytutu, a ja szczęśliwie spłaciłem kredyt dzięki chałturom z przemysłu.
W naukach STEM prace przegladowe (reviews) w ogole nie powinny byc brane przy okreslaniu dorobku naukowego.
Dlaczego? Dlatego, ze nie pokazuja one absolutnie zadnego nowego odkrycia naukowego oraz nie odzwierciedlaja wkladu w rozwoj swojej dziedziny wiedzy.
Sztuka stawiania pytania autentycznego, nie sprawdzającego, jest największym przełomem jaki można dokonać, gdyż pyta się o to czego się nie wie. W tym kontekście dobre sformułowanie pytania o potrzebę pracy przeglądowej jest tak samo dużym wyzwaniem jak naciskanie guzika w kolejnym NGSie, czy innym urządzeniu.
@MRV
Pytanie "o potrzebę pracy przeglądowej" jest albo stawiane przez samych autorow i wtedy proponowane konkretnemu czasopismu, albo ta potrzeba jest definiowana przez czasopismo i autor jest zaproszony do napisania review. Jednak zadna z tych sciezek nie jest takim wyzwaniem, a jakim Pan/Pani pisze. Tak wiec z tym argumentem sie nie zgadzam.
Co wiecej, zawartosc pracy przegladowej (i o tym wlasnie pisze w komentarzu powyzej) to tak zwane "literature review". Autor/autorzy najzwyczajniej w swiecie zbieraja razem informacje juz opublikowane. Oczywiscie, dobrze napisana przegladowka jest bardzo pomocna - stad cytowania reviews sa zwykle bardzo wysokie, a pisma ktore reviews publikuja maja niezwykle wysokie impact factors (np. Nat. Rev. Mol. Cell Biol. IF=81.3). Jednak publikujac przegladowke autorzy nie przyczyniaja sie do popchniecia granic wiedzy. Nie odkrywaja niczego nowego. Dlatego tez sadze, ze przegladowki nie powinny liczyc sie przy ocenie pracy naukowej.
Dodatkowo, mozliwosc napisania pracy przegladowej czesto zalezy od szefa labu, w ktorym sie pracuje. "Wazne osobistosci" dostaja zaproszenia z bardzo dobrych czasopism tak wiec okazja do opublikowania w pismie o wysokim IF nie zalezy wtedy od pracy danej osoby, tylko jak "wazny" jest jego/jej szef lub szefowa, co nie wydaje mi sie sprawiedliwe.
Podobnie wypowiadałem się na innym wątku na Forum Akademickim. Niestety w pełni poperiam tezę tego artykułu. Ogólnie w każdej dziedzinie panują trochę zasady, które czasami są znacznie różne od tego, co w jednej działce jest przyjęte za standard.
W mojej dziedzinie, eksperymentlana fizyka wysokich energii - skomplikowane eksperymenty prowadzone przez współprace ("kolaboracje") wielu tysięcy osób w ośrodku takim jak CERN (Europejska Organizacja Badań Jądrowych) w Genewie charakteryzują się tym, że w KAŻDEJ publikacji eksperymentalnej jest zawsze alfabetyczny spis WSZYSTKICH członków danej kolaboracji. Wynika to z tego, że eksperymenty sa skomplikowane, dane są wielopoziomowe, wymagają szeregu procesów zanim zostaną przerobione do finalnego formatu, który wykorzystuje finalna mała grupka osób, analizująca dane.
Przykład takiego artykułu w Nature z mojego eksperymentu ("ALICE"):
https://www.nature.com/articles/s41586-022-04572-w
Jak widać artykuł jest podpisany "ALICE Collaboration", ma ponad tysiąc autorów w alfabetycznym porządku a opis wkładu, kto co zrobił jest bardzo lakoniczny:
"Contributions
All authors have contributed to the publication, being variously involved in the design and the construction of the detectors, in writing software, calibrating subsystems, operating the detectors and acquiring data, and finally analysing the processed data. The ALICE Collaboration members discussed and approved the scientific results. The manuscript was prepared by a subgroup of authors appointed by the collaboration and subject to an internal collaboration-wide review process. All authors reviewed and approved the final version of the manuscript."
Inny przykład to artykuł z prestiżowego Physical Review Letters:
https://journals.aps.org/prl/pdf/10.1103/PhysRevLett.127.172301
Jak widać, w tej sytuacji proste dzielenie przez liczbę autorów nie ma żadnego sensu. W eksperymentalnej fizyce wysokich energii istnieje specjalny dokument, memorandym napisane przez Europejskie Towarzystwo Fizyczne oraz Europejskie Konsorcjum dla Przyszłych Akceleratorów, które tłumaczy, że typowe parametry, jak indeks H, liczba cytowań, itp. nie mają sensu dla członków dużych kolaboracji eksperymentalnych i są wprowadzające w błąd (https://cds.cern.ch/record/2014643). Tutaj MUSI być to ocena ekspercka oparta na listach referencyjnych, nie da się tego zrobić prostą tabelką w Excelu.
Zgadzam się, również w moim przypadku pomimo bycia wiodącym autorem 5 publikacji (czasopisma po 100, 140, 200 pkt), w tym we współpracy międzynarodowej, punktację skorygowano w dół przez wiekszą liczbę autorów. Publikacje z mniejszą liczbą autorów w mniej wpływowych, ale relatywnie wysokopunktowanych 'drapieżnych' mdpi i/lub bez współpracy międzynarodowej dają o wiecej punktów w tym konkursie...
A może powinno się oceniać jedynie prace gdzie ktoś jest autorem wiodącym (pierwszym lub korespondencyjnym). Dodatkowo w naukach eksperymentalnych nawet jeśli jest wielu autorów publikacji w czasopiśmie „high-impact" to i tak praca (często wieloletnia i intensywna) pierwszego autora jest porównywalna lub nawet większa niż w pracach HS gdzie jest 1 lub niewielu autorów, także takie autorstwo powinno być odpowiednio wysoko punktowane.
Poza tym kiedyś stypendium to było zarezerwowane dla osiągnięć w polskich jednostkach a teraz chyba tego wymogu już nie ma, co również jest niesprawiedliwe bo w zachodnich jednostkach jest znacznie łatwiej zrobić i opublikować prace „wysoko”.
Te stypendium jest banalne żeby je dostać… wiem bo sama dostałam… generalnie mnie dziwi że ludzie są tak leniwi że nie chce im się o nie aplikować…mówię o mojej Uczelni.
Żeby to miało sens jak na zachodzie możne by bazować na Impact factor w zależności od wkładu jako 1 autor, autor korespondencyjny lub senior:
Dodatkowo uwzględnić tylko te prace z Q1 albo Q2 i byłoby po sprawie bo nagle się okaże że tych wybitnych to rzeczywiście jest niewiele …
Tak wiem że nie każda dziedzina czy dyscyplina się załapie na IF bo przecież większość humanistow nie potrafi publikować…
Sorry ale taka prawda. Jak ktoś chce to potrafi. Zobaczcie na Emanuel Kulczyckiego. Facet robi badania na światowym poziomie . Można?można
Zasady przyjęte w tym roku są i tak najbardziej sprawiedliwe i zrównoważone w kwestii punktacji artykułów wieloautorskich w stosunku do reguł obowiązujących w latach poprzednich.
W ubiegłym roku, tak jak zresztą wspomniano w artykule, każdy autor dostawał 100% punktów, niezależnie od swojego wkładu czy liczby autorów. Prowadziło to do licznych patologii. Na przykład w mojej dyscyplinie stypendium otrzymała osoba, której większość dorobku stanowiły wieloautorskie publikacje w których wiodącymi autorami byli naukowcy z zagranicznych uczelni i były one wynikiem kolaboracji naukowej promotora, który dopisywał swojego doktoranta do publikacji powstających w ramach swojego projektu.
Z kolei dwa lata temu punktacja była obliczana poprzez proste podzielenie punktów przez liczbę autorów, bez uwzględnienia faktycznego wkładu danego naukowca czy też jego pozycji na liście autorów. Było to więc także skrajnością, tylko że z drugiej strony. I równie niesprawiedliwe, ponieważ wykluczało z gry osoby publikujące w zespołach >= 3 osób.
System przyjęty w tym roku, polegający na uwzględnianiu zadeklarowanego wkładu procentowego, ale z pewnymi limitami wynikającymi z liczby autorów, jest więc kompromisowym rozwiązaniem i wydaję się najbardziej rozsądny i sprawiedliwy. Szczególnie, że został wprowadzony wyjątek pozwalający na zignorowanie limitów wynikających z liczby autorów, jeśli wkład wnioskodawcy w daną publikację był faktycznie istotny. Jak wynika z artykułu, w przypadku autorki ta reguła nie została zastosowana, pomimo tego że była pierwszym autorem i kierownikiem projektu w ramach którego powstały publikacje. Tak nie powinno się zdarzyć i wymaga to wyjaśnienia. Eksperci oceniający wnioski w jej dyscyplinie powinni przedstawić jakimi kryteriami kierowali się w podwyższaniu punktacji.
Ale tak jak już wspomniałem, to nie ogólne zasady są problemem (bo tutaj nic bardziej sprawiedliwego i zrównoważonego raczej nie da się wymyślić), lecz sposób działania ekspertów w tej konkretnej dyscyplinie. Stanowi to także przestrogę przed często pojawiającymi się, także na łamach Forum Akademickiego, pomysłami postulującymi wprowadzenie w konkursie oceny eksperckiej "patrzącej na dorobek całościowo" zamiast punktowej. Jak widać na przykładzie opisanym w artykule, to właśnie czynnik ludzki stwarza największe możliwości manipulacji czy niesprawiedliwej oceny. Rola ekspertów w ocenie wniosków powinna być zmniejszana, a nie zwiększana.
Mechanizm "zignorowania limitów" najwidoczniej działał tylko tam gdzie miał zadziałać. Ja zgłosiłem artykuł w czołowym czasopiśmie w mojej dziedzinie, 200pkt na liście ministerialnej. Byłem głównym autorem i miałem tylko jednego współautora. I to nie wystarczyło na zignorowanie limitów. To nie wiem co by wystarczyło? Dzięki temu stypendium mnie ominęło :) Żadnych artykułów z MDPI, tylko "nie-budzące-wątpliwości" wydawnictwa, 4/5 główny autor i żadne nie zasłużyło na wyjątek :).
Dlatego, tak jak wspomniałem, należy zmniejszać rolę ekspertów w ocenie, a najlepiej ją całkowicie wyeliminować. Rozwiązaniem mogłoby być na przykład automatyczne ignorowanie limitów w sytuacji gdy młody naukowiec jest pierwszym autorem publikacji.
Natomiast proponowany przez autorkę proces oceny wniosków w którym "na dorobek młodego naukowca patrzy się całościowo, w oderwaniu od liczby punktów" jest krokiem w przeciwną stronę i oznacza przyznanie kluczowej roli indywidualnym opiniom ekspertów. Wtedy to już na pewno stypendium będą dostawać "tylko ci co mają dostać".
W momencie, w którym możemy zgłosić tylko 5 publikacji, taki system nie jest sprawiedliwy, bo penalizuje osoby pracujące w zespołach. Zachęca do pisania artykułów jednoautorskich, żeby uzyskać maksymalną liczbę punktów. Co wskazuje wyżej autorka.
Przyjmując kryteria przydziału punktów z podziałem na liczbę autorów, najsprawiedliwszym byłoby umożliwienie zgłoszenia jak największej liczby publikacji. W tym przypadku osoba pisząca jednoautorskie publikacje dostaje przykładowo 140 pkt., a osoba pracująca w zespołach musi wykazać kilka publikacji, aby zrównać się punktami.
Kryteria dzielące punkty na liczbę autorów obowiązywały dwa lata temu. I zgadzam się, że były niesprawiedliwe. Tegoroczne kryteria dają możliwość przyznania większej liczby punktów niż wynika z podziału na liczbę autorów w sytuacji gdy młody naukowiec miał istotny wkład w powstanie danej publikacji. Problem, jak wynika z artykułu, pojawił się w indywidualnych dyscyplinach, gdzie eksperci tego wkładu nie dostrzegli i nie przyznali tej większej liczby punktów w przypadkach w których powinny one zostać przyznane. Ale tak jak wspomniałem, problemem jest tutaj postępowanie ekspertów, a nie przyjęte reguły. Według obecnych reguł osoba pracująca w zespołach także może wykazać 5 publikacji i dostać za każdą, załóżmy, 90% * 140 pkt. Pod warunkiem, że miała taki wkład w ich powstanie, a eksperci w danej dyscyplinie prawidłowo zadziałają i ten istotny wkład dostrzegą.
Usunięcie limitu 5 publikacji spowodowałoby, że bardziej opłacałoby się wykazać większą liczbę słabych publikacji, niż starać się publikować publikacje wybitne. A stypendium jest przecież dla "wybitnych młodych naukowców", a nie dla tych co stworzą manufakturę i wyprodukują masowo dużą liczbę słabych publikacji. Poza tym sytuacja kiedy większa liczba publikacji przekładałaby się na większą liczbę punktów, a praca w zespołach byłaby oceniana tak samo jak indywidualna, doprowadziłaby błyskawicznie do powstania spółdzielni współautorskich i inflacji liczby autorów, ponieważ byłaby to sytuacja win-win -- na dopisywaniu się zyskiwałyby wszystkie strony. Przy obecnych regułach takie dopisywanie nic nie daje i nie jest promowane.
"Tegoroczne kryteria dają możliwość przyznania większej liczby punktów niż wynika z podziału na liczbę autorów w sytuacji gdy młody naukowiec miał istotny wkład w powstanie danej publikacji."
"Według obecnych reguł osoba pracująca w zespołach także może wykazać 5 publikacji i dostać za każdą, załóżmy, 90% * 140 pkt."
~ po pierwsze, te kryteria umożliwiały zwiększenie udziału procentowego w przypadku maksymalnie dwóch zgłoszonych publikacji. Po drugie, jest to robione subiektywnie, bez uwzględnienia, czy autor był pierwszym, ostatnim, czy korespondencyjnym. Po prostu mechanizm do premiowania swoich. Także nie może dostać we wszystkich publikacjach takiej punktacji.
" Problem, jak wynika z artykułu, pojawił się w indywidualnych dyscyplinach, gdzie eksperci tego wkładu nie dostrzegli..."
~ Nie wiemy, gdzie pojawił się problem. Wiemy tylko tyle, ile ktoś napisze. Mógł pojawić się wszędzie, tylko nie mamy danych i ich mieć nie będziemy. Dopóki nie będziemy mieli jawnych recenzentów i wyników ocen poszczególnych osób, możemy tylko gdybać.
"Usunięcie limitu 5 publikacji spowodowałoby, że bardziej opłacałoby się wykazać większą liczbę słabych publikacji, niż starać się publikować publikacje wybitne. A stypendium jest przecież dla "wybitnych młodych naukowców", a nie dla tych co stworzą manufakturę i wyprodukują masowo dużą liczbę słabych publikacji."
~ Teraz ta wybitność, przynajmniej w moich naukach o zdrowiu, oznacza umiejętność obchodzenia systemu. W naukach o zdrowiu pracuje się w zespołach, często wymaga tego metodologia poszczególnych typów prac. Przykładowo, w randomizowanych badaniach klinicznych wymogiem wysokiej jakości badań jest zaślepienie (blinding) osób oceniających nasze mierniki efektywności (outcome measures) oraz tych, którzy dostarczają interwencję w grupach. Te osoby muszą być kimś innym niż osoba, która zaprojektowała badanie, w innym przypadku powoduje to bias w RCT. Czyli na wstępie w takim badaniu mamy minimum 3 autorów: twórca badania, osoba oceniająca, osoba prowadząca interwencje. Często dochodzi też project administrator, ponieważ z założenia jest to osoba bezstronna. W idealnych warunkach tym osobom płacimy za usługi, ale w polskich warunkach niestety często jedyną formą gratyfikacji jest miejsce w artykule, bo nie stać nas na płacenie.
W innym typie badań, meta-analizie, znów metodologia wymuszą większą liczbę osób do zrobienia systematycznego przeglądu (minimum dwie osoby) oraz oceny ryzyka stronniczości (risk of bias, minimum dwie osoby). Tutaj już nie płacimy, to są standardowi współautorzy. Jeśli się do tego nie zastosujemy, nasze badanie będzie uznane za słabej jakości, bez możliwości prezentowania wyników w bardziej prestiżowych miejscach.
Dwa wskazane wyżej przykłady to badania ze szczytu piramidy dowodów naukowych w naukach o zdrowiu: meta-analizy na szczycie, to na nich opiera się cała najnowsza wiedza medyczna oraz RCT, na których to z kolei opierają się meta-analizy dotyczące efektywności terapeutycznej. Innymi słowy, jeśli chcemy robić najlepszej jakości badania, musimy mieć więcej niż jednego autora. Pozostałe typy prac, np. badania obserwacyjne, case-studies/series także trudno jest przeprowadzić samemu.
". Poza tym sytuacja kiedy większa liczba publikacji przekładałaby się na większą liczbę punktów, a praca w zespołach byłaby oceniana tak samo jak indywidualna, doprowadziłaby błyskawicznie do powstania spółdzielni współautorskich i inflacji liczby autorów, ponieważ byłaby to sytuacja win-win -- na dopisywaniu się zyskiwałyby wszystkie strony. "
~ Rozumiem i oczywiście się zgadzam. Być może rozwiązaniem byłaby możliwość zgłaszania tylko publikacji, w których młody naukowiec jest pierwszym lub ostatnim autorem. Pierwszy to wiadomo, a ostatni w moich naukach to senior autor, najważniejsza pozycja do profesury zwyczajnej.
Podział na liczbę autorów w tym roku był ok. Bo też nie był proporcjonalny i np. 3 autorów = 2 autorów. Ale o tym kto otrzymał stypendium tak naprawdę decydowała arbitralna decyzja eksperta bo różnice "w czołówce" właśnie były na tym poziomie że zależały od tego kto dostał wyjątek.
Zgadzam się w pełni. Aktualnie ten konkurs stoi na głowie i nie promuje niczego dobrego. Mam pracę pierwszoautorską za IF 15,5 ale jest 20 współautorów bo stosowaliśmy wiele technik i się zastanawiam czy podstawiać, bo być może lepiej by było jednoosobowo napisać pracę przeglądową do polskiego czasopisma ...
Bywają też sytuacje, że naukowcy publikują prace w czasopismach czy zeszytach specjalnych, których sami są redaktorami - publikują u siebie.
O co jest ta kłótnia? Stypendium jest nagrodą indywidualną. Jeżeli publikacja jest wieloautorska, to jak mówic o wybitności młodego naukowca skoro wkład w publikację to 100%, to przydzielając punkty współautorom ile zostaje dla tego młodego? Był wiodący - okej, ale czemu ma SOBIE przypisywać sukces całego zespołu? Nie bądźmy śmieszni. Można dobrze trafić i zostać współautorem lub po prostu dopisanym do bardzo dobrego artykułu. Jeśli ktoś jest wybitny, to może mieć jedna taka wielka publikację, a obok tego inne, mniejsze, wcale nie publikowane w MDPI, gdzie młody naukowiec może być wiodący, pierwszy, korespondencyjny. I to jest wybitność, a nie szczycenie się jedna dużą publikacją, gdzie jest się jednym z wielu autorów, z rozcieńczonym wkładem w powstanie tego artykułu.
Autorka jako argument podaje to, że była kierownikiem projektu - za kierowaniem projektem dostała punkty w innej kategorii, więc już nie popadajmy w paranoję, bo co - projekt i monopol? Mało tego - osoba wybitna dostaje projekty, odbywa staże zagraniczne, dobrze publikuje i... odznacza się samodzielnością! Czyli ma wiodący i niezaprzeczalny wkład w powstanie publikacji. Osoby, które tak biadola, że stypendium nie dostały, czesto mają "tylko" publikacje, a gdzie granty, stypendia zagraniczne, nagrody? No własnie... Stypendium dostaje ten, kto zasłużył. Jak ktos nie dostał, to znaczy, że byli lepisi.